Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
O mnie: 27 latka, po wielu nieprzyjemnych przejsciach... Nie majaca zadnego wsparcia i zrozumienia w rodzinie... Bardzo szczęśliwa mężatka, mająca ogromne wsparcie w mężu :)
Choć jednocześnie trochę samotna.
Euforyczna i ekscentryczna, pełna energii.
Nie wierząca w siebie, obarczająca się wszelkimi możliwymi obowiązkami.
Czas starania się o dziecko: od 11/2014
Moja historia: O dziecku marzę już od około 2 lat. Niestety z różnych względów starania o upragnione dziecko rozpoczęliśmy dopiero w grudniu ubiegłego roku. Od momentu kiedy poznałam mojego męża wiedziałam, że to człowiek, z którym chce założyć rodzinę. To właśnie wtedy zaczęłam wierzyć, że życie może być inne, lepsze... Uwierzylam ze przy takiej osobie przy boku, można góry przenosić :) Jednak życie szybko sprowadziło mnie na Ziemię dając jasno do zrozumienia, że nie może być łatwo... Każdy cykl jak do tej pory kończący się bólem i łzami... W ostatnich okresach chęć posiadania dziecka doprowadziła do tego, że zaczęłam unikać wszelkich kontaktów z małymi dziećmi oraz kobietami w ciąży. Widok niemowląt i ciężarnych momentalnie doprowadza mnie do płaczu i depresji. Dzięki poradom kilku osób, mających doświadczenie w staraniach się o dziecko, udaliśmy się z mężem do endokrynologa-ginekologa, zlecono mi szereg badań, ze względu na podejrzenie występowania bezowulacyjnych cykli. Niestety badania okazały się dość niepokojące. TSH, Estradiol, PT-9 itp. w normie, niestety Progesteron znacznie poniżej normy... Lekarz co prawda przepisał mi Duphaston i na razie kazał się nie przejmować niczym, niestety moja osobowość i charakter nie pomaga...
Dwukrotnie ujrzeliśmy upragnione dwie kreski :) Długo niestety to nie potrwało, w 6 dniu 6 tygodnia, straciliśmy naszą pierwszą fasolkę... Drugą ciążę zobaczyliśmy na USG, ale okazało się, że ciąża się nie rozwija... Zatem za nami 2 poronienia. U męża problem z oligospermią bardzo ciężką... U mnie z kolei mutacje MTHF... Jedyne co nam pozostaje to nadzieja na powodzenie i kiedyś może szczęśliwy koniec.
Dziś mamy piękny dzień... Wszyscy wkoło podniecają się zaćmieniem słońca, a mnie to jakoś nie rusza... Siedzę w pracy, próbuję się skupić i nie myśleć, ale jakoś tak trudno. Nasuwa się wiele refleksji, (...)czemu się nie udaje (...) na pewno to moja wina (...) czy w ogóle kiedykolwiek się doczekamy (...) a co jeśli nie (...) czy nie zniszczę mu najlepszych lat...
Wczoraj trochę udało mi się od tego wszystkiego oderwać, poszłam z mężem na rower, mały pierwszy relaksik w tym roku. Postanowiłam wziąć się za siebie i postarać przestać się nakręcać. Pytanie: czy tylko będę w stanie do tego dążyć...
Piękny weekend za nami, bez żadnego doła Dzięki temu chyba czuję się wypoczęta i zrelaksowana Mam nadzieję, że takie samopoczucie utrzyma się jak najdłużej... W wolnej chwili poczytałam trochę o lekach, które dostałam od lekarza. Od 18 dnia cyklu zaczynam duphaston. Dziewczyny, czy któraś z Was mogła by powiedzieć czy zdarzały Wam się skutki uboczne brania tych tabletek?
U mnie 3 cykl. Widzę niestety skutki uboczne w wyglądzie. tak myślę, że to przez duphaston, bo wcześniej nie miałam. Trądzik, pryszcze.... no dramat :( jak jedne krosty znikają, pojawiają się nowe.... na twarzy, dekolcie, ramionach ... Wariuję przez to. Może trzeba się trochę na słońce wystawić... Pamiętam, że 1 cykl z dupkiem zniosłam bardzo źle. Bolała mnie potwornie głowa i miałam mega doła.... :(
U każdej kobitki pewnie inaczej on się zadomawia.
