W CIĄŻY NIE JESTEM!
Tak tak. Od 5 dpo już to wiem i od 5 dpo mam na to zlew. Lepiej wiedzieć wcześniej , po co się nakręcać.
W moich wyobrażeniach to wygląda tak: mierze temperaturę a ona z każdym dniem robi się wyższa, czasami lekko spada ( aby emocje nie opadały), odczuwam w między czasie COKOLWIEK INNEGO NIŻ ZWYKLE, swędzą mnie sutki tak, że używam szczotki od kibla by się podrapać, w końcu robię upragniony test ( z uśmiechem na twarzy) i widzę dwie kreski- potem mówię wszystkim, że to wpadka:)
A jest tak: mierze temperature z ciekawości, odczuwam 5 dni chęć na żarcie po duphastonie, potem już mi nawet ten "objaw" przechodzi, w sumie to NIC NIE CZUJE INNEGO, wykres nie trzyma się KUPY, MAM TO W DUPIE.Test robię bo gin kazała a ja na razie grzecznie słucham co ona mówi.
To tyle ze spraw staraniowych:)
Co u mnie?
Fajowo ostatnio. Weekendy spędzamy na wyjazdach z Misiem-Srysiem, wczoraj byłam u fryzjera i nowa dziewczyna zrobiła mi taki masaż głowy, ze myślałam że nie ruszę się spod myjki. Powaga. Zrobiła mi tak dobrze, że wręcz pomyślałam, ze to lepsze niż sex. Nawet w pewnym momencie czułam się jakbym męża zdradzała:) Po tym co tam przeszłam ledwo doczłapałam się do domu ( wiecie jakie to uczucie po masażu?) ledwo przygotowałam obiad i kompletnie nie odzywałam się do męża bo mi się nawet nie chciało...
Na zakończenie cyklu mam ładniutkie zdjęcia dla siebie i dla Was, bo tak sobie myślę, że nie ma co ciągle smęcić w pamiętniku za każdym razem -trzeba zawrzeć także jakieś sprawy pozytywne, lub takie które wprowadzają dobre emocje:)
Mąż mi już zapowiedział :" dzisiaj z Ciebie nie zejdę". Już się przestał pytać czy mi się chce ( a jak wiadomo mi się nie chce) więc się nauczył brać bez pytania. I bardzo dobrze. Pasuje mi to!
No i to by było na tyle!
Zostawiam Was w niepewności haha bo ja mam pewność , ze w ciąży nie jestem:)
POZOSTAŁY 24 H DO PIERWSZEGO TESTU!
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 sierpnia 2015, 10:35
W sumie to jeszcze tydzień temu wkurzały mnie te starania. Nie! One cały czas mi działały na nerwy!
Ale jak już wcześniej pisałam, zawsze może być jeszcze gorzej.
Nie możemy się teraz starać.
Tak po prostu. Okręt już prawie zatonął. Musze szukać pracy i jakoś poukładać swoje życie. Nie , inaczej:
Musimy zacząć wszystko od zera.( a nawet rzekłabym z wielkim-)
Nawet bym się tym nie przejmowała ale to trzeci raz w moim życiu jak zaczynam od początku. Tyle, że teraz nie bardzo mam na to siłę. Ostatnie pięć lat mojego życia to był jakiś ... koszmar??? No, to dobre określenie.
Czyli zaczynamy od zera, starania odkładamy na czas ...dalszy zapewne. Bardzo "dalszy"/
Jak się starasz to "boli", że się tak po prostu nie udaje. A jak się nie możesz starać to zabijasz w sobie wszystkie te uczucia które w wyobraźni istniały jako te " macierzyńskie". To boli jeszcze bardziej.
Nie mogę znieść tej myśli /muszę się z tym pogodzić/ nie jest łatwo/nie pocieszajcie mnie/
I pomyśleć, że moim wielkim marzeniem było to, że mąż wraca z pracy a ja czekam na niego z obiadem i spędzamy razem czas z naszym ..... Nigdy nie potrafiłam tego nazwać jakoś ładnie. I nie będę nazywać bo na razie mam przecież zapomnieć.... Czary mary - zapomniałam. I nie wracajmy do tego zanim ja sama do tego nie wrócę, ok?
Ostatnio obiecałam zdjęcia. Czasem wydaje mi się to głupie na ale to mój pamiętnik. Jedyny jaki pisze. Może on ma czemuś służyć? Może jak czasem wracam do swoich wypisanych myśli to więcej analizuje? Potrafię nazwać swoje uczucia, pośmiać się z siebie samej.... Jak zwykle uważam , że wszystko ma jakiś swój cel... Nie wierze w przypadki. Wierze w siłę myśli, działania....dość chaotycznie dzisiaj piszę , wiem. Ale mam ogromny mętlik w głowie.I to całkiem "po trzeźwemu"))
No ale do rzeczy:
Jak wiecie albo i nie wiecie jestem na etapie urządzania mieszkania ( znaczy sie byłam ). Dość długo szukałam czegoś co wypełniłoby moje wielkie ściany i nie kosztowało majątku. No i ostatnio pod wpływem chwili ( i dobrej ceny jak na taki wielki rozmiar:) kupiłam dwa plakaty. Kupiłam do nich tez drewniane ramy ( 70x100 więc duuuże) i tym sposobem w moim salonie zawisły takie oto hasła:
Przypadek???? No way!
Ostatnio pisałam, o spacerku z Misiem -Srysiem (pływak wiścigowy:). Tak-jego widok zawsze wzbudza uśmiech na mojej twarzy!Uwielbiam naturę-ona zawsze mnie relaksuje!
No i oczywiście pierwsze kwiatki na naszym ogródku. Takie małe tyci-tyci ale cieszy! Obym tylko częściej podlewała...))
Mam tylko jedno marzenie: chciałabym być po prostu szczęśliwa!
Bez odbioru!
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 sierpnia 2015, 10:35
Wczoraj zrobiliśmy badanie nasienia. Potem czekając na wynik pojechaliśmy jeszcze do Koszalina, mieliśmy sprawę w Energii potem łażenie po galerii i do wróżki na godz. 15.
