X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Matylda?
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

17 lutego 2015, 21:50

7dc. Wtorek. Zabiegany dzień, ale w tym zabieganiu odebrałam wyniki hormonów. Wszystko w normie. Odetchnęłam z ulgą. Dla pewności sprawdzę sobie jeszcze progesteron w 7dpo. Bo mam ostatnią lekką obawę, że mi go w II fazie brakuje. Ale to akurat mały kłopot, bo dostanę Duphaston i powinno być pięknie :) Mam mocne pozytywne przeczucie co do tego cyklu... W końcu urodzinowy :)

Byłyśmy z Majką u fryzjera - wyglądamy pięknie :)
Majka dzisiaj na dobranoc wyrecytowała po kolei Murzynka Bambo, Abecadło i Grzesia Kłamczucha. Stałam, słuchałam i łza kręciła mi się w oku. Jestem dumna. Po raz kolejny w tym tygodniu jestem niesamowicie z niej dumna. I czuję się wyjątkowo, że jestem jej mamą. I sama się dziwię skąd u mnie tyle matczynych uczuć. Gdzie one były schowane, zanim Majka się pojawiła? Nie miałam o ich istnieniu najmniejszego pojęcia :)

Treningi rozciągające in progreess. Już zupełnie niedlugo dotknę głową kolan... :)

W pracy najlepszy tydzień ever.

Jednym słowem - niekończące się pasmo sukcesów :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2015, 09:43

18 lutego 2015, 09:25

e5ce7ce574ce983a.png

A ja ostatnio budzę się w wybitnie radosnym nastroju! :) Może to zbliżająca się wiosna, może więcej słońca, z racji wydłużonych dni... A może dobrze dobrany zestaw suplementów o poranku :) Kto wie???

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2015, 10:11

21 lutego 2015, 19:37

11dc. Sobota. Shanties!

Plany festiwalowe popsuła nam nieco choroba Majki. Chciałam ją wczoraj zabrać na koncert Klang'u dla dzieci. Nawet wzięłam sobie urlop na tę okoliczność. I zamiast do Rotundy poszłyśmy do pediatry. Infekcja wirusowa - zawyrokował starszy pan. Przepisał Neosine + Rutinacea Junior. Już tego samego dnia gorączka spadła, a dziś już nawet nie ma kataru. Cudowne to dziecko! Odporność ma niezwykłą. Na pewno nie po mnie.

Dzisiaj idziemy do Portu! Wieczór, na który czekam cały rok :) Kocham, kocham, kocham... Dzwięk szant uruchamia kilogramy dobrych wspomnieć, wyzwala hektolitry endorfin, wywołuje dreszcz pozytywnych emocji i szeroki szczery uśmiech. Ja - żeglarz, to moje najlepsze, najwłaściwsze, najbardziej wolne i beztroskie ja jakie posiadam. Ja sternik to ja odpowiedzialna, ja myśląca strategicznie, ja dowodząca, ja godna zaufania. Ja na jachcie to ja tam gdzie czuję się najszczęśliwsza, ja za sterem to ja w najwłaściwszym miejscu na świecie!

No i Shanties i Port to to miejsce i to wydarzenie, które na zawsze zmieniło moje życie. Tam się poznaliśmy. 5 lat temu. O ile inne było nasze życie wtedy... Tak bardzo, że te 5 lat wydają sie być latami świetlnymi.

aph_a_drunken_sailor_by_geekykitten64-d46d4l5.png[IMG][/img]

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2015, 19:37

24 lutego 2015, 13:41

14dc. Wtorek.

Na temat sobotniego koncertu nie mam do powiedzenia zupełnie NIC. Pamiętam niestety tylko początek. Potem zaczęłam pić kolorową wódkę i przepijać piwem. I do domu zaniósł mnie mąż :)

Dżizaaaas! Co też mi do łba strzeliło??

Niedziela to koszmar! P poszedł do pracy. Ja zostałam z M w domu sama. Nie byłam w stenie się dźwignąć. Każda próba kończyła się rozmową z klozetem :/

Well... Do dziś jeszcze czuję niepokój w żołądku i ostrożnie dobieram sobie dietę (w niedzielę nie zjadłam NIC).

