Do tego jeszcze promotorka męczy o prace, biblioteka przypomina o oddaniu książki - fantastyczny poczatek dnia. Mąż na noc do pracy. Czeka mnie ciekawy wieczór. Chyba poczytam sobie jakąś książkę, bo dawno tego nie robiłam. Ze współżyciem odpuściłam jak dowiedziałam się, że mam PCOS - odechciało mi się, bo i tak nie zajdę teraz w ciąże, a nastroju też nie mam na ekscesy.

Dzień z mężem - baaardzooo przyjemny
 a wieczór i noc z przyjaciółką. Myślałam, że noc spędzimy na polowaniu na mojego chomika, który dał nogę z klatki, ale sam wyszedł 
Dzisiejszy dzień był bardzo aktywny. Z mężem widziałam się prawie tyle co nic, bo spał po nocce, ale za to wiele spacerów po mieście z przyjaciółką, później tworzenie nowego mieszkanka dla chomiczka, a wieczorkiem wpadła do mnie jeszcze jedna koleżanka.
Samopoczucie na dziś - pełen relaks, zadowolenie i luuuzzz...- dawno się tak nie czułam. Podejrzewam, że ta ostatnia diagnoza PCOS sprawiła, że wreszcie wiem co mi jest i da się to leczyć. Do tej pory byłam ciągle zdenerwowana, bo nie wiedziałam co jest grane. Każdy mówił, że wszystko ze mną w porządku, a jednak cały czas czułam, że coś jest nie tak.
Moje motto na dzisiaj - "Lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć"
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2014, 21:26
EDIT
Od paru dni zastanawiam się nad własną egzystencją. Po głębszym zastanowieniu postanowiłam cieszyć się tym co mam, a nie smucić, że znowu coś straciłam, bo wtedy traci się to co najcenniejsze - czas i szansę na szczęście! Ja postanowiłam po wypłacie wziąć się na poważnie za dietę przy swoim PCOS, bo czytałam trochę o tym, ale nie wiem jak to przeżyję
 od dziecka muszę rezygnować ze wszystkiego co kocham...Pierw astma i uczulenie na sierść - a ja tak kocham futrzaki 
 później tarczyca i rezygnacja z jodu (czyli morza też) i słońca - kiedy ja tak lubię się opalać i wygrzewać na słoneczku 
 teraz to cholerne PCOS i rezygnacja z jedzenia które uwielbiam 
, ale postanowiłam się nie poddawać. Ostatnio tak myślałam nad swoim życiem i powiedziałam stanowcze NIE rezygnacji z tego co kocham, bo to tak jakbym zrezygnowała z samej siebie. Lekarzowi przedstawiłam swoje zdanie, jak tylko usłyszałam o tym pomyśle, że nie wolno mi nad morze. Powiedziałam mu wtedy, że ok mogę zrezygnować ze słońca, mogę zrezygnować z jedzenia które zawiera jod, mogę zrezygnować z kosmetyków, które zawierają jod, ale z morza w życiu nie zrezygnuje, bo tylko tam czuję się dobrze! Marzyłam zawsze o ptakach, ale rodzice zawsze bali się mi je kupić ze względu na astmę i alergię, nawet obecny alergolog był przeciwny - przeprowadziłam się na swoje, w styczniu kupiłam kanarki - o dziwo NIC mi nie jest! Postanowiłam pójść o krok dalej - kupiłam chomika, którego nie da się nie kochać - mam go już 2 tygodnie i CUD też mi nic nie jest! a co za tym idzie? Moje samopoczucie diametralnie się poprawiło, uwielbiam obserwować moje zwierzaki, co mnie odstresowuje i pozwala cieszyć się życiem! Zamiast mi szkodzić to mi pomogło! Tak samo na podróż poślubną pojechałam z mężem do Grecji, bo kocham ten kraj i jego historię, jestem zakochana w mitologii greckiej - jadłam tam owoce morza, które są pełne jodu, kąpałam się w morzu bardziej zasolonym od naszego i co? i nic mi nie było! Wręcz przeciwnie, czułam się wyśmienicie! To wszystko utwierdza mnie w tym, że mimo chorób i przeciwności losu nie można zrezygnować ze wszystkiego co się kocha, bo popadnie się w depresję i nic człowieka nie będzie cieszyło, a wtedy kolejne choroby mogą się pojawiać lawinowo. To tak jakby zamiast egzystencji zacząć wegetować!Motto na dziś - "Ciesz się życiem - masz je tylko jedno!"
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2014, 21:21

