Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania UDA SIĘ! Nie może być inaczej :)
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

24 maja 2014, 10:49

23 dzień cyklu, 10 dzień po punkcji, 7 dzień po transferze, do bety pozostało 4 dni

Kruszynko jeśli nadal jesteś z nami to jesteśmy już razem tydzień <3 <3

Beta coraz bliżej. Rozmawiałam wczoraj z mężem cały wieczór i oboje zgodnie stwierdziliśmy, że dopóki beta nie wyjdzie dodatnia to do wtedy nie dotrze do nas, że to może być ciąża. Nie czuję się inaczej, nie mam żadnych objawów poza tymi wywołanymi przez progesteron: wielkimi obolałymi piersiami, bólem sutków i częstym robieniem siku. Tak jak zakładałam udaje mi się nie doszukiwać innych objawów, bo wszystkie, łącznie z mdłościami już miałam, a w ciąży nigdy nie byłam.

Dziś nastrój raczej obojętny, jak się nie uda to po prostu będzie miesiąc 'jak każdy'. Szkoda mi będzie tylko tego wyczekiwania i kłucia, ale jak nie będzie innego wyjścia to będziemy musieli to powtarzać, choć nie wiem czy zdecyduję się od razu. Czy nie będę chciała ochłonąć i odpocząć od tego wszystkiego, bo właśnie minęło pół roku odkąd non stop, bez żadnej przerwy jestem na lekach i hormonach, najpierw na zmianę clo i tabletki anty, później lek na pozbycie się torbieli, potem znów anty, a na koniec zastrzyki. Chyba mój organizm zasługuje na odrobinę odpoczynku.

Może w tym czasie wyjedziemy na jakieś wakacje, zapomnimy o problemach, no i zregenerujemy siły w kwestii finansowej.

Smutno mi, że nie mamy żadnego mrozaczka, wtedy byłoby łatwiej, no ale niestety to było niezależne od nas. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy.

A jak zmieniło się moje życie? Zauważyłam 2 istotne zmiany od transferu. Zaczęłam zdrowo się odżywiać, jeść regularne posiłki, a co najważniejsze w ogóle nie ciągnie mnie do słodyczy, choć wcześniej to był mój podstawowy składnik pożywienia. Ale nie wydaje mi się to zmianą smaków z powodu ciąży tylko raczej zdrowym rozsądkiem.
Druga zmiana to kąpiele. Uwielbiałam kąpać się wręcz we wrzątku. Więc jak pierwszy raz po transferze weszłam pod prysznic to zabrałam ze sobą termometr, żeby sprawdzić w jakiej temp. mogę się wykąpać, ustawiłam na 37 stopni i odkryłam, że musze się kąpać w zimnej wodzie. Przez pierwsze 3 dni wychodziłam z kąpieli prawie z płaczem, a teraz już powoli zaczynam odkrywać, że taki chłodniejszy prysznic jest nawet przyjemny.

Czekam cierpliwie do poniedziałku na pierwszy test sikany, choć zdaję sobie sprawę, że jeszcze może nic nie wyjść i postaram się go z tą świadomością zrobić, a w środę beta.

Miłego weekendu życzę wszystkim :*


26 maja 2014, 10:55

26.05 - dzień matki, a ja... przegrałam kolejną bitwę w drodze do bycia mamą ;(

25 dzień cyklu, 12 dzień po punkcji, 9 dzień po transferze, do bety pozostało 2 dni

Zrobiłam dziś test i co? Jedna kreska. Obrzydliwie prawdziwa :( Co prawda nigdy nie zobaczyłam dwóch i taki widok to nic nadzwyczajnego, ale jednak.

I nawet nie przejmowałabym się tak bardzo tym testem, bo obiecywałam, że nie będę, bo to dopiero 9 dzień po transferze, ale czuję nadchodzący @ i tego uczucia nie da się pomylić z niczym innym :( Ból brzucha i charakterystyczne bulkanie. Jutro jest termin @ więc wszystko się zgadza, czuję się dokładnie jak dzień przed @.

Jest mi potwornie smutno. Tym bardziej w takim dniu ;( Liczyłam na pierwszy w moim życiu prezent z tej okazji...

Na usta ciśnie mi się tylko pytanie DLACZEGO? dlaczego ciągle mnie to spotyka? Dlaczego to co dla innych jest proste jak kichnięcie dla mnie jest nierealnym marzeniem, którego nie udaje mi się spełnić nawet z ogromną pomocą medyczną.