Z informacji okołociążowych - śluz mi się "upłodnia". Ciągnie się coraz bardziej i coraz go więcej i coraz bardziej przeźroczysty :) Ewidentnie wiesiołek z siemieniem coś tam zdziałały. Na teście owu nareszcie jakieś sensowne informacje - kreska jest, ciemnieje... Lada dzień owulacja powinna zawitać :)

No to DZIAŁAMY!! Kurcze, miewam czasem chwile, kiedy ZUPEŁNIE nie mam ochoty na kolejną ciążę i małe dziecko. Ale więcej jest raczej tych, kiedy BARDZO BARDZO chcę...

25 lutego 2015, 14:33

15dc. Środa.

Owulacja w tym cyklu postanowiła nieco wcześniej zaszczycić mnie swoją obecnością. ZAPRASZAM! Trochę będzie mi dzisiaj ciężko się na męża natknąć (dosłownie i w przenośni :) ), bo on dzisiaj gdzieś tam biegnie po pracy, ja mam swoje fikołki i kończę po 22:00. No nic... Po nocach kopulować będziem :)
Poranny seks, jakże przeze mnie umiłowany, niestety od czasów pojawienia się małego Robala odstawiliśmy. No może nie od czasów pojawienia, a bardziej od czasów kiedy Robal stał się mobilny i włazi nam na głowy, nie tylko do łożka :)

Poza tym dzisiaj mam wizytę u gina. Ma rzucić okiem na wyniki hormonów i na dojrzewające jajo (myślę, że piękne, okazałe, tuż tuż przed pęknięciem powinien ujrzeć... Tak mi podpowiada dzisiejszy śluz ciągnący się kilometrem, jak i dziwne szczypanie w okolicy szyjki, które oficjalnie ochrzciłam bólem owulacyjnym. No i kreska na teście śmiało może być uznana za pozytywną (choć z ciekawości siknę jeszcze wieczorem i zobaczę czy jest ciemniej).

Jako że owulacja zaskoczyła mnie conajmniej jak zima drogowców, zapomniałam zupełnie o arsenale ekskluzywnych testów z Rossmana... Zużywać? Czy zostawić na przyszłość??

Przepraszam?! Jaką przyszłość??!! To jest mój absolutnie ostatni cykl starań o potomka w całym moim życiu. Nie będzie następnego cyklu!

EDIT: byłam u gina (no nie lubię gościa, będę go musiała zmienić :/ Przyniosłam mu kpl wyników hormonów, a ten mi pytanie zadaje: "pani się o dziecko stara?" Byłam u niego 2 tyg temu. Mój laryngolog kochany (tęsknię!) pamięta jak moja córka ma na imię i jak wyglądała moja tomografia z 2011r. A ten, nie pamięta nawet po co właściwie do niego łażę...
No ale ocenił poziom hormonów jako właściwy, zrobił USG. Endometrium 12cm, Graff 2 cm. Nic nie powiedział. NIC! Głupawo się tylko uśmiecha, jak słyszy, że staramy się dopiero kilka miesięcy...

Po tym, co napłodził na USG wnioskuję, że owulacja tuż, tuż!! Aaaaaaa!! Muszę P dzisiaj do wyra zaciągnąć!

Niewiele brakowało, bym przegapiła owulację, tak mnie podeszła przedwcześnie...

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 lutego 2015, 17:53

3 marca 2015, 12:25

21dc. Wtorek. 4dpo.

Nic jej nie zapowiadało... Wczoraj czułam się wyśmienicie. Dopiero późnym wieczorem poczułam znane mi doskonale drapania w gardle i uczucie "ciężkiej głowy". No i temepratura zamiast wieczorie spadać, to rosła :(

Drapane zmieniło się w pieczenie a temperatura wywołała dreszcze :( INFEKCJA! Kolejna! Niby nic, ale jak znam mój organizm, to sobie nie poradzi (nie radzi sobie od kilku miesięcy...). Dziś od rana zarzuciłam cały pakiet antyinfektycjy: czosnek, płukanie gardła, herbata z sokiem z malin, miodem, cytryną i imbirem... Temperatura nieco spadła (37,3). Niech to minie samo, bez lekarza, bez leków... Prooooszę...

Swoją drogą, nie rozumiem o co chodzi. Prowadzę najzdrowszy tryb życia ever. Wyciskam świeże soki z owoców, łykam witaminy, ćwiczę regularnie, nie palę już piąty miesiąc... I choruję w kółko!!!

