X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Ponownie wypatrując dwóch kresek...
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4
WSTĘP
Ponownie wypatrując dwóch kresek...
O mnie: 27 latka, po wielu nieprzyjemnych przejsciach... Nie majaca zadnego wsparcia i zrozumienia w rodzinie... Bardzo szczęśliwa mężatka, mająca ogromne wsparcie w mężu :) Choć jednocześnie trochę samotna. Euforyczna i ekscentryczna, pełna energii. Nie wierząca w siebie, obarczająca się wszelkimi możliwymi obowiązkami.
Czas starania się o dziecko: od 11/2014
Moja historia: O dziecku marzę już od około 2 lat. Niestety z różnych względów starania o upragnione dziecko rozpoczęliśmy dopiero w grudniu ubiegłego roku. Od momentu kiedy poznałam mojego męża wiedziałam, że to człowiek, z którym chce założyć rodzinę. To właśnie wtedy zaczęłam wierzyć, że życie może być inne, lepsze... Uwierzylam ze przy takiej osobie przy boku, można góry przenosić :) Jednak życie szybko sprowadziło mnie na Ziemię dając jasno do zrozumienia, że nie może być łatwo... Każdy cykl jak do tej pory kończący się bólem i łzami... W ostatnich okresach chęć posiadania dziecka doprowadziła do tego, że zaczęłam unikać wszelkich kontaktów z małymi dziećmi oraz kobietami w ciąży. Widok niemowląt i ciężarnych momentalnie doprowadza mnie do płaczu i depresji. Dzięki poradom kilku osób, mających doświadczenie w staraniach się o dziecko, udaliśmy się z mężem do endokrynologa-ginekologa, zlecono mi szereg badań, ze względu na podejrzenie występowania bezowulacyjnych cykli. Niestety badania okazały się dość niepokojące. TSH, Estradiol, PT-9 itp. w normie, niestety Progesteron znacznie poniżej normy... Lekarz co prawda przepisał mi Duphaston i na razie kazał się nie przejmować niczym, niestety moja osobowość i charakter nie pomaga... Dwukrotnie ujrzeliśmy upragnione dwie kreski :) Długo niestety to nie potrwało, w 6 dniu 6 tygodnia, straciliśmy naszą pierwszą fasolkę... Drugą ciążę zobaczyliśmy na USG, ale okazało się, że ciąża się nie rozwija... Zatem za nami 2 poronienia. U męża problem z oligospermią bardzo ciężką... U mnie z kolei mutacje MTHF... Jedyne co nam pozostaje to nadzieja na powodzenie i kiedyś może szczęśliwy koniec.
Moje emocje:

20 marca 2015, 11:30

Dziś mamy piękny dzień... Wszyscy wkoło podniecają się zaćmieniem słońca, a mnie to jakoś nie rusza... Siedzę w pracy, próbuję się skupić i nie myśleć, ale jakoś tak trudno. Nasuwa się wiele refleksji, (...)czemu się nie udaje (...) na pewno to moja wina (...) czy w ogóle kiedykolwiek się doczekamy (...) a co jeśli nie (...) czy nie zniszczę mu najlepszych lat...
Wczoraj trochę udało mi się od tego wszystkiego oderwać, poszłam z mężem na rower, mały pierwszy relaksik w tym roku. Postanowiłam wziąć się za siebie i postarać przestać się nakręcać. Pytanie: czy tylko będę w stanie do tego dążyć...

22 marca 2015, 22:19

Piękny weekend za nami, bez żadnego doła :) Dzięki temu chyba czuję się wypoczęta i zrelaksowana :) Mam nadzieję, że takie samopoczucie utrzyma się jak najdłużej... W wolnej chwili poczytałam trochę o lekach, które dostałam od lekarza. Od 18 dnia cyklu zaczynam duphaston. Dziewczyny, czy któraś z Was mogła by powiedzieć czy zdarzały Wam się skutki uboczne brania tych tabletek?

