Moje wczorajsze plamienia przybrały na sile, a o 4 nad ranem obudził mnie straszny ból brzucha, no i przyszla miesiączka. Dziś miałam usg i uwaga... Jest pęcherzyk 20mm, wygląda jakby miał pęknąć. Lekarka zdziwiona skąd ta krew, skoro tu widzi owulację. Zbadałam progesteron (nie znam jeszcze wyniku), i kazała wrócić w środę na usg sprawdzić czy pęcherzyk pękł, bo jeśli nie to będzie musiała mi przepisać tabletki anty, żeby jajniki się zresetowały.. Totalnie dziwna sprawa. Mam dwie rzeczy naraz - owulację i miesiączkę 🤷♀️
Przepisała mi euthyrox który dalej mam zażywać, dziwne bo TSH mi ładnie spadło do 0,99. I dostałam też delikatny lek na zbicie glukozy, bo kilka razy miałam podwyższoną jak badałam.. W ogóle od kiedy zaczęłam się badać to tak jakby mój organizm się buntuje i wszystko jest nie tak 🙆
Dziś się opalałam, była piękna pogoda, nogi mam w ciapki, bo zawsze mnie opala na czerwono 🙈 za to jak patrzę na pogodę jaka ma być to masakra ⛈️ Długo się nie nacieszylismy tym słońcem. Jutro zamierzam jechać po kwiaty na ogród, przywołam to lato choćby nie wiem co 💐🌹🌺
Od 7dc plamię, mam bóle kręgosłupa jak przed @, bolą mnie cycki cały czas.. Wczoraj miałam silne kłucia jajnika tego, na którym był ten niepęknięty pęcherzyk, kłucia były jak na owulacje, ale wiem że jej nie ma i nie będzie. Ale mam nadzieję, że zwiastowały że pękł, ulotnił się i następny cykl będzie w końcu wyglądał normalnie.. 26 maja usg więc dowiem się, czy tabletki anty będą potrzebne czy nie. Znając moje szczęście to napewno.
Czekamy na wyniki posiewu, badania z krwi mojego męża wyszły ok, jeszcze tylko Wit D i B oraz fsh czekają na odbiór, 5 czerwca ma wizytę, oby coś ruszyło do przodu bo już wnerwia mnie to, że stoimy w miejscu i nic się nie dzieje. Nawet owulacji nie mam jak zawsze miałam, wszystko jest nie tak. Już mam tego serdecznie dość.
Miesiączka znów przyszła po 17 dniach, było bez owulacji ale czułam ten jajnik, na którym był niepęknięty pęcherzyk, okazało się, że pękł i jajnik się wyczyścił. Mam nadzieję, że ten cykl już wroci do normy, 9 czerwca kolejna wizyta na usg żeby sprawdzić czy jest owulacja. Oczywiście się załamałam, bo ginekolog kazała mi zrobić badania niby w 1 dc Estradiolu - wyszło zaledwie 28,79 normy mam podane 49,8-58,1 i FSH wyszło aż 9,51 norma do 12,5 (wcześniej miałam wynik 6,1) 😔 ponowię te badania w takim pewniejszym cyklu bo ten był krótki i nie taki jak powinien, łudzę się że to przez to tak strasznie źle wyszły, oczywiście już wyczytałam że przy takich wynikach to rezerwa jajników na wyczerpaniu już, i boję się że nie zdążę z tym moim macierzyństwem 😥
Mojemu z posiewu wyszły: Enterococcus Feacalis i Streptococcus Agalactiae w bardzo licznej ilości (+++), teraz w sobotę ma wizytę u lekarza więc zacznie brać antybiotyki, poczekamy potem ze dwa miesiące na poprawę nasienia, jak jej nie będzie to ruszamy z IVF. Zwiększyłam mu dawkę Wit D3 bo wynik ma 31 a norma jest od 29, więc ma malutko.
