Ja mam zawsze z tym problem, jak się zajmę czymś w pracy, to nawet o piciu zapominam, dlatego wrzucam tu, żeby przy każdym podglądzie sobie o tym przypominać
Najchętniej zamknęłabym się w domu i nie wychodziła z łóżka w ogóle. Mam wrażenie, że cały świat jest przeciwko mnie, że mnie nikt nie akceptuje itp. Nie wiem czy to jest spowodowane... Już dawno tak nie było jak dziś, bardzo dawno... Nie wiem czy znów łapię jakiegoś doła czy co? Tak jak postanowiłam, o staraniach, ciąży, dzieciach itd. staram się nie myśleć i udaje mi się to. Przynajmniej świadomie, jakoś odsunęłam od siebie te mysli. Wykres prowadzę, ale też jakoś bardzo nie przywiązuję do niego wagi. Choć widzę, że kiepsko wygląda. 2 miesiąc przyjmowania duphastonu. Cykl bezowulacyjny... ;/ Wysypało mnie na twarzy jak nie wiem.
Kuźwa, czemu tak jest? Jak ja psychicznie trochę zaczęłam stawać na nogi, to musi się wszystko inne pier... Masakra
Jeszcze dziś mam imieniny, które spędzę sama...
A co do cyklu, to ja sama już nie wiem co się dzieje. Dziś od rana mam jakieś wrażliwe piersi. Cykl ewidentnie bezowulacyjny. Ovu na 24.05 wyznaczyło @, a wtedy przypada nasz rocznica ślubu, już sama nie wiem czy chciałabym, żeby @ przyszła na wyznaczony czas, czy żeby się spóźniła. Wszystko mi się jakoś rozregulowało. Sama nie wiem co o tym myśleć. Przez ostatni rok miałam cykle średnio co 28-30 dni, od momentu jak odnalazłam Ovu mam 33-35. Sama nie wiem co się dzieje.. .
SophieQ a co do mdłości i wymiotów to chyba wczoraj jakiś taki pechowy dzień był, bo miałam bardzo podobnie jak Ty, ale u mnie to na 100% nie ciążą nie ma szans.
Nasza pierwsza rocznica ślubu
Błogi poranek, choć nie powiem, mógłby być przyjemniejszy gdyby nie @, ale nie ma co narzekać
Potem trochę relaksu, obiadek w restauracji (co bym nie musiała się przepracowywać )
Dostaliśmy nietypowy prezent, a właściwie bukiet od moich rodziców z warzyw i kwiatów Może wydawać się to śmieszne, ale ogólnie wyszło super
A na koniec dnia jeszcze trafiliśmy na nagranie Must Be The Music do POLSAT I mieliśmy okazję na żywo posłuchać jednej z moich ulubionych piosenkarek Jassie Ware Na której koncert od dawna chciałam iść, ale ciągle coś nam wypadało, a tu jeszcze za free Nie no po prostu super I jeszcze na dodatek mój M. mimo, że jakoś nie jest jej wielkim fanem stwierdził, że może kiedyś pójdziemy na jej koncert normalnie, bo na żywo jest zupełnie inaczej i bardzo mu się podobało. Trochę wróciliśmy padnięci, ale co tam, fajnie było
Humor nam dopisywał cały dzień, a to najważniejsze
No i nie obyło się bez niespodzianki Dostałam piękną bransoletkę
Lepszego męża nie mogłam sobie wymarzyć
Wczorajszy dzień jakoś dodatkowo mnie przygnębił. Przez chwilę przez głowę przeleciały mi myśli, że może jednak się udało, może jednak jestem w ciąży... Od kilku dni mam mdłości o różnych porach dnia i jakoś tak mi przez głowę przeleciało, ale to przecież nie możliwe. Ostatni cykl bezowulacyjny, starań za wiele też nie było, @ była normalnie, nie to nie możliwe...
Szybko się otrzeźwiłam po bardzo "miłym" telefonie teściowej do mojego M. Zadzwoniła niby z życzeniami dla synusia na Dzień dziecka... A tuż po życzeniach zaczęła mu wyrzucać, że ona już nie ma syna, bo na Dzień Matki do niej nie przyjechał z kwiatkami, ani po dniu Matki...
