Zrobiłam już 3 testy, każdy negatywny, @ spóźnia się 3-4 dni, bolą mnie piersi jak je z boku dotykam i mam podwyższoną tempkę. Wg wykresu 12 dpo. Zważywszy na mój poprzedni eksperymentalny naszpikowany hormonami cykl, to obawiam, się że obecne spóźnienie @ jest jego pochodną. Naczytałam się jednak tyle historii dziewczyn, którym testy wychodziły negatywne, a jednak zdarzał się cud i ja czekam na ten cud... Przy okazji zejdę z nerwów na zawał (całą noc dzisiaj nie spałam bo czekałam do rana na zrobienie testu i sprawdzenie temperatury). Porażka, aż się popłakałam Test jednokreskowy, a tempka. spadła o 0,2C - może z niewyspania? Bo jednak puki nie zobaczę @ to chcę mieć nadzieję, chociaż nienawidzę rozczarowań
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 grudnia 2016, 18:30
Skąd mi się linea negra wczoraj pojawiła??? No przecież to nie oznaka ciąży - zresztą pojawia się chyba dużo później, ale to podobno też objaw hormonów. Ktoś, coś wie o tym? Kojarzy mi się, że widywałam coś takiego już u siebie kiedyś, ale chyba bardzo dawno, bo mąż się śmiał, że coś dziwnego się ze mną dzieje, bo nigdy wcześniej nie zauważył takiej linii, a jak się wyraził - ogląda mnie dokładnie od dawna
Brzuch mnie pobolewa na @ więc pewnie się nie udało ale puki namacalnie tego nie zobaczę, doputy czekam, chociaż temperatura też nie pozwala na złudzenia
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 grudnia 2016, 18:28
I co z tego, skoro nie mam ochoty na te święta, bo gdyby było ok. to mielibyśmy ponad rocznego bobasa ,a tu tylko pustka
Mąż rano włączył radio i tam nuta a'la Merry Christmas, i jakoś zamiast radości świąt po raz pierwszy poczułam smutek, ech kiedy to się zmieni?????
Z innej beczki. Mój mąż ma 2% prawidłowych plemników. Mają zły aksom i to jest problemem. Pierwszy lekarz stwierdził, że nie jest źle i mamy próbować. Po roku kolejne badanie wyszło podobnie. Drugi androlog zalecił Profertil - pod koniec roku sprawdzimy czy pomaga.
Wczoraj zrobiliśmy mu badanie testosteronu, TSH, LH, Prolaktyny i coś tam jeszcze miał zalecone. Tylko testosteron wyszedł poniżej normy 232 ng/dl, a niby dolna granica to 241 ng/dl... może tutaj jest problem, ale dlaczego dopiero teraz zrobiliśmy mu badania hormonalne? Pewnie dlatego, że ufałam tej rzeszy lekarzy z jednego z najlepszych szpitali położniczych... wszyscy czepiali się tylko mnie, a nie... szczerze mówiąc to wszyscy mówili - macica w tyłozgięciu, endometrium ok, jajniki ok, poziom hormonów ok (TSH było coś ok. 2,5 było ale biorę leki i już jest ok. 1,0), owulacja jest, cykle regularne - nic tylko róbcie dzieci... Tylko jak, chyba nie umiemy Chociaż mój mężczyzna jest oczytany w różnych sprzyjających temu pozycjach to podobno mało pomaga, ale przynajmniej jest fun
Muszę do świąt napisać artykuł, nie mogę się zabrać, bo zamiast worda, ciągle włączał OvuFr. Koniec z tym. Zabieram się do roboty!
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 grudnia 2016, 12:44
No i strasznie boję się HSG. Naczytałam się, że w szpitalu gdzie idę robią to bez znieczulenia, i że niby nie trwa długo, ale że strasznie Boli Boję się też wyniku
Nie nie boję się, jestem przerażona. Jestem przerażona, bo zostałam z tym sama. Nawet nie mam się komu poskarżyć, pogadać. Rodzice/rodzina nie wiedzą, że się staramy o dziecko, więc nie powiem, że będę w szpitalu, koleżanki w pracy też nie wiedzą, a znajomych nie mamy w pobliżu. Zresztą rodzina jeszcze dalej niż znajomi, ale tak się złożyło, że wszystkie moje bliskie koleżanki wyprowadziły się do innych miast.
