Jakoś tak czas sobie leci. Jesień na dobre się rozgościła a wraz z nią zmęczenie, zniechęcenie, zrezygnowanie. Mamy 8 dzień po owulacji, jakoś wszelka nadzieja ze mnie wyparowała, czuję, że znowu się nie udało. Cóż, za tydzień ten cykl się skończy, zacznie się następny, a potem następny i następny. Przyjdą mikołajki, potem święta, potem sylwester i nowy rok. Potem kolejne święta, majówka, lato i znowu jesień. A my dalej będziemy tkwić w tym samym miejscu.
Witaj kolejna strono pamiętnika...
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 listopada 2016, 20:37
Umówiłam się do ginekologa. Doszłam do wniosku, że chyba tak potworne samopoczucie zaczynające się tydzień przed terminem okresu nie jest normalne. No bo chyba nie jest, prawda? Generalnie czuję się jakbym ten okres już miała, cała paleta dolegliwości: skurcze macicy, spuchnięte uda, ból krzyża, brzuch jak balon i tak dalej. No i plamienia. Teraz to nie są takie zwykłe brązowe plamienia jak to zwykłam mieć, ale krwawe plamienia. Wygląda to jak czerwona woda, widoczna (póki co) tylko podczas wizyt w toalecie, na wkładce czysto. Tylko tego mi brakowało. Strach odejść dalej od toalety. Może progesteron mam za niski w tej fazie? Ale temperatura się utrzymuje na jakimś tam poziomie, więc nie wiem. Przez to, że pracuję teraz sztywno 8-16 nie mam nawet jak iść na badanie. Pozostaje mi więc czekać, do wizyty pod koniec listopada. Zobaczymy.
W związku z tym wszystkim, moje samopoczucie leży. Leży i kwiczy. A ja razem z nim. Zamiast być teraz na siłowni z mężem, siedzę z dupą pod kocem i marzę tylko o tym żeby zostać tu do końca świata.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 listopada 2016, 19:32
Sobota. Niby wolna ale pewnie każda z nas wie jak wygląda wolny dzień. Zawsze znajdzie się coś do roboty. Mąż pojechał dziś z moim tatą na działkę pozabezpieczać wszystko przed zimą więc zostałam sama na włościach ze sprzątaniem, gotowaniem, praniem i innymi czynnościami weekendowymi. W kuchni właśnie kończy się robić bigos, za 20 min pralka kończy prać, więc mam właśnie kilka chwil dla siebie. Także zrobiłam sobie kawę i włączyłam ovufriend. Z tego chaosu, zmęczenia i rozdrażnienia zapomniałam ją posłodzić i tak strasznie nie chce mi się teraz wstać po cukier.. potem czeka mnie jeszcze pieczenie kurczaka, rozwieszenie prania, spacer z psem itd itd ale jutro- fajrant! nic ni robię. Poza spacerem z psem, bo w taką pogodę jak dziś to przyjemność a nie obowiązek
Temperatura dziś spadła. To dobrze. Niech franca w końcu przyjdzie to zacznę nowy cykl i poczuję się lepiej. Wkurza mnie, że mam tak długą fazę lutelaną. 16 dni? Na co mi to. Tym bardziej, że zawsze tydzień przed @ czuję się tragicznie i wiem, że znów się nie udało. Także jeżeli mi się ta faza skróci to tylko się ucieszę. Także @ przyłaź. Jestem gotowa.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 listopada 2016, 14:49
Kiepski humor mam ostatnio. Martwię się. Wkręciłam sobie, że coś ze mną nie tak, coś czego nie da się wykryć w podstawowych badaniach. Np niedrożne jajowody lub wrogi śluz. I że zanim dojdziemy do tego co jest nie tak, miną kolejne miesiące lub lata. Nie mogę pozbyć się tych natrętnych myśli. W najbliższy czwartek idę do ginekologa. Nie mojego, do ginekologa poleconego przez przyjaciółkę. Zobaczymy co powie jak przedstawię mu moją historię. Potrzebują jakiegoś świeżego spojrzenia na to wszystko. Może mnie uspokoi. A może wręcz odwrotnie. W międzyczasie oczekuję na wyniki badań- LH, FSH, prolaktyna, estradiol, testosteron, TSH, FT3 i FT4. Zrobiłam je, żeby mieć na tą wizytę aktualne wyniki bo poprzednie są ze stycznia czyli niemal sprzed roku. Tyle czasu już minęło
No i w sumie wyszłam z wizyty nastawiona pozytywnie.
