Obym tylko nie dostała dziś @. Śluz podbarwiony na różowo niczego dobrego nie wróży, ale wciąż mam nadzieję, że choć ten 1 dzień wredota jeszcze poczeka. Zrobiłam test, tak jak mówiłam przed badaniami. Wynik jest oczywisty. Nasikałam raczej dla potwierdzenia.
Dziś po pracy lecę na badania do szpitala. Trochę tego jest do zrobienia, więc nawet po promocyjnej cenie trochę mi przyjdzie zapłacić.
"Jeśli coś jest dla Ciebie naprawdę ważne, zrobisz to, nawet jeśli szanse na powodzenie są nikłe." - to moje motto na najbliższe miesiące. Bo prawda jest taka, że ja nie wierzę, że IUI w jakiś szczególny sposób nam pomoże, ale trzeba spróbować wszystkiego zanim zdecydujemy się na IVF. Jedna z dziewczyn świetnie to opisała kiedyś, a ja mogłabym się pod tym podpisać: "nie będę do komara przecież strzelać od razu z armaty".
No nic, miłego dnia dziewczęta
Wczorajsze plamienia dopiero wieczorem zmieniły się w lekkie krwawienie, cały dzień wytrzymałam na 3 wkładkach, które i tak wymieniałam tylko dla komfortu, a nie dlatego, że były pełne. Zgodnie z tym, co mówiła ginka, gdy @ przyjdzie wieczorem, jako 1dc należy potraktować kolejny dzień. Tak zrobiłam.
Teraz mam ogromny dylemat...
Histeroskopia wypada mi w 13dc, robią tylko do 12 dc.
Nie wiem czy kłamać, że mam 12 dzień... Teoretycznie chodzi o to, że zabiegi nie są wykonywane później, bo po owulacji, nie powinno grzebać się w macicy. Tylko że ja owulki mam nie wcześniej niż 15 dc, więc chyba nie powinno mieć to większego znaczenia, czy 12 czy 13 dzień. Do szpitala zadzwoniłam zapytać, czy jest opcja przesunięcia tego zabiegu na tydzień wcześniej (ściemniłam, że mam ważne szkolenie w pracy-nie przyznałam się dlaczego), to powiedzieli, że zostałam zakwalifikowana do zabiegu i mi go nie odwołano, tylko dlatego, że to kontrola po poprzednim zabiegu więc kontynuacja leczenia. Wszystkie inne zabiegi odwołane, bo kończy im się kontrakt z NFZ. Kolejne zabiegi planują dopiero na marzec, a kolejka chętnych jest długa, więc jak odwołam, mogę długo czekać na kolejny termin. Poza tym u mnie to tak jest, że i tak nie będę miała pewności czy termin zabiegu zgra się z @, bo planowanie cykli z wyprzedzeniem na kolejne 4 miesiące jest trudne w moim przypadku.
Napisałam z wątpliwościami maila do mojej ginki i odpisała: "jeżeli do 3go dnia miesiączki rozpocznie Pani brać tabletkę antykoncepcyjną, zabieg można wykonać niezależnie od dnia cyklu". No i tu zonk... Brać? Tzn. automatycznie koniec złudzeń, że uda się bez IUI, choć to jeszcze nic. Mam więcej obaw, głównie o to, czy antykoncepcja znów nie poprzestawia mi wszystkiego, co tak pięknie zaczęło funkcjonować... Mam owulki i w miarę poukładane cykle. A co jeśli to wszystko totalnie się rozreguluje i znów przestanie działać? Przecież moje problemy zaczęły się po odstawieniu antyków... Nie wiem co robić... Dziewczyny jeśli któraś z Was jest mądrzejsza i może mi coś doradzić to błagam, bo sama nie wiem jak to rozegrać...
Jeszcze kilka słów o moich wynikach badań.
Odebrałam je wczoraj popołudniu, zapomniałam wczoraj napisać.