A mąż... a mąż wspiera, kocha, pociesza, martwi się, będzie dzwonił... bo akurat jutro o świcie wylatuje na południe Europy na trzy dni na delegację. Odwołać nie mógł. 3 cholerne dni, kiedy jutro będę go potrzebować jak nikogo, a pojutrze mam urodziny, okrągła 30, którą spędzę być może samotnie w szpitalu. Masakra jakaś
Nie, ja nie chcę się nad sobą użalać, ale jakoś po prostu smutno, wnerw, że wszystko się tak strasznie niefortunnie zbiegło w czasie.
Artykuł odpuściłam. Jutro dam znać profesorowi o swojej decyzji. Trudno, najwyżej mnie wywali z seminarium. Nie moja wina, że dał mi na niego miesiąc, bo zapomniał wcześniej mi powiedzieć. Nie moja wina, że w pracy kocioł. Totalny kocioł. Robię na dwa etaty prawie, po kilkanaście godzin dziennie i mój umysł już odmawia współpracy. Do tego strach,co będzie od stycznia... ale to już całkiem inne moje zmartwienia. mój M. mówi, że mam za dużo zmartwień - tak z grubsza: starania, doktorat, praca, polityka...
Na razie największy lęk to te starania - boję się jutra - bólu, wyniku i samotności.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 grudnia 2016, 14:33
Około godz 10 dostałam jakąś tabletkę przeciwbólową. HSG miałam wykonywane dopiero ok. 13, więc de facto bez znieczulenia, bo tamta tabletka to już chyba w ogóle nie działała, a nic innego mi nie dali. Czytałam o gazie rozweselającym, o znieczuleniu, o czopkach rozkurczających... nic z tych rzecz! Nogi trzymałam na kozetce w powietrzu, bolało jak diabli
Najważniejsze - jajowody obustronnie drożne ALE lewy jajowód w bańce mocno skręcony więc oczywiście jakiś mankament się trafił i martwi mnie ten skręt (co to???), ale zdaję sobie sprawę, że nie mam co narzekać, mogło być gorzej.
Moja gin. mi napisała w smsie, że super i że 2-3 cykle dajemy sobie spokój bez leków i badań,a dalej zobaczymy... wolałaby brać jakieś leki, działać coś, ale postaram się wyluzować. Teraz na tapecie mój M. i jego testosteron.
M. na delegacji, smutno samej, ale całe szczęście, że jestem w domku-mieszkanku i jutro do pracy
Pokłóciłam się znowu z mamą. Ostatnio był tata, teraz to samo z mamą, ech ta polityka M. mówi, że jak zajdziemy w ciążę, to ograniczy mi kontakt telefoniczny z rodzinką, o fizycznym nie wspominając... ale babci mi żal
Kupiłam olej z wiesiołka w kapsułkach - może trochę poprawi florę i ponawilża tu i ówdzie... Trochę nadziei u progu trzeciej dekady nie zaszkodzi:)
Dla ścisłości, mam to szczęście, że M. nie przepada za alko i prawie zawsze to ja jestem prowodyrem i oczywiście pijemy alkohol tylko okazyjnie i w małych ilościach. Ale wczoraj po butelce jakiegoś afrykańskiego wina zachciało mi się likieru, który przywieźliśmy z Włoch... po dwóch kieliszkach było po mnie Wszystko pamiętam, ale czułam się fatalnie M. się śmieje, że to pewnie znak od losu, żebym wiedziała jak to jest przedobrzyć, zanim zajdę w ciążę Teraz nie będę żałować
Wczoraj też zadzwoniła do mnie chrzestna ze spóźnionymi życzeniami urodzinowymi. Powiedziała mi, że jej córka ma operację - usunięcie torbieli z jajnika. Trzymam mocno kciuki, że będzie dobrze, ale... odetchnęłam z ulga... wiem to straszne. Ta moja kuzynka jest poza mną jedyną młodą mężatką w rodzinie, młodszą ode mnie 5 lat... Panicznie bałam się, że podczas rodzinnego świątecznego zjazdu ogłoszą, że zostaną rodzicami. Po wczorajszej złej nowinie ta zmora chyba się oddala. Nie, ja oczywiście życzę młodym jak najlepiej i nie życzę im tego, co sami przechodzimy, ale znam siebie. Wiem, że ciężko zniosłabym psychicznie taką informację. Jestem najstarsza, więc chciałabym pierwsza też przysporzyć babci prawnuków. Chciałabym nie być zazdrosna, ale chyba nie potrafię.
