6t+3d
Ostatnie dwa dni były koszmarem!!!
Byłam na dwóch wizytach u dwóch róznych ginekologów. Obie prywatne za które płaciłam. Oto streszczenie tych wizyt:
Ginekolog 1 (w poniedziałek) stwierdził, że:
1. Widzi dwa zarodki i dwa serduszka.
2. Bardzo trudno "złapać" obraz usg, czyli słaba echogeniczność, czyli jest wielce prawdopodobne, że oba zarodki są chore.
3. Zarodki są dwa razy większe niż wskazuje tydzień ciąży.
4. W związku z moim TSH, które szybuje bardzo szybko w górę, stwierdził, że mam iść do endokrynologa. Mówię wtedy, że na wizytę u endo, przy szczęściu, będę musiała czekać co najmniej tydzień, wtedy moje TSH będzie już 5 razy przekraczać normę. Poprosiłam o receptę na Euthyrox. Lekarz odpowiedział, że w takim razie mam się zgłosić do lekarza ogólnego. I tu jeszcze bardziej wzrosło mi ciśnienie i mówię, że wydaje mi się, że to ginekolog zna się lepiej na hormonach tarczycy u kobiet w ciąży, a nie lekarz ogólny! Na to odpowiedział mi, że recepty i tak nie wypisze, bo nie chce ingerować w sprawy moich hormonów.
5. Kolejna wizyta za tydzień.
Wyszłam kompletnie załamana. Nie dość, że dowiedziałam się o dwóch chorych zarodkach, to jeszcze żadnej pomocy...
Ginekolog 2 (wtorek).
1. Widzi jeden zarodek i jedno serduszko.
2. "Łapie" obraz, ale nie ma przepływów przez zarodek, co jest dziwne, biorąc pod uwagę, że bije serduszko.
3. Zarodek oraz pęcherzyk żółtkowy są prawidłowej wielkości i odpowiadają tygodniowi ciąży.
4. W związku z rosnącym TSH uważa, że jak najszybciej muszę zacząć przyjmować Euthyrox, w związku z czym nie kiedruje mnie do endo, bo szkoda czasu. Wypisuje receptę i od następnego ranka mam brać lek.
5. Kolejna wizyta za 3 tyg.
_________________________
Po wczorajszej wizycie jestem trochę spokojniejsza. Ale ciągle się zastanawiam, dlaczego jeden widzi dwa zarodki, a inny jeden??? Powiedziałam lekarzowi numer 2, że inny lekarz widział 2 zarodki i pokazałam zdjęcie usg. Popatrzył i z powrotem kazał się położyć i tym razem zrobił mi usg zewnętrzne przez brzuch. Stwierdził, że tu też widzi jeden zarodek.
Te dwie wizyty kosztowały mnie tyle nerwów, że odebrały mi całą radość z bycia w ciąży. Myślę, że nie zaznam spokoju przez najbliższe 3 tyg. kiedy to pójdę na wizytę do lek nr 2. Do lekarza nr 1 już nigdy więcej nie zamierzam iść.
6t+5d
Żyjemy w XXI wieku, wśród takiej techniki o jakiej nam się nie marzyło. Więc jak to możliwe, ze w tych czasach, na tym etapie ciąży, lekarze nie potrafią określić czy to ciąża pojedyncza czy podwójna?? Bardzo się tym martwię. Przy ciąży podwójnej nie będę miała szans na amniopunkcję i nie dowiem się, czy dzieci są zdrowe.
6t+6d
Nie wytrzymałam. Wczoraj pojechałam do kolejnego lekarza. Lekarz ten, po zrobieniu usg stwierdził, że jest jeden zarodek z bijącym serduszkiem. Wielkość odpowiada tygodniowi ciąży. Nic więcej na chwilę obecną powiedzieć nie można.
Ale mi to wystarczy. Teraz jestem pewna, że mam jedno dziecko w sobie, które cały czas rośnie.
Zastanawiam się, jak lekarz może się tak pomylić??? Lekarz, który wykonuje usg od ok 30 lat widzi dwa zarodki, gdy jest jeden!! Jak to możliwe?? Chodziłam do tego lekarza od kilku lat, ale teraz całkowicie straciłam zaufanie. Nie dość, że popełnił taki błąd, to jeszcze w sytuacji kryzysowej, umył ręce i wysłał mnie do innego lekarza. Mam tu na myśli moje TSH , które szybko rosło. Kazał szukać sobie endokrynologa albo lekarza ogólnego. W takich wypadkach trzeba działać szybko. Przecież tu chodzi o zdrowie dziecka i moje! Nie ma czasu na tułaczkę w poszukiwaniu lekarza, który wypisze receptę.