3mam kciuki żeby u Ciebie było dobrze! Ściskam! Papa
O kurcze, to nie za ciekawie... Trochę mnie to przeraża, bo nie dalej jak 2 lata temu, leczyłam się na trądzik. No mam nadzieję, że jednak u mnie nie wystąpią takie skutki uboczne nie wystrąpią i że u Ciebie jak najszybciej miną :)
Dziś mam chyba kolejny gorszy dzień... Mój mąż nad ranem dostał smsa od swojego kolegi, że urodził mu się syn. Pokazał mi go, a mnie się aż nogi ugięły z żalu. Bardzo się cieszę czyimś szczęściem i życzę temu dziecku i jego rodzicom jak najlepiej, ale nie potrafię w takich sytuacjach zachować kamiennej twarzy. Od razu w oczach pojawiły mi się łzy, w piersiach uczucie jakby mi ktoś wrzucił kamień, jeszcze ten mój szczękościsk, aby nie dać po sobie poznać, że mi przykro... Momentalnie wycofałam się do łazienki, aby nic nie zauważył <nie chcę go dodatkowo dołować> Nie potrafię sobie z tym poradzić... Widziałam w jego oczach, że mu żal, że to my nie możemy się tak cieszyć, że wszystko mamy pod górę... Do tej pory jakoś nie zauważałam u niego takich reakcji, ale wydaje mi się, że do niego powoli zaczyna docierać też to, że wszyscy wkoło mają dzieci, a nam jakoś się nie udaje... Jeszcze te podteksty ze strony jego taty... Nikt jakoś do żadnej pomocy się nie garnie, ale swoje 3 grosze zawsze ma do dorzucenia.
Podczas wielu z wizyt u jego rodziców, teść niejednokrotnie dawał do zrozumienia, że chyba sypiamy oddzielnie bo jakoś wnuków nie widać... Któregoś razu po takim obiadku nie wytrzymałam i oberwało się mojemu mężowi, powiedział, żeby zrobił porządek ze swoimi rodzicami bo ja nie mam zamiaru wysłuchiwać takich tekstów. Przekazał co trzeba swojemu tacie, na jakiś czas był spokój, aż tu nagle po naszej dłuższej nieobecności u nich w dzień kobiet otrzymałam życzenia od teścia, po czym dodał, żebym wreszcie udowodniła, że jestem kobietą... Chyba nie muszę tłumaczyć w jakim kierunku to zmierzało... Nie mogę wybić sobie tego z głowy. Wszystkie te wydarzenia niestety nie dają mi spokoju...
Dodatkowo przeraża mnie myśl, zostania samej na 2 tygodnie tuż po świętach, bo mój mąż wyjeżdża na wyjazd służbowy...
A najgorsze jest to, że w najbliższym czasie czeka mnie coraz więcej nowinek o narodzinach dzieci znajomych, bo niemal wszyscy nasi znajomi oczekują narodzin...
A u mnie niestety ten stan dochodzi już do takiego poziomu, że nawet w pracy nie potrafię powstrzymać łez...
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 marca 2015, 10:21
Ja co prawda mam już 1 dziecko, ale staraliśmy się o synka ponad 2 lata i szczerze jak odpuściłam psychicznie itd przy seksowaniu 1 raz w miesiącu nie licząc dni powstał Dawidek.
Teraz od września 2014 staramy się o II dziecko i na razie bez efektów.
Nie możemy się dołować. Wiem , że to ciężko wykonać, ale nie jesteś sama . Każda z nas to przeżywa.
Jak bym czytała o sobie ... Twój teść za daleko się posuwa ... Sama mu powiedz żeby się ogarnął i odwalił najlepiej! Wrrrrr. Mnie też teraz czekają miesiące w których urodzi się sporo dzieciaków znajomych :( Najgorsze jest to, że trzeba udawać ciągle silną kobietę...która walczy, a czasami po prostu już nie ma sił ... i jest kur*ewsko ciężko.
Jestem z Tobą myślami!
No delikatnie jakoś starałam mu się zwrócić uwagę mimo wszystko, chociaż i tak uważana jestem w ich rodzinie za samo zło, bo jestem ogólnie pyskata i nie daję sobie wejść na głowę... Ale niestety muszę się trochę hamować, bo mieszkamy w ich mieszkaniu, na szczęście nie razem z nimi...
Jakbym widziała moją historię. tylko u mnie to matka, moja własna matka mnie dołuje, po poronieniu powiedziała mi że mozę to dobrze że tak się stało bo ona nie wie czy zniosłaby życie z małym dzieckiem pod jednym dachem, te krzyki i płacze co noc (mieszkaliśmy z moimi rodzicami, ale jak to usłyszałam, to za dwa dni sie wyprowadzilismy)Najlepsze jest to że 4 miesiące później moj brat z bratowa sie wprowadzili z tygodniowym niemowlakiem i ona była po prostu zachwycona.
NIe przejmuj się tymi wszystkimi przykrymi słowami, wiem, że łatwo jest tak mówić, ale jakbyśmy mieli patrzeć na każdego i słuchać wszystkich docinek i rad to chyba byśmy zwariowali :) głowa do góry. Ważne że masz nas, my wszystkie Cie tu rozumiemy i wspieramy :)
dodam tylko, że my również staramy się 4 cykl i wiem że nie jest łatwo...