Poza tym zrobiło mi się smutno, bo ciotka wie co u jej córki, a ja nawet mamie nie mogę powiedzieć, że się staramy, że HSG było straszne, że się boję, że się nie uda. Nie potrafię, nie mam w mamie przyjaciółki, chociaż dzwonimy do siebie prawie codziennie... i gadamy przysłowiowo o pogodzie. Ot, pozory rodziny. Będę inną mamą, o ile będę...
Pustka...
Myślała, że po zeszłorocznym poronieniu poprzednie Święta będą tragiczne, ale nie, były pełne nadziei. Nadziei, bo po roku bez @, w końcu w listopadzie wrócił okres, więc sobie myśleliśmy - za rok będziemy we trio... a tu nadal duet, smutny duet.
Jeszcze nigdy nie byłam tak niechętnie nastawiona na Boże Narodzenie
Boję się jechać do domu - dwa wrogie obozy polityczne przy wigilijnym stole... niestety tolerancja, akceptacja... to nie są ulubione słowa prawdziwych patriotów, więc zwyczajnie się boję.
Wczoraj zrobiłam w CH zakupy prezentowe. Trudno coś kupić tacie, bratu też, ale z tatą mam mega problem. Ie razy można kupować Brutala? ale cieszę się, że w ogóle coś ogarnęłam.
Artykułu nie piszę nadal, bo w pracy siedzę po 11 godzin o_O
Na szczęście mąż wraca wcześniej, więc przygotowuje (odgrzewa robi sałatkę) obiad i nawet wczoraj ubrał choinkę. Kochany!
Wykres pokazuje połowę cyklu... gdzie ten śluz??? Owulacja mi wypada gdzieś na wigilię/Boże Narodzenie. Boję się, że znów tak się nakręcę, że moja psychika zablokuje wszystko
Ot, taka Bożonarodzeniowa kropla nadziei...
Owulacja juz powinna nadejsc, a tu na tescie owul. tylko jakas bladziutka kreska, jajniki sie nie odzywaja, wiec nadal czekam na ten magiczny moment owulki...
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 grudnia 2016, 11:57
Rozchorowałam się w drugi dzień świąt i tak sobie teraz siedzę na zwolnieniu w naszym mieszkanku. Katar, gardło, gorączka i cała "umilająca" życie otoczka.
Dostałam masę leków. Jakiś aerozol do nosa z napisem na ulotce, że niezalecany dla kobiet w ciąży i starających się, no i nurofen na gorączkę... a ostatnio się naczytałam, że ibuprofen nie sprzyja zapłodnieniu. Trudno, muszę się postawić na nogi do poniedziałku, no... do piątku Dobre i to, że obeszło się bez antybiotyku.
Z tego cyklu chyba i tak nic nie będzie. Po raz pierwszy nie miałam żadnych objawów owulacji, ani śluzu, ani bólu jajnika, ani otwartej w pełni szyjki, a temperatura poranna (pomijając dzisiejszą 37,82) oscyluje w swoich dolnych granicach, a tu już 19 dc... o ile mnie pamięć nie zawodzi, to co miesiąc miałam w połowie cyklu i śluz i odzywały się jajniki, raz jeden, raz drugi, a tu nagle nic, cisza
Czy HSG mogło mieć na to wpływ (???), albo czy olej z wiesiołka może zaburzyć owulację?... bo nic innego mi do głowy nie przychodzi
Czuję się zdezorientowana GDZIE SIĘ PODZIAŁA MOJA OWULACJA ???
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 grudnia 2016, 15:48
Wykres Ovu mnie wkurza, bo do 22 dc nie wykrywał owulacji. Już się pogodzilam, że jej nie będzie, a tu nagle ustalił mi owulke na 20 dc. następnego dnia zmienił zdanie na 15 dc.... jak żyć?
