W piątek po tych tragicznych wiadomościach poszliśmy z mężem do spowiedzi. Trafilismy na super księdza. Oczywiście zapytałam go o tego mojego małego aniołka. Uspokoił mnie ten ksiądz. Przypomniał mi o książce która sama kiedyś czytałam "Niebo istnieje na prawdę " tam mały chłopczyk w trakcie bodajże śmierci klinicznej znajduje się w niebie i poznaje swoją siostrę. Mama tego chłopca nigdy mu nie mówiła że kiedy poronila. Ksiądz mi zasugerował że te moje Aniołki czekają w Niebie. To jest bardzo duże pocieszenie. Ze jest się tą mama tylko nie tu na ziemi.
Wczoraj wesele kuzyna. Wiadomo nikomu nie mówiliśmy żeby nie psuć takimi informacjami ich dnia. Alko wiadomo nie piłam bo dalej biorę encorton więc połowa rodziny zaczynała mi gratulowac ciąży więc musiałam tłumaczyć że jestem chora. I zniosła to bez zajakniecia. Zniosłam z uśmiechem pytania wujkow o dzieci. Tańczyłam cały czas. Uśmiechała się. Wyszłam praktycznie jako jedni z ostatnich
Dziś się plamienie zatrzymało. I znów strach. Co to się dzieje. Przy ostatniej ciąży biochemicznej szybko zaczęłam krwawic. A teraz nie wiem co się dzieje. Boje się bo nie chce iść do szpitala. To czekanie na poronienie jest ciężkie. Ale wyplakalam to. Zaakceptowalam. Aż trochę jestem przerażona jak mi to dobrze poszło. Nie myślcie sobie że jestem jakaś nie czuła.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2018, 15:01
— Adam Szustak
Tego października miało się urodzić moje dzieciątko niestety szybko odeszło. W dodatku musiałam pożegnać następne. Jest im raźniej razem. Za to im rodzicom jest ciężej.
Tęsknię ♡
Wczoraj 15.07
9dc, 10cs (mamy dwu cyfrówkę
"Dwie wizyty u ginekologów."
Może jestem przewrażliwiona. Ale po tym jak ostatnio mój ginekolog, nazwijmy go gin.Z nie odpisał mi na smsa o moim spadku bety a parę minut wcześniej byłam u niego po receptę i mówił żebym się plamieniami nie przejmowała to że tak powiem straciłam do niego zaufanie. Dlatego Zapisałam się do innego ginekologa nazwijmy go gin.W, który ogólnie strasznie był zachwalany przez moją ciotkę i kuzynkę i podobno pomógł tylu dziewczyną które latami starały się o dzieci lub wcześniej miały poronienia. I do nowego gin.W byłam wczoraj zapisana przedpoludniem a po południu miałam już wcześniej zaplanowaną wizytę i mojego gin.Z która miała być pierwszą ciążową.
Wizyta u gin.W
Ogólnie bardzo luźna atmosfera i u położnej i u samego lekarza. Chociaż wywiad u położnej mnie zdenerwował. Po pierwsze standardowe pytania, czy już rodziłam, czy były poronienia musiałam odpowiadać przy panu który przyjechał po krew do badań serio może dla nich to chleb powszedni ale mi ciężko mówić o tym na głos i jeszcze przy świadkach. W wywiadzie np nikt mnie nie zapytał o termin ostatniej miesiączki! Dla mnie to trochę dziwne. Wizyta u gin.W. przeglądał moje wyniki nie zapytał nawet w którym tygodniu poroniłam (a to chyba istotne). Przeglądnął dokładnie moje wyniki badań i powiedział, nawet trochę się śmiał, że po co przyszłam jak wszystko mam. Wszystkie potrzebne badania mam zrobione nic nowego on nie wymyśli, że jestem dobrze prowadzona, że tak tak dotychczas to taki jest schemat postępowania w moim przypadku, jedynie co to może jednak w ciazy zwiększyć dawkę folianów i heparyny. I się mnie zapytał czy zdaję sobie sprawę, że tak kuracja jest skuteczna tylko w 50%? Pierwszy raz o tym słyszałam gin.Z nigdy tego mi nie mówił.
Badanie ginekologiczne u gin.W trwało może 6 sekund a usg to przepraszam za wyrażenie ale ledwo włożył to już wyciągnął i jakoś nic mi nie skomentował co tam zdążył (czy nie zdążył) zobaczyć. Po wizycie wyszedł ze mną do położnej i kazał jej pobrać mi krew na badania immunologiczne, które mam zrobione ale żeby zobaczyć jak się zmieniły po tym ostatnim poronieniu. I dał jeszcze mężowi zlecenia na badanie nasienia na seminogram i chromatynę plemnikową (bo może ona może być przyczyną). Jak będą winiki to żebym przyszła i się zastanowimy nad lekami czy trzeba zmieniać czy coś dokładać.
