X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki moja historia
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4
WSTĘP
moja historia
O mnie: Jestem 20- letnią, młodą mężatką. Razem z mężem czekamy na nasze pierwsze ziemskie dzieciątko.
Czas starania się o dziecko: Od stycznia 2015.
Moja historia: O dzieciątku marzyłam od zawsze - silny instynkt macierzyński czułam już na początku liceum, w wieku 16 lat.Pewnie to dlatego, że odkąd pamiętam, w naszej rodzinie były małe dzieci. BYłam najmłodsza z rodzeństwa - gdy ja ledwo wyrosłam z pieluch, moja najstarsza siostra urodziła dziecko. Marzyłam o dniu, kiedy wezmę w ramiona nasze Maleństwo. W sierpniu 2014 zobaczyłam dwie kreski na teście - niesamowite emocje. Szczęście, strach - byłam zdumiona, jak bardzo się boję, mimo że zawsze marzyłam o tym dniu. 3 miesiące później - szok, strach, zabieg - i już nie byłam mamą. A może byłam... Może jestem mamą "w zawiasach" ?
Moje emocje: Podekscytowanie etapem starań, ale głównie niecierpliwość, bardzo duża... Nasilający się smutek i frustracja na początku każdego cyklu

26 marca 2015, 20:21

Odebrałam wyniki cytologii - wszystko ok. Uff... ulga. Zaliczyłam doła - znowu rozpłakałam się za Aniołkiem. Wszak to już 5 miesięcy jak od nas odszedł. Tyle już minęło, a ja nadal jak o tym pomyślę to mam ciarki na plecach. MIało byc łatwiej z dnia na dzień.

Miesiączka jakaś dziwna - drugi dzień a nie dość że cały dzionek było bardzo skąpo, to jeszcze po 17 akurat zauważyłam, że nie ma nic. Sucho. I ten stan trwa do tego momentu. A zawsze było tak po 4 dniach, a później i tak było jeszcze plamienie. Może to ten euthyrox tak zmienił mi intensywność -w sumie to pierwszy okres z tymi tabletkami. Ale czy to w ogóle możliwe??

Rozpoczęłam dziś 30-dniowe wyzwanie z Mel B. - mam w sobie tyle motywacji i energii, nienawidziłam się ruszać, ale jak tylko się skończy tn trening to satysfakcja jest nie do opisania. Najgorzej jest mi ruszyć tyłek codziennie z kanapy, ale jak zacznę, to już później zleci ta godzinka jak z bicza...Kurcze, nie wiem czemu, ale jak próbowałam ćwiczyć z Chodakowską, to strasznie mi się nudziło.. Po 10 minutach wyłączałam i przerzucałam się na rower albo właśnie Melke.
Mężulek znowu dziś w terenie, więc czekam do jego powrotu niecierpliwie - a do północy jeszcze tak daleko...

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 marca 2015, 20:23

27 marca 2015, 14:17

Obudziłam się o 4.30! a teraz chodzę jak żywe zombie... półprzytomna. Zaraz się położe spać chyba, a kto mi zabroni ;)
zapisałam się do nowego endo,najlepszy w okolicy i przyjmuje bliżej niż sie spodziewałąm, bo tylko 45 km, a nie jak wcześniej myślałam 90. już nie mogę sie doczekać wizyty i tego co mi powie.


czytałam swój horoskop na wiosnę - nastroił mnie baaardzo pozytywnie - cytat: "ciepłe dni sprzyjają myślom o powiększeniu rodziny. Jeśli sie postarasz, potomstwo pojawi się już na początku przyszłego roku." AHHHH... jakby było pięknie :)

28 marca 2015, 16:47

Jaka jestem cały dzień nerwowa. Mo mąż jak zwykle siedział od samego rana przy komputerze, aż mnie nosiło z nerwów jak to widziałam. Najgorsze jak ja coś do niego mówiłam a on odpowiadał po 10 minutach, zawiasy łapie. Aż przestałam się całkiem odzywać. I to chyba podziałało... Bo wtedy zwrócił uwagę i wreszcie zaczął normalnie funkcjonować...

