Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Muszę znaleźć sobie nowy cel...myślałam o kupnie nowego mieszkania, ale zaraz potem pomyślałam, że pieniądze będą potrzebnena badania albo in vitro...to może chociaż kupię sobie kota. Potrzębuję jakiejś odmiany, żeby oderwać myśli od tematu, zająć głowę innym marzeniem. A moźe...wiem:-) nauczę się prowadzić samochód!! Oczywiście poproszę M, oby nie skończyło się rozwodem;-).
A tak w temacie starań, wczoraj byłam u koleżanki, jest równo pół roku młodsza ode mnie. Mężatka od dawna i świadomie odkładała macierzyństwo. I teraz mąż Jej powiedział, źe On dzieci nie chce, że są już za starzy, że nie chce zmieniać swojego życia...i dziewczyna jest w kropce. Pomyślałam jednak, rozważania ,,chce, nie chce'' rozważaniami, a pytanie zasadnicze jest ,,czy wogóle mogę''
Jakies zajecie to dobra odmiana :)
Ja sobie obiecuje,ze zaczne chodzic na silownie. Od 2 lat mam abonament, a zapytaj mnie ile razy mnie tam widzieli ;) Wieczorem wiecznie jest cos do zrobienia, przedyskutowania,... a rano........ nie rano nie wchodzi w gre , nie bede wstawac o 5 rano!! jestem leniwa i tyle :) ale naprawde polecam jakies zajecie. Zwierzaki to dobry pomysl, pare miesiecy mamy z glowy :)
ivf od lipca br. ma już być w bardzo dużym zakresie finansowane, więc możesz zaszaleć z zajęciem się czymś, np proponuję szukanie czegoś małego do mieszkanka, coś co oko nacieszy:)
Kupiliśmy orzechy brazylijskie, niech się chłopak wspomaga naturalnie:-). Chciałabym już być po wizycie u androloga i po hsg, żeby wiedzieć co dalej. Tymczasem wyjeżdżamy na urlop, bez termometru, wykresów, obserwacji, pełen luz, skoro wiemy,że i tak nic z tego.
Mój M w całej tej sytuacji pozytywnie mnie zaskakuje, zainteresowaniem tematem, żadnych fochów odnośnie badań wręcz wykazuje chęci i gotowość na wszystko. Łatwo nie będzie, ale skrzydła na razie nie opadają.
A na rozweselenie:-) http://demotywatory.pl/4366508/I-chocby-bylo-ciezko
Od dziś luteina na 3 miesiące. W piątek do nowej pracy, jestem bardzo ciekawa jak będzie, choć z pracy 6h dziennie będę musiała przestawić się na pracę 8,5 i czasem w weekend. Zastanawiam się jak na starcie mam powiedzieć o szpitalu (hsg) . Kierowniczka nie będzie zadowolona. No ale trudno, coś jest dla mnie ważniejsze a skoro czekali na mnie 2mce i nie mają wielu chętnych to raczej nie wywalą mnie za kilkudniowe zwolnienie.
Moj M pełen wiary i zapału. Na urlopie, wiedząc, że to ,,te dni'' spisywał się rewelacyjnie, Jemu chce się bardziej niż mi, ale może to też dlatego, że jakoś przestałam wierzyć w ten cud. Jego teratozoospermia, moje endometrium 6mm!! O czym tu wogóle mówić, a jeszcze dziś kolejny przetrwały, niepęknięty pęcherzyk...ech...dziewczyny, skąd bierzecie siłę, wiarę??
Ja też opadam już z sił, próbuję myśleć pozytywnie, ale jest ciężko, wiem o co chodzi:( Od miesiąca myślę o ivf, że to będzie nasza szansa, ale im bliżej tym bardziej się boję, że to jest nasza OSTATNIA szansa! i co jeśli sie też nie uda? A wy kiedy możecie podejść do ivf?
Część badań hormonów już za nami. U M wszystko w normie i mam nadzieję, że skoro mieszczą sie w normach to jest wszystko ok i nie usłyszę na wizycie żadnych ,,ale'' . U mnie podwyższony progesteron, no ale skoro zażywam sztuczny to chyba nie ma się co dziwić. Ca125 w normie, AMH 1,8 , trochę mało ale też mam nadzieję że ok. Mam nadzieję...
