Wczoraj miałam wręcz idealny, szczęśliwy dzień. Najpierw wizyta u profesor. Chodzę na 7 rano, bo nie ma wtedy jeszcze korków i jest gdzie na spokojnie zaparkować (i to za darmo bo parkomat od 8:00). Poza tym poranny stres i potem z głowy. Była totalnie miła 😳 „Jak się pani czuje?”, „Wszystko dobrze ?”. Morfologię mam idealna, ale w moczu wyszły ciała ketonowe. Mam zalecenie aby jeść więcej białka i ogólnie jeść częściej. Dziewczyny na forum poleciły mi mini kolację taką tuż przed snem. Zbadała mnie ginekologicznie (szok dla mnie ). Dokładnie i z komentarzem „wszystko dobrze, wszystko bardzo dobrze”. Potem badanie detektorem. I tu po raz pierwszy na jakiejkolwiek wizycie w tej ciąży zaszkliły mi się oczy. Puściła serduszko Małej na cały gabinet, przeliczyła tętno i „Serduszko dzidziusia pięknie pracuje”. Nie wiem co mnie tak ruszyło w tym, chyba nie mogę nadal uwierzyć że dobrnęłam do tego momentu, że zimna jak lód, wycofana i nie dająca na początku nadzieji profesor, mówi o serduszku mojego dziecka.
Powiedziała jeszcze raz potem, że wszystko jest bardzo dobrze i bardzo ją to cieszy. Zagadnęła co robię, gdzie pracuje, nawet coś o mojej firmie pogadałyśmy. No szok.
Leki - kontynuacja, progesteron zostaje do końca ciąży z uwagi na mięśniaki. Suplementy - odstawiony kwas foliowy (brałam i tak folian) i Miositogyn. Na następną wizytę mam już przyjść z USG połówkowym, badanie krwi, moczu, powtórzyć toksoplazmozę i skonsultować się z kardiologiem (chociaż tym razem ciśnienie miałam dobre u niej).
Pytałam też o szpital. Wymieniłam moje typy i z nich wskazała IMID. No to będzie IMID. Wiele osób mi poleca, mam blisko, 3 stopień referencyjności. Wybiorę się tam najpierw na połówkowe i wybadam.
Powiedziałam wczoraj szefowi, w sumie w trakcie mojej oceny rocznej jak zorientowałam się że idzie dobrze i da mi taką jaka mnie zadowala. Niepotrzebnie się stresowałam. Zryta głowa po poprzednich miejscach pracy, gdzie zajście w ciążę było bardzo źle widziane. Ucieszył się szczerze, gratulował. Nie powiedziałam kiedy znikam, ale że mówię teraz bo może być różnie. W lutym planuje L4, może nie na cały miesiąc tylko jakoś w kratkę, marzec to urlop aby wynagrodzenie z bonusem wliczyło się do podstawy zasiłku. Od maja jestem po podwyżce, i to nie takiej 200 zł tylko znacznej, więc to nie to, że jestem taka oddana pracy, tylko zależy mi żeby jak najwięcej miesięcy z tą lepszą pensją zaliczyło się do podstawy zasiłku. A że pracuje zdalnie i teraz informacja o ciąży się rozniesie, to nie przemęczam się aż tak, aby to było nie do wytrzymania.
Byłam na 3 treningach w tym tygodniu: Aktywna Ciąża, Zdrowy Kręgosłup i Aktywna Mama. Aktywna Ciąża prowadziła fizjoterapeutka uroginekolgiczna. Zajęcia rewelacja, dużo pracy z dnem miednicy, super wskazówki, fajne pozycje na odciążenie kręgosłupa (to bardziej na późniejszy etap). Zdrowy Kręgosłup jednak nie dla mnie do końca, bo wielu ćwiczeń nie mogłam wykonywać (na brzuchu, czy spinanie brzucha) i instruktorka zaprosiła mnie właśnie na Aktywną Mamę na drugi dzień. Myślałam, że to trening tylko dla mam, ale okazało się że połowa grupy jest w ciąży. Były panie z wózeczkami i z brzuchami, ćwiczenia z piłką, z ciężarkami. Czułam się super 🩷 raz że w tym gronie, dwa że bardzo mi brakowało takiego porządnego treningu.
Na tym skończę ten wpis, bo robię go od rana, miał być dobry, a do tego czasu jedna sytuacja w pracy popsuła mi humor, więc zostawię ją na oddzielny wpis.
Czas leci, ja rosnę Byłam na wizycie u prowadzącego w Klinice, wszystko ok, tyję prawidłowo, obrzęków nie mam, ciśnieie super, ilość wód płodowych się zgadza, serduszko Małej super bije. Dr popiera CC z uwagi na te mięśniaki. Tylko nie zna nikogo w IMID obecnie, sugerował inny szpital w którym pracuje inna lekarz z kliniki, ale mam mieszane odczucia. Opinie ma średnie. Mąż, który coś tam wie o szpitalach zaprotestował. Muszę to wszystko dobrze przemyśleć, ale chyba pozostanę przy IMID i pójdę po prostu "z ulicy" (najpierw na kwalifikację oczywiście). Poza tym do IMID mamy naprawdę blisko, jakieś 4 km.
Zapisałam się na połówkowe na 5 lutego, właśnie na NFZ i do IMID. Zobaczymy jakie będę miała odczucia.
No i sytuacja z pracą. Miałam już to olać, ale jednak cały tydzień zżera mi to nerwy i chyba muszę się wypisać. Szef zareagował super, natomiast dziewczyna z którą pracuję już nie. Udawane gratulacje, pretensja dlaczego mówię tak późno (?!?!?!?), "jesteś w ciąży prawie od pół roku i nic nie powiedziałaś!!!". Powiedziałam, kiedy było bezpiecznie i kiedy uznałam za stosowne. Po czym szybko się rozłączyła zasłaniając się wyjściem z psem (rozmowa była poprzez Teams) i więcej nie było tematu. Miało to miejsce tydzień temu w piątek i cały ten czas do teraz poświęciła na jedną rzecz - działania związane z przejęciem MOJEGO stanowiska (nie na zastępstwo, na stałe). Więcej zarabiam, ale mam dużo wyższe kwalifikacje, przeszłam trudną rekrutację aby być tu gdzie jestem. Zamiast zatrudnić na zastępstwo kogoś adekwatnego, możliwe, że wezmą ślizgacza. Ale nie w tym główny problem. Jej plan jest taki aby ona skonsolidowała te dwa etaty, które mamy i za to dostała więcej kasy. Wiem to zarówno od niej (bo się z nią już ścięłam w tym temacie mówiąc jakie będą tego konsewkencje dla mnie) jak i od szefa, bo już chodzą ploty. A szefowi to wszystko jedno byle miał święty spokój. Nasza firma działa tak, że wolą zapłacić za jeden etat 3x niż utrzymywać 3 oddzielne stanowiska. Więc jej wspaniały plan, o ile wypali, zaowocuje tym, że jeden z naszych etatów zostanie zlikwidowany. Czytaj - zapewne mój skoro mnie nie będzie tyle czasu. Oczywiście wiem, że chroni mnie prawo pracy, są różne myki które mogę wykorzystać, ale pracuję m.in. przy zwolnieniach i wiem, że jak kogoś chcą zwolnić to zwolnią choćby płacąc niezłą odprawę. A zmartwienie, czy po macierzyńskim będę miała gdzie wracać, miało być ostatnim na mojej liście. Po to w tej firmie męczyłam się bite 3 lata.