Ta droga do macierzyństwa jest coraz bardziej długa i kręta, ma coraz więcej pułapek i zakamarków, na które ciągle trafiamy. Ale cierpliwie nią podążamy, bo wiemy, że jak nie teraz to nigdy...
Z dobrych wieści - cykl wrócił do życia, czułam owulacje i jajnik prawy, kłucie było identyczne jak na owulke, jutro jadę potwierdzić na usg 🙏
Mój mąż był u lekarza, ma przepisany antybiotyk na 15 dni, potem we wrześniu badanie MSOME, i powtórka badania moczu. Jestem zdziwiona, że nie kazał zrobić całego badania nasienia od nowa, przecież do wrzesnia to już chyba będzie wyleczony z tych bakterii i powinno być wiadomo czy wyniki są lepsze czy ani trochę? Jutro o to zapytam moją ginekolog, i w sumie pewnie i tak mu każę zrobić posiew jeszcze raz i przynajmniej to podstawowe badanie nasienia, bo nie wytrzymam z ciekawości..
Staram się zająć myśli o zbliżającym się urlopie, dwa tygodnie nad morzem, oby tylko pogoda się udała ☀ kompletuję sobie powoli rzeczy, muszę kupić nowy strój kąpielowy, ręcznik na plażę, nowe kiecki 👌 może jakąś sexi bieliznę? 😎
Mąż zakończył leczenie, we wrześniu ponawia badania nasienia, w między czasie zrobiliśmy badanie kariotypów, które mamy prawidłowe, u męża AZF i CFTR równiez ok. Bałam się strasznie tych kariotypów, jakby nie było to takie badanie, z którym nic się nie da zrobić, także całe szczęście, że to już za nami..
Ja się witam w 3dc na wakacjach nad morzem, na które tak czekałam. Oczywiście pogoda średnia, bardzo mało dni słonecznych, no ale co zrobić. Wypoczywamy a to najważniejsze.
Czekam z niecierpliwością na ten wrzesień, okaże się czy możemy ruszać z IVF, bo szczerze mówiąc już nie czekam na cud, nie nastawiam się na naturalną ciążę, już nie martwi mnie zbliżający się okres, nie załamuje mnie, że przychodzi co miesiąc, wiem że IVF to też nie jest złoty środek, ale trzeba wybrać taką drogę, bo jedynie to może dać nam dziecko.
Ja:
Koenzym Q10 400mg
Maca 500mg
NAC 500mg
Wit. D3 2000 j.m
L-arginina 500mg
Omega 3 1000mg
B complex
I do tego: Euthyrox 37,5mg i Glucophage 500mg
Mój mąż:
Profertil (teraz zmieniłam na Fertilman plus)
Maca 500mg
NAC 500mg
Multiprosti
Astaksantyna 10mg
Wit D3 2000 j.m
Nigdy w życiu tyle tabletek na dzień nie łykałam, tak samo mój mąż. Czujemy się nieraz jak stare dziadki, leki porozkładane w pojemnikach, tragedia po prostu 😂 ja ogólnie większość supli zakupiłam na poprawę jakości komórek jajowych, chcę jakoś oszukać moje AMH, które nie jest rewelacyjne, ale czy mi się to uda, czas pokaże.
Mąż we wrześniu ponawia swoje badania, niczego się nie spodziewam, ale czuję że jego rozczarowanie będzie ogromne. No ale oswajam go z tą myślą, tyle dobrze, że dla faceta cała ta procedura to tylko oddanie nasienia i tyle. A ja ? Ja już mam stresa 😯
Badaliśmy dzisiaj : MSOME, test MIOXYS, HBA, fragmentacja i posiew.
18.09 ma wizytę u lekarza, a potem ja 20.09 u swojej ginekolog. Mam nadzieję, że dadzą nam zielone światło i ruszymy z miejsca 🙏
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2021, 23:10
HBA: 78%
Fragmentacja 33%
MSOME klasa I 0%, klasa II 3%, klasa III 9%, klasa IV 88%
Test mioxys 15,67mV (norma do 1,38mV)
Koncentracja 3mln
Dodatkowo została bakteria Streptococcus Agalactiae w bardzo licznej ilości (+++).