Życie naprawdę daje mi w kość.

:(

27 maja 2014, 12:17

26 dzień cyklu, 13 dzień po punkcji, 10 dzień po transferze, do bety pozostał 1 dzień

Jesteście wszystkie kochane :* Dziękuję Wam bardzo za wsparcie

Mimo to ja jednak nadal czuję, że to już stracona szansa. Jutrzejsza beta będzie tylko formalnością.

Żeby się upewnić wykorzystałam dziś kolejny allegrowy test (bo mam duży zapas) i wynik ten sam. Oczywiście mogłabym kupić jakiś lepszy i 'czulszy', ale w związku z tym, że jutro już beta to sobie daruję.

Może tak miało być... Ja ciągle wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko złe co nas spotyka ma swoje pozytywne uzasadnienie w przyszłości. Już kilka razy skończył mi się świat, a później okazało się, że to było najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać. Rozstanie z moim ex. Świat mi się zawalił, nie miałam ochoty do końca życia wychodzić z domu, jednak wyszłam. Spotkałam mojego obecnego męża i okazuje się, że to najlepsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała, a tamto przy mojej obecnej miłości do męża to nie była nawet znajomość.

Może i teraz tak jest. Choć czekam na to uzasadnienie już od ponad dwóch lat i jeszcze się nie doczekałam, ale nadal wierzę, że jakieś uzasadnienie będzie.

Zegar wcale nie przestał bić, życie toczy się dalej i pora zastanowić się co zrobić dalej. Ale o tym może porozmawiam z lekarzem przy najbliższej wizycie.

28 maja 2014, 19:52

To miłe, że ja się pogodziłam z porażką już w poniedziałek, a Wy ciągle wierzyłyście :* Niestety byłam na 99% pewna i moje przypuszczenia właśnie się potwierdziły, beta poniżej 2 :(

Jest wielki smutek, ale już nie tak ogromny jak w poniedziałek.


Postaram się nie płakać...


Żegnaj mój Wojowniczku <3

29 maja 2014, 11:26

Życie po życiu.

Obiecałam, że nie będę płakać, a przeryczałam cały wieczór, łzy ciekły mi przy kolacji, przy serialach i przy finale 'bitwy o dom', łzy płynęły równo z prysznicem. Myślałam, że nie zmrużę oka w nocy, ale jak tylko położyłam się do łóżka do od razu zasnęłam ze zmęczenia emocjami i płaczem.

Wstałam dopiero parę minut temu. I właśnie odkryłam, że istnieje życie po życiu.

Więc biorę się za nie. Dzień zacznę od ćwiczeń z Mel B, później wybieram się na solarium :) a na sobotę umówiłam się do fryzjera.

Oczywiście nie zapomniałam o doktorku (choć on o mnie tak, bo wziął sobie wolne), ale umówiłam się z nim tuż po jego wolnym czyli na środę.

Nie wiem jaki jest dalszy plan działania, na pewno czerwiec odpuszczamy, ale pytanie czy odpuszczamy i się wyciszamy czy odpuszczamy na 100% i nie robimy nic? Nie wiem też czy w środę nie będzie za późno na rozpoczęcie wyciszania, no ale trudno. Nie będę się teraz tym przejmować. Niech doktorek coś wymyśli.

Chciałabym w lipcu rozpocząć drugą procedurę. Chodzą słuchy, że leki stymulujące będą refundowane od lipca, więc dobrze by było z tego skorzystać.

Ehhh... co nas nie zabije to.. (nie, nie wzmocni nas, absolutnie nie czuje się wzmocniona) to nas nie zabije...

29 maja 2014, 21:33

Dzielnie dawałam radę, cały dzień. Co prawda jestem cały czas na granicy histerii i płaczu ale radziłam sobie jakoś, zupełnie nieświadoma tego co czeka za rogiem. Nie spotykam się z ludźmi, którzy mogą wywołać płacz, którzy mogą zapytać 'co słychać' cały dzień robię wszystko dla swojej przyjemności. Dzień dobiegał końca, pomyślałam 'hurra udało się przeżyć pierwszy dzień PO bez płaczu' i chyba za wcześnie o tym pomyślałam. Strzał w serce nadszedł zupełnie niespodziewanie, z kierunku, którego nigdy bym się nie spodziewała, gdy już bezpieczna w zaciszu domowym pod kocykiem przed tv oddawałam się ostatniemu relaksowi tego dnia.

