Siedzę i płaczę... Na dzień dzisiejszy brakuje mi już siły do walki
A więc zrobiłam TO - zapisałam się na laparo... początek pazdziernika w Zabrzu... czuje strach, ale macie racje to kolejny (a moze ostatni) krok do bycia mama... niech mi wszystko sprawdza, naprawia i niech rok 2014 bedzie MOIM rokiem... i rokiem urodzenia mojej coreczki, badz synka. Maz chce synka, a mi sie marzy coreczka
Dzis znow mysle pozytywnie, choc wiem ze beda w tym miesiacu pewnie takie dni kiedy znow bede miala kryzys, ale ciesze sie, ze tu trafilam i ze sa osoby, ktore przezywaja to co ja.
Wprawiło mnie to w dobry nastrój. Może nie być tego żadnych efektów, ale szanse są zdecydowanie większe niż wtedy kiedy ciągle jest tylko 1 krecha. Więc dzisiaj zapowiada się pracowity dzień
To drugi cykl po badaniu drożności, ale pierwszy z owulacją. Tyle rzeczy sprzyja poczęciu w tym miesiącu. Wiem, że znów się niepotrzebnie nakręcam i za kilkanaście dni znów będzie płacz, ale wiem, że idę do przodu, wiem, że pomagam sobie na wszelkie sposoby zajść w ciążę i że TE cykle po zrobieniu kolejnych badań nie są stracone, bo zbliżają mnie do diagnozy, a co za tym idzie - do zrobienia wszystkiego aby problem zlikwidować.
Nie powinnam tego mówić, żeby nie zapeszać, ale napisać chyba mogę? Poza tym postanowiłam sobie, że o ile na co dzień nawet sama przed sobą czasami próbuję się oszukać, że czegoś nie czuję jak czuję, tak tutaj chcę pisać wszystko: moje nadzieje, zawody, podejrzenia, choroby i fakty. Więc... tak sobie myślę, że gdyby w tym miesiącu się udało nie musiałabym iść na laparo, której się tak strasznie boję. Więc... oby oby!!!
Jeszcze podczas rozmowy ostatnio z lekarzem dowiedziałam się, że moje jajowody mogły być niedrożne i podczas badania udało się je udrożnić, stąd ta diagnoza, że był przepływ ale z oporem. Dało mi to kolejny % nadziei.
Jeszcze pan doktor bardzo zaplusował jednym zwykłym zdaniem
Zapytał "kiedy miesiączka?" odpowiedziałam "kiedy będzie? wtedy i wtedy", a on "nie kiedy będzie, bo miejmy nadzieję, że nie będzie tylko kiedy była" Fajnie, że on tak jak ja ma nadzieję, że nie będzie
Czuję się dzisiaj bardzo pozytywnie (mimo poniedziałku, których nie znoszę). Chyba wszystko przez ten pozytywny test owu w piątek
Obecnie jest wrzesień, do końca "złego" roku zostało niespełna 4 miesiące. Gdzieś tam w głębi duszy czułam, że nie uda mi się urodzić w 2013 roku z powodów wyżej wymienionych. Mocno wierzę, że 2014 będzie kolejnym najszczęśliwszym rokiem mojego życia. Pytanie tylko czy los trzyma dla mnie obie przyjemności jakimi jest zajście w ciąże i urodzenie na 2014 czy pozwoli mi z tej pierwszej cieszyć się jeszcze w tym roku.
Pomijając pechowość lat to lubię wrzesień, więc byłoby cudownie gdyby udało się w tym miesiącu ( z resztą jak w każdym poprzednim ) ale w tym byłoby jeszcze bardziej wyjątkowo. Dopiero teraz zauważyłam, że owu miałam w 4 rocznice rozpoczęcia naszego związku (której ze względu na ślub już niezbyt obchodzimy). Ahhh niech to będzie szczęsliwa owu. Okres planowany jest na 29.09. Mam nadzieję, że nie przyjdzie!!
Nie jestem osoba cierpliwa, moje cykle sa 26 dniowe, wiec nie takie rzadkie, ale i tak ledwo daje rade. Dzis 17 dzien cyklu, jeszcze cale 9 dni musze zyc w niepewnosci! Nigdy nie mialam do niczego cierpliwosci, ale konczylo sie w ten sposob, ze rzucalam czyms o ziemie i na tym konczyla sie akcja 'cierpliwosc'. Teraz nawet nie mam czym rzucic o ziemie, chyba ze soba... Jestem rozdrazniona, wszystko mnie denerwuja od meza, przez mame i na zdjeciach kolezanek w ciazy konczac... Cos mnie ciagle kluje w dole brzucha, ale niestety tak juz bywalo i nie byla to ciaza, choc oczywiscie wkrecam sobie, ze teraz jakos tak inaczej kluje. Taaaa...
Niby w okolicach jajnika, ale tak jakby na okres. Dokladniej okreslilabym to w ten sposob, ze bol delikatny jak przed okresem ale zlokalizowany tylko z jednej strony.