Ale pogoda brzyydka. Ciągle pada... Szaro, buro i ponuro. Aż nie chce się wychodzić z łóżka ;)

29 marca 2015, 18:29

Zakupiłam dziś piłkę do ćwiczeń. Doszłam do wniosku że nie będę się przeforsowywać z tymi ćwiczeniami ( Mel B i chodakowska) bo tyle sie naczytałam o tym że to może niedobrze wpływać na płodność.. Teraz czekam tylko niecierpliwie na przyjście paczki i będziemy sie relaksować i skakać ;)
Mąż jak zobaczył mój zakup, powiedział, że bardzo dobrze bo będę miała piłeczkę do ćwiczeń w ciąży, że będziemy razem ćwiczyć na niej tak, jak nam pokażą w szkole rodzienia. Tak miło mi się zrobiło i cieplutko na sercu...:)
W ogóle to był bardzo dobry dzień dla nas :) jakoś tak cały dzień humory nas nie opuszczały, śmiechu co niemiara. Tylko co jakiś czas nachodziły mnie takie smutne myśli, że on może kiedyś stracić cierpliwość do czekania i znaleźć inną, która ot tak da mu dziecko... Ale próbuję je odganiać.

Mam też duuży problem z zakceptowaniem obecnej sytuacji, tzn nie potrafię pogodzić się z tym, że trzy
cykle i dalej nic. Wiem że wiele kobiet musi czekać o wieeeeele dłużej niż ja, ale nie mam na tyle cierpliwości. Z każdym dniem jest mi coraz ciężej. Tym bardziej że wszyscy z mojego rodzeństwa mają minimum jedno dziecko ( a mam 5 rodzeństwa - 3 braci, 2 siostry), a ja dalej nic.
Najbardziej zabolały mnie ostatnie słowa mojej mamy, która powiedziała, że ma nadzieje, ze nie jestem tak nieodpowiedzialna i nie zamierzam zachodzic w następną ciąże przez najbliższy rok bo przecież jestem jeszcze przecież taka młoda i po co sie pchac w pieluchy...

31 marca 2015, 16:16

Stópka dziękuję.
Kurcze dziś dzień jest okropny. Wstałam z dobrym humorem, wyszłam na spacer na poczte, bo choć na godzinkę wyszło słońce, i po drodze spotkałam grupkę przedszkolaków w parku. Były chyba na wycieczce. I tak mi się na sercu ciepło zrobiło, miałam naprawdę pozytywne nastawienie. Ale jak tylko wróciłam do domu to się zaczęło. NIe wiem czy to przez pogodę, czy przez to że w drodze do domu zdążyłam się pokłócić z mężem przez telefon, ale weszłam do mieszkania i zaczęłam płakać. To nawet nie był płacz - tylko wycie. Wpadłam w taki stan, jak czasem, kiedy naprawdę nie mam już siły. Kiedyś przydarzał się czasami, ostatnimi czasy ( chyba odkąd się staramy) coraz częściej mi się to przytrafia. Stałam w tym przedpokoju i płakałam jak głupia. Łzy leciały mi strumieniami i myślałam tylko o tym,jak byloby fajnie gdzieś się zaszyć, uciec od tego, żeby wszyscy dali mi święty spokój, że dlaczego wszyscy wokół mają dzieci, tylko nam się nie udaje, i że to pewnie moja wina. i na dodatek cały dzień leje - jak tu się uśmiechać, kiedy siedzi się samemu w domu i takie myśli przychodzą do głowy...

3 kwietnia 2015, 22:25

Ten koszmarny nastrój... Towarzyszy mi od wczoraj, ale dzisiaj szczególnie, od jakiś 30 minut.
Od wczoraj zmuszona jestem jeździc do rodziców, choć chciałabym tego uniknąć, bo tam, czyli u swoich dziadków, jest moja siostrzenica a ja udzielam jej korepetycji z matematyki, bo niestety ma 1 na półrocze i grozi jej powtarzanie klasy. Jeździmy z mężem, ja podrzucam go do pracy i sama wio do rodziców.

No więc sytuacja z wczoraj: siedząc przy obiedzie, próbowałam zachować pozory normalności i pytam matki:
- czy w piątek urzędy i poczta jeszcze pracują (bo czekałam na termometr i testy owulacyjne, ale tego jej nie powiedziałam)
Matka: no tak, a po co ci poczta
Ja: bo czekam na paczkę
Matka: jaką paczkę? co sobie zamówiłaś? dziecko przez internet? Tobie to lepiej sobie lalkę dać a nie prawdziwe dziecko..