Tak więc wszystko wygląda ok, choć nie ukrywam, że najbardziej bałam się badania na HCV i HIV. Jak zobaczyłam, że jeden z wyników jest w zamkniętej kopercie, to niemal zawału nie dostałam Moja wyobraźnia podsuwała dziwne scenariusze, coś w stylu, że jestem nosicielem, a w kopercie jest wiadomość, że muszę się pilnie skontaktować z lekarzem. Wyszłam ze szpitala i od razu usiadłam na ławeczce żeby otworzyć tą kopertę i poczułam wielką ulgę gdy przeczytałam, że wynik jest negatywny Chyba maja takie procedury, że oddają wyniki w zamkniętych kopertach, żeby nikt niepowołany tak czasem nie przeczytał.
Martwi mnie trochę moje TSH. Od marca biorę 50 eutyrox-u i chyba powinnam zwiększyć dawkę. W sierpniu moje TSH było 1,86 a teraz znów 2,13. Niewiele wzrosło, ale miałam zbić jak najbliżej 1 a coś mi nie wychodzi. Na początku tarczyca pięknie spadała, a teraz zaczyna się wymykać spod kontroli. Może powinnam co 2 dzień brać dawkę 75? Nie chcę tego jednak robić bez konsultacji z lekarzem, więc jeszcze trochę wytrzymam. Zobaczę co moja gin powie, jak to zbagatelizuje to zapiszę się do mojej endokrynolog. Szkoda, że nie mam do niej telefonu...
No i jeszcze jedna sprawa. Zbadałam prolaktynę. Norma jest do 23, mój wynik 21,5. Niby norma, ale wyczytałam, że dla kobiet starających się powinna być niższa, najlepiej w okolicach 10. Nie wiem czy nie powinnam zacząć brać choć castagnusa? Macie jakieś doświadczenia w tej materii? Ja mam wszystkie objawy PMS i podwyższonej prolaktyny w II fazie cyklu, choć wyniki zawsze miałam w normie. Okropne, migrenowe bóle głowy, bóle i skurcze brzucha, ból piersi niemal zaraz po owulacji, bardzo zmienne nastroje od euforii do rozpaczy, rozdrażnienie, a tak naprawdę to okropny wqrw o byle co. Nigdy nie badałam prolaktyny po obciążeniu, ale słyszałam różne opinie. Jedni od tego badania odchodzą, inni je zalecają. Tą kwestię również mam zapisaną na liście pytań do mojej ginki, ewentualnie do endokrynologa. Wszystko wyjaśni się już niedługo.
Zaczynam odliczać do zabiegu... jeszcze 11 dni.
Trzymajcie kciuki by odbył się zgodnie z planem!
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 listopada 2016, 18:39
Zaraz zbieram się na krzywą cukrową, a potem wymazy na chlamydię i biocenoza pochwy, potrzebne do IUI. Z tego powodu musiałam wziąć dzień wolny w pracy, głupota. Na takie badania powinien mi przysługiwać dzień L4, w końcu urlop jest wypoczynkowy, a co to do cholery za wypoczynek?
Postanowiłam, że skoro w tym cyklu i tak nie mam co liczyć na cud, to nie mierzę temperatury, szkoda mi na to czasu. Bez sensu tylko człowiek się nakręca i nawet jak szans nie ma, to są nadzieje. Muszę odpocząć psychicznie, przynajmniej ten 1 cykl przed IUI. Tym bardziej, że @ wypada akurat w Święta, więc jak od razu nastawiam się, że nic z tego, to lepiej ją zniosę.
Zmaltretowała mi wczoraj pielęgniarka w przychodni moją dyżurną żyłę do pobierania krwi. Mam tylko jedną, z której da się w miarę bezproblemowo pobrać krew, a w związku z tym na wczorajszej krzywej była kłuta aż 3 razy. Ostatni raz konkretnie już bolał Wyniki odbiorę po pracy.
Po pracy jadę też do kliniki, bo mam umówioną wizytę u anestezjologa. Jak wszystko będzie ok zaklepię na mur beton mój termin zabiegu.
Wczoraj zrobiłam jeszcze wymazy: chlamydia metodą PCR (jedyne 140zł) + biocenoza pochwy. Teraz do 2 tygodni oczekiwania na wynik. Mam nadzieję, że na 13.12. będą już, bo inaczej wizyta przed IUI mi przepadnie...
