Znów zaczynam odliczać dni cyklu... Znów wracam do gry... Ale tym razem z jakimś mniejszym zapałem. Nie wiem... Jakoś wątpię w powodzenie... Czuję, że to ostatni raz. Jeśli tym razem się nie uda, tzn. że nie jest mi pisane zostanie matką po raz drugi. Mąż też jest bardzo sceptyczny.
Od czasu ostatniej straty- w marcu - zrobiłam mnóstwo badań i innych starań:
- dowiedziałam się, że przyczyną ostatniej straty był zespół Edwardsa, który lekarze określają jako "wypadek losowy",
- zrobiłam badania na mutacje: MTHFR-hetero, PAI-hetero, celiakia-brak, zespół antyfosfolipidowy-brak
- obniżyłam homocysteinę z 10,30 do 6,57,
- wyregulowałam poziom witamin B,
- pojadłam inne witaminy typu D, C, trochę Zn, trochę Se, trochę E,
- miałam 4 wizyty u lekarzy, w tym jedna telefoniczna,
- odkryłam, że mam Hashimoto, choć odkrywać tego nie chciałam...
- stoczyłam walkę z jelitem grubym i wygląda, że ją wygrałam, bo jelito odpuściło,
- leczyłam bakterie i grzyby w pochwie, choć nikt nie stwierdził, że je mam, ale lekarz przepisał globulki "na wszelki wypadek"...
- schudłam 3 kg, choć plan był schudnąć 5, ale nie zawsze ma się to, co się chce
- nabawiłam się alergii, tylko nie wiem na co, i nie mam już sił szukać lekarzy i robić badania, więc żyję w niewiedzy,
- napasłam męża kwasem foliowym- nie zaszkodzi, a może pomoże...
- no i znalazłam lekarza z prawdziwego zdarzenia, który poprowadzi mi ciążę, jeśli w nią zajdę.
Z rzeczy do zrobienia, zostało mi wyregulowanie TSH na podstawie odpowiedniej dawki Euthyroxu. Dziś, po miesiącu leczenia, zrobiłam badanie na TSH i zobaczymy co dalej.
Ogólnie czuję, że jestem gotowa. Czuję to fizycznie i psychicznie. Tylko brak mi entuzjazmu i wiary... Wiary, że się uda...
Mierzę w tym cyklu temp. ale jakoś bez przekonania. Od początku moja temp jest dziwnie wysoka, niż była zawsze przy pomiarach. Poza tym czasem w nocy wstaję, czasem nie śpię po 2h, więc dlatego nie ufam za bardzo pomiarom w tym cyklu.
Dziś jednak temp drgnęła i odchyliła się mocno od normy spadając. Czy to oznacza, że dziś owulacja? Czy może jutro? Albo wczoraj? Hmmm...
Kupiłam w tym miesiącu testy owu. Pierwszy pozytywny wyszedł 17dc i tak od tej pory cały czas wychodzi pozytywny. Wczoraj już nie zrobiłam, bo stwierdziłam, że nie ma sensu. Zastanawiam się, co ten test mi pokazuje? Czy tyle dni mam podwyższony hormon LH czy test łapie inny hormon?
Wiem, że ten test może pokazywać też betaHCG , ale od 17 dnia to raczej niemożliwe.
Mierzę też temperaturę i od 19dc mam odbicie do góry.
No ale co najważniejsze: źle rozplanowałam przytulanki i kiedy test owu wyszedł +, to mężowi się już znudziło... Więc w sumie ten cykl raczej udany nie będzie.
Codziennie mierzę temp. Mierzę, żeby lepiej poznać swój organizm... Od dwóch dni mam rano 36,75. Wydało mi się, że dość wysoka. Zmierzyłam więc temp w południe, tak z ciekawości... Wyszło 37,3! Szok! Czuję się dobrze, nic mnie nie boli. Czy to upały tak wpływają na organizm?
Jeśli chodzi o testy owu to po pięciu pozytywnych w dniach 17dc-21dc, przestałam je robić. Wczoraj zrobiłam z ciekawości i intensywność kreski wyszła 8/10. Wniosek? Testy owu są do bani!
Cóż zrobić... Trzeba walczyć dalej...
Rok temu we wrześniu zaszłam w drugą ciążę. Przez głowę mi wtedy nie przeszło, że coś mogłoby pójść nie tak. A poszło wszystko "nie tak".
No ale nic. Zaczynam mierzenie temp. i czekam na owulację.