Strasznie mnie to zabolało. A później było jeszcze gorzej, gdyż od bratowej, która tam mieszka dowiedziałam się, że ostatnio, jak był tam mój mąż, to ukochany mój tatuś mówił na mnie bardzo niemiłe rzeczy, oczerniał mnie przy moim ślubnym a on w ogóle nie zareagował. Moja bratowa opowiedziała mi to, bo była przy tym i aż sama była zdumiona, że on w ogóle nic nie powiedział.
Poczułam się, jakby ktoś dał mi w twarz z otwartej dłoni. :(

Dziś pojechaliśmy razem do mich rodziców, i zbieraliśmy się do wyjścia, kiedy moja matka zapytała czy nie zostaniemy na kolacji. Było już po 9 a do domu ponad 20 km, więc mówię że nie bo trochę drogi jest a śnieg sypie i troche nam zajmie droga do domu. A ona do mnie z tekstem : no zosstańcie, przecież dzieci wam nie płaczą w domu. Wtedy mnie zdenerwowała i wypaliłam ostro żeby już przestała z tymi dziećmi. Ona się oczywiście obraziła i wyszła z kuchni.
Wsiedliśmy do auta z mężem, i co ja od niego słyszę? Że przesadziłam i za ostro zareagowałam, bo przecież to był niewinny żart. Powiedziałam , że owszem, jakby zdarzył się raz to nic bym nie powiedziałą, ale ja słyszę takie uwagi za każdym razem, jak ją widzę. Pokłóciliśmy się i od tamtej pory się do siebie nie odzywamy. Jak przyjechaliśmy to próbował przepraszać, ale mu powiedziałam że nigdy nic mnie tak nie zabolało, jak jego brak lojalności w stosunku do mnie. Chce mi się płakać, ale nie mam już łez. Dlaczego on się tak zachowuje, nawet nie próbuje mnie zrozumieć.
W ogóle ostatnio się między nami popsuło. Nie całuje mnie na powitanie i pożegnanie, nie przytula, żyjemy jak brat z siostrą, obok siebie. Próbowała porozmawiać, wyjaśnić tą sytuację, ale w odpowiedzi słyszałam tylko że przesadzam... Tak bardzo mi go brakuje. Takeigo jak był wcześniej... Pisząc to nerwy mi puściły i zapłakałam pół klawiatury. Ehhh to moje życie... Do dupy z tym wszystkim. :(

5 kwietnia 2015, 09:32

Wesołych Świąt ! Smacznego jajka i mokrego dyngusa Wam wszystkim życzę. No i oczywiście żeby u każdej z nas się zazieleniło i każda doczekała się swojego wyczekanego, ukochanego i maleńkiego dzieciątka, bo przecież po to tu jesteśmy!
picgifs-11-af74506beab774d6446a0b6c117daccffd4c738a.gif

picgifs-11-e3f7038e86136145f171d86988f968855c129cb1.gif

5 kwietnia 2015, 11:29

Porada
Czas starania się o dziecko wykorzystajcie również na umacnianie i dbanie o wasz związek. Jeden z najpiękniejszych prezentów jaki możecie dać swojemu przyszłemu dziecku to kochający się rodzice. Silny związek to nie tylko solidny fundament szczęśliwej rodziny (szczęśliwego dzieciństwa), ale również wzorzec do naśladowania dla dziecka na przyszłość.

6 kwietnia 2015, 10:10

Porada
Chcecie poprawić parametry nasienia? Weźcie zimny prysznic 30 minut przed gorącą nocą. Zimna woda stymuluje ciśnienie krwi i poprawia ruchliwość plemników.

