Przy okazji będzie to wizyta u nowego lekarza.
Ostatnio co noc śni mi się ivf, albo, że jadę na zabieg i nie mogę dojechać, albo oglądam kogoś w trakcie zabiegu (może siebie) z boku. Od wizyty u psychiatry chyba dzieli mnie jeden krok
Dobra wiadomość jest taka, że moglibyśmy zacząć od razu, od najbliższego cyklu wyciszanie, ale... zła wiadomość jest taka, że po ostatniej stymulacji mam wielką torbiel w lewym jajniku i przez najbliższy cykl musimy się jej pozbyć.
Więc plan jest taki, że pierwszy cykl pozbywamy się torbieli (mam nadzieję, że się uda, bo jest dość duża - ponad 4 cm), w kolejny wyciszanie, a w następny ivf, czyli jak wszystko dobrze pójdzie to w okolicach połowy maja będziemy mieli zabieg.
Lekarz był bardzo sympatyczny i nawet wspomniał, że w naszym przypadku inseminacja mijałaby się z celem, bo jest słuszna głównie przy słabym nasieniu, a u nas wina leży głównie w moich jajowodach, więc inseminacja tu nic nie pomoże.
Jestem taka szczęśliwa i podekscytowana. Widzę w końcu światełko w tunelu. Oby wszystko poszło po naszej myśli I oby maj nadszedł szybko!
Już nawet zaczęłam czytać o naturalnych sposobach przyspieszenia @ i dowiedziałam się, że najmniej inwazyjny, a skuteczny to moczenie nóg w gorącej wodzie Co mi zaszkodzi skorzystać, przy okazji zrobię sobie pielęgnację stóp
Najchętniej wyłączyłabym się jednym przyciskiem i włączyła za 2 miesiące.
Muszę się czymś zająć, ale nic nie jest tak ważne żeby oderwać moje myśli od tej jednej. Ani praca, ani przyjemności. Na wyjazd sobie obecnie nie mogę pozwolić. Z resztą jaki wyjazd? Musiał by trwać 2 miesiące? Ehhh...
@ za 2 dni (mógłby być tak łaskawy i przyjść już jutro )
Dziewczyny macie jakieś sposoby na to, żeby czas szybciej leciał?
Mam wrażenie, ze czuje, że nadchodzi, ale... ciągle jej nie ma. Mam już wszystko obliczone pod jej dzisiejsze przyjście, więc droga koleżanko, ZAPRASZAM
Zamiast żyć zaczynam wegetować, wstaję późno, wtedy dzień jest krótszy i szybciej mija. Nigdzie nie wychodzę, nie mam ochoty. Jak się marnuje czas to też szybciej leci. Zaczynam żyć w wirtualnym świecie, bo tu nie muszę się spotykać z ludźmi, którzy pytają, którzy mówią, że powinniśmy wyjechać wtedy się uda, którzy oświadczają, że są w ciąży. Tu w sieci filtruję sobie informacje i nie wchodzę na strony, na których ludzie są w ciąży.
Ale przez takie życie w końcu zwariuję. Kiedyś byłam cholernie ambitna, kiedyś byłam pracoholikiem, ale z powodu starań odpuściłam sobie pracę i teraz robię tylko to co muszę. Na początku odpuszczałam, bo myślałam, że wkrótce będę w ciąży i nie angażowałam się w długofalowe przedsięwzięcia, później zaczęłam leczenie i też praca kilkanaście godzin na dobę nie wchodziła w grę, bo musiałabym brać ciągle urlop na wizytę u lekarza, na szpital. Nie wchodziło to w grę więc żyję sobie w takim 'odpuszczeniu'. Dziś o 14 zamieniłam piżamę na normalne ubranie.