Inny ginekolog dzień później wypisał receptę i nie miał z tym problemu. No cóż...
7t+1d
Wygląda na to, że zaczął się ósmy tydzień. W niedawnej ciąży, w pierwszym dniu ósmego tygodnia miałam ostatnią wizytę, kiedy było dobrze. Na kolejnej wizycie po dwóch tyg, już nic nie było dobrze. Ciągle porównuję te ciąże, bo to było tak niedawno i tak niespodziewanie.
Od soboty jakoś opadłam z sił i słabo się czuję. Momentami nachodzą mnie mdłości, ale na szczęście mijają po kilku h. Trzeba jakoś dobrnąć do drugiego trymestru.
7t+2d
Zapisałam się wczoraj na badania prenatalne. Będę je miała 31 marca - mam nadzieję.
Jutro mam w planach iść zbadać TSH. Ostatnio naszły mnie wątpliwości, czy lekarz nie przepisał mi za wysokiej dawki. Moje koleżanki przy podobnych wynikach TSH dostały dawkę 50 lub 25, a ja 88... Jestem ciekawa co tam się dzieje w moim organizmie z tym TSH.
Poza tym czuję się nie najlepiej. Codziennie od 16.00 mam poczucie, jakby przejechał po mnie walec. Zasypiam na stojąco i nie mam siły na nic. Wczoraj bawiąc się na dywanie z moim synkiem - zasnęłam. Za długo nie pospałam, bo mój synek zaczął karmić mnie ciasteczkami Ale kompletnie nie miałam siły na cokolwiek. Nikt nie mówił, że będzie łatwo
7t+4
Wczoraj zrobiłam badania hormonów tarczycy. TSH 4,0, ft3 i ft4 w normie. Cały czas biorę Euthyrox, ale nie za bardzo to TSH spada. Zastanawiam się czy nie poszukać endokrynologa na przyszły tydzień , czy jeszcze zaczekać?
Dziś miałam sen. Śniło mi się, że byłam w szpitalu. Chodziłam po korytarzu i szukałam sali z dziećmi. W końcu znalazłam. Weszłam na salę, gdzie leżało dużo noworodków i rozglądałam się za moim dzieckiem. Jakaś piguła zapytała co robię? Powiedziałam, że szukam mojego dziecka. Ona na to: po co? Odpowiedziałam, że chcę je stąd zabrać do siebie na salę. Chcę, żeby było przy mnie! Zaglądałam po kolei do szpitalnych łóżeczek i sen się skończył.
7t+6
Trzy dni temu skończyły mi się objawy ciążowe. Zanikły mdłości, bóle i ciągnięcia macicy. Został ból piersi. Organizm kobiety w ciąży to wielka zagadka. Nie wiem, czy objawy, które nagle się skończyły to normalne, czy zły zwiastun. Gdyby zanikły ok 11 tygodnia, to pewnie uznałabym to za normalne. A tak, to sama nie wiem co myśleć. Najgorsze jest to, że w poprzedniej ciąży serduszko przestało bić w tym czasie, więc mózg mimo woli produkuje czarne myśli. Do wizyty jeszcze 9 dni.
8t+7
Ostatnio bardzo źle się czuję. Mdłości wróciły ze zdwojoną mocą. Oprócz tego dokucza mi jelito... A to boli, a to ciągle mi się coś przelewa... Dodatkowo co jakiś czas dopada mnie dziwne uczucie głodu. Nagle robię się mega głodna, aż jest mi słabo. Trzęsę się z zimna, a po chwili zalewa mnie fala gorąca i znów mi słabo. Najgorzej jest w sklepach w kolejkach. Jest mi duszno, słabo... rozbieram się i mam wrażenie, że za chwilę się przewrócę.
Jutro o 18.00 mam wizytę u lekarza. Najpierw nie mogłam się doczekać tej wizyty,a teraz najchętniej wcale bym nie poszła. Nie chcę iść, bo boje się tego co mogę usłyszeć. Moja poprzednia ciąża skończyła się dokładnie w tym samym czasie. Poza tym, po tak złym początku w tej ciąży, boje się, ze znów usłyszę coś złego... Ja chyba zwariuje.
W poprzednim wpisie pisałam, że boję się wizyty, bo mogę usłyszeć coś złego... I usłyszałam... Po raz kolejny... Że zarodek nie żyje...