No i aspekt osobowy. Jaką trzeba być hieną, aby nie umieć sobie ogarnąć roboty w inny sposób niż poprzez takie cyrki ?!
Oczywiście żadnych gratulacji, jak się czuję bla bla bla nie usłyszałam. W biurze mnie unikała, wczoraj tylko poinformowała że ona rozważa urlop więc muszę sobie sama zorganizować to i tamto (zwykle to należało do jej osobowiązków).
Mój mąż, który na codzień ma podejście "olej" (tylko wulgarniej), śledząc tą całą akcję darł się, że jak ją spotka, to ją tak dojedzie, że się popłacze. Ja niepotrzebne nerwy i żałuję, że powiedziałam. Trzeba było nie mówić, tylko w momencie jak już chcę zniknąć (to mam wyliczone pod zasiłek) walnąć L4.
Tydzień cały o tym myślę i psuję sobie humor. Niepotrzebnie, wiem. Mam nadzieję, że jak hiena zejdzie mi z radaru to i emocje opadną.
Mam plan B oczywiście już w głowie - wogóle tam nie wracać, tylko jeśli wszystko pójdzie dobrze, Mała się urodzi i nie da nam jakoś nad wyrost popalić, to odczekać ten rok i 4-5 miesięcy i podejść do kolejnego transferu. I zobaczymy, ale miałabym wtedy już 40 lat, w pracy bagno, 2 Zarodeczki jeszcze na Nas czekają. Może to jest jakieś wyjście.
Na razie muszę wyluzować, przestać stresować się tą chorą akcją, gdzie Moja Mała jeszcze się nie urodziła, ba, nawet połówkowych nie miałam jeszcze, a tam już takie cyrki w tle.
Ostatnie dni to walka z przeziębieniem. Katar mnie złapał, jakiego w życiu nie miałam. Na szczęście bez gorączki, a więc i bez paniki, umęczyło mnie tylko strasznie. Ale już lepiej.
Dzisiaj mam konsultacje kardiologa (na polecenie profesor no i miałam holter ciśnieniowy). Uważam, że na wyrost, no ale ok, zobaczymy.
I zostało 13 dni do połówkowych. Zaczynam więc o tym myśleć, może nie nakręcać, ale wiadomo, napięcie rośnie
Jutro o 16:00 USG połówkowe 😱 Trochę się stresuje, co objawia się tym, że dziś ugotowałam już garnek barszczu, garnek curry z kurczakiem i gar rosołu. Jak mam stres, ale taki jeszcze pod kontrolą, to kompulsywnie sprzątam lub gotuję. No cóż, przynajmniej będzie co jeść przez najbliższe dni 😉
Zaczęłam czasami czuć ruchy. Albo smyranie, albo coś się tam tłucze, albo takie pukanie od środka. Cudowne uczucie 🩷
W pracy dobrze wszystko wyszło póki co. Plany zagarnięcia mojego stanowiska na zasadzie inni (inna) wezmą sobie dodatki a mnie nikt nie będzie zastępował zostały zablokowane przez HR jako totalnie bezsensowne. Będzie normalnie osoba na zastępstwo, czasowo, jak wrócę to wracam na swoje stanowisko i pracujemy dalej jak było do teraz. Cieszy mnie to, nie będę w tyle głowy miała tej potencjalnej likwidacji.
W lutym jeszcze coś tam dokańczam, bo nie wyrobiłam się ze wszystkim, a w marcu znikam na urlop. No i o ile zdrowotnie wszystko będzie dobrze, to nie mogę się marca doczekać !
Na początku zamawiam większą szafę w Ikea, która już wstępnie sobie zaplanowałam aby pomieściła rzeczy moje, męża i Małej. Potem jak lekarz da zielone światło (profesor to nawet nie pytam lecimy na kilka dni złapać trochę słońca i spędzić chyba dostatni na dluuugi czas urlop tylko we dwoje. Wracamy, przyjeżdża mój tata, z mężem malują mieszkanie. Potem ma przyjść nowe większe łóżko i zamówiona szafa także sypialnia na Wielkanoc już będzie jak nowa 🌸
Z rzeczami dla Małej jeszcze się wstrzymuje, chociaż w głowie mam już wszystko zaplanowane i umyślane. Mąż dalej w kwestii wyprawki niepomocny, a wręcz wkurzający. Nowy hit od niego: żeby nie kupować ubranek ŻADNYCH bo przecież wszystko dostaniemy jak Mała się URODZI. !!!!!!!!!!!. Nie ma sensu tłumaczyć, że nikt nie będzie za wczasu kupował mi body i pajaców do szpitala, które zresztą trzeba wyprać wcześniej, wyprasować, popakować, opisać. Złośliwie tylko odpowiedziałam, nawiązując do jego siostry, która przy pierwszym dziecku potrzebowała sztabu ludzi do pomocy.
Cóż .. kiedyś już pisałam że jesteśmy trochę jak ogień i woda. W kwestiach życia i organizacji również - ja typowy planowacz, co ma każdy wydatek pod kontrolą, excela na pół życia, listy zadań i planów, a on człowiek chaos, za to dużo bardziej często racjonalny i wyluzowany niż ja 🤡. Grunt, że jakoś się dogadujemy.
Dalej chodzę 2-3 x w tygodniu na zajęcia Aktywna Mama i Aktywna Ciąża. Zależy jak czas pozwala mi wyrwać się z pracy, bo są w środku dnia. Super sprawa, super mi te zajęcia robią na głowę przede wszystkim. No i na ciało mam nadzieję też szybciej wrócić do formy.
No i najważniejsze. Mamy imię 🥰🌸 Wahaliśmy się między dwoma, które obojgu nam się zawsze podobały. Laura lub Lena. Ja byłam bardziej za Laurą, ale mąż, upierał się na Lenę i cały czas dumnie to powtarzał łącząc z naszym (czyli jego) nazwiskiem. Przekonało mnie zdrobnienie, którego od Laury nie miałam.
Będzie więc Lenka 🩷
Mała została oszacowana na 444 gr ! Ma podobno bardzo długie nogi 😀 Wiadomo po kim ja co prawda średnia (170), ale nóg na pewno nie mam krótkich, za tą Mąż 192 i wybitnie długonogi. Pęka teraz z dumy, chociaż wiadomo, wszystko może się jeszcze zmienić (chociaż z tymi proporcjami to bym celowała raczej w wysoką dziewczynkę). Ułożona jest główką do dołu, nogi ma po prawej stronie u góry mojego brzucha, czyli tam gdzie czasem czuję to pukanie.