Wrrrrrrr... Nic nie mam w tym temacie do dodania.

PS. Oczywiście w takiej sytuacji szansa na ciążę odpowiednio mniejsza. Chory organizm nie bardzo ma ochotę na dodatkowe obciążenie w postaci rozwijającego się płodu... :(:(:(

EDIT: 14:49 - temp 37,2 (w zasadzie można ją uznać za normalną zważywszy, że to II faza). Gardło znacznie lepiej, łamie mnie w kościach grypowo, ale jest lepiej niż rano (głupiaś! zawsze jest lepiej niż rano :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 marca 2015, 14:50

4 marca 2015, 09:33

22dc. Środa. 5dpo

Magicznych mikstur (czytaj herbata z cytryną, imbirem sokiem malinowym i miodem) dzień drugi...
Chyba lepiej. Temperatura spadła. Poza gardłem znowu obsesyjnie płukam zatoki (bo katar tylko czeka, żeby się rozlać wartką rzeką). Będzie dobrze!!? Ech... Co ma być, to będzie... :)

Wczoraj przy okazji jej urodzin rozmawiałam z Elą. Za nimi 5 m-cy starań. I nic. Nie do pojęcia dla niej, bo Marta (pierwsze dziecko) podobnie jak u mnie pojawiła się nagle i niespodziewanie (jak to ładnie mówią na zachodzie "out of the blue"). Jakim cudem teraz się nie udaje?? Na pewno coś jest nie tak... Otóż nie. Wystarczy statystyki poczytać i się już wie, że statystycznie starania trwają 6 m-cy, a po 30rż to już nie takie hop siup. Ja poczytałam i wiem. I się tą swoją mądrością z nią dzielę, jednocześnie popychając ją delikatnie do ginekologa. Tym bardziej, że jej pracodawca właśnie rozpoczął zwolnienia grupowe, więc ciąża byłaby dla niej zbawienna.

PS. Statystyki statystykami, ale mnie się uda wcześniej (czytaj w tym cyklu), właściwie już się udało :) I nawet ta paskuda - infekcja nic nie jest w stanie na to poradzić ;) Moje zarodki są nie do zdarcia! Majka w swoim blastocystowym stadium przetrwała tomografię!! I jej charakter coraz wyraźniej świadczy o tym, że nie pozwoli sobie dyktować warunków (o czym usłyszałam po raz kolejny ba wczorajszym zebraniu w pzredszkolu)


5 marca 2015, 15:50

23dc. Czwartek. 6dpo.

Czekanie nigdy nie było moją mocną stroną. Nie znosiłam czekać w poczekalni na lekarza, na autobus na przystanku, na kogoś, jak się spóźniał na umówione spotkanie... Ciężko mi czekać na kolejny termin @, zwłaszcza, że nic poza czekaniem nie pozostało... W I fazie jeszcze się zajęłam obserwacjami, sikaniem na testy owulacyjne, w czasie owulacji, to wiadomo, czym się zajmowałam :) A teraz już mogę tylko czekać... Nie szukam objawów, bo nadzieja wzrasta wprost proporcjonalnie do sumy tych punktów. A wiadomo, jak to z tymi objawami jest... :)

No i ta infekcja. Niby już lepiej, ale gardło wciąż boli. Czy wobec tego ta temperatura jest wiarygodna? Kto wie?! Tym bardziej snucie domysłów na podstawie wykresu jest bezcelowe. No więc czekam. Najgorsze, że nie czuję, jakoby mnie to czekanie do celu miało zbliżać...

Zimno mi. Mimo swetra grubego zimowego. Może dlatego, że temp nie schodzi poniżej 37,4. Czuję się chora. To bardzo podchwytliwy sygnał ze strony mojego organizmu :) Już raz mnie tak oszukiwał. Przez ponad tydzień byłam pewna, że łapie mnie grypa. Tyle, że ona nie przychodziła i nie przychodziła... Podobnie jak miesiączka ;)

6 marca 2015, 18:31

24dc. Piątek. 7dpo

Progesteron 30,99 ng/ml, przy normie w f.lutealnej 1,7-27 ng/ml.