Zupełnie niepozorna rozmowa z przyjaciółką na fb, o butach, torebkach i wyprzedażach i nagle padło jedno zdanie, które spadło na mnie jak grom z jasnego nieba i spowodowało, że fizycznie zabrakło mi oddechu, nie umiałam go złapać, autentycznie i najzwyczajniej zaczęłam wyć.

"byłam wczoraj u lekarza, jak się okazuje stosunek przerywany nie chroni przed ciążą..."

To już druga jej ciąża w ciągu naszych starań, jedna ciąża właśnie uczy się chodzić. Wiem, że jestem niesprawiedliwa, ale przyjaciółki tak się nie zachowują!! Jeszcze wczoraj była u lekarza, właśnie wczoraj! Kiedy mi się świat zawalił ona dowiedziała się o ciąży.

Kurwa, no!

;(

Wiem, jestem beznadziejną przyjaciółką. Dobrze, że rozmowa odbywa się przez fb, bo gratuluje jej i skacze z radości emotikonami, a łzy lecą mi jak grochy. Ale w głębi duszy nie płaczę z powodu jej szczęścia, ale z powodu swojego nieszczęścia ;(

Od dziś nie tylko będę się bała wychodzić z domu, żeby nikt nie sprawił mi przykrości, ale też będę się bała włączyć komputer.

Chyba wizja spędzenia reszty życia schowana pod kołdrą to bardzo dobra wizja.

2 czerwca 2014, 22:02

Ile razy można się odbijać od tego samego dna?

Wiele godzin jest dobrze, a tu nagle ni stąd ni zowąd nadchodzi histeryczny płacz. Nie umiem sobie z nim poradzić, nie umiem go przewidzieć i nie umiem nad nim zapanować.

Wielokrotnie czytałam o tym, że przy każdym ivf powinny być konsultacje psychologiczne, myślałam, po co? Nie z takimi rzeczami sobie radziłam. Teraz wiem, że nie radziłam sobie z niczym podobnym i nie wiem czy i z tym sama sobie poradzę. Jedynym ukojeniem na moje złamane serce byłaby ciąża. Tylko ona jest w stanie uleczyć moje rany. Ale czy kiedyś się na nią doczekam, czy może kolejnym podejściem do ivf będę grzebać w tych ranach świeżo naostrzonym nożem i polewać je spirytusem.

W piątek przyjaciółka z mężem zaprosili nas na grilla. Jak mogłam pójść? Miałam im gratulować i przy tym rozwyć się, rzucić na podłogę i krzyczeć jakie życie jest okrutne? Nie poszliśmy. Wczoraj również zapytali czy wpadniemy. Dlaczego oni mi to robią? Dlaczego ciągle nas do siebie zapraszają i dlaczego stawiają mnie w takiej kłopotliwej sytuacji kiedy muszę ciągle odmawiać. Czemu nie zrozumieją? Czemu nie dadzą mi spokoju?! Jestem dopiero 5 dni po nieudanym ivf i mam prawo żyć w rozpaczy. I żyję. I mam prawo nie być w stanie składać innym parom gratulacji.

Nie wiem jak dalej żyć, nie wiem jak poradzić sobie z kolejną nadchodzącą godziną. Nie umiem przewidzieć które usłyszane czy przeczytane słowo, które zdjęcie znów wzbudzi płacz.

Może kiedyś będzie lepiej. Teraz nie jest.

5 czerwca 2014, 11:53

Jestem :)

Z pierwszym nieśmiałym uśmiechem na twarzy.

Ciągle jeszcze wewnętrznie przeżywam smutek i żałobę i czasem uronię łzę późnym wieczorem, ale już jest lepiej. Pojawiły się pierwsze plany na przyszłość i zaczynam patrzeć w tamtym kierunku, a oddalać od siebie porażki z przeszłości.

Byłam wczoraj u lekarza. Na szczęście nie ma żadnych torbieli, choć bałam się bardzo, bo lewy jajnik trochę pobolewa, ale okazało się, że jest tylko powiększony. Nasz wspólny plan wygląda następująco: postanowiliśmy dla najlepszych efektów zastosować się do 3 cyklowego odstępu między jedną stymulacją, a drugą, więc przede mną jeszcze 2 cykle, które poświęcę na wyciszanie tabletkami anty. Z moich obliczeń wynika, że w okolicach 22 lipca wezmę ostatnią tabletkę i pod koniec lipca przystąpię do drugiego cyklu ivf. Jeśli uda się uzyskać odpowiednią ilość zarodków to tym razem zostaną mi podane 2. Lekarz zaproponował również dla zwiększenia szans scratching i myślę, że się zdecyduję, z resztą zrobię wszystko, żeby tylko zwiększyć szanse.

