X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Staraniowo na polsko-niemieckim pograniczu
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4

18 czerwca 2014, 07:00

46 dc, brak @, temp 11 dzień 37 C. Idę dziś na betę, bo chyba coś jest na rzeczy, nie miałam jak dotychczas tak wysokiej temp w 2 fazie cyklu i to utrzymującej się tyle dni. Test sikany sprzed 5 dni nie pokazał drugiej kreski, ale wg ovu było dopiero 6 dni po owulacji, więc miał prawo jeszcze nie wyjść. Sama już nie wiem... i jak tu się nie nakręcać drogie forumowiczki? Idę dziś do laboratorium i jak to mówią: wóz albo przewóz, będę przynajmniej pewna. Mam nadzieję, że jeszcze dziś będą wyniki, kiedyś musiałam czekać 2 dni :). Dam znać jaki będzie wynik.

18 czerwca 2014, 16:54

No i dziewczyny wielka DUPA. W ciąży nie jestem na pewno, wynik bety to mniej niż 1,20. Nie tym razem niestety. Ciekawe ile jeszcze mam czekać na swoje dziecko... Wielki dół...

22 czerwca 2014, 14:41

Melduję, że dziś 50 dc, 37,1 C i brak okresu. Sama już nie wiem, kupić jeszcze test ciążowy czy ostatni wynik bety potraktować jako wyrocznie, że tym razem się nie udało... Nie chcę się nakręcać, bo potem jest wielki dół i rozpacz. Dodam tylko, że tak długiego cyklu jeszcze nie miałam, a także tak długo utrzymującej się wysokiej temp. od 15 dni jest ok 37 C.

22 czerwca 2014, 14:41

Melduję, że dziś 50 dc, 37,1 C i brak okresu. Sama już nie wiem, kupić jeszcze test ciążowy czy ostatni wynik bety potraktować jako wyrocznie, że tym razem się nie udało... Nie chcę się nakręcać, bo potem jest wielki dół i rozpacz. Dodam tylko, że tak długiego cyklu jeszcze nie miałam, a także tak długo utrzymującej się wysokiej temp. od 15 dni jest ok 37 C.

25 czerwca 2014, 09:44

53 dc, temp 37 C i nadal brak okresu. Miałam sobie zrobić test ciążowy ale nie chce mi się znowu patrzeć na jedną kreskę. To już 23 dzień spóźnienia, coś jest nie tak, w 35 dniu miałam owulkę według portalu, czyli 18 dni temu. W zasadzie wcześniejsze testy mogły jeszcze nie wyjść. Na razie czekam, może @ w końcu przyjdzie.

1 lipca 2014, 13:15

59 dc, temp dopiero dziś spadła do 36,4 C. Nadal brak miesiączki, chociaż dziś zauważyłam na bieliźnie plamkę krwi. W ciąży nie jestem, robiłam nawet ostatnio test. Niebawem nadejdzie dzień kiedy wypadałby termin mojej następnej lipcowej miesiączki. Wygląda na to, że w czerwcu miesiączka po prostu mi "wypadła". 21 lipca mam termin do ginekologa, zgłoszę się już z wynikami badań swoich i męża, zabiorę również wykresy temperatur cyklu. Niech zaczynają już coś robić bo dostaję na głowę, męczy mnie już co miesięczne sprawdzanie czy to już...

2 lipca 2014, 18:39

Dziś 60 dc, temp. 36,5, miesiączka a raczej zaplamienie bielizny było i się zmyło, dziś nie ma śladu. Tak długiego cyklu jeszcze nie miałam, niby wiem że ciąży nie ma, ale głupia nadzieja nie daje się stłamsić i wytłumaczyć sobie, że brak krwi wcale nie oznacza rozwijającego się życia.

5 lipca 2014, 16:33

Drogie forumowiczki, nie mam dziś zbyt wiele czasu, wpiszę tylko, że dziś 63 dc, temp. 36,6 C, miesiączki nie mam. Dziś mija lipcowy już termin miesiączki, ostatni okres dostałam 4 maja. I co tu mam myśleć :).

16 lipca 2014, 11:23

I wjechał już 74 dc, miesiączki nadal nie dostałam. W przyszłym tygodniu mam wizytę u ginekologa, mam nadzieję, że nie dostanę krwawienia na samą wizytę, nie chciałabym przekładać, bo znów będzie miesiąc czekania. Czekam z niecierpliwością, ponieważ mam zacząć już leczenie, pewnie zacznie się od badań, ale wszystko zniosę.