Nic nie muszę, nic nie mogę, mam nadzieję, że kiedyś to się skończy i znów wrócę do świata żywych.
po jutrze zaczynam leki na pozbycie sie torbieli (orgametil?), mam je brac od 5 do 25 dc, 2 razy dziennie, duzo... ale mam nadzieje, ze sa skuteczne, choc naczytalam sie o okropnych skutkach ubocznych jakimi sa: tycie, tradzik i bole glowy, ale co tam! najwazniejsze ze idziemy ku lepszemu choc po clo przytylam 3 kg, wiec mam nadzieje, ze ten lek nie dolozy mi jeszcze kilku
Byłam ostatnio po kopię wizyty sprzed dwóch lat u lokalnego gina. Zrobiłam w ośrodku zdrowia nie małe zamieszanie z tego powodu. Weszłam do pokoju rejestracji, nie chciałam iść do lekarza, bo po co jak potrzebowałam tylko kserokopię potwierdzoną za zgodność. Już sam fakt kopiowania dokumentacji zaniepokoił panią pielęgniarkę i strasznie dociekała po co mi to. Jak kilka razy powtórzyłam, że do 'dalszego leczenia' bo nie chciałam jej mówić o ivf to najwidoczniej jej nie wystarczyło i pobiegła do lekarza czy może mi skopiować, lekarz wezwał mnie do siebie (poza kolejką oczywiście, czym naraziłam się na potworne spojrzenia osób stojących w mega dłuuuugiej kolejce) i oczywiście on też pyta: a po co pani to? ja mowie, ze do dalszego leczenia, a on: ALE CZEGO DOKŁADNIE?? a pielęgniarka cały czas przy nas stała z ciekawskim wyrazem twarzy, no więc rzuciłam na nią znaczące spojrzenie, na szczęście lekarz zrozumiał i poprosił, żeby wyszła, więc wtedy powiedziałam mu o szczegółach. Był wyraźnie zdenerwowany. Chyba bał się, że potrzebne mi to do oskarżenia go o coś Biedny, był przerażony Ale gdy uspokoiłam go mówiąc, że nic złego nie zamierzam z tym robić to wypisał mi zaświadczenie, że wtedy i wtedy byłam na wizycie kontrolnej, że miałam torbiel na jajniku z powodu niepękniętego pęcherzyka, a później pozwolił skopiować kartę. Oczywiście pani przy ksero również nie omieszkała nie zapytać PO CO MI TO? Tak to jest w lokalnych przychodniach, dobrze, że nie będą (mam nadzieję) wiedzieć, że podchodzimy do ivf, bo wsadzili by mnie do witryny i codziennie oglądali Nie wiem czy to zaświadczenie wystarczy, bo nigdzie nie miał zapisane, że przyszłam na wizytę kontrolną z powodu rozpoczęcia starań, no ale mam nadzieję, że tak.
Po tabletkach czuję się średnio, jestem ciągle zmęczona, czasem mam mdłości, ale da się wytrzymać. Za to mamy ciche dni w małżeństwie. Mąż doprowadza mnie do szewskiej pasji, więc przestałam się do niego odzywać i dobrze mi z tym.
Był ostatnio powtórzyć seminogram (niezbędny do refundacji) i okazało się, że ma jeszcze lepsze wyniki niż miał rok temu, a te poprzednie wcale nie były złe. Jednak suplement diety z cynkiem i prawie abstynencja alkoholowa działają.
Za to rzuciła mi się w oczy na jego facebooku jego kolezanka, z dość mocno widocznym brzuszkiem. 8 miesiąc, syn. Jednak teraz, gdy wiem, że jest jakaś nadzieja, i że ja może już niedługo również będę w ciąży jakoś mnie to mocno nie zabolało, choć poczułam małą zazdrość.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 maja 2014, 13:14
Mam wyniki AMH, wynik lepszy niz ostatnio wiem, ze to niemozliwe ale ostatnio mialam 2,4 a teraz mam 2,6 wiec jest bardzo dobrze
Dzis 12 dc, jeszcze 13 dni brania tego okropnego leku, ktory powoduje mdlosci, zgage, sennosc i brak pracy umyslu.
Tak strasznie mi sie nic nie chce robic, ze az trudno w to uwierzyc. Kolejny dzien z rzedu biore sie za jakas prace i zaraz siadam do komputera i czytam sobie opowiesci roznych tresc i tak mija caly dzien.