A tymczasem mogę już spokojnie rezerwować hotel nad morzem i planować wyjazd. Gdybym przystępowała do ivf w następnym cyklu to niestety z wyjazdu musielibyśmy zrezygnować, a czuję, że jest mi ten wyjazd bardzo potrzebny, więc wszystko dobrze się złożyło.

Tak więc znów nastał czas wyczekiwania, czas odpoczynku i czas leczenia ran. Może do końca lipca wszystko się zagoi i uspokoi.

9 czerwca 2014, 16:01

Do rozpoczęcia kolejnej stymulacji mamy ok. 7 tygodni. Długo... co prawda jeszcze mi się nie zaczęło dłużyć, ale przypuszczam, że po urlopie zacznie.

Poza tym jest ok. Czasem przez głowę przejdzie myśl, że tak nie powinno być, że teraz powinnam podglądać kropeczkę na usg, odliczać tygodnie do 12, powinnam mieć mdłości, powinnam nie leżeć na słońcu, powinnam obserwować rosnącą betę. Ale los chciał inaczej. Bóg ma inny plan. Ciekawe jaki.

Przez weekend spotkałam się z kuzynką, która poroniła ponad 2 lata temu, rok temu wzięli ślub i od tamtej pory intensywnie się starają i też nie wychodzi. Absolutnie nie chciałabym, żeby ktokolwiek z mojej rodziny, albo najbliższych przeżywał to co ja, ale pierwszy raz poczułam zrozumienie ze strony kogoś bliskiego (poza mężem). Pierwszy raz wymieniłyśmy się kilkoma zdaniami na ten temat, a później pomilczałyśmy i każda z nas wiedziała o czym sobie milczymy. Ona nie wie o ivf, wie tylko kilka osób, ale dla mnie im mniej tym lepiej, bo jak się okazało w mniejszym gronie lepiej przyjmuje się porażkę, niż tłumacząc wszystkim, że się nie udało i smucąc się z każdym z osobna. Powiemy wszystkim dopiero jak się uda.

No ale pomimo swojej niewiedzy zaczęła opowiadać mi o swojej koleżance, która ma trojaczki z ivf. Coś niesamowitego. Potrójne szczęście, ale też potrójne troski, potrójne zmartwienia i potrójne zmęczenie. Mimo to, gdyby ktoś pozwolił mi wybrać i zapytał czy chciałabym trojaczki to bez chwili zastanowienia odpowiedziałabym TAK. Wiem ile uwagi potrzebuje jedna mała istotka i mogę sobie tylko wyobrażać ile potrzebują 3, ale i tak nie miałabym wątpliwości.

Chciałabym, żeby i jej i mi kiedyś się udało :)

14 czerwca 2014, 20:28

Nie tak miało być...

Na co dzień nie czuję się źle, ale w głębi duszy ciągle słyszę to zdanie - TO NIE TAK MIAŁO BYĆ!

Jezu, miej w końcu nade mną litość!

Musiałam to tu napisać, bo nie mam tego komu powiedzieć. Już nie chcę marudzić mężowi za uszami, bo wiem, że też to mocno przeżył, a jakoś coraz lepiej sobie z tym radzi, więc rozpamiętywanie i ciągłe mówienie o tym do niczego dobrego nie prowadzi, ale naprawdę mam ochotę krzyczeć: NIE TAK MIAŁO BYĆ!

cholera.

Wam się pewnie też już nie chce czytać w kółko o tym samym :)


Aaaa.. zapomniałam o najważniejszym. Jakby tego wszystkiego było mało znów mi wszystko rośnie. Niby mam jakieś lżejsze tabletki anty, ale znów mam wielki brzuch, spuchnięte stopy i ogólnie cała rosnę przez zatrzymanie wody w organizmie, nie pomaga ani Chodakowska, ani Mel B. I jak ja się pokaże na plaży z takim brzucholem i udami? Wrrrr...

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 czerwca 2014, 20:32

15 czerwca 2014, 13:55

"uważaj czego sobie życzysz, bo może się to spełnić"

Czasem łapię się na tym, że wypowiadam pewne życzenie, które po czasie się spełnia. I wiem, że brzmi to jak piękny sen, ale tak nie jest. W tzw. międzyczasie zmieniają mi się poglądy, zmieniają mi się plany i życzenie powinno się zmienić adekwatnie do sytuacji i adekwatnie do tego jak w danej chwili sobie życzę. Ale nie. Życzenie wypowiedziane nie ulega zmianom.