Tak w ogóle, to mam ogromną nadzieję, że żołnierze Męża dadzą radę, bo inaczej wszystko na marne. Matko jak bardzo chciałabym, by było choć te 2% prawidłowych morfologicznie i do tego taka ilość jak ostatnio, by było co odfiltrować. O nic więcej się nie modlę...
No i 6 dni do L4, a mi już tak bardzo nie chce się pracować
Wpadłam się pochwalić wynikami krzywej cukrowej. Nosz kurde jak nie moje Glukoza na czczo 91, po godzinie 105, po 2 godzinach 70. Wygląda na to, że metformina działa cuda, choć przez ostatnie 10 dni nie stosowałam, bo lekarka kazała odstawić przed badaniem.
Zaliczyłam też wczoraj wizytę u anestezjologa, dostarczyłam wszystkie wyniki i w dniu zabiegu mam się zgłosić już o 7:30. Przy okazji jak byłam w klinice to przełożyłam wizytę z 13tego na 15.12 bo mam poważne obawy, że nie dojdą wyniki. Te dwa dni więcej mogą dużo zmienić. Dziś zapiszę sobie na ten dzień urlopik.
Niech ten czas biegnie szybciej. Cykl mam tak czy siak stracony, a chciałabym już coś działać, bo takie poczucie stagnacji i nic nierobienia mnie dopadło, a bardzo tego nie lubię. Jeszcze tydzień. Potem zabieg, wizyta u genetyka a następnie wizyta w klinice w sprawie IUI.
A z rzeczy ciekawych, tzw. zabijaczy czasu: rozpoczynam dziś naukę języka hiszpańskiego Może się kiedyś przyda (czyt. podróż do Barcelony), a nawet jeśli nie, to przynajmniej czymś zajmę głowę
Pierwsza lekcja hiszpańskiego zaliczona. Alfabet i jak się czyta poszczególne litery No i umiem się przywitać i przedstawić Dobry wstęp
Z tymi lekcjami to trochę mi się udało. Jedna z koleżanek w pracy jest lektorem hiszpańskiego, a dwie inne też chciały się uczyć, więc mamy teraz prywatne lekcje 1 x w tygodniu, wychodzi nas 15zł/osobę Tak to się można uczyć.
Do zabiegu jeszcze kilka dni, wciąż martwię się, czy zrobią go w 13dc. Mam nadzieję, że tak.
Staram się nie zachorować, bo wtedy z automatu mnie wykluczą, a pogoda taka, że ciężko się nie przeziębić. Biorę codziennie rutinacea max, piję herbatę z miodem i póki co jest ok, mam nadzieję, że się nie rozłożę.
A tak poza tym, mamy grudzień... Za 3 tygodnie święta. Tak bardzo chciałam być w te święta w ciąży, a tak mija właśnie kolejny rok i wciąż się nie udaje... Może za rok będę już miała dziecko, tak bardzo tego pragnę. Co to za rodzina dwuosobowa... Eh... smutek mnie dopadł.
Tak więc Mikołajki w tym roku spędzę w szpitalu. Przynajmniej wyśpię się za wszystkie czasy
Ostatnie dni spędziłam na uważaniu, by nie dopadło mnie żadne choróbsko czy infekcja, bo w taką pogodę o to nie trudno.
Jest dobrze, ale profilaktycznie jakąś wit C zapodaje i syropek, żeby nic się nie rozwinęło.
Mam trochę stresa przed zabiegiem, ale raczej z tego powodu, ze będę musiała skłamać odnośnie terminu ostatniej miesiączki. Czuję, że u mnie owulka za rogiem, mam nadzieję, że lekarz mnie jutro nie wyśle z kwitkiem Jeżeli kogoś interesują moje wypociny to proszę pomódlcie się za to, by to moje małe oszustwo nie wyszło na jaw.