21 lipca 2014, 20:36

No i po wizycie u gina. Miałam robione USG, cytologię i ogólne badanie ginekologiczne. Jajniki oczyściły się z wszelkich "bąbelków", które były wcześniej widoczne. Są gładkie, o prawidłowej wielkości. Lekarz ma wątpliwości czy to PCOS, jeśli już to wczesny. Macica czysta, bez nadżerek i stanu zapalnego. Ale endometrium bardzo cienkie, to może być też przyczyna zarówno braku miesiączki jak i ciąży. Dostałam luteinę na wywołanie okresu i CLO na stymulację owulacji. W przyszłym miesiącu wszystko będzie już jasne. Lekarz ogólnie dobrej myśli jeśli chodzi o mój przypadek.

25 lipca 2014, 14:10

No i wszystko się pochrzaniło. Na razie jestem zmuszona przerwać leczenie bezpłodności. Wczoraj w nocy obudziłam się z olbrzymim bólem w plecach i pod żebrami, okazało się na ostrym dyżurze, że mam 2 kamienie w woreczku żółciowym .... :/
Chyba ktoś tam na górze nade mną czuwał, że do tej pory nie zaszłam w ciążę. To, że mam coś nie tak z woreczkiem nie zdawałam sobie sprawy. Przy braniu luteiny, czyli hormonu "uaktywniły się" dając tym samym o sobie znać. Największemu wrogowi czegoś takiego nie życzę, ból jest nie do opisania, nie chcę nawet myśleć co by było, gdybym była w ciąży, przy prawdziwej burzy hormonów. Na razie staranie o dziecko zawieszam w czasie, najpierw czeka mnie operacja usunięcia woreczka żółciowego.

4 listopada 2014, 08:20

Witajcie dziewczyny,
jestem już po operacji, 2 tygodnie temu usunięto mi woreczek żółciowy. Czuję się już dobrze, zostały tylko rany, które też dobrze się goją. Chirurg dał mi już zielone światło jeśli chodzi o starania o dzidzię. Dziś zaczynam brać luteinę na wywołanie miesiączki (ponieważ ostatnią miałam na początku lipca) a potem jadę z CLO. Te 3 miesiące przymusowej przerwy od starań dobrze mi zrobiły na głowę, trochę odpoczęłam i nabrałam dystansu. Już nie czuję takiego parcia, że już natychmiast ma być ciąża. Daję sobie czas, w końcu przecież jestem jeszcze młoda. Będę na bieżąco opisywać moje przygody ze staraniem o ciążę.

7 listopada 2014, 07:56

Dziś w nocy poczułam co to znaczy czysty zwierzęcy sex, przebudziłam się ze snu ok 2.00 i dosłownie rzuciłam się na męża :). Nie chciałam żadnej gry wstępnej, natychmiast byłam gotowa i bardzo chciałam od razu się kochać. Mąż był w takim szoku, że nawet nie zorientował się, że go wybudziłam ze snu. Był to czysty akt sexualny, nawet udało nam się dojść w jednym czasie. Może mam teraz owulację jakimś cudem i to natura tak działa?

18 stycznia 2015, 10:23

Cześć Kochani,
od ostatniego wpisu już troszkę minęło. Nie pisałam, bo i też nic szczególnego się nie działo. W ciążę jak na razie nie zaszłam. Zmieniłam tylko lekarza, ze względu na zmianę ubezpieczenia z polskiego na niemiecki. Niedawno miałam wizytę u niemieckiego gina. Oczywiście wszystkie badania od początku, jedynie uznano badania męża, ponieważ robił je w Niemczech.
Niemiecka lekarka również podejrzewa PCOS, mam teraz do niej przyjść jak dostanę miesiączkę. Pobiorą mi krew i będzie można bez wątpliwości ustalić czy mam PCOS czy nie. Ogólne wrażenia po wizycie u ginekologa w Niemczech? Bardzo pozytywne, zupełnie inne podejście lekarza do pacjenta niż w Polsce, przede wszystkim w gabinecie spędziłam 1 godz. lekarka chciała jak najwięcej wiedzieć, na wizytę czekałam 2 dni, USG jest standardem przy każdym badaniu, do badania zakłada się jednorazową spódnicę żeby nie paradować z gołym tyłkiem po gabinecie, w przebieralni jest bidet więc można się podmyć.
Jednak jeśli potwierdzi się, że będę wymagała wspomagania przy zajściu w ciążę to zostanę skierowanie do specjalisty. W Niemczech problemem niepłodności nie zajmuje się zwykły gin tylko taki, który ma odpowiednią specjalizację. Trochę zdenerwowałam się na początku tym, że znowu odwlecze się w czasie, ale skoro mam trafić ostatecznie do lekarza, który będzie wiedział jak mi pomóc i nie będzie na mnie eksperymentować to chyba warto zaczekać te kilka tygodni. Wszystko popsuł ten mój woreczek żółciowy, miałam już brać CLO ale okazało się akurat wtedy, że wymagam operacji :/. Być może miałabym teraz brzuszek :).
W czasie świąt i Nowego Roku wszyscy życzyli mi dziecka. Pewnie chcieli dobrze, ale ja czułam się jak pod obstrzałem, że minął już duży czas a ja ciągle bez dzidziusia. To były już trzecie święta, kiedy każdy życzył mi ciążowego brzucha.

