X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Czekamy na pisklaczka :)
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››

26 grudnia 2014, 12:00

Swieta, swieta i po swietach... prawie ;) Prezenty rozdane, imprezy odbebnione, autko sprzedane - czyli plan minimum wykonany ;)
Moj S usilowal mnie jeszcze przekonac do pojscia do Urzedu Stanu Cywilnego po papiery na nasz slub. Kocham go bardzo, ale jednak chcialabym poczekac az bedziemy miec dziecko. (no bo bedziemy? bedziemy?!) ;)
Tymczasem czekam sobie na herbatke i zalogowalam sie tutaj. Zastanawia mnie dzisiejsza temperaturka - mierzylam ja zaraz po przebudzeniu o godzinie 10. Odkad jestem w Polsce - pozno chodze spac i wstaje rownie pozno. Zastanawiam sie, czy ta moja temperaturka jest wiarygodna.
Tymczasem bez zadnych niespodzianek, sluz zaczyna sie robic zolty i glutowaty jak co miesiac w fazie lutealnej.

Szczesliwego Nowego Roku! :)

27 grudnia 2014, 20:57

Wlasnie sie dowiedzialam z facebooka, ze znajoma, ktorej - mowiac delikatnie - nie lubie, po 7 mesiacach od urodzenia coreczki zaszla w 2 ciaze.
U mnie znow sluzu brak. Objawy jak w zeszlym miesiacu, czyli nijak. Jestem nieplodna. Od 3 lat.

...

Jak to jest, ze takie pierwsze lepsze lafiryndy nigdy nie maja zadnych problemow z ciaza? No jak?

Cisnienie mi az podskoczylo... Chyba czas na usuniecie konta na facebooku ;)

31 grudnia 2014, 23:06

Wkrotce Nowy Rok. Czy bedzie lepszy? Czy przyniesie upragnionego potomka?

Te filozoficzne rozwazania przerywa mi bol brzucha, myslenie o niskiej dzisiejszej temperaturze i winko sylwestrowe z jeszcze jedna para znajomych.
Ale - przynajmniej moge pic winko. Zazdrosccie, zaciazone!!! ;)

1 stycznia 2015, 21:35

Caly dzien chodze do toalety i podcieram sie papierem myslac o spodziewanej @. Czuje jak macica mi sie uplynnia, czuje taki delikatny bol krzyza i cos jeszcze, co okreslilam mianem bolu miesiaczkowego.
Poki co @ robi mnie w konia i, rzecz oczywista, nie nadchodzi.
Nawet sie ciesze - z dwoch powodow. Po pierwsze, chcialabym byc pewna, ze faza lutealna jest wystarczajaco dluga. Ostatnio tylko 11 dni, wiec rewelacji nie ma.
Po drugie, dzis 1 stycznia. Mowia, ze co sie przydarzy w pierwszy dzien Nowego Roku - bedzie trwac do jego konca. O, co to to nie. Na to ja sie stanowczo nie zgadzam! :)

Mimo to temperaturka nie pozostawia mi zadnych zludzen. Dzis wieczorem 36,99; rano 36,38.
Bardzo bardzo nisko.

Szczesliwego Nowego Roku! :)

5 stycznia 2015, 11:15

Powrot do pracy bywa bardzo bolesny. Nie moge sie zmobilizowac do niczego - a mam taaakie zaleglosci po urlopie. Moj szef ma oczywiscie wszystko gdzies gleboko i przedluzyl sobie wakacje zostawiajac mnie sama z audytorami :( A moi pozal sie Boze "pomocnicy" to w ogole szkoda slow...

Chcialabym zaspiewac teraz "wake me up when March ends"....

A najgorsze jest to, ze siedze w tej porabanej robocie ze swiadomoscia, ze gdyby nam sie udalo wtedy w maju, gdyby to nie byla pozamaciczna - to bylabym teraz na zwolnieniu przed koncoweczka ciazy... Byloby tak pieknie...