Dokladnie za 2 tyg. mam dostac @, juz od dzis sprobuje ja namawiac na to zeby przyszla w terminie
Poza tym wychodzi na to, ze obecny miesiac jest dla mnie bardzo oszczedny, nie uzyje ani jednego testu owulacyjnego, zadnego testu ciazowego, nie chodze na monitoringi, nie chodze na wizyty. To chyba odpowiedni moment na przeznaczenie tych oszczednosci na nowa pare butow!
Mam straszne wahania nastrojów, czasem mam depresję, a od wczoraj znów rozpiera mnie taka radość i podekscytowanie... Co nie zmienia faktu, że nadal nic nie chcę mi się robić
Gdy ten dłuuugi cykl w końcu się skończy to... SIĘ ZACZNIE!
Czasem sobie myślę, że powinnam się cieszyć każdym dniem tego cyklu, bo może to ostatni normalny cykl. W kolejnym cyklu antyki, które nie wiem ile będą trwały, ale jeśli mniej niż cały cykl to już nie będzie on takim zwykłym, będzie tym przed godziną 'zero'.
Czasem się zastanawiam czy nie mogłam zrobić czegoś więcej ku byciu matką, czegoś więcej, czegoś wcześniej... I powiem szczerze, że nie mam sobie nic do zarzucenia.
Po pół roku bezowocnych starań zaczęliśmy się badać, więc wcześniej było bez sensu, a później? Bardzo się cieszę, że nie odłożyłam tego na później zdając się na naturę.
Po roku od rozpoczęcia starań byłam już w klinice niepłodności i po kolejnych 2 mies. wiedziałam, że z moimi jajowodami coś jest nie tak. Po następnych dwóch byłam już po laparoskopii. Następnie dałam sobie 4 miesiące na zajście w ciążę z pomocą clo (czasem był to dobry pomysł czasem nie), aż w końcu przyszedł moment na ivf. I uważam, że nie jest na to wcale za wcześnie, a i wcześniej nie było sensu i powodów na taką decyzję.
Jedyne co, to niepotrzebnie zrobiła mi się teraz ta torbiel, która przesunęła wszystko o miesiąc, ale czym jest miesiąc w stosunku do całego życia
Reasumując - to jest właśnie ten moment! Dlatego też jestem pełna nadziei i tak bardzo tego pragnę.
Jestem wdzięczna tym którzy wymyślili ivf, nie uważam tego wcale za wyrok. To jest dla nas ogromna szansa, za która dziękuję.
A czy dziecko powstanie z miłości? Oczywiście, że tak! Miłość to nie tylko stosunek płciowy. Miłość to również trzymanie za rękę podczas każdego zabiegu. Miłość to bliskość i wsparcie. Miłość to wspólne pragnienie dziecka. Kochamy się z Mężem bardzo, więc nasze dziecko będzie owocem ogromnej miłości, bliskości, wyczekiwania i pragnienia. I jeśli się pojawi będzie moim największym spełnionym marzeniem.
pozostało 9 dni do końca...
zaczęłam się stresować czy torbiel zniknie... wcześniej zniknęła nawet po słabszych lekach, więc teraz też powinna, ale życie lubi być przewrotne...
jakoś zaczynam sobie wszystko układać, wróciłam do swoich pasji, dają mi wielką radość, może kiedyś zaczną przynosić mi jakieś dochody:)
jednak muszę zakończyć kilka swoich zleceń, których robić nie lubię, ale nie mam wyjścia muszę je doprowadzić do końca...
poza tym jest dobrze, myślę pozytywnie, jak świeci słońce to życie jest zdecydowanie piękniejsze (a mówiłam mężowi, żebyśmy zamieszkali w Hiszpanii, wtedy byłabym non stop szczęśliwa )
ale są i minusy tego mojego ciągłego oczekiwania, braku ćwiczeń, braku jakiegokolwiek ruchu i leków, 7 kg na plusie... ale cóż ciąża (której jeszcze nie ma) wiąże się z przyrostem wagi, a to, że ja zaczęłam wcześniej to trudno. odchudzać się nie zamierzam, bo zawsze byłam chudzinką, więc te 7 kg jeszcze mi krzywdy nie zrobiło, a poza tym jestem uzależniona od słodyczy i nie zamierzam tego uzależnienia leczyć
na koniec jeszcze dodam, że co noc śnią mi się ciąże, albo dzieci, moje, czyjeś, wczoraj np. śniło mi się, że moja 55 letnia ciotka była w ciąży (a ma już wnuki!) jednak nie mam do końca równo pod sufitem
miłego tygodnia Wam życzę!
ps. nie lubie poniedziałków!