Tyle ze przez cały cykl nie miałam żadnych objawów ewentualnej owulacji, wiec nie wiem komu wierzyć, swoim odczuciom czy Ovu?
Tak czy inaczej, Ovu przewiduje @ za 2 dni, a mnie jedynie lekko kluja jajniki. Piersi, brzuch - tu zero objawow nadchodzącej czerwonej zmory.
Może to jednak przez HSG w tym cyklu???
Już chcę zacząć nowy cykl starań, nowe działania.
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 stycznia 2017, 18:18
Zrobiłam rano test tak pro-forma i oczywiście wyszedł negatywny, bo cudów nie ma przecież
Ovu początkowo ustalił mi owulację na 20 dc, więc się tego trzymał i zgodnie z takim założeniem @ powinna przyjść jutro. Od wczoraj bolą mnie piersi, szyjka nisko, twarda, wiec powinno być ok.
Tak się zastanawiam, czy jednak ta moja dwumiesięczna kuracja estrofemem, luteiną i bromkiem z clo, jakoś nie wpłynęła na długość mojego cyklu, bo to byłby już drugi cykl 34 dniowy, a nie 29 dniowy, ale za to z fazą lutealną dłuższą niż 8-9 dn. Niestety to tylko moje amatorskie wynurzenia niepoparte żadną lekarską poradą, więc tak na prawdę nadal czuję się strasznie zagubiona i nie wiem co robić
Ale mamy zarys planu na najbliższe miesiące:
- M. robi ponowne badanie nasienia po 3 miesiącach kuracji Profertilem (zastanawiamy się tylko czy na NFZ czy pójdzie po raz drugi do kliniki niepłodności, ale to kosztuje )
-M. z wynikami idzie do lekarza, który mu zalecił Profertil i zobaczymy co dalej
- jak wyniki M. będą mizerne i lekarz powie, że to może być w dużej mierze przyczyna naszego problemu,to zapiszemy się do kliniki niepłodności - myślę o inseminacji
Ta myśl o inseminacji to takie moje - Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.
Jesteśmy praktykującymi katolikami, trzymamy się zasad wiary, jak to mówią prawnicy - co do zasady... i właśnie moje drugie ja mówi mi złam zasadę, pomyśl o inseminacji... a ja marzę o naturalnym zgodnym z boskim planem poczęciu!!!!
Mój M. też kręci nosem na majsterkowanie przy poczęciu, ale po wielu rozmowach, im dłużej nam się nie udaje, tym bardziej doszliśmy do stanowiska - a co jeśli Kościół się myli? Przecież często było tak, że coś było przez wieki zakazane, a później nagle HOP - zmiana stanowiska Kościoła... miałabym wtedy do siebie pretensje, że nie poszłam za swoim głosem rozsądku.
Pan Bóg dał człowiekowi rozum, więc dlaczego nie mamy korzystać z tego daru myśli współczesnej medycyny?
Inseminacja to taki ogarek dla diabła, a pierwsza świeczka dla Pana Boga - nie biorę na razie pod uwagę In Vitro, to dla mnie już za duża jednak ingerencja... ot taka moja logika
Druga świeczka dla Pana Boga - kiedyś koleżanka poleciła mi pewną panią doktor zajmującą się Napro Technologią.
W czerwcu poszłam do tej pani doktor. Zasypała mnie listą badań dla mnie i dla M., kazała iść do Instytutu Rodziny do instruktorki NPR. Spore koszty. Stwierdziliśmy, że idą wakacje, że i tak przez liczne wyjazdy cykl mi się zaburzy, że jeszcze dajmy sobie luz.
Później trafiłam do tego doktora od masowej kuracji lekami i tak dobiliśmy do stycznia 2017.
Pomyślała, że wybierani przeze mnie dotąd lekarze byli ogólnie BEZNADZIEJNI!!!
Nikt mi nie pomógł, każdy mnie olewał. W samym zeszłym roku było ich ok 6-7 (!!!) Jedynie moja główna gin. jest ok, zależy jej, ale nie potrafi chyba udźwignąć mojego problemu. Ona raczej prowadzi ciąże i noworodki, niż zagłębia się w niepłodność. Teraz kazała mi 2-3 cykle po HSG nic nie robić, a ja mam 30 lat i nie mogę nic nie robić!