Moje noworoczne postanowienie - nie rozpamietywac przeszlosci. Co ma byc to bedzie, musi nam sie jeszcze udac... :)

6 stycznia 2015, 10:21

Kolezanka z pracy mi powiedziala dzis, ze mam wielkie piersi. Przetlumaczylam sobie to na swoj, bardziej zrozumialy jezyk - sporo przytylam. Jest to niestety faktem. Nie wiem czy przyczynia sie do tego ta tarczyca, prolaktyna, czy to ze ostatnio w ogole nie biegam, czy po prostu jakies genetyczne uwarunkowania - ale stalo sie to faktem i zaczyna mi przeszkadzac. Postanawiam rozpoczac bieganie jak tylko uporam sie z nawalem pracy :) Zaczne od 5 kilometrow po rownym terenie, a skoncze - miejmy nadzieje wkrotce - na 12 km przez gorki po lesie, ktory w najlepszym czasie robilam w godzinke :) Ech.
Wiecie jak to jest. Biegalam sobie, biegalam... az zaszlam w ciaze. Potem ciaze stracilam i nie moglam biegac po operacji - a jak juz moglam to co miesiac w fazie lutealnej wmawialam sobie, ze jestem w ciazy i ze musze sie oszczedzac. Paranoja ;) Ale teraz koniec z tym, nie przestane biegac dopoki nie zobacze dwoch kresek na tescie, albo bety sporo ponad 5. Nie bede sobie wmawiac glupot. Ha.

Za 7 dni USG z kontrastem mojego jedynego pozostalego jajowodu... Troche sie boje, ale lepiej wczesniej poznac prawde, nawet jesli ma byc bolesna. Lepiej wiedziec wczesniej i wczesniej zaplanowac in vitro. Nawet by mnie to ucieszylo, bo wiedzialabym ze najwiekszym problemem u mnie jest nie brak owulacji czy zawichrowania hormonalne, ale brak polaczenia miedzy jajeczkiem a plemnikami. Prosta wtedy droga do spelnienia marzen - trzeba planowac in vitro. ;) Trzymajcie kciuki!

7 stycznia 2015, 10:15

We wtorek, 13 stycznia wybieram sie na badanie sono-HSG. Mam nadzieje, ze da mi odpowiedz na pytanie co jest nie tak. Sperma dobrze, moje hormony - srednio, ale tragedii nie ma... Moj lekarz twierdzi, ze powod jest gdzies indziej. Mam tez nadzieje, ze jesli okaze sie, ze jajowod niedrozny - szybko podzialamy z in vitro i rezultat bedzie pozytywny :)
Dzis jestem optymistka.

Moj kochany S ma w pracy prawo do kursu jezykowego za granica w ramach nauczanego jezyka w czasie pracy. Uczy sie oczywiscie polskiego - nie wiem jak przekonal do tego swoja szefowa, ale bardzo mnie to cieszy i wiem, ze ma motywacje :) Na taki kurs moze pojechac raz na 5 semestrow nauki, czyli on moze za jakies poltora roku. Dzis mu mowie, ze moze do Wroclawia, Gdanska albo Torunia pojechac i ze ja wezme sobie wolne i pojade z nim. Potem stwierdzilam, ze w sumie to niech jedzie sam, bo on bedzie mial potem urlop, a ja wykorzystam caly moj - i ze nie ma to sensu. A co on na to? "Moze pojedziesz ze mna na macierzynskim" :) :)

Sensownie chlopak kombinuje... :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 stycznia 2015, 10:15