Koszt: wizyta + moja krew = 440 zł + badanie mojego M.
Odczucia średnie. No bo co to za pytanie: Z czym przychodzę skoro mam wszystko zrobione? No może z tym że mam wszystko, jedne są dobre wyniki, na złe biorę leki, postępuję według schematu a dziecka brak? No ale chyba mój wzrok wyraził co chciałam powiedzieć. I nawet się nie dowiedziałam czy możemy się już starać czy lepiej poczekać ale stwierdziłam po tej wizycie że lepiej poczekać. Może jest on dobrym lekarzem, a ja mam jakieś wygórowane oczekiwania ale ja po tej wizycie nie rozumiem tych zachwytów nad jego osobą.
Popołudnie wizyta u starego gin.Z
Naturalnie od razu będę porównywać. Wchodzę do położnej i rozmowa jest za zamkniętymi drzwiami (na szczęście). "A więc jest Pani w ciąży" słyszę. A ja że nie. Dziwna mina tej Pani. Pewnie miała zapisane że mam przyjść na wizytę ciążową. (pewnie wyglądają inaczej, nie wiem bo nie miałam jeszcze okazji mieć takiej). Kiedy była ostatnia miesiączka? (W końcu ktoś dziś o to zapytał!) 7.10 więc 9dc cyklu. Skserowała ostatnią cytologię ( mam nie za dobrą ) lekarz już jest. W gabinecie jest pacjentka Pani jest następna. Owa pacjentka oczywiście w ciąży wysoko a że wszystko jest dobrze i radości i ach słyszałam przez drzwi.
Wizyta u gin.Z
-Witam Panią i jak przeszły te krwawienia?
-Tak ( no już jestem po okresie)
-No to dobrze, czyli ostatnia miesiączka 1 września...
-No nie, 7go października.
Zdziwiona mina.
I tłumaczę mu że beta spadła, że już heparyny nie biorę że encorton dalej. Że dwa dni po spadku bety dostałam krwawienia. Był zdziwiony. No ale pociesza mnie, że dobrze, że chociaż w te ciążę zachodzę no ale rozumie, że ciężko zachować spokój. No to badanie. Badanie ginekologiczne trwa chyba 5 razy dłużej niż u gin.W. Czy tu mnie boli, czy tam... I nagle on do mnie przecież ta beta Pani dobrze rosła tam na początku było chyba 10 ale potem szła ładnie w górę (przypomniał sobie!). Tak było 8,40,92 i potem 19... A on do mnie, że już miał wtedy taką nadzieje, ze będzie dobrze... (mi to mówisz?)
Usg: Trwało chyba z 10 min, serio: Zaczął mnie badać i się mnie pyta znów to kiedy była ta ostatnia miesiączka? no 7go. Czyli dziś 9dc. "Hmmm no tego się po Pani nie spodziewałem"
No ja też. U niego w gabinecie jest bardzo duży ekran przed tym łóżkiem żeby pacjentka dokładnie widziała co on widzi na usg. Więc już się trochę znam. Jak już zaczął namierzać jakieś punkty i się tak zastanawiać wiedziałam, że coś jest nie tak. Widoczne ciałko żółte w lewym jajniku, więc jestem już po owulacji! Dlatego się tego po mnie nie spodziewał. Jak zawsze miałam bardzo późno owulację 15-17dc. A tu 9dc a ja już po. I mówi że nie takiego obrazu się spodziewał. Pytał kiedy było współżycie. 7dc... I to jest najgorsze. Możliwe, że jest szansa.
Wnioski: mam za 14dni zrobić betę (dostałam skierowanie nie będę musieć płacić)
Leki: acard dalej brać, Folian dalej brać, B6 i B12 dalej brać, Vigantol dalej brać, encorton dalej brać, dodatkowo przepisał duphaston brać przez 14 dni jak beta będzie pozytywna to dalej a jak nie to odstawić, i jeszcze estrofem na śluzówkę bo trochę ciemna brać przez 10 dni.
Powiedział, że jestem wyjątkową pacjentką (no bo nic ze mną nie jest ok).
Mam mu napisać smsa jak zrobię betę. I mówi powodzenia.
Koszt 150 zł wizyta + 98 zł leki.