Dawno dawno temu nie chciałam mieć dzieci, a jeśli już, jeśli znalazłabym odpowiedniego mężczyznę to najwcześniej w okolicach 30stki.

W międzyczasie życie się odmieniło, spotkałam mojego męża i zapragnęłam mieć z nim dziecko, wcześniej, bo mając niespełna 28 lat. Niestety życzenia nie da się zmienić i już dziś wiem, że przed 30stką dziecka mieć nie będę. Jednak może wypowiedziane życzenie się spełni. Do 30 urodzin pozostały 3 miesiące. Do tej pory życzenie się spełniało, więc niech się spełni do końca.

Kolejne życzenie - w lutym ustaliliśmy z mężem, że do pierwszego ivf przystąpimy w okolicach czerwca-lipca tego roku. W międzyczasie okazało się, że mój lekarz nie do końca się sprawdził i zmieniłam go na innego, który od razu zakwalifikował nas do ivf, jak już wiecie na maj. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że przystąpimy do ivf wcześniej niż planowaliśmy, ale... jak widzicie wypowiedzianych życzeń się nie zmienia. Może majowe ivf z góry było skazane na niepowodzenie z powodu naszego pierwszego planu czerwcowo-lipcowego?

Może tak jest, a może nie... jak widać ciągle próbuję odkryć zagadkę tego co, kiedy i dlaczego nas w życiu spotyka.

23 czerwca 2014, 00:33

Zmieniam się.

Nikt tego nie zauważał, bo gdy przyznawałam się do tego, że jestem nieśmiała moje towarzystwo wybuchało śmiechem. Myśleli, że żartuję. A ja naprawdę jestem nieśmiała. Walczę z tym (chyba skutecznie jak widać) przez całe życie, ale JESTEM i wiem o tym.

Jakiś czas temu odkryłam, że jestem zołzą. Mąż tak wyprowadza mnie z równowagi różnymi bzdetami, że cały czas na niego wrzeszczę. I wiecie co? Zaczął mnie słuchać. Stał się lepszym człowiekiem. Sprząta, zmywa naczynia, czasem nawet zrobi śniadanie. Jednak bycie dobrą nie popłaca.

Postanowiłam to odkrycie wprowadzić również w życie poza ogniskiem domowym. Co się okazało? Że stałam się sympatyczniejsza i radośniejsza w odbiorze. Uwierzycie?

Poszłam w końcu na tego cholernego grilla do tych przyjaciół, którzy są w ciąży. Postanowiłam, że będę zołzą. Taki mój mechanizm obronny. Dzielnie dałam radę. Co więcej nawet współczułam przyjaciółce, bo pojawiły jej się mdłości na zapachy z grilla i cały czas biegała zrobić pawia do wc (to po jaką cholerę ciągle robią grilla? nie mogli nas zaprosić na sałatkę?). No ale na drugi dzień rozmawiamy na fb, a ona mówi, że bardzo się cieszy, że czuję się dobrze, bo wczoraj byłam w takim dobrym humorze i w ogóle taka radość tryska ode mnie i że wszyscy to zauważyli. Czaicie bazę? Cały wieczór wszystkim dogryzałam, jak mi się znudziła zabawa z dziećmi to wysyłałam je do matki, wybrzydzałam przy wyborze mięsa, a wg wszystkich dookoła byłam taaaka fajna.

No więc spodobało mi się to zołzowanie i wprowadzam je na wszystkich płaszczyznach życia. I tu odkryłam kolejny plus. Bycie zołzą powoduje, że przestaje być nieśmiała. Wcześniej zastanawiałam się nad każdym zdaniem, czy wypada, czy powinnam, czy to będzie grzeczne, czy nie sprawi kłopotu, a teraz prosto z mostu mówię w piekarni, że chcę ten chleb, który jest na samym spodzie i pani go wyciąga, nie marudzi i nawet się uśmiecha. A wcześniej prosiłam o pierwszy lepszy i ani ja ani pani za ladą nie była zadowolona, bo ona nie wiedziała jak mnie uszczęśliwić i prawda jest taka, że zawsze wybierała nie ten, który chciałam. A teraz? Jestem z siebie taka dumna i szczęśliwa, że mam najlepszy chleb z całej piekarni, a i pani się cieszy, że mnie uszczęśliwia w końcu.