A może ten dzień nie będzie taki pesymistyczny
 właśnie dzwoniła do mnie Pani z Ośrodka Wczesnej Interwencji, że mam zgodę na odbycie u nich praktyk 
 Najlepiej poprawił mi humor mój detektor płodności hahaha 
 Podobno mam dzisiaj dni płodne, a to ciekawe skoro jestem na luteinie i w niedziele mam dostać @ 
Wracam do domku, a tam Dinozaur
 Haha...mojemu kochanemu mężulkowi nudziło się na nocce w pracy i zrobił metalowy szkielet dinusia 
 A ja zaraz zwiariuje przez te swoje ptaszki, człowiek chce im zrobić dobrze, wypuszcza z klatki żeby sobie pofruwały, a one tylko na złość robią! siadają sobie na meblach, skubią serwetkę...ehh, ale i tak je kocham 
Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś kto popsuje człowiekowi humor i przypomni o problemach...Napisał do mnie kuzyn mojego męża i tak sobie gadaliśmy i wszystko było by fajnie gdyby nie jego wścipskość...po chwili napisał "a miałem pytać, już po ślubie a dziecka nie widać?", na co ja mu odpowiedziałam zwykłe "nie", a on zamiast się zamknąć to głupio pyta "czemu?"...Co go to interesuje? Ehh...mam dość tych ludzi!
JaKo --> jakimi dwoma kreskami? może w któryś poniedziałek za pare miesięcy mi sie uda, ale na pewno nie teraz ;( w niedziele mam okres dostać po luteinie.
Na domiar złego dzisiaj odebrałam wyniki z wymazu pochwy
 są okropne!Wyhodowano bardzo liczne Enterococcus faecalis (paciorkowce) i Candidie (grzyby)