Dumą mnie napawa taki zacny wynik!
I gdzieś tam z tyłu głowy zaświtała nadzieja, że skoro taki wysoki, to... :):)

PS. Wyrobiłam sobie dzisiaj (nareszcie!) katrę w DIAGNOSTYCE. Włażę, patrzę a tam wyniki z 24.02.2011

B-HCG - 25677 (!!)

I wynik na 7-10tc, a ja z tego co policzyłam byłam chyba w 5tym. W 6tym max. I tak główkuję, co jest grane i liczę... A przecież na początku moja ciąża była bliźniacza :) Głupia!!

8 marca 2015, 18:32

26dc. Niedziela. 9dpo.

Dzisiaj Dzień Kobiet! Życzę Wam Kobietki upragnionych bobasów. Sobie życzę cierpliwości w realizacji tego "projektu" :)

Dzień Kobiet to dla mnie również inna rocznica. Dzisiaj mija 10 lat od wypadku. Kierowca potrącił mnie na przejściu dla pieszych. Otwarte złamanie kości ramiennej, wielokrotne złamanie kości piszczelowej i strzałkowej, wielogodzinna operacja, tydzień w szpitalu na morfinie, pół roku na wózku, rok rehabilitacji... Nowe życie :) Miałam dużo szczęścia, że nie zakończyło się ono tam wtedy na tej jedzni... Duuuużo. I większy mam do życia dzięki temu szacunek. I większy dystans, do otaczającej rzeczywistości, nawet, jeśli ta rzeczywistość nie spełnia moich oczekiwań, bo przecież od 10 lat mogło nie być żadnej...

565ab73067887de0.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 marca 2015, 18:43

9 marca 2015, 17:34

27dc. Poniedziałek. 10dpo

Stanęłam dzisiaj przed dylematem - pójść na betę i mieć pewność, czy nie pójść i łudzić się nadzieją przez kolejne 4 dni?? Oczywiście jak chcę to się doszukam objawów (przede wszystkim piersi mam pełne, bolesne, a po porodzie NIGDY takie nie były. Przed - i owszem). Ale temperatura spadła :( No ale za wysoką temperaturę ponoć odpowiada progesteron, a tego mam w nadmiarze (czego temperatura wcale nie potwierdza). Bądź tu mądry...
JAK mnie kusi ta beta to dramat!
Ale boję się rozczarowania... Tym bardziej, że koleżanki z pracy łażą za mną mówiąc "jesteś w ciąży! Zrób tą betę!". Robić, czy nie robić? Oto jest pytanie...

Tekst, który mnie dzisiaj powalił:

deba436b4c32e030.png

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 marca 2015, 17:37

10 marca 2015, 21:44

Ciąża rozpoczęta 11 lutego 2015

No i nie wytrzymałam - poszłam na betę. 61,13 mIU/ml
Wiedziałam, że na urodziny się uda! :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 marca 2015, 21:48

Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii

16 kwietnia 2015, 18:31

Czwartek

Byłam w szpitalu. Przyjęła mnie lekarka, która przyjmowała mnie jak przyszłam rodzić Maję. Widziałam współczucie w jej oczach. Potem mówiła coś o statystykach i o tym, że pewnie tak jest lepiej, bo najwyraźniej płód był uszkodzony. W poniedziałek mam przyjść na zabieg. Płakałam. Myślałam, że już nie będę, ale widok tego szpitala przywołał tamte wspomnienia... Siedziałam w tym samym korytarzu czekając aż zwolni się sala przedporodowa, a obok mnie siedziała dziewczyna, która poroniła... Nigdy nie sądziłam, że kiedyś ja będę tą dziewczyną...

Nie wiem co czuję teraz. Dużo śpię. Przesypiam całe godziny. Jak śpię to nie pamiętam, co się stało i co się jeszcze stać musi... Z jednej strony mam ochotę zajść w ciążę jak najszybciej i złoszczę się, że muszę poczekać. Z drugiej - nie wyobrażam sobie początku kolejnej ciąży. To będzie jeden nieustający lęk, że coś pójdzie nie tak... Czasem myślę, że może nie warto? Zdecydowanie potrzebuję czasu, żeby znów mieć odwagę...