Wieczorem rozluźniałam się na jodze i tak myślałam, którego lekarza wybrać po czym sobie uświadomiłam, że nie muszę wybierać bo nie jestem w ciąży więc nie muszę się określać kto mnie będzie prowadził.
Ale przed wizytami sobie wyobrażałam, że ten W będzie taki super że się mną przejmie że mi od razu powie coś takiego że pójdę do Z i mu powiem jaki mam żal że mnie wtedy nie zbadał i mi nie powiedział że już po wszystkim tylko dowiedziałam się z wyników krwi. A tu wychodzi na to, że bardziej się przejął Z.
Nie wiem co wy myślicie?
Jeszcze ta przesunięta owulacja. I te nasze sobotnie baraszki. Kurczę tak na pewniaka bo do płodnych tyle czasu. Ale jak teraz tak myślę to faktycznie pod koniec @ bolał mnie tak dziwnie brzuch. Gdyby to był środek cyklu to bym była pewna że to owulacja. A tak to mi do głowy nie przyszło. Ale dlaczego tak się stało?
Zdajecie sobie sprawę, że ja przez 2 tygodnie będę miała cały czas nadzieje, że jestem w ciąży? I będę udawać, że wcale nie a głowa i tak swoje będzie wiedzieć. A mój M nie jest lepszy bo on czuje że coś z tego będzie... Boje się rozczarowania kolejnego.
"Poronienia nawykowe to takie poronienia, kiedy do samoistnego przerwania ciąży dochodzi przynajmniej trzy razy pod rząd."
Powiedzmy, że nie liczę ciąży pozamacicznej, to na pewno liczę tą lutową, tą ostatnią no i prawdopodobnie tak samo było w sierpniu. Przynajmniej tak podejrzewam. Już nie chcę wiedzieć ile mogło być takich o których myślałam że okres się spóźnia bo znów plamienie i takie tam rzeczy w przeszłości. Więc 3 mamy.
"W większości przypadków etiologia poronień nawykowych jest niejasna i trudna do ustalenia. Za poronienia nawykowe mogą odpowiadać m.in. takie czynniki, jak:
zaburzenia chromosomowe, (zbadane, mamy dobre kariotypy)
nieprawidłowa budowa anatomiczna macicy, (zbadane, macica ok)
mięśniaki macicy, (zbadane, nie mam)
problemy z łożyskiem, (Nie wiem nic na ten temat)
zaburzenia endokrynologiczne (zwłaszcza zaburzenia funkcji tarczycy i niedobór progesteronu), (progesteron ok, tarczyca ok)
infekcje wirusowe, np. różyczka, cytomegalia, (zbadane, nie mam)
zaburzenia immunologiczne.(zbadane, wszystkie wyniki w normie)."
" przypadku, gdy dana kobieta nie posiada dotąd potomstwa, natomiast ma za sobą trzy poronienia, prawdopodobieństwo donoszenia ciąży do terminu wynosi około 50%. "
Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy jak te niepowodzenia wpływają na przyszłość. Miałam nadzieje i dalej mam, że w końcu się uda. Tylko niestety te statystyki mnie trochę przerażają...
Chyba łapię doła.
Dziś 19dc/10cs
Zero objawów. Nic kompletnie. W poniedziałek mam iść na betę, może przez to fiksuję bo jakąś tam nadzieje mam na pozytywny wynik a rozum też dochodzi do głosu że to byłby taki strzał szczęścia, że nie takie rzeczy w moim przypadku.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 października 2018, 13:04
Skończyłam 28lat!
Oczekiwania: jedno dziecko i staranie o drugie.
Rzeczywistość: jeden pies i staranie o dziecko w Ogóle.
Rok temu strasznie przeżywałam negatywny test ciążowy. To był dla mnie dramat. A większym dramatem jest chyba to że kolejny urodzinowy negatywny test nie dziwi. Ten ostatni rok był bardzo ciężki. Dużo bólu. Rozczarowań. Strat.
Mam nadzieję że i bardzo chciałabym w wieku 28 lat zająć w ciążę. Bardzo tego potrzebuje. Czuje się nie spełniona przez brak dziecka. Mój instynkt macierzyński jest strasznie rozbudzony.
Mimo negatywnego testu zostaje mi świętować piwem bezalkoholowym. W poniedziałek i tak pójdę na krew skoro mam skierowanie. Przynajmniej bez oczekiwań. Czekam na następny cykl i działanie.