Wszystko skończyło się dokładnie tak samo , jak w poprzedniej ciąży.
Wizyta u lekarza... Serduszko nie bije... Szpital... Łyżeczkowanie... Łzy... Pustka...
Ze szpitala wyszłam w sobotę rano, 14 marca. Rozbita.
Wieczorem zaczęłam szukać w necie laboratorium do badań. Znalazłam testDNA w Katowicach. Pomimo, że była 21.00 postanowiłam spróbować zadzwonić. Odebrała jakaś babka. Wysłuchała, poradziła i wytłumaczyła jak wysłać próbkę do badań. Następnego dnia (niedziela) musiałam jechać do szpitala, żeby sama zapakować próbkę do wysyłki.
Po 5 dniach przyszedł pierwszy wynik na maila... To był chłopiec... Mój synek... Miałam mieć drugiego synka... A teraz mam drugiego Aniołka w niebie...
W kolejnym tygodniu przyszły ostateczne wyniki. Trisomia chromosomu 18 , czyli zespół Edwardsa. Bardzo chore dziecko.
Z jednej strony poczułam ulgę. Ulgę, bo bałam się, że z moim organizmem jest coś nie tak i zabił zdrowe dziecko. A z drugiej strony zaczęły narastać pytania: dlaczego? Dlaczego dziecko było tak chore? Zanim zajrzałam do internetu, mój rozsądek zaczął mówić mi, że to przez mój wiek. Że może nie powinnam już starać się o dziecko, bo jestem już po prostu za stara. Że może trzeba już odpuścić...
W ramach badań w tym laboratorium, miałam też telefoniczną konsultację z lekarzem genetykiem. Czekałam na to. Główne pytanie z jakim czekałam, to czy rzeczywiście jestem za stara i trzeba odpuścić?
Po paru dniach, zadzwoniła do mnie Pani Genetyk. Powiedziała, że wiek 40 lat, to absolutnie żadna nowość w dzisiejszych czasach, jeśli chodzi o starania o dziecko. Że przychodzą do niej kobiety w wieku 45 lat, które też chcą jeszcze zostać mamami. Pocieszyło mnie to. Pocieszyło mnie również to, kiedy powiedziała, że urodziłam zdrowe dziecko, czyli jesteśmy z mężem płodni, a ja jestem w stanie donosić szczęśliwie ciążę, a to bardzo dużo. Na pytanie dlaczego doszło do takiej wady u dziecka, odpowiedziała, że wg genetyków, najczęściej jest to spowodowane niesprzyjającymi warunkami podczas łączenia się kom jajowej z plemnikiem lub wadliwą kom jajową. Co zaleciła by w moim przypadku? Sprawdzenie "moich warunków" w jakich dochodzi do łączenia kom jaj z plemnikiem. Poleciła zrobić badanie poziomu homocysteiny, witaminy B12 i kwasu foliowego.
Jutro ciąg dalszy mojej historii...
Postanowiłam (zgodnie z zaleceniem lekarza) przez dwa miesiące brać kompleks metylowanych witamin B i zobaczyć , co dalej z tego wyniknie.
Aktualnie jestem po miesiącu brania witamin B i w przyszłym tygodniu wybieram się na badanie kontrolne, czy homocysteina drgnęła w dół. Oprócz tego zbadam też TSH, bo w ostatniej ciąży , szybko mi rosło, zobaczymy ile wynosi bez ciąży.
Branie witamin B, to jedna z dróg przygotowujących mnie, do ponownej walki o dziecko. Druga sprawa, to muszę ogarnąć moje jelito. Mam IBS i od jakiegoś dłuższego czasu, nie czuję się za dobrze. Winę upatruję w złej diecie, czyli przede wszystkim za dużo węglowodanów. Muszę to ogarnąć.
Oprócz tego postanowiłam schudnąć do ciąży 5kg. Nie jestem gruba, ale po wszystkich trzech ciążach zostało mi 7kg i czuję się z tym źle. Dlatego, dla własnego komfortu i lepszego samopoczucia, postanowiłam pozbyć się tych 5kg.
Jeśli z homocysteiną pójdzie zgodnie z planem, to starania zamierzam zacząć lipiec-sierpień. A żeby być jeszcze bardziej przygotowaną, postanowiłam zrobić zestaw mutacji: trombofilię, celiakię i mthfr. Nie chcę mieć sobie nic do zarzucenia i chcę być jak najlepiej przygotowana. W końcu czas leci i działa na moją niekorzyść.