7 stycznia 2015, 14:49

Reflekcja mi sie nasunela podczas czytania innych pamietnikow, ktora polaczylam z tym co widze naokolo siebie. Nie wiem jak to niby ma dzialac, wydaje sie zupelnie nielogiczne i niczym nie uzasadnione... a jednak, u mnie w rodzinie, w okolicy, wsrod znajomych faktycznie sie potwierdza. Zauwazylam, ze pary, ktore bylyby wspanialymi rodzicami, ktore maja ustabilizowane zycie, maja wystarczajaco duzo pieniedzy, chcialyby potomka - im sie wlasnie nie udaje. A takie pary z przypadku, w trudnej sytuacji finansowej, nieodpowiedzialne, zbyt mlode, alkoholicy, "czarne owce" w rodzinie... tak, tak, im jest wlasnie najlatwiej.
Zaczelo sie od obserwacji mojej wlasnej rodziny. Pomine tutaj siebie i opisze te kilka par, o ktorych mysle. Moja kuzynka, od 8 lat w zwiazku malzenskim, bez dzieci. Maja piekny dom, dobra prace, ustabilizowane zycie. Staraja sie od 7 lat, bez zadnego skutku. Ostatnio kupili sobie kota. Z drugiej strony, tez w mojej rodzinie - moj kuzyn. Masa dlugow, ktore cala rodzina pomaga splacac, nieodpowiedzialnosc, zlosliwosc i chamstwo - i co? I zaplodnil dwie kobiety. Jak moja babcia uslyszala o tej drugiej ciazy, to az za glowe sie zlapala - alimenty za kuzyna placi jego matka, czyli moja ciotka... Szczescie w nieszczesciu (choc ledwo mi to przechodzi przez mysl), ta kobieta poronila...
To samo wsrod moich "znajomych". Mam taka "znajoma" jeszcze z podstawowki, co szczycila sie kiedys na facebooku cotygodniowymi wypadami do pubu na kilka kielonkow - w 5 miesiacu ciazy. Ojciec pierwszego dziecka siedzi, a nowego gacha nikt nie zna. Interesuja ja jedynie nowi faceci, alkohol i ewentualnie dlaczego jej corka taka glupia jest i ma problemy w szkole jak jej ojciec(przynajmniej o tym czytam na jej profilu :/) I co? I ostatnio napisala, ze znow wpadla... Historia lepsza od tej, ktora opisywalam pare postow wczesniej, i tez wprost z facebooka...
Natomiast moja bardzo dobra kolezanka, mozna by powiedziec przyjaciolka, zwierzyla mi sie ostatnio, ze niestety dzieci miec nie moga. U nich jest to kwestia slabego nasienia. Maz pracuje w firmie konsultingowej, zarabia niezle, ona jest nauczycielka... Staraja sie i staraja - i nic. Moze nawet jest tutaj na OF i to czyta, tego nie wiem ;)
Nie ogarniam jak to wszystko jest mozliwe. Historie z zycia wziete. Czemu tym porzadnym jest tak trudno? :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 stycznia 2015, 14:55

9 stycznia 2015, 15:45

Ten cykl jest jakis zwichrowany. Po witamince D mam wrazenie, ze wracam do zycia i ze czuje sie zdecydowanie lepiej :) Nawet moj S powiedzial, ze wieje ode mnie na kilometr optymizmem :) W pracy usmiecham sie do audytorow. Po pracy z przyjemnoscia ogladamy z S filmy, albo idziemy na spacerek, albo razem robimy kolacje. Taka jakas dziwnie szczesliwa jestem, mimo ze teoretycznie moment zycia moglby byc troche lepszy :) Nastroj jest, dobrze nam razem... Dalam sie nawet namowic na pojscie po papiery do konsulatu w sprawie slubu. Moj S przygotowal juz swoje dobrych kilka miesiecy temu ;)
Wszystko jakos tak uklada sie w jedna, cudowna calosc. Za 6 dni moje urodziny, mniej wiecej w tym samym czasie co owulacja. 13 stycznia, przed sama owulacja - sono-HSG. Mam tylko nadzieje, ze samo badanie jakos przezyje bez duzego bolu, bo juz w ten sam dzien chcialabym sie odrobine postarac o malenstwo :)
Dziewczyny, miala ktoras to badanie? Jak bylo? Myslalyscie o przytulaniu w tym samym dniu?