Mój M. Dał mi piękny prezent. Ale on kochany. ❤ dostałam dużo wspaniałych życzeń. Mam tyle kochanych ludzi wokół mnie. Nie załamie się. Nie poddam. Próbujemy dalej! Mam nadzieję. Mam wiarę że w końcu się uda.
10dc/11cs
Dziś byłam na kontroli owulacji. Od 5-9dc brałam Aromek. Pęcherzyk na 15mm w jajniku prawym. Zaskoczenie bo od 3 dni mam kłócie z drugiej strony
13dc wieczorem mam sobie zaaplikowac ovitrelle. 20dc zbadać progesteron jak chce A 27dc iść na betę. Jak pozytywna to zastrzyki fraxiparine. A jak nie to zaczynamy zabawę od nowa.
Ogólnie lekarz stwierdził że mamy wszystkie argumenty żeby być w ciąży tylko teraz potrzeba czasu. Teraz najprzyjemniejsza faza cyklu. I nie powiem bo od kilku dni regularnie kochamy się z mężem. I to tak na prawdę bo mamy ochotę A nie że trzeba. Obydwoje mamy cały czas ochotę. Więc to na prawdę będą ciekawe dni. Będzie pracowity długi weekend.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 listopada 2018, 18:56
Zgodnie z harmonogramem byłam dziś na becie. Strasznie się denerwowałam tym badaniem. Zazwyczaj nie mogłam się doczekać kiedy będę mogła się zbadać a teraz te dni do badania tak szybko uciekały i pojawił się strach. Już nie chcę chodzić na te badania zwłaszcza kiedy najczęstszy wynik to tak jak dziś <1,20.
Nie wybucham płaczem ani nic z tych rzeczy. Jest mi przykro bo wiadomo cały czas się staramy i dalej będziemy. Oby starczyło sił.
Ostatnio ciężkie dni, co rusz ktoś w ciąży. A ja? Wracamy z M do domu od znajomych którzy mają dziecko i co robimy? Bawimy się z psem. Czy już zawsze będzie tak wyglądać nasza rodzina? My dwójka i pies? Mój jest dobrej myśli. Mówi, że wierzy że kiedyś urodzę nam nasze dziecko. I ja też mam taką nadzieję. Ale znów się nie udało.
Święta za pasem! A ja coraz bardziej ich nie lubię. To już nawet nie chodzi o to, że będą pytania kiedy dzieci. Bo z tym sobie radzę. Nie są w stanie mnie już zranić (tak bardzo). Po prostu ja sama czuję się pusta. Była już ta iskierka, która uleciała.
A może w tym roku nas spotka bożonarodzeniowy cud?...
Witam w kolejnym cyklu! Pewnie mój pamiętnik powoli przypomina zapiski schizofreniczki. Na zmianę widzę że albo mam wpis pełen nadziei albo dołujący jak ostatnio. Dziś wypada, że będzie pozytywny i taki będzie. Mimo kolejnej porażki, mimo okresu mam dobry humor Dziwne bo @ wyjątkowo ciężka w tym miesiącu ale daję radę.
Może mam więcej siły i wiary bo zaczęłam Nowennę Pompejańską. Nigdy wcześniej jej nie robiłam bo wydaje mi się że jest bardzo ciężka ale mam nadzieję, że wytrwam w niej do końca. Trzymajcie kciuki. Ostatnio trochę więcej czasu poświęciłam na małe przyjemności żeby się tak nie zadręczać. Pozwoliłam sobie nawet na kieliszek wina chociaż później nie do końca dobrze się czułam ale chciałam troszkę opić ostatnie smutki. Wróciłam też do ćwiczeń. Do owulacji dam sobie wycisk później znów się przerzucę na jogę.
W tym cyklu 3 raz podchodzimy do stymulacji. Do 3 razy sztuka?
12dc/12cs
Liczę na Bożonarodzeniowy cud! A co! Trzeba być czasem dobrej myśli!
Wczoraj byłam na monitoringu i znów niespodzianka. Pęcherzyk znów z prawej strony. Mimo aromka wyhodowany tylko jeden. Miałam nadzieję że będzie przynajmniej dwa to by zwiększyło nasze szanse. Ale pęcherzyk ładny 20x19mm więc zaraz po wizycie zastrzyk na pęknięcie i działania z M
Aby to był ten szczęśliwy cykl! Gorąco w to wierzę i o to się modlę.
Nowenna Pompejańska idzie mi zaskakująco dobrze. Wystarczy się zorganizować i nie ma problemu. Już są efekty! A mianowicie wiara i nadzieja. I chyba to jest w niej najważniejsze.
