Zmęczenie. Nic innego nie czuję. Stoję i chwieję się na nogach, nic do mnie nie dociera,oddałabym pól życia za możliwość snu... Trochę śmieszne byłoby prosić lekarza o wolne bo chce mi się spać ale - wymiękam. Jeszcze 2,5 godziny pracy, później do domu i spać...
Za tydzień mam zacząć brać gonapepttl. Aż się boję
Niby jest mi to obojętne, ale widocznie nie do końca.
Wczoraj rozmawiałam ze znajomą, zna trochę temat naszych zmagań, powiedziałam jej o odwołanym drugim IUI. I ona nagle zaczęła na głos zastanawiać się co powoduje że ludzie trwają przy sobie pomkmo tegoż że jedno z nich jest niepłodne. Słów mi zabrakło...
Dzisiaj niedziel, w środę zaczynam zastrzyki. W środę też mam,usg piersi. Wiem że są tam,torbiele, usg nic nowego nie wniesie. Ale zrobię, taki jest wymóg.
Dzisiaj mój J do urologa, widzę że zestresowany jest. Już nie ma czym, zostało tylko ostatnie rozdanie kart...
Bierzemy pod uwagę max 2 podejścia do ivf.
Edit: jednak to nie jest najlepszy dzień. Biegunka i krew z nosa od rana. Niefajne, marzę aby urwać się z pracy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 czerwca 2016, 08:05
Mi się marzy urlop, żeby się wyspać i nie myśleć o niczym. Co rano kryzys, nawet kot nie ma ochoty wstawać
Jutro usg piersi i zaczynam gonapeptyl. Ciekawe kiedy zacznę odczuwać moją menopauzę. Znając mnie to poł godziny po zastrzyku.
Niech więc to powodzenie ze mną zostanie ❤
Po pracy usg piersi, niech się napatrzy na te torbiele. Teraz żałuję że nie poszłam do onkologa na coroczną kontrolę, miałabym to z głowy.
Wieczorem pierwszy zastrzyk gonapeptylu. W sumie wolałabym żeby tych objawów było po nim malo -od jutra zaczynam kurs rosyjskiego w pracy, fajnie by było go ukończyć...
Wzięłam Gonapeptyl. Odwlekałam ponad godzinę zastrzyk, ale nie ma mocnych, jak mus to mus. Wstrzyknęłam dokładnie 40 minut temu. Zgodnie z przewidywaniami, właśnie kręci mi się w głowie. Nic to, idę spać.
Skrzat 1988 - nie odpisałam Ci. Twój wpis dał mi trochę do myślenia, zdecydowałam jednak że dopóki walczymy medycznie to nie rozpoczynamy procedury adopcji. Tu chodzi o życie dziecka, o jego nadzieje. I o moje zdrowie psychiczne...
Ciekawą rzecz powiedział mi wczoraj manager - ja do niego o IVF i o utracie Tadzia, a on o koledze który stracił żonę, dzieci, pracę i dom w przeciągu kilku miesięcy, nie wytrzymał i musiał podjąć leczenie psychiatryczne. I ten kolega uświadomił mu, powiedział po tym wszystkim, że nigdy nie wiesz kiedy ci się to może wydarzyć. To może spotkać każdego z nas, zanim się zorientujesz już jest po wszystkim. Chyba chciał mi w ten sposób przekazać że ma świadomość jak ciężką drogę przechodzę. Nie wiem. Przytaknęłam tylko, nie chciałam potwierdzać że ja od utraty Tadzia czuję że balansuję na granicy, że mój umysł się kiedyś podda.
MałaU
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2016, 21:49
Dzisiaj aktywny dzień, będę brała udział w kilku ciekawych projektach, na tyle interesujących że nie chcę już myśleć o odejściu na chorobowe. Niech tylko moja głowa to posłucha i nie przywołuje migren.
Dzisiaj jedziemy do moich rodziców, maja 40.rocznicę ślubu, wieziemy im kuchenkę. Niech tylko pogoda się uspokoi bo grillowania w burzy jeszcze nie praktykowałam.
J przechodzi kryzys. Współczuję mu, staram się uspokajać, ale nie pozwolę na trzaskanie drzwiami i epitety pod byle pretekstem. A później przeprosiny i tak w kółko.