Poza tym mam już wyniki moich wymazów. Na chlamydię miałam czekać do 2 tygodni, a mam już. Z tego powodu przeniosłam wizytę z 13 na 15.12. No już trudno, ważne, że wszystko jest ok, wyniki są w porządku, więc inseminacja będzie zależała od wyniku jutrzejszej histeroskopii i przede wszystkim wyników męża. Ile mi ten stres napsuł już krwi to nie macie pojęcia. Dla nas to IUI to ostatni przystanek przed IVF. Jeśli nie dojdzie do skutku, to kolejny rok będziemy musieli modlić się o cud, bo in vitro będziemy mogli z przyczyn finansowych zrobić dopiero na wiosnę 2018... Chciałabym już wiedzieć, bo z tego wszystkiego właśnie ta niewiedza jest najgorsza
Odezwę się w środę jak po zabiegu.
PS. Przepraszam Dziewczyny, że nie odpisuję na prywatne wiadomości. Nie zaglądałam ostatnio i nie było kiedy. Obiecuję poprawę, bo na L4 będę miała dużo czasu :*
Już jestem po histero...
Niepotrzebnie się denerwowałam. Przed zabiegiem lekarz zapytał o datę ostatniej miesiączki. Bez zająknięcia skłamałam i ...obudziłam się po wszystkim
Najadłam się jednak trochę wstydu. Po zabiegu ciężko było mi się dobudzić i jak przenosili mnie na łóżko byłam jeszcze tak bezwładna, że nie umiałam się na nie wgramolić. Prosili by podnieść tyłek, ale serio - nie dało się. Tak wpadłam na to łóżko jak słonica i zaświeciłam gołą dupą, bo czułam, że mi się to wytworne szpitalne wdzianko podwinęło. Prosili żebym się obróciła na plecy i przesunęła, ale nie współpracowałam. Próbowali mnie chociaż przesunąć, bym nie spadła z tego wózka, potem tak tak mnie już zostawili, widząc, że ze mną zero kontaktu. Przykryli mnie tylko kołderką i zawieźli na salę. Dopiero tam się przekręciłam jak należy. Obciach jak nie wiem. Ostatnio jakoś normalnie reagowałam na ich polecenia, a tym razem nie byłam w stanie nic zrobić. Tak mi było wstyd. Normalnie byłam świadoma, ale totalnie bezwładna. Wyobrażałam sobie, że wszyscy na ten mój tłusty goły tyłek patrzą. Normalnie wiocha.pl.
Nic to. Obciach obciachem, ale najważniejsze, że lekarz wyciął resztę tej zasranej przegrody. Czyli coś tam jednak niestety zostało po ostatnim zabiegu i tym razem dociął do końca.
Do domu wypuścili już wczoraj o 14tej, tak więc teraz sobie odpoczywam.
Jutro wizyta u genetyka.
Mam nadzieję, że coś wniesie do sprawy.
Dziękuję każdej z Was z osobna za wszystkie kciuki Jak widać trzymacie dobrze, bo wszystko dobrze się skończyło, a moje kłamstwo zostało słodką tajemnicą
Byliśmy dziś u genetyka.
Zebrała wywiad i tyle. Mamy czekać na wiadomość, póki co jesteśmy zapisani w kolejce do badań kariotypów. Badania prawdopodobnie odbędą się w lutym, może w marcu. Na wyniki czekać będziemy kolejne 6 tygodni. No cóż, dobre i to. Lepiej sobie grzecznie czekać w kolejce na badania, niż siedzieć na laurach w tym czasie. Zobaczymy co będzie dalej.
W weekend nie będę się odzywać, bo wyjeżdżam do znajomych do Wrocławia. Też mi się coś od życia należy
Poza tym jestem zadowolona bo skompletowałam już prawie wszystkie prezenty świąteczne. Dziś nawet je popakowałam Jeszcze tylko dzieciom chciałabym cos kupić. O rocznym synku przyjaciółki myślałam, by kupić mu fajnego świecącego bączka. To takie fajne, ponadczasowe zabawki Do tego jakaś książeczka, bo młody je uwielbia Jeszcze mamy siedmiolatka od przyjaciół, to chyba skończy się na jakiejś grze planszowej, żeby młody się cieszył i zadręczał rodzinę zabawą Czasem wyjeżdżamy wspólnie na kilka dni (tak jak teraz do Wrocławia), wtedy młody mógłby zabierać grę ze sobą i wszyscy mieliby fajną zabawę. Chodzi o symboliczny podarunek, więc myślę, że takie drobnostki wystarczą. Zresztą uważam, że dzieciom wiele do szczęścia nie potrzeba, a te wszystkie drogie zabawki zajmują czas tylko na chwilę.