Z innej beczki, chcialabym przygotowac ciasto urodzinowe do pracy. Co polecacie? :)

9 stycznia 2015, 18:52

Wieczor w pracy, zaczelam dniowke o 9 rano, skoncze o 9 wieczorem.
A mimo to dobry humor jest :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 stycznia 2015, 19:02

11 stycznia 2015, 09:11

Wczoraj ukladalismy z moim S puzzle 500. Kupilismy dwa zestawy, 500 na rozgrzewke i 2000 ;) Moje kochanie po raz ostatni ukladalo puzzle w podstawowce, wiec postanowilismy sprobowac wieczorkiem wrocic do zabaw z dziecinstwa. Oczywiscie nie podolalismy nawet 500 ;) dwie trzecie zrobione, dzis moze dokonczymy reszte... Jesli wroce z pracy, bo znow mam nieplatne nadgodziny dzisiaj...
Humor mi troche opadl, bo moj szef to jednak jest kanalia. Nawet nie zapytal czy moge przyjsc, po prostu mnie poinformowal ze mam sie pojawic, bo audytor sobie tego zyczy. A na dodatek jak probowalam wynegocjowac, ze moze w inny dzien wyjde wczesniej, to mnie poinformowal dodatkowo, ze mam kontrakt zadaniowy a nie czasowy. Skoro tak jest, czemu kuzwa nie moge przyjsc do pracy po 9 i wyjsc przed 18? Taki "zadaniowy" w jedna strone.... Musze chyba zaczac szukac nowej pracy...

12 stycznia 2015, 10:50

Poniewaz wczoraj musialam isc do pracy, zostawilam mojemu S przepis na palak paneer, czyli indyjska potrawe ze szpinaku i sera. Napisane od A do Z, przetrenowane rano i zakonczone pytaniem, czy da rade ;) Na jego usprawiedliwienie trzeba przyznac, ze w rodzinie mojego S nikt nie gotowal, podgrzewali sobie tylko jakies farfocle albo szli do restauracji... tak przynajmniej wnioskuje z menu, jakim nas racza jego rodzice gdy u nich jestesmy ;) Dzieki temu biedny chlopina sie niczego nie nauczyl, no i trzeba mu czarno na bialym powiedziec wszystko, bo sie nie domysli nawet ze ryz sie soli :) Zreszta, w okresie naszego randkowania on nie mial nawet soli w domu (a myslalam, ze to nie jest mozliwe...)

Wracajac do wczorajszej sytuacji - po przyjsciu do domu nie poznalam kuchni. Wszystko wymazane zblendowana papka ze szpinaku (poczawszy od kafelkow i piekarnika w kuchni), dziesiec garnkow wybrudzonych w zlewie, moje kochanie zalamane bo nie bylo papryczek chilli w sklepie, no i papka szpinakowo - serowa niedokonczona na piecu... Bardziej szczegolowo, byla to breja o smaku szpinakowo - wodnisto - czosnkowo - nijakim. Paranoja jakas. Ja rozumiem, ze mozna byc niespecjalnie utalentowanym w tych kwestiach, ale zeby az tak? No ale dobra, w imie dobrego zwiazku - usmiechnelam sie i powiedzialam ze smaczne :) I ze chyba musi czesciej ze mna gotowac (co to to nie, nie ma mowy, wole zeby jednak sprzatal nasze mieszkanie ;) ).

13 stycznia 2015, 09:22

Sono-HSG przezylam, jade do pracy. Opowiem, jak tylko uda mi sie splawic audytorow ;)

13 stycznia 2015, 10:53

Wrocilam po sono-HSG do pracy. Badanie samo w sobie nie bylo zle. Najbardziej bolalo podpinanie tego calego aparatu, ale tez bylo to slabsze niz comiesieczny bol miesiaczkowy. Potem sam kontrast byl jak dla mnie w ogole niewyczuwalny. Wrazenia z badania ok, ale...

No wlasnie. Moim zdaniem na tym USG malo co bylo widac. Sam lekarz stwierdzil, ze wydaje mu sie, ze jajowod drozny... Wydaje mu sie, bo przekonany nie byl! Patrzylo tez dwoch lekarzy stazystow, tez niespecjalnie byli przekonani. No i teraz mam zagwozdke...