Dziś mąż był u lekarza, dostaliśmy oboje antybiotyk na 10 dni, potem 5 dni przerwy i mąż jeszcze przez 10 dni kolejny antybiotyk ma zażywać. Mówił, że ta bakteria nie wpływa na nasienie, że tej gorszej się pozbyliśmy.. Żylaki są nieoperacyjne. Mąż przekazał lekarzowi o mojej niskiej rezerwie, ten już kazał nic nie badać tylko przystąpić do IVF...
Mam tyle niewiadomych w swojej głowie teraz.. niby ten lekarz mógł się zasugerować, że skoro trzeba się spieszyć to ok, nic już nie robimy.. ale z drugiej strony skoro ta bakteria jest nadal, test mioxys wysoki, plemników dużo mniej, zażywamy antybiotyk, to mimo wszystko możemy już ruszać z in vitro ? Na pewno ? 20.09 mam wizytę u swojej Pani doktor, rozjaśni mi może sprawę, bo w tej chwili mam mnóstwo wątpliwości... Zwłaszcza, że na pierwszej wizycie mówił, że trzeba zrobić wszystko by poprawić nasienie zanim przystąpimy do in vitro... A jest gorzej, a nie lepiej 😥
Niby ruszyliśmy do przodu. Niby dzieje się w końcu coś nowego, coś na co czekałam.
Coś co pozwoli nam mieć w końcu nasz maleńki skarb. Tylko czemu ja tak cholernie w to nie wierzę ???
W piątek pierwsza wizyta i podgląd 🥚🥚🥚 zobaczymy czy w ogóle coś tam rośnie, na razie albo sobie wmawiam albo zaczynam czuć jajniki raz po raz, zobaczymy czy jakieś skutki uboczne tych leków też odnotuję..
Sama nie mogę w to uwierzyć, zaszliśmy już tak daleko, ta chęć posiadania dziecka jest coraz większa, ale obaw też jest coraz więcej, punkcja wciąż przeraża mnie tak samo... Ale w końcu mamy cel, pomysł na to wszystko, iskierkę nadziei...
Odczuwam od przedwczoraj bóle podbrzusza, kłucie jajników, uczucie takiego pełnego brzucha. To ja nie wiem co bym miała przy 30 pęcherzykach np 🙈 w poniedziałek kolejna wizyta, i ogólnie w przyszłym tygodniu punkcja. Tak bardzo się boję.. 😔 Oby jeszcze jajeczka urosły odpowiednio, żeby chociaż było 6szt 🙏
Transfer napewno nie będzie świeży, bo musimy przebadać zarodki, na takie badanie czeka się 2-3 tygodnie. Więc jeśli będzie co transferować to już w listopadzie pewnie.
Jesteśmy w tej chwili po środku całej procedury. Jestem ciekawa jak to się potoczy, staram się za dużo nie myśleć, chociaż ten bolący brzuch mi cały czas o tym przypomina. Uczucia są tak skrajne, czasem nie do ogarnięcia...
Z tego co wiem, jest 6 pęcherzyków po 21mm, kilka ma 15-17mm więc czekamy bo może jeszcze podrosną, w czwartek punkcja. Cieszę się, że tak wypadło, bo wezmę dwa dni wolnego i przez weekend jeszcze sobie odpocznę, jakbym czasem miała się źle czuć..
Bardzo jestem ciekawa ile będzie z tego komórek, niby ładnie podrosły, ale chyba trochę ich mało, zwłaszcza, że nasionka słabe 🤷
Jedna wielka niewiadoma, zobaczymy, co pokaże przyszłość, my już na nic nie mamy wpływu 🍀
Żadna komórka się nie zapłodniła. ŻADNA.