Chyba małymi kroczkami zaczynam wracać do siebie, ciężka noc za mną, a właściwie za nami... Dzisiejszy dzień zapowiada się dużo lepiej niż wczoraj. W pewnym momencie stwierdziłam, że przestaję obserwować swoje temp i niech się dzieje co chce... Ale nocne przemyślenia mi na to nie pozwoliły Dziś rano jak ostatnio prawie codziennie sięgnęłam po termometr. Temp bez większych zmian, czekamy na owulkę... A ja sobie tłumaczę, że muszę się w końcu nacieszyć moim mężem, dopóki jest w domu.
Ostatnie dni mijały nadzwyczaj spokojnie Chyba psychicznie udało mi się trochę odpuścić. Fizycznie też jakoś odpoczęłam. Przede mną ciężki czas bez męża w domu. Delikatnie mówiąc jego firma dba o mnie i stopniowo zaczyna mnie przyzwyczajać do tego, że będę przesiadywać sama w domu. Trochę mnie przeraża ta perspektywa, ale jakoś muszę dać radę. Może ta rozłąka dobrze nam zrobi, nie będzie go przez jakiś czas to bardziej za sobą zatęsknimy... Około dwa tygodnie temu mieliśmy trochę spięć, na różnych płaszczyznach, na razie trochę się to uspokoiło, ale przede mną perspektywa świąt z moją i jego rodziną, więc może być różnie. Po świętach zaczynam dojeżdżać do pracy rowerem, trochę się boję, bo sama rowerem nie jeździłam, do tej pory zawsze z M. Poza tym ogólnie mam tendencje do zapalenia oskrzeli i mam nadzieję, że nie załatwię sobie takich atrakcji, bo przymusowe siedzenie w domu, źle na mnie działa...
Nie będę już smęcić, zabieram się do pracy
A Wam dziewczynki, życzę miłego i spokojnego dnia
Witaj :) bardzo się cieszę, że humorek się poprawił. Dobrze jest czasami się odciąć od tego całego świata, i pobyć tylko ze sobą. Mam nadzieję że święta miną w miarę spokojnie ;)
My pewnie pojedziemy tylko do rodziców męża na święta, bo do moich nawet nie rozważam takiej możliwości, żeby znowu słuchać przytyków... Zobaczysz, jak ta rozłąka z mężem szybko minie. Zaglądaj do nas często a nim się obejrzysz to już wróci :)
Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)
To widzę, że u nas ze świętami tak samo. Ja z moją rodziną niestety też nie mam dobrego kontaktu, ograniczam go do minimum. Perspektywa świąt mnie przeraża. Niestety ani moja rodzina, ani mojego męża nie zdaje sobie sprawy z naszych problemów. Ja niestety również nie mam dobrych kontaktów z matką, swego czasu doprowadziła do tego, że miałam przez nią operację. Własna matka wysłała mnie do szpitala, po czym wmówiła całej rodzinie, że sama doprowadziłam do takiego obrotu spraw... Przykre, ale niestety prawdziwe, więc w niej wsparcia nie mam w ogóle... A z kolei rodzina mojego męża, jest zapatrzona w swoją młodszą córeczkę, a ja mam wrażenie, że mój mąż jest tam traktowany jak śmieć. Jak jest potrzebny to potrafią się odezwać, ale żeby nawet tak po prostu zadzwonić zapytać co słychać, czy nam w czymś nie pomóc to już nie... Więc święta niczego przyjemnego nie zapowiadają, byle jakoś je przetrwać.
Jeśli chodzi o rozłąkę z mężem trochę mnie to przeraża, ale z drugiej strony tak jak napisałam, mam nadzieje, że takie krótkie rozstanie dobrze nam zrobi.
Ja również pozdrawiam i życzę gabi miłego dnia :)
Pomimo spokojnie spędzonych świąt u jednej z rodzin, tej której spodziewaliśmy się z mężem zupełnie innego obrotu sytuacji, druga strona nie powaliła nas na kolana. A miało być tak pięknie...
U mnie spokój, jak nigdy...
U niego, masakra... Ciągłe docinki, jak nie ze strony teścia, to teściowej... Kolejne rewelacyjne wieści o 100% wspomaganiu finansowym dla drugiego dziecka... A my potraktowani jak ostatni śmiecie... Nikt nas nawet nie zapytał co słychać... Ale co prawda tekstów odnośnie posiadania dziecka nikt sobie nie żałował... Siedzenie jak na bombie i powrót do domu, który mógł się skończyć tragicznie... Ale co tam, przecież ludzie mający dwoje dzieci, interesują się i inwestują tylko w jedno, a od drugiego wymagają nie wiadomo czego... tylko tak się czasem zastanawiam po co, skoro potrafią komuś tylko dupę obrabiać...