Do jasnej cholery, a co to jakiś obowiązek? Kuźwa, przecież zadzwonił, złożył jej życzenia itd. O h** jej chodzi. Jeszcze potwierdziła mojemu M. swoimi przechwałkami, że pakuje w drugie dziecko pieniądze ile wlezie. A do nas ma pretensje, że na jakieś głupie komunie, dalszej rodziny nie chodzimy. Tylko, żeby nam albo przynajmniej synowi pomóc, to ma go w dupie. Boże może nie powinnam tego pisać, ale jakbym tylko mogła to bym te dwie osoby poćwiartowała na kawałki.
Pier****** mamusia. Sama do synusia nie przyjedzie, a przecież wie gdzie mieszka... Równie dobrze, też mogłaby na dzień dziecka do niego przyjechać, no ale po co, przecież ma się tylko jedno dziecko.
Rany, jak ona mnie wkur***!!! Tylko czekam, kiedy nas wyrzuci z mieszkania, w którym mieszkamy, bo należy do niej...
Przez tą kobietę, mam dość życia i dość wszystkiego. Wiem, że nigdy żadnej pomocy od nich nie będziemy mieli, od moich rodziców z resztą też... Chodzą mi po głowie myśli, żeby go zostawić, żeby znalazł sobie kogoś innego, kogo zaakceptuje jego rodzina, ale nie wiem czy będę potrafiła. Wiem, że to byłoby dla niego najlepsze. Chciałabym z nim mieć rodzinę, ale chciałabym, żeby był szczęśliwy, a wiem, że ze mną nie będzie... ;(
Trochę się rozpisałam, posmęciłam, ale i tak wiem, że dziś się na niczym nie skupię. Nie jestem w stanie po takich wczorajszych atrakcjach. Wiem, że nie powinnam się tym przejmować, ale nie potrafię...Nie potrafię patrzeć, jak matka mojego męża ma go za nic, a ja z tym nie mogę nic zrobić.
Wiem, że w takiej rodzinie, z takim podejściem nie zajdę w ciążę, bo nie ma miesiąca, który byłby spokojny. A jak wszystkie dobrze wiemy, stres dobrze na to wszystko nie wpływa... Boję się, że nie zostanę matką, nawet jak tak bardzo tego chce i staram się zmienić swoje podejście do tego wszystkiego...
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 czerwca 2015, 09:25
A co do mojego cyklu to ja już sama nie wiem jak go interpretować. Temperatura niemalże stoi w miejscu, śluz niby rozciągliwy, ale jakoś go tak strasznie mało... Ja już sama nie wiem... Zaczynam się martwić, że znów będzie cykl bezowulacyjny. Nigdy nie miałam objawów owulacji, żadnych bóli brzucha, kłucia jajników - nic z tych rzeczy. We wcześniejszych latach jedynie co miałam bardzo silne bóle miesiączkowe, ale po tabletkach antykoncepcyjnych jakoś ustąpiły. Ostatnimi czasy, mam coraz większy problem z suchością, poza tym w ogóle nie mam żadnych objawów niczego. Sama już nie wiem co o tym myśleć.
Ovu dziś wyznaczyło mi linią przerywaną owulację na 13 dzień cyklu, gdzie temperatura od 11 do 13 dnia stała w miejscu... Ja bym chyba raczej obstawiała, że ta owulacja to może dopiero dzisiaj będzie jeśli jutro tempka spadnie. Nie no poprostu ręce mi opadły, nie kumam już tego ani trochę...
Śluz mało bo mało, ale trochę go jest jeszcze więc wydaje mi się, że coś tu jest chyba nie tak.
Laska na forum zinterpretowała mi wykres i stwierdziła, że ok.
To w jakich przypadkach w końcu można poznać, że wystąpiła już owu?
Test owulacyjny pozytywny. No ja wiem, że to nie oznacza, że owulacja jest teraz albo będzie w ciągu najbliższych dni, ale chyba jakby było już po to dalej wychodziłby pozytywny?