Dzisiaj był ciąg dalszy mojej depresji. Wstałam o 10, totalnie bez sił i zmęczona swoimi myślami.
Ale odebrałam telefon... Że jeden zarodek ruszył, i prawidłowo się podzielił...
Ja wiem, że to źle świadczy że tak późno.. i że jest tylko jeden.. Ale czuję że kamień spadł mi z serca. Że jest o co walczyć. Że może podejdę do kolejnej stymulacji, i będzie więcej zarodków, bo ten jeden dał mi nadzieję.
A może tylko jest leniuszkiem po rodzicach, i postanowi zostać z nami 🍀🙏
Mam nadzieję, że kiedyś usiądę, przeczytam ten mój trudny pamiętnik, pełen żalu, łez, smutku i niepewności.
I powiem do siebie, że było warto.
Nasz zarodek nie przeżył. Po 4 dobie przestał się rozwijać. Pani embriolog powiedziała mi wtedy do telefonu, że widocznie był chory. Tak po prostu. Jakby chodziło o coś zupełnie nieistotnego, a życie miało toczyć się dalej. I się toczy, ale świat nam się wtedy zawalił... Tak bardzo w niego wierzyliśmy, tak się cieszyliśmy, że jest chociaż jeden.
Zostaliśmy z myślą, że być może moje komórki są słabe, bo były tylko 3 i nie chciały się w ogóle zapłodnić, że plemniki mojego męża są zbyt uszkodzone, żeby mogły dać nam zarodki, i będzie trzeba pomyśleć o dawcy, spróbować zapłodnić chociaż kilka komórek, bo tak naprawdę do końca nie wiadomo, co zawiodło.. te wszystkie emocje są nie do opisania, jak taki życiowy roller coaster, raz się cieszyłam jak głupia, innym razem wyłam do poduszki..
Jestem tuż przed drugą stymulacją, tym razem długi protokół. Przyjmuję zastrzyki z Gonapeptylu. Wczoraj odebrałam wynik mojego męża. Test stresu oksydacyjnego, który we wrześniu wyszedł dużo poza normę.
15,67mV (norma do 1,38).
Dziś już jest prawie dobrze. Wynik to 1,55mV.
Wtedy koncentracja plemników wynosiła 3mln. Dziś jest całe 27mln. Do tej pory nie wierzę, patrzę na ten wynik co chwilę od wczoraj, i tak sobie myślę, że cuda się czasami zdarzają. Cuda, na które już nie liczyłam, na które przestałam czekać. Czekamy jeszcze na jeden ważny wynik, jeśli wyjdzie wszystko dobrze, to żadnego dawcy nie będzie, mój mąż będzie mógł być tatą ♥️🍀 widzę, że on nadal nie dowierza. Że nie chce się nastawiać i podchodzi do tego ostrożnie.. ale może ten zły los się od nas odwrócił, może już będzie dobrze. Oby.. 🍀
Niestety, z marzeń o dziecku narazie nici, pęcherzyki rosną i jest ich więcej niż ostatnio, estradiol też ładnie przyrasta, ale oczywiście los mam znów podłożył kłody pod nogi, bo badanie aneuplodii nasienia u męża wyszło nieprawidłowe. Moja ginekolog kazała rozważyć dawcę, i w sumie byliśmy o krok od tej decyzji, ale stwierdziłam że nie poddam się tak łatwo, że taka decyzja zapadnie dopiero jak upewnimy się, że zrobiliśmy wszystko co się dało. Ja wiele zniosę, ale muszę być pewna.
Jutro kolejny podgląd 🥚, w środę prawdopodobnie punkcja. Chciałabym zapaść na ten czas w jakiś zimowy sen i obudzić się kiedy już będą jakieś wieści o zarodkach. Domyślam się jak będą wyglądać przyszłe dni. Znów strach i niepewność..