Dzwoniłam do lekarza, powiedział, że to jest okropne świństwo i zanim się tego nie wyleczy nie ma mowy o zachodzeniu w ciążę. Przede mną leczenie antybiotykami.
Boże, dlaczego ja mam zawsze wszystko pod górkę?
 Mam już dość 
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 kwietnia 2014, 20:43
 a szkoda, bo może chociaż przez chwilę bym się zrelaksowała...Dzisiaj miałam dostać @, ale jeszcze nie dostałam
 mam nadzieję, że przyjdzie bo mam dość kolejnych problemów.Rano Kościółek, teraz obiadek się gotuje. Jedyne co mnie denerwuje to mój MĄŻ!! Olewa wszystko. Wczoraj wielki foch bo nie pozwoliłam mu kupić wódki, bo przecież w poniedziałek ma iść na badanie nasienia. Ja nie wiem czy on w ogóle chce tego dziecka
 coraz częściej mam wrażenie, że jestem z tym wszystkim sama, a on ma to gdzieś. Dzisiaj wolna niedzielka. Zamiast spędzaj czas ze mną to woli spać, a tu już 11...Jak to piszę, to aż mi łzy poleciały, bo mi jest tak okropnie przykro jak on się tak zachowuje 
 Cały tydzień praktycznie się nie widzieliśmy, bo on na noc do pracy, a później cały dzień spał i znowu do pracy i tak w kółko, a teraz ma wolne i znowu śpi. Za 2 dni idzie do pracy na dniówki więc od 6 do 19 go nie będzie, a jak wróci to będzie szedł spać, bo rano trzeba wstać!Boże jak ja mam już tego serdecznie DOŚĆ!
 Gdy stałam na balkonie podszedł nagle mój mąż i tak z niczego przytulił się i zaproponował wycieczkę do Ogrodów Botanicznych (On doskonale wie jak ja uwielbiam kwiaty). Oczywiście nie mogłam odmówić. Pojechała z nami także moja przyjaciółka. Było naprawdę bardzo miło.Dzisiaj rano w końcu przyszła długo oczekiwana miesiączka. Oddaliśmy też z mężem jego nasienie do badania. Spermiogram będzie na jutro, ale posiew dopiero za tydzień. Mam tylko nadzieję, że go niczym nie zaraziłam i chociaż u niego nie będzie żadnych problemów.
Dzisiejszy dzień byłby nawet bardzo miły, gdyby nie wizja pisania Pracy Magisterskiej. Oj gdyby mi się tak chciało jak mi się nie chce to byłoby idealnie.
No to pisanie pracy trzeba znowu przełożyć...dzisiaj wizyta u gina. Mam nadzieję, że uda się szybko wyleczyć to moje dziadostwo!
Po wizycie u doktora! Hurra! Jeszcze w tym miesiącu będziemy mogli starać się o dzidzię!!
Boże dziękuję, dziękuję, dziękuję!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 kwietnia 2014, 22:07
 ale bez narzekań 
Po praktykach odebraliśmy wyniki mężulka ze spermiogramu i tu kontynuacja dobrych wiadomości
 Mam płodnego męża, za tydzień odbieramy jego wyniki z bakteriologii - mam nadzieję, że też będzie powód do radości. Doktorek mówił, że nie powinnam była zarazić męża 
Dzisiaj po dłuuuugim czasie wzięłam się za pisanie pracy magisterskiej - mam nadzieję, że do niedzieli mi się uda napisać 2 rozdziały, bo jak nie to będzie bieda na seminarium :p ale spoko ważne, że dzisiaj w końcu będę mogła spokojnie zasnąć.
Plan na jutro? hmm...rano na badania - próba cukrowa z 75 gramami glukozy - o cholera! własnie sobie przypomniałam, że nie kupiłam glukozy! Dobra spokojnie, są jeszcze całodobowe apteki

Po badaniach od razu na praktykę i tam do 14.00, następnie na 17.30 kosmetyczka (w końcu coś dla ciała) a później dalszy ciąg pisania pracy magisterskiej.
Mam nadzieję, że zdążę ze sprzątaniem na święta!

Dzisiaj pierwszy dzień CLO - wczoraj chciałam to wykupić, to farmaceuta powiedział, że mi nie wyda leku, bo dwójka jest przerobiona na trójkę
 nie wiem skąd miał takie przypuszczenia, skoro trójka była najnormalniejsza na świecie 
 DEBIL! musiałam jechać do innej apteki, dobrze, że tam mi bez problemu wydali ten lek! Gdyby mi powiedział, że ta "3" oznacza liczbę opakowań, to bym mu powiedziała, że ja nie chcę 3 ani nawet 2 opakowań tylko jedno, więc jaki sens miałoby przerabianie cyferki 
 ehh...żal!
            Mój dzień ostatnio wygląda tak -->6.00 pobudka i furagin --> 6.30 CLO --> 7.00 Letrox --> 7.30 jakieś tam śniadanie i biegiem na praktykę --> 14.00 Furaginum --> ok. 15 - 16 koniec praktyki i na chwilę do rodziców coś im pomóc --> 17.00 - 22.00 pisanie pracy --> 22.00 Furaginum --> 22.15 kąpiel --> 22.30 jakaś tam szybka kolacja --> 23 - 24.00 łóżeczko i tak w koło Macieju...
Dzisiaj byłam u endokrynologa, ehh...chyba pora go zmienić
 jak poszłam do niego pierwszy raz z wynikiem TSH 1,8, to powiedział, że to okropny wynik żeby w ciążę nie zachodzić, a dzisiaj? pokazałam mu wynik 1,76 i powiedział, że to idealny wynik 
 pomijają, że parę miesięcy temu był idealny jak wynosił 0,8...Jedyne co mi doradził to żebym sobie oznaczyła męskie hormony Testosteron i ANDIOSTENDION ten drugi ważniejszy, bo jeżeli one będą podniesione, to nigdy nie zajdę w ciążę!Powoli tracę siły na to wszystko. Nie mógłby ktoś raz i porządnie powiedzieć jakie badania mam zrobić żeby zajść w ciążę? nie musiałabym się kuć co parę dni i denerwować.
Szkoda, że nie ma takiego specjalisty od wszystkiego
 nie trzeba by było ganiać od jednego do drugiego i każdy co innego mówi.
            
