Wszystko mnie drażni na każdym kroku, wszystkie uwagi mojego M. co do mojego wyglądu, sposobu ubierania się i w ogóle wszystkiego...
Mam tego wszystkiego dość...
Serduchować się nie możemy, bo czekamy na @ po tym wszystkim... ale jakoś tak czuje, że nawet nie mam na to ochoty, na żadne pieścidełka też nie...
co jest ze mną nie tak? jestem spięta i sfrustowana jak jasna cholera, nie potrafię sobie z tym poradzić.
M. ma dosłownie za kilka dni urodziny, chciałabym, żebyśmy je jakoś miło spędzili, ale obawiam się, że moje humory wszystko popsują...
Mam wrażenie, że to już wieczność jak Cię nie ma...
Kurcze, chyba nigdy nie cieszyłam się tak z @
U swojej Pani doktor, do której chodzę prywatnie jak byłam na wizycie kontrolnej po całej tej sytuacji(...) dowiedziała się, że po I miesiączce, możemy z mężem spokojnie zacząć się starać.
Dzisiaj poszłam do tej co chodzę na NFZ, a ona do mnie mówi, że teraz absolutnie nie, dopiero po II miesiączce.
Bądź tu człowieku mądry, jak każdy mówi co innego.
A wy co myślicie o tym?
Ja ostatnio doszłam do wniosku, że te wszystkie moje załamania przez ostatnie 1,5 tygodnia spowodowane były brakiem @, bo wiedziałam, że ten czas mi ucieka, jakoś się strasznie wydłużało to wszystko (mimo, że miesiączka pojawiła się wcześniej niż się spodziewałam). W momencie jak się tylko pojawiła, zniknęły moje doły i pojawiła się nadzieja, że wreszcie możemy zacząć od nowa... A tu dzisiaj zbiła mnie z tropu... Zdecydowanie wolę wersję, że po I miesiączce możemy zacząć starania.
No ale jak tu się starać, jak się nie da, przy takiej pogodzie, to nawet serduchować się nie chce...
Zaczęłam mierzyć tempkę, ale nie wiem czy dam radę... Czy to znów nie spowoduje, jakiegoś załamania u mnie, zobaczymy jak to będzie... Na razie całkiem nieźle się czuję (no pomijając oczywiście temperatury), więc mam nadzieję, że na dłuższy czas tak już zostanie
Kurde większość dziewczyn robi mnóstwo badań, wrzucając ich wyniki... Czasem zastanawiam się o co w niektórych chodzi i szukam po necie czego poszczególne dotyczą.
A ja co? Nic... Na razie Pani doktor żadnych konkretnych badań mi nie zleciła, poza tymi, które robiłam na samym początku jak tylko do niej trafiłam, po stracie też nie...
Może z jednej strony powinnam się cieszyć, bo może wszystko jest ok, a może nie mogę trafić na dobrego lekarza. Ja już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć...
Najgorsze jest to, że właśnie zaczęły mi się dni płodne... A ja ochoty na serducha nie mam w ogóle, nawet na przytulanie już nie mam ochoty...
Z jednej strony dziecko bym chciała jak najszybciej i w ogóle nie chciałabym czekać ze staraniami, ale już ochoty na zmajstrowanie maluszka nie mam... Nie wiem czy to wyrzuty sumienia takim czepialstwem dawały o sobie znać czy co... ciężko stwierdzić... Z drugiej zaś strony, nie chce przechodzić przez to wszystko jeszcze raz gdyby się znów nie udało... Boję się, ze nasze małżeństwo przez moje "doły" może nie przetrwać... ale chciałabym urodzić nasze dziecko... Nie wiem jak sobie poradzić z tym wszystkim, nie potrafię chyba tego zrobić... Wiem, że to co się stało, to nie jest moja wina, ale ja dalej mam takie poczucie, że to jednak jest moja wina, że to ja nie dałam rady, że przeze mnie tak się skończyło...
W domu nie potrafię znaleźć sobie miejsca, w pracy nie potrafię skupić się na swoich zajęciach...
Temp. mierzę z przymusu, żeby wiedzieć co i jak... chociaż mam wrażenie, że robię to zupełnie niepotrzebnie.
Nie wiem jak to dalej będzie...
Temperaturka skoczyła do góry, może jednak ta owulka się pojawi... Wiem, wiem, jestem panikarą i to strasznie niecierpliwą... Możecie mnie opierdzielić Należy mi się (jak to by powiedział M.) Ciągle kładzie mi do tego łepka, że za wcześnie histeryzuję i za wcześnie wszystko przeżywam i wyszukuję problemów. Staram się nad tym panować, no ale jak widać po ostatnich kilku dniach, nie zawsze to wychodzi...
Dziś od rana mam zajebisty humorek, wczoraj wreszcie mi skoczyło libido no i było piękne serduchowanie Chyba właśnie tego mi brakowało, poczucia, że wreszcie mam ochotę i poczucia, że po prostu się kochamy, a nie tylko staramy się o dziecko. Nie wiem czy mnie zrozumiecie, bo wiadomo, no jak się kochamy to siłą rzeczy się staramy, ale ostatnimi czasy to było bardziej odczucie samego starania, jako starania, a nie starania w odczuciu przyjemności i poczuciu miłości. Kurde trochę zagmatwałam, ale dobra ja wiem o co chodzi i mam nadzieję, ze też wiecie.
Wrzucam to bo niby wiem, ale czasem dostaję zaćmienia i później przychodzi nerw, że może jednak nie wiem...
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2015, 08:33
A co do cyklu, to temperatura idzie w górę. Ja mam wrażenie, że "produkcja" śluzu podupada na zdrowiu i jakoś tak dziwnie się czuje...
