A jednak gdy dziś przyszła @ serce pękło mi po raz kolejny...
Lekarz znowu mi powtarzał, że w takim przypadku jak nasz, inseminacja to strzał w dziesiątkę. Tak strasznie bym chciała aby to się udało...
Stresu jakiegoś większego nie było, tylko teraz to czekanie. Zwariować można! Minęły dopiero 4 dni. Doktor powiedział, że 14 listopada mam robić betę jakby co, a ja chyba zwariuje do tego czasu. Czas ciągnie się niemiłosiernie...
Nie ukrywam, że jestem przepełniona nadzieją. Jakoś nie potrafię wyobrazić sobie innej sytuacji niż taką, że wreszcie się uda! Trzymajcie za mnie kciuki, ja swoich prawie nie poszczam
2 tygodnie czekałam jak głupia- miałam wszystkie możliwe i niemożliwe objawy ciąży...Głupia ja. Ale tak strasznie na to liczyłam.
W sobotę przyszła @. Punktualna co do minuty. Szlak by to!
Były łzy. Dużo łez. Weekend do bani.
Od poniedziałku karmię się nową nadzieją. W tym cyklu także podejdę do inseminacji. Najpierw myślałam, że do końca roku już nie będzie szans z powodu pracy mojego m. ale tak wszystko poukładaliśmy, że w tym miesiącu także się staramy Musi się udać! Musi Musi się udać! Musi się udać! Musi się udać! Musi się udać! Musi się udać! Musi się udać! Musi się udać! Musi się udać! się udać! Musi się udać!
Dopiero 5 dni....
Jestem mniej nakręcona niż za pierwszym razem. Nie doszukuję się objawów ciąży w każdym kichnięciu.
4 lata starań, a ja w sumie co miesiąc zachowuję się absurdalnie.
Dziś dowiedziałam się, że kolejna moja rówieśnica jest w ciąży. To nadal na mnie działa, choć tym razem zamiast nawilżenia oczu wymsknęło mi się: nosz k***a tylko mnie omija ten zafajdany bocian!
Ale think positive- albo to albo psychiatryk...
Tak jak obiecałam- nie nakręcam się, nie wyszukuję u siebie objawów, ale niestety nie jestem w stanie przestać o tym myśleć. Nie będę ukrywać, że obawiam się tego złego efektu...
Beta zaplanowana na najbliższy piątek. Z jednej strony nie mogę się doczekać, ale z drugiej strony... Ach co mam pisać. Moje pozytyvne thinkowanie coraz gorzej mi wychodzi....
Nie wiem czy dobrze robię ale po prostu już mi odbija!
Będzie wóz albo przewóz- albo piękne święta albo te ze łzami w oczach po raz kolejny...
Proforma pójdę jutro na betę, ale nie ma co się łudzić.
Już pół dna przeryczałam.
Ależ piękne święta mnie czekają...
Ciągle słyszę, że taki duży odsetek par nie może mieć dzieci, ze zmagają się z niepłodnością, a ja jestem tu sama... Mam wielu znajomych bliższych i dalszych i wiecie co- oni wszyscy mają już dzieci... A ja zawyżam średnią....
@ przyszła dzień przed terminem żebym nie czekała na nią z wytęsknieniem.
Co nowego w Nowym Roku?
SMS sprzed 2 dni: Cześć kochana, co u Ciebie? U mnie sporo nowości. Pracuję na nowym stanowisku i jestem w ciąży!
Mail sprzed tygodnia: Urodziłam! Córcia waży 3800 i ma na imię .....
Nie pamiętam kiedy takie wiadomości przestały mnie cieszyć. Bo nawet nie chce mi się udawać, ze jest inaczej.
Poryczałam się i za pierwszym i za drugim razem.
Kolejna w ciąży- jakby to był jakiś wirus na który tylko ja jedna jestem odporna!!!!!!!!!
A na dodatek dziewczynka, która się urodziła dostała imię, które zawsze chciałam dać mojej córeczce.
W końcu przez łzy powiedziałam do męża, że może to i dobrze, że ktoś inny wziął to imię bo ja i tak nie skorzystam.
Gdzieś tam w głębi serca wierzę, że ten rok będzie bardziej udany od poprzedniego. Ten poprzedni był jedną wielka porażką- na wielu płaszczyznach. Ten musi być lepszy. Przecież nie może być cały czas pod górkę...
W tym miesiącu nie będzie 3 inseminacji- nie da się tego zgrać z pracą mojego m. Może za miesiąc...
Jedyna głupią rzecz, którą ostatnio robię, jest oglądanie takiego programu na 2. O in vitro. Ryczę prawie na każdym odcinku. Głupia jestem- wiem. Zawsze po tym programie przebieram się w dresik i ćwiczę przez godzinę jak szalona! Wypacam wszystkie złe myśli. Mózg wyłączony... To naprawdę działa
Ciąży nadal brak. Brak jej oczywiście tylko u mnie!
Ale znalazłam nową rzecz, która świetnie odciąga od tego faktu moja uwagę- moja w miarę ustabilizowana sytuacja życiowa właśnie przestaje taką być. Firma mojego m to kolejna z tych, które nagle zaczęły- i tu zaje***te określenia: racjonalizować/ optymalizować zatrudnienie i dni mojego m. są policzone. Już padały głosy, że jakby co, to on chociaż nie ma rodziny na utrzymaniu...Łzy same cisną mi się do oczy.
