Jak się czasem rozmarzymy , to zastanawiamy się jak będzie fajnie jak będzie z nami nasze maleństwo. Chcielibyśmy żeby mówiło po polsku (z jedną babcią), po hiszpańsku (z drugą babcią) i najlepiej jeszcze po angielsku bo w dzisiejszych czasach angielski jest dosyć ważny. No ale zobaczymy jak nam to wyjdzie. Najpierw trzeba w końcu owocnie zadziałać.
Mam nadzieję, że na tą inseminację nie trzeba będzie czekać pół roku a jak już będzie na nią czas to sprawnie wszystko zadziała. Tak bardzo, bardzo, baaaardzo bym już chciała czuć pod moim sercem małą istotkę, którą będziemy kochać najbardziej na świecie..
ach..
Jak wiadomo absolutnie nie czekam aż się @ pojawi, wręcz czekam że się jednak NIE POJAWI..no ale jak my wszystkie nie chcę zapeszać ani się nastawiać. Pewnie świnia przypłynie jutro albo co gorsza w poniedziałek.
Śmieszny jest ten okres oczekiwania aż "nie przyjedzie" ale za jednym razem nie robienie testu żeby się nie rozczarować bo w takich kiku dniach gdzieś głęęboko głęęboko na tyłach serduszka i umysłu tli się niesamowicie przyjemna iskierka nadziei że to MOŻE JUŻ TERAZ...
Wolę udawać, że nic się nie dzieje i nie myśleć tylko pogodzona z kolejnym nieudanym cyklem szykować się mentalnie na następny.
Ginka pewnie będzie miała co analizować jak przyjdą wyniki hormonów z 22 dnia cyklu, skoro od 3 dni zamiast normalnej ciotki mam rano leciutkie oznaki, a potem cisza. Dzis rano już myślałam, że dostałam bo zamiast różowo bylo pomarańczowo na papierze, ale teraz nawet po dogłębniejszym zbadaniu sprawy ( ) nie ma nic..
Poczekam z testem do poniedziałku, albo lepiej wtorku żeby nie zaczynać rozczarowaniem tygodnia...Ogólnie jestem niepoprawną optymistką, ale tyle razy już podniecona robiłam test żeby znowu dowiedzieć się, ze "to nie tym razem" że w tej kwestii staram się nie robić sobie nadziei - a cieszyć się i być w siódmym niebie będę jak w końcu okaże się że nam się udało!
Grunt to "przytup" . No ale tak jak napisała maxi, lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć.
... i budować nadzieję na ewentualnych wyimaginowanych objawach.
Jednak ok..najgorszy był ten ułamek sekundy jak spojrzałam i zobaczyłam jedną, tłustą, samotną i wyraźną krechę. Ale bez załamki, mamy kolejny cykl do rozdysponowania...
Przypadkowo , wpisując w moim specjalnym innym niz tutejszy kalendarzyku, zauważyłam że plamienie wystąpiło w 10 dniu po przytulanku teraz jest 13 dzień więc jak można się spodziewać moich wniosków...."to może plamienie implantacyjne" no a "rzecz jasna" test wyszedł negatywny ponieważ możliwe, ze jeszcze nie wzrósł odpowiednio poziom hormonu, bo nie doszło jeszcze do implantacji haaaaaaa nie wiem czy śmiac się czy płakać z tej mojej naiwności.
No ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, szklanka bywa do połowy pełna lub do połowy pusta itd itd
Przepraszam, że tak tutaj Wam truję..ale już nie mam sumienia męczyć męża, bo wiem że on też się tym wszystkim przejmuje i nie może się doczekać, wiec po co jeszcze mam go bardziej nakręcać. A sam na sam z moimi myślami jest dosyć ciasno..
Niech już w końcu przyjdzie ta małpa skoro ma przyjść, a nie gmera mi w głowie swoją nieobecnością.
To znaczy nie mówię, że ich na codzień nie masz ale te bardzo do mnie przemówiły.
Tak..zgadzam się. Lepiej się nie nastawiać i nie nakręcać. Ale te myśli i nadziej są jak taka natrętna różowa mucha. Wiadomo, że szanse są mniej niż minimalne a mimo wszystko i tak bzyczy i bzyczy gdzieś tam w głowie, ze może jednak.
Nic jednak nie pozostaje innego jak cierpliwie czekać na to co przyniesie czas. Na to co przyniosą wyniki prolaktyny i wszelkie inne jakie też czekają na informację.