W piątek wyłączyłam wszystkie telefony i zrobiłam sobie dzień wolny, od wszystkiego. Miałam gdzieś klientów, znajomych, i wiecie co? Świat się nie zawalił z tego powodu, a ja miałam naprawdę długi i relaksujący weekend. Będę sobie robić taki dni częściej :)

Bycie zołzą jest fajne.


A dzięki czemu taka się stałam? Bo jestem po ciężkich przeżyciach, bo odkryłam, że jest wiele ważniejszych rzeczy w życiu niż zamartwianie się czy coś wypada czy nie. Bo tam gdzie jestem w stanie się uszczęśliwić i wybrać najlepszy chleb w piekarni to będę to robić. Bo tam gdzie mogę to ja kieruje swoim życiem i swoim szczęściem, a nieśmiałość i niepewność unieszczęśliwiają. Nie jestem w stanie zapanować nad wszystkim co się dzieje w moim życiu, ale gdzie tylko mogę to chcę się uszczęśliwiać.

Jestem silniejsza. Tak jestem!

Ciągle myślę i pracuję nad tym jak uszczęśliwić moją pracę zawodową. Czy zostać w tym co robię tylko robić to w taki sposób, który da mi szczęście, czy może porzucić swój wyuczony zawód i zacząć robić to co wydaje mi się, że daje radość. Co prawda kiedyś mój zawód dawał mi ogromną radość, ale poszedł w takim kierunku, że przestał, a powrót do tamtych czasów nie wchodzi w grę, więc muszę dokonać wyboru. Liczę na to, że pewnego dnia wstanę i coś mnie olśni, że dostanę jakiś impuls, że stanę przed wyborem, który mnie ukierunkuje. Wierzę, że tak będzie. A jeśli i nad tym zapanuję to w moim życiu będzie harmonia i szczęście oczywiście na tyle na ile jestem w stanie je sobie stworzyć. Bo jak już wiem po pięciu stronach tego pamiętnika nie nad wszystkim jestem w stanie sprawować kontrolę.

Notabene, nigdy nie spodziewałam się, że do piątek strony nie będę w ciąży. Pisząc pierwszy wpis byłam pełna nadziei, że w kolejnym przejdę na fioletową stronę. Tymczasem nadal tkwię w tej różowej i wcale nie widać końca. Od zawsze nie lubiłam różowego!

Ale się dzisiaj rozpisałam :) Dzisiaj i wczoraj, bo zaczęłam przed północą ;)

26 czerwca 2014, 13:23

Info z RMF24 "2300 kobiet w ciąży, 108 urodzonych już maluchów - to bilans rządowego programu refundacji in vitro - donosi "Metro". 1 lipca minie rok od uruchomienia programu." :)

Nie wiem czy tylko mi sie tak wydaje, ale 108 dzieciakow na cala Polske to chyba nie tak duzo... a 2300:12 to tylko 191 ciaz miesiecznie... tez bez rewelacji przy takiej ilosci chetnych. Szkoda, ze nie podaja ile wykonali zabiegow, wtedy moznaby zobaczyc skutecznosc.

Ostatnio tez mam takie przemyslenia, ze te ivf z fuduszu rzadowego udaja sie rzadziej niz te komercyjne i z badan klinicznych. Moze z powodu podania wiekszej ilosci zarodkow? moze z powodu wiekszej uwagi dla pacjentow ze strony lekarzy? Przyszlo mi tez na mysl, ze 3 refundowane podejscia beda nas kosztowaly tyle co jedno komercyjne, a moze nawet wiecej, wiec moze lepiej bylo podejsc od razu do komercyjnego.

Jednak, gdy 3 proby sie nie powioda to przypuszczalnie pokusimy sie jeszcze na 1 komercyjna, jak nas bedzie na to stac. Ale np. juz dzis wiem, ze jesli bedziemy podchodzic do komercyjnego to na pewno nie w tej klinice, w ktorej robimy z funduszu.