Zabieram się za pieczenie szarlotki, bo zamierzam zabrać do przyjaciół. Odezwę się po weekendzie
Dlaczego ten weekend tak szybko minął? Było naprawdę super. Odpoczęliśmy, poimprezowaliśmy, pozwiedzaliśmy i niestety już jutro do pracy
Mam też mega dobrą wiadomość
Zadzwonili z poradni genetycznej, że mają dla nas termin na badanie kariotypów już na 10.01 g. 8:30. Mamy się zgłosić po posiłku, nie na czczo, nie wolno stosować antybiotyków na 3 tyg. przed badaniem. Zastanawiam się tylko jak to się ma do leków stymulujących owulację, bo zapomniałam zapytać... No nic, zapytam mojej gin bo przecież w czwartek mamy wizytę w sprawie IUI. Badania mamy już skompletowane, teraz odliczamy do @ i wciąż modlimy się by mężusiowe żołnierze w następnym cyklu dały radę
Jestem po wizycie w klinice.
Zacznę od początku. Owulacja w tym cyklu na pewno była, z prawego jajnika. Co ciekawe, mimo moich obaw, to po histeroskopii endometrium jest jak najbardziej w porządku, więc wciąż jest cień szansy na Bożonarodzeniowy cud. Wiem też, że to musiałby być prawdziwy cud, żeby tak nagle po tylu latach się udało i to w cyklu, gdzie nie mierzę temperatury, który totalnie wykluczyłam i na dodatek na miesiąc przed planowaną IUI. W takie cuda to ja raczej nie wierzę, ale życie często pisze zaskakujące scenariusze, więc kto wie @ powinna przyjść w Wigilię lub 1 dzień Świąt.
W każdym razie ja nastawiam się już na kolejny cykl, bo sugerując się ostatnimi wynikami badań nasienia męża, to spokojnie będziemy mogli podejść do IUI JUPI To jest bardzo dobra wiadomość! Moja gin powiedziała, że ilościowo Mąż bardzo nadrabia słabą morfologię, więc nie ma żadnych przeciwskazań by wykonać inseminację No chyba, że kolejne wyniki będą tragiczne, ale mam nadzieję, że nic znacząco się nie pogorszy. Póki co dostałam receptę na CLO. Jako, że dobrze się stymulowałam kilka lat temu na tym leku, to teraz działamy tak samo. Mam brać po 1 tabletce od 2 do 6dc. Mam nadzieję wyhodować więcej niż jedno jajo, zawsze wtedy nasze szanse rosną Monitoring mam wstępnie ustawiony na 5.01, ale wszystko będzie zależało, kiedy dostanę @. Mam się pojawić ok 12dc. w każdym razie, jak coś się poprzestawia, to będę ten termin zmieniać.
Zadałam też mojej gin kilka pytań dodatkowych Po pierwsze - moje TSH. Wynik z sierpnia 1,86, wynik z listopada 2,13. Ginka powiedziała, że nie jest źle, ale można by nad tym jeszcze trochę popracować, więc jako że ja biorę dawkę 50 eutyroxu , to w weekendy (2x/tydz) mam brać zwiększoną dawkę 75 i po ok. 6 tyg. kontrolnie powtórzyć badanie.
Druga sprawa - prolaktyna. Wynik 21,5 przy normie do 23. Moja gin stwierdziła, że przesadzam i oczywiście mogę brać castagnusa, bo to nigdy nie zaszkodzi, ale najlepiej byłoby gdybym nie szukała problemu tam gdzie go nie ma Innymi słowy skoro jest owulacja, to tym wynikiem w ogóle nie trzeba się przejmować. Inna sprawa byłaby, gdybym owulek nie miała, wtedy trzeba zbijać prolaktynę, w moim przypadku takiej potrzeby nie widzi.