Serduszko zdrowe, profil chowała więc nie do oceny, mózg ok, kręgosłup ok. Są dwie rzeczy, które mnie oczywiście troszkę zmartwiły - Mała ma lekkie poszerzenie miedniczek nerkowych, po 4 mm w każdej nerce. Lekarz kazał się nie przejmować, bo może się to do końca ciąży zmienić, a jak nie to po porodzie do ukończenia pierwszego roku życia u 90% dzieci to samoistnie zanika. Ale wiadomo, chciałabym aby wszystko było idealnie. Druga rzecz to moje łożysko. Z przodu i nisko jest. Też kazał się nie przejmować, że się raczej podniesie, ale martwię się co jeśli nie. Leżenie plackiem do końca ciąży 😣 A planowałam wiosnę, urlop, remont. No nic. Nic się tu nie da przewidzieć. Ograniczam dźwiganie, bo nadal zdarza się mi się „wyskoczyć” samej do Lidla i spontanicznie „a wezmę zgrzewkę wody”.
Dziś zbadałam jeszcze krew, mocz i tokso, bo w czwartek wizyta u profesor. Zobaczymy co ona powie na te wszystkie wyniki.
Z innych rzeczy dobrych - mięśniaki nie rosną, ten największy nawet zmalał
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lutego, 10:45
Poszerzone miedniczki nerkowe - nie przejmować się na razie, to nieznaczne poszerzenie, do 5 mm jest ok.
Nisko położone łożysko - utrzymany zakaz współżycia (już zapomniałam co to seks hehe), zakaz dźwigania do 6kg, ćwiczyć i spacerować mogę normalnie. Mam zrobić USG za 3 tygodnie i pojawić się na wizycie (za 4 tygodnie nie mogę, więc kolejna za 3 tygodnie a potem następna za 5 tygodni). Nie powinnam też być badana teraz ginekologicznie, chyba że w nagłej i niezbędnej sytuacji w szpitalu. Oby taka nie nastąpiła.
Z konsultacji kardiologa, morfologii, moczu była bardzo zadowolona - wszystkie wyniki są dobre.
Mam już 7 kg na plusie i to duży skok ostatnio, więc też mam tego pilnować - dorzucić sobie jeden spacer 30 min dziennie. No z tymi spacerami to dramat, przyznaję. Przez tą pogodę czasem robiłam 2-3 tys kroków, gdzie przed ciążą ZAWSZE minimum 10 tys. Zegarek często mi pokazuje wydatek energetyczny na poziomie 1500 kcal a jem duuuuzo więcej, nic dziwnego więc, że przytyłam. A jak powiedział mój Mąż, jak marudziłam że jestem już gruba, „gruba to Ty dopiero będziesz”. 😂
I wogole znowu było bardzo miło i rozmownie 🙃
Zjadłam właśnie tosta z awokado, jajkiem i łososiem i uciekam na ten krótki spacer, bo o 10:00 mam spotkanie on-line.
Dobrego Tłustego Czwartku Wszystkim 🍩🍩🍩
I pamiętajcie - najpierw sałatka, potem pączek i potem spacer 🥗🍩🚶♀️
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lutego, 08:48
A wczoraj taka spokojna była, że aż zaczęłam się martwić.
Poza tym u nas dobrze i spokojnie. Byłam na szkoleniu z pierwszej pomocy i bezpiecznego przewożenia niemowląt. Dla mnie nieogara w temacie - rewelacja.
W pracy kończę tematy i zaraz uciekam na urlop/ L4, ale w międzyczasie zgarnęłam jeszcze podwyżkę, pochwale i bonus 🙌 W marcu ruszam więc do Ikei na zakupy do domu - wymieniam szafę, montujemy nową szafkę w łazience, pralkę wymieniamy na pralko - suszarkę i jakoś po mału zaczynamy się urządzać.
Nie mieszczę się w kostium kąpielowy, tzn mieszczę ale sutki to mam tak ledwo ledwo zasłonięte, więc chyba podjadę dzisiaj do Decathlonu i kupię typowo ciążowy. Może basen i pływanie trochę pomogą na te plecy.
Wraz z pogodą i nie opuszczeniem wczorajszych zajęć z fizjo lepiej się też czuję. Plecy odpuściły, robię raz dziennie taki klęk odciążający odcinek lędźwiowy. Jutro krzywa, morfologia i mocz, potem praca, w czwartek rano profesor.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lutego, 17:11
Jestem po krzywej cukrowej, morfologii i moczu. Oraz już po wizycie u profesor z tym wszystkim. Morfologia i mocz super, ale krzywa standardowo hipoglikemia. 73-107-54. Przed wizytą u profesor się już podłamałam, zestresowałam i popłakałam, ale kazała się tym bardzo nie martwić. Najważniejsze, że nie ma cukrzycy. Mam po prostu zwiększyć liczbę posiłków i jeść później kolację, trzymać niski IG, bo też możliwe że cukier poleciał tak w dół po glukozie. Na codzień nie jem słodyczy. Uspokoiłam się, ale i tak na poniedziałek jestem zapisana do dietetyka, żeby mi podpowiedziała jak to lepiej wyregulować.
Ogólnie profesor zadowolona. Przyrost wagi też spowolniłam i powiedziała, że jest w normie oraz racjonalny 🤓
Poród. Przed ciążą i w sumie aż do teraz byłam święcie przekonana, że tylko CC, bo boję się komplikacji. Nie wiem czy działają hormony ciążowe, czy po prostu więcej poczytałam o możliwych komplikacjach po CC (szczególnie przy mojej macicy, całej w mięśniakach, z łożyskiem z przodu), ale jeśli Mała będzie dobrze ułożona i nie będzie innych wskazań do CC typowo medycznych, to chcę próbować naturalnie. Nie wierzę, ale napisałam już do położnej, z którą ostatnia rodziła moja koleżanka. Pozycję wertykalne, ochrona krocza (leciutko pękła i obtarta), wanna, wszystko na czym mi zależy. Do tej decyzji przyczyniły się też zajęcia Aktywna Ciąża z fizjoterapeutką. Jestem tam najstarsza, a serio chyba najbardziej sprawna… Poza tym jestem zadaniowcem, więc może dam radę ? Chciałabym po porodzie szybko wrócić do biegania, do ćwiczeń z dużymi ciężarami. Po SN to jednak dużo szybciej byłoby możliwe.
Na poniedziałek umówiłam się też do uro- fizjo na indywidualne konsultacje.
Na ten moment plan jest taki: jak wszystko będzie w porządku to rodzę z dedykowaną położna w Szpitalu Południowym, nastawiając się na wygibasy i ochronę krocza co by hardcorowo nie pęknąć Jak Mała będzie ułożona miednicowo, będzie szacowana na bardzo dużą (na razie nie jest, jest tylko długa), itp wskazania do planowanego CC - w 30-32 tc idę na kwalifikacje do CC do IMIDu i tam cesarka (bo wiem, że robią dobrze i robią trudne). I jakoś ten plan do mnie przemawia, bo wygenerowałam go sama na podstawie zebranych info, intuicji, przekonań i przeczuć. Najgorzej jak wszyscy wokół mi truli „tylko cc, mojej koleżance pękł odbyt”.
W planowanym CC nie podoba mi się to, że robią je totalnie na zimno, bez rozpoczęcia akcji porodowej. Ja sama jestem z CC, ale u mojej mamy normalnie zaczął się poród, a więc ruszyła też cała kaskada hormonów. A tu ciach i wyciągają tego Maluszka z otchłani brzucha.
Nie wiem tylko jeszcze co na to wszystko Mąż, bo on ogólnie przerażony i jak zawsze niedoinformowany. Myślał że CC to takie hop siup i jest dziecko na świecie.
