Marzę o tym, żeby zostać mamą, ale mój mąż okropnie odkłada to w czasie. Ja mogę poczekać, ale muszę wiedzieć jak długo. Jeszcze przed ślubem mi powiedział, że przed nowym rokiem będę już w ciąży, a teraz uznał, że mamy milion innych spraw na głowie i ze staraniami musimy jeszcze poczekać.
Rozumiem, że chce zadbać o to, żeby zapewnić nam jak najlepsze życie, ale jak czasami czytam jak długo te starania mogą trwać, to aż się boję, że zabierzemy się za to za późno.
Wstępnie zaplanowałam, że będę mierzyła temperaturę o 7, bo wtedy mąż wstaje do pracy, jednak na dwa z trzech dni budzę się już przed 7. Dla takiego śpiocha to jest niepojęty szok Ale jak już się obudziłam, to przygotowałam mężowi śniadanko i kanapki do pracy.
Jeszcze tylko kilka dni do przyjścia @, a ja głupia robię sobie nadzieję, że może jakiś lokator zagościł u mnie, chociaż nie ma żadnych powodów, żeby tak myśleć. Muszę sobie znaleźć jakieś twórcze zajęcie, żeby się odciąć od tych myśli...może troszkę poćwiczę, skończę robić czapkę na drutach albo przeczytam książkę.
Oczywiście nie poszło jak po maśle. Mąż wstępnie powiedział mi, że za rok, może dwa (aż mi się łezka w oku zakręciła), a później uznał, że w sumie damy radę
Troszkę kiepsko się czuję...chyba jakieś przeziębienie mnie złapało.
Wczoraj pomimo kiepskiego samopoczucia miałam okropną ochotę na serduszkowanie Sama nawet nie wiem dlaczego. Może to przez to, że oglądałam w ten dzień "Seks w wielkim mieście"? No, ale nie ma co narzekać, tylko się cieszyć
Mąż dziś prawie zaspałby do pracy. Jak szwagier zapukał do drzwi, to w biegu musiałam się ubierać, szczególnie, że już nie mam żadnej czystej piżamy, bo choroba zdziesiątkowała moją garderobę.
Śniły mi się jakieś głupoty....ostatnio mi się śniło, że byłam nieprzygotowana do jakiegoś testu z matematyki (horror, przecież ja zawsze uwielbiałam matematykę, a tu nawet jednego zadania nie mogłam rozwiązać, bo nie znałam żadnego wzoru, aż się wstydziłam sama za siebie w tym śnie). A dziś śniło mi aię, że z mamą i bratem jechałam autobusem i nie mieliśmy biletów, ich kanary spisały, a mnie chcieli zabrać na policję, żeby ustalić dane, bo nie miałam przy sobie dokumentów. Wtedy prawie był mój przystanek i wybiegłam z tego autobusu, a że zobaczyłam, że kanar dość szybko biegł za mną, to zaraz za zakrętem schowałam się w kanale. No jaja! Ale mandatu nie dostałam...hahaha
Dziś wielki dzień - dzień mojego wyjazdu. Teraz to muszę się nafaszerować tabletkami przeciwbólowymi i tak samo przygotować sobie na drogę. Ehhhh...ja to mam szczęście.
Ale ogólnie to rano mąż zaczął szukać kluczyków do samochodu...no i ja po 5 minutach jego desperackiego szukania byłam zmuszona się włączyć w poszukiwania. No i tak biegałam w nerwach, po czym udało się je znaleźć - oczywiście jak to zazwyczaj bywa - były w jednym z bardziej oczywistych miejsc. Ahhh....a nie wspomniałam z tego wszystkiego, że okropnie chciało mi się sikać, ale myślę "Nie, nie mogę, chcę zrobić test i muszę go zrobić rano". Jak już było po akcji poszukiwawczej, to wpadłam do łazienki, nasiusiałam do pojemniczka, patrzę...a tu co? Jakaś krew na majtkach? No to zrobiłam test, nawet nie musiałam sikać do pojemniczka...
Z jednej strony to się cieszę, bo nie byłam na to tak do końca przygotowana. Nie zaczęłam brać kwasu foliowego, do tego przeziębienie zmusiło mnie ostatnio do łyknięcia kilku tabletek. Ale jak wczoraj powiedziałam mężowi, że dalej nie mam @, to zauważyłam że się ucieszył. No nic. Przygotuję się lepiej do tego wszystkiego
Dziś 29 dzień cyklu - teoretycznie według przeciętnej długości cykli powinnam dostać okresu.