Jak zwykle mam nadzeje, ze @ przyjdzie w terminie
Ciesze sie bardzo, ze ten miesiac, ktory wydawac by sie moglo, ze nigdy sie nie skonczy wlasnie dobiega konca!
Jestem potwornie zmeczona bez powodu, wiec mysle, ze to dobry znak, ze @ jest blisko
A poza tym co u mnie? Humor dopisuje, nie wiem jak to sie dzieje, ale od jakiegos czasu jestem jedna z najszczesliwszych istot na ziemi Do pelni szczescia brakuje jednej malej kropeczki (tym razem nie nad "i")
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 kwietnia 2014, 17:54
Od razu zadzwoniłam do kliniki, bo miałam się zjawić w 1-3 dc, a tu 2-3 dc wypada w weekend, wiec przyjęli mnie od razu, najpierw badania, a później wizyta. Pierwsza wizyta refundowana, zapłaciłam tylko za 2 nierefundowane badania.
Torbiel na szczęście zniknęła, hurra! Dostałam antyki na wyciszenie i mam je brać od 5 dc przez 21 dni, w międzyczasie kontrola ok. 19-21 dc, a jak już minie ten cykl to ZACZYNAMY!
Antyki kończę brać 28.04 i na początku maja zaczynam nowy cykl, więc jak dobrze pójdzie transfer będe miała w okolicach połowy maja.
To już tak blisko... może w końcu nam się uda! Tak bardzo o tym marzę.
"Nigdy nie rezygnuj z osiągnięcia celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie"
Nawet szybko mi ten czas leci, dopiero dostałam @ a już mamy 7 dc.
Idę dzisiaj na usg piersi niezbędne do ivf, na szczęście refundowane jutro mam konsultacje anestezjologiczne, również niezbędne, w przyszłym tygodniu planuję zrobić pozostałe badania, a tuż po świętach mam się umówić na konsultacje z lekarzem.
Poza tym to chyba nic nowego... Jeszcze w swoich myślach nie zamknęłam marca, a już mamy 10 kwietnia, nie ogarniam mam nadzieję, że pozostała część kwietnia minie równie szybko
I z tym miałam chyba największy problem, zawsze wszystko zaplanowane, zapięte na ostatni guzik, o odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, nie mogło być inaczej niż tak jak ja chcę, niż tak jak mam ułożone w swojej głowie czy kajeciku.
Jestem cholerną perfekcjonistką, a do tego jestem obrzydliwie skrupulatna i gdy coś nie szło po mojej myśli strasznie się denerwowałam.
Podczas starań okazało się, że jest zupełnie inaczej niż bym chciała, nie mam wpływu na NIC, a już najmniej na to kiedy kropeczka zapragnie się pojawić, albo kiedy los zechce nam ją dać.
To chyba jest dla mnie szkoła. Co prawda bycie perfekcyjnym i skrupulatnym wypracowałam sobie przez lata i nie uważam tego za złe cechy, ale jednak czasem trzeba odpuścić. Los dał mi kopniaka i uświadomił, że jednak nie ja jestem panią swojego losu, a to los jest moim panem. I że nie zapanuję nad wszystkim lecz czasem muszę oddać się w jego ręce.
Oby pan los miał dla mnie w końcu dobre wieści.