P jest dzielny. Wziął na siebie bardzo dużo obowiązków. Odwołał swój lot do Londynu. Nie chciał zostawiać mnie samej. Ja nie chcę być sama teraz. Ale wiem, że muszę się pozbierać. Świat się nie zatrzymał... Trzeba zaakceptować rzeczywistość i się z nią pogodzić.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 kwietnia 2015, 18:32

23 kwietnia 2015, 19:11

Czwartek

Trzeci dzień po zabiegu

... a miałam się dźwignąć od wtorku. I udało się. Zaczęłam planować wakacje, zrobiłam rezerwację na najbliższy weekend na nocleg w górach, bo chcę kwitnące krokusy w Dolinie Chochołowskiej zobaczyć... I wszystko było dobrze. Normalnie. A dzisiaj znowu łzy mi płyną i nie potrafię ich zatrzymać.
I łapię się na tym, że dotykam brzucha, że sięgam rano odruchowo po witaminy prenatalne, że w sklepie szukam mineralnej niskosodowej, bo w ciąży (tej i tej wcześniejszej) pojawiają mi się jakieś fosforany w moczu i lekarz taką mi polecił...

Ja wiem, że jeszcze będę w ciąży. Ale nie jestem :(

30 kwietnia 2015, 12:42

Czwratek

Dziesiąty dzień po zabiegu

Ciągle plamię. Kiedy to się skończy?? Nie mogę iść na basen, brakuje mi seksu... Tak bardzo, że ostatnio miewam sny erotyczne... z Aidanem Turnerem w roli głównej (zakochałam sie w nowym serialu emitowanym przez BBC1 "Poldark") :) No ale jak tu o panu nie śnić, skoro taki ładny...

4292f83ed18b0c37.gif

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 kwietnia 2015, 12:45

8 maja 2015, 10:29

Piątek

Osiemnasty dzień bo zabiegu

Nie piszę... Nie piszę, nie myślę, nie liczę... Niestety niewiele wesołych rzeczy mam do napisania... Moja zmęczona psychika nie miała ostatnio łatwo :(

Po pierwsze guz Michała i zbliżająca się wielkimi krokami operacja (Michał - przyjaciel P jeszcze z podstawówki, ojciec trójki dzieci, guza ma na nerwie wzrokowym, trzeba mu czaszkę otwirzyć). Po drugie 1,5 roczna córka koleżanki ma nieoperacyjnego guza mózgu - trwa akcja zbierania środków na zagraniczne leczenie. Łzy same napływają mi do oczu myśląc o biednym Maluchu i jej mamie i tym całym horrorze w jakim teraz żyją... Po trzecie śmierć Ewki...

Ewka to młodsza siostra mojej przyjaciółki Ani. Kilka lat temu wyjechała do UK, wyszła za mąż, urodziła dwójkę dzieci... I wszystko było super, aż w grudniu 2013 zmarł jej mąż. W dziwnych okolicznościach. Trafił do szpitala z jakimś bólem kręgosłupa, dostał leki, źle zareagował, zapadł w śpiączkę i umarł. Ewa z dziećmi wróciła do Polski, zamieszkała z Anią, jej mężem i trójką ich dzieci. Miała depresję. Widać to było choćby po jej wpisach na FB. Kiedy w ostatnie Święta widziałam się z Anią, mówiła, że z Ewą lepiej, że się pozbierała, że wraca do UK, bo dzieci idą do szkoły, a ona zaczyna studia, że jej państwo finansuje... I wróciła. Najpierw poleciał z nią jej tata, potem tatę wymienił starszy brat. Chcieli się upewnić, że sobie tam radzi, że jest OK... Było. Przynajmniej Ewa stworzyła takie wrażenie. Została sama. Kilka dni temu dostałam wiadomość, że popełniła samobóstwo. Nie chcę sobie wyobrażać, co czuje teraz Ania... Najprawdopodobniej dzieci trafią do niej. Swoich ma trójkę i czwarte w drodze... Jak ona ogarnie szóstkę??

No i na koniec - moja bliska koleżanka z pracy, z którą znam się pół życia nie tylko zawodowo ale i prywatnie... Rozwiodła się miesiąc temu. Mąż poszedł do młodszej pani. Ona zaczęła pić. Myślałam, że to pzrejściowe. Że to sposób na radzenie sobie z dramatem. Ostatnio znalazłam ukrytą w szafce w pracy butelkę wódki. Czyli pije. Czyli to już nie jest tylko zapijanie smutków. To choroba... Co mam z tym zrobić?? Nie mam pojęcia...