Moje próbki z wymazem do badań są aktualnie w drodze do laboratorium. Zobaczymy, co przyniesie wynik.
Homocysteina spadła, ale minimalnie: z 10,30 -> 9,88. Za mały spadek jak na miesiąc brania metyli. Muszę poszukać dodatkowych dróg do obniżenia homocysteiny.
TSH mam 2,8, czyli też nie za dobrze... Gdzieś czytałam, że do zajścia w ciążę najlepiej mieć TSH <2,0.
Póki co czekam na wyniki mutacji i walczę z jelitami.
W tym tygodniu powinnam dostać też drugi okres po zabiegu. Po okresie umówię się do gina na USG i biocenozę pochwy. Zastanawiam się czy każdy gin wykonuje to badanie? Po ostatnich przejściach nie mam najlepszej opini o ginach, których spotkałam na swojej drodze. Więc póki co, sama jestem sobie lekarzem prowadzącym we współpracy z dr Google.
W międzyczasie, dostałam drugi okres po zabiegu - hura!
Nadal walczę z jelitem grubym... W internecie przeczytałam, że mogę mieć kandydozę jelita grubego. Poszłam więc do lekarza, po receptę na leki. On jakoś za bardzo nie znał się na kandydozie, więc leków na to mi nie dał, tylko przyczepił się do mojego IBS i na to dał receptę. Więc nadal jestem sama na polu bitwy z moim jelitem... Póki co wykluczyłam całkowicie węglowodany i jest o niebo lepiej. Ale są jeszcze dni, kiedy nie czuję się dobrze. Jednak jest ich mniej niż było.
Zapisałam się do gina na wizytę. Po zabiegu nie miałam robionego USG, bo odwołano mi wizytę przez pandemię, więc teraz nadrabiam zaległości. Akurat będę w połowie cyklu, więc przy okazji zobaczę, czy jest pęcherzyk. Zastanawiam się czy wykonać od razu tą biocenozę? Koleżanka z forum poleca wykonanie badań na Mycoplasmę, Ureaplasmę i Chlamydię. Badania te kosztują 300zł. Przy tej cenie i przy braku dolegliwości, to raczej nie widzę sensu, żeby je robić.
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 maja 2020, 09:53
Dopiero po wyjściu z gabinetu, oświeciło mnie, że nie zrobił mi usg jajników... Super...
Następnego dnia znalazłam badanie toxoplazmozy z października. Napisałam więc do niego sms (akurat przyjmował w gabinecie), czy wynik z października wystarczy czy powtórzyć to badanie. W końcu tanie nie jest. Odpisał po godzinie: "Na razie proszę zrobić badania, które zleciłem".
I tym sposobem okazało się, że trafiłam na kolejnego lekarza, którego człowiek poza gabinetem już nie interesuje. A w gabinecie interesuje go przez 15 min. I broń boże, żeby nie zadawać pytań, po upływie 15 minut!!!
Dalej więc szukam lekarza, który poprowadzi mi ciążę i na którego mogłabym liczyć, gdy zadzieje się coś złego. Który będzie zainteresowany zdrowiem moim i dziecka, także poza gabinetem.
Oprócz tego zrobiłam badanie poziomu B12, D3, ferrytyny i TSH. B12 ładnie w połowie normy D3 - 33 - czyli muszę podciągnąć do 50. Ferrytyna niby ok. No i TSH... 5,2!!!! Skąd to się wzięło??? Kolejny problem! Jak jedno się układa, to inny problem wychodzi! Boję się, że za chwile się okaże, że mam jakieś guzy na tarczycy!
Póki co zapisałam się do Endokrynologa na 03.07.2020. Przed wizytą zrobię jeszcze raz TSH i pozostałe tarczycowe badania. Tak się boje, żeby teraz tarczyca nie stanęła na mojej drodze do starań...
Póki co w poniedziałek idę do labu na badania TSH, ft3, ft4, aTPO, aTRAB. Chcę być przygotowana do wizyty. Wyniki powiedzą mi, jak bardzo się bać.
Póki co, nadal liczę, że jeszcze urodzę zdrowe dziecko. W tym tygodniu szczęśliwą mamusią została koleżanka w moim wieku- to daje nadzieję
Jak leżałam w szpitalu przy pierwszej stracie, to obok na łóżku leżała dziewczyna w 6tc. Cały czas krwawiła. Lekarze nie widzieli zarodka. Płakała. Nie miała nadzieji... Kilka dni temu urodziła zdrowego synka!