Troche sie potem zirytowalam, bo zaczela sie dyskusja lekarza, ze powinnismy sie zdecydowac na inseminacje. Moim zdaniem inseminacja nic nie da, bo sperma mojego S jest ok, moje wyniki hormonow tez, jajowod "najprawdopodobniej" drozny... Rozumiem inseminacja gdy wyniki spermy sa kiepskie, albo gdy ktos ma wrogi sluz / dziwny uklad macicy itp. Ale w naszym wypadku gdyby sie mialo udac - to by sie udalo.
Lekarz stwierdzil, ze jesli sie nie zdecydujemy na inseminacje, to moze nam zaproponowac in vitro, ale wczesniej jesli chcemy refundacje - musimy zlozyc wniosek do tutejszej kasy chorych. A i tak przeciez na pewno nam odmowia, jesli wczesniej nie bylo minimum 2-3 inseminacji. Inseminacja jest polowicznie platna przez pacjenta i dla kasy chorych lepsza - no i tak kolo sie zamyka...

Na koniec nawrzeszczalam na mojego S, ze nic nie rozumie, ze kolejne 200 euro poszlo na marne na badanie z mojej kieszeni - badanie, ktore nic nie wnioslo. I ze jak tak wszyscy lekarze beda nas traktowac to nigdy nie rozwiazemy tego problemu. Jego jedyna reakcja bylo stwierdzenie, ze przeciez moze mi oddac ta kase za badanie. Jakby to rozwiazywalo cokolwiek. Wiadomo, 200 euro co miesiac piechota nie chodzi, to duzo kasy - ale nie to jest najwazniejsze. Najgorsze jest to, ze nic nas to nie przyblizylo do rozwiaznia naszych problemow, dalej jestesmy w tym samym smutnym punkcie i nikt nie chce nam pomoc :(

Jestem pewna, ze inseminacja tutaj nie da rady, a mimo to mam ja zrobic za wlasne pieniadze, zeby byc moze kiedys moc miec refundowane in vitro. Co za beznadzieja... Plakac mi sie chce :(

15 stycznia 2015, 14:13

Mam urodziny! :)
S przyniosl mi do lozka sniadanie razem ze swieczka do zdmuchniecia, a potem wyslalam go po ciasto do cukierni dla moich kolegow z pracy. Taka ze mnie romantyczka ;)
Musze sie przyznac, ze w koncu nie upieklam sama ciasta. Tyle dostalam od Was przepisow (dziekuje!), ale przez nadmiar nadgodzin w pracy nie dalam rady. Wczoraj moj S przygotowal szybkie brownie z przetlumaczonego przeze mnie przepisu z kwestii smaku - no i kupny jeden jablecznik zanioslam. Tak to jest jak ksiegowa ma urodziny w styczniu...

Temperatura dzis stosunkowo wysoka, czyzby tym razem owulacja byla wczesniej?

Mam zle przeczucia co do tego cyklu.

16 stycznia 2015, 10:16

Dziekuje za wszystkie zyczenia, mile slowa... Od razu robi sie czlowiekowi cieplej na duchu :) Wieczor spedzilam w towarzystwie mojego S, kilku znajomych, rewelacyjnych sushi plateaux i paru kieliszkow bialego wina... Nie spodziewalam sie, ze bedzie tak dobrze :) Na koniec znajomi zamowili torta wnoszonego na specjalnej tacy, z muzyka w tle "happy birthday to you", a ja jeszcze nie zajarzylam, ze to dla mnie ;) Mine mialam podobno bardzo ciekawa, szok ze hej ;)

Zyczenia zatrzymuje na kolejne cykle, bo zaczynam podejrzewac, ze ten jest niestety bezowulacyjny. Jakas ta temperatura bez sensu - wczoraj skoczyla, dzis znow odrobine spadla... Sluz wczoraj byl rozciagliwo - kremowy i nie wiedzialam co zaznaczac - po prostu w tym cyklu istne wariactwo urodzinowe. Z racji tego korzystam z sytuacji i opijam urodziny. A co! :)


Godzina 13h37, sluzu kremowo - rozciagliwego ciag dalszy. Bialo-zolty, a rozciagliwy jak bialko kurze => jak cos takiego sklasyfikowac? :/ Co za zwariowany cykl... Na dodatek moj S sie rozchorowal i raczej odpuszczamy przytulanki dzis wieczorem. Niech sie dzieje, co chce!

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2015, 13:41

16 stycznia 2015, 20:52

Ha, pokonalam chorobe S. Nie, nie herbatka z miodem i syropem z cebuli. Nie uslugiwaniem i podawaniem do lozka bidulkowi.....