Rano praktyki, później szybko obiadek zrobić, przeczytać rozdział z książki na ćwiczenia i biegiem na uczelnie. Na szczęście udało mi się zwolnić z połowy ostatnich ćwiczeń i zdążyłam na Drogę Krzyżową po rynku
 Może zbyt optymistyczny ten dzień nie był, ale przynajmniej koniec był zadowalający.Dzisiaj uświadomiłam sobie, że nic nie dzieje się bez powodu
            
 udało mi się przełożyć dzisiaj 2 dni praktyk na kolejny tydzień, tak więc od jutra mam wolne i będzie czas na sprzątanko 
Jutro też wizyta u ginekologa na USG, oby wszystko było dobrze.
Odebrałam dzisiaj wyniki z krzywej cukrowej i insulinowej. Nie znam się na tym, ale coś mi się wydaje, że ta insulinka nie za dobra wyszła, ale tego dowiem się jutro.
Przez ostatni czas mało co widziałam się z męże. W sumie chyba tylko w łóżku i to jak on już spał. Biedulek stęsknił się za mną

Od wczoraj mam okropną ochotę na seks, a niestety nic z tego. Od wczoraj 2 razy dziennie biorę globulki przy, których nie można współżyć
 dawno nie mieliśmy z mężem takiego postu, chyba ostatni raz przed ślubem 
 
            
Dzisiaj byłam na wizycie u ginekologa na usg. Okazało się, że mam insulinooporność, a z mojego pęcherzyka nici
 nic nie ma 
 więc ten cykl możemy uznać za zakończony jeżeli chodzi o ciążę 
EDIT...
Po głębszym przemyśleniu swojej nader kiepskiej sytuacji doszłam do wniosku, że powinnam się w sumie cieszyć i skakać z radości, bo przynajmniej wiem na czym stoję!
Gdyby nie zmiana lekarza i tak by nic nie wyszło,a do tego kolejne stracone nadzieje! A tak to przynajmniej wiem, że jest szansa, że jest leczenie, że jak nie teraz to później!
Najważniejsze, że coś się dzieje, że działam w dobrym kierunku!
Pieprzyć smutek! Trzeba znaleźć ziarno nadziei i je zasiać!
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2014, 23:01
Emocje? - bezduszna dla chorób, pełna optymizmu dla ciąży!
 Ja to mam naprawdę pecha...w tamtym roku na Święta Wielkanocne chora i w tym roku też 
Witaj kaszlu, bólu gardła i gorączko!

Ehh...a tu Triduum Paschalne i kupa roboty na Święta, jeszcze sobie rodzinkę zaprosiłam ok 12 osób...
Samopoczucie? Okropne!
Ogólnie bardzo polubiłam pieczenie ciast
 Szkoda, że mam tą insulinooporność bo mogłabym częściej coś upiec 
W piątek byłam u lekarza, oczywiście zapalenie krtani mnie dopadło na same Święta, ale już na szczęście odpuściło