Niecierpliwie czekam na 20go i liczę na to, że nic nie wyskoczy i badanie będzie za mną. Jutro kolejne hormony do zbadania i jeszcze IBT w polowie sierpnia. Ile jeszcze tego wszystkiego??
Naszukaliśmy się dziś laboratorium, żeby zbadać hormony w 3 dniu cyklu. Wlaściwie lekarz kazał w 3/4 ale jutro nie dałabym rady. Na szczęście udało się w trzecim do którego pojechaliśm:-) czyli kolejny krok do przodu. Oby było wszystko ok:-)
Jutro do szpitala...niby tylko badanie. Ale jednak szpital. Ostatni raz w szpitalu byłam jako 17to-latka i dobrze tego nie wspominam. Denerwuję się, czy wszystko pójdzie dobrze. Jak przed lotem samolotem, nie martwię się samym lotem, ale odprawą, biletami, bagażem...wlaśnie, czy ja mam zabrać piżamę?? Przecież to tylo badanie, kilka godzin.
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie sprawnie, badanie się odbędzie i wykaże że wszystko jest ok.
Przeżyłam. Nie powiem że nie bolało, bo bolało, ale chwilkę i do przeżycia. Natomiast gorszy był ten środek, który mi podali, który na cały dzień wyłączył mnie z życia. Senność, zawroty głowy, mdłości. Ale dziś już wszystko w porządku no i wynik: jajowody obustronnie drożne. Kolejne badanie 19 września, na przeciwciała przeciwplemnikowe i nowy rozmaz nasienia. W tym cyklu gin odradziła starania...ciągnie się to niemiłosiernie, jak guma od gaci...
Pamiętam jak rok temu, pełna zapału kupiłam testy owulacyjne, termometr owulacyjny, kwas foliowy. Zbadałam się u ginekologa i endokrynologa, zaczęłam skrupulatnie prowadzić obserwacje. M dostał sup!ementy i nakaz dbania o siebie...pełni zapału zabraliśmy się do roboty. Mijały miesiące...teraz mijają kolejne dni, tygodnie, a przed nami coraz większe schody, czas ucieka. Staram się żyć normalnie, ale jak, skoro nawet zwykłą wizytę u ginekologa czesem trudno mi pogodzić z grafikiem. Czasem myślę, że rozwiązaniem byłaby rezygnacja z pracy, wtedy czas byłby na badania, wizyty, monitoringi w odpowiednich dniach cyklu. Ech...ogarnia mnie czarnowidztwo i dół.
Ja tez pamietam, jak zaczelam prowadzic swoje wykresy z temeratura itp.. bylam pelna nadzieji,ze wygladaja calkiem niezle, maja odpowiednia dlugos i ze skoro raz sie udalo, to teraz z pomoca obserwacji uda sie tym bardziej. Rok minal , cudu nie ma, za to coraz wiecej czarnych mysli w glowie i chudszy portfel.
Jednak mimo zwatpienia gdzies tam zawsze jest we mnie cien nadzieji... mysle,ze w Tobie tez.
Oby takich dni z dolem bylo jak naj mniej!! Zycze tego Tobie i sobie
Postanowione. Wczoraj ustaliliśmy z M że dajemy sobie mniej więcej rok, a potem pas. Spróbujemy inseminacji, może in vitro, ale nie będziemy starać się w nieskończoność. Tyle innych rzeczy na nas czeka w życiu ☺. A już doszliśmy do momentu kiedy przestaje się cokolwiek planować bo ewentualna ciąża. Nie!! Zmiana pracy?? Tak, teraz. Podróże?? Tak!! Tak!! Tak!! Zaplanowaliśmy Paryż na listopad, nie mogę się doczekać. A wizyty, badania, monitoringi...w międzyczasie. Rodzice M ciągle dopytują. Jesteśmy w kropce, bo nie wiemy czy Im mówić czy nie. Obawiam się, że powiedzenie o problemie uruchomi lawinę dobrych rad i telefonów do specjalistów, a to chyba gorsze niż pytania ,,kiedy''. Więc na razie się ukrywamy, wie tylko moja siostra i koleżanka.