A więc ad rem - ta lekarka od Napro też mnie jakoś specjalnie nie zauroczyła, ale postanowiliśmy, że (o ile wyniki m. nie będą wskazaniem same w sobie do inseminacji) to zrobimy wszystkie badania jak tamta od Napro kazała i pójdę znowu do niej. Skoro od kogoś o niej usłyszałam, skoro Pan Bóg postawił ją na naszej drodze - może warto spróbować?
Może faktycznie mnie przebadają z góry, na dół, wszerz i wzdłuż, może to pomoże, a jak po pół roku nie zobaczę żadnych efektów (nie koniecznie chodzi o ciążę - chociaż głównie, ale wystarczy mi, że będą konkretne działania, wyniki, skutki w postaci poprawionych parametrów itd.) to pójdziemy do którejś z klinik niepłodności.
Jeszcze nie wiek która w Warszawie jest dobra, ale powoli o nich czytam, może trafię na Ovu na jakiś wątek, który pomoże w tej decyzji, ale to ewentualnie, bo na razie nastawiam się na tą Napro Technologię
Trzecia świeczka dla Pana Boga - zaczęła odmawiać nowennę pompejańską. Raczej odklepywać kiedy popadnie. Codzienna regularna modlitwa to nie jest coś co mi kiedykolwiek w życiu wychodziło dłużej niż dwa dni ale sobie pomyślała, że nie zaszkodzi, że spróbuję, bo już wyższej instancji, do której się mogę zwrócić nie ma
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 stycznia 2017, 12:32
@ nadal się spóźnia, a tempka spadła minimalnie
Siedzę nadal w pracy, więc niby powinnam pracować, ale zamiast tego przeglądam Internet w temacie wiadomym, z dużą przewagą pamiętników i forum Ovu
Zapisałam się na wizytę u pani dr od napro-tech niestety dopiero na 6. marca. Zaklepałam termin, ale nie wiem czy pójdę.. może do tego czasu zaciążę a tak bardziej przyziemnie, to nie wiem czy wytrzymam z czekaniem i nicnierobieniem. Pewnie po drodze wpadnę do mojej gin, może pójdę razem z M. do jego androloga (też gin.), może zapiszę się do jakiejś kliniki niepłodności...
... i tutaj zonk, bo nie wiem do której kliniki. Warszawa po obydwu stronach Wisły szeroka, a ja nie mam się za bardzo kogo podpytać. M. robi badania nasienia w Bocianie, więc może pójdziemy za ciosem tam do jakiegoś lekarza, a może ktoś mi doradzi gdzie/do kogo z naszym problemem...?
Jak ja bym chciała te II kreseczki!!!!
Dobra napisałam, co mi w głowie gra i wracam do pisania merytorycznego, znaczy do pracy
Sporo spóźniona wg. ostatecznej "decyzji" OvuFr, ale wg pierwotnego terminu owulacji, to raptem spóźnienie wynosi 1 dzień. Może mi się cykle wydłużyły? Lepiej niech wrócą do 29-30 dniowych, szybciej wtedy upływają dni.
Wczoraj stwierdziliśmy, że lepiej już dostać @ i nastawić się na kolejny cykl starań, niż mieć ten spóźniający się okres i czekać, czekać, czekać...
Mój M. w poniedziałek robi badanie nasienia po 3 miesiącach Profertilu. Ciekawe czy coś się poprawiło.
Czekam niecierpliwie bardzo.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 stycznia 2017, 15:33
Nawet nie wiedziałam, że taki dzień "istnieje", a jednak... od rana odnajduję w sobie masę powodów, by w niego uwierzyć bardziej niż w to, że za cztery dni znowu weekend...
Jestem wykończona, wypompowana, oczy pieką ze zmęczenia, mogę spać na stojąco, gryzę, nie jem, etc. Ale teraz przynajmniej znam źródło mojego depresyjnego nastroju, ot Blue Monday
Do tego afty mi wróciły, dostała w pracy dodatkowe obowiązki = dwa etaty w jednym, promotor bombarduje mnie mailami żądając artykułu (którego nie ma), a jedna z koleżanek w pracy jest w ciąży... żyć nie umierać, jednak umierać, plissss....