Wyprawka i remont. Mój Tata mam dużo urlopu i spore kombi, więc w drugiej połowie marca przyjeżdża do nas, kupi ze mną meble i zrobią mały remont - malowanie, nowe listwy, mniejszy i okrągły stół, duża szafa, nowe łóżko, szafka w łazience co by kapsułki do prania nie stały na podłodze (małe rączki prędzej czy później by tam dosięgły), wymiana pralki na pralko - suszarkę. Jak to wszystko będzie gotowe to mogę myśleć o poważnych zakupach wyprawkowych, typu dostawka, półka na lampkę nocną, akcesoria i ciuszki. W kwietniu chce mieć wszystko mniej więcej kupione, poprane, poprasowane, tak aby maj przeznaczyć dla SIEBIE, na wyciszenie się i spokój dla głowy.
Ja. Staram się nie zapominać o sobie w tym wszystkim. Byłam u fryzjera, nie wyglądam już jak miotła kupiłam dwie sukienki w Zarze, które pomieszczą i brzuszek i potem pociążowe kilogramy, a jednocześnie wyglądają całkiem fajnie. W przyszłym tygodniu, jak dostaniemy finalne zielone światło od lekarza, lecimy na (chyba) ostatnie krótkie wakacje tylko we dwoje. Lazurowe Wybrzeże 🩵 Upałów nie będzie, ale będzie słońce, spacery, knajpki. No tak w naszym stylu, bo z Małą formuła wakacyjna na pewno się zmieni. Cieszę się, tylko jak zawsze mam lekki stres, że się nie wyrabiam przed wyjazdem z niczym.
Praca. 10 dni roboczych do ciążowego L4. Co oznacza zamykanie tematów, przygotowanie ich do przekazanie, trochę trupów z szafy ale dam radę. Koleżanka hiena, która chciała „przejąć” moje stanowisko w niczym nie pomaga, a wręcz utrudnia i stara się komplikować mi życie. Ale mam to w d***e.
Mąż. Mąż mnie trochę wkurza. Mam wrażenie, że przez to, że ja się w miarę dobrze czuję i jestem cały czas aktywna, on bagatelizuje mój stan. No ok, daje radę, ale naprawdę jest inaczej niż przed ciążą. Jak nie dośpię, to już nie dam rady w ciągu dnia, nie wypiję 5 kaw. Jak chodzę na zajęcia z fizjo, to też bez zrozumienia PO CO. Chyba oczekiwałam więcej troski z jego strony, mimo że wcześniej nigdy jej nie potrzebowałam/ nie lubiłam/ związałam się z nim wiedząc, że nie jest typem super opiekuńczym i mi to odpowiadało. W kwietniu zapisałam nas na szkołę rodzenia, głównie po to aby jego w to wszystko bardziej zaangażować. Zobaczymy jak mu pójdzie.
Ostatnia rzecz, o której chce napisać to emocje. Dalej to wszystko do mnie nie dociera. Jestem w wirze przygotowań, ale emocjonalnie nadal z dystansem. Momenty euforii to są dosłownie sekundy, po których natychmiast ustawiam się do pionu. Uwierzę w to wszystko tak z serca, chyba jak Ją bezpiecznie sprowadzę na świat i przytulę.
No i nie zapomniałam o tym, co mnie spotkało rok temu. 3 marca rocznica absolutnie najgorszego dnia mojego życia. Jestem po 2 poważnych rozstaniach związkowych, kilku odejściach bardzo bliskich ukochanych osób z rodziny, ale nic, ale to nic nie może się równać z bólem po stracie Dziecka. Nawet takiego kilku tygodniowego w brzuszku. Przerobiłam to, pogodziłam się z tym, nie żyje przeszłością, na codzień nie myślę o tym za często, nie płaczę, ale coś na zawsze we mnie zgasło.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 marca, 07:53
W weekend w sobotę wybrałam się do pobliskiego centrum handlowego, do jednego ze sklepów dla dzieci na jakieś targi. I wpadłam w amok, 2 h nie było ze mną kontaktu 🙈 Kupiłam troszkę ciuszków, torbę do szpitala / na podróże, mikro skarpetki i 2 zabawki z BaliBazoo, które podpatrzyłam na zajęciach Aktywna Mama. Pooglądałam rzeczy, które miałam upatrzone i pewnie za miesiąc/ dwa pojedziemy po kolejne, już konkretniejsze zakupy - łóżeczko, materacyk, pościel, smoczki itp.
Wychodziłam z tymi zakupami dumna jak paw 🙃
Niedziela była fatalna. Chyba za bardzo szalałam w zeszłym tygodniu więc mnie totalnie odcięło. Spałam, drzemałam i jadłam. Widocznie organizm się domagał.
A wczoraj znowu intensywnie - w końcu ogarnęłam wizytę u polecanej fizjoterapeutki oraz dietetyka (w związku z hipoglikemia, nie przekonuje mnie to że nie jest taka groźna jak cukrzyca, fizycznie jednak fatalnie wpływa na moje samopoczucie).
Fizjoterapeutką jestem zachwycona. Sprawdziła mi brzuch, napięcia, mięśnie dna miednicy. Powiedziała, że w pochwie to mam tak silne mięśnie, że mogłabym zgniatać orzechy, więc skupimy się na rozluźnianiu. To samo mam w barkach. Więc luz, luz i jeszcze raz luz. Ale generalnie powiedziała „wydaje mi się że Ty fajnie urodzisz”. 🩷 Bardzo bym chciała. Nakręciłam się teraz na ten poród naturalny. Wykryła, że prawe więzadło maciczne mam bardzo spięte i bingo, bo mam na nim zrosty endometrialne. Po tej wizycie i dziś strasznie mnie tam kłuje i ciągnie, więc liczę że może coś puszcza. Podesłała mi masę materiałów i filmików, następna wizyta pod koniec marca, tym razem z Mężem 😀 To będzie pierwsza taka próba dla niego do pracy z ciałem i tematem porodu. Na razie jak oznajmiłam że zrobię wszystko aby urodzić naturalnie, bo to lepsze dla Lenki i suma Summarum dla mnie, to pobladł i wymamrotał tylko „Ale ja się boję krwi”.
U dietetyczki też spoko. Powiedziała, że powinnam bardziej o siebie dbać pod kątem regularności jedzenia. Przy hipoglikemii - z zegarkiem w ręku co 2-3 h MUSZĘ jeść cokolwiek, aby nie było tych spadków. Poprawiła mi śniadania - w sensie jakościowo są ok, ale powinnam jeść więcej, tak aby nie mieć popołudniowych i wieczornych napadów głodów. Mam przez miesiąc wysyłać zdjęcia wszystkich posiłków i zobaczymy, czy będzie efekt. Co do przyrostu wagi to powiedziała, że jest bardzo w normie.
Tour wizyt ciążowych więc na ten moment zakończony, uciekam w końcu zrobić sobie paznokcie a potem się spakować. I odpocząć. Na wyjazd mamy plan unikać tematów pracy mojego męża (obsesja) i ciąży (moja obsesja .