W niedzielę rano do kościoła, później rodzice przyjechali na obiadek, a wieczorkiem zjechali się goście
 w sumie było 15 osób. Było radośnie i wzruszająco, bo już dawno cała rodzina nie miała okazji tak się spotkać...w sobotę jeszcze zastanawiałam się po co ja ich wszystkich zaprosiłam, ale jak zobaczyłam płynące łzy z oczu mojego taty, to sama się popłakałam i cieszyła, że jednak zaprosiłam te osoby 
 Mój mąż oczywiście przegiął z alkoholem, ale za to było śmiesznie 
 Zwłaszcza na drugi dzień jak mu pokazałam film 
A w poniedziałek troszkę sobie pospaliśmy z mężem, do kościoła na 12.00 później na świąteczny obiad do rodziców i obowiązkowy spacerek

Ogólnie było naprawdę super!
Dzisiaj w końcu sobie troszkę pogrzebałam w ziemi, bo kwiatka musiałam przesadzić no i kupiłam sobie trzy róże pnące na balkon: różową, czerwoną i niebieską
 szkoda, że nie było białek, ale jeszcze sobie ją dokupię 
 
            
ewcia21k dziękuję za wsparcie :*
Bardzo się cieszę, że tutaj trafiłam, bo w końcu wiem, że nie jestem sama

Nie wiem dlaczego ta moja tempka tak leci w dół? Ktoś może wie? Wysoka była, bo byłam chora i ogólnie miałam gorączkę.
Wczoraj miałam swój światowy dzień Lenia
 cały dzień nic nie robiłam tylko oglądałam filmy, później do cioci pojechałam, a na zakończenie do chrzestnego na imieniny 
 Dzisiaj też się nie zapowiada nic specjalnego do roboty, może jedynie posadzę sobie w końcu te moje róże 
            
 bo właśnie wczoraj nie było serduszkowania 
 mój mąż spał 
 czasem się zastanawiam, czy jemu tak jak mi zależy na tym dziecku 
Najbardziej denerwuje mnie to, że on ma dla każdego czas tylko nie dla mnie
 potrafił wczoraj wstać o nie wiem nawet której żeby jechać jeszcze przed 5.00 rano na ryby, a wieczorem nie miał siły na nic, tylko spać bo rano do pracy 
 Szczerze mi się to nie podoba...często mam wrażenie, że to leczenie całe jest na marne...Jeszcze do tego to jedzenie ze Świąt...tyle go zostało i wszystko pójdzie do kosza, bo w Święta nikt nic nie jadł
 2 sałatki, jajka, ciasto ehh...aż mi się płakać chce jak mam to wyrzucić, tyle roboty, serca w to włożyłam, a teraz muszę to wyrzucić...Jeszcze mąż ma do mnie o to pretensje, że po cholerę tyle tego robiłaś? mówiłem Ci, że tak będzie, ale Ty nie bo trzeba robić...Nie mam już siły
 Wszystko co robię jest na marne - jak i jedzenie, tak i to całe leczenie 
            Wiadomość wyedytowana przez autora 26 kwietnia 2014, 07:04
Teraz wiem o czym ona mówiła...Zawsze się śmiałam, że nie mam żadnego uzależnienia prócz słodyczy...myślałam, że mam nad tym kontrolę...Niestety się myliłam! Jestem uzależniona od czekolady! To może być śmieszne i głupie, ale nie umiem bez niej żyć, nie umiem jej sobie odmówić, nie umiem z niej zrezygnować nawet teraz gdy wiem, że mam insuliooporność i nie wolno mi jeść słodyczy.
Boże od tego przecież zależy też zajście w ciążę...biorę Metformax na tą chorobę, a z drugiej strony gdy widzę czekoladę, to nie mogę się jej oprzeć i jem ją jakbym nigdy jej nie jadła! Jak ja mam to opanować? Nigdy nie wiedziałam, że to będzie miało nade mną kontrolę
 Jem to świństwo wiedząc, że to mi szkodzi, a za chwilę mam wyrzuty sumienia i czuję okropną złość na siebie samą, że nie kontroluję się i sama utrudniam sobie zajście w ciążę 
            