22 stycznia 2015, 22:54

Dziś miałam pierwsze pobranie krwi, we wtorek będzie następne. Wtedy też dowiem się jak wyszły. W Niemczech nie dają wyniku pierwszego badania, otrzymam go wraz z drugim, kiedy lekarka będzie miała pełniejszy obraz sytuacji. Nie chce żebym nakręcała się między badaniami. "Nakręcała się" - przecież i tak wiem co mi jest, PCOS miałam zdiagnozowany już w Polsce... Ale skoro tak to tutaj jest w zwyczaju to muszę się dostosować. Raczej nastawiam się na skierowanie do specjalistycznej kliniki, najgorsze, że najbliższa taka klinika jest w Berlinie lub Poczdamie. Nikt ie mówił, że będzie łatwo.

28 stycznia 2015, 09:05

Wczoraj byłam na drugim pobraniu krwi u ginekologa. Ogólne wyniki będą już 30 stycznia do odbioru.
W Niemczech jest trochę inaczej niż w Polsce, przynajmniej w tej przychodni do której teraz chodzę. Każdy lekarz w tej przychodni (a jest na prawdę duża) ma swoją pielęgniarkę i przynależą do niego kilka pokoi na gabinet. Mój lekarz ogólny ma akurat 2 przechodnie pokoje ale ginekolog 3. Jeden to gabinet przyjęcia pacjenta (wygląda bardziej jak biuro adwokata). Z tego gabinetu można wejść do dwóch osobnych mniejszych pokoi. W jednym jest fotel ginekologiczny i USG a w drugim pokój zabiegowy, podawane są zastrzyki i pobierana jest krew. Nie ma skierowań od lekarza do laboratorium, plusem tego jest to, że lekarz zapoznaje się wcześniej z wynikami niż pacjent i w praktyce wygląda to tak, że 30 stycznia wejdę do gabinetu a lekarka przedstawi mi moje wyniki i wyjaśni co oznaczają, od razu przedstawi też plan działania. Wydaje mi się, że takie postępowanie jest logiczne. Pamiętam kiedy robiłam badania w Polsce, to nim dostałam się na wizytę z wynikami do lekarza strasznie się nakręcałam i sprawdzałam wszystko oczywiście w necie.
Niby wiem co mi jest, jestem przecież już zdiagnozowana przez polskiego lekarza, ale mimo wszystko się denerwuję.

5 lutego 2015, 21:45

Drodzy Państwo,
oto wyrok... tzn. werdykt, otóż oficjalnie i niezaprzeczalnie zostałam zdiagnozowana, mam PCOS. Niemiecka lekarka potwierdziła diagnozę z Polski. Niby dla mnie nie nowość, ale wyniki badań hormonalnych nie są złe, są tragiczne :/. Zostałam skierowana do kliniki w Berlinie i tam mają mnie dalej leczyć.
To czekanie na dziecko trwa już tak długo, iż mam wrażenie, że nigdy nie zostanę matką. W sumie jeszcze na dobre nie zaczęłam leczenia, bo ciągle działo się coś co przesuwało to w czasie i słusznie dostałam opierdziel od męża, że nie czas się załamywać i że najwyżej adoptujemy dziecko. Typowy mężczyzna on i tak nie będzie nosić dziecka pod sercem, a ja chciałabym tego doświadczyć jak każda normalna kobieta, bo nie czuję się normalna tylko jak dziwoląg.To takie nienaturalne, skoro jest miłość to musi być tego owoc. A tutaj dziecka ani widu ani słychu. Wszystko tak jakoś się wlecze i od diagnozy w kwietniu minęło już tyle czasu a dziś mamy już luty kolejnego roku i nadal nie zaczęłam terapii. To wszystko tak bardzo zniechęca. Moja koleżanka starania o dziecko zaczęła 2 miesiące po mnie i jej dzidziuś właśnie uczy się chodzić. Mam załamkę.