Co do badań genetycznych - nie ma żadnych przeciwskazań by wykonać je podczas stosowania leków wspomagających owulację.
No i jeszcze jedno - oberwało mi się, że nie trzymam diety. Fakt, schudłam 10kg na diecie od dietetyka, ale od urlopu we wrześniu tej diety praktycznie nie stosuję i już mi 8 kg wróciło. Ginka powiedziała, że każdy kilogram nadbagażu to mniejsze prawdopodobieństwo, że zajdę w ciążę. Ja nie jestem jakaś mega otyła, zazwyczaj noszę rozmiar 40, w wyjątkowych sytuacjach 42, ale to i tak zdecydowanie za dużo. Najlepsze jest to, że ja to wszystko wiem, ale do cholery, odkąd przestałam stosować antykoncepcję nie potrafię utrzymać wagi. Byłam jeszcze 4 lata temu szczuplutka, nosiłam rozmiar 36/38, więc różnica jest niestety spora Tylko, że ja naprawdę nie jem jakoś tłusto, słodyczy też jem bardzo mało (raz w tygodniu kawałek sernika czy muffinka, to przecież nie jest dużo), słodzę napoje tylko słodzikiem, gazowanych nie piję wcale, nawet soków owocowych nie pijam, bo też mają cukier. Raczej stosuję się do zalecanych w trakcie diety ilości jedzenia, ale muszę wrócić też do zasady, żeby do każdego posiłku było warzywo, kanapka była z najlepszego pełnego ziarna, a na niej wędlina super chuda drobiowa. Nie kajzerka z kiepską szynką ze świni, bo jak widać nie tylko ilość spożywanych pokarmów ma znaczenie, ale też ich jakość. Poza tym regularność, bo z tym rzeczywiście ostatnio u mnie kiepsko, no i woda, bo zdecydowanie się opuściłam w ilości wypijanych napojów, a to też bardzo źle. Poza tym myślę, że u mnie dużym powodem może być nagły brak ruchu. Wiosną i latem bardzo często jeździliśmy w góry. Uwielbiam ten rodzaj aktywności fizycznej, umordować się i spocić jak szczur, ale ta satysfakcja ze zdobytego kolejnego szczytu jest dla mnie bezcenna. Poza tym wysiłek rekompensują piękne widoki, aż mi się zamarzyło i zatęskniło za Tatrami na samo wspomnienie. Teraz odkąd wróciliśmy z urlopu we wrześniu to nigdzie nie byliśmy Brak czasu, bo Mąż pracuje w weekendy, no i też trochę brak kasy. Wszystko idzie w starania no i też tak właśnie siłą rzeczy mniej myśli się o jakości tego co się je. Wszystko się zapętliło i efekty są jakie są ;( Opłakane
W związku z tym, pora się otrząsnąć!!!
Wytyczne od dziś:
* 2 litry niesłodzonych napojów dziennie, oczywiście poza kawą
* 5 regularnych posiłków dziennie (w tym jak najwięcej znanych mi jeszcze ze stosowanej diety)
* 3x/dzień warzywo, 2x/dzień owoc
* zero "przegryzaczy" między posiłkami
* 30 min dziennie jazdy na rowerku stacjonarnym (podobno można ćwiczyć też w ciąży)
* 10 min dziennie dodatkowych ćwiczeń na ramiona z ciężarkami (przetestowane - efekty są po tym rewelacyjne, mimo, że ćwiczenia łatwe i nieobciążające)
Plan na Święta ułożę w najbliższym czasie, żeby tych wytycznych w tym okresie nie zaniechać!!!
A więc napisałam się, teraz zabieram się do roboty. Zaczynam od rowerka
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 grudnia 2016, 17:32
Czekam tylko na @, nie na cud.