Powoli zaczynamy przygotowania do świąt a pierwszy raz organizujemy z M u nas w domu. Odkąd pamiętam święta były w moim rodzinnym domu. Ale skoro mamy nowy wybudowany dom postanowiliśmy pierwszy raz do nas zaprosić. Będą moi rodzice i siostry oraz teściowa i niektórzy z rodzeństwa M.
Oczywiście bardzo bym chciała dostać cudowną wiadomość na święta. Nie będę ukrywać. Dobrze, że będzie teraz tyle rzeczy do przygotowania i Nowenna więc nie będę miała dużo czasu na rozmyślania i doszukiwania się objawów. Taką mam przynajmniej nadzieję.
Trzymajcie kciuki i jak możecie pomódlcie się czasem za nas
Z mojej strony zrobię to samo!
28dc/12cs
Po pierwsze najważniejsza wiadomość. Dzisiejsza beta <1.20
Całe szczęście że nie kupowałam żadnego testu na święta i dopiero dziś pojechałam na krew. Mogłam spędzić święta w spokoju z nadzieją i wiarą że może już w brzuszku jest iskierka. Niestety znów nie wyszło. Mimo że wszystko zrobiliśmy jak trzeba. Staraliśmy się nawet więcej niż trzeba było. Tak dla pewności. Wszystkie leki brane jak w zegarku. Wszelkie czynności które mogły by zagrażać ewentualnemu zagniezdzeniu zminimalizowanie. Jedyne słuszne wytłumaczenie to takie że to nie był jeszcze nasz czas. Nawet nie chce mi się pisać o świętach które były naprawdę udane. I nawet nie czekam na następny cykl bo i tak nic z tego nie będzie bo mojego M nie będzie więc nawet nie będę brać leków na stymulacje. Może mój Bożonarodzeniowy cud będzie dopiero w przyszłym roku...
4dc/13cs
Tak to kończymy rok 2018. Cieszę się! Ten rok nie był łaskawy. Dla mnie naznaczony stratami. Nadziejami które odeszły zdecydowanie na szybko. Aniołki na zawsze będą w moim sercu. Z nadzieją i wiarą wchodzę w nowy rok.
Tak!
NOWY ROK NOWE SZANSE.
gorąco wierzę że otrzymamy tą łaskę i doczekamy się naszego małego cudu.
Wszystkim staraczka życzę siły i wytrwałości.
Oby spełniły się nasze marzenia w przyszłym roku.
Dzilamy z nowymi siłami.
11dc/13cs
Pełna optymizmu wkraczam w Nowy Rok! Mimo, że nie lubię nieparzystych lat to w tym roku mam zamiar polubić. Zwłaszcza, że ten 2018 wcale dobry nie był. Także dziś same nieparzyste. W tym cyklu odpuściłam stymulację ze względu na to, że mój M wyjechał w delegację i nie będzie go półtora tygodnia. Właśnie kiedy zaczynają się płodne. Stwierdziłam, że szkoda się lekami faszerować i iść na kontrolę do lekarza jak i tak nie będzie z kim się starać. Wczoraj jeszcze było z M serduszkowanie i miejmy nadzieje, że coś tam przetrwa do owulacji chociaż nie wiem kiedy ona będzie
Wiem wiem! Nikłe szanse! Ale nie niemożliwe. Prawda? Z resztą w żadnym cyklu stymulowanym jeszcze nie udało się zajść w ciążę a w każdym w którym myślałam że są nikłe szanse się udawało. Więc może teraz też się uda? Statystycznie mam teraz większe szanse (bazując na moich doświadczeniach).
To tyle statystyki!