Współczuję bardzo takich teściów ;/ Jak już zauważyłaś u mnie też spaprane święta. Nie przejmuj się nimi wcale. Dacie sobie radę sami, i wcale ich nie potrzebujecie. Najważniejsze, że macie siebie :)
No niestety, tylko przez takich ludzi żyć się czasem odechciewa... Ale z drugiej strony kontaktu z nimi mojemu mężowi zabronić nie mogę... A jemu niestety przeglądanie na oczy trochę zajmuje...
szczerze współczuję, naprawdę. Ale nie pozwól, żeby podejście teściów zepsuło coś między Wami.. Dacie radę, tylko musicue się trzymać razem. Pozdrawiam Cię i życzę miłego dnia. :) <3
SophieQ ja wszystko rozumiem, że jego matka, ojciec, siostra... jak chce niech jedzie i się kontaktuje z nimi, tylko u nas problem polega na tym, że on sam jechać nie chce, tylko ciągnie mnie... Ja nie chce, a jeśli już pojadę to siedzę wściekła... A jeśli w ogóle pojedzie sam to ciągle go ze wszystkim wykorzystują, a że on jest pomocny, to nie potrafi im odmówić i z czym tylko się da ich wyręcza... A i tak jest traktowany tak jak jest...
No i pojechał...
Znów zostałam sama na kilka dni. Nie chce mi się wracać do pustego domu. Zawsze staram się jakoś zagospodarować czas jak nie ma mojego M. Niestety po powrocie do pustego mieszkania odechciewa mi się wszystkiego...
Mam nadzieję, że może dziś uda mi się wziąć trochę za siebie... Może trochę poćwiczę, bo sprzątania po świętach raczej sobie nie wynajdę...
Na razie jakoś się trzymam i mam nadzieję, że nie nic się nie zmieni do powrotu mojego męża.
Ja też nie lubię jak mój Jacek wyjeżdża. Moja babcia (wielki inwigilator) zawsze ma pretensje, że ja on jedzie na delegację, to ja "się szlajam po ludziach", a ja zwyczajnie w domu sobie nie umiem miejsca znaleźć jak jego nie ma. Za pusto i cicho mi jest. A co do teściów, to wiem o czym mówisz bardzo dobrze! Tylko mi się czasem uda wykręcić, a on ma potem żal do mnie. Ale ile można przyjeżdżać i patrzeć na nawaloną teściową? Żadna to przyjemność ;/
No dokładnie, ja co prawda nie mogę patrzeć na swoją ze względu na to, że jest nierobem a wymaga nie wiadomo czego od kogo i niestety czyjejś pracy uszanować nie potrafi, albo nie chce... Nie wiem nie nadążam już za nią...
Moja jak jest trzeźwa to jestem jej kochana córeczka Karolinka, a jak sobie wypije i jej powiem, że mi się to nie podoba, to ma wielkie żale do mnie nie wiadomo o co. Niecałe dwa lata temu powiedziała, że tylko ją wkur@%$m i w d#pie ma nasz ślub. Taka słodycz się w niej obudziła ;)
Weekend, piękna pogoda, ale co z tego... Mąż wrócił na weekend z delegacji, ale nie ma się z czego cieszyć, bo mimo że sobota, to poszedł do pracy... Miało być do 12ej... Jest po 15, a ja dalej sama. Coraz częściej zastanawiam się po co w ogole mi on, skoro wiecznie siedzę sama... A później on ma do mnie pretensje, że wszystko duszę w sobie, że wszystko robię sama... Tylko ja nie potrafię inaczej, nie potrafię za każdym razem o wszystko prosić, pokazywac palcem co trzeba zrobić. .. Juz nawet kochanie się, nie przynosi mi takiej przyjemności jak kiedyś... Dziecka nie ma, kasy jak nie było tak nie ma, mieszkania własnego tez nie... Po co w ogóle żyć...
Od rana sprzątanie, gotowanie i czekanie na niego. Wreszcie nie wytrzymałam, wyszłam z domu do parku, ale tu wszędzie tylko się roi od świeżo upieczonych rodziców, albo od ciężarnych...
Znów łapie doła, chce mi się wyć... a już było tak dobrze...