Mierzę tą temp i mierzę... I cały czas nic z tego nie wynika. Dopiero dziś mam odbicie temp do góry. Czyli, że co? Wczoraj miałam owu czy przedwczoraj? Czy w ogóle ją miałam? Czuję, że ten cykl mam nieźle zsiopany. Zwykle o tym czasie bolą mnie piersi na znak zbliżającej się @, a teraz nic.
Coś złego się u mnie dzieje. 27 i 28 dc zauważyłam krew na papierze... Nie dużo , ale była. I skąd? I dlaczego?
Teraz czysto i nic się nie dzieje. Zwykle o tym czasie bolą mnie bardzo piersi i okres mocno puka do drzwi. Tym razem cisza. Nic się nie dzieje. Piersi nie bolą, żadnych oznak zbliżającego okresu.
Mierzę temp, ale jej wysoka wartość nie jest zbyt wiarygodna, bo zamiast okresu, przeziębienie stoi u wrót.
Nie wiem co się dzieje i boję się, że coś złego. Dlatego zapisałam się do mojej ginki na pierwszy wolny termin 02.10.20.
Aha, z doskoku robiłam testy owu. Bo skoro już kupiłam ich dużo, to czasem robię. Test wyszedł dodatni 24dc. Mój organizm to jakaś czarna magia.
Chciałabym się łudzić, że to spóźnienie @ jest zapowiedzią ciąży. Ale niestety ta krew każe mi myśleć, że coś jest bardzo nie tak...
Zaczęłam się łudzić... Że może jednak...
Dwa i pół roku temu miałam cykl trwający 46 dni. Nie była to ciąża bio - chem, bo się wtedy nie staraliśmy.
Wcześniej też zdarzył mi się taki cykl, kiedy długo czekałam na okres. Byłam pewna, że to jeden z tych cykli "ponad 40 dni". I był ponad 40 dni, a nawet więcej... Z tego cyklu urodził nam się synek.
Zrobiłam dziś test. Wynik ujemny. Ale nadal chcę się łudzić. Że to wszystko co się ze mną dzieje, nie jest objawem choroby.
Mierzę temp. Jest wysoka. Ale to przecież nic nie znaczy? Zawsze w drugiej fazie, po owulacji jest wysoka.
Zaczęły boleć mnie piersi. Łudzę się nadal... Tak bym chciała, żeby to było TO...
Wg moich obserwacji to owulacja była gdzieś ok. 25 dnia. Czyli do okresu jeszcze trochę? Myślę, że jak do niedzieli się nic nie wydarzy , to zrobię test.
Póki co walczę z przeziębieniem. Odchodzi i powraca... Męczy mnie to bardzo.
Jestem w ciąży!
Dziwnie mi...
Wiem od wczoraj.
Mam mętlik w głowie. Czy tym razem się uda? Staram się wyszukiwać pozytywy. I znalazłam. Że ta ciąża (czwarta już) podobnie jak pierwsza, jest z przesuniętej owulacji. Wmawiam sobie, że to dobry znak, bo z pierwszej ciąży pochodzi miłość mojego życia.
Wczoraj wyobraziłam sobie, jak znów jestem u gina na USG i czekam... czekam co powie... czy dobrze czy coś nie tak... Od razu poczułam wielki strach! Jak to udźwignąć psychicznie? Jak zawlec się do gina... Muszę umówić się na wizytę za jakieś 2 tyg, ale strach mnie paraliżuje.
Póki co, podreptałam rano do labu na badanie moczu, morfologii, TSH, glukozy i progesteronu. Sama sobie jestem lekarzem na razie.
Boję się... Boję się tak bardzo, że wiem, że to ostatnia ciąża.
Dokładnie przeanalizowałam mój wykres temp. i wyszło, że owulacja była 25-26dc. Co oznacza, że jestem w 4t+5d.
Umówiłam się do mojej ginki na 15.10.2020 i to będzie pierwsza wizyta (6t+5d). W kolejnym tygodniu (7t+5d) mam wizytę u gina z NFZ. Jeśli ta ciąża się uda, to będę ją prowadzić u dwóch lekarzy.