7 kwietnia 2015, 17:44

Ale mam dziś dobry humorek - na nanana nana... :) Słoneczko świeci, zieleni się wkoło, nowet mój szczypiorek wreszcie wyskoczył w doniczce ;)
Byłam dziś na zakupach, chodziłam po sklepach i jak weszłam do odzeżowego, to oczywiście chwilę się pokręciłam, ale zaraz zawędrowałam na dział dziecięcy, choć naprawdę się przed tym broniłam. No i stało się - kupiłam kaftanik i body. Pomyślałam sobie, że to będzie początek nowego rozdziału - mniej nerwów i kłótni, więcej miłości :) A z tej miłości powstanie nasza Fasolinka :)
W sumie połowę wyprawki już mamy, bo gdy tylko dowiedzieliśmy się o pierwszej ciąży, to zaczęliśmy ją kompletować.Leży teraz w szafie i czeka na dzieciaczka. I na pewno nie będę słuchać już przesądów, żeby nic nie kupować przed porodem, ba, przed ciążą, bo to przynosi pecha. Bo co ma być to będzie.
A będzie dobrze, musi być :)

10 kwietnia 2015, 10:53

Wrrr... Ale jestem zła. Ta nasza polska służba zdrowia to jakaś patologia totalna. Zmieniam lekarza ! Laryngologa i rodzinnego. Po przeprowadzce przeniosłam się do tutejszej przychodni, żeby było bliżej, choć poprzedni lekarz był naprawdę dobry, ale tutaj, na miejscu, przyjmuje lekarka, która zna mnie od dziecka, bo jest także pediatrą. No i zapisałam się do niej.
BYłam dziś u laryngologa z moim przewlekłym zapaleniem zatok - leczę się już 3 miesiące, 3 antybiotyki poszły w ruch, i nic nie pomaga nadal. Dodatkowo ostatnio zapisała mi jakieś tabletki, po których strasznie wymiotowałam. Dziś jej powiedziałam na wizycie, że bardzo źle się czułam po nich. Powiedziała ok, ok. Popatrzyła do nosa, i mói że zrobimy rentgena zatok, skoro nie reaguje na leki. To jej mówię, ze staramy się z mężem o dziecko i jestem w tej chwili w 2 fazie cyklu, a ona na to: no to przecież oni tam mają w pracowni zasłonki za brzuch i że taki mały zarodek to tego nawet nie odczuje. Mówi do mnie żebym zrobiła dzisiaj i za tydzień do kontroli - debilka, myślę. Dodatkowo, mimo, że mówiłam jej, jak reagowałam na te tabletki ostatnio i że po dwóch dniach musiałam je odstawić, to ona dalej zapisała mi je na recepcie.

Chciałam dostać się do rodzinnego, wziąć jeszcze raz skierowanie do laryngologa, bo moja siostra chodzi do jednego pana z przychodni obok i bardzo sobie chwali. A w recepcji okazuje się, że moja rodzinna nie przyjmuje już dorosłych, bo jest okres zachorowania dzieci i nie wyrobiłaby się, ale mogą mnie zapisać do innego. Poszłam do tego lekarza i mówię, jaka jest sytuacja, że nie odpowiada mi pani doktor, opisałam sytuacje i chciałabym skierowanie do laryngologa, a on mi mói że żadnego skierowania nie dostanę bo nfz nie będzie płacił za moje fanaberie i że laryngolog nie ma mi odpowiadać tylko być skuteczny. Nosz kuźwa. Wstałam i wyszłam, w poniedziałek przenoszę się spowrotem do poprzedniej przychodni. Może i będę dojeżdżać te 10 km, ale przynajmiej tam wiem, że lekarz naprawdę interesuje się moim zdrowiem...

11 kwietnia 2015, 11:09

Porada
Bądź ostrożna z domowymi środkami czyszczącymi, stosuj je w małych ilościach lub poszukaj naturalnych zamienników. Ostatnie badania EEA (Europejskiej Agencji Środowiska) informują, że wiele produktów gospodarstwa domowego, środków czystości a nawet jedzenie (ups!) zawiera związki chemiczne niekorzystnie wpływających na płodność kobiety, powodując zaburzenia endokrynologiczne utrudniające zajście w ciążę.

Hmm... szkoda tylko że nie napisali dokładnie, jakie to związki.