 co dnia budzę się z nadzieją, że to tylko sen. Życie ucieka mi przez palce niczym piasek na plaży rzucony pod wiatr. Tak bardzo się zmieniłam. Pamiętam miałam w wieku 17 lat chłopaka, z którym jak się spotkaliśmy to cały czas żartowaliśmy i się śmialiśmy. Po roku gdy się spotkaliśmy on był tym samym wariatem, natomiast ja już nie umiałam śmiać się z jego żartów, co gorsza zaczęłam je brać na poważnie, wtedy on sam stwierdził, że się zmieniłam. Więc tak, to na pewno było w wieku 18 lat...Mam dość takiego życia, które bardziej przypomina wegetację lub życie jakiejś zgrzybiałej staruszki, która ciągle narzeka. Wiele bym oddała, żeby te czasy wróciły, żebym znowu widziała piękno tego świata w najzwyklejszym zachodzie słońca na łące. Chciałabym się tak porządnie zresetować i przywrócić siebie sprzed 5 lat...Emocje - zła na samą siebie.
Motto na dziś - "Sztuka życia - to cieszyć się małym szczęściem." [ Phil Bosmans ] - tego mi właśnie brakuje...
 Wczoraj skończyłam praktyki, przeprowadziłam wywiad do pracy magisterskiej, a dzisiaj? było super! Cały dzień spędziłam z mężem i rodzicami nad wodą. Tata z mężem łapali rybki, a my z mamą odpoczywałyśmy i paliłyśmy grilla 
 W końcu troszkę się odstresowałam! Cieszę się także, bo po dłuższym czasie odezwał się do mnie mój dawny kolega, którego w tym roku odnalazłam po 14 latach! Udało mi się go znaleźć na facebooku. Mieszka w Kanadzie, do której wyjechał w 3 klasie podstawówki! od tego momentu nie mieliśmy ze sobą kontaktu, aż do lutego tego roku 
Emocje - dzisiaj pozytywne

Motto na dziś - Carpe diem!
				
								
				
				
			

Oj znam to - jak ja się dowiedziałam o moich wynikach i o tym, że tez mam Hashimoto i nawet jak zajdę to na 100% poronię... odechciało mi się wszystkiego. Miałaś może badane przeciwciała ANA?
Kiedy przeczytałam o Twoich Emocjach pomyślałam "to moja "emocjonalna siostra bliźniaczka"" serio, czuję dokładnie to samo co Ty. Nawet nie wiesz jak dobrze Cię rozumiem, pomimo że nasza "historia choroby" troszkę się różni. Będę ci kibicować w staraniu się z całego serca:)
Nawet nie wiedziałam, że tak szybko ktoś coś napisze. Marronek miałam robione przeciwciała. Leczę się już u 3 endokrynologa. Gdy pierwszy raz odwiedziłam obecnego endokrynologa usłyszałam dokładnie to samo co Ty "ma pani bardzo złe wyniki. prosze przypadkiem teraz nie starać się o dziecko, bo na 100% pani poroni przy obecnych wynikach..." To było jak wyrok, ale po paru miesiącach usłyszałam, że wyniki są już dobre i że mogę zacząć starania o dziecko. Tyle, że wtedy zaczęły się znowu problemy z miesiączkowaniem...
JaKo - znalazłam tą stronę przez przypadek. Ciesze się, że moge tutaj podzielić się swoimi problemami z innymi osobami, które przechodza przez to samo. Dziękuje za wsparcie i również trzymam za Ciebie kciuki:)
Cóż ja się leczę u mojego Pana Doktora, który ma niecodzienne metody diagnostyczne i lecznicze, ale... ma zawsze racje. To jedyny lekarz, któremu ufam w 100%. A podzielić się można zawsze. Niestety dobrze wiem co opisujesz (dziadki/pradziadki itp) i nawet jak wiedzą, że jesteś chora i nie możesz i tak marudzą... A tu chociaż możesz się wyżalić :)