Badanie nasienia poszło sprawnie i szybko. Mój doskonale sobie poradził bez zbędnych ceregieli. Żartowaliśmy potem w samochodzie z tego wszystkiego. Poprosił, żeby wynik wysłali na nam maila i zabraliśmy tablet żeby go odczytać. Nic nie wskazywało na burzę, która się rozpęta...
Humory nam dopisywały, pewne decyzje dotyczące firmy podjęliśmy parę dni wcześniej żeby już mieć ustalone to i owo.
Kiedyś byliśmy u tej wróżki w związku z pewną inwestycją (już wtedy była w toku ta inwestycja) i ciocia poradziła nam żebyśmy poszli ( chodziło o spore pieniądze). Ja oczywiście dla jaj to zrobiłam bo w żadne czary -mary mój racjonalistyczny umysł nie wierzy ale....
Czasem jak trudno jest podjąć decyzję czy cokolwiek zmienić potrzebny jest impuls do działania , zdanie kogoś kto nic o mnie nie wie i tylko pozostaje kwestią mojego wyboru-czy się tym pokieruję, skoro sama się waham.
W tamtej sprawie miała rację, w wielu sprawach miała.
Nie wiem czy kiedyś byłyście u jakiejś wróżki ale do tego trzeba się przygotować. Jeśli usłyszycie na wstępie pewnie rzeczy, które miały miejsce a nikt o tym nie wie to same rozumiecie- zamiast śmiechów pojawia się niedowierzanie i myśl, że to wszystko jednak nie jest tylko zabawą. Ja takie informacje dostałam już za pierwszym razem, odechciało mi się śmiać, byłam w szoku-skąd ona to wie???Wpada w jakiś dziwny trans, mówi bardzo szybko-wtedy nie pomyślałam żeby nagrać jej słowa no bo to przecież for fun było, tak? Jak usłyszycie coś, co szczególnie uderzy w serce to potem trudno się skupić na reszcie więc tak jak pisałam: trzeba się przygotować.....
W każdym razie my akurat jesteśmy na wielkim życiowym zakręcie i wszystkie decyzje są trudne . potrzebowaliśmy impulsu-który zresztą dostaliśmy.
Czekając pod jej domem odczytywaliśmy wyniki nasienia. Z każda pozycją nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Zawiesiłam się na chwilę. Mój umysł chyba nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Oczywiście czytałam wcześniej wszystko o wynikach, mamy forum, czytam wiele pamiętników ale przecież nas to nie dotyczy, prawda???Oczywiście nie spodziewałam się super extra wyników bo jednak wielokrotnie pisałam o stylu życia mojego, braku sportu, dużej nadwadze itd itd...Powiedziałam tylko : "te wyniki są straszne kochanie i dzisiaj wieczorem będę ryczeć w łazience - nie zdziw się. Wyrycze się i mi przejdzie, tak jednorazowo. A potem pomyślimy co dalej". On w miedzy czasie też je oglądał, widział normy , wiedział że jest beznadziejnie. Ale o dziwo nie było lamentu, gadania głupiego. Nic po prostu nic nie mówił.
Wiem, że każda z Was napisze , ze mężczyzne trzeba wspierać bo jego męskość, ego itd ale to akurat JA potrzebuje większego wsparcia bo on podszedł do tego o dziwo bez emocji. Przynajmniej nie przy mnie:)
Wychodzimy z samochodu , wchodzimy do wróżki. Ja pierwsza.
Nie będę opisywać wszystkiego, bo długo to trwa ale wystarczy sam początek.
Stawia pierwsze karty :tarota, dotyczące zdrowia. Ja je przekładałam: Mówi:
Pani ma problem z uszami ( wiecznie mnie przewiewa, byle wiaterek i już mam uszy przewiane:)i zapaleniami pęcherza ( kiedyś miałam duży z tym problem, po każdym sexie z moim ex cierpiałam niemiłosiernie, żadne leki nie pomagały, dopiero z mężem mi to przeszło) ale jest pani zdrowa , wszystko jest w porządku ( nie raz pisałłam jaki ze mnie cyborg który nawet się nie przeziębia, nie boli mnie głowa nic po prostu nic się ze mną nie dzieje), ale jest pani teraz słaba psychicznie, za dużo ma pani spraw na głowie, potrzebuje pani wsparcia od bliskich.
Stawia dalej te same karty , które ja przełożyłam i mówi:
Mąż ma problemy z kręgosłupem (operacja 3-lata temu)
I z nogami, bardziej lewą ( dwie operacje nóg 2 lata temu, staw skokowy prawa, lewa- pieta a to trudne do wyleczenia....)
Wiecie co ja pomyślałam w tej chwili????Nie! Na pewno nie wiecie!
I dalej:
dwie przedostatnie karty kładzie, na chwile ucichła,spojrzała na mnie i mówi:
Mąż nie ma plemników, jest problem z plemnikami. I hormonami.
Zbiera karty ( każda sprawa to nowe przełożenie kart).
Zadaje proste pytanie: firma
Firma- zamknąc i to jak najszybciej, nie widzi tam pieniędzy, może być jeszcze gorzej. Ja planuje jakiś wyjazd za granicę ( myślę ciągle o miesięcznym wyjeździe....)
Dziecko :
bez lekarzy się nie uda, czeka was in vitro, po in vitro będzie chłopiec. Widzi ciąże ale nie naturalną...
I ona to wszystko mówi z tych kurde kart. Ja zadaje tylko te krótkie pytania, na nic nie naprowadzam, nic nie sugeruję , nic nie potwierdzam bo nic nie można mówić. Wiele kłótni przed nami o to wszystko, o dziecko, o pieniądze ale postawiła dodatkowe karty i stwierdziła,że i tak będziemy razem chociaż będę groziła mężowi rozwodem. I to nie raz.
Dalej nie będę opisywać tego wszystkiego bo na tą chwilę nie mam siły. Możecie wyobrazić sobie szok jaki przeżyłam słuchając tego wszystkiego, 15. minut wcześniej oglądając te wyniki i mając w głowie ich beznadziejność???To był na prawdę szok dla mnie. Nie chce nawet jeszcze raz tego słuchać na telefonie bo nie ogarniam... no nie ogarniam i koniec.