13 kwietnia 2015, 08:54

Dzień piękny. Słoneczko świeci, cud, miód, malinka :)
Byłam na badaniach - tsh, ft3,ft4. Moja pierwsza kontrola od zażywania leków. Nie spodziewam się nic spektakularnego ale mam chociaż nadzieję, że minimalnie ruszyło w dół to TSH. Już przebieram nogami żeby wyniki zobaczyć.
Patrząc na mój wykres, dochodzę do wniosku, że muszę się bardziej zdyscyplinować i pić codziennie choć raz to siemię lniane. Mam kilogramowe opakowanie tego. Ajj.. jakie to jest nieprzyjemne - taki gluuutek ciągnący.
Kupiłam sobie w tym miesiącu testy owulacyjne i wiesiołka, a mężowi salfazin.
I problem mam z tym, ponieważ nie mam pojęcia, jak go przyjmować. Wiem, że przyjmuje się go tylko do owulacji(znaczy tego wieiołka), i wiem że będę brać 2x2 tabletki ( bo tak jest na opakowaniu), tylko nie wiem czy zacząć zaraz pierwszego dnia cyklu, czy dopiero po zakończeniu menstruacji? No i czy mogę go przyjmować razem z lnem mielonym takim do picia?
Jestem zielona z tymi tabletkami dlatego mam nadzieję że któraś z Was mi podpowie :)
Z góry dziękuję oraz życzę wszystkim miłego, słonecznego dnia :) <3 <3
____________________________________________________________________________
Aktualizacja - wyniki badań:
TSH - 2,13 - (spadło o połowę w ciągu miesiąca brania dawki 25 euthyroxu) - przed leczeniem było 4,03
fT3 - 5,57 (norma do 6,70) - miesiąc temu było 6,70 przy takiej samej normie)
fT4 - 18,58 (norma do 23) - miesiąc temu, przed rozpoczęciem leczenia było 17,71 również przy tej samej normie.

Ależ mi się humor poprawił :)
zapowiada się piękne popołudnie :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 kwietnia 2015, 13:25

15 kwietnia 2015, 11:26

Ale paskudny dzień u mnie. Zimno, szaro, ponuro...
Miałam wczoraj zrobić wpis, ale sen mnie zmorzył zaraz po powrocie od endokrynologa, około godziny 20. ;)
Siedzę sobie ja wczoraj w domu - a tutaj telefon dzwoni, z agencji pracy, że w moim mieście poszukują do supermarketu TESCO pracowników na dział odzieżowy. Pani bardzo miła, pyta czy jestem zainteresowana. Ha! Oczywiście że tak, tyle czekałam na jakikolwiek telefon. Co prawda to tylko umowa zlecenie, i stawka nieduża, bo 7 zl/h, ale dla mnie lepsze to niż siedzenie non stop w domu.
Dziś o 10 była rozmowa rekrytacyjna.
Przyszłam ja i trzy inne kobiecinki. Jedna od razu weszła, a my we trzy stałyśmy i rozmawiałyśmy. Dowiedziałam się, że obydwu paniom coś nie odpowiadało w ofercie - jedna miała za daleko, żeby dojeżdzać na 6, drugiej nie pasowały godziny - fajnie, myślę, przynajmniej mniejsza konkurencja...
Więc zostałam tylko ja i ta pierwsza. Poszłam, pogadałam z panem od rekrutacji, w sumie nieźle było, tylko trochę mu nie pasowało że tego doświadczenia w Polsce nie mam - po maturze zaraz pojechałam za granicę, wróciłam dopiero jak dowiedziałam się o ciąży.
No ale cóż, mam czekać na telefon, a jeśli się nie odezwie to zaczynamy wszystko od początku...

Byłam wczoraj też u nowego endokrynologa - pierwsza wizyta, byłam strasznie ciekawa, czy te wszystkie opinie w internecie na jego temat to prawda - i mogę z czystym sumieniem je potwiedzić.
Bardzo miły straszy Pan, z wielkim szacunkiem do pacjenta. :) Pokazałam mu wyniki, obejrzał, odpowiedział na każde moje pytanie, zrobił USG tarczycy i dostałam 50 euthyroxu, bo w dzień byłam jeszcze śpiąca na tej mniejszej dawce. Kontrola za 4 miesiące u niego - za dwa zrobić sobie TSH i sprawdzić, jak reaguje na tą dawkę. Na usg wyszła, że mam małą objętość tarczycy - tylko 7 ml, gdzie powinno być ok.20 (tak mi mówił). Hashimoto nie stwirdził.
Bardzo fajnie odniósł się do mojego pytania - jakie właściwie powinno być TSH przy staraniach o ciążę, bo słyszałam tyle różnych wersji - mówił, że przyjmuje się 1 do 1,5. Ale on, jako specjalista od leczenia niepłodności związanej z chorobami tarczycy, zaleca kobietom w wieku rozrodczym, a w szczególności po poronieniu, jak miało miejsce u mnie, oscylować w granicach 0,4 do 0,8 max, a w ciąży do 2,5.
Wyszłam naprawdę zadowolona, a wizyta u niego wyniosła mnie 120 zł, ze względu na USG - bez tego badania koszt wizyty to 60 zł. Naprawdę lepiej nie mogłam trafić.
A wychodząc od niego jeszcze wstał i ukłonił się w moją stronę ;) Prawdziwy dżentelmen... :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2015, 11:28