Zeszły cykl trwał aż 33 dni (choroba, stres przed podróżą), także i ten może być nieco dłuższy. Wstępny plan na zrobienie testu to niedziela. 5 dni niepewności...
Już drugi dzień wieczorem mam okropne mdłości. Ale tylko jak się położę i staram się zasnąć.
Dziś jeszcze dam swojemu organizmowi trochę odpocząć i nie będę się katowała ćwiczeniami. Ale jutro już bez wymówek!
Jeżeli chodzi o oczekiwanie maleństwa, to mam nadzieję, że ten walentynkowy czas będzie sprzyjał i doczekam się małej istotki pod sercem
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 stycznia 2014, 14:16
Dziś zauważyłam, że @ powinna się pojawić 13-14 lutego...czyli będzie albo wielka radość, albo wielkie rozczarowanie... Ale póki co, muszę pomyśleć co tu zrobić, żeby ten czas jak najszybciej mi przeleciał...
Mąż zdecydował, żeby jednak się jeszcze wstrzymać ze staraniami. Ja już nie mam siły z nim walczyć i nie mam zamiaru naciskać, bo później cokolwiek by się nie powiodło, to zawsze będzie moja wina... Poza tym decyzja o dziecku powinna być podjęta przez dwie osoby, a nie jedną.
Pojawię się tu jak mój mąż w końcu dojrzeje do tej decyzji....myślałam, że jego 30 lat to najwyższy czas....ale najwidoczniej się myliłam.
Mam dziś okropnego lenia, najchętniej zaszyłabym się gdzieś w kącie i przespała cały dzień.
Ahhhh...jeszcze mój szanowny szwagier się spodziewa kolejnego dzieciątka. Dobrze, że nie siedzę w Polsce, bo musiałabym tolerować jego żonę, która pewnie obrośnie w piórka i będzie kroczyła z głową podniesioną dumnie niczym paw....a ja na ten widok pawia jedynie mogłabym puścić. Tak tak....czasami łamię wszelkie granice człowieczeństwa - nic na to nie poradzę. Oczywiście życzę im zdrowia i żeby wszystko było dobrze, ale wiem, że ona teraz będzie miała pole do popisu: zaczną się pytania typu "Kiedy wy?" albo "może się postaracie o kuzynostwo dla naszych dzieci?". Już rzygam tęczą
Wczoraj ze względu na to, że dwa piętra niżej była impreza, a ludzie darli się pod moim oknem, to nawet nie podjęłam próby zaśnięcia. Oczywiście mojemu mężowi udało się zasnąć w ciągu 5 minut od zamknięcia oczu...norma.
Wymyśliłam sobie, że założę słuchawki i coś sobie oglądnę. Zaczęłam od dwóch seriali, a że czasu do końca imprezy było jeszcze sporo (impreza miała się skończyć o 1), to włączyłam film. Obiło mi się ostatnio o uszy, że reklamowali "P.S. Kocham Cię", a że ja wcześniej nigdy tego nie oglądałam (jakoś tytuł nie zaintrygował mnie na tyle, żeby się zainteresować), to uznałam że może czas oglądnąć. I co? Nie żałuję. Aż wstyd się przyznać, ale po 5 minutach już ryczałam i do końca filmu niewiele się zmieniło... Nie wiem czy to film był aż tak wzruszający, czy to ja się tylko tak rozczulam i rozklejam.
Po filmie to byłam w takim stanie, że jedyne czego mi było trzeba, to mocno przytulić się do męża i tak zasnąć.
hej...ja tez tak czesto mam w kolo pelno ludzi z dobrymi radami a niema z kim pogadac..zycze szczescia i spelnienia marzen!!!
No niestety. Wiem jak to jest... Każdy Ci pewnie mówi, że masz się cieszyć bo kto inny ma gorzej. Tylko... co to za pocieszenie. Masz skakać z radości z tego powodu, że nie masz tak źle? Na pewno będę śledzić twoje wpisy, bo wydaje mi się, że mamy trochę wspólnego :)
:):):) Cieszę się bardzo z tego powodu, bo bardzo mi się przyda taka bratnia dusza :):)
Według mnie nie ma najlepszego czasu na ciąże. Zawsze jest milion kolejnych spraw, które mogłyby pójść lepiej. Jak nie praca to samochód, jak nie samochód to remont, ja nie remont to kredyt i tak w koło macieju. Najważniejsze jest pragnienie, z resztą da sie poradzić.