No i właśnie dlatego nie piszę. Bo ze wszystkich sił staram się dźwinąć psychikę, ale okoliczności mało sprzyjające...

W poniedziałek jadę do szpitala po wyniki histopato. We wtorek umówiłam się do ginekologa. Zobaczymy co powie...

11 maja 2015, 14:15

Poniedziałek

21 dni po zabiegu

Kochane moje... Dziękuję Wam bardzo za dobre słowo.
Pojechałam dzisiaj odebrać wyniki histopato. Przy okazji odebrałam wypis (nie chciało mi się tam jechać zaraz po zabiegu, a pani pielęgniarka powiedziała, że spokojnie wypis mogę zabrać jak przyjadę za 3 tyg po wyniki histopato (to już 3 tyg... czas pędzi na złamanie kręgosłupa w szyjnym odcinku. I dobrze. Niech już będzie czerwiec, albo lipiec... Niech już zacznę odliczać znowu dni do owulacji, do testowania... Niech się już COŚ dzieje!).

No więc odbieram te papiury w recepcji dzisiaj, czytam ten wypis, a tam, że zalecono przyjmowanie Sumamedu 1x500mg. Co? Jakiego Sumamedu? A pani mi z miną niewinną podaje receptę dołącznoną do wypisu. "No przykro mi bardzo. Jakieś niedopatrzenie ze strony lekarza". Noszzzzzz.... Szlag mnie trafił nagły! Na recepcie pan doktor podpisany. Ten sam, co mnie wypisywał. Rozmawiał ze mną przecież po zabiegu. Dlaczego nie wspomniał nic o żadnym antybiotyku?? Poszłam do dyżurki lekarskiej, ale go nie było. Zapytałam zatem innego lekarza, co teraz? Skoro nie wzięłam tego leku... Uspokoili mnie, że to się zachowawczo zapisuje, w ramach profilaktyki. I że nie zawsze i nie wszyscy. I żeby się nie martwić... WSPANIALE!!

Gdybo to był pierwszy raz, kiedy personel tego szpitala daje ciała, to uznałabym to za przypadek. Ale ile razy tam wejdę, tyle razy coś spieprzą...

Majkę urodziłam po terminie. Poród był wywołany, bo się samoistnie nie rozpoczął. Ostatnie dwa tygodnie CODZIENNIE jeździłam do szpitala, codziennie oglądał mnie lekarz, codziennie miałam USG i KTG. Codziennie slyszałam, że łożysko się starzeje i że bardzo mało wód płodowych... Któregoś dnia pan doktor robiąc USG (niemiły wybitnie), na moje pytanie czy wszystko w porządku, powiedział, że "on nie jest od tego, żeby mi powiedzieć, czy w porządku. Że dziecko się urodzi, zobaczy pediatra, to powie czy w porządku". I że dziecko nie wygląda na 41 tydzień, a co najwyżej na 38. I że to może oznaczać "wewnątrzmaciczne zahamowanie rozwoju". I z tym objawieniem nieomal wykopał mnie za drzwi. Oczywiście wpadłam w histerię. Rycząc zadzwoniłam do mojej znajomej położnej. Kazała mi przyjść jutro do niej, ona poprosi znajomego lekarza, żeby mi USG zrobił. No i zrobił. Zbadał mnie, przy okazji próbował paluchem przebić pęcherz płodowy, ale bez powodzenia. Oczywiście oznajmił, że łożysko bardzo stare a wód płodowych prawie nie ma... "No, to może byśmy urodzili?" - zaproponowała położna. "Eeee, już 14:00, późno... Nie będziemy o 14:00 porodu zaczynać". Pogadali jeszcze trochę, jak wyszłam i zapadła decyzja, że jednak rodzimy (położna obiecała, że zostanie dzisiaj dłużej i ze mną urodzi i żeby się zgodził). No i urodziłam. Wód płodowych nie było już wcale (nie popłynęła nawet kropla). Dwa tygodnie później spotkałam się z moją położną. Powiedziała "nie chciałam ci nic mówić wcześniej, ale w ostatniej chwili z tym porodem zdążyliśmy. Ona bez tych wód płodowych to by tam może jeszcze dwa dni wytrzymała i by umarła". Cudowna wiadomość!! Mówiąca bardzo dużo o "w dupie maniu" zacnych państwa doktorstwa! Co by było, gdyby Jaga nie namówiła lekarza na ten poród wtedy, tylko by mnie do domu odesłali i kazali przyjść jutro? Albo za dwa dni?
Możecie sobie wyobrazić co poczułam wtedy... Mniej więcej podobnie poczułam się dzisiaj. A pani było "bardzo przykro". Jakby Majka się urodziła martwa, pewnie też by im "bardzo przykro było" za to niedopatrzenie lekarza...

