@ już 5 dzień nie przychodzi, miesiąc temu po 4 dniach już była. A teraz ani plamień ani nic, tylko uczucie pełności w brzuchu. Testy oczywiście negatywne więc nadziei nie ma.
Dzisiaj miałam rozmowę o pracę na inne stanowisko. Ciekawe co będzie pierwsze - praca czy ciąża. I właśnie uświadomiłam sobie że to samo pytanie zadaję sobie już od prawie 2 lat...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lutego 2016, 21:05
@ przyszła 18 dni po ovu, niech żyje duphaston. 5 testów i żaden szczęśliwy
Boję się. Boję się dokąd nas to wszystko zaprowadzi, czy jesteśmy wystarczająco silni. Nie planuję przyszłości. Podobno to jeden z objawów depresji.
Dostałam pregnyl, testy ovu non stop pozytywne, twarz pełna wyprysków, piersi ciężkie, a po @ clostibelgyt. Mąż uważa że strasznie się poświęca bo bierze garść suplementów diety. O słodka naiwności!!
Moje wyniki w normie, przeciwciała IgG przeciw cytomegalii i różyczce wysokie, nie wiem co to znaczy.
Skierowanie do dietetyka, czas zrzucić te kg nabyte od momentu rozpoczęcia starań. Ciekawe czy wytrwałości starczy. W czwartek wizyta u okulisty. Bardzo mi osłabł wzrok ostatnio, do tego stopnia że zastanawiam się czy w głowie mi coś nie siedzi. Zobaczymy, będziemy badać.
Pregnyl daje mi popalić. Wyprysków ciąg dalszy, ćmienie w podbrzuszu raz większe raz mniejsze. Ale mdłości i ból piersi to już niefajne. Nie mogę się dotknąć, J nie może dotknąć, libido na poziomie -200, najchętniej spałabym cały czas.
W czwartek testuję, co miesiąc nadziei brak ale i tak testy kupuję. Nadzieja chyba nie umiera nigdy...
Wczoraj odebraliśmy wyniki męża. Teratozoospermia i hipospermia. Prawidłowych plemników 0%.
W zeszłym miesiącu chorował, miał wysoką gorączkę, brał antybiotyki. Mam nadzieję że to jest przyczyną.
Po świętach siadam do szukania placówek adopcyjnych.
Nie, nie poddam się, chociaż na chwilę obecną jedyne czego pragnę to zamknąć się gdzieś i płakać, płakać, płakać...
A samopoczucie - jak przy menopauzie. Zrobiłam się tak gderliwa że sama siebie mam dosyć. Migrena mnie kiedyś zabije.
Lekarz super przygotowany do zawodu, nie robił tragedii z wyników, powiedział że wszystko można obejść a morfologia jest tak kapryśna że byle co może ją zaburzyć. Zasugerował żeby mąż zrobił dodatkowe badania, co też uczynimy.
Niestety moje usg wykazało że clostilbegyt nie zadziałał, 9dc a nie ma żadnego pęcherzyka dominującego. Lekarz zasugerował że możemy czekać, może jeszcze coś wyrośnie, jednak podjęłam decyzję że będziemy stymulować, jeden hormon więcej już chyba wielkiej różnicy mi nie zrobi. Tak więc mam fostimon, zastrzyk wczoraj i jutro, we wtorek wizyta w klinice i środa / czwartek IUI.
W bezsenne noce mam wizje siebie pokrytej celulitem, miękkiej i bladej, raz z małym dzieckiem, raz bez. Odkąd zaczęły się moje zmagania z niepłodnością moje ciało bardzo się zmieniło. Ciąża, depresja, hormony, już nie wyglądam tak jak kiedyś. A to dopiero początek. I uświadamiam sobie ile razy bezwiednie oceniałam takie grubsze, blade kobiety, zarzucałam im w myślach niechlujstwo i obżarstwo. Niewiedza jest straszna. Chciałabym je wszystkie teraz przeprosić...
Chce to mieć już za sobą.
Edit: Właśnie wróciłam z kliniki, IUI odwołane. Zbyt dużo komórek nabłonka, ruchliwość spadła do 1%. Mąż ma porobić więcej badań, w tym nasienia rozszerzone i badanie moczu w kierunku infekcji. Ja napuchnięta po hormonach, mam chwilę załamania. Przed J zachowałam pogodną twarz, a teraz mam ochotę płakać. Blokada trzyma, płakać nie mogę. Boję się że wybuchnę, w najmniej spodziewanym i właściwym momencie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 kwietnia 2016, 13:21
Ja się poddałam. J dopiero teraz chce zacząć walczyć - badania, witaminy, itd. Dopiero to zmobilizowało go. A ja już nie mam siły, nie widzę sensu.
Obiecaliśmy sobie,że jeśli wyniki po 3 miesiącach będą równie zle to zgłaszamy się do placówki adopcyjnej. Nie mogę się doczekać
IUI się nie odbyło ale hormony w moim organizmie nadal są po stymulacji. Wczoraj ból jajników, pewnie po owulacji. Dzisiaj senność, mdłości i zmęczenie. I tak będzie przez najbliższe 2 tygodnie.
Pregnyl daje mi popalić ale już wiem czego się spodziewać więc spokojniej to przyjmuje. Za tydzień @.
Teściowa stwierdziła że nasz problem to stres. Tiaaaa... Zgasiłam ją tekstem że gdyby taki poziom stresu jak my mamy powodował bezpłodność, to nikt by nie rodził. Może i jestem,wredna, ale to ja przez 22 miesiące słuchałam wywodów i natarczywych pytan.