Poza tym we wtorek zakonczylam pierwszy cykl z tabletkami anty, teraz czekam na @. Myslalam, ze pojde przed @ na wizyte, bo chyba nie wszystko zrozumialam na ostatniej, ale lekarz jak to zwykle bywa jest na urlopie. Ile mozna miec urlopow w roku? On caly czas jest na urlopie! Wiec wizyta dopiero po naszym urlopie :)

A czego nie zrozumialam? Wtedy wydawalo mi sie, ze zrozumialam, bo lekarz kazal mi przyjsc po skonczeniu drugiej paczki tabletek, czyli tuz przed nastepnym @. Wiec pomyslalam, ze wie co robi i pewnie po @ zrobi ten obiecywany scratching i przystapimy do kolejnej stymulacji. Dopiero w domu doczytalam ze scratching robi sie 1 cykl przed kolejnym ze stymulacja i robi sie go tuz po potencjalnej owulacji. Wiec ja sie pytam dlaczego kazal mi przyjsc tuz przed @ :/ Czy on nie moglby wszystkiego wyjasniac normalnie, jak ludziom, ktorzy pierwszy raz w zyciu robia takie rzeczy?! Teraz juz bede wiedziec duzo wiecej o podejsciu do ivf, ale z 'nowych' rzeczy, ktore wprowadzamy nadal jestem zielona. A na wizycie nie pytam, bo nawet nie wiem o co, dopiero pozniej czytam na internecie i dowiaduje sie, ze cos jest nie halo.

Niech to sie juz skonczy!!

27 czerwca 2014, 11:32

"(...)
Przysięgam wam, że płynie czas!
Że płynie czas i zabija rany!
Przysięgam wam, przysięgam wam,
Przysiegam wam, że płynie czas!
Że zabija rany - przysięgam wam!

Tylko dajcie mu czas,
Dajcie czasowi czas.
(Zwólcie czarnym potoczyc się chmurom
Po was, przez was i między ustami,
I oto dzień przychodzi, nowy dzień,
One już daleko, daleko za górami!)
Tylko dajcie mu czas,
Dajcie czasowi czas,
Bo bardzo, bardzo,
Bardzo szkoda
Byłoby nas!"

13 lipca 2014, 20:02

Dawno mnie tu taj nie było, ale to chyba dobry znak, że wróciłam do rzeczywistego świata i co więcej odnalazłam się w nim.

Ponad tydzień temu wróciliśmy z urlopu, było cudownie, szkoda tylko, że tak krótko. Był to czas na odpoczynek, oderwanie się od problemów, zdystansowania się i czas przemyśleń.

W trakcie przemyśleń doszłam do niepokojących wniosków, że mamy już 7 miesiąc tego roku, a ja tylko przez 2,5 miesiąca nie brałam tabletek anty (toż to jakiś paradoks, przecież jestem w trakcie starań!) Było to 1,5 miesiąca na początku roku, a drugi miesiąc podczas stymulacji ivf, w pozostałych miesiącach albo się wyciszam, albo pozbywam torbieli... wrrrrr....

Czytałam kiedyś o cudach, które się zdarzają tuż przed przystąpieniem par do ivf, że kobiety zachodzą w ciążę naturalnie, a ja... nawet nie daje szansy cudom, bo ciągle jestem na antykach!

Więc jeśli za drugim razem się nie uda to doszliśmy do wniosku, że robimy dłuższą przerwę, abym mogła odpocząć od hormonów, wrócić w końcu do swojej poprzedniej wagi, bo ta wpędza mnie w depresję no i dać w końcu choć niewielką szansę naturze.

A jeśli chodzi o drugą procedurę to jeszcze nie wiem kiedy podchodzimy. Niebawem mam wizytę u lekarza i może czegoś więcej się dowiem

:)

18 sierpnia 2014, 16:12

Drogi pamiętniczku, strasznie Cię zaniedbałam ostatnio, ale potrzebowałam tego.

Dużo się u mnie działo. Tuż po pierwszej nieudanej próbie rozpoczęłam od razu wyciszanie przed kolejną, które trwało 2 miesiące. Pod koniec drugiego cyklu wyciszanego z lekarzem podjęliśmy decyzję, że zrobimy skratching endometrium, który miał pomóc w zagnieżdżeniu się zarodków. Oj bolało cholernie, bo odbyło się to bez znieczulenia, ale czego nie robi się dla osiągnięcia swojego największego marzenia. Po kilku dniach dostałam @ i od razu mogliśmy przystąpić do drugiej próby.

24.07 rozpoczęłam nowy cykl z drugą próbą ivf. Nie chciałam o tym tutaj pisać, bo postanowiłam przeżywać te chwile w ciszy i samotności.