24 marca 2015, 09:00

Dziś mam chyba kolejny gorszy dzień... Mój mąż nad ranem dostał smsa od swojego kolegi, że urodził mu się syn. Pokazał mi go, a mnie się aż nogi ugięły z żalu. Bardzo się cieszę czyimś szczęściem i życzę temu dziecku i jego rodzicom jak najlepiej, ale nie potrafię w takich sytuacjach zachować kamiennej twarzy. Od razu w oczach pojawiły mi się łzy, w piersiach uczucie jakby mi ktoś wrzucił kamień, jeszcze ten mój szczękościsk, aby nie dać po sobie poznać, że mi przykro... Momentalnie wycofałam się do łazienki, aby nic nie zauważył <nie chcę go dodatkowo dołować> Nie potrafię sobie z tym poradzić... Widziałam w jego oczach, że mu żal, że to my nie możemy się tak cieszyć, że wszystko mamy pod górę... Do tej pory jakoś nie zauważałam u niego takich reakcji, ale wydaje mi się, że do niego powoli zaczyna docierać też to, że wszyscy wkoło mają dzieci, a nam jakoś się nie udaje... Jeszcze te podteksty ze strony jego taty... Nikt jakoś do żadnej pomocy się nie garnie, ale swoje 3 grosze zawsze ma do dorzucenia.
Podczas wielu z wizyt u jego rodziców, teść niejednokrotnie dawał do zrozumienia, że chyba sypiamy oddzielnie bo jakoś wnuków nie widać... Któregoś razu po takim obiadku nie wytrzymałam i oberwało się mojemu mężowi, powiedział, żeby zrobił porządek ze swoimi rodzicami bo ja nie mam zamiaru wysłuchiwać takich tekstów. Przekazał co trzeba swojemu tacie, na jakiś czas był spokój, aż tu nagle po naszej dłuższej nieobecności u nich w dzień kobiet otrzymałam życzenia od teścia, po czym dodał, żebym wreszcie udowodniła, że jestem kobietą... Chyba nie muszę tłumaczyć w jakim kierunku to zmierzało... Nie mogę wybić sobie tego z głowy. Wszystkie te wydarzenia niestety nie dają mi spokoju...
Dodatkowo przeraża mnie myśl, zostania samej na 2 tygodnie tuż po świętach, bo mój mąż wyjeżdża na wyjazd służbowy...
A najgorsze jest to, że w najbliższym czasie czeka mnie coraz więcej nowinek o narodzinach dzieci znajomych, bo niemal wszyscy nasi znajomi oczekują narodzin...
A u mnie niestety ten stan dochodzi już do takiego poziomu, że nawet w pracy nie potrafię powstrzymać łez...

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 marca 2015, 10:21

25 marca 2015, 08:41

Chyba małymi kroczkami zaczynam wracać do siebie, ciężka noc za mną, a właściwie za nami... Dzisiejszy dzień zapowiada się dużo lepiej niż wczoraj. W pewnym momencie stwierdziłam, że przestaję obserwować swoje temp i niech się dzieje co chce... Ale nocne przemyślenia mi na to nie pozwoliły :) Dziś rano jak ostatnio prawie codziennie sięgnęłam po termometr. Temp bez większych zmian, czekamy na owulkę... A ja sobie tłumaczę, że muszę się w końcu nacieszyć moim mężem, dopóki jest w domu.

31 marca 2015, 08:32

Ostatnie dni mijały nadzwyczaj spokojnie :) Chyba psychicznie udało mi się trochę odpuścić. Fizycznie też jakoś odpoczęłam. Przede mną ciężki czas bez męża w domu. Delikatnie mówiąc jego firma dba o mnie i stopniowo zaczyna mnie przyzwyczajać do tego, że będę przesiadywać sama w domu. Trochę mnie przeraża ta perspektywa, ale jakoś muszę dać radę. Może ta rozłąka dobrze nam zrobi, nie będzie go przez jakiś czas to bardziej za sobą zatęsknimy... Około dwa tygodnie temu mieliśmy trochę spięć, na różnych płaszczyznach, na razie trochę się to uspokoiło, ale przede mną perspektywa świąt z moją i jego rodziną, więc może być różnie. Po świętach zaczynam dojeżdżać do pracy rowerem, trochę się boję, bo sama rowerem nie jeździłam, do tej pory zawsze z M. Poza tym ogólnie mam tendencje do zapalenia oskrzeli i mam nadzieję, że nie załatwię sobie takich atrakcji, bo przymusowe siedzenie w domu, źle na mnie działa...
Nie będę już smęcić, zabieram się do pracy :)
A Wam dziewczynki, życzę miłego i spokojnego dnia :)

7 kwietnia 2015, 08:30

Dzięki Bogu, że dziś wtorek i siedzę w pracy...