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 kwietnia 2015, 15:22
Ojoj :( <tuli i ściska mocno mocno> Nie smutkuj się! To jest zawsze trudne, jak drugiej osoby nam brakuje, bo jest wiecznie zapracowana. :( Ale wiesz, że on to robi dla Was obojga. Ja się też zawsze wkurzam jak Jacka przetrzymują w pracy. A co do dzidzi to tym bardziej nie smutaj, bo to szkodzi nam tylko :) Zobaczysz, że przyjdzie dzień kiedy to jakaś inna, stęskniona maluszka kobietka będzie patrzała z zazdrością na Ciebie z brzuszkiem lub wózkiem :)
Sophie dziękuję za miłe słowa :) Obyś miała rację. Wczoraj oboje z mężem mieliśmy bardzo trudny dzień. Poleciało trochę łez, ale uświadomił mi, że on też wyczekiwany naszego maleństwa, a do tej pory nigdy tego nie pokazał tak jak wczoraj. Dziękuję, że jesteś :)
Nie ma za co :) Dobrze, że macie siebie. Widzisz? On tez przeżywa i bardzo chce :) Niepowodzenia zawsze są trudne. Ja się staram cały czas nie nakręcać, ale nie sposób jest nie myśleć. Tak bardzo bym chciała pochwalić się wszystkim dwoma kreseczkami na teście!
Kolejny raz mój świat rozleciał się na miliony kawałków...
Staram się jakoś trzymać, nie płakać i nie denerwować, ale nie potrafię. Koleżanka z pracy, która siedzi ze mną biurko w biurko właśnie oznajmiła, że prawdopodobnie jest w ciąży... Wszyscy dobrze wiedzą, (bo nie raz o to prosiłam) żeby przy mnie nie poruszać tematu dzieci, ciąż itd. Ja rozumiem, że ktoś się cieszy, ok. Ale niektórzy ludzie jak już wiedzą o pewnych rzeczach mogliby się przy mnie powstrzymać z niektórymi informacjami, skoro wyraźnie o to prosiłam.
I na dodatek dziś mój M. pojechał w kolejną delegację...
Już nawet nie mam ochoty z nim rozmawiać przez tel wieczorem.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 kwietnia 2015, 14:28
No i niestety moja temperaturka zaczyna spadać, a już miałam nadzieję... No ale cóż... dziś humorek już trochę lepszy, więc mam nadzieję, że mimo wszystko to będzie dobry dzień. Trochę żyje już dniem jutrzejszym, bo jutro mój M. wraca z delegacji do domu i mam nadzieję, że nigdzie go już nie wyślą.
Ostatnio dopytywał się kiedy robię test... No ale z tego co widzę z wykresu, chyba w tym miesiącu jeszcze go nie uszczęśliwię...
Miłego dnia dziewczynki
wiem, co czujesz :) mój P też wiecznie poza domem.
jest mąż a jakby go nie było.
co, do wpisu o koleżance...
wiem, że łatwo mówić, ale nie możesz od niej wymagać, żeby nic nie powiedziała... nie jesteś w stanie od tego uciec.
moja przyjaciółka ma teraz małego bobasa i na początku ciężko było mi ją w ogóle widywać, ale teraz jestem szczęśliwa spędzając z Małą choć kilka chwil co jakiś czas.
Owszem, nie mogę wymagać żeby nic nie powiedziała, ale ja nie musze wysłuchiwać całe 8 h w ciągu dnia o jej ciąży... W końcu przychodzi do pracy i powinna zająć się pracą i ja też, a nie słuchaniem jej wywodów na ten temat, o którym z resztą bardzo dobrze wie, bo nie ukrywam tego jakie mam reakcje na kobiety w ciąży i z maleńkimi dziećmi...(ograniczyłam swoje kontakty do maksimum z osobami z dziećmi, żeby nie stawiać siebie i innych w niezręcznej sytuacji) Więc uważam, że mogła by uszanować moje odczucia i odpuścić mi pewnych rewelacji.
No i jednak okazuje się, że do czwartku sama... No cóż, jakoś dam radę. Coraz bardziej się cieszę, że tu z Wami jestem Dzięki Waszemu wsparciu łatwiej znieść mi jego nieobecność...
Samemu zawsze jest gorzej wszystko znosić, a tutaj przynajmniej wiesz, że kobietki mają te same kłopoty i zmartwienia. :) Jesteśmy tu po to by się nawzajem wspierać :)
Unikaj spożywania „złych” węglowodanów takich jak: białe pieczywo, cukier, biały ryż i ziemniaki. Tego typu produkty zwiększają Twoją wagę, podwyższają poziom złego cholesterolu i zaburzają funkcjonowanie gospodarki hormonalnej odpowiedzialnej za płodność. Złe węglowodany mogą pogłębiać chorobę zwaną zespół policystycznych jajników, która jest przyczyną problemów z zajściem w ciążę prawdopodobnie aż u około 10% kobiet. W zamian postaraj się jeść więcej warzyw, owoców, pełnoziarnistego chleba, pełnoziarnistych makaronów i fasoli.