17dc/13cs
Wydawało mi się że we wtorek miałam owulacje ale dziś niedziela a ja dalej mam śluz płodny. Nieważne. Cały tydzień nie ma M i jutro też to nie będzie. A że jego nie ma musiałam jakoś sobie organizować czas sama. Kurczę nigdy jeszcze na tak slugo się nie rozstawalismy. No może za czasów studenckich Ale odkad jesteśmy małżeństwem to aż tak długo chyba jeszcze nie trwała nasza rozłąka. Nie to żebym strasznie za nim płakała i nie mogła sobie poradzić. Bo nie. Dość szybko mi leci czas. Bo poumawialam się z koleżankami. Dużo mi dały te spotkania. Jedna z nich dość dokładnie zna moja sytuacje. Ale wcześniej nie miałam okazji jej powiedzieć o ostatniej ciąży biochemicznej. Dużo wsparcia od niej otrzymałam bez głupich rad. Doceniam to bardzo. Chociaż jeden dzień był ciężki. Na pewno to spotęgowało to to że byłam sama w domu. Zadzwonił do mnie brat mojego M. Że chce mi coś powiedzieć w tajemnicy żebym nikomu nie mówiła że będą mieć drugie dziecko. I muszę się przyznać pierwsze uczucie to nie była radość. Tylko takie ciężkie uczucie na sercu jakby nie mogła przez sekundę oddychać. Wstyd mi. Czuje się beznadziejnie. Powinnam od razu wyskoczyć z gratulacjami A mnie zacielo. Chociaż od jakiegoś czas przygadywali o drugim dziecku Ale ostatnio mieli różne problemy im nie sądziłam że się zdecydują. Jednak w rozmowie wyszło że są trochę zaskoczeni. Ehh. Taka kolej rzeczy. Ale już to przerobiłam. Wczoraj trochę źle się czułam i cały dzień prawie przeleżalam. Przeczytałam książkę która chce Wam strasznie polecić. "Wszystkie nasze obietnice" płakałam i czytałam. Ale teraz kiedy już ja skończyłam przemyślam sobie parę rzeczy. I swoje życie i podejście do starań. I czasem moje podejście do M. Do rodziny. Nie chce za dużo zdradzać Ale książka jest o małżeństwie które przeżywa kryzys. Od kilku lat starają się bezskutecznie o dziecko. Wiele scen to po prostu wyjęte z mojego życia. Więcej nic nie mówię tylko polecam do przeczytania.
Któreś dziewczyny polecamy też "światło między oceanami" też ja kiedyś czytałam i również polecam.
i wyjdę rano, niby po chleb
Wtedy na pewno poczuję się lepiej..."
Czy na pewno lepiej?
22dc/13cs
Chociaż wiem, że nikłe szanse na to żeby w tym cyklu się udało to jednak ciągle ta nadzieja się tli.
Muszę trochę tu popisać bo jak gdzieś nie opuszę z siebie żali i negatywnych emocji to kiedyś i gdzieś niespodziewanie wybuchnę. Co mnie denerwuje i złości?
1. Ten cykl bez stymulacji, bez serduszkowania w czasie owulacji, zero objawów jakichkolwiek a ja i tak się zastanawiam kiedy będę mogła zrobić test czy iść na betę. Wkurza mnie to, że nawet jak wiem, że nic z tego sama się torturuję takimi nadziejami.
2. Przeziębiłam się i co? I zastanawiam się czy dany lek wziąć czy nie. Przecież nie ma szans na ciążę to weź to lekarstwo- biorę- kurde a jak jestem w ciąży i ten lek zaszkodzi?
3. Odmawianie sobie tylu rzeczy bo być może jestem w ciąży! Nie pójdę do sauny bo może jestem w ciąży, nie napiję się wina z koleżanką bo zaszkodzi, więc może w ogóle nie będę się z nią na razie spotykać, spotkam się jak będę pewna że jestem w ciązy. Nie pojadę na narty z siostrami bo może jestem w ciąży przewrócę się i zrobię sobie krzywdę i sobie nie wybaczę. Nie będę ćwiczyć żeby w razie czego nie przerwać zagnieżdżenia. Urlop za granicą! Super! Ale na razie nie, bo może jestem w ciąży. Pojadę jak będę wiedzieć na 100% i nie będzie przeciwwskazań. I co? Coraz mniej spotkań ze znajomymi, coraz mniej przyjemności, coraz więcej kg (bo nie ćwiczę) i ciągły brak ciąży...
4. Żal, że bratowa bez problemu z drugim dzieckiem w ciąży. To straszne. Powinnam się cieszyć ich szczęściem a ja trochę zazdroszczę. Nie chcę tak się czuć!
5. Spotkanie z siostrą mojego M i jej gatki o dzieciach i ciążach. Wiem, że nie chciała mnie w żaden sposób urazić, tym bardziej, że nie wie dokładnie o mojej sytuacji, nie wie o ciąży pozamacicznej czy poronieniach. Ale dobrze wie, że byłam w szpitalu na histreoskopii. I nie wiem czy ona myśli, że nie mamy dziecka ze względu na wygodę życia? Teksty typu:
-"Dobrze, że to drugie nam się tak przytrafiło bo bym się nigdy nie zdecydowała na dziecko..."
-"A to czasem jest tak że się nie udaje za pierwszym razem..." (!) SERIO?! Czasem nie udaje się i za 20!!!