Jakiś pozytyw?
Nowy cykl, to i nowe nadzieje...
Prawidłowych plemników 0% ZERO
Trzy miesiące temu było fatalnie, bo było 1,9% prawidłowych, ale teraz... teraz to nie wiem jak to określić...
Niby zwiększyła się znacznie ich ilość z 17,8 ml na 22,1 ml (w ejakulacie wzrosło trzykrotnie), ale co z tego, skoro 100% plemników ma nieprawidłowy akrosom.
Inne parametry też nie najlepsze, ale ze wszystkiego to z tym akrosomem to jakaś masakra. Jak to poprawić???
Zalecenia dla męża:
- Clostilbegyt 1/2 3x/tydz (???- lekarz powiedział, żeby się nie przejmować ulotką bo mężczyźni też to biorą na spermiogenezę)
- Stymen - też w te dni co Clo - hmm... nie wiem na co, bo akurat mojego m. nie trzeba zachęcać do przytulania
- DIH 500 - poprawia żylaki, więc chyba na krążenie i na jego ewentualne mikro-żylaki
- Profertil - nadal, bo widać, że po 3 mies. zwiększył objętość/ilość, ale poza tym nic się nie zmieniło.
Doktor powiedział, że ma jeszcze jakiś plan leczenia awaryjny na jakość, ale na razie mamy się zastosować do ww. kuracji. Zrobił na mnie dobre wrażenie, chociaż mógł więcej nam wyjaśnić i pogadać. Chyba mu zaufamy - w zasadzie nie mamy wyjścia.
Szłam na wizytę z M. raczej z nastawieniem, że doktor powie - zalecam inseminację, albo co gorsza - za słabe plemniki na cokolwiek. A tu kolejne leki, pożyjemy, poserduszkujemy, zobaczymy...
A co do mnie - zalecił mi Ovarin - po co, nie wiem, bo mnie nie diagnozował, nie rozmawiał o moim zdrowiu, tylko zapytał, czy mam jakieś konkretne leczenie. Ja mu, że w zasadzie, to nie, na co on mi zapisał na karteczce ten Ovarin.
Czytam w Necie, że to jest dla PCOS, u mnie tego nie stwierdzono...??? Trochę drogie te pigułki, więc jeszcze się waham czy w ogóle kupować. Może któraś z Was ma doświadczenie z tym lekiem, niekoniecznie na POCS?
Test owulacyjny mi wyszedł wczoraj pozytywny, poprzednie były negatywne, a dziś mi już skoczyła tempka. Ale chyba jeszcze nie miałam owulacji, bo byłaby bardzo ekspresowa. Hmmm, akurat wczoraj zrobiliśmy sobie wieczorkiem przerwę w przytulaniach, więc byłoby szkoda ale piłam lampkę wina, więc się zastanawiam, czy alkohol nie podwyższa temperatury, a poza tym dzisiaj najpierw skoczyłam do wc, a później zmierzyłam temperaturę, jak na złość, więc tych przyczyn skoku tem. jest sporo.
Ostatnio nie pisałam, ale czytałam dużo pamiętników na Ovu. Jak to dobrze, że tylko z nich kończy się fioletową stroną życia Ja też tam chcę!!!!
Co do tego cyklu, to jeszcze Ovu. nie wyznaczył owulacji. Ale mam wrażenie, że była wczoraj. Test wyszedł pozytywny, szyjka otwarta, a mój lewy jajnik pod koniec dnia minimalnie pikał. Dzisiaj tempka trochę skoczyła w górę. Po grudniowym HSG moje jajniki jakby osłabły, nie bolą, albo bolą w nieodpowiedniej fazie cyklu, więc wczoraj się ucieszyłam, że coś się zaczęło dziać i to po odpowiedniej stronie.
Świadomie się nie nastawiam na ciąże, bo wyniki męża przystopowały nadzieję, ale podświadomie jednak jak zwykle liczę na cud. Jakoś wyjątkowo byłam chętna do "współpracy" przez ostatnie dni, to może, może, może... morze jest głębokie i takie tam...
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 stycznia 2017, 07:01