Cieszę się ich szczęściem! I dalej walczę o swoje
No ale lepiej wiedzieć teraz, przed ciążą, niż w trakcie starań czy ciąży, bo już mogę wdrożyć leczenie i oswoić TSH. Zaczęłam brać Euthyrox 25, po tygodniu 50.
Endokrynolog powiedział, że musimy ogarnąć tarczycę, żeby organizm przygotować do ciąży. Po chwili zapytał ile mam lat. Powiedziałam 40. Na to on: "To nie ma co czekać! Niech się Pani stara, a tarczycę ogarniemy w międzyczasie". Podoba mi się to podejście.
Ginekolog u którego byłam miesiąc temu, kazał czekać ze staraniami 3 miesiące, żeby "organizm wysycić witaminami".
Psycholog, która była u mnie w szpitalu na rozmowie, przed zabiegiem, powiedziała, że "najlepiej poczekać rok!" Pomimo, że byłam w słabej kondycji psychicznej, pomyślałam sobie: "Co Ty pierdolisz kobieto!! Rok dla kobiety po 40-to cała wieczność!"
W obliczu tych doradców, postawa Endo wydaje mi się bardzo rzeczywista.
Sama ze sobą natomiast, ustaliłam, że starania zacznę w sierpniu. Od kwietnia biorę witaminy. Obniżam homocysteinę. Ogarniam problemy z jelitem. Trochę schudłam i liczę, że przez miesiąc jeszcze ciut z wagi zejdzie. Także jeszcze jeden @ i wkraczam do gry!
Trochę podłamałam się diagnozą o Hashimoto. Jest to choroba autoimmunologiczna i boję się, jak teraz mój układ odpornościowy zareaguje na zarodek...
Młoda lekarka, myślę, że w wieku 35 lat z tytułem dr. Typ młodego , ambitnego lekarza. Na pierwszej wizycie zajęła się mną bardzo szczegółowo, aż czułam się dziwnie siedząc w gabinecie 40 minut! Miałam zrobioną cytologię - szczoteczką- tak jak powinno być! I pierwszy raz w życiu USG piersi. Oprócz tego USG macicy i jajników. Dowiedziałam się, że miałam owu z prawego jajnika - miło wiedzieć. Powiedziała także , że "mięśniaków w macicy nie ma". Hmm... Czyli mięśniak był... co widziało dwóch lekarzy. Potem mięśniak był zwapniały, a teraz mięśniaka nie ma???
Jesienią, kiedy jeden z ginów "odkrył" mojego mięśniaka, zapytałam go wprost, czy on zniknie? Odpowiedział, że na pewno nie zniknie, jedynie się powiększy. I teraz co? Zniknął???
Wracając do wizyty u tej ginki, to dla niej największym problemem jest moja tarczyca. Mówi, że TSH koniecznie musimy zbić do poniżej 2,5. W związku z tym, kazała zrobić badanie TSH po miesiącu brania Euthyroxu i zobaczyć, czy zwiększymy dawkę czy zostaniemy przy obecnej. I co ciekawe... Powiedziała, że po zrobionym badaniu, mam napisać do niej wynik na messenger! W końcu lekarz z którym można kontaktować się poza gabinetem!!! To zadecydowało, że postanowiłam przycumować przy tej gince, choć jedna wizyta kosztować mnie będzie prawie 300zł!!! Drugim plusem jest to, że w gabinecie ma dobre USG i może wykonać badania prenatalne. A trzecim plusem, że pracuje w szpitalu.
Wygląda na to, że wszystko kręci się w dobrą stronę. Ale tylko wygląda... Pojawiły się inne problemy, przez które całe moje starania może szlag trafić... Ech... życie...
Niektórym lekarzom powinno się odebrać prawo wykonywania zawodu.. Dobrze, że zdecydowałaś się pójść do drugiego specjalisty, cieszę się też, że dostałaś w końcu lek na opanowanie tarczycy. Najważniejsze, że jest serduszko, teraz z górki 😉
Niki, nie tak do końca z górki. Kilka miesięcy temu już się cieszyłam, jak sie pojawiło serduszko. A miesiąc później serduszko stanęło.
jejku, ale mialas nieprzyjemne przygody! nikomu nie zycze takich i domyslam sie co przechodzisz. Wydaje mi sie ze to teraz bez znaczenia czy 1 czy 2 zarodki, wazne ze dostalas lek na tarczyce i ze z ciaza wszytsko ok... Oby ci te 3 tyg szybko minely i wszystko sie wyklarowalo. Wszystkiego dobrego i mniej stresow!