Gdzies z tyłu głowy tli się nadzieja że może za miesiąc już wyniki J się poprawią, to będzie 3 miesiące po grypie.
Od tygodnia mam dreszcze. Nie że cały czas, najczęściej wieczorem ogarnia mnie przenikliwe zimno. Wczoraj siedziałam pod kołdrą i w bluzie dresowej, po 2 godzinach zrobiło mi się ciepło. Pojawiają się cyklicznie, co 2-3 cykl, czasami zastanawiam się czy nie przechodzę ciąży biochemicznej albo coś w tym stylu.
W sumie nawet jeśli to nic nie poradzę. Z takimi żołnierzykami bardzo ciężko jest cokolwiek utrzymać...
Przeglądałam placówki adopcyjne. Wszędzie piszą żeby nie adoptować przez dom pomocy społecznej bo bardzo utrudniają. Szykuję sie na rozmowe z urzędnikami.
Wczoraj wieczorem u znajomych rozmowa zeszła na dzieci, problemy z zajściem, kto ze znajomych tak miał itd. Okazało się że ktoś tam przystąpił do adopcji, oboje małżonkowie po 40. grubo, a dostali do rąk 10-tygodniowego niemowlaka. Zobaczyłam światełko w tunelu
A teraz miłe zaskoczenie - planowałam poczekać aż J wyjedzie w trase i przed weekendem majowym udać się do placówki adopcyjnej popytać o wymagania, kryteria i całą tą historię. A wczoraj w pociągu J spytał czy nie chciałabym już teraz pójść z nim do placówki dowiedzieć sie o wymagania. Czyli nie mam już żadnej wątpliwości.
Dzisiaj 12 dni po pergnylu. Myślę czy dla czystej formalności zrobić test, czy już sobie odpuścić. Chyba odpuszczę, jeśli @ ma przyjsć to będzie to wtorek. Przynajmniej ostatnio tak było.
Dzisiaj do pracy rowerem pojechałam, dodatkowe 20 km ma liczniku. Oby tak częściej, oby pogoda pozwoliła. Dla mojego zdrowia fizycznego i psychicznego.
W,piątek odbieramy wyniki MSOME.
Wczoraj przed wynikami badań zadzwoniłam do ośrodka adopcyjnego umówić nas na spotkanie. J też chciał. Może już też nie ma siły, tak jak ja.
Okropna alergia mnie męczy, wszystko kwitnie wokół.
Poza tym mnie wkurza. Maksymalnie i totalnie. A równocześnie brakuje mi jego bliskości. Sama siebie nie rozumiem, a od niego wymagam...
Czuję że muszę się wypłakać, a nie mogę, Trzyma mnie już kilka tygodni, od odwołanej IUI. Byle co powoduje łzy w oczach, dzisiaj - widok J bawiącego się z naszym 8-miesiecznym bratankiem. Znalazłam substytut płaczu - jeżdżę na rowerze do pracy. 10 km w jedną stronę. Może mi przejdzie, a przynajmniej zrzucę te dodatkowe kg, zamiast ciagle użalać się na sobą.
Czekam aż J wyjedzie żeby się wypłakać. Nie mogę przy swoim własnym mężu. To dobrze czy źle?
Po rozmowie z lekarzem mąż uparł się na IVF. Całe 2 lata powtarzał że nie bierze tego pod uwagę, a teraz - hurraaa, lecimy na zabieg. Nie wiem jak on to sobie wyobraża, tym bardziej że już teraz balansujemy na granicy niewypłacalności, a on zarządził remont łazienki. Kredytów więcej niż włosów na głowie, jakoś to będzie. Serio????
I jeszcze jedno. Ja się cholernie boję. Po prostu. Tych hormonów, bólu, rozczarowania, kosztów, po prostu wszystkiego. Ciekawe czy byłby tak samo entuzjastyczny gdyby to on miał przez to wszystko przechodzić. A jego największym udziałem będzie brać tabletki i oddać nasienie do zabiegu. Całą resztę muszę udźwignąć ja. Czuję że nie ogarniam już tego wszystkiego...
MarzusiuX dziękuję za ciepłe słowa. Jak się masz kochana? Czy to wariatkowo kiedyś się skończy??
Wczoraj opiekowałam się 8-miesiecznym bratankiem, to był jego pierwszy wieczór bez mamy. Myślę że wszyscy sąsiedzi usłyszeli jakie silne płuca mają moi krewni, odebrałam to jako przestrogę przed tym co mnie czeka - też nie byłam pokornym dzieckiem. Ech, te geny...
Alergii ciąg dalszy. Byłam w aptece a zapomniałam tabletek na alergię. Więc umieram, kaszlę i prycham.
Idę się kąpać i spać. No może jeszcze trochę popłaczę, a co mi tam
Za miesiąc IUI, później już IVF. Strach odszedł na bok, pojawia się niecierpliwość. Chciałabym już teraz zacząć działać.
Zastanawiam się czy i kiedy poinformować managera. Fajny chłopak, a wiem że z dniem kiedy dowiem się o ciąży odchodzę z pracy, wrócę po macierzyńskim. Nie wiem czy go uświadamiać czy nie...? Boje się że zdarzy się to co poprzednio - że nie donoszę ciąży i wszyscy będą mi współczuć. Z drugiej strony - nie uprzedze i z dnia na dzień odejdę, też niedobrze.
No cóż, mam 2 miesiące na przemyślenie tematu.