Pomimo spokojnie spędzonych świąt u jednej z rodzin, tej której spodziewaliśmy się z mężem zupełnie innego obrotu sytuacji, druga strona nie powaliła nas na kolana. A miało być tak pięknie...
U mnie spokój, jak nigdy...
U niego, masakra... Ciągłe docinki, jak nie ze strony teścia, to teściowej... Kolejne rewelacyjne wieści o 100% wspomaganiu finansowym dla drugiego dziecka... A my potraktowani jak ostatni śmiecie... Nikt nas nawet nie zapytał co słychać... Ale co prawda tekstów odnośnie posiadania dziecka nikt sobie nie żałował... Siedzenie jak na bombie i powrót do domu, który mógł się skończyć tragicznie... Ale co tam, przecież ludzie mający dwoje dzieci, interesują się i inwestują tylko w jedno, a od drugiego wymagają nie wiadomo czego... tylko tak się czasem zastanawiam po co, skoro potrafią komuś tylko dupę obrabiać...

8 kwietnia 2015, 09:25

No i pojechał...
Znów zostałam sama na kilka dni. Nie chce mi się wracać do pustego domu. Zawsze staram się jakoś zagospodarować czas jak nie ma mojego M. Niestety po powrocie do pustego mieszkania odechciewa mi się wszystkiego...
Mam nadzieję, że może dziś uda mi się wziąć trochę za siebie... Może trochę poćwiczę, bo sprzątania po świętach raczej sobie nie wynajdę... :P
Na razie jakoś się trzymam i mam nadzieję, że nie nic się nie zmieni do powrotu mojego męża.

11 kwietnia 2015, 15:19

Weekend, piękna pogoda, ale co z tego... Mąż wrócił na weekend z delegacji, ale nie ma się z czego cieszyć, bo mimo że sobota, to poszedł do pracy... Miało być do 12ej... Jest po 15, a ja dalej sama. Coraz częściej zastanawiam się po co w ogole mi on, skoro wiecznie siedzę sama... A później on ma do mnie pretensje, że wszystko duszę w sobie, że wszystko robię sama... Tylko ja nie potrafię inaczej, nie potrafię za każdym razem o wszystko prosić, pokazywac palcem co trzeba zrobić. .. Juz nawet kochanie się, nie przynosi mi takiej przyjemności jak kiedyś... Dziecka nie ma, kasy jak nie było tak nie ma, mieszkania własnego tez nie... Po co w ogóle żyć...
Od rana sprzątanie, gotowanie i czekanie na niego. Wreszcie nie wytrzymałam, wyszłam z domu do parku, ale tu wszędzie tylko się roi od świeżo upieczonych rodziców, albo od ciężarnych...
Znów łapie doła, chce mi się wyć... a już było tak dobrze...

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 kwietnia 2015, 15:22

13 kwietnia 2015, 13:46

Kolejny raz mój świat rozleciał się na miliony kawałków...
Staram się jakoś trzymać, nie płakać i nie denerwować, ale nie potrafię. Koleżanka z pracy, która siedzi ze mną biurko w biurko właśnie oznajmiła, że prawdopodobnie jest w ciąży... Wszyscy dobrze wiedzą, (bo nie raz o to prosiłam) żeby przy mnie nie poruszać tematu dzieci, ciąż itd. Ja rozumiem, że ktoś się cieszy, ok. Ale niektórzy ludzie jak już wiedzą o pewnych rzeczach mogliby się przy mnie powstrzymać z niektórymi informacjami, skoro wyraźnie o to prosiłam.
I na dodatek dziś mój M. pojechał w kolejną delegację...
Już nawet nie mam ochoty z nim rozmawiać przez tel wieczorem.