Potem poszedł mąż do niej, wychodzimy od niej , stanęliśmy przy windzie a ja w ryk. No wiecie taki spazmatyczny płacz nie do pohamowania. Rycze na maksa , mój mnie przytula , pociesza i pyta tylko: powiedziała Ci coś o tych wynikach??? Tak! Łzy lecą dosłownie grochami po mojej twarzy, nie moge tego pojąć rozumem jak to możliwe?????????
Ryczałam całą drogę powrotną do domu. Mój mnie pocieszał, cały czas.
.....................................................................................................
Wyniki:
OCENA MAKROSKOPOWA:
Objętość : 1,3 ml ( wartość referencyjna >1,5ml)
ph: 8,1 (wartość referencyjna >7,2)
Wygląd: prawidłowy
Upłynnienie:prawidłowe
Lepkość: prawidłowa
OCENA MIKROSKOPOWA:
Koncentracja plemników : 1,1mln/mL norma: > 15 mln/mL
Całkowita liczba plemników w ejakulacie: 1,43 mln norma: >39 mln
Ruchliwość plemników:
- ruch postępowy(pr): 37% norma: >32%;PR+NP >40%
- ruch niepostępowy(np):13%
- plemniki nieruchome (im):50%
Morfologia plemników:
-prawidłowa budowa morfologiczna: 3% norma:>4%
-wady główki i akrosomu: 94%
-wady wstawki: 38%
-wady witki: 10%
-krople cytoplazmatyczne: 2%
-formy potworkowate: 0,0%
Żywotność plemników: 61% norma: >58%
Komórki spermatogeniczne: 0,00mln/mL norma:< 5mln/mL
Leukocyty: 0,00mln/mL norma: <1mln/mL
Bakterie: nieobecne
Autoaglutynacja: brak
Dziwnie mi z myślą , że normalny sex nie da nam dziecka... Nawet na inseminację się nie łapiemy.
Ale za to od ręki na rządowe in vitro z takim nasieniem..
To oligospermia bardzo silna.
Ania z forum mi policzyła, że mamy 30.000 tyś plemników. Do inseminacji sa potrzebne miliony. Nie wiem czy suplementacja da rade dobic do tych milionow i ile to będzie trwało????
Przetrawiam cały czas to wszystko. Nawet jeśli in vitro-na pewno nie teraz. Nie mam siły na to. Po prostu.
Moja babcia wczoraj powiedziała :
"wiesz po siedmiu chudych latach przychodzi siedem tłustych lat"
mam nadzieję, że ma racje bo 19.06 mija właśnie te 7 lat bycia razem......
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 czerwca 2015, 09:41
W ogóle nie mam ochoty tutaj pisać no ale dla uporządkowania:
Dzisiaj była wizyta u mojej gin z wynikami męża. Dziwna wizyta a przynajmniej ja ją tak odebrałam.
Do rzeczy:
- mogło być gorzej
- androlog to strata naszego czasu i pieniędzy
- mnie chce zobaczyć kontrolnie co jakiś czas bo leczyć nie ma co
- łapiemy się na inseminacje w klinice leczenia niepłodności (?????) a o tym zadecyduje lekarz
( na moje pytanie: z taka ilością plemników inseminacja??stwierdziła, że wazne że są...)
- witaminki i suplementy nie zaszkodzą aczkolwiek nie pomogą
- o andrologu w ogóle nie wspomniała do momentu jak sama o tym nie powiedziałam, wtedy potwierdziła :" no tak zawsze trzeba diagnozować ale to strata czasu i pieniędzy"
- ponieważ ja mam owulację, endometrium idealne itd itp ona uważa, że mamy bardzo duze szanse na in vitro za pierwszym podejściem bo ja jestem zdrowa... ( jak powiedziałam, ze nie wszystko przecież badałyśmy to stwierdziła , że po monitoringu i wynikach <które notabene sama zrobiłam> uważa że problemem jest nasienie a nie ja...)
- odebrałam cytologie: jest idealna
-poleciła robić in vitro w Słupsku ( tylko jak potem sprawdziłam w necie jest vtam klinika ale in vitro nie przeprowadzaja w Słupsku tylko w Gdańsku...)
Uczucia co do wizyty: mieszane...
Plan: androlog 9.07
Firma: wali się powoli
Ja: mam dość
Mąż: świetnie sobie radzi. Duma mnie rozpiera , ze się nie mazgai!
Misiu-Srysiu: świetnie się dziś bawił na spacerku
In vitro: tak, ale decydujemy się na dwa mrozaczki ( jeśli to my możemy o tym zdecydowac bo nawet nie wiem...)
@ przyszła- i to jak stałam w sklepie czekając na ciepły razowy chlebek na kolację W jasnych miętowych spodniach....
Dzisiaj złożyłam wypowiedzenie pracownicy, mąż dzierżawcy lokalu.
Został nam miesiąc.
Potem: chciałabym wyjechać do Szwecji lub Norwegii.
A potem: układać sobie życie na nowo.
Co czuję???? Ulgę!!! Chociaż wiem , ze łatwo nie będzie to jednak czuje ulgę!
Tak, tak -postanowiłam policzyć i liczyć nasze starania od 10.2014 roku. Nie to , ze mi lepiej jak staram się niby 11 cykli tylko to, co było wczesniej staraniami nazwać nie mogę. Ot wesołe bzykanko od czasu do czasu...
Tak na prawdę wszystko zaczęło się tutaj. I z całą pewnością w ciążę szybko nie zajdę i już się z tym pogodziłam. Firma zaraz będzie zamknięta a ja muszę mieć czas na znalezienie pracy i posiadanie umowy o prace -wtedy pomyślę o in vitro . Obawiam się, ze z kwalifikacją nie będzie problemu ze względu na wyniki badań męża ale na razie nawet nie idę na wizytę kwalifikacyjną bo nie czas na to... Potrzebuję stałej pracy, umowy, odpoczynku od firmy... No w każdym razie nie pora na decyzję o in vitro jeśli z tyłu głowy siedzi mi strach o jutro.