No ja z ryżem i ziemniakami mam dokładnie tak samo :) Jeśli w ogóle ziemniaki to góra dwa (resztę dojada mąż...) Na pieczywo już jakiś czas temu przerzuciłam się ciemne, jeszcze muszę się przekonać do ciemnego makaronu... I moja ukochana fasola :) Damy radę :)
Walczymy walczymy :) Nie mam zamiaru się poddawać. Dziś postanowiłam, że w nowym cyklu ani razu nie powiem, ani nie pomyślę, że nie uda mi się zajść w ciąże :) I mam zamiar się tego trzymać :)
No i przyszła wreszcie...
Z jednej strony mi smutno, bo już miałam nadzieję, że a nóż widelec może się udało... I mój mąż w moją stronę podsyłał podteksty, że pewnie coś trzymam w tajemnicy i nic nie chce powiedzieć. Nawet ostatnie serduchowania były jakieś takie inne, ale bardzo fajne
A tu kicha, jak niespodzianki nie było tak nie będzie.
Ale z drugiej strony liczyłam się z tym... Nie ma co się dołować, kolejny cykl przed nami... Zaczynam łykać wiesiołka od dziś wieczór, mam nadzieję, że pomoże na te moje suche dni i ten cykl zakończymy na zielono. Postanowienie utrzymuję w pełni i może nawet pokuszę się pod koniec miesiąca na wizytę u mojej ciężarnej przyjaciółki
Miłego dnia dziewczynki
Zawsze nadejście @ wiąże się ze smutkiem, ale też jest początkiem nowego cyklu w którym można coś zmienić i mieć nadzieję, że tym razem się uda. Mój mąż co miesiąc wali takie podteksty, przez co coraz częściej mam wrażenie jakby bardzo na to liczył, że w tym miesiącu się uda...trochę mnie to dołuje i sprawia, że zaczynam myśleć, że nie spełniam jego oczekiwań, ale szybko mi przechodzi. Tobie również Miłego Dnia :)
Mój mąż jakoś do tej pory nie dawał po sobie za bardzo tego poznać, dopiero teraz ostatnie kilka dni było takie, że wyraźnie było widać, że ma nadzieję na inny finał... Ale mam nadzieję i staram się przestawić na to, że tym razem się uda :)
U mnie też przyszła dziś.. o 4 nad ranem..Więc zaczynamy razem. i skończymy razem z zielonymi kropkami..Ja, jak dostaję @, to jest mi trochę smutno, ale za chwiłę myślę że nic straconego bo już mam 1 dzień cyklu, więc do następnej owulacji coraz bliżej. ;) Od dziś zaczęłam też wiesiołka, pierwszy cykl z nim. A co do tekstów męża - to mój tak żartobliwie, co miesiąc mówi, że po co kupuje podpaski, tampony, skoro nie dostanę okresu - i mimo, że próbowałam się nie nakręcać, to on mi to uniemożliwiał,i gdy przychodziła małpa to strasznie przeżywałam. Ale wiem że kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy zobaczymy te upragnione 2 kreseczki :) i będziemy najszczęśliwszymi kobietami pod słońcem. :)
Oj będziemy, będziemy, nie ma innej opcji :)
No mnie niestety w pracy zaskoczyła niespodzianka więc na wiesiołka muszę poczekać do wieczora, bo po ostatnim cyklu bardziej spodziewałam się @ w środę, no ale lepiej wcześniej :)
No mam nadzieję i trzymam kciuki za nasz zielony koniec :)
hehe.. no dokładnie. wielką mi niespodziankę zrobiła, bo liczyłam, że przyjdzie w środę. Zawsze miałam cykl 28 dni jak w zegarku. A tu w tym miesiącu, 26 i bam.. Małpiszon. Chyba pierwszy raz OF wyznaczył mi prawidłowo termin @... Ale niech się nie przeliczy - ostatni raz... :)
Nie wiem czy powinny być już jakieś efekty brania wiesiołka, ale u mnie jak na razie nic się nie dzieje...
Postanowienie z pozytywnym podejściem jak na razie pięknie się utrzymuje. Chyba ta wiosna tak na mnie działa.
Z mężem ostatnio w miarę spokojnie, delikatne spięcia jakieś co prawda są, ale takie to nic. W końcu "kto się czubi ten się lubi" Wreszcie zaczął się trochę słuchać mądrej żony (i co najważniejsze, chyba oboje jesteśmy z tego zadowoleni).
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 kwietnia 2015, 12:33
Nie wiem jak to jest z tym wiesiołkiem ,też biorę go 1 cykl. I też nic specjalnego nie zauważyłam. Nie wiem. Może mój organizm taki oporny jest, a może to po prostu za wcześnie. Ale polubiłam za to baardzo siemię lniane ;) mogę go pić bez przerwy. A na początku nie mogłam na nie patrzeć.