Wczoraj była akcja "Peppa" Moja chrześnica, uwielbia tę bajkę, wszystko się kręci wokół świnki Peppy. No ale mała niezdara siedzi u dziadków (a Ci mieszkają na wsi i mają sporo pracy - na dodatek mój ojciec chory na zapalenie płuc) i zgubiła pluszaka oczywiście Peppę. Dziadkowie przez dwa dni szukali zguby (w domu, wokoło domu, na drodze, na polu - bo przecież nie rozstawała się z nią na krok no i kicha nie znalazła się... Myśleliśmy wszyscy, że pewnie na drodze gdzieś jej wyleciała i ktoś zabrał. Wczoraj rozmawiam z mamą, no i łobuziara przychodzi do tel i mi mówi co się stało, słyszę oczywiście płacz i: Ciocia wies co, moja świnka Peppa zniknęła, musisz mi kupić Peppę i Georga (czy jak to się tam pisze ), ja w śmiech i tłumaczę: Dziecko to jak pilnowałaś, Wiesz dobrze, że ciocia nie musi Ci nic kupować tylko co najwyżej może... A ona do mnie: To może Wujek mi kupi (ja w śmiech bo już wiedziałam, ze trafi w czuły punkt). Stwierdziliśmy z M. że pojedziemy na zakupy jak trafimy to może jej kupimy. My na zakupach, mojemu M. dzwoni tel "Teściowa" Odbiera, a tam mój siostrzeniec (starszy braciszek) i mówi do niego: Wujek sprawa jest i daje słuchawkę mojej chrześnicy. Oczywiście co, cwaniara do wujka: "Wujek ja Cię proszę, kupisz mi świnkę Peppę, bo moja zginęła i ja bez niej nawet spać nie mogę, a miała taką ładną czerwoną sukienkę... proszę Cię wujek..." Niewiele brakowało, zaczęlibyśmy się pokładać w CH ze śmiechu z niej... No i co, Wujkowi zmiękło serducho i jeździliśmy szukaliśmy wszczędzie Peppy, takiej jaką miała... Oczywiście znaleźliśmy i przy okazji trafiły się spineczki do włosów z Peppą więc też wzięliśmy bo nigdzie do tej pory nie mogliśmy znaleźć, a już kiedyś prosiła nas o nie.
Dzisiaj dzwoni moja siostra i mówi: Powiem Ci coś, ale się nie denerwuj... Peppa się znalazła wczoraj w nocy... Ja w śmiech ona w śmiech, no ale jak to przecież wszędzie była szukana, nikt nie mógł jej znaleźć i nagle się znalazła...
Dobrze, że metek nie oderwałam, to dzisiaj będzie akcja "Wymiana na Georga"
Jak to się można przekonać z opisanej sytuacji, jak dzieci działają na mężczyzn
Dziś jedziemy z M. do dzieciaczków (mojej chrześnicy i jej brata), na samą myśl aż mi się "ryjek" cieszy
Temperatura rośnie, jak na moje oko owulka była wczoraj, ale na 100% pewna nie jestem... Z duphastonem na razie się wstrzymałam (przynajmniej do jutra) Ovu zaznaczyło owulację na 15 dc, ale porównując wykres do tego, który miałam w maju, to pewnie przesunie o dwa dni i chyba raczej jego koncepcja potwierdzi się z moją, że jednak owulka była 17 dc, ale ze mnie taki znawca, że żaden. Jakby któraś się bardziej orientowała i zerknęła, byłabym wdzięczna za interpretacje i podpowiedź...
Miłego dnia dziewczynki
Jutro wyjeżdżam do siostry, żeby przypilnować jej dzieciaki do niedzieli, bo oni ze szwagrem pracują i nie mają z kim ich zostawić do końca wakacji. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej strony czuję, że będzie ciężko, po tym jak siedzieli u babci miesiąc czasu. W weekend miałam okazję przekonać się jak babcia ich rozpuściła.
Mój M. wczoraj pojechał na delegację, co prawda dziś wraca, no ale co z tego jak tylko dziś się w sumie będziemy widzieć... Ja dopiero w niedziele wrócę też nie wiem o której... On od poniedziałku znów na delegacje, prawdopodobnie na cały tydzień, więc w sumie dopiero przyszły weekend spędzimy razem.
Troszkę mnie to dołuje, no ale cóż poradzić...
Co do cyklu to temp pnie się w górę, mam nadzieję, że tak się ładnie utrzyma. Żadnych objawów przepowiadających @ ani ciążę nie mam. Jedynie co, to czuję się jakaś taka zobojętniała na wszystko. Znów mam wrażenie, że jestem nie ogarnięta... I to chyba tyle...
Ten wyjazd do mojej siostry narazie robi mi bardzo dobrze ☺ powiem Wam szczerze, że myślałam, że przyjazd tutaj trochę ostudzi mój instynkt, ale dzieje się wręcz przeciwnie. Co prawda jedno dziecko ma 6 lat a drugie zaraz skończy 4 i to juz troszkę większe dzieci, ale nabiegać się przy nich trzeba.
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 sierpnia 2015, 06:50
Wracam dziś do Wawy do mojego M., dzieciaczki odwiozly mnie ze swoim tatą na pociąg. Maleństwa w ogóle nie chciały mnie puścić, aż mi się łezka w oku kręci
Ze znajomymi tez się praktycznie nie spotykamy, wszyscy maja dzieci, jedni mniejsze, drudzy trochę większe, a ja nie daje rady...Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 września 2015, 22:11
Uważam, że wszystko jet z Tobą okej! Nie przeżyłam tego co Ty, ale masz prawo być sfrustrowana. Ale z drugiej strony to mój punkt widzenia (kobiecy) ... 3mam kciuki, żeby Małż był cierpliwy a Ty szybko wróciła do dawnej formy!!!!!