Mamy wiosnę i mamy 3 trymestr! 🥰 Brzuch mam już konkretny, taki arbuz. Na wadze +9kg ale co zadziwiające, na treningach nadal nawet niezła sprawność. Ani na spory brzuch, ani na wagę, ani na wizję późniejszej walki o figurę jakoś mocno nie narzekam. Są nawet dni, kiedy czuję się super kobieco. A są i takie że jak się gdzieś zobaczę w witrynie sklepowej w oversizowym jasnym płaszczu to sobie myślę „ja pierd***e, wyglądam jak buka”😂
Nasze wakacje fajne, ale tak szczerze, to dla mnie było to już nieco obojętne. Miło ale weekend by mi wystarczył. Żyję ciążą, cieszę się ciążą, wyjazd to tak bardziej dla męża, żeby pobyć trochę czasu tylko we dwoje i prawie „jak za dawnych czasów”.
Jak tylko wróciliśmy, to odpaliłam się z remontem. Oj i to bardzo się odpaliłam. Zaprojektowałam szafę, powybierałam wszystko, pozamawiałam. Jest skrzydło dla Małej, dla mnie i dla męża. Teraz jak będzie zamontowana czeka mnie wielka segregacja - co nie wchodzi idzie na śmietnik.
Sprzedałam też stare meble, byłam kilka razy sama (!) w Ikei za co dostałam ochrzan od mamy i teściowej, bo się raz się tam źle poczułam, przyznałam im się, a to jednak kawałek drogi do domu. Małej się tam chyba nie podoba, bo już dwa razy na zakupach stwardniał mi brzuch.
Remont już kończymy i od przyszłego tygodnia wchodzę w fazę porządków.
Do połowy kwietnia czyli mniej więcej 30 tc chce już wszystko z kategorii wyprawka mieć ogarnięte. To jest trochę,jak zwykle, temat spięcia z moim mężem, bo on jak zawsze wszystko na ostatnią chwilę, ma czas i żyje w chaosie. Do furii mnie to doprowadza.
Łóżeczko mam wybrane, wózek i fotelik to musimy pojechać do sklepu, ubranka biorę pakę od koleżanki, która urodziła 4 miesiące temu, rożek i kocyk do fotelika - wybrane, kocyki kupiła już moja mama. Zostaną mi rzeczy apteczne i rzeczy do szpitala dla mnie, ale to już drobiazgi.
Pisałam też już o tym na forum na wątku ciążowym, że zauważyłam też, że zrobiłam się bardzo wredna ostatnio. Jakby bez hamulców, krótszy lont. Chyba hormony Na nieproszone rady reaguje już prawie agresywnie, a teraz jeszcze pojawiła się nowa kategoria „teraz to wam się zacznie, teraz to wam się skończy, zobaczysz co cię czeka, piekło, musisz sobie powtarzać, że to minie”. Mówią to ludzie, którzy nie mieli żadnych problemów ze staraniami o dziecko i wydaje im się, że niewyspanie z powodu karmienia niemowlaka to największe piekło jakie może spotkać człowieka. Lub opieka nad dzieckiem na kacu 👌 (to tekst kolegi z pracy). Nie twierdzę że to sielanka, na pewno potężne zmęczenie, momenty załamki, frustracji i ukradkowego popłakiwania. Takie momenty zdarzają mi się i w ciąży, jak mam słabszy dzień albo sobie pomyślę czy będę dobrą mamą. Ale serio? Przykro mi tego słuchać, bo pamiętam swoją drogę, dalej kibicuję tu wielu Dziewczynom, przeżywam ich porażki, i tak naprawdę główną rzeczą jaką obecnie czuję odnośnie perspektywy zostania mamą, to WDZIĘCZNOŚĆ 🙏.
Jesteśmy po wizytach u profesor i prowadzącego, prawie już po remoncie, po świętach przed którymi się ostro pokłóciliśmy (przez remont i zmęczenie praca), ja już na L4 od dwóch dni 🙏 Z jednej strony cieszę się, że tak długo pracowałam, z drugiej - marzec mogłam sobie już darować. Wraz z końcem drugiego trymestru opuściła mnie energia. Były wielkie plany, na szybkie ogarnięcie sprzątania, spacery, baseny, kawiarnie.. tymczasem drugi dzień leżę i gapię się w telefon. Ale nie narzekam, po prostu ogarnę wszystko małymi kroczkami a nie na hurra.
W zeszłym tygodniu byłam na wizycie u profesor - bardzo zadowolona, wszystko dobrze. Leki jeszcze utrzymujemy. Po świętach wizyta u prowadzącego „głównego” - wraz ze skończonym 29tc mamy 1600 gram Dziewczynki 🩷😜 Szok. Głowa dokładnie na dzień ciąży, brzuszek troszkę większy, nogi długie i pewnie one tak tą wagę podnoszą. Cieszę się, że rośnie nam Malutka, ale zaczynam myśleć co jeśli dobije Nam do 4,5 kg 🙈 No nic, czekamy, jeszcze sporo czasu do porodu i finalnych szacunków.
Gorzej, ze teraz leży poprzecznie. Widziałam to po brzuchu już w święta i nawet mówiłam do mamy, że po brzuchu to tu widzę głowę a tu tyłek. No i bingo.
Mówię jej teraz, żeby nie świrowała tylko się ładnie ustawiła głową do dołu i z tą wagą to tak 3700 i stop
A tak serio, to robię ćwiczenia od Zaufaj Położnej żeby jej pomóc, pogadam wkrótce o tym z moją fizjo, pogadam z moją położną i cierpliwie czekam. 16.04 mamy USG 3 trymestru a 7 maja wizytę u prowadzącego. Czekam do 36 tc z tym jej ułożeniem i potem będę się martwić jak w takim razie ogarnąć CC skoro się nie zapisałam na planowaną teraz (większość szpitali robi zapisy na planowane cc do 32 tc co w moim przypadku jest bez sensu, bo nie mam innych wskazań do cc poza jej aktualnym ułożeniem). Wiem, że wybiegam za bardzo myślami w przód i analizuje, ale z drugiej strony o czym mam myśleć jak nie o tym ?
Pokój już pomalowany, łóżko złożone, szafa skręcona. Czekam jeszcze na listwy, teść zamontuje. Potem jakieś szafki nocne, łóżeczko dla małej, jakaś półeczka na ścianę na jej akcesoria i zrobione. Ale bajzlu i nerwów sporo przy tym było, głównie przez to że oboje pracowaliśmy i marzec był za intensywny. Nie chciałam czekać do teraz jednak, bo teraz jestem dętka i jedyne co dam radę już ogarnąć to drobiazgi. Układam w szafach, robię segregację i zajmuje mi to już tydzień.. przed ciążą max 2 dni. I nie chodzi o to że nie mogę się schylić, sapie, czy brak kondycji. Senność i niskie ciśnienie mnie tak wykańczają obecnie.