Pojechalam do diagnostyki zrobic wszystkie nierefundowane badania (bo mam tam rabat jako stala pacjentka ), no i wsrod badan na mojej liscie, ktora otrzymalam w klinice byl kariotyp. Prawie wyskoczylam z butow jak mi pani podala sume za wszystkie badania - 700 zł (w tym kariotym 400) No ale mysle - trudno, jak trzeba to trzeba, jeszcze mnie nastraszyla ze sie czeka na wynik min. 30 dni roboczych... Mysle - nie zdazymy! No ale trudno, jak przyszlo do pobierania krwi pani sobie przypomniala, ze od dzis kariotypu nie robia, bo przez swieta nie moze to lezec, wiec zaprasza po swietach i oddaje mi kase. Juz mialam ochote jej dac drugie 400 zeby mi jednak zrobila to badanie, bo po swietach to juz na pewno nie zdazymy z wynikiem na czas, no ale nic nie dalo sie zrobic.
Pojechalam roztrzesiona do meza do pracy i wspolnie odkrylismy, ze na jego liscie badan tez byl kariotyp, ale on, zeby mu nie pobierali krwi 2 razy (bo to przeciez strasznie stresujace wydarzenie) to wszystko zrobil w naszej klinice i zaplacil tylko kilkadziesiat zlotych, metoda dedukcji doszlismy do wniosku, ze kariotypu mu nie zrobili. No to dzwonimy do kliniki, z pytaniem dlaczego mu tego badania nie zrobili, skoro powiedzial, ze chce wszystko co musi zrobic do ivf, a pani nas informuje, ze to robi sie tylko przy wskazaniu lekarza, a u nas takich wskazan nie bylo (no to czemu mi tego nie powiedzieli! tylko wreczyli liste z wszystkimi badaniami do reki?!).
No ale kamien spadl mi z serca. Znow wracam na normalny bieg i tor.
Ale jakie szczescie w nieszczesciu, ze mi jednak tego w diagnostyce nie zrobili, bo jestem bogatsza o 400 zl
Poza tym czas plynie w miare szybko, mam 12 dc, po swietach w srode mam juz umowiona wizyte, bedzie to juz 20 dc i tak blisko do konca! Jest radosc!
Wszystko dzieje się pięknie i nie może być inaczej.
Wczoraj wieczorem mówiłam Mężowi, że tęskni mi się i marzy polskie morze. Wchodzę dziś na maila a tam info, że polski bus robi wyprzedaż. I tym oto sposobem kupiłam bilety do Gdańska za kosmiczną sumę 70 zł w obie strony dla dwóch osób (czyli 17,5 / os. w jedna stronę za ponad 600 km!!). Jestem taaaka szczęśliwa! Oby wszystkie moje marzenia tak szybko się spełniały
Dziś mamy 20 dc, idę na wizytę do gina, mam nadzieję, że moja pozytywna energia go nie zabije
Na moim tabletkowym listku zostało 5 tabletek anty. To już tak niedługo.
Przyznam Wam się też w tajemnicy (bo nikt o tym nie wiem nawet Mąż), że była wyprzedaż niemowlęcych body w tesco i przygarnęłam jedno z napisem I love you daddy Długo się powstrzymywałam, ale nie wytrzymałam. Zupełnie nie wierzę w zabobony, że to przynosi pecha. Moja przyjaciółka kupuje ciuszki od liceum i ma już dwię piękne córcie, więc jeśli chodzi o pecha to wcale w to nie wierzę. A jeśli już miałabym wierzyć to zupełnie na odwrót - jak kupię ubranko to zachęcę dzidziunia do przyjścia do nas
Tak więc zarażam Was moje kochane tą pozytywną energią i trzymam kciuki za wszystkie!
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 maja 2014, 13:21
Pozostały mi 4 tabletki anty i czekamy na @. W 1-2 dc mam się pojawić w klinice i zaczynamy stymulacje. Jakieś to wszystko wydaje mi się nierealne. Mam wrażenie, że zdarzy się coś co uniemożliwi rozpoczęcie. Wiem, że nie powinnam mieć złych myśli, ale rozpoczęcie stymulacji oznacza dla mnie zrobienie ogromnego kroku w przód i jest on tak ogromny, że obecnie aż nierealny i nieosiągalny.
Trzymam kciuki zeby wszystko było ok :)
Oj tam zobaczysz , nie taki wilk straszny jak go malują ;) Kciuki za jutro/dziś
Trzymam kciuki kochana <3 wszystko będzie po Twojej myśli :) wierzę w to!