Zrobiłam kilka badan w labie i tak: mocz ok, morfologia ok, TSH 3,39 => wdrożyłam od razu Euthyrox 50, glukoza 91 (norma do 92), progesteron... 56ng/ml. Jak zobaczyłam ten progesteron, to się przeraziłam. Dlaczego taki wysoki??? Przeczytałam pół internetu i doszłam do wniosku, że jest coś nie tak. Wysoki prog może być np. przy ciąży bliźniaczej, o czym nie marzę... Druga rzecz: zaśniad groniasty. Przeczytałam, że dziewczyna miała wynik 58ng/ml i okazało się, że to zaśniad. To mi wystarczyło, żeby pół dnia przepłakać...
Przeczytałam także, że przy zaśniadzie jest wysoka beta. Nie wiem ile to jest "wysoka", ale postanowiłam sprawdzić tą moją betę... W związku z tym dwa dni później znów poczłapałam do labu. Beta wyszła 465. Znów do internetu i ... doszłam do wniosku, że ta beta "wpasowuje się" w mój wiek ciąży. Czyli może nie jest "za wysoka"? Trochę mnie to uspokoiło. Ale postanowiłam iść za ciosem i zrobić drugą betę po 48h. Chociaż mówiłam, że jej nie zrobię, bo:
- dobry przyrost bety nie jest gwarancją sukcesu (w drugiej ciąży miałam 133% i zarodek umarł),
- zły przyrost bety odbierze mi nadzieję.
Tak czy inaczej dziś zrobiłam drugą betę i będę czekać na wynik. Jak będzie dobra, to będę się cieszyć, bo w moim rozbiciu psychicznym potrzebuję choćby najmniejszych promyków nadzieji, że będzie dobrze. A jak będzie źle, to przynajmniej od razu będę wiedziała i nie będę żyła nadzieją przez kolejne dwa tygodnie do wizyty.
Wyniki będę miała o 18.00, ale przeczytam je dopiero jak mój synek pójdzie spać. Póki co na dzień dzisiejszy wiem tylko tyle, że JESTEM W CZWARTEJ CIĄŻY!
1310 !!! Przyrost 180%.
Przyrost dobry Nie wiadomo co będzie dalej, ale póki co nie ma żadnych oznak, że jest źle. Przestałam myśleć o tym wysokim progu jako o czymś złym i cieszę się z chwili obecnej. Dziękuję wszystkim dziewczynom za słowa pocieszenia!
Następny punkt programu to będzie wizyta u ginki 15.10.2020. Przed wizytą zrobię badanie TSH, żeby zobaczyć czy udało mi się okiełznać tarczycę.
Jest dobrze! I niech tak zostanie!
Tylko czy jest dobrze?
Dziś coś mnie pobolewa... Jeśli to macica, to uznałabym za dobry znak. Tak miałam w pierwszej ciąży. Jeśli to krzyże - to zły znak. W trzeciej ciąży dostałam silnych bóli krzyżowych , tak przez godzinę i to właśnie wtedy umarł zarodek. Wiem to stąd, że potem lekarz potwierdził to na USG.
Najgorsza jest ta bezradność i niewiedza. Nic nie można zrobić, żeby było dobrze i nawet się nie wie, czy jest dobrze czy jest już źle...
Mdłości nie mam. Piersi mnie bolą. Na dobę śpię 9,5h i gdyby nie budzik, to pewnie spałabym dalej. Wieczorami jest mi bardzo zimno.
Dziś zwlokłam się z łózką i zaciągnęłam siłą psychiki do labu na badanie TSH. Zobaczymy czy moja zwiększona dawka Euthyroxu działu. Z labu podreptałam z powrotem do łóżka. Łózko to jest ostatnio mój najlepszy przyjaciel. Ciężko mi się z nim rano rozstać i jak tylko się rozstaniemy, to tęsknię do chwili, kiedy tam wrócę. Czyli zmęczenie jest potężne.
Z innych ciekawostek, to czasem mnie zemdli... Drażnią mnie zapachy. Piersi są jak dwa ciężkie, bolące głazy.
Moje ostatnie dwie ciąże skończyły się w 9 tygodniu,a ja dowiadywałam się tydzień później na wizycie. Ciągle zastanawiam się, czy tym razem uda mi się przejść ta magiczną barierę 9 tygodni? Czy podziały komórek które nastąpiły w zarodku są prawidłowe? Czy jesteś zdrowy okruszku?
Wczorajszy wynik TSH 2,57. Dwa tyg.temu po dowiedzeniu się o ciąży było 3,3 i od razu podniosłam dawkę Euthyrox z 25->50 i mamy spadek. Myślę, że zostanę przy tej dawce jeszcze z dwa tyg. i zobaczę, czy jest tendencja spadkowa czy wzrostowa.