Zajmuje się natomiast diagnozowaniem męża ponieważ wbrew temu co mówiła moja ginekolog okazuje się, że nie jest to strata ani czasu ani pieniędzy....
Wręcz jest to bardzo ważna sprawa dla nas- i chodzi o jego zdrowie i przyszłość.
Do rzeczy jednak:
9 lipca pojechaliśmy do androloga (Vitrolife w Szczecinie). Super lekarz, fajna designerska klinika-ogólnie pełen luz. Czy to ważne? Ważne bo my kobiety jesteśmy przyzwyczajone do wizyt u gin a dla meża wizyta u gościa , który będzie mu grzebał w tyłku to POWAŻNA SPRAWA.
Tak! Postanowiłam go ostrzec przed badaniem prostaty! Ile ja się nasłuchałam!!! Stres przed zaglądaniem tam, gdzie swiatło nie dociera był ogromny aczkolwiek maż starał się zachować klasę.... w tej sytuacji hahaha
Na jego pytanie: czy będzie bolało? Odpowiedziałam : nie wiem! Mi nikt w tyłku nie grzebał jak na razie! Miałam ubaw po pachy ale jak widziałam te jego oczy przerażone -no nie mogłam się powstrzymać! Poza tym jeśli chodzi o to, uznałam że przed tym co nasz czeka, badanie prostaty (jednorazowe) to mały pikuś więc niech się chłop ogarnie:)))))))
A , zapomniałabym o hormonach (beznadziejne):
TSH : 1,300 uIU/ml norma : 0.230-4.500
Fsh : 15,22 mIU/ml norma: 2.00-10.00
Testosteron : 1.940 ng/ml norma: 2.200-9.800
Prolaktyna 22.49 ng/ml norma: 5.00-18.00
Hcg+betahcg: 0.00 mLU/ml norma: 0.00-5.00
AFP: 1.17 IU/ml norma: 0.00-10.00
Antygen PSA całkowity : 1.190 ng/ml norma: 0.000-4.000
Nie chce mi się opisywac całej wizyty bo szczerze to mi się odechciało wszystkiego więc może opiszę tylko wnioski androloga:
- wynik badania nasienia: oligoasthenoteratozoospermia ( nazwa długaśna i okropna ale niech tam będzie...
- mrożenie nasienia w związku z rykiem azoospermii w przyszłości
- wskazana sybstytucja testoronem
- jądra małe o obniżonej echogeniczności ( zrobił usg jader oczywiście)
- badanie kariotypu, CFTR, ponowne LH, testosteron, profil lipidowy (HDL,LDL,triglicerydy, cholesterol całkowity)
- ASPaT, ALAT
DGN: OBSERWACJA W KIERUNKU ZESPOŁU KLINEFELTERA W TOKU
No i to by było na tyle...
Ogólnie sprawa jest dość ciekawa bo w ZK owszem wystepują plemniki (mozaicyzm) ale.... nie w liczbie 1mln ( w tej sytuacji bardzo dużej...). Kariotyp nam wyjasni to wszystko ale jeśli się to potwierdzi będziecie miały i ja też jedyną i niepowtarzalną okazję czytac o pacjencie z ZK ktory posiada nasienie w liczbie większej niż ktokolwiek widział tudzież nie pobrany z biopsji tylko naturalnie (czyli na 99 % przypadków jakiś 1% ma plemniki w sensie: plemniki a nie 1 mln plemników ).
Taka ciekawostka!
Co u mnie:
OBUDZIŁ SIĘ WE MNIE DUCH WALKI!!!!
To nie jest tylko walka o dziecko ale o nasza przyszłość i zdrowie mojego męża. Niedobór testosteronu trzeba uzupełnić poza tym wiele jest cech tego zespołu, które mąż ma a których wczesniej nie mogliśmy wyjaśnić.....
W każdym razie niedługo będziemy mrozić nasienie, jesteśmy w trakcie reszty badań i tu na ovu rozegra się nasza walka o wspólna przyszłość.
Na fiolet nie zaglądam. Z prostej przyczyny: JA CHCIAŁABYM PRZEZYĆ TO WSZYSTKO SAMA. MIEC NIESPODZIANKĘ. ZACHWYCIAĆ SIE KAZDA ZMIANA W MOIM ORGANIŹMIE.
aha: androlog kazał się dalej starać. Mamy plemniki (jeszcze) to się starać trzeba i już. To się staramy . Ale szczerze: nie chce mi się.....
Nic więcej na dzień dzisiejszy do powiedzenia nie mam. Ogólnie to nawet zmusiłam się do tego wpisu.
O ZK mogłabym pisać i pisać ale nie chce mi się też.
Mamy plan z meżem: jak już będziemy mieli to nasze wspólne dziecko - wywalczone i wystarane na 99% z in vitro i ono będzie miało 16 lat i nam pyskowało to wydrukuję temu dziecku naszemu ten pamiętnik aby wiedziało, dlaczego ma takich walniętych i przewrażliwionych rodziców, ktorzy wiele przeszli żaby to dziecko mieć
P.S. Mąż znosi to bardzo dobrze! Dbam o to i mam wszystko pod kontrolą! Oprócz mojego głupawego tekstu o grzebaniu w tyłku nie puszczam innych, spokojna Wasza głowa!
tekst mojego meża po wyjściu z kliniki:
-" wiesz jak on mi w tyłek tego palca włożył to ja nawet nie poczułem!"
- no co Ty? Mówiłam , ze to profesjonalista!
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lipca 2015, 09:57
Drże jak widzę , że moj mąż dzwoni i opowiada historie jak to dzisiaj prawie gliny zabrały mu prawo jazdy... Gwóźdź do trumny dla nas.
Nie rozumiem, po co on mi o tym mowi??? Po co doprowadza mnie do skraju załamania? Ciagle sie cos z nim dzieje! Przez 6 lat nie mialam z nim chwili spokoju. Ciagle cos! Ja nie wiem co to bedzie dalej. On mnie po prostu wykonczy!