Kilka dni temu zdałam sobie z czegos sprawę. Nie jest to super fajne ale cieszę się, ze sobie to uświadomilam i w pewnym stopniu jestem w stanie sie z tym pogodzić... Tutaj gdzie mieszkamy, będziemy jeszcze mieszkać do maja 2014. Więc czas na kontrolowane zrobienie dzieciaczka daję sobie (dajemy ) tak najpóźniej do czerwca, lipca. Jak nie wyjdzie to starania trzeba będzie zawiesić na jakieś 6 miesięcy ponieważ w maju 2014 będzie wielka przeprowadzka..jeszcze nie wiemy na jaki kierunek postawimy i będzie kilka miesięcy utraconej stabilności więc nie byłoby fajnie jakby dokładnie w tym czasie przyszła na świat nasza dziecinka. Skoro tak strasznie strasznie czekam na ten czas, chciałabym mieć możliwość wspólnego cieszenia się naszym szczęściem w pełni tego słowa znaczeniu a nie miec na głowie podejmowanie decyzji co do kierunku gdzie będziemy mieć najlepsza ofertę dla męża, znajdowanie i wynajmowanie mieszkania, zapoznawanie z nowym środowiskiem, nową pracą ..nie mówiąc już o "tachaniu" rzeczy w kwestii typowo przeprowadzkowej. A jest to bolesny temat bo ciężko nam się było rozstać z niektórymi rzeczami przyjeżdżając z Polski do Hiszpanii obydwoje bardzo cenimy detale, a to koszulka w której mąż był jak się poznaliśmy, a to pierwsza kupiona razem parasolka, telewizor, sterta książek nie mowiąc nawet o kocie, którego przecież też bierzemy ze sobą .
Może i dlatego moja nadzieja jest tak wytrwała bo zgodnie z założeniami mamy jeszcze 4 miesiące a potem będziemy się starać od ok stycznia.. No chyba że jak to bywa samo wyjdzie w między czasie, zupełnie poza planem. Ja to zwykle wszystko muszę mieć inaczej niż normalny Kowalski, zawsze wszystko u mnie jest bardziej pogmatwane i skomplikowane , więc wszystko jest możliwe..
Jutro zrobię dla zasady test, na razie się wstrzymałam z tym działaniem cierpliwie czekając na @ oraz wyniki.
Wyniki dziś odebraliśmy i okazało się że progesteron mam wprost mikroskopijny.. bo w 22 dc wyniósł 0.6 (bez komentarza)
Mój wrodzony optymiznm zmieszany z naiwnością oraz ziarnem nadziei podpowiada, że badanie bylo robione w piątek a przytulanie w wyniku zaobserwowania super-płodnego śluuzu było w poniedziałek.. Więc może progesteron był tak niski bo owulejszon jeszcze nie nastąpiła.
No ale ty tylko takie mazy moje palcem na szkle przeznaczenia. Pomimo dziwnych porannych kropeczek krwiopodobnych w 1,2,3 dniu domniemanego wystąpienia ciotki .. oraz 7,8 i 10 dniu po terminie domniemanego wystąpienia ciotki , jakoś nie wierzę jednak żeby sie udało.
Oczywiście chciałabym strasznie, strasznie bardzo ale po zapoznaniu się z wynikami szanse z 50% zmalały jak na moje oko do 10%.
Szkoda tylko że tutaj teraz nie wiadomo ile czasu będzie trwało dobicie się do ginekolog w celu stwierdzenia co się znowu stało w moim organizmie, skoro od października/listopada @ nadjeżdżała +/- 2 dni w terminie.
Jakie to jest strasznie irytujące, że podobnie jak i Wy znajduję się w tej części kobiet które mają problem z czymś tak naturalnym jak zajście w ciąże!!!
Szkoda, że mój organizm to taki świr.. no ale cóż. Inny nie zawsze znaczy gorszy.
Taka się u mnie z niewiadomych przyczyn zrobiła kaszanka, że szok!
Ciotka spóźnia się już 18 dzień..no chyba, że te poranne 3 kropeczki krwi w 28,29 i 30 dniu cyklu to miała być własnie małpa. Ale takiej w życiu nie miałam.