Ale mam fajne plany na weekend. Moja fizjo organizuje jutro trening w plenerze dla mam i przyszłych mam, więc się wybieram. Potem spacer z psami dłuższy. A niedziela książka, bo mąż idzie na rower. Też bym poszła, ale to może za kilka miesięcy
Trójka z przodu 🥰 Z jednej strony wielka radość, z drugiej - uruchomiła się streso - panika. Kończymy dopiero remont i porządkowanie mieszkania (a raczej ja kończę, bo mąż kończy swoje projekty w pracy aby w czerwcu mieć wolne), wyprawka w lesie. Ale spokojnie, sukcesywnie, codziennie, od kiedy jestem na L4 (szalony tydzień) odhaczam codzienne zadania i posuwam się do przodu w ogarnianiu naszego życia. Dziś np coś pozamawialam z apteki internetowej, podliczyłam ile mam pajacyków (2 pajace na 56 i 4 na 62) i body (2 sztuki body np 🙈), domówiłam coś tam, kupiłam w końcu szlafrok dla siebie i 2 wygodne, miękkie, bawełniane staniki (które będą dobre i później o ile moje piersi powiedzą stop). Dla Małej, jako że będzie w naszej minimalistycznej sypialni, oraz żeby było bardziej „dzieciowo”, zamówiłam wieszaczek ze zwierzątkami, organizer, półeczki i organizery na pieluszki. Nie mam komody do przewijania, nie mam na nią miejsca. Trudno, będziemy ją przewijać na łóżku albo na stole. 20 kwietnia planujemy kupić wózek i fotelik. Licze, że to będzie krótka piłka, bo my raczej konkretni i zdecydowani w takich kwestiach jesteśmy. Łóżeczko to mam od bardzo dawna upatrzone, więc pozostaje tylko zamówić.
Zaczynam bać się porodu i czasem pojawiają mi się leki, które chce odgonić i nawet nie wypowiadać ich na głos.
W tym tygodniu na dobre też poczułam co to znaczy legendarny ciążowy kalafior 😵💫Zamówiłam listwy do sypialni, ale bez kleju, więc montaż się przesuwa. Zarysowałam nową szafę. Zbiłam moją ukochaną butelkę na wodę. I dzisiaj najlepsze - wychodząc z siłowni oblałam nową, białą, ciążową bluzkę jagodowym koktajlem. Wsiadłam do auta zdenerwowana myśląc o tym jak usunąć te plamy oraz jednocześnie ile body dla Małej powinnam domówić ... i cofnęłam tak, że walnęłam w faceta który wyjeżdżał. Mam prawo jazdy 13 lat, nigdy żadnej stłuczki czy coś. Na szczęście miał jeepa, więc uderzyłam w jego koło i on nawet nie draśnięty. Bardziej od zarysowań u siebie (są… auto do lakiernika), bałam się awantury. No ale nic się nie stało. Poza tym, jak mnie ten facet zobaczył z brzuchem ciążowym, w uwalonej na fioletowo bluzce, to tylko machnął ręką. Cofałam wolniutko, więc zagrożenia uderzeniowego nie było żadnego. Stresowałam się jednak, jak to się powiedzieć mężowi. Nie chodzi o auto, ale o moje i Małej bezpieczeństwo Spiął się jak zadzwoniłam, udał luz i kazał mi już siedzieć w domu i nie świrować, bo ostatnio jestem jedną wielką katastrofą 😀
No cóż, kto był w ciąży, ten się w cyrku nie śmieje 🤡
A zdrowotnie chyba wszystko dobrze. Źle sypiam, ale to normalka na tym etapie. Nie bolą mnie już żebra, tak jak w połowie marca. Czuję jak się rusza, czekam na każde przeciągnięcie i każdego kopniaka 🥹 Codziennie też myślę, czy jest zdrowa, czy się ułożyła główka do dołu i że za jakieś 2 miesiące się spotkamy po drugiej stronie brzuszka. Abstrakcja, w którą nadal nie dowierzam.
Plany na weekend: montaż listew, dalsze odgracanie mieszkania, napisać do koleżanki w sprawie ciuszków, które miałam od niej odkupić, basen, spacer, nie rozwalić niczego. W poniedziałek idziemy natomiast razem do mojej fizjoterapeutki. We wtorek 15.04 USG trzeciego trymestru 🙏
USG III trymestru 🌸
Mała waży 1755 gram i na USG była niegrzeczna 🫣 Zasłaniała buźkę, odwracała się przy badaniu serduszka, kopnęła w głowicę, kopała ogólnie dużo. Głowa większa niż tc, nogi dłuższe to już standardowo, reszta wymiarów idealnie na 30+5. Wszystko wygląda prawidłowo. No i chyba po mału szykuje się do startu na planetę ziemia, bo przekręciła się główką do dołu. Mam nadzieję, że tak już zostanie 🙏 Są spore szanse.
Cisnę dalej z wyprawką - zamówiłam bodziaki, moja mama kupiła troszkę ciuszków, wzięłam pakę od koleżanki. Muszę poprzeglądać czy ilości i rozmiary mi się zgadzają i rozpoczynam pranie & prasowanie. Także dziękuję Krąsi, ale też nie chcę na razie przesadzać i muszę podejść raczej minimalistycznie, bo my tu mamy przestrzeń mocno ograniczoną. Swoją drogą, jak skończę ją dostosowywać do dziecka, to będę dumna że zmieściłam naszą całą trójkę do 11 m sypialni i 5 m łazienki.
Postanowiłam sobie, że wraz z końcem kwietnia zamykam temat wyprawki i w maju czas odpocząć.
Byliśmy też wczoraj u moje fizjo uro-ginekologicznej. Faceci są jednak niesamowici. Szykujemy się rano, a mój mąż się pyta czy on też tam będzie musiał się rozbierać 🤦🏻♀️🙈 Taaaa .. do majtek. Muszę go jednak pochwalić, bo wszystkie ćwiczenia i techniki, które nam pokazała wykonywał perfekcyjnie. Wyszedł ciut wcześniej bo się spieszył do pracy, to fizjo powiedziała „bardzo fajnego masz tego męża, trochę przestraszony tylko”. Trochę ? 😂 Pokazywała na modelu miednicy jak będzie wychodziło dziecko, to widziałam jak pobladł. Ale bardzo liczę na jego wsparcie w porodzie, bynajmniej nie tylko emocjonalne i psychiczne.
Jestem dziś szczęśliwa, ale padnięta. Długi i intensywny dzień.
Zaczęłam wczoraj 8 miesiąc ciąży. Większość moich wpisów jest wesoła i pisana pod wpływem dobrego nastroju, ale złe dni i nastroje mam niestety dość często. Totalny rollercoaster emocjonalny. Hormony + narastająca trema. Tak mało czasu już zostało, że mam milion myśli w głowie - że ja chyba jednak nie jestem jeszcze gotowa, że sobie nie poradzę, co ja mam zrobić z tym dzieckiem, przecież ja nie umiem trzymać niemowlaka (!!!), że przez gadanie że mam duży brzuch i ona będzie duża, przyniosę do szpitala złe ubranka, takie na kilkumiesięczne dziecko i jak ją ubiorą to będzie się we wszystkim topiła (i tu na samym początku wyjdę na złą matkę co nie potrafi ogarnąć ubrania dla dziecka). Wychodzi mój perfekcjonizm i ogromne wymagania wobec siebie samej.
Poza tym oczywiście boję się porodu, boję się że coś złego się stanie na sam koniec.
Wstydzę się tych myśli i mam z ich powodu wyrzuty sumienia, bo przecież tyle lat o to walczyłam i czuję w środku wdzięczność i szczęście. Ale tego stresu się nie spodziewałam... Tłumaczę sobie, że może taki strach przed nieznanym jest normalny, jednak wcale mnie to nie uspokaja.