Wystarczylo zalozyc czarna koronkowa koszulke i przytulic sie, a nagle sam stwierdzil, ze moze bysmy sie tak troche poprzytulali...
A jak na to sily mial, to na wszystko inne tez sie znajda :) Chorobe uwazam oficjalnie za zakonczona! ;)

18 stycznia 2015, 16:52

Cos mi sie z temperatura poprzestawialo. Podejrzewam o to wysoka prolaktyne... W ogole zadziwia mnie ostatnio jak malo logiczna sie zrobilam, a jak bardzo zalezna od kilku pozytywnych emocji... Temperatura wysoka - dobrze, bo bedzie ciaza. Temperatura niska - tez dobrze, bo bedzie ciaza. Siedze i wpatruje sie w wykres Magie, i wmawiam sobie, ze u mnie bedzie podobnie. A co tam, przynajmniej na chwile zapomne o czekajacych inseminacjach, pracy, no i wypatrywaniu ciazy...

Te moje logiczne dywagacje przerywam zmuszajac sie do gotowania i pieczenia. Przyznaje - dom ostatnio zaniedbalam. Nadrabialam wczoraj przyrzadzajac krolika w tymianku i rozmarynie - CUDO wyszlo :) tak mnie to zmotywowalo, ze pieke teraz ciasto marchewkowe z orzechami wloskimi i ananasem z resztek marchewki z mojej wyciskarki do sokow ;) Martha Steward albo Magda Gessler sie we mnie obudzila. Pewnie dlatego, ze w nocy spac nie moglam przez bolace piersi... ;)

Cale szczescie, ze pozbylam sie z domu S. Rano probowal mi pomagac. Mowie mu, ze cale jajka do miski ida do zmiksowania na ciasto, a ten mi w skorupkach wklada.... :) :) takie jaja u nas ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 stycznia 2015, 17:33

19 stycznia 2015, 17:44

Powiedzialam wczoraj S, ze opisalam jego talent kulinarny na OF. Najpierw sie troche oburzyl, ze jak to tak, tak po prostu opisalam ze on ma jakies wady? Przeciez o tym nikt nie musi wiedziec. A najlepiej, jakbym ja sama tez zapomniala ;) No i przeciez on doskonale wiedzial, ze jajka bez skorupek, tylko tak sie wtedy zamyslil ;) I ze brownie z mojego przepisu wyszlo dobre przeciez, to talent ma ;)
Po pol godziny mu przeszlo i zaczal wykazywac syndrom Gwiazdora :) Dopytywal, czy ktos cos napisal, jakie komentarze :) Caly sie napuszyl, ze ktos uwaza, ze jest cudowny (Fesia, dzieki Tobie ;) ) Przygode z ciastem marchewkowym uwazam zatem za udana.