-"Moja koleżanka jest w ciąży bliźniaczej ale to wiesz przez jakieś leki bo musiała się leczyć..." no tak to powiedziała, jakby to, że musiała brać leki żeby zajść w ciążę było jakąś ciążą gorszej kategorii
-"A taka tam znajoma była w ciąży z trojaczkami ale jedno wiesz, no jak to powiedzieć umarło a drugie już wiadomo, że będzie chore, masakra jakie rzeczy są na świecie" a to było opowiedziane jaki to super ploteczki ma.
Wróciłam wykończona emocjonalnie od nich i utwierdziłam się w tym, że nie będę się zwierzać ze swoich problemów.
6. Czasem wydaje mi się, że bardziej zależy mi niż mojemu M. i tak może jest bo wiem, że problem leży po mojej stronie i ja muszę się więcej starać, lepiej o siebie dbać, to ja staram się za wszelką cenę udowodnić, że dam radę urodzić i wychować dziecko.
7. Obiecuje sobie mniej wchodzić na fora i tutaj, ale i tak codziennie tu jestem.
8. Razem z M musimy zajmować się problemami wszystkich dookoła a tak na prawdę nikt nie zdaje sobie sprawy z czym my się borykamy. I nawet widzę, że nie chcą wiedzieć. Przecież siostra mojego M mogłaby go zapytać czy staramy się o dziecko czy coś. Ale nie po co? Lepiej zajmować się swoją rodziną tylko. Jego brat tak samo, przeżywa tą ciąże i w ogóle ale nie pomyśli co my przezywamy...
Dobrze, że przyjemniej mogłam się wygadać tutaj. Zrzucić to z siebie.
Teraz widzę czarno na białym co mnie trapi i może po punkcie będę nad tym pracować.
25dc/13cs
Zero objawów.
Jak patrzę na mój ostatni wpis to aż się sobie dziwię. Ale widocznie wypisanie tego wszystkiego spowodowało wewnętrzne oczyszczenie. Teraz jestem spokojna, szczęśliwa. Dziwne? Mam nadzieje, że to wejdzie mi w nawyk.
Jestem wdzięczna! Tak! Skończyłam Nowennę Pompejańską! Jestem dumna z siebie. Wydawało mi się, ze nie podołam, że jest dla mnie za trudna. Ale udało mi się!
Dostałam kopa do życia! Koniec z siedzeniem i odmawianiem sobie życia w oczekiwaniu... Spokojnie doczekam się i ja. Wierzę w to! Koniec kropka.
Mój M mówi, że nie ma sensu teraz wylewać żali. Będziemy się smucić jak będziemy mieć po 43 lat i dalej będziemy we dwójkę. Ale i wtedy to nie będzie koniec świata.
Także obecnie robię plany na ten rok, które nie obejmują ciąży! haha może życie akurat mnie miło zaskoczy.
29dc/13cs
Czas na zmianę! Zmieniłam tytuł pamiętnika. Już nie będę w ciągłym oczekiwaniu, ponieważ tak jak cytacie powyżej nie chcę marnować życia w oczekiwaniu na coś co może nigdy nie przyjść. Nikt nie jest panem swojego losu. Pan Bóg już i tak wszystko zaplanował. To nie znaczy, że pragnę mniej dziecka. Absolutnie. Z każdym dniem chyba pragnę bardziej. Ale nie chcę już więcej marnować czasu na oczekiwanie. Cały mój pamiętnik był oczekiwaniem, które nic na razie nie przyniosło. I to odliczanie. Dodatkowo dodaje stresu. Koniec z tym. Miałam tak zaplanowane kiedy które dziecko. Ale tego nie można sobie zaplanować. Tzn. niektórzy z moich znajomych tak zaplanowali i im się wszystko tak udało jak chcieli, ale w moim wypadku jest to niemożliwe. Więc na ten rok planuję to na co w jakimś stopniu mogę mieć wpływ. Np. na jakiś urlop. Postanowione w przyszłym miesiącu zaplanowany urlop w górach i nowość wiem w jakie dni kalendarzowe a nie w jakie dni cyklu! Postępy małymi kroczkami.
Objawy: PMS na całego! Cycki bolą, brzuch też trochę, jajniki bardzo albo to macica, ciężko powiedzieć. Ale na razie nie plamię. Jutro albo w niedzielę pewnie @. Niedobrze bo na 30go wizyta u gin.Z. Zdecydowanie wolałabym na niej być bez @. Ale chyba nie będę jej odkładać ponieważ na monitoringu nie ma tyle czasu pogadać co na zwykłej wizycie. Ale nie lubię badania podczas @.
1dc/14cs
Nadzieja.