Co gorsza ginka na urlopie świątecznym, do drugiej nie ma szans się w żaden sposób wkręcić, prywatnie kosztuje tutaj jak 4x wizyta w Polsce, bety nie ma więc trzeba uzbroić się w cierpliwość i spokojnie czekać:
a) aż jak z procy wystzrelę polować na moją panią gin tuz po świętach
b) aż spóźnialska się pojawi
No i pozostałe litery alfabetu muszą posłużyć m.in
c)nie wczuwaniu się w siebie
d) nie wsłuchiwaniu w od czasu do czasowe dziwne bóle jajek
c) nie rozmyślaniu czemuż to tak mokro
d) nie kombinowaniu, że może 2 test był i tak i tak robiony za wcześnie bo może implantacja była jeszcze zbyt słaba i pzoiom hormonnu za słaby itd itd
c) nie czytanie wszerz i wzdłuż for internetowych w sprawie "a może jednak jestem w 1% pomylonego testu i to jednak ciąża"
d) nie wpatrywaniu się w powiększone piersi, bo pewnie nie są powiększone i tylko mi się tak wydaje
c) na wszelki wypadek i tak lepiej spać na brzuchu, bo skoro mam tyłozgięcie to i tak nie zaszkodzi a wręcz może pomóc jako samoterapia poprawnego naginania
d) wrócić do punktu a i zacząc ponownie
Hah, takie podsumowanie przyda mi się zdecydowanie. Zaczynam się obawiać, że to na prawdę siłą woli niechcący sobie tą ciotkę tak niesamowicie opóźniłam!! Tak się wkręciłam, jak zobaczyłam w 16dc coś na kształt płodnego śluzu że chyba wkręt objął cały organizm z mózgownicą na czele.
hmm..a może jutro @ jednak przyjdzie..? W środę jedziemy na 4 dni na wycieczkę i to własciwie na narty, więc można się spodziewać na co ciocia czeka. Czeka mianowicie na to , żeby uprzykszyć wyjazd! Ale oczywiście się nie dam i pierwsze co spakuję to skrzydełka i "turbo-panties" - kolejny wymysł mojego kochanego męża. Skoro na codzień idą w ruch lekkie figi i stringi to na @ wyciągane są TURBO GATKI
Miłego tygodnia i samej słodyczy coliberek Wam życzy :*
Od jakichś 7 miesięcy ciotka przyhcodziła jak w zegarku (27-29 dni cykle) a tu taki numer...
Najbardziej normalna osoba podejrzewałaby że jest w ciąży, a co dopiero ja
No ale teraz to już wiadomo na 150% , że to tylko złosliwy psikus mojego organizmu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 kwietnia 2013, 12:20
martuska507 - takie rzeczy faktycznie sie zdarzaja, najlepiej jednak zrobic tescik
maxi - kurcze, znowu malpiszon robi Ci psikusa. Zaczynam podejrzewac, ze chyba ten klimat nam nie sprzyja Wiem, wiem e szanse sa bardzo marne. Tak jak mowilas nadzieja umiera ostatnia, a moja w tym sloniowym cyklu umarla juz kilka razy
Po Prima Aprilis zauwazylam nowa, tegoroczna mode - wkrecanie ludzi pozytywnym testem. Ani jeden z tych dowcipow nie wywolal u mnie usmiechu a wrecz oblesne uczucie zazdrosci patrzac na te powalone 2 kreski. Wiem , ze nieladnie jest zazdroscic innym ale w tym temacie po prostu nie jestem w stanie sie pohamowac, no i sie rzecz jasna wstydze tego
Znowu przyjechał dzidziuś do sąsiadów pod nami. I terroryzuje mnie jego płacz.
Terroryzuje w sensie,że ja tu staram się spokojnie skupić na pracy, nie myśleć o tych sprawach a od samego rana co jakiś czas zaczyna płakać no i mój instynkt macierzyński dostaje normalnego fioła!
Ooo..cisza..dostał pewni smoczna lub buteleczkę tudzież cysia i wszystko się wyjasnilo, już po płaczu.
Ach..tak sobie myślę, że jak w końcu będziemy mieć upragnionego bobaska to chyba wogóle nie będę spała, nic nie będę robiła tylko będę siedziała przy nim, trzymala malutką rączkę, gładziła po policzku i cieszyła się, że w końcu Bóg obdarzył nas takim szczęściem!