19 kwietnia 2015, 07:54

Porada
Testy owulacyjne najlepiej robić około południa. Poziom hormonu LH wykrywanego przez testy często zaczyna rosnąć nad ranem i osiąga swój szczyt w godzinach porannych. Jeśli zbyt wcześnie rano wykonasz test może się zdarzyć, że ominiesz jego najwyższą wartość.


Dobrze wiedzieć dla początkujących , takich jak ja :)
Miłego dnia :)

22 kwietnia 2015, 07:35

Porada
Sprawdź swoje kosmetyki. Pożegnaj się z kosmetykami, które zawierają składnik zwany Butyl Benzyl Phthalates obecny w niektórych lakierach, pomadkach, błyszczykach oraz perfumach. Może on negatywnie wpływać na funkcjonowanie niektórych hormonów odpowiedzialnych za płodność.

26 kwietnia 2015, 15:51

7 dc.

Tydzień bardzo intensywny w doznania. Z Dawidem kłótnie co chwilę - ja chodziłam wkurzona, bo znów się nie udało, bo on nie pomaga w domu, wszystko na mojej głowie. Bo zawsze jest tAK, że chcę podjąć jakąś decyzję razem z nim, a on mówi - "rób jak uważasz" - kiedy okazuje się, ze coś jest nie tak, to ma do mnie pretensje. Bo nie spędza ze mną czasu, tylko ciągle ma nos przyklejony do matrycy laptopa albo telefonu. Doszło do takiego nagromadzenia emocji, że w piątek ( no, raczej już sobota, bo około 1 w nocy) spakowałam walizkę, ubrałam się i wyszłam. Chciałam od tego odpocząć, wyjechać do siostry na kilka dni. Zabrałam tą walizkę, ale D. wyleciał za mną i dogonił mnie na półpiętrze. Złapał, przytulił. Rozpłakałam sie jak mała dziewczynka. Tak bardzo się cieszyłam, że wreszcie jest, tutaj ze mną, a nie znowu na jakimś forum. Staliśmy tam chyba z 20 min, ja przytulona do niego,on z tą walizką w ręce.

Rano poszliśmy nawet na spacer (sam to zaproponował) <3. Idąc przez miasto, zauważyłam sklep z ubrankami dziecięcymi, gdzie była wyprzedaż,ale zaraz odwróciłam wzrok. A D. to zauważył - i zaprowadził mnie do niego. Powiedział, żebym wybrała 2 rzeczy, które mi sę spodobają,że to będzie pierwszy krok do spełnienia NASZEGO marzenia - rodzicielstwa. :)Ależ ja mam cudownego męża.
A oto NASZE nabytki:


http://www.iv.pl/images/77736073100790999841.jpg

http://www.iv.pl/images/05342475702674161777.jpg


A dziś miałam piękny sen - zrobiłam test ciążowy (swoją drogą 2 dni po miesiączce ;) ) i ledwie tylko zanurzyłam, od razu pojawiły się 2 tłuste, czerwone krechy. Ale to było realistyczne. A później nagle scena przekoczyła na szpital, poród. Mieliśmy synka. Zapamiętałam każdy szczegół jego twarzy. Miał
czarne, wielkie ooczka.. A potem zadzwonił budzik. I skończyła się moja przygoda z macierzyństwem... Na pewien czas.. Mam nadzieję że niedługi :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 kwietnia 2015, 17:22