Z jednej strony się cieszę, że mi niby tę owulację co prawda przerywaną, ale wyznaczyło mimo wszystko, a z drugiej to już sama nie wiem jak to interpretować.
A Wy co o tym myślicie?
Poprzedni weekend spędziliśmy na pracy... Z kolei niedzielę, całą w szpitalu bo mojemu M. wysiadł kręgosłup.
jak już się podkurował przez cały tydzień siedząc w domu, to załapał jakąś francę. W piątek w miarę ok, a od soboty mój kochany mężulek, znów nie do życia. Najpierw oblewały go siódme poty, potem ja patrzę, a on na termometrze średnio 35,6 - 36,0 temperatura. W ogóle bez siły na nic, no masakra. I tak się musieliśmy kisić jak te ogóry w mieszkaniu...Zła byłam jak jasna cholera, no ale wiem, że to przecież nie jego wina, że go tak porozkładało. Tylko gdzie się tak załatwił jak siedział cały tydzień w domu.
Ovu oczywiście owulkę mi przesunęło o jeden dzień do przodu, tak jak lentilka podejrzewała Ja dalej bez żadnych objawów. Stwierdzam, że dziwny jakiś ten mój organizm.
A mój M. ma jakieś dobre przeczucia, a ja znów mam wrażenie, że i tak nic z tego nie będzie...
Niby temp. ładnie się utrzymywała, dzisiaj mam spadek, ale dobrze, że nie poniżej przeciętnej...
Piersi wrażliwe na dotyk od dwóch dni, ale nie wiem jak to interpretować... Bo jak już kiedyś pisałam, nigdy wcześniej żadnych objawów nie miałam, a tu nagle tak ooo... Albo mam jakieś schizy, albo może po duphastonie coś się zaczęło zmieniać.
Kurcze tak bardzo chciałabym mu zrobić niespodziankę z bucikami na urlopie
A tak a propo, w sobotę robiłam badanie progesteronu, który wcześniej miałam znikomy i humor mi się poprawił.
Wcześniej miałam progesteron w fazie lutealnej 3,50 przy normie: 3,34-24,56
Obecnie mam: 16,24
Więc chyba nie jest źle
Zawsze taka poważna itd. a wczoraj nawet kilkoma żartami rzuciła
dałam jej wyniki progesteronu, ucieszyła się. Nawet powiedziała, że super się poprawił, że aż tak się nie spodziewała. Powiedziała, żeby test powtórzyć za jakiś czas, najlepiej w ostatnim dniu brania Duphastonu.
Pytam ją: A męża na żadne badania nie wysyłamy?
Ona na to: A pójdzie?
Więc ja mówię: No pójdzie, co ma nie iść. (tutaj mój śmiech)
- No to niech zrobi, zawsze to lepiej jak będziemy pewne jak z nim też sprawa wygląda.
I mówię, że podrzuciłam mu kwas do przyjmowania.
Zaśmiała się, czy się nie bulwersuje, że ma coś łykać. A ja mówię, że nie, co rano sumiennie przyjmuje, nawet mnie pilnuje, żebym nie zapomniała
Pani doktor, stwierdziła, że złoty mąż No co jak co, ale nie mogę się z nią nie zgodzić
PS. A tak a propo, wczorajszego dnia jeszcze. Mój kochany braciszek wczoraj po raz drugi został ojcem. No myślałam, że mnie szlak trafi. Ale to już nie z samego faktu, że on ma dwoje dzieci, a ja nie mogę mieć. Ale wiecie, co? Pieprzony jest tak bezczelny, że mi się to w głowie nie mieści. Najpierw jego pieprzona żoneczka z moją szwagierką knuły bezczelnie za moimi i M. plecami, obrabiały nam dupę równo. Jak to odkryłam i czarno na białym pokazałam co i jak, to się za nami w ogóle nie wstawił, tylko stanął za żonką. Nie powiem, zabolało mnie to jak cholera. Od tamtej pory nie mamy ze sobą w ogóle kontaktu. Widzieliśmy się co prawda raz, ale nawet się nie witamy ze sobą. Od innych członków z rodziny wiedziałam, ze będzie miał drugie dziecko. Ale sam nawet głupiego sms'a nie napisał. A