Ja wiem, ze normalny czlowiek powie: uff dobrze ze Ci nie zabrali ale ja juz na kazda informacje od niego reaguje stresem. Kiedy on zadba o mnie??? Pewnie nigdy....co stawia pod znakiem zapytania moje bycie z nim. Ile jeszcze mam poswiecic??? W sumie to juz nic bo wszystko poswiecilam. Wyląduje przez niego w wariatkowie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lipca 2015, 08:45
To mi się tasiemiec trafił jak na mnie:) Wczoraj nawet bete odebrałam bo wykres mam taki piekniusi, ze moglo być coś na rzeczy. Nie wierzyłam w to oczywiście ale trzeba to trzeba. Beta 0,1. Odczułam ulgę.
Tego samego dnia rozpoczęła sie akcja KARIOTYP.
Dziwnym trafem otrzymaliśmy telefon, że kariotyp jest gotowy . Minęło 7 dni od pobrania krwi. Jeszcze o tak szybkim wyniku to nie słyszałam. Było tylko jedno ale: nikt , ani Vitrolife ani Laboratorium nie chciał nam przekazać wyniku mimo, że składaliśmy stosowne oświadczenia i upowaznienia w tej kwestii. Był to wynik zrobiony prywatnie, papierki wypisaliśmy a napotkaliśmy na tak zwany MUR. Co gorsza Pani z Labo po wielu telefonach powiedziała męzowi ze nie tylko nie wyda mu wyniku ale otrzyma go dopiero po spotkaniu z gentykiem....
Nie musze pisać , jak się wściekłam.
Za chwile otrzymaliśmy maila z Vitrolife o treści : niestety nie możemy przekazać Pana wyniku , prosimy o kontakt z labo nr........
To już znowu się wściekłam i dzwonie jesZcze raz sądząc , ze mąż mi coś źle przekazał i na niego tez byłam zła , ze nie walczył o nasz prywatny wynik.
No bo jak to? Wyniki robiliśmy wszystkie prywatnie! Łącznie z Invicta w Gdańsku (cftr i azf czekamy na wynik). I wszystko załatwiane jest drogą mailową bo przeciez nie będziemy jeździć w tą i z powrotem...
a tu MUR.
No to za telefon i dzwonię grzecznie pytając dlaczego nasz prywatny wynik jest przed nami ukrywany i wszyscy łącznie z kliniką robią nam problem z jego odbiorem. Przecież jesteśmy zmuszani do wizyty u konkretnego genetyka a może my wcale nie chcemy z wynikiem nic robić????
Babka tłumaczy mi , że taka decyzja została podjęta przez lekarzy i Vitrolife jest o niej powiadomione, że to że tamto, że to dla naszego dobra i że przeprasza za takie działanie ale "po wizycie u genetyka zrozumiemy".
Ja jej dalej mówię, że wszystko ok ale ja dalej nie moge pojąć jakim cudem jesteśmy do tej wizyty WPROST ZMUSZANI! Przeciez to nasza sprawa do którego lekarza pójdziemy i czy w ogóle pójdziemy więc całe zachowanie lab i kliniki jest dla mnie niepojęte....
Ona znowu swoje, przeprasza za zaistniałą sytuację, że to pierwszy ich taki przypadek i taka decyzja jest podjęta itd itd że wizyte u genetyka mamy BEZPŁATNIE i musimy przyjechać.
Nosz cuda nad cudami, mówie Wam to ja.
Oczywiście już wtedy wiedziałam, ze kariotyp nie jest prawidłowy. No bo z prawidłowym raczej nikt na siłę by nas nie ściągał na bezpłatną wizyte u genetyka???? Ta babeczka jeszcze mi tłumaczyła , ze my się na wyniku nie znamy a ja cały czas jej tłumaczyłam , że to nie jest ważne. Chodzi mi o to, że mamy prawo z wynikiem zrobić co chcemy bo to nasz prywatny wynik!!!!!Ewentualnie powinni zadzwonić i powiedzieć, że zapraszają nas na wizytę taka i taką gdzie odbierzemy wynik kariotypu po rozmowie z lekarzem a nie nagle jest wielkie halo i problem i nikt nie chce nic powiedzieć.... Ze jak to wygląda od strony naszaej?????
Chodzi mi o formę załatwienia tej sprawy.....bez komentarza.
Po gadce z nią dzwonię do kliniki z głupim pytaniem, dlaczego nie mogą nam przekazac wyniku a babka mi mówi : poniewaz kariotyp jest nieprawidłowy, nie mogę nic wiecej powiedzieć. Dobrze , ze chociaż to!
Takim to sposobem moje drogie w piątek za tydzień zaraz po urlopie jedziemy do genetyka w Szczecinie , który nam ten wynik (po rozmowie) przeekaże. Bo inaczej się nie da.
Pytanie jest takie : co jest w kariotypie że taki cyrk zrobili???? Czy cackali by się z Zespołem Klinefeltera???? To raczej mało spotykane ale nie aż tak... Zresztą o ZK wiemy już bardzo dużo, nie będzie to dla nas niespodzianką.
I jescze ta wizyta " bezpłatna". Bardzo im zalezy, żebysmy pojechali akurat tam...
Dziwna sprawa. Za tydzień o tej porze będziemy znali dokładnie kariotyp i wiele się wyjaśni. Nie wiem co myślec na ten temat. Pauje bardzo wiele do Zespołu Klinefeltera ale czy podwójny chromosom to takie wielkie halo????? Nie wiem.
Działania nasze będa takie:
Odbieramy wynik u genetyka, jedziemy do androloga z Vitrolife jak sie uda tego samego dnia, mrozimy nasienie a mąż przechodzi natychmiastową sybstytucje testosteronem . On potrzebuje tego jak ryba wody. Dosłownie. Hormony ma tak rozwalone, że strach się bać. powtórzyliśmy jego wynik testosteronu i jest jescze gorszy niż pierwszy.1,2 przy normie w jego wieku 4-6.