15 lutego 2015, 00:17

22 lutego mamy z mężem wizytę w klinice "Kinderwunsch". Zapisałam się na termin 11 lutego ok godz. 11 i nazajutrz z rana w skrzynce znalazłam przesyłkę z Berlina z kwitami. Dostaliśmy kilka stron papierów do wypełnienia, potrzebują takie informacje jak podstawowe dane typu imię i nazwisko, adres, nazwiska lekarzy prowadzących (gina i urologa) ale i też całą historię rodzinną chorób. Wśród wymienionych operacji była też moja - usunięcie pęcherzyka żółciowego z kamicą. Ciekawe co to ma do niepłodności...
Wraz z "papierologią" podesłano nam specjalny filmik na DVD, na którym jest czego mamy się spodziewać na pierwszej wizycie, jak się do niej przygotować oraz przedstawiono tam ich standardy leczenia. Muszę przyznać, że wygląda to obiecująco. Sama pierwsza wizyta musi odbyć się z partnerem i trwa najmniej 90 min. Odbywa się badanie ginekologiczne, pobierana jest krew moja i meza, od męża dodatkowo nasienie. Ciekawe czy odpuszczą nam te badania (mamy już wyniki takich badań i to nawet świeże, bo zaledwie sprzed miesiąca) czy będą chcieli mieć dodatkowe. Przynajmniej coś się rusza w sprawie mojego upragnionego potomka.

24 lutego 2015, 19:33

Wczoraj mieliśmy wizytę w klinice w Berlinie. Przyjechaliśmy na godz 11. Czekaliśmy 10 min i wyszła po Nas lekarka. Wcześniej zapoznała się wstępnie z Naszym przypadkiem. Porozmawialiśmy o staraniach, ile trwają, jakie mamy choroby. Zaprosiła mnie do gabinetu obok na USG. Potwierdziła istnienie tzw. pierścienia jajeczek wokół jajników, ale niepełnego, tzn., że tylko w niektórych miejscach widać było szereg jajeczek nie wokół całego jajnika. Łącznie z wywiadem, moim badaniem ginekologicznym i badaniami laboratoryjnymi wizyta trwała ponad 2 godz. Uznano moje badanie hormonalne, nie muszę na razie powtarzać. Zrobiono jedynie na obecność chlamydii mnie i mężowi, mojej drugiej połowie dodatkowo również badania hormonalne. Za 3 tygodnie następna wizyta, będzie omówienie wyników, mam dostarczyć w specjalnym pojemniku z jakimś płynem, który dostałam od pielęgniarki poranny mocz i zrobić badania HOMO index (nie wiem co to dokładnie jest ale z niemieckiej wikipedii wynika, że coś związanego z insuliną).
Na razie Pani Dr zaleciła dietę niskowęglowodanową i niskocukrową, powinnam zrzucić 20 kg. Od końca maja jeśli schudnę i poprawią się parametry zaczynamy terapię Clomifenem. Jednak lekarka przyznała, że są duże szanse (jeśli zmienię nawyki żywieniowe i schudnę chociaż 10-15 kg) na to że owulacja sama wróci i mogę zajść naturalnie w ciążę. Co będzie, zobaczymy. Na razie przeraża mnie ten wymóg schudnięcia, od dawna mam z tym problem. Ostatnio zniechęciłam się dietą odchudzającą bo nie widziałam efektów, po 6 miesiącach schudłam niecałe 5 kg. W takim tempie dziecka doczekam się za tysiąc lat. Myślałam, że przyjadę ztej kliniki podbudowana z siłami do walki a mam dużą załamkę.

4 marca 2015, 17:45

Mija półtrora tygodnia od wizyty w klinice i mojej diety na dzidziusia :). Schudłam 2, 5 kg. Wysłałam już pocztą w specjalnym pojemniku poranny mocz do badania do Berlina. Lekarka poprosiła mnie o jakieś "Ihmfpass", okazało się że to książeczka szczepień :). Nie wiedziałam co z tym fantem zrobić, ponieważ nie byłam szczepiona w DE. Z pomocą przyszedł mój rodziny Pan doktor (jest Polakiem) podpowiedział, żeby wyciągnąć kartę informacyjną z polskiej przychodni. Uczyniłam to co powiedział i mam z tą kartą przyjść do niego to mi przepisze na niem. książeczkę :). Czyż nie jest fajny ten mój doktor :).
Za 2 tygodnie znowu jedziemy do Berlina do kliniki ja na badanie HOMA Index a mężulek badanie nasienia.
Będzie też spotkanie z Panią Dr omówimy wyniki badań na chlamydię i ustalimy plan działań. Pewnie mi nie odpuszcza, będę musiała schudnąć :P.
w plan zdrowego żywienia wprowadziłam też sporo ruchu, chcę jak najszybciej jak tylko się da schudnąć :).

P.S- Ciekawe jak moja druga połówka przeżyje kolejne badanie nasienia (poprzednie badanko źle wspomina). Muszę go pochwalić, ponieważ trzyma razem ze mną dietę, rusza się i wyrzucił z domu wszystkie słodycze. Sam schudł też 2 kg :).
1 2 3 4