Wczoraj wieczorem byl tez u nas "znajomy". Nie przepadam za nim i niespecjalnie mialam ochote wychodzic czy pic wino, ale to zastepca szefowej mojego S, wiec nie chcialam oponowac. Zaprosil nas do restauracji, a wlasciwie wloskiej pizzerii. Juz wczesniej powinnam byla byc czujna, bo niezle nas w lato urzadzil, o czym napisze pod spodem* ;) W pizzerii nie zarezerwowal stolika, wiec oczywiscie nie bylo miejsc - w zwiazku z czym zaproponowal "To nic, wezmy na wynos i chodzmy do Was". Troche mnie zatkalo. Spojrzalam na S, on na mnie... Przytaknal, bo co mial biedny robic... Pizze na wynos kosztowaly w sumie 30EUR / 3 sztuki. Zostalismy zaproszeni "I invite you for a dinner", wiec naturalnie wydawalo mi sie, ze sie szarpnie na te 30 EUR. Ku memu zdumieniu facet wyciaga swoje 10 EUR i mowi do S, ze jego kosztowala 9,50 EUR i ze nie musi mu 50 centow oddawac. Myslalam, ze zemdleje z wrazenia (szkoda, ze to nie objaw ciazowy... ;)). Bylam w glebokim szoku, bo z tego co wiem on zarabia okolo 7.000 EUR na miesiac na reke, co przy moich zarobkach jest suma kosmiczna... Moj S powiedzial, ze nie trzeba, ze zaplaci za wszystkich - a ze ja w bojowym nastroju bylam, to wyciagnelam 50 EUR z portfela (dobrze, ze zabralam ze soba!), usmiechnelam sie i powiedzialam, ze jak nie ma teraz gotowki to ja mu zasponsoruje te pizze z mojej niezbyt okazalej pensji sektora prywatnego. On sie zaczal smiac, zakladam, ze potraktowal to za niezly zart z mojej strony - ale dal za siebie zaplacic... Slowo sie rzeklo, poszlismy do nas, gdzie "znajomy" stwierdzil po kolacji z naszym winem, ze on chetnie sprobuje ciasta marchewkowego, ktore stoi na blacie w kuchni! Noz myslalam, ze gada udusze!! Co za bufon.
Juz czekalam na komentarz, ze lepsze ciacho robi jego mama... ale na szczescie nic takiego nie padlo w rozmowie. Facet 35+, w miare przystojny, dobrze zarabiajacy, wyksztalcony - a mimo to calkowicie rozumiem czemu nie ma zadnej kobiety... Ja moze i rozumiem, ale z rozmowy wynikalo, ze on sam chyba jednak nie za bardzo ;)

Jak sie domyslacie, szybko Pana pozegnalismy i przeszlismy do ciekawszych rzeczy w sypialni ;)

* Latem pojechalismy moim autem 100 km od naszego obecnego miejsca zamieszkania do sadow owocowych po jablka (mozna zbierac samemu). Uparl sie, ze chce zbierac z nami, nie do wlasnego koszyka... Nie mialabym z tym problemu, gdyby nie to, ze rzucal nimi tak ze poobijal polowe (a takie poobijane dlugo nie wytrzymaja w spizarce). Zwrocilam mu uwage raz, drugi... Wkurzona bylam niesamowicie - ale to nie byl koniec! Otoz na sam koniec, jak przyszlo do placenia, stwierdzil, ze on jednak jablek nie potrzebuje i zebysmy je sobie wzieli (25 kg razem!!). Ale fajnie bylo zbierac razem i za rok musimy to powtorzyc! Ja bylam pewna, ze on sobie wezmie ta swoja czesc, a nie ze "pomaga" nam obijajac te, ktore delikatnie wkladamy do koszyka... Ani sie nie dorzucil na paliwo, ani za jablka... W koncu wzial sobie od nas laskawie jakies 2 kg za darmo, bo i tak tyle kg by sie zepsulo - chcialam tak maks 10-15 kg na przetwory... Skad, no skad sie biora tacy pseudofaceci? :/

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 stycznia 2015, 17:50

20 stycznia 2015, 13:26

Dziewczyny, nie uwierzycie o czym mnie wlasnie moj S poinformowal. Otoz ten "znajomy", ktory byl u nas wczoraj przyszedl do niego specjalnie do biura i mowi: "u Was to zawsze tak sie czlowiek czuje jak we wlasnym domu. Musimy sie czesciej spotykac, czesciej robic takie wypady do restauracji" (ja odruchowo czuje, jak mi sie wszystko w zoladku przewraca z nerwow...)
Po czym slysze dalszy ciag monologu: "ta Twoja M to taka spoko kobieta jest, mozna sie z nia posmiac, pozartowac o wszystkim... i wszystko tak sama w domu ogarnia. Ja to bym taka kobiete chcial poznac, tylko zeby byla stanu wolnego" (na co ja sie zaczelam histerycznie smiac, ooo niedoczekanie Twoje ;) ) Na koniec ze smiechem mi powiedzial S, ze "znajomy" sie dopytywal czy mam jakies podobne wolne kolezanki, ktore bylyby nim zainteresowane. Nawet gdybym miala jakies wolne kolezanki, nakazalabym im sie trzymac zupelnie z daleka od tego Pana. Pod grozba natychmiastowego zerwania znajomosci ;)

O losie ty moj! :)
1 2 3 4 5 ››