Będziemy poprawiac jego komfort życia bo to jest konieczne. Jesli nie wyrównamy hormonów moga go spotkac różne nieciekawe sprawy a i tak juz jest późno bo ma 32 lata a tego testosteronu brakowało mu zawsze.
Zawodowo u mnie dalej nic nie wiadomo ( w sensie firma jescze przedłuzona o miesiąc innej pracy nie ma) wiec nie będziemy czekac na nic . Mrozimy co mamy, mąż zaczyna leczenie. Potem inne decyzje np. o in vitro na które nie jestem gotowa i i tak nie bede nic w tym kierunku robić.
Poza tym musimy poznac wszelkie "ryzyka" bo nie wiemy co jest w cftr i azf. Do tego czasu starania wstrzymane. Jakby one miały coś dac hahahahhahaha no ale odpoczniemy troche.
Teraz tydzień urlopu akurat nam sie idaelanie przyda.
Ostatnio naszła mnie myśl, że większość ciaż na tym portalu pchodzi od ogromenj siły wsparcia Wszystkich Was tutaj zgromadzonych. Powaznie.
Zegnam się na jakis tydzień. Odpoczywamy. Pa.
Klasyczny Zespół Klinefeltera, dodatkowy chromosom X
Kariotyp: 47XXY
Genetyk: nasienie dawcy lub adopcja. Bez szans na potomstwo ( in vitro poronię jak mam czas i pieniądze to może ktoś zrobi), każda komórka ciała mojego meżusia ma ten podwójny chromosom więc jesli już się uda to przekażemy to "cudo" potomstwu a dziewczynce jeszcze coś ciekawszego....On nie zna przypadku żeby się udało.
Ogólnie genetyk ględził o dawcy a ja sama zapytałam po co w takim razie osoby z ZK dokonują biopsji jąder w poszukiwaniu choćby jednego plemnika???Jego zdaniem bez sensu u nas bo przekażemy wadliwy materiał ble ble ble itd.
Czekamy na CFTR i AzF .
Na urlopie wynudziłam się za wszystkie czasy łącznie z upiciem sie jak świnia likierem (fuuuujjjjjjjjjjjj) i rzyganiem do kibla w nowo zakupionym norweskim domu. Uznaję, że dobrze się właścicielom bedzie mieszkało.
P>S> Mąż chce kończyć ten obraz nędzy i rozpaczy i skorzystać z dawcy. Ja chyba też.
JUBILEUSZOWY 12-TY CYKL CZAS ZACZĄĆ!
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 sierpnia 2015, 19:31
W maju płakałam ze szczęścia jak zobaczyłam swój sławetny pęcherzyk - prawie jak dziecko:)
Dzisiaj wiem już , że będzie nam bardzo bardzo trudno. Co najśmieszniejsze obstawiałam wiele problemów u siebie a wyszło najgorsze z możliwych.
Zespół Klinefeltera. Mało danych. Dużo sprzecznych informacji. Nie wiem co myśleć.
Mam takie momenty , że już myślę że decyzja podjęta a za godzinę zmieniam tą decyzję. Żadna z nich nie jest prosta.
Czuje się tak jakby coś mi odebrano...
Dlaczego mimo, że mąż cały czas mówi o dawcy-ja nie potrafię się zdecydować???
W swoich wyobrażeniach miałam taka wizję, że stoimy nad łóżeczkiem i omawiamy co nasze dziecko ma po kim. Oczy, włosy, uszy itd itd....
Weszłam dziś na stronę Cryos. To bank nasienia zagranicznego. Można kupić przez neta.
Znalazłam wyszukiwarkę , wpisałam dane i wyświetliło mi się trzech kandydatów spełniających wymagania.
Jakiś tam Karl, John i jakis tam jeszcze.
Qwa no mam w ten sposób wybrać ojca ??? Nieeeee, na dzień dzisiejszy mnie to przerosło.
Dzisiaj 22 październik.
Dokładnie rok temu zalogowałam się na ovu myśląc, że za rok to ja już na bank będę w ciąży. Starania zrobiły się całkowicie realne, mąż dostał parę dni wcześniej pracę... Poczułam , że teraz to ja już mogę spokojnie zachodzić w ciążę ( no prawie , bo jeszcze firma no ale jakoś to będzie).
Cykle regularne, owulacja jest, serca też....
Jakoś po prostu wiedziałam, czułam , że coś jest nie tak jak być powinno....
Czytając pamiętniki miałam nadzieję, że pewne rzeczy nas nie będą dotyczyć...
Jak wyszło? Każda z Was czytająca ten pamiętnik doskonale wie.
To był ciężki rok. Najgorszy chyba ze wszystkich. Mam nadzieję, że kolejny będzie lepszy.
Dzisiaj mąż ma nową pracę a ja dostałam pracę w banku ( w celu zamknięcia firmy za jakiś czas). Wszelkie plany ciążowe odłożone są na "kiedyś". Oczywiście, wolałabym inaczej. Bardzo bym chciała już w tej ciąży być. No ale... Nie ma łatwo, oj nie ma.
Czasem zastanawiam się, czy ta cała moja walka o przyszłość ma jakikolwiek sens. Czy na końcu czeka na nas nagroda????? Dlaczego to wszystko się " dzieje" tu i teraz???
Czasem zastanawiam się czy urodzenie dziecka wywoła we mnie poczucie bezgranicznego szczęścia, spełnienia, poczucia :" jestem na właściwym miejscu".
...............................................................................................
Co robiłam w przeciągu tych miesięcy?
Szukałam informacji, konsultowałam, wykonywaliśmy badania. Nie jesteśmy nawet na środku tej drogi. Androlog zleca kolejne badania, substytucja testosteronem do końca życia, co 3 miesiące badania, wiele rzeczy do sprawdzania itd itd. To się nie skończy-nigdy. Zawsze kolega Klienefelter będzie już z nami a ja będę zastanawiała się, jakie szkody poczyni w organiźmie mojego męża... Nie jest mi łatwo , jemu pewnie też nie jest. Nie gadamy już o tym bo ile można??? Każda wizyta u lekarza to był dla nas cios. Niezależnie od specjalizacji. Raczej nie mieli dla nas dobrych wiadomości. Ile można tego słuchać? Mieliśmy dość.