Mam doła. I w nosie mam całe te święta.
I zaczął mnie boleć brzuch na okres, do którego jeszcze z tydzień. Pewnie w weekend zaczną się plamienia. Chrzanić to wszystko.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 grudnia 2016, 15:19
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 grudnia 2016, 10:25
Jest mi strasznie źle, smutno. Czuję się potwornie i najchętniej cały czas bym płakała. Jak sobie z tym poradzić..?
Nowy cykl- nowe nadzieje, nowe szanse. Haha, taaa, jaaasne...
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 grudnia 2016, 18:21
Otóż, wiadomo wszem i wobec, że jak jest się w ciąży to pewnych produktów spożywczych powinno się unikać na wszelki wypadek, np surowego mięsa, surowych czy wędzonych ryb. Powiedzcie, czy unikacie tego również podczas starań? Niby można sobie czasem czegoś odmówić, ale jak starania trwają już półtora roku i nie wiadomo ile jeszcze potrwają i czy w ogóle kiedykolwiek zakończą się sukcesem, to co? Odmawiać sobie latami śledzia czy łososia? Idą święta, na stole staną śledzie w kilku pysznych wersjach, a ja mam nie jeść bo "a nóż się w tym cyklu uda"?
Powiem Wam, że takie wyrzeczenia przy bezowocnych staraniach wywołują u mnie frustrację będąc w ciąży to co innego- wiesz, że czemuś te wyrzeczenia służą, a tak to tylko denerwują.
Poza tym, kobiety (w tym moja mama) kiedyś hurtowo objadały się w ciąży śledziami i jakoś masowych dramatów z tego nie było.
Co sądzicie? Nie dać się zwariować czy na wszelki wypadek odmawiać sobie czegoś, na co ma się masakryczną ochotę?
Ps. Powiem Wam jeszcze, że jak ostatnio miałam te kilka cykli przerwy w staraniach, to hurtowo zajadałam się wędzonymi kurczakami, serami, wędlinami, wędzoną i surową rybą. Jak mieliśmy wrócić do starań to w odpowiednim momencie poszłam wykonać badanie w kierunku Listerii (bo o nią tu się rozchodzi) i....nic. Jakoś się jej nie nabawiłam
Jakoś dziwnie. Czyżby owulacja już była? Tak bezobjawowo? Poza skokiem temperatury nic na nią nie wskazywało. Może ten skok był zafałszowany przez lekkie przeziębienie? Jedyne co mogłabym podporządkować pod objawy owulacji to zwiększona ochota na zbliżenia. A tak to nic. Dziwne strasznie, z reguły mam pełno objawów zapowiadających owulację z kilkudniowym wyprzedzeniem.
Czytam to co piszesz i stwierdzam, że za bardzo się angażujesz. Nie zrozum mnie źle ale wyluzuj trochę. Nie myśl tyle tylko cały czas działaj. Nie planuj tylko kochaj się z mężem bez myśli "czy się uda?'. Wróć do miejsca kiedy się poznawaliście. Na pewno było cudownie :) Spróbuj myśleć chociaż przez jeden miesiąc tak jak było to na początku Waszej znajomości. Wtedy nie wiedziałaś co będzie i nic nie planowałaś. Zrób tak teraz a może akurat los się do Ciebie uśmiechnie :) Życzę Ci z całych sił w końcu upragnionej ciąży i szczęśliwego rozwiązania!!! Ja wierzę, że będzie dobrze.
Jestem raczej wyluzowana :) a już na pewno bardziej niż na początku starań- półtora roku temu. Mam trochę więcej pokory do tego wszystkiego. Nie powiem, że w ogóle nie myślę o dziecku, bo bym skłamała, ale nie przesłania mi każdego dnia i nie jest jedynym powodem zbliżeń z mężem :) mój emocjonalny dramat zaczyna się dopiero wraz z potwornie złym samopoczuciem, które zaczyna mi się na tydzień przed okresem. Bo trudno być radosnym i optymistycznym, kiedy tyle dni z rzędu czuję się tak źle.
Ja to doskonale rozumiem, i wiem jak to jest kiedy człowiek czegoś bardzo pragnie i znowu tego nie ma. Ciężko jest wyluzować czy nie angażować się kiedy już było tak blisko i się to straciło.Trzymam kciuki, buziaki :*