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 kwietnia 2015, 14:28

14 kwietnia 2015, 09:06

No i niestety moja temperaturka zaczyna spadać, a już miałam nadzieję... No ale cóż... dziś humorek już trochę lepszy, więc mam nadzieję, że mimo wszystko to będzie dobry dzień. Trochę żyje już dniem jutrzejszym, bo jutro mój M. wraca z delegacji do domu :) i mam nadzieję, że nigdzie go już nie wyślą.
Ostatnio dopytywał się kiedy robię test... No ale z tego co widzę z wykresu, chyba w tym miesiącu jeszcze go nie uszczęśliwię...
Miłego dnia dziewczynki :)

14 kwietnia 2015, 20:52

No i jednak okazuje się, że do czwartku sama... No cóż, jakoś dam radę. Coraz bardziej się cieszę, że tu z Wami jestem :) Dzięki Waszemu wsparciu łatwiej znieść mi jego nieobecność...

15 kwietnia 2015, 08:16

Porada
Porada dnia


Unikaj spożywania „złych” węglowodanów takich jak: białe pieczywo, cukier, biały ryż i ziemniaki. Tego typu produkty zwiększają Twoją wagę, podwyższają poziom złego cholesterolu i zaburzają funkcjonowanie gospodarki hormonalnej odpowiedzialnej za płodność. Złe węglowodany mogą pogłębiać chorobę zwaną zespół policystycznych jajników, która jest przyczyną problemów z zajściem w ciążę prawdopodobnie aż u około 10% kobiet. W zamian postaraj się jeść więcej warzyw, owoców, pełnoziarnistego chleba, pełnoziarnistych makaronów i fasoli.

16 kwietnia 2015, 06:09

No i niestety nie ma fasolki... Jedna gruba wyraźną krecha... :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 kwietnia 2015, 06:09

20 kwietnia 2015, 13:22

No i przyszła wreszcie...
Z jednej strony mi smutno, bo już miałam nadzieję, że a nóż widelec może się udało... I mój mąż w moją stronę podsyłał podteksty, że pewnie coś trzymam w tajemnicy i nic nie chce powiedzieć. Nawet ostatnie serduchowania były jakieś takie inne, ale bardzo fajne :)
A tu kicha, jak niespodzianki nie było tak nie będzie.
Ale z drugiej strony liczyłam się z tym... Nie ma co się dołować, kolejny cykl przed nami... Zaczynam łykać wiesiołka od dziś wieczór, mam nadzieję, że pomoże na te moje suche dni i ten cykl zakończymy na zielono. Postanowienie utrzymuję w pełni i może nawet pokuszę się pod koniec miesiąca na wizytę u mojej ciężarnej przyjaciółki :)
Miłego dnia dziewczynki :)

27 kwietnia 2015, 12:33

Nie wiem czy powinny być już jakieś efekty brania wiesiołka, ale u mnie jak na razie nic się nie dzieje...
Postanowienie z pozytywnym podejściem jak na razie pięknie się utrzymuje. Chyba ta wiosna tak na mnie działa.
Z mężem ostatnio w miarę spokojnie, delikatne spięcia jakieś co prawda są, ale takie to nic. W końcu "kto się czubi ten się lubi" :P Wreszcie zaczął się trochę słuchać mądrej żony (i co najważniejsze, chyba oboje jesteśmy z tego zadowoleni).

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 kwietnia 2015, 12:33

30 kwietnia 2015, 14:42

Zapowiada się bardzo udana majówka, mimo, że pogoda pewnie nie dopisze... Wczoraj podjęliśmy z mężem spontaniczną decyzję o wyjeździe do mojej siostry i mamy zamiar zrobić niespodziankę mojej chrześnicy :) Ahhhh już się nie mogę doczekać jak te małe brzdące wyściskam i wycałuję :) Przyjemne łączymy z pożytecznym, bo oczywiście wyjazd wyjazdem, ale mój M. musi trochę pomóc mojemu szwagrowi przy remoncie i przy okazji zabieramy mojego tatę, który prawdopodobnie zostanie ulokowany z nami w jednym pokoju, więc pewnie nici z serduchowania, no ale coż... Co prawda dni płodne wypadają według Ovu na majówkę i trochę po, ale skoro podchodzimy na luzie, to podchodzimy na luzie. Staram się jakoś nie spinać z tego powodu, że te kilka dni może nam wypaść. Przynajmniej trochę się oderwiemy od rzeczywistości i przy okazji wspomożemy, a właściwie ja wspomogę moją siostrę w pomocy przy dzieciach. Trochę się dziewczyna zrelaksuje może :)
Ja już odliczam minuty do wyjścia z pracy. U mnie pogoda na razie spoko, piękne słońce więc może, prognozy się nie spełnią...