Fajnie że z mężem Ci się układa. I pozytywna energia nie opuszcza. To połowa sukcesu :)
Ja zaczynam w następnym cyklu wiesiołka i inofem. mam nadzieję, że coś pomoże. Może Twój organizm musi się przystosować? A ile bierzesz tabletek na dzień?
Zapowiada się bardzo udana majówka, mimo, że pogoda pewnie nie dopisze... Wczoraj podjęliśmy z mężem spontaniczną decyzję o wyjeździe do mojej siostry i mamy zamiar zrobić niespodziankę mojej chrześnicy Ahhhh już się nie mogę doczekać jak te małe brzdące wyściskam i wycałuję Przyjemne łączymy z pożytecznym, bo oczywiście wyjazd wyjazdem, ale mój M. musi trochę pomóc mojemu szwagrowi przy remoncie i przy okazji zabieramy mojego tatę, który prawdopodobnie zostanie ulokowany z nami w jednym pokoju, więc pewnie nici z serduchowania, no ale coż... Co prawda dni płodne wypadają według Ovu na majówkę i trochę po, ale skoro podchodzimy na luzie, to podchodzimy na luzie. Staram się jakoś nie spinać z tego powodu, że te kilka dni może nam wypaść. Przynajmniej trochę się oderwiemy od rzeczywistości i przy okazji wspomożemy, a właściwie ja wspomogę moją siostrę w pomocy przy dzieciach. Trochę się dziewczyna zrelaksuje może
Ja już odliczam minuty do wyjścia z pracy. U mnie pogoda na razie spoko, piękne słońce więc może, prognozy się nie spełnią...
Zawsze możecie się skryć w remontowych pieleszach na szybkie serducho :P A może tata będzie wolał kanapę i jednak pokój będzie wolny? Tak czy siak udanego odpoczynku, bo relaks jest każdej z nas potrzebny :)
Ha ha właśnie to sobie wyobraziłam :) My w remontowanym pomieszczeniu i wyskakujące zza drabiny dzieci mojej siostry :) Ale w sumie trochę adrenalinki by nie zaszkodziło :P
Miał być piękny weekend majowy, relaks, rodzinna wzajemna pomoc. I była, ale tylko do rana... A potem wielka bańka mydlana pękła, a jej efekty właśnie skutkują moją bezsenności i załamaniem. Niedziela zapowiadała się pięknie, a niestety okazała się koszmarem. Znów wszystko przez moją kochaną rodzinkę, która prawdopodobnie poczynił kolejny krok do zniszczenia mi życia i przy okazji mojemu mężowi... Żyć się odechciewa...
O matko! Co się stało bidulko? <tuli mocno> Nie smutkuj się :* Na pewno się wszystko ułoży. Może nie jest tak źle jak myślisz? Mam nadzieję, że jakoś się wszystko wyjaśni.
Mimo, że połowa cyklu i najlepszy okres na serduchowanie, ale spisuję ten cykl na straty. Za dużo stresów i tego wszystkiego ostatnio wkoło nas. Na nic nie mamy ochoty, w ogóle jakoś wszystko się pieprzy, nie tylko z całą rodziną, ale przede wszystkim z nami... To chyba moja wina bo jestem choleryczką, wszystko przyjmuje na gorąco i często trudno mi się powstrzymać, co powoduje, że wszyscy postrzegają mnie jako wredną zołzę, a poza tym ciężko mi się w stresujących sytuacjach opanować. Drażni mnie dosłownie wszystko. Przez ostatnie dwa dni nerwy sięgały już tego poziomu kiedy nie mam ochoty wracać nawet do domu, bo wiem, że mogę rozpieprzyć swoje całe życie w sekundę, przez jakiś głupi tekst, przed wypowiedzeniem którego się nie pohamuję.
Tak więc jak widać, warunków sprzyjających do zafasolkowania nie ma i chyba nawet powoli ochota na starania zaczyna gdzieś uciekać. Do tego jeszcze efektów wiesiołka nie widzę jakoś. Niby wilgotno, ale tak jak zawsze. Wczoraj jakiś przebłysk może się pojawił, choć nie wiem jak to traktować. Cały dzień śluz wodnisty, pod wieczór kremowy, a przed samym spaniem przezroczysty i rozciągliwy. I jak tu nie zwariować?
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 maja 2015, 15:05
Nie smutkuj się i nie złość tak <tuli> Zrób z mężem coś co Was relaksuje, zamknij oczy i zapomnij o kłopotach. Zobaczysz, że świat będzie od razu lepszy. U mnie z tymi śluzami to jest cyrk na kółkach, więc niestety nic Ci nie doradzę mądrego. Ja od kiedy biorę Inofem, to az mnie zalewa...