ja też tak robiłam- nie podejmowałam się niczego nowego bo może ciąża. Tak mi przeszła lepsza praca koło nosa ("bo ta jaka jest taka jest ale szefowa nie ma nic przeciwko macierzyńskiemu"). Trzeba żyć normalnie bo inaczej się zaświruje- mówiąc profesjonalnym językiem :)
Czuję jak rwie mnie lewy jajnik. A wiem po usg że pęcherzyk jest w lewym. Więc chyba to owulacja...cóż, nie liczę, że nieliczne i tak plemniki z poniedziałku przeżyły do dziś, więc kolejny cykl stracony:-( no trudno. Nie mam na to wpływu. Zapytałam dziś M czy może byśby skłamali trochę na badaniu w piątek, ale to przecież głupie;-)
To była nasza ostatnia wizyta u tego cholernego szarlatana, ździercy pieniędzy!! Czy się dowiedzieliśmy więcej niż już wiemy?? Nie!! Czy zlecił kolejne badania za kupę kasy?? A jakże!! Dupek. Przyczepił się mnie, jakbym swojego lekarza nie miała. A poszliśmy w końcu skonsultować M. Dowiedzieliśmy się jedynie,że nasienie nadaje się do inseminacji, zatem pa pa panie profesorze, inseminacja u mojej lekarki, a od pana jak najdalej.
Po wizycie u gin... Hmm, pękłam w gabinecie. Właściwie spodziewałam się złych wiadomości, ale co innego domyślać się i mieć nadzieję, a co innego usłyszeć to z ust lekarza do którego mam zaufanie. Cóż, do rzeczy. Usłyszałam, że inseminacja przy tak słabym nasieniu jest po prostu stratą czasu. I moja gin już nic więcej dla mnie zrobić nie może i mamy zgłosić się do kliniki w sprawie in vitro...w życiu nie sądziłam, że będę przez to przechodzić.
hej
wiem przez co przechodzisz
ja staram sie od maja 2012 i do dnia dzisiejszego nic
jestem po badaniach, lekarzach i calym tym wszystkim, moje jajeczka sie nie rozwijaja a organizm nie reaguje na zadne leki
zrezygnowana ucze sie zyc bez dziecka
in vitro - tyle zachodu a gwarancji takze niema
szkoda bo myslalam ze bede miec fajna rodzinke, meza mam super obiecal ze kupi mi mopsa
duzo sil i wytrwalosci
Wizyta w klinice umówiona na 19listopada. Najpierw dowiedziałam się, że terminy są na grudzień!! Dlaczego na to wszystko trzeba tak czekać? Przecież ja nie mam czasu. I jeszcze pogodzić to wszystko z grafikiem w pracy... Boję się, że to wszystko będzie niewykonalne. Cóż, w tej chwili cieszę się, że udało się przyspieszyć tę wizytę i pogodzić z pracą i że nie będę miała wtedy @. Wczoraj pytam się M czy wogóle się jeszcze staramy, skoro nie ma to sensu. Problem polega na tym, że moje dni płodne teraz przypadały akurat w tym czasie, kiedy byłam nie do życia, zasypiałam stojąc i nic ani nikt nie dałby rady namówić mnie na zabawy łóżkowe. Ostatni raz wyglądał dokładnie tak, M zrobił swoje a ja marzyłam o spaniu...powiedział że nigdy więcej. Niby strarania o dziecko są najprzyjemniejszym czasem...taaa, chyba przez pierwsze trzy miesiące. A z życia poza staraniami-jeszcze trochę mniej niż miesiąc i Paryż nie możemy się doczekać.
Jaki człowiek potrafi być naiwny, żeby wręcz nie powiedzieć głupi... Jeden dzień @ mi się spóźnia,a ja niemal już po test poleciałam. Zła jestem na siebie za te myśli, za tę nadzieję, przecież dobrze wiem, że cud się nie zdarzy, że to niemożliwe. Sama sobie tłumaczę, że przecież dobrze wiem, że chorowałam,że owu była później i przez to @ się spóźnia. Jeszcze do tego tak mnie krzyż napierdziela że masakra, a ja przez te głupią nadzieję męczę się i nie biorę leków... Niech już @ przyjdzie...
1dc
Zatem kolejny raz się nie udało. Rozpoczynamy procedurę...
Przynajmniej już bez obaw mogę choć trochę usmierzyć ból krzyża:-)
Smutno trochę, ech... Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Kilka głębokich wdechów i do walki:-)
,,I cały misterny plan też w pi*du...''