Byleby wytrwać do punkcji i transferu, to już niedługo. A później będzie dobrze
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 czerwca 2016, 14:07
Ano właśnie, chyba mi się dawki gonapeptylu skumulowały już i zaczynam coraz mocniej odczuwać. W sobotę sporadyczne zawroty głowy i uderzenia gorąca. Wczoraj powtórka z rozrywki w wersji hard, malo nie odleciałam 2 razy. Dzisiaj rano zanim wyszykowałam się do pracy to ze 3 razy odlot.
Teraz (10 rano) czuję się ok, na 16 umówiłam wizytę u lekarza ogólnego, będę prosić o L4 chociaż do końca tygodnia. Tak jak powiedziała Agnieszka - to nie tortury, tu nie chodzi o to żeby za wszelką cenę dać radę. Odrobina odpoczynku mi nie zaszkodzi. Tym bardziej ze dzisiaj plamienie, jutro @ i od piątku przystępujemy do właściwej stymulacji.
Czuje się jak na urlopie, sprzątam, gotuję, bawię się z kotem, nawet ciasto upiekłam. Wszystko super gdyby nie te migreny... Mama podgaduje że może powinnam pracować, mąż też zdziwiony że będę przedłużać L4. A mi się nigdzie nie spieszy... Lubię swoją pracę, chciałabym do niej wrócić, ale teraz mam inny priorytet. Rozmawialam z managerem, uprzedziłam go, zaproponowałam pracę zdalną, nie wyraził zgody. Nie mam do niego żalu, taka jest polityka firmy, a ja mogę się w 100% poświęcić same sobie. Niech tak będzie jak najdłużej, tak małaU- na następne 9 miesięcy
Gorąco dzisiaj jak w piekle, pojechaliśmy do miasta i tak niby przy okazji kupiłam sobie sandałki i sukienkę, ot tak przypadkiem z racji tego że w niewiele rzeczy się mieszczę, to wydarzenie zacne, tym bardziej że zrobiłam się okropnie skąpa i na wszystko szkoda mi pieniążków. Ale dzisiaj zrobiłam wyjątek i dobrze mi z tym
Czuję spokój. Oby nie przed burzą. Jutro wizyta w klinice.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 czerwca 2016, 22:13
Nie mamy jeszcze wyników cholernych kariotypow, a chcielibyśmy wiedzieć. Jeśli będą nieprawidłowe to przerywamy procedurę...
Odpoczywam na balkonie z komputerem służbowym na kolanach, wykorzystam ten czas na naukę. A co mi tam...
No i oczywiście przyszłam sama bo on zmęczony, a konsultacje nt.diety płodności.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 czerwca 2016, 12:00
Dzisiaj pierwszy zastrzyk Puregonu. Pen mnie trochę przestraszył ale poznaliśmy się i już jest w miarę ok. Trochę głowa rozbolała ale w sumie to stan chroniczny od rozpoczęcia zastrzyków, więc w normie.
Piekę ciasto. Trudno, i tak już jestem gruba.
Mało tego - wykryłam dzisiaj u J kleszcza wyrwał go, ale opuchlizna została. Pobiegliśmy do lekarza ale efekt do przewidzenia - dostał antybiotyki i maść ze sterydem. Super ale...za 10 dni punkcja i zapłodnienie. I co teraz ?? Zadzwoniłam do gina z kliniki, nie powiedział tego wprost, między wierszami zrozumiałam że mamy poczekać te 10 dni. Tak więc zrobimy, mam nadzieję że żadne świństwo od kleszcza się do J nie przypląta maści też nie użyliśmy, leżę właśnie z nogą w górze, liczę na to że opuchlizna trochę zejdzie
J przygnębiony, podłamało go to jak mnie po złamaniu ręki rok temu. Jeszcze nie doszłam do siebie po utracie Tadzia a tu gips...
Ścielam się dziś rano z managerem. Coś się nie dogadaliśmy wcześniej, ja nie wiedziałam on nie pytal - ponoć powinnam była wyznaczyć swojego "backupa" na czas L4. Spoko, tylko skoro ja mam przydzielać pracę ludziom to czym zajmuje się"people manager"? Coś się komuś pomieszało chyba... I tym samym zdecydowałam że L4 to znaczy wypoczynek. Czyli żadnego włączania kompa służbowego. I tyle w temacie.