Wcześniej jak miałam zaburzoną gospodarkę hormonalną miałam podobnie, to cud, że mój mąż to wytrzymał...ale nie martw się to przejdzie i nadejdą lepsze dni :) Trzymaj się!
Ja też często nie potrafię ugryźć się w język, ale tak już mam;) A co do śluzu, to na mnie wiesiołek też jakos za szczególnie nie działa mam wrażenie;/ I z tym śluzem też tak dziwnie, wczoraj wodnisty, dzisiaj bardziej kremowy ehh
Jak nie urok, to przemarsz wojsk. Kurcze chyba jakiś mam pechowy tydzień. O ile sprawy prywatne się w miarę uspokoiły, to w pracy jakiś worek z problemami się chyba otworzył. W gruncie rzeczy jakaś spokojniejsza dzisiaj jestem. Zeszło ze mnie całe ciśnienie, może wreszcie trochę odetchnę... A co do cyklu to już trochę zgłupiałam. Temperatura nie rośnie, śluz oszalał, sam się zdecydować nie może jaki ma być. Sama już nie wiem co o tym myśleć.
miejmy nadzieję ze problemy w pracy minął szybko i cichutko. A co do cyklu to u mnie też całkiem dziwnie - tempka nie rośnie w ogóle, śluz raz taki, raz śmaki, test owu pozytyw 2 dni temu a temperatura nic. Ale możliwe, że u mnie to po antybiotyku się przestawiło. Chociaż w następnym cyklu wybieram się na badania hormonów.
Pozdrawiam :)
PS. A wiesiołek też na mnie nie zadziałał, ani trochę. :P coś bardzo oporny mój organizm.
Mam podobnie w tym cyklu, nie wiem skąd owulacja się wzięła 4 maja. Ale test owulacyjny i śluz były dużo wcześniej, więc nie wiem o co chodzi. Może ta inność cyklu wpłynie na zielone zakończenie :)
Oj kochana moja! Ja mojego cyklu za nic nie rozumiem i modlę się o dzień, kiedy wszystko stanie się jasne! :) Ja nawet nie wiem czy była owulka czy nie było..
Kiepski weekend za nami, sobota nawet nawet, za to niedziela szkoda gadać. Ja jakaś rozdrażniona, M. nic się nie chciało, ale serduchowanie było Pogoda też jakaś zrobiła się do bani, taka przygnębiająca... Za oknem, szaro buro i ponuro... Ja znów na tydzień zostałam sama w domu, M. pojechał na delegację... Jak się dalej tak pogoda utrzyma, to nawet na rower po pracy nie będę mogła wyjść... Ahh kiepsko.
Wykres jakiś bez rewelacji, owulki nie było. Mój M. stwierdził, że może coś się nie oznaczyło albo może ten mój nowy termometr jakoś kiepsko mierzy i dlatego tak, a ja myślę, że może okazać się bezowulacyjny. On za to uważa, ze skoro nic się nie oznaczyło to na przekór może okazać się, że będzie piękny finał Chciałabym wierzyć i mieć takie podejście jak on, ale ja jakoś chłodniej to tego podchodzę...
Kto to wie? Może ma racje? U mnie znowu istne Tatry się porobiły na wykresie, teraz znowu miałam spadek i tempka rośnie od wczoraj. Cholera wie czy to taka hiperpóźna owulacja czy znowu jakieś ma schizy ten mój organizm. Mam nadzieję, że pogoda Ci jednak dopisze :) I dzięki wielkie za wsparcie :) Już mi lepiej - potem napiszę w pamiętniku co i jak :)
wiem, lepiej się nie nakręcać żeby potem nie mieć takiego rozczarowania. Ja po owulacji powiem mojemu męzowi o jakichś dolegliwościach to zaraz slyszę : pewnie to przez ciażę.Ale może akurat będzie to dla Was taka niespodzianka ;) zdarzają się takie.. Nawet u mnie w rodzinie.
Możliwe że nie wyznaczyło Ci owulki przez zmianę termometru. Zmieniłaś w trakcie cyklu czy gdzieś na początku? ;)
Gabi Termometr zmieniłam na samym początku, więc raczej nie powinno być rozbieżności żadnych, ale kto to wie...
lentilkaa A co do owulki, to po obserwacji śluzu stwierdzam, że raczej już mi nie wyznaczy, bo nastała taka susza, że szok...
A mój mąż, ma zawsze pozytywne nastawienie w przeciwieństwie do mnie, więc kto to wie, może i tym razem ma rację. Przynajmniej w tym przypadku z wielką chęcią chciałabym mu ją przyznać :)
SophieQ a co do Tatr to właśnie mi przypomniałaś, że za miesiąc i tydzień wyjeżdżamy z moim M. na urlop właśnie tam, więc jeśli nie teraz to może wtedy coś :)
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.