Ufff... Już mi lepiej... Wyniki histopato oczywiście niczego sensownego o przyczynie poronienia nam nie mówią... Ale tego się spodziewałam. Jutro idę do lekarza. Mam nadzieję, że nie dowiem się, że mi w macicy szaleje infekcja, bo nie wzięłam antybiotyku po łyżeczkowaniu...

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 maja 2015, 14:18

13 maja 2015, 11:57

Środa

23 dni po zabiegu

Byłam wczoraj u lekarza. Mówi, że wszystko wygląda dobrze. Endometrum 10mm (to chyba nieźle świadczy o jego zdolnościach regeneracyjnych). Dał mi skierowanie na HCG + przepisał ten antybiotyk, którego nie wzięłam (tak na wszelki wypadek, jak twierdzi).
Wczoraj jakieś delikatne plamienie zaobserwowałam. Lekarz nie wyklucza, że to zbliżająca się wielkimi krokami miesiączka. No i dobrze. Ta, następna i znowu zacznę ten cały staraniowy cyrk :)

Jakiś taki spokój mnie ogarnia. Że wszystko się dobrze ułoży. Przelewam ten spokój wirtualnie na Was wszystkie dziewczęta (zwłaszcza na Sikorkę - panikarę :) i Madzika - smutasa).

Wszystko będzie dobrze!! Tak mi cicho dzisiaj szepcze do ucha moja intuicja, a ona jeszcze mnie nigdy nie zawiodła!! A korzystałam z jej usług nie raz i nie dwa...

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 maja 2015, 09:58

19 maja 2015, 09:57

Wtorek

29 dzień po zabiegu

Wczorajszy dzień zdecydowanie należy zaliczyć do udanych. Do wczorajszych sukcesów zaklasyfikować należy:

- zapiekankę makaronową http://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/szparagi/zapiekanka_makaronowa_szparagi_losos/przepis.html - wybitnie prosta i pyszna zarazem

- wróciłam na fikołki!! Nie byłam na ćwiczeniach miesiąc. Dziś czuję zakwasy, ale przypływ endorfin - bezcenny :)

- zrobiłam sobie peeling kwasem migdałowym i zachwycił mnie efekt! Buzię mam gładką jak pośladki noworodka :)

Poza tym czekam na okres. A właściwie nie czekam, bo nie ma na co czekać... Starać i tak się nie możemy. I nie będziemy... Z telewizji atakują mnie uśmiechnięte twarze dzieci, urocze niemowlęta i szczęśliwe matki (w końcu 26ty Maj tuż, tuż...). I miewam napady smutku z tej okazji. Ale staram sie z całych sił patrzeć na tzw. większy obraz i na nim te smutne epizody są zupełnie nieznaczące... Czas w końcu upłynie, bo wyboru nie ma i znowu zacznę z nadzieją obsikiwać patyki :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 maja 2015, 22:16

21 maja 2015, 19:43

Czwartek

31 dni po zabiegu

Celowo ominęłam wczorajszy dzień myślami szerokim łukiem. Nie będę jak Prezes Jarosław obchodzić miesięcznic smoleńskich :)

Brzuch mnie boli jak na okres. Właściwie pobolewa, bo raz boli bardzo, a raz nie boli wcale.
Jak narzekałam, że pomiędzy ciążą nr 1 a ciążą nr 2 nie miewałam PMSu, to teraz od kilku dni mam nastrój: "nie podchodź, bo zagryzę". I na nic innego poza hormonalną gospodarką własną zwalić tego nie mogę... Mam nadzieję, że okres mnie w łaskawości swojej nawiedzi i da kres tej udręce. Bo sama ze sobą wytrzymuję ledwie...
1 2 3 4 5