Nie jestem niestety niesamowicie religijna, nie praktykuję, ale wierzę w Boga. I tak cały czas się martwię, co to może być nie tak że nie chce nas pobłogosławić owocem naszej miłości..
Kurcze zaczynam lekko świrować z powodu braku tej ciotki, no ale mąż wrócił z pracy z wiązanką recept od ginki więc czym prędzej wybieram się do apteki.
1. najpierw, teraz mam wziąć progesteron, 5 dni, odstawić i powinna przyjść @
nie przychodzi najprawdopodobniej z okazji podwyższonego testosteronu..
bez sensu, że nie ma tu bety, ginka nie chciala zajrzeć i sparwdzić czy wykluczamy ciażę, no ale pocieszam się że nawet jakby to byla ciąża to prpgesteron nie zaszkodzi. Jak po 5-7 dniach nie przyjdzie ciotka to będziemy dalej myśleć, i przyciśniemy panią gin.
2. potem mam coś zacząc brać od 5 dnia cyklu
3. potem coś od 14 (ponoć na polepszenie owulacji) i od 14 dnia cyklu przytulać się co 48h
Hmm..zobaczymy czy przyniesie efekty, mam potężną nadzieję że TAK!
Najpierw trzeba jednak przywołać ciotkę, wyczyścić myśli. Postanowiłam, że od dziś codziennie będę się gimnastykować dla poprawy formy + zdrowe odżywianie. W zasadzie nawet nie gimnastykować, tylko urządzę sobie w salonie aerobik z programem online. Zobaczymy jak mi to dziś wyjdzie. Miałam plan żeby ćwiczyć codziennie rano, ale rano budzę się jakaś tak niesamowicie zmęczona, ze czuję się jak przeciągnięta przez maszynkę.
Mogłabym pójść na siłownię, ale w miasteczku w którym będziemy, mieszkać jeszcze ok roku i 2 mies sa dwie malutkie siłownie , pełne staruszków którzy się wpatrują no i...nie można się skoncentrować na ćwiczeniach.
Ok, zmykam do apteki.
ostatnią miałam 7.02
z moich wyliczeń wynika:
opóźnienia: 32 dni
długość cyklu:60 dni
fajnie, chyba słonie tak mają nie?
40 minut ćwiczeń aerobowych w domu zaliczone!
Na kolację truskawki
Humor i spojrzenie na wszystko: dziś chyba z lekkim dystansem. Cały czas zastanawiam się co tam mnie uwiera w okolicy jajników..a ze mam super wyobraźnię to mam wrażenie, ze to lekko opuchnięta macica. Logicznie rzecz biorąc skoro nie było okresu, a polega on na złuszczaniu się ścianek macicy to pewnie trochę tam tego narosło i jak ciotka się zdecyduje to będzie wprost niagara!
Bardzo się cieszę, ze w końcu mam jakiekolwiek tabletki na unormowanie wszystkiego tylko niepokoi mnie jedna drobna rzecz. Mianowicie ciągle jestem śpiąca, budze się jak przemielona przez maszynkę i mogłabym tak spać chyba do 15tej..a jak wzrośnie poziom progesteronu to może spotęgować tą senność. No a nie można przecież spać, trzeba pracować .. blee Na szczęście przy moim zawodzie i stylu pracy sama normuję sobie czas pracy. W przeciwnym razie to nie wiem jakby to było. A swoją drogą bardzo ciekawe czego poziom powoduje u mnie cały czas taką senność. Cukier ok, hormony tarczycy ok...
Kurcze o wiele łatwiej byłoby być lekarzem, można by wtedy było zrobić autoprzegląd. 2 razy startowałam na medycynę ale niestety na egzaminie wstępnym fizyka wbiła mnie w ziemię. Potem wybrałam się na informatykę. Jednak ze względu na to , ze mama jest lekarzem to od zawsze jestem blisko tematu medycznego. Mama jest jednak pediatrą no i m.in z tego względu cieszy się ze starań o wnuczątko.
Tak by było fajnie jakby tu gdzie mieszkam, można było tak jak w Polsce pójść sobie do laboratorium wybrać badania z listy, zapłacić, oddać krew i za kilka dni lub nawet tego samego dnia mieć wyniki. Pewnie w innych częściach Hiszpanii tak jest, ale tu gdzie czasowo mieszkamy, jest jeden wielki szpital z laboratorium dla zleconych badań i hej.