Czy te sytuacje i ciężkie momenty nas czegoś uczą ? Myślę, że głównie tego jak silne jest nasze małżeństwo, jak dużo jesteśmy nawzajem dla siebie zrobić, poświęcić wszystko dla dobra drugiej osoby. Wcześniej wyobrażałam to sobie tak, że ten wynik pokaże nam tylko, że skorzystamy po prostu z dawcy zamiast znów się rozczarowywać, stresować tym wszystkim. Ale jak już musiałam się z tym zmierzyć, dopóki nie podjęłam decyzji, że walczymy WSPÓLNIE, cały czas czułam, że postępuję niewłaściwie, że to za szybko na takie decyzje. I choćbym miała znów od nowa wbijać te zastrzyki, których tak bardzo nienawidzę, jeździć w kółko na wizyty, kombinować w pracy z urlopem, stresować się punkcją.. dam radę, bo Go kocham i zrobię wszystko by był szczęśliwy. Wiem, że zasługuje na to jak nikt inny ❤️
Niestety, Pani doktor która mnie prowadzi nie wierzy, że to się uda. Każda wizyta u niej to słuchanie, że z dawcą nasienia byłaby jasna sytuacja, gdzie później można by wyciągnąć odpowiednie wnioski, czy może moje komórki nie są zbyt słabe, bo z poprzedniej procedury nie mieliśmy zarodków i ciekawe jakby było jakbyśmy spróbowali z dawcą. Czy ja jestem królikiem doświadczalnym ? Tak właśnie się czuję.
Jest zła ,bo mówiła nam żeby skorzystać z dawcy, bo męża plemniki są za słabe i uszkodzone genetycznie, dziś po raz kolejny padły słowa, że może znów nie być zarodków albo mogą być chore. Ja to naprawdę wszystko wiem. Ale dopóki nie spróbuję to się nie przekonam..
Potem znów gadała, że oczywiście nie wszystkie plemniki są złe, tylko z badania wyszło, że jest zwiększone ryzyko wystąpienia aneuploidii (uszkodzeń genetycznych) w plemnikach. Czy to ma ład i skład ?
Po takich wizytach wracam do domu i cała moja motywacja i sens w to wszystko ulatują ze mnie totalnie. Jak mam wierzyć w coś skoro nawet mój lekarz w to nie wierzy ?
Pani po punkcji mówiła mi, że pamiętała mnie z ostatniej, bo mam bardzo twarde jajniki (cokolwiek to znaczy), że bardzo ciężko się w nie wkłuć, porównała to jakby wbijała igłę w drewno 🙄 i szczerze, wczoraj bardzo odchorowałam tą punkcję, wymiotowałam, było mi niedobrze, przespałam cały dzień. Nie wiem, może dlatego że za szybko coś zjadłam po, ale byłam tak głodna i spragniona, że już nie dałam rady wytrzymać... Po pierwszej punkcji nic takiego mi się nie działo.
Jutro Sylwester i Nowy Rok 🧨
Życzę Nam wszystkim, by przyniósł nam małe cuda, by spełniły się nasze marzenia i pragnienia powiększenia rodziny. By wszystkie cierpienia jakie przeżywamy teraz, zostały nam wynagrodzone dwiema kreskami na teście i widokiem bijącego serduszka na USG ❤️Zawsze wyobrażam to sobie jako taki najbardziej wzruszający moment. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie mi to dane, ale czekam. Wciąż czekam 🙏
Powiem Ci że mam podobnie, od kiedy bardziej zaczęłam „grzebać” w swoim organizmie i szukać tym jest coraz gorzej i dziwniej. Zawsze czułam owulacje teraz nie i ogólnie jakieś dziwne symptomy 🤷♀️
Ja właśnie mam na odwrót, od kiedy zaczęłam śledzić owulacje tym większe kłucia w jajnikach mam jak pęcherzyk rośnie. A nigdy tego nie czułam 🤷♀️ no psychika działa cuda, tym bardziej kiedy przed okresem wmawiam sobie że tym razem to napewno ciąża. To nawet mdłości potrafię mieć 🙈