....................................................................................................
Co dalej?
W listopadzie mrozimy nasienie. Jesli jest co mrozić jeszcze. Mąż zrobi kolejne badania. Testosteron. Ja mam umowe na zastępstwo. Co dalej? Nie wiem.
Zdecydowaliśmy się na in vitro z nasieniem męża. Jesli po tym wszystkim mamy być rodzicami to spróbujemy posiadać własne biologiczne dziecko. Oby zdrowe. Wiem: ryzyko, kolejne stracone lata. Wiem. Moze sie uda komercyjnie, może nie.
Ale taka jest ostateczna nasza decyzja i wszystko co robimy teraz ma nam ułatwić życie w przyszłości. Musimy być gotowi na wszystko. Silni.
Cholernie to wszystko boli, poważnie. Nie ma czegoś takiego jak pogodzenie sie z sytuacją. Nigdy się z tym nie pogodzę.
.....................................................................................................
Wiadomo, obecność na ovu ograniczona na maksa. Nawet nie mam ochoty wchodzić, czytać bo nie ma to ze mną nic wspólnego niestety. Z resztą, ile można? Czasami zaglądam tu i tam. Ale bez szcególnego zainteresowania. Przyznaję.
Jak by tu ładnie zakończyć mój rocznicowy wpis??? WIEM!!!!
NA MNIE JUŻ CZAS!!!!
19/20 listopada 2015 roku w stolicy wielkopolski spotkały się :
Matylda G, Ołowiana Wrona ( wcale nie ołowiana:), Angelike, SophieQ i ja.
Wczoraj wieczorem ,gdy nadrobiliśmy małżeńskie zaległości, a ja leżałam we własnym ( w końcu!) łóżku słuchając lekkiego trance, pomyslałam, że ta chwila była wyjątkowa i magiczna. Warta zapamiętania.
Pięć zupełnie obcych dziewczyn, które połączył jeden cel ale pewnie nie tylko....
Pięć zupełnie innych historii.
Magiczna chwila, wierzcie mi na słowo.
Mła- czekamy na Twoje rozwiązanie bo wytrzymywałaś tyyyle czasu na czacie z nami, niezaciążonymi.
Sanno, Margo - cieszymy się baaaardzo, ze Wam się udało.
A my? No jeszcze pewnie dłuższa droga przed nami.
Oczami wyobraźni widze nas w tym pokoju, siedzące na łóżkach i śmiejące się ze wszystkiego:))))))))No Magia! Mówie Wam!
Gdy zamykają się jedne drzwi , otwierają się inne, ale my patrzymy na pierwsze drzwi tak długo, że nie widzimy tych drugich .
W cytacie powyżej zawarte są miesiące mojej nieobecności. Firma- zamknięta ostatniego dnia grudnia. Wróżka miała rację bo nawet grudzień zamknęliśmy na ostrym minusie. Od października miałam już pracę w banku więc do grudnia to był okres wycięty z życiorysu. Po pracy do firmy , w weekendy wyjazdy firmowe. Zero życia, pełno zmartwień. Bezsenność i zmęczenie. I cały czas w głowie jedno pytanie: jak my sobie poradzimy???? Jak "żyć" z umów o pracę??? Te sześć lat prowadzenia firmy jednak odcisnęło swoje piętno w mojej głowie. Mimo, ze ostatnie 1,5 roku było tragiczne pod względem finansowym. Mimo, ze znowu władowaliśmy tam sporo pieniędzy. Mimo, że nie przynosiło mi to szczęścia ani satysfakcji... Bałam się tego momentu. Bardzo.
Nie, jeszcze nie jesteśmy " stabilni " finansowo. Spłacamy sporo nalezności pozostałych po firmie. Myślę, że tak będzie do mniej więcej sierpnia 2016 roku. Kosztuje nas to ok. 2500 zł miesięcznie. Ale ważne jest to, że mamy te pieniądze bo je po prostu zarabiamy:) Okazuje się , że moja i męża praca pozwala nam na spłatę tego wszystkiego i na spokojne życie. Weekendy mamy wolne! Celebrujemy każdy z nich!
Ale stało się. I teraz widzę, że trwało to stanowczo za długo. Ten strach przed zmianą mnie paraliżował. Mimo, że minęło dopiero 3,5 miesiąca nie wyobrażam sobie powrotu do tego, co było.
ZACZYNAMY ŻYĆ NA NOWO!
K. pracuje w nowej firmie. Lepszej firmie. Rozwija skrzydła. Jest innym człowiekiem. Owszem- dalej czasem gburowatym ale nabrał pewności siebie. Co ciekawe został teraz tak zwaną " głową rodziny" bo zarabia więcej ode mnie. Co oczywiście niezmiernie mnie cieszy:) Dzięki temu mogę w końcu odpocząć!
Ja pracuje w banku. Początki były bardzo ciężkie i niemiło je wspominam. Jest coraz lepiej ale praca jest cieżka i wymagająca. Robie pięć rzeczy na raz, ciśnienie na sprzedaż itd. Wczoraj miałam pierwszy dzień wolny odkąd pracuje. Oczywiście sie rochorowałam:)))) Ale najśmieszniejsze jest to, że nie potrafiłam zupełnie siedzieć sobie w domu i odpoczywać. Lubie swoją pracę. Nawet bardzo! Te wariackie dni na wysokich obrotach to jednak coś dla mnie! Spełniam się , moja głowa cały czas pracuje. A najważniejsze- widze efekty tej pracy. I przełożeni tez je widzą. Dyrektor twierdzi, ze nie widział jeszcze osoby w ten sposób pracującej jak ja.
Ja też zaczynam rozkwitać. Znowu mam ten błysk w oczach. Wystarczy na mnie spojrzeć i wadomo, ze jestem szczęśliwa! To szczęście w przedziwny sposób przechodzi na inne osoby w moim otoczeniu. Nie moge sie opędzić od mężczyzn. Zachowują się przy mnie jak nastolatki:))))) I to poważni " biznesmeni " . Dostaje od groma czekoladek, ciągle ktoś się chce ze mną umowić na kawę. Oczywiście odmawiam grzecznie. Mąż twierdzi,, że wydzielam od groma feromonów. Wierzcie mi lub nie ale to się realnie dzieje!