Niedługo czeka mnie właśnie badanie drożności jajowodów, ale nie przypuszczałam że jest aż tak nieprzyjemne jak piszecie i piszą. Mąż mi mówił, że dostanę zastrzyk w panią C ale nie wzięłam pod uwagę różnych innych opcji, w ogóle nie myślałam o tym prawdę mówiąc a nawet nie myślałam, że wynik przecież może być niewesoły i pojawi się w związku z tym kolejny problem. Ze też ja zawsze muszę czepić się jakiejś myśli i zacząć się zadręczać.
Ajajaj... choć i tak wiem, ze jestem gotowa na wszystko żeby tylko w końcu mieć wymarzonego, wyczekanego dzidziusia ale ... wolę być przygotowana...
Powiedzcie dziewczyny to bardzo, bardzo, bardzo nieprzyjemne i boli czy tylko po prostu nieprzyjemne?
Druga rzecz jaka odrobinkę mnie zaniepokoiła to fakt, że po tych tabletkach które będę brać od 14 dnia cyklu (jak ten się w końcu zacznie) , jeżeli by się udało zafasolkowac to jest prawdopodobieństwo ciąży mnogiej. Nie chcę mówić, że bym nie chciała 2 czy 3 dzieciaczków od razu bo to byłby grzech, zwłaszcza patrząc z perspektywy długich starań, pragnienia i w ogóle. Ale i tak gdzieś tam pulsuje mi w głowie myśl, że jakby okazało się że są dwa lub trzy jajeczka zapłodnione to tak jakoś inaczej wszystko by było.
Tzn na pewno i tak słodko i cudownie, ale od razu kilka? Dziwna myśl, w ogóle wiem ze mam skłonności do utrudniania sobie prostych rzeczy.. Zamiast martwić się czy w ogóle to ja juz się po cichu martwię , że dziwnie by było. Głupio nawet przecież myśleć o takiej rzeczy od tak długiego czasu nie mogąc zajść w ciążę, ale nic na to nie poradzę, że czepiła się mnie taka myśl albo ja jej.
Dziwne te tabletki, albo to znowu mój mózg płata mi figle. Nie wiem czy to od tabletek czy to mój wymysł ale mam takie śmieszne, obrzmiałe piersi. Codziennie prawie cały dzień siedzę przy komputerze i sama się przestraszam jak dotknę się piersią o biurko. Tzn nie mam piersi do pasa, albo nie jestem krasnoludkiem ale...mam wysokie biurko, zeby wszystko bylo wygpodnie i fizjologicznie dla oczu, karku i kregosłupa.
Do tego mam ochotę na różne niecodzienności ale to pewnie właśnie ze względu na niecodziennie podwyższony progesteron, prawda? Na logikę rzecz biorąc tuż przed ciotką, lub na początku ciazy bolą piersi - więc prawdopodobnie ma to związek z podwyższonym progesteronem. Tuż przed ciotką też czasami miewa się różne apetyty i pewnie też to ma związek z progesteronem, który u normalnych osób (czyt. że ja nie jestem normalna) po owulacji, która 'normalnie' występuje, wzrasta...no i to się obserwuje robiąc badania krwi w 21-22 dniu cyklu.
Jeżeli gdzieś, w głębi ducha nadal podejrzewam że może jednak jestem w ciąży to szczerze, oficjalnie sobie współczuję. Współczuję, że jestem tak naiwna i tak niesamowicie zdesperowana, żeby w końcu spełnić nasze wspólne marzenie o posiadaniu dziecka. Jest to przecież oczywiste, że nie jestem w ciąży skoro 2 testy wyszły negatywne!! Ale z drugiej strony...wczoraj w pracy, zamiast pracować rozrysowałam sobie moje cykle jakieś 9-10 mies wstecz i wszystkie były jak w zegarku 27-29 dni, więc co się takiego wydarzyło w moim porąbanym organizmie, ze tak wszystko ześwirowało!
No nic, nie ma co się obwiniać i katować upierdliwymi myślami..Trzeba teraz cierpliwie czekać na ciotkę i trzymać wszystkie kciuki, żeby już w tym miesiącu udało się wkręcić na to badanie drożności HSG . Na szczęście w miejscowości w jakiej aktualnie mieszkamy chyba z 80% to geriatria więc podejrzewam, że na HSG nie będzie takiej 'kolejki' jak do ginekologa. A do tego nie ukrywam, że chciałabym to już mieć za sobą.