Myślę, że gdybym już miała zajść w tą ciążę kiedykolwiek, to raczej czułabym, że coś jest inaczej. Tym razem nie czuję NIC. Nawet piersi bolą dużo mniej niż zwykle, więc pewnie prolaktyna mniej skoczyła w II fazie cyklu. W każdym razie tradycyjnie przed @ pojawił się ból głowy i bóle małpowe, do tego wczoraj przez ok 15 min mocno rwał mnie prawy jajnik, ten z którego była owulka. Mam nadzieję, że nic złego tam się nie dzieje. Nic, nastawiłam się już, że w Święta krew mnie zaleje. Płakać nie będę, bo przecież mamy plany na kolejne cykle i choć wiem, że nadzieja może spełznąć na niczym, to liczę jednak na to, że IUI nam pomoże. Może nie od razu za 1 strzałem, ale dajemy sobie 6 prób w ciągu następnego roku, jak nic z tego to za kolejny rok IFV.
Z dobrych wiadomości: kilka dni temu zadzwonili od genetyka z informacją, że mają dokontraktowanie na ten rok i mogą nam przyspieszyć badania kariotypów już na 29.12 Cieszy mnie ta wiadomość, bo czym szybciej zrobimy te badania, tym szybciej będziemy wiedzieć, czy wszystko z wynikami ok. Niby wyniki nie mają żadnego znaczenia przy planowaniu IUI, ale chcę wiedzieć, czy genetycznie między mną a mężem nie ma jakiś przeciwskazań do posiadania dzieci.
A poza tym coraz bliżej Święta. Postanowiłam, że ostatnie Święta bez dziecka, choćby za rok miało być jeszcze w moim brzuchu, to będzie Takie postanowienie noworoczne: zajdę w ciążę, i już, bez gadania!
Wigilia.
Kolacja wigilijna u Teściów, z bratem męża i jego żoną, którzy też pomimo wielu lat starań nie mają dzieci. Takie to smutne. Ja również mam jedną siostrę, starszą ode mnie o 9 lat, która jak my wszyscy nie ma dzieci. Wiem, że Rodzice i Teściowie bardzo chcieliby zostać dziadkami i myślę, że już powoli tracą na to nadzieję.
Najważniejsze jednak, że nas jeszcze nadzieja nie opuszcza. Wciąż wierzymy w cuda, choć ten bożonarodzeniowy nam się niestety nie przytrafił
Wszystkim Wam dziewczyny życzę zdrowych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia.
Święta to dobry czas, żeby pomyśleć o wszystkim, co się zdarzyło w tym roku i o tym, co być może zdarzy się w przyszłym. Wyciągnąć wnioski z tego, co było i zrobić plany na to, co będzie. Wszystko zaczyna się w wyobraźni. Każdy wielki projekt ma swój początek w jednej dobrej, ciepłej myśli, która rozgrzewa cię od środka. Myślę, że nie trzeba od razu planować życia na następne dwadzieścia lat. Ani nawet na dwanaście miesięcy, bo przecież nie wiadomo co przyniesie życie i czym zechce nas niespodziewanie zaskoczyć. Wiem jednak, że dobrze jest szukać inspiracji, nowych pomysłów, uczyć się nowych umiejętności i rozwijać. Rozglądać się i marzyć. Bo właśnie z tych marzeń powstają później piękne zdarzenia. Czego sobie jak i Wam wszystkim życzę
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 grudnia 2016, 23:17
W końcu jestem.
Święta nie były dla mnie łaskawe, dokładnie w Wigilię przyszła wredota @ i choć niczego innego się nie spodziewałam, to jednak praktycznie całe 3 dni przepłakałam. Pomijając oczywiście czas spędzony z rodziną, gdzie musiałam udawać, że wszystko jest ok... Niestety wcale nie było ok... Z biegiem czasu doszłam do siebie i oto zaczynam kolejną walkę.
Cykl tym razem stymulowany CLO od 2 do 6 dc. Brałam po 1 tabletce.
Zaliczyłam dziś pierwszy monitoring i póki co jeszcze wszystko w powijakach.
Na lewym jajniku pęcherzyk wielkości 11mm, na prawym brak dominującego. Endometrium ponoć bardzo ładne, ale jakoś zapomniałam zapytać dokładnie jakie Szkoda tylko, ze zapowiada się na tylko ten jeden pęcherzyk, liczyłam, że urośnie coś więcej w cyklu stymulowanym. No