Wszystko co dotyczy starań jest odłożone na "kiedyś". Teraz jest NASZ czas na odbudowanie siły a przede wszystkim wiary w to , że się uda. Oczywiście, często o tym myślę. Chyba nawet każdego dnia. Ale na razie.....Chwilo trwaj! Przyjdzie odpowiedni czas a wtedy uderzymy w temat pewni tego, co robimy! Oczywiście mam na myśli in vitro z nasieniem męża.
I ostatnia sprawa, o której mam ochotę napisać. FEŚKA!
Feśka - gdy czytałam Twój pamiętnik wcześniej brzmiał on dla mnie jak totalna abstrakcja. Teraz wiem , ze taka abstrakcja może być rzeczywista. Dziękuje Ci - bo byłaś dla mnie jak " światełko w tunelu".
To tyle.
Dobrze, ze mam pracę i studia- jest się czym zająć.
Nie przychodzę z wieścią " ciąża rozpoczęta". Chociaż wiele cudów ostatnio na ovufriend widziałam. To bardzo, bardzo pocieszające , ze one się jednak trafiają. Te długie starania jednak zawsze będą w "nas". Tak myślę...
Nie to, zebym wierzyła w cud w mojej sytuacji. Bo oczywiście nie wierzę. W sumie to chciałam jedynie się przywitać i powiedzieć Wam ,ze u mnie wszystko w jak najlepszym porządku.
I rok studiów za mną.
II rok "nowej" pracy za mną.
Wiele sukcesów u męża.
Hmmm w sumie to pomyślałam sobie, ze czekanie na dziecko to kompletne nieporozumienie. Postanowiłam więc zająć się czymś konkretnym, przyszłościowym, dającym szansę na rozwój. I tak się też stało.
I to właściwie jedyne przesłanie mojego wpisu.
Nie czekajcie na ciążę pozwalając na stagnację w swoim życiu. Ona jak ma być to i tak będzie. Szkoda czasu na samo "oczekiwanie"
W sumie mam do Was jedno pytanie:
bardzo w przeciągu roku skrócił mi się cykl. Trwa 24-26 dni...
Co trzy tygodnie mam okres....
Zaczęło się od wiesiołka jak jeszcze się staraliśmy. Po nim te cykle mi się skróciły i nie wróciły do normy czyli 29 dni.
Czym to może być spowodowane?Nic innego się nie dzieje, może powinnam pomierzyć tempkę i zobaczyć czy w ogóle mam owulacje?
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lipca 2017, 10:14
A żebyś się zdziwiła ;) Dosłownie chwilę temu niejaka coliberek się zarzekała, że ten cykl to NA-PEW-NO nie. A tymczasem otóż tak, i kto wie czy bliźniaki z tego na-pew-no-nie-cyklu nie wyjdą ;) A fryzjera zazdroszczę! Ja ostatnio trafiłam na fajną kosmetyczkę, wreszcie... no i jak ostatnio poszłam to się okazało, że już tam nie pracuje. I szukaj teraz wiatru w polu bo głupia nie spisałam sobie nazwiska.
A tam takie gadanie. Z tą ciążą to nic nigdy nie wiadomo. Fajnie by było gdyby okazało się, że będzie niespodzianka :D A fryzjera powiem szczerze, że zazdroszczę bo ja np. nie mogę trafić na jakiegoś dobrego. A jeśli już trafię to tak jest cholernie drogi, że aż szkoda kasy... Mąż ma fajne podejście, podoba mi się, może dlatego, że mój ma podobne, choć tak bezpośrednio tego nie mówi, raczej robi podchody :) Najgorsze w tym wszystkim, że nam kobietkom w sumie już się odechciewa czasem tych "starań" czasem... Trzymam kciuki za jutrzejszy test, mimo Twoich pewności :P
Bez względu czy wpadka czy starannie planowane i wystarane dziecko - ciąża to zawsze szok i niedowierzanie. Chociaż w naszych przypadkach czy takie określenie jak planowane dziecko nie jest śmieszne? Rzeczywistość pokazuje, że te dzieci w ogóle w zadkach mają nasze plany. Moje gdyby było takie planowane to już najpewniej zaczynałoby raczkować. No ale chociaż mamy pewność, że nasze dzieci to wystarane będą. Wystarczy popatrzeć na Twojego męża, tak się stara! Więc Khalan do roboty, uszka maluchowi trzeba dorobić... I odprężyć przed jutrzejszym testem :D
Khalan nie pierdziel :) Ja czekam na pozytywa z naszego zacnego grona przydałaby się kolejna ciężarna ;) masażu zazdroszczę ja uwielbiam jak ktoś mnie tak pomizia mmm ma Szczęście idę do fryzjera za tydzień ;)
Tak, taaak! Takie gadanie "nie jestem w ciąży" zazwyczaj kończy się szokiem :D A co do objawów, to każdy ma inaczej, i może się okazać, że brak objawów, to też objaw :P tak czy siak - Powodzenia!
Mąż widzę nauczył się starać o dziecko z prawdziwego zdarzenia hehe. Nie ważne czy płodne - jeśli nie to chociaż trening. I tak trzymać. Tak się wpatruję w ten Twój wykres i próbuje go zaczarować by mi coś powiedział. Ni cholery nic nie chce gadać. Jakby nie było jutro z rana czekam na wieści. No i powodzenia ;-)
A ja tam ciągle wierzę że jutro będą dwie kreseczki!!! I że zarażę się tym od ciebie <3
Mam nadzieję, że się gruuubo mylisz!
Cóż za napięcie!!! Z tą szczoktka do kibla mnie rozbroiłas haha;)))
A ja już Cię widziałam na fioletowej...
kiedys bedzie pozytyw khalan, juz niedlugo! bedziesz testowac w 15dpo?:))