Druga rzecz jaką zaobserwowałam to z pewnością nie chcę mieć tylko 1 dziecka. Patrząc nawet na mnie i na mój brak rodzeństwa i na męża, który ma siostrę i brata. Zawsze mi brakowało siostry lub brata, a teraz to ten brak sięga wprost zenitu! Moja mama urodziła mnie dość późno, najpierw ze względu na studia medyczne, które trwały i trwały, potem na specjalizację , potem też pewnie coś nie wychodziło. Poza tym w latach 80tych wszystko pewnie było bardziej skomplikowane, może i też stąd się wzięły obawy mojej mamy przed tym, żebym za wcześnie nie rozkręciła na maksa życia rodzinnego..
Teraz wiele rzeczy jest prostszych,patrząc na naszych znajomych którzy mają 2 dzieci 3 i 1,5 aż dziw bierze jak fajnie wszystko można zgrać, podróżując z dziećmi, chodząc do kina, chodząc na zakupy itp
Kurcze...mam nadzieję, że w końcu dziś/jutro przyjedzie ta ciotka i będzie można rozpocząć nowy cykl, nowe starania..Dziś rano znowu odrobinę wynalazłam pomarańczowości na papierze a teraz znowu cisza. Pewnie małpa dalej myśli co tu zrobić. Ale jutro serdecznie zapraszam, żeby się zdecydowała i rozhulała.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2013, 14:52
Nigdy nie miałam problemu z wiekiem, ale to takie dziwne nie? Z jednej strony jest się wciąż młodym ale z drugiej cały czas ciąży kwestia że czas nie stoi w miejscu. Śmieszne jest to, ze od 15 roku życia cały czas miałam "17-18 lat" w celach przygodowo-miłosnych, a potem jak miałam te 17-18 to miałam kilka lat "21 lat" a teraz...prawie co do dnia wyliczam, żeby tylko nie powiedzieć '30'
Hmm..troje dzieci..? Właśnie nie wiem... Najfajniej by było dwoje, oczywiście chłopca i dziewczynkę. Mąż wymyślił, że najpierw chłopca potem dziewczynkę, żeby za jakieś 20 lat to brat odbierał siostrę z imprez i o nią dbał - tak jak on ze swoim bratem dbają o młodszą siostrę. Ale z drugiej strony troje to też fajnie, wesoła rodzinka. Jednak myślę, że wszystko będzie zależało od sytuacji finansowej.
Ale jak wiadomo to tylko takie żartobliwe gdybanie. Osobiście będę najszczęśliwszą osobą na świecie jak w końcu uda się zaowocować..
Ok, czas wracać do work...
Aaa! Małpiszon w końcu przyjechał! Przedwczoraj w nocu ale czułam co się świeci, więc mnie skubana nie zaskoczyła. Uff, fajnie znowu poczuć się normalnie , oczyścić umysł.
Pomimo brania magicznych tabletek w tym cyklu postanawiam nie świrować. Za oknem słoneczko, niebieskie niebo, ptaszki ćwierkają aż lżej się robi!
Naczytałam się właśnie o niedrożnych jajowodach. Oczywiście nie mam nawet jeszcze terminu badania HSG ale jako ciekawska dusza po prostu musiałam, musiałam wpaść na ten pomysł. Ech, masakra. No nic..liczmy, że jednak wszystko jest ok. Że są drożne. kropka kropka kropka
a juz wam inseminacje zalecaja? wlasciwie w waszym przypadku nie stwierdzono chyba jakiegos ewidentnego problemu?
tak pani gin powiedziała. ...że zrobimy wszystkie badania i prześle je do specjalistycznej kliniki, w której w takich przypadkach zwykle przeprowadza się inseminację ( w przypadkach bezskutecznych starań > 1 roku i wyników ok) Dlatego tak bardzo bardzo niecierpliwie czekam na wyniki badań tego drugiego pobrania krwi żeby się spróbować wkręcić do pani gin jakoś wcześniej niż na następnej wizycie w połowie kweitnia :)
coiberku, pamietam podróż z taka wielojezyczna rodzina. chłopczyk z mamą mówił po polsku z tata po niemiecku, a jak sie czys bardzo ucieszyl i chcial cos szybko powiedziec, to mu sie mieszały jezyki i cała trójka pokładała sie ze śmiechu ... fajna sprawa 3 jezyki od urodzenia