Pewnie moja jeszcze nie potwierdzona endometrioza rosnie w sile, a ja robie sobie nadzieje :[
Chcialabym zasnac i obudzic sie za tydzien...
Juz na dzien dzisiejszy wiem, ze bede w tym miesiacu testowac przed okresem, bo nie wytrzymam. Choc kilka ostatnich miesiecy udawalo sie dotrzymac do okresu, ale w tym mies. wyjatkowo odliczam dni i godziny, wiec czekam do 10 dnia po owulacji. Dzis jest szosty dzien. Testuje we wtorek.
Dziś coś we mnie pękło, nie dam rady więcej, dłużej. Nie jestem silna. Byłam długo silna, twarda, niewzruszona.
Dziś byliśmy u kuzynki zobaczyć noworodka, zaszła w pierwszym cyklu Wszystko dzielnie wytrzymałam, choć pierwszy raz było mi tak ciężko, ale jak wracaliśmy i mąż dostał telefon, że nasza znajoma jest w ciąży to stało się coś złego... Zacisnęłam zęby, dojechałam do domu, schowałam się w pokoju i ryczę. Ryczę jak bóbr. Mąż nie widzi, bo mamy dziś kiepski dzień. Ogólnie mamy kiepskie dni ostatnio, chyba jeszcze nie było takiego miesiąca, żebyśmy z własnej woli tak mało się kochali
Jutro spakuje się i wyjadę, gdzieś... Gdziekolwiek...Albo zamknę się w pokoju na tydzień nie chcąc widzieć nikogo.
Wszystko straciło sens... Wszystko...
A jeszcze ponad rok temu byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi, gdy wychodziłam za mąż. Dziś straciłam nadzieję, radość życia. Nie dam rady. Nie dam rady być 'staraczką' ani dnia dłużej.
Gdybym usłyszała wyrok, że nie mogę mieć dzieci z jakiegoś konkretnego powodu, bo... nie mam macicy, jajowodów, jajników, cokolwiek to wiedziałabym, że nie ma szans, nie miałabym ciągle tej pieprzonej nadziei, która mnie wykańcza od wewnątrz.
A tak to co miesiąc czekam, myślę, marzę, mam nadzieję i na zmianę, albo jedna kreska albo okres!
Mam DOŚĆ!
Na dzień dzisiejszy wróciła niepoprawna optymistka. Mamy 24 dc. W poprzednim cyklu właśnie w tym dniu przyszła @, ale to było wyjątkowo wcześnie (możliwe, że po badaniu drożności). Normalnie, jak z zegarkiem w ręku przychodzi w 26 dniu, więc czekam cierpliwie do niedzieli. Choć chyba nie cierpliwie, bo już zrobiłam 2 testy ciążowe (sic! wiedziałam, że tak będzie) i oba są negatywne (tak! tak! są negatywne, a to co widać po 15 min. wpatrywania się w nie to moja chora wyobraźnia!)
Zawsze ta jedna kreska na testach ciążowych była taka obrzydliwie prawdziwa, a teraz jak się dłużej wpatruje w test to po kilku minutach zaczynam widzieć drugą, haha, wiem... moja wyobraźnia zawsze mnie zaskakiwała. Testy mam z allegro, więc są takie sobie, mam taki aptekowy, ale trzymam go na "dzień po @", bo wcześniej szkoda tracić
A zatem... czekam... czekam...
Aaaa.. jeszcze jedno... przez 2 noce pod rząd śniły mi się 2 kreski na teście. Chyba od tego wpatrywania się
Babcia zawsze powtarzała, że to co śni się ze środy na czwartek to się spełnia, a to co w inne dni to na odwrót. Ciekawe co znaczy to, że śniło mi się ze środy na czwartek i z czwartku na piątek? PEWNIE NIC
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 września 2013, 15:21
Zrobiłam test, wyszedł negatywny, jest dzisiaj 15 dzień po owulacji, więc już powinno coś wyjść. Tak więc chyba nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na nadejście @
Po woli przyzwyczajam się do myśli, że idę na laparoskopię, choć boję się potwornie. Najbardziej trzech rzeczy: zostania na noc w szpitalu, to będzie mój pierwszy raz, boję się, że lekarze zrobią coś nie tak i trzecia rzecz - boję się diagnozy, boję się, że dowiem się czegoś strasznego... choć... z usg wynika, że mam jajniki o odpowiednich rozmiarach, z badania drożności wynika, że mam jajowody, trochę nie drożne, ale mam... mam macicę, co prawda z mięśniakiem, ale na zewnętrznej ścianie, więc nie jest najgorzej, miesiączki mam... więc tragedii nie ma, może nie odkryją jakiejś wielkiej tragedii skoro z powyższych faktów wynika, że podstawowe elementy mam
Co więcej - z badania AMH wynika, że z moją ilością rezerw jajnikowych jest całkiem nieźle.
Ehhh... wszystko wskazuje na to, że nie jest najgorzej, ale i tak się boję...