Drugi trymestr to jest fajny. Już bezpiecznie, a do porodu jeszcze daleko. Teraz z każdym dniem jestem coraz bardziej posr**na 💩.
Jak rozładowuję napięcie? Obsesyjnie sprzątam. Ale to tak, że wchodzę już w alfabetyczne układanie przypraw.. 🤡 Mąż już mi powiedział, żebym się wkręciła w jakiś serial albo książki nieciążowe i w maju trochę zluzowała. Ma rację. Wybieram się więc do Muzeum Historii Żydów Polskich, do teatru, książka leży i czeka na majówkę.
I temat sesji ciążowo - brzuszkowej 🤯Zawsze byłam na nie. Nie podobają mi się takie zdjęcia, nienawidzę zdjęć pozowanych, nie mieliśmy sesji ślubnej. Teraz męża namawiała sąsiadka fotografką, że chce mi zrobić tą sesję ciążową. Pierwsza myśl - nie ma opcji. Potem zaczęłam gadać, rozmyślać, oglądać różne zdjęcia i po bólu głowy z tego tytułu, przespaniu się z tematem jestem dalej bardzo na nie. Dużo osób mnie namawia, że potem będę żałowała. Ale czego ? Że nie postąpiłam wbrew sobie? Że się nie zmusiłam? Dałam się już namówić na profesjonalny makijaż na ślub, obiektywnie może wyglądałam ładnie, ale czułam się jak klaun, jak nie ja.
Powiedziałam mężowi, że jak mała się urodzi to zgadzam się na sesję noworodkową u nas w domu. To jest coś co bym chciała uwiecznić i chyba mój maks.
- Letrox
- Prograf 0,5
- Duphaston 2 x 1
- Cyclogest 1 x 1 (na noc)
- Clexane - między 14:00 a 16:00
- Siofor (metformina 500 mg) - z obiadem
- Acard 150 ng na noc
- Prenatal Duo
- Osteogeon
- Alanerv
- Mg b6 3 x 1
- Laktoferyna 2 x 100 mg
- Probiotyk
I tyle. Mało jak na to co brałam do tej pory. Inne zalecenia: aktywność fizyczna 150 min tygodniowo (utrzymuje, chodzę regularnie od stycznia na Aktywna Mama i Aktywna Ciąża, mogłabym zwiększyć ilość spacerów), dieta z niskim IG - tak 70/30 bym powiedziała. Za dużo podjadam słodkości, na fast foody nie mogę w ciąży patrzeć (tyle dobrego). Codziennie jem owoce, które przed ciążą jadłam rzadko.
Samopoczucie wiadomo, są słabsze dni kiedy sobie muszę pospać, ale generalnie jest nieźle. Funkcjonuję dość aktywnie, wszystko robię w domu, ćwiczę, morfologię mam bardzo dobrą przez cały czas - czyli nie ma co narzekać. Od kiedy Mała się przekręciła, nie bolą mnie już przepona i żebra. A od kiedy jestem na L4 nie boli mnie też kręgosłup.
Poprałam, poprasowalam, popakowałam i opisałam większość ubranek. Kupiliśmy też w piątek wieczorem wózek (Joolz) - to prezent od Mojego Taty (ciągle pracuje, dostał nagrodę jubileuszową, dał nam kopertę z rysunkiem „Na 4 [koła] dla [rysunek małej dziewczynki] 🥹, fotelik (Cybex ten z bazą popularny i polecany teraz), wczoraj Teściowie przywieźli nam łóżeczko, które z kolei oni sprezentowali. Jestem wzruszona i wdzięczna, głupio mi było brać od Dziadków te rzeczy/ pieniądze, bo możemy sami to kupić przecież, ale nalegali więc chyba też im miło sprawić taki prezent.
Wszyscy bardzo czekają na Małą 🩷 W mojej rodzinie to będzie pierwsze i jedyne dziecko, bo u mojej siostry nie zanosi się póki co na potomstwo. U Męża są już dwie dziewczynki, ale jedna 14 lat, druga 6, więc dość spora różnica wieku.
No i tym sposobem, z wyprawki zostało mi tak naprawdę niewiele - apteczkę skompletowałam, półeczki są i wystarczy je zawiesić, ciuszki raczej mam (może nie w zawrotnej ilości ale póki co wystarczy, zobaczymy też jaka się urodzi i jak będzie rosła), kocyki kupiła moja Mama. Muszę dokupić pieluszki, skarpetki, zamówić Lampkę z Jej imieniem na ścianę nad łóżeczko i z końcem kwietnia powinnam temat mieszkania i wyprawki mieć zamknięty 💪
Jutro mamy spotkanie z położną, z którą chciałabym rodzić i ogólnie szalony dzień - ja rano sąd jako świadek, potem położna, potem szkoła rodzenia, mąż - praca, położna, wylot służbowy zaraz po spotkaniu z położną.
A no i wyjeżdżamy jednak na Majówkę. Miałam się już nigdzie nie ruszać, ale moi Rodzice zaproponowali wyjazd na Roztocze z nimi. Weźmiemy psy, mąż rower, ja kije do nordic Walking i książkę. Może dobrze mi zrobi oderwanie się od tego wiru tutaj. Potem już tylko wizyty lekarskie, Baby Shower, ostatnie zakupy/ pranie, pakowanie do szpitala i czekamy 🙏
Miłej Niedzieli 🌼
Byłam na wizycie u prowadzącego. Mała ma już 2,5 kg, głową jest nisko, napiera mi na pęcherz. Dr powiedział, że mogę odczuwać przez to kłucia i częstsze parcia na mocz. „Panie doktorze, tyle co ja się nasikałam po krzakach w tej ciąży, to za całe życie chyba”. Uśmiał się ☺️. Wyszłam z gabinetu cała w emocjach, bo mi uświadomił że to już zaraz. Za 3 tygodnie wizyta w 37 tc i jeśli będzie rosła jak szalona to będziemy wywoływać poród wcześniej. „Łatwiej urodzić 3800 niż 4200”. Dostałam skierowanie na te ostatnie badania przed porodem, pobrał też wymazy na GBS.
Byle do 1 czerwca dosiedziała i niech się dzieje potem co chce 🙏 30 maja mam ciążę donoszoną, w Boże Ciało. Mąż poskłada wtedy wózek, łóżeczko, zamontuje fotelik, wieczorem idziemy na kolację do super knajpy na polędwicę wołową (marzę o niej całą ciążę) i czekamy. Potem to nas czekają koktajle z mrożonek (które nota bene zaczęłam już gromadzić na okres połogu).
Aha, jeszcze co do wizyty - nogi i głowa wyprzedzają o 2 tygodnie. Nogi jak nogi, niech ma długie.. Ale ta głowa musi jakoś przejść 🙈 Byłam zaraz po na wizycie u mojej fizjo uroginekoligicznej, podzieliłam się obawami związanymi z dużą głową ale mnie uspokoiła, że po pierwsze ładnie się porozluznialam, po drugie mam dobrą położna i po trzecie „byle barki przeszły, główka ładnie się urodzi. Mi się wydaje, że Ty fajnie urodzisz”.