Stymulację rozpoczęłam w 3dc, tym razem stymulacja była dłuższa ale efektywniejsza, jajniki tak bolały, że myślałam, że mi je rozsadzi. Miałam po ok. 6 jajeczek w każdym jajniku. Co więcej musiałam robić zastrzyki rano, kiedy męża nie było w domu, więc musiałam się przełamać i robić je sobie sama. Oj było mi ciężko, czasem nawet płakałam przy podawaniu. Ale ogólnie cykl mijał bez większych emocji.

Poprzedni byłam bardzo podekscytowana, a tym razem było spokojniej, poprzednio byłam pewna, że się uda, tym razem nauczona doświadczeniem wiedziałam, że może się nie udać.
W 14 dc, po 10 dniach stymulacji miałam punkcję, gdzie uzyskano 10 komórek (w poprzedniej próbie było 6), do zapłodnienia poszło 6 (z refundacji nie można więcej) z czego 4 dzieliły się prawidłowo (w poprzedniej próbie dzieliły się 3). Założenie mieliśmy takie, że będą podane 2 zarodki tym razem. W 3 dobie po punkcji dobrze miewały się 4 zarodki (w poprzedniej tylko 1) w związku z czym postanowiono, ze podadzą mi je w 5tej dobie po punkcji. Niestety w 5tej dobie (poprzedni poniedziałek) okazało się, ze dotrzymały tylko 2, które mi podano i nic nie zamrożono :(

Dziś mamy 26 dc, 12 dzień po punkcji, 7 dzień po transferze dwóch blastocyst (klasy 4AA i 3BB jak dobrze pamietam). Zrobiłam betę... bo sikańca z negatywnym wynikiem zrobiłam w weekend. Niestety beta jak zwykle poniżej 1 :( wiem, ze się bardzo pospieszyłam, ale i tak dziś juz coś powinno wyjść :(

Tak, wiec 2 próba odhaczona, zakończona z wynikiem takim jak zwykle :(

Nie umiem napisać jaki jest plan na przyszłość. Kilka dni temu ustaliliśmy, że robimy pół roku przerwy, bo na tyle pozwala nam nfz, ale niestety na dzień dzisiejszy nie wiem już nic. Nie wiem jaki jest powód niezagnieżdżania się zarodków. Były tym razem 2, były dobrej klasy, był skratching, zrobiliśmy wszystko co się dało i znów nie wyszło... Osobiście nie wiem co z tym faktem począć :(

Znów pewnie muszę przeżyć kilkutygodniową żałobę :( Ciekawe ile jest w stanie znieść moja psychika...

21 sierpnia 2014, 16:47

Dziękuję dziewczyny za wsparcie :* ja też miałam nadzieję, że tym razem się uda. Choć już chyba nie tak wielką jak za pierwszym razem.

Najgorsza w tej chwili jest ta bezradność. Nie wiem jak sobie pomóc, a raczej jak dopomóc szczęściu, losowi, Bogu? Co jeszcze zrobić by było lepiej, by szanse były większe. Bądź co do tej pory robiłam źle?

Nie mam pomysłu czy to był przypadek, czy mój błąd, błąd lekarza? embriologa? czy to może jakaś kolejna jeszcze nie odkryta choroba? czy po prostu takie zrządzenie losu?

Mam wrażenie, że wyczerpałam już wszystkie metody. Bardzo boję się tego ostatniego podejścia, bo to nasza ostatnia szansa. Chciałabym zrobić wszystko by zwiększyć jej szanse, ale przecież już tym razem zrobiliśmy WSZYSTKO, stąd to błędne koło i bezradność.

Nie wiem do kogo się udać: do psychologa? innego lekarza? czy pozostać przy tym i z nim wspólnie poszukać problemu?

Nie wiem jak okiełznać tę bezradność....

A tymczasem coś na pokrzepienie serc:
"Wszystko, co ma przyjść, przyjdzie - we właściwym czasie.
Po prostu tańcz, gdy masz ochotę tańczyć i płacz, gdy nie możesz inaczej.
Jest tylko jedna historia .. napisana specjalnie dla Ciebie: TWOJE ŻYCIE"

16 września 2014, 09:17

W piątek minął mi rok na ovufriend. Oj wiele się wydarzyło od ubiegłego września. Byłam pewna, że do tej pory będę po fioletowej stronie, ale jak widać nie jestem. Ale będę! Prędzej czy później, ale będę. Jestem tego pewna :)

Miłego dnia wszystkim życzę :*

17 września 2014, 15:54

UDAŁO SIĘ! ;( niespodziewanie... UDAŁO SIĘ!

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 września 2014, 13:39

Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii
1 2 3 4 5