Teraz jestem w takiej fazie, że dam się nawet pokroić bylebym była w ciąży. Poza tym czuję się wyjątkowo dobrze.
Ciekawe kiedy po laparoskopii będziemy mogli wrócić do starań. Ten cykl pewnie będzie stracony z dwóch powodów - po 1 pewnie od razu nie będę w stanie się starać, po 2 mam dosyć wczesne owulacje (ok.10-11 dc) a laparoskopia będzie w 10 dc, więc, ten będzie stracony, ale kolejny... JEST NASZ!
Ja już po laparoskopii. Wszystko zakończyło się 'prawie' dobrze. Czuję się obecnie wyśmienicie, rany goją się jak szalone, wszystko zakłóca fakt, że tylko jeden jajowód udało się udrożnić, drugiego niestety nie
Ale mam nadzieję, że to była jedyna przyczyna braku ciąży i teraz w końcu się uda! Czekam z niecierpliwością (ohhh ja jak zwykle niecierpliwa) aż ten cykl się zakończy i oby kolejny cykl, a tym samym kolejna owulacja była z tej szczęśliwej strony.
W sobotę wyszedł mi piękny pozytywny test owulacyjny, działaliśmy i przed i po owu, niestety moja nadzieja na ten miesiąc została spalona na wstępie. W poniedziałek byłam u gina i okazuje się, że nie dość, że mam piękny niepękniety pęcherzyk (wrrrrr....) to jeszcze po lewej stronie, która jest niedrożna. Za dużo tych złych informacji! Ale przynajmniej już w 13 dc wiem, ze kolejny cykl stracony i nie łudzę się do ostatniego dnia.
Plan gina jest taki: w następnym cyklu stymulacja CLO i albo w tym samym miesiącu, albo w kolejnym inseminacja.
Mąż widzę, że jest niezbyt przekonany do inseminacji. Chciał, żeby wszystko odbyło się 'tradycyjnie'. I chodzi tu wyłącznie o kwestię psychiczną, a nie jakichkolwiek poglądów religijnych. A ja... absolutnie mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, chciałabym w jak największym stopniu zwiększyć swoje szanse.
Dodatkowo nie mogę być długo stymulowana clo, bo miałam usunięte polipy na macicy, które przez clo mogą powrócić i spowodować kolejne utrudnienie. Więc jak tylko clo odniesie skutek to trzeba będzie to w jak największym stopniu wykorzystać.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 listopada 2013, 22:53
Nie chciałabym wiedzieć co to laparoskopia, prolaktyna, HSG, wirus HPV, niedrożne jajowody, clo, mięśniaki, nie chcę wiedzieć na czym polega badanie nasienia, nie chcę wiedzieć po co jest monitoring owulacji, nienawidzę tej swojej wiedzy. A tu okazuje się, że niebawem będę specjalistką i będę wiedzieć więcej niż niejeden ginekolog. Tak bardzo chciałabym być nieświadoma tego wszystkiego...
(((
Już się bałam, że się spóźni, a ja na środę mam umówioną wizytę u gina, która miała się odbyć między 3 a 5 dc, na szczęście nadeszła małpa prawie w ostatniej chwili...
A zatem - ROZPOCZYNAM SWÓJ PIERWSZY CYKL Z CLO, oby pomogło... Trzymajcie kciuki!
Humor znowu dopisuje, ciesze się póki mogę, bo jak znów odwiedzę gina i będą złe wieści, że nie urosły, że nie pękają, że ze złej strony to będzie znowu płacz, więc raduję się błogą nieświadomością jeszcze przez 6 dni ))
Wrocilam od gina i mam zalamke, pierwszy cykl z clo niestety nieudany, pecherzyk urosl, ale tylko w lewym jajniku, wiec juz nie wazne czy peknie czy nie, bo i tak mam lewy jajowod niedrozny (( wiec znow w 11 dc wiem, ze nici z cyklu... Ehhh.. plakalam cala droge od gina ((
Nastepna owulacja dopiero w okolicach swiat, a ewentualne testowanie w nowym roku. Moze 2014 przyniesie mi w koncu radosna nowine ;(((
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 listopada 2013, 14:22
Przemyśl to na spokojnie, boisz się to zrozumiałe. Pomyśl jednak o tym jako o ostatnim kroku do upragnionego celu
nie poddawaj się po burzy wychodzi słońce .... jestem z Tobą dasz radę .....
Kochana nie bój się.Też miałam mieć laparoskopię bo HSG wykazało że jeden jajowód jest niedrożny.Ale niestety skończyło się na klasycznej operacji-laparotomii bo u mnie to była już grubsza sprawa.Sąsiadka miała w sierpniu laparoskopię i na drugi dzień była już w domu.
te co się poddają, zachodzą w ciążę ;D czego Ci życzę ;)
Nie poddawaj sie bo nadzieja umiera ostatnia a jak nadzieja umrze to nic Ci juz nie pozostanie...trzymam za Ciebie kciuki i wierze ze Zycie obdaruje Cie takim prezentem na jaki tak cierpliwie czekasz...