Przecież dobrze wiedziałam, że w poprzednim cyklu nie było szans. Że ewidentnie PMS wskazuję na @. Ale wystarczyło aby ta wredna @ się spóźniała i już nadzieje się budzą. Testy ciążowe idą w ruch i chociaż wychodzą negatywnie to dalej wiara jest, że mimo wszystko się udało.
Plus taki, że na wizycie u gin nie miałam jeszcze @. No ale wizyta...
Nie miałam w sumie jako takiej wizyty. Lekarz stwierdził, że wszystko mam porobione na bieżąco, że szkoda mnie dodatkowo męczyć. Jeszcze 3 razy próbujemy stymulacji a dalej będziemy myśleć nad inseminacją.
Nic nowego w sumie.
Mam nadzieje że coś zaskoczy w najbliższym czasie! Tego się będę trzymać. A na razie wszystko boli. Ledwo żyję ale dziś mam zamiar świętować. Planuję wypić lampę wina pod ten nowy cykl
13dc/14cs
Wczoraj byłam na kontroli owulacji. Jeden pęcherzyk w lewym jajniku 20x20mm. Dobrze, że choć jeden ale chyba te leki na mnie nie działają. Od razu po wizycie zastrzyk Ovitrelle i jeszcze działania. I teraz czekanie i już nic ode mnie nie zależy co ma być to będzie. Jak to się łatwo mówi. Tak jak w temacie zaczynam jakiś 26 tydzień ciąży. (Mam nadzieje, że nie urojonej jak co miesiąc). Tak właśnie wyliczyłam że jakoś już 26 tygodni żyłam jakbym była w ciąży (bo może akurat się udało) a później jest jak jest. Chociaż nie powiem bo kilka z tych tygodni na prawdę byłam w ciąży, ale tak krótko to było, że czasem się zastanawiam czy to była prawda. Dobrze, że mam teraz kilka rzeczy zaplanowane na najbliższe dni więc może nie będę tak myśleć i doszukiwać się objawów.
W tym tygodniu wyjazd do Zakopanego na narty z moim M i moją siostrą i jej chłopakiem
Na pewno będzie wesoło! W tym roku chcę mieć cudowne walentynki! Nie tak jak w tamtym roku. Ten rok ma być lepszy!
20dc/14cs
Urlop udany! Ale się wyluzowałam! Pojeździliśmy na nartach. Aż mnie nogi bolały. Ale nie oszczędzałam się bo może akurat się udało. Byliśmy na termach w Chochołowie. Super polecam. Obskoczyłam chyba wszystkie sauny. Nawet nie pogardziłam grzańcem. Jedyny minus taki, że po powrocie do domu zauważyłam że żelazko zostawiłam włączone. Na szczęście nic się nie stało...
Teraz znów mnie czeka kilka dni delegacji, więc to też pomoże w "niemyśleniu o ciąży".
Kolejna rzecz która w tym pomaga to zepsuty telefon. Mój M przez przypadek strącił mój telefon i się rozleciał. Na razie używam zastępczego. I bardzo dobrze bo na moim miałam moje kalendarze owulacyjne i codziennie zapisywałam tam wszystkie objawy. Oczywiście każdy dzień cyklu porównywałam z tym wrześniowym w którym byłam w ciąży. A teraz skoro ich nie mam przynajmniej się dodatkowo nie nakręcam.
Objawy na razie żadne. Może coś tam w lewym jajniku jakby jakieś małe ukłucia. Ale nic nie poza tym. Nie wiem, może sama sobie trochę wkręcam takie słabe objawy.
Mój M mówi, że w tym cyklu się na nic nie nastawia. Chyba przez to że ja jakoś nie wariuję i nie zachowuję się jakby nam się udało.
Coraz lepiej udaje mi się skupiać na życiu a nie na wiecznych staraniach i oczekiwaniach.
Pozytywne rzeczy:
Walentynkowy wyjazd do Zakopanego -super! O niebo lepsze walentynki niż te z tamtego roku.
Boże Moni tak mi przykro :( Bardzo mocno Cię ściskam :* WIerzyłam że będzie dobrze :( Kiedys kochana musi jeszcze wyjrzeć do Nas słońce...
Kochana, kobiety mają w sobie ukrytą siłę. Dlatego jesteśmy w stanie znów się podnieść i walczyć. Wierzę, że w końcu każda z nas doczeka się upragnionego dziecka ;* A brałaś przed tym cyklem acard? Robiłaś badania w kierunku zespołu antyfosfolipidowego? Kiedy wybierasz się do lekarza? Ciekawa jestem co Ci powie, co mogło być przyczyną...