wczoraj, przysłał mi zdjęcie maleństwa. Nic mu nie odpisałam, bo mam do niego żal. Stwierdziłam, że jak wrócę do domu, to naradzę się z mężem czy w ogóle coś piszemy czy nie. No ale, oczywiście zdążyłam wejść do mieszkania moja mamusia dzwoni i pyta się czy ja nic nie wiem, że jemu się dzieciątko urodziło. A ja głupa walę: A co on mi coś mówił, że ojcem będzie drugi raz albo coś? No i wielka pretensja, że nawet mu nie pogratulowałam, bo on dzwonił do niej i mówi, że wysłał mi zdjęcie i mojemu mężowie sms, a my nawet nie odpisaliśmy. (A co ja, kurde, nie mam co robić w pracy tylko na telefonie siedzieć i odpisywać mu? Co to kur... jakiś obowiązek?) I ona do mnie z rozkazem, że ja mam mu napisać, albo najlepiej zadzwonić i M. też. No kur.. takiego ciśnienia dostałam, że powiedziała, że nigdy w życiu!!! Gdyby nie zadzwoniła i nie wydawała mi takich rozkazów, to miałam mu wieczorem napisać (w sumie na zasadzie: odwal się) te gratulacje, ale się wkurzyłam i stwierdziłam, że nie. Nikt nie będzie mi rządził, co kiedy i jak mam zrobić, tym bardziej w takiej sytuacji.
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 czerwca 2015, 09:42
Mamy tylko nadzieję, że pogoda się poprawi, bo jak narazie szaro, buro i ponuro. Jakby tego było mało to jeszcze deszcz popaduje.
A mnie dzisiaj wszystkie objawy jak do tej pory odpuściły ani bólu podbrzusza nie ma, ani wrażliwych piersi, nic...
Chyba czas zacząć wypatrywać @...
Miłego dzionka dziewczyny i napewno lepszej pogody niż u nas, bo znów zaczyna padać.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 czerwca 2015, 09:28
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 czerwca 2015, 10:35
Nie wiem czy dobrze robię odznaczając już ciąże, ale mam nadzieję, że test się potwierdzi
Być może będę musiała to zmienić choć mam nadzieję, że nie
Betę pewnie zrobię dopiero po powrocie do domu z urlopu, czyli 03.07, no chyba, że test okaże się błędny i jednak @ się pojawi...
Ten urlop i wyjazd trochę mnie zestresował... Najgorsze to, że jestem daleko od domu, daleko od swojej gin i nie wiem co robić
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 czerwca 2015, 10:34
Po tym wszystkim chyba musze odpocząć od zaglądania tu i od tego wszystkiego. Trzymam za Was wszystkie kciuki i życzę Wam szczęścia, ktorego nam zabrakło...
Dwa tygodnie zwolnienia, siedzenie w domu samemu, marna perspektywa przede mną i ciężki czas.
Dziś mój pierwszy dzień w pracy, po tych wszystkich wydarzeniach...Zwolnieniu połączonym z urlopem... Trudno mi się tu odnaleźć...
Dziewczyny stwierdziły, że chyba nie do końca sobie z tym wszystkim poradziłam. Chyba mają rację. Sama po sobie widzę, że jakaś przygaszona jestem.
Nawet praca, do której uciekałam ze wszystkimi swoimi problemami, nie pomaga mi nie myśleć. Jakoś łatwiej było na urlopie nad morzem, zawsze miałam przy sobie swojego M. tu jakoś tak dziwnie, ale może też dlatego, że w sumie nie było mnie tu (w pracy) łącznie przez 5 tygodni...
Wczoraj widziałam wpis SophieQ
Dziękuję Wam wszystkim za trzymanie kciuków za mnie i za mojego męża, ale zaczynam mieć wątpliwości, czy jestem teraz gotowa na starania. Boję się, że wszystko mogło by się skończyć tak jak poprzednio...
Kibicuję Wam wszystkim i trzymam za Was kciuki
PS. Lentilka, mam nadzieję, że wrócisz z tego wyjazdu z robaczkiem