4 maja 2015, 00:13

Miał być piękny weekend majowy, relaks, rodzinna wzajemna pomoc. I była, ale tylko do rana... A potem wielka bańka mydlana pękła, a jej efekty właśnie skutkują moją bezsenności i załamaniem. Niedziela zapowiadała się pięknie, a niestety okazała się koszmarem. Znów wszystko przez moją kochaną rodzinkę, która prawdopodobnie poczynił kolejny krok do zniszczenia mi życia i przy okazji mojemu mężowi... Żyć się odechciewa...

5 maja 2015, 15:03

Mimo, że połowa cyklu i najlepszy okres na serduchowanie, ale spisuję ten cykl na straty. Za dużo stresów i tego wszystkiego ostatnio wkoło nas. Na nic nie mamy ochoty, w ogóle jakoś wszystko się pieprzy, nie tylko z całą rodziną, ale przede wszystkim z nami... To chyba moja wina bo jestem choleryczką, wszystko przyjmuje na gorąco i często trudno mi się powstrzymać, co powoduje, że wszyscy postrzegają mnie jako wredną zołzę, a poza tym ciężko mi się w stresujących sytuacjach opanować. Drażni mnie dosłownie wszystko. Przez ostatnie dwa dni nerwy sięgały już tego poziomu kiedy nie mam ochoty wracać nawet do domu, bo wiem, że mogę rozpieprzyć swoje całe życie w sekundę, przez jakiś głupi tekst, przed wypowiedzeniem którego się nie pohamuję.
Tak więc jak widać, warunków sprzyjających do zafasolkowania nie ma i chyba nawet powoli ochota na starania zaczyna gdzieś uciekać. Do tego jeszcze efektów wiesiołka nie widzę jakoś. Niby wilgotno, ale tak jak zawsze. Wczoraj jakiś przebłysk może się pojawił, choć nie wiem jak to traktować. Cały dzień śluz wodnisty, pod wieczór kremowy, a przed samym spaniem przezroczysty i rozciągliwy. I jak tu nie zwariować?

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 maja 2015, 15:05

6 maja 2015, 09:58

Jak nie urok, to przemarsz wojsk. Kurcze chyba jakiś mam pechowy tydzień. O ile sprawy prywatne się w miarę uspokoiły, to w pracy jakiś worek z problemami się chyba otworzył. W gruncie rzeczy jakaś spokojniejsza dzisiaj jestem. Zeszło ze mnie całe ciśnienie, może wreszcie trochę odetchnę... :) A co do cyklu to już trochę zgłupiałam. Temperatura nie rośnie, śluz oszalał, sam się zdecydować nie może jaki ma być. Sama już nie wiem co o tym myśleć.

11 maja 2015, 08:27

Kiepski weekend za nami, sobota nawet nawet, za to niedziela szkoda gadać. Ja jakaś rozdrażniona, M. nic się nie chciało, ale serduchowanie było :) Pogoda też jakaś zrobiła się do bani, taka przygnębiająca... Za oknem, szaro buro i ponuro... Ja znów na tydzień zostałam sama w domu, M. pojechał na delegację... Jak się dalej tak pogoda utrzyma, to nawet na rower po pracy nie będę mogła wyjść... Ahh kiepsko.
Wykres jakiś bez rewelacji, owulki nie było. Mój M. stwierdził, że może coś się nie oznaczyło albo może ten mój nowy termometr jakoś kiepsko mierzy i dlatego tak, a ja myślę, że może okazać się bezowulacyjny. On za to uważa, ze skoro nic się nie oznaczyło to na przekór może okazać się, że będzie piękny finał :) Chciałabym wierzyć i mieć takie podejście jak on, ale ja jakoś chłodniej to tego podchodzę...
1 2 3 4