Czy ja muszę mieć takiego pecha?? Wszystko się niby układa, w klinice umawiaja bez problemu na niedzielę, zaczynam brać tabletki, planuję urlop na punkcje, transfery bla bla bla...i co?? I nagle jak grom z jasnego nieba informacja, która stawia pod znakiem zapytania moją pracę, ba, moją całą aktywność zawodową nawet. Nerwy, nerwy i stres. W takiej sytuacji nie możemy rozpocząć procedury. Potrzebne są i pieniądze i spokój...a jak długo cała sprawa się będzie wyjaśniała to nie wiadomo. Nosz kuźwa mać, szlag by to wszystko trafił, aż mi się odechciewa naprawdę, sił mi zaczyna brakować na tę jedną walkę, a co dopiero na wojnę na wielu frontach.
Dziś ostatnia tabletka anty i czekam na @. Staram się nie rozmyślać, ale jestem przerażona za każdym razem jak otwieram lodówkę i widzę leki... Brak mi wiary w powodzenie. Jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że się uda.
noo, glowa d gory !! Widze,ze lecimy a tym samym wozku. Ja tez czekam na @ . To jest ten nieliczny cykl , w ktorym chce,zeby przyszla @ a ona sie znow ze mna droczy. Moja cala dosc spora komoda zamienia sie w apteke, a jak wczoraj moj palzonek dostarczyl mi kolena porcje 100 zastzrykow, kazdy pakowany osobno, to zdebialam . jednorazowa dawka to 4 takie porcje, a w cigy dnia 8 wow, ale nic......
Trzeba myslec pozytywnie.......
3 dojrzałe komórki...tylko 3 albo aż 3... W piątek planowany transfer, o ile będzie co transferować. Punkcja łatwiejsza do zniesienia niż hsg, tylko brzuch boli. M poszedł szukać kolejnych zastrzyków które mam brać po transferze. Leków i suplementów koszmarnie dużo:
Femibion
Wit D
Medargin
Dostinex
Euthyrox
Lutinus a od jutra do tego clexane i aspirin protect, na po transferze dojdzie prolutex w zastrzykach, estrofem i no-spa. Jestem zadziwiona ile można znieść, nie chce myśleć, że to wszystko może okazać się bez sensu, ale ta myśl nie chce mnie opuścić. Jak uwierzyć, że się uda??
Po transferze...mam podane 2 zarodki, klasy A i B. Leków biorę więcej niż emeryt, po prolutexie boli miejsce wkłucia, a to dopiero pierwszy zastrzyk!! Myśli w głowie różne:-/ czekamy do 23. 02.
Witaj w klubie :) ja juz jestem na etapie ,ze tylko biore 1 zastrzyk z progesteronu ( za to w oleju i dupsko boli ) i witaminki :)
apteka byla do transferu. Zycze powodzenia :)
Jak ten tydzień się ciągnie...jeszcze 5 dni do bety. Zastanawiam się czy zrobić najpierw test, czy od razu betę. W poniedziałek to już będzie totalna panika. Choć to niczego już nie zmieni, no albo się udało albo nie...
Trzymam mocno kciuki !!!! JA zrobilam wczesniej test i tez sie martwie, bo zaczelam plamic . Fakt- zadzwonilam, wypytalam sie o wszystko mojej pielegniarki i powiedziala, ze wszystko jest ok, zeby sie nie przejmowac !! podobno to normalne po IVF. TRzymaj sie cieplutko !!!! i pozytywne wyslenie wlacz!!!!
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Jakies zajecie to dobra odmiana :) Ja sobie obiecuje,ze zaczne chodzic na silownie. Od 2 lat mam abonament, a zapytaj mnie ile razy mnie tam widzieli ;) Wieczorem wiecznie jest cos do zrobienia, przedyskutowania,... a rano........ nie rano nie wchodzi w gre , nie bede wstawac o 5 rano!! jestem leniwa i tyle :) ale naprawde polecam jakies zajecie. Zwierzaki to dobry pomysl, pare miesiecy mamy z glowy :)
ivf od lipca br. ma już być w bardzo dużym zakresie finansowane, więc możesz zaszaleć z zajęciem się czymś, np proponuję szukanie czegoś małego do mieszkanka, coś co oko nacieszy:)