Ciuszki mam poprane, poprasowane, poukładane zestawami i nawet popodpisywane (są w woreczkach strunowych). Idzie właśnie do mnie z 7 paczek z allegro z pampersami, jakimiś akcesoriami, pieluszkami muślinowymi. W mieszkaniu muszę jeszcze przesortować jedno pudło i wysprzątać balkon. Uspokoiły mnie te przygotowania i dały ostatnio dużo radości. No i oczywiście jest to forma ucieczki od stresu związanego z porodem.
Robię też coś dla siebie. Zrobiłam spore zakupy dla siebie (dostałam zwrot z US po rozliczeniu PIT 🥳) - takie już na po porodzie. W ciąży chodzę w jednych legginsach, 3 T-shirtach i 2 sukienkach. Dokupiłam kolarki jak zrobiło się cieplej i ogólnie czuję się trochę jak dziad. Na lato też nie mam co założyć bo powyrzucałam stare rzeczy, nie inwestowałam w siebie, w krótkie spodenki i moje sukienki nie wejdę pewnie długo. Kupiłam więc koszule lniane (idealne na lato, do karmienia i potem nawet jak wrócę do pracy), klapki skórzane, spódnice której nie dopinam w brzuchu ale w tyłku jest dobra, więc da radę i nową torebkę shopper (celowo dużą, bo dziecko i jego akcesoria, a stara mi się podarła). Od razu inne samopoczucie 💅🏼. Czytam fajną książkę, wybieram się do teatru, byłam na Diunie. Staram się cieszyć tą końcówką ciąży, na tyle ile pozwalają ciążowe humorki i strach związany z porodem.
Na koniec zdjęcie mojej piłeczki. W sumie to się nie dziwię, że ostatatnio w warzywaniaku Pani powiedziała „poproszę najpierw panią z arbuzem (naprawdę kupowałem arbuza), bo mi tu jeszcze zaraz pani urodzi”. 😉
https://zapodaj.net/plik-UI30PZAD0N
Mam dziś średni nastrój. Poza strachami pierwszego trymestru naprawdę nie miałam na co narzekać w ciąży, no to na końcówce wyszedł mi dodatni GBS. Niby wiem, jakie jest postępowanie l, ale już mam kombo w głowie - a co jak za późno pojadę lub poród będzie super szybki? A co jak na IP przez którą muszę przejść będzie ktoś niekumaty i trzeba będzie się w bólach awanturować o szybkie przyjęcie i podanie antybiotyku? Wogole trochę się stresuję, że ja nie rozpoznam rozpoczynającego się porodu 🤡 Ostatnio często pobolewa mnie brzuch jak na okres. Podzieliłam się obawami z lekarzami to się uśmiał znowu i „spokoooojnie, będzie panią w pół gięło”.
Jutro ostatnia wizyta u profesor i instrukcja odstawiania leków. Dzisiaj ostatni Acard. A 28.05 u prowadzącego z kliniki. Zleciało 🤯 Powinnam się zabrać za masaż krocza, a za jakieś 2 tygodnie za inne magiczne sposoby porodowe: wiesiołek, daktyle, świeży ananas, seks, więcej spacerów, spicy food.
Monitoruję ciśnienie, jest niskie, ale coraz częściej mi duszno i gorąco. W nocy otworzyłam okno na oścież, porozbierałam się do naga i dopiero dało się spać.
Mam nadzieję, że dotrwam do czerwca, do ciąży donoszonej. Tak zresztą mówię Małej - że ma siedzieć co najmniej do Dnia Dziecka a potem już niech sobie wybiera i odpala start na planetę Ziemia 🩷
Bardzo się wczoraj przestraszyłam.
Najpierw fajna pierwsza część dnia - sprawy domowe i wizyta u położnej, u której chce rodzić. Szyjka skrócona, ale póki co zamknięta. To jeszcze nie poród Z naturalnymi sposobami na jego przyspieszenie będziemy działać od przyszłego tygodnia.
Potem się poirytowałam. „Dobre rady” doświadczonych ekspertów od ciąż i porodów przeszły z polecania lekarza prowadzącego do nieproszonych relacji z porodów … W weekend na moim Baby Shower jedyna koleżanka mająca już dziecko oczywiście musiała opowiedzieć o swoim traumatycznym porodzie, gdzie nic nie szło, dziecko traciło tętno, skończyło się CC i ogólnie dramą w szpitalu. Nikt o to nie pytał. A szczególnie ja, jakieś 2-4 tygodnie przed swoim porodem, którego jak każdy normalny człowiek się boję. Wczoraj z kolei napisała do mnie ni gruchy ni z pietruchy inna, która 2 tyg temu urodziła. Co prawda bez traum ale … „musisz rodzić na Żelaznej, polecam, najlepiej”, „bierz koniecznie znieczulenie, bez znieczulenia nie będziesz miała rozwarcia i nie będziesz miała siły przeć”, itd. Cały monolog. Nie zaczynałam tej rozmowy, nie pytałam o nic, nie chce słuchać relacji z cudzych porodów jeżeli o to nie pytam (!), bo nie chce tworzyć sobie w głowie porównań i scenariuszy. Nie chce mieszania mi w głowie, bo mam super prowadzącego, miałam konsultacje z profesor, mam wybrany szpital po porządnym researchu, mam dobrą położną, fizjoterapeutkę i doradcę laktacyjną na łączach na whatsupp. Mam też Męża, z którym to wszystko wspólnie ustalaliśmy i wydaje mi się, że jesteśmy na tyle ogarniętymi ludźmi że sobie JAKOŚ z tym wszystkim poradzimy 😑
Przestałam w końcu odpisywać, a na czas porodu chyba się już zaszyję w swoim samotnym oczekiwaniu.
No i na koniec dnia wczorajszego dnia wyrżnęłam porządnie w przedpokoju. Byłam sama i boso, mamy gres i było ślisko bo nakapalo z prania. Poleciałam na szczęście do tyłu na tyłek i łokcie. Dziękuję sobie teraz za dodatkowe ciążowe kilogramy. 9 minut zajęło mi podjęcie decyzji jechać czy nie jechać na IP. Dr Google, zastrzyk adrenaliny, brzuch mi się bardzo spiął, Mała się wierciła, więc szybka zmiana majtek, torebka, karta ciąży, badania, telefon do Męża, Uber i pojechałam. 4 km od domu mamy chyba jeden z lepszych szpitali ginekologicznych w Polsce. Od razu z marszu KTG, USG i dokładne badanie. Wszystko ok 🙏 KTG ideolo, szyjka zamknięta, łożysko jednorodne. Męża tak przerażonego jednak to chyba nigdy nie widziałam mimo że ja czułam, że wszystko ok. Ale i tak dobrze, że sprawdziłam. Od tego oni w końcu tam są.
Wniosek z tego taki, że trzeba się już jednak bardziej oszczędzać, bo jeszcze coś nawywijam na koniec.
Cieszę się z sytuacji z szefem :) z ćwiczeń też, ale ten stres związany z pracą, to zawsze już z głowy :) a profesor to już w ogóle wowowowowow :)
Dobrze czytać, że wszystko u Was przebiega pięknie <3 trzymaj się Kaś.
Rośnijcie zdrowo ❤️