7 maja 2015, 10:56

Znowu przekonałam się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. I najlepiej w środku, żeby nie można było odciąć. Tylko tym razem było to bolesne doświadczenie. :/
Mam siostrę w trudnej sytuacji życiowej - 5 dzieci, rozwód, jej partner obecny w więzieniu (zasłużenie - ale to dłuższa historia). Mieszka w małym miasteczku, gdzie jest tylko jeden sklepik osiedlowy, nie ma prawa jazdy ani samochodu. Za to ja mam. Zawsze jak zadzwoniła, że chce jechać np. na zakupy czy z dzieckiem do lekarza, to gnałam samochodem 20 km do niej. później 20 do lekarza i znowu do niej. Jak trzeba było zostać z dzieckiem - ok, nie ma problemu. Jak jej córka dostała 1 na półrocze - ja ją wyciągnęłam i obecnie ma 3. Chciałam pomóc, jak tylko mogłam, bo o ile tego jej "partnera" nie trawię, to robiłam to dla dzieciaków.
No i dzwoni dziś rano - konkubent wyszedł na przepustkę z więzienia i oni chcą, żebym pojechała z nimi do lekarza bo go głowa boli - mówię, że niestety ale nie mogę, bo mąż zabiera samochód do pracy i żeby jechali autobusem (przystanek mają pod domem) albo niech wezwie karetkę. I w tym momencie słyszę z ust mojej siostry, że jestem rozwydrzoną smarkulą, która widzi tylko czubek własnego nosa. Że nie spodziewała się tego po mnie - że myślała, że jestem inna i choć raz wykażę się jakąś chęcią pomocy. :( No zagotowało się we mnie. Powiedziałam, że niestety, ale każdy ma też swoje życie prywatne, i ona nie jest pępkiem świata, a tym bardziej ten jej kryminalista, że bardzo dziękuję za to, że wreszcie powiedziała, co o nie myśli i skoro tak to w końcu zacznę być zołzą i widzieć tylko swój interes, może już nie liczyć że kiedykolwiek jej jeszcze pomogę.:(
Zabolało, naprawdę zabolało. Widać, nie opłaca się nikomu pomóc, bo będą chcieli tylko więcej i więcej... :(
I już cały dzień zepsuty. :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 maja 2015, 12:38

16 maja 2015, 12:26

Humor od rana nie dopisuje. Zaczęło się od snu, w którym to zrobiłam test ciążowy, wyszedł pozytywny, a potem poszłam zrobić betę jedną, drugą i okazało się, że za mały przyrost.. Wiedziałam, że znowu stracę dziecko. :(
Głupie sny biorą się z nadmiernego myślenia. Już nawet nie o ciąży, ale za 4 dni wypadał termin mojego porodu - 20 maja 2015 :(. Pamiętam, jak ginekolog założyła mi kartę ciąży, aż się popłakałam ze szczęścia, miałam dowód, że moje dziecko istnieje.
Oczywiście wstałam z wielkim dołem, próbowałam, naprawdę próbowałam po sobie nie pokazywać emocji, ale kiedy zaczęłam robić porządki w szafce, natknęłam się na testy ciążowe. Dwa testy ciążowe, jedyne pamiątki po moim dziecku. Nie wytrzymałam - nawet nie wiedziałam, że to tak bardzo boli, nadal... :( Myślałam, że juz się z tym pogodziłam. :( Popłakałam się jak małe dziecko, na szczęście był przy mnie D. Przytulił, pozwolił się wyżalić. Było mi lepiej, na chwilę... ;( A teraz, pisząc to, znowu czuję, jak łzy napływają mi do oczu, choć próbuję je powstrzymać, bo siedzi obok mnie, a nie chcę, żeby patrzył, jak płaczę...
Dlaczego to wciąż tak boli, a w tym okresie okołoporodowym jeszcze bardziej.. NIe chcę tego przeżywać, chcę cofnąć czas... :(

20 maja 2015, 18:21

Kolejne płaczliwe popołudnie. Jest mi tak ciężko na sercu, czuję, jakby ktoś mi je wyrwał... :(
NIe mogę zrozumieć, jak ludzie mogą być tak nieczuli... ;( Ok, rozumiem, nie każdy musi przeżywać moją osobistą tragedię, ale skoro kogoś to nie obchodzi, to po co zaczyna temat i jeszcze próbuje udowodnić, że to nic takiego, ze wyolbrzymiam. :( Niech się odpierdolą.. Mam dośc całego świata. Chciałabym zasnąć i zapomieć o tym wszystkim... :(


https://www.youtube.com/watch?v=sdBc6UX7JKs
Kochamy Cię Aniołku i tak bardzo, bardzo tęsknimy :( <3

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 maja 2015, 18:29

1 2 3 4