Siedzę tak przygnębiona w swojej pracy kolejny dzień i nagle dostaję kijem po plecach na dobicie: Córunia mojej koleżanki z pracy- rozwydrzona gówniara, której wszystko zawsze było podawane na tacy, a jak coś się opóźniało to robiła awantury i histeryzowała, dziewucha o najbardziej paskudnym charakterze jaki można sobie wyobrazić- jest w ciąży! Bo tylko tego już jej brakowało do kompletu...
Wiem- brzmię okropnie! Nie chcę być taką zawistna zołzą, ale nie wiedzieć czemu nastawiłam się, że po feralnym 2014 roku, 2015 okaże się dla nas bardziej pomyślny. mam coraz mniej sił żeby walczyć, a za niedługo może się okazać, że nie mam też funduszy na ta walkę....
Właśnie podjęłam decyzję, że w tym cyklu po raz ostatni podejdę do inseminacji. To będzie trzeci zabieg i ostatni. Wiem, że tu na ovu są dziewczyny, które rozumieją z jakim stresem to się wiąże i wiem, że są takie, które podchodziły do inseminacji więcej razem. Ja nie mogę. Mój mąż wykazuje więcej wyrozumiałości niż ja sama dla siebie.
Jeśli nasza sytuacja zawodowa unormuje się, być może zdecydujemy się jeszcze na in vitro. Póki co muszę się wziąć w kupę. Zbyt wiele rzeczy ostatnio poszło nie tak i ciężko doszukać mi się optymistycznych akcentów. Mam mojego kochanego cierpliwego i wyrozumiałego męża, ale chyba tylko jego. Cholernie samotna czuję się w tym wszystkim....
Od dziś, codziennie, będę wypisywać 5 pozytywnych rzeczy, które mi sie przytrafiły w ciągu ostatnich 24 godzin.
Tak więc zaczynam:
1. Piękne słońce- boska pogoda
2. Dzisiejszy lunch w firmowym barze- schabowy z kapustka zasmażaną- pychota
3. Do pracy zaspałam 2 godziny- nie miałam z tego powodu żadnych problemów, a chociaż się wyspałam.
4. Dzień w pracy mija mi naprawdę szybko
5. Musze iść do apteki po dostinex- najbliższa apteka jest w centrum handlowym- mam pretekst do połażenia po sklepach
Uff to by było na tyle. Łatwo nie było ale dałam radę. Jutro też to zrobię
Jestem już po 2 monitoringach. Cykl mam stymulowany clo, ale mój gin coś kręci nosem na moje pęcherzyki- mówi, że za wolno rosną. Jutro ma jeszcze raz rzucić okiem i albo umawiam się na inseminację, albo nici w tym miesiącu...
Jak w tym miesiącu nie uda się (z takich czy innych przyczyn) chyba dam za wygraną.
Walka z wiatrakami nigdy nie miała sensu, a tym właśnie stają się nasze starania.
No cóż- zobaczymy jutro...
Wczorajszy monitoring wskazał, że pęcherzyk jednak urósł (19mm) O północy wzięłam zastrzyk z pregnylu i jutro na na 8 jestem umówiona w klinice. Zaciśnięte kciuki jak zwykle mile widziane
A tak jeszcze dodam historyjkę, którą wczoraj uraczył mnie mój gin. Opowiadał, że ma aktualnie pacjentkę, której prowadzi ciążę. Kobitka bardzo długo starała się o ciążę 5 inseminacji, 2 in vitro... Aż w końcu dała za wygraną. Minęło kilka lat, kobitka ma 41 a tu bum! Ciąża! Patrzę się na mojego gina i tak mówię: nie jestem pewna czy ta historia podnosi mnie na duchu. Gin się zaśmiał. Ja Póki co 32latka i jakoś mnie przeraża wizja kolejnych 9 lat oczekiwań....
Wczorajszy monitoring wskazał, że pęcherzyk jednak urósł (19mm) O północy wzięłam zastrzyk z pregnylu i jutro na na 8 jestem umówiona w klinice. Zaciśnięte kciuki jak zwykle mile widziane
A tak jeszcze dodam historyjkę, którą wczoraj uraczył mnie mój gin. Opowiadał, że ma aktualnie pacjentkę, której prowadzi ciążę. Kobitka bardzo długo starała się o ciążę 5 inseminacji, 2 in vitro... Aż w końcu dała za wygraną. Minęło kilka lat, kobitka ma 41 a tu bum! Ciąża! Patrzę się na mojego gina i tak mówię: nie jestem pewna czy ta historia podnosi mnie na duchu. Gin się zaśmiał. Ja Póki co 32latka i jakoś mnie przeraża wizja kolejnych 9 lat oczekiwań....
W sobotę rano odbyła się 3 inseminacja (do trzech razy sztuka?)
Nie wiem co mam myśleć.
M wyjechał na cały tydzień- jak go nie ma to mam za dużo czasu na myślenie i trochę mi odbija.
2 tygodnie niepewności...