Jak byłam wczoraj w labie, to po wyciągnięciu igły, nie leciała mi w ogóle krew... Zastanawiam się czy to normalne? Czy coś się dzieje z moja krzepliwością??? Dwa tyg wcześniej leciała mi bardzo, a wczoraj nic... Co o tym sądzicie dziewczyny???
"grotka" nie sądziłam, że komuś będzie się chciało czytać cały mój pamiętnik. Dziękuję za dobre myśli i kciuki. Chciałabym, żeby ten pamiętnik skończył się happy endem. Ale chyba tak nie będzie...
Wczoraj byłam na pierwszej wizycie. Wg przesuniętej owulki, byłby to 6t+3-4 dni. Jechałam z dobrymi myślami i chciałam wyjść z gabinetu szczęśliwa. Wyszłam smutna. A jadąc do domu po prostu się popłakałam.
Przy badaniu USG widoczny był pęcherzyk ciążowy 2,5cm. Był pęcherzyk żółtkowy. Lekarka długo szukała zarodka. W końcu powiedziała, że wydaje jej się, że jest tu... Ale malutki - 2mm. Za mały jak na ten wiek ciąży. Wydaje jej się też, że bije serduszko. Ja też to zauważyłam. Zaproponowała USG za tydzień, które da odpowiedź, czy ta ciąża się rozwija.
Nie tak miało być.
Nie piszcie dziewczyny, że owu była jeszcze później niż mi się wydaje, bo to niemożliwe. I nie piszcie, że ginka miała słaby sprzęt, bo jest specjalistą od usg prenatalnego.
Co mnie dodatkowo martwi? Wczoraj zniknęły mi mdłości i zmęczenie. Nie wiem, czy to pod wpływem stresu tak organizm zareagował? Wieczorem miałam lekkie pobolewania krzyża. I znów pytanie: czy właśnie wtedy skończyła się ta ciąża? Tak jak ostatnio, kiedy dostałam silnych bóli krzyża?
Dodatkowo martwi mnie "znikający obraz". Lekarka długo robiła usg, bo obraz ciągle znikał. To mi przypomniało sytuację z ostatniej ciąży. Było tak samo. I wiem, jak to się skończyło.
Nie mam już siły o tym wszystkim myśleć i łudzić się, że będzie dobrze.
Ginka powiedziała, że jeśli chcę się trochę uspokoić, to powinnam iść na betę w pn i środę. Pytam, czy na tym etapie beta coś mi powie? "Tak, jak się podwoi, to jest dobrze". Ale mi się wydaje, że na tym etapie już się nie podwaja! Więc to badanie jest teraz bez sensu. Czy się mylę?
Równo za tydzień jestem zapisana do lekarza NFZ na wizytę. Zrobię usg i wszystko się wyjaśni. To jest lekarz, który ostatnio poinformował mnie, że serduszko nie bije. I znowu historia się powtórzy?
To moja ostatnia ciąża. Mąż też już ma dosyć i nie chce więcej starań. Tak bardzo chciałam rodzeństwo dla mojego synka. Czy to coś złego, Boże???
Tymczasem zdecydowałam się zbadać tą betę. Tak jak pisze kokoszka31, jeśli będzie spadek, to przynajmniej będę wiedziała przed kolejnym usg. Pierwsza beta wyszła 46tys. Teoretycznie to był 7t+1. I oczywiście znów sprawdziłam pół internetu, czy to dobrze czy źle... I w sumie nie wiem... Dziś zrobiłam drugą betę po 48h i czekam na wynik. To wszystko jest strasznie wykończające. Dodatkowo koronawirus wiszący nad nami wszystkimi. Coraz więcej znajomych jest chorych. Jak to wszystko przeżyć?
Beta wzrosła tylko o 2 tys., z 46tys do 48tys.
Odechciewa mi się żyć...
Napisałam do mojej ginki i ta odpisała, że źle to wygląda i przykro jej.
Teraz scenariusz będzie taki sam jak zawsze: jutro na USG będzie serduszko, a potem będę czekać tydzień aż stanie. Tak jest zawsze.
Linka2019 wizytę USG mam jutro. Powiedz mi proszę, w którym tygodniu miałaś 42tys?
Mam czekać dwa tyg. na poronienie i jak się zacznie, to jechać do szpitala. Jak się nie zacznie, to przyjść za dwa tyg.po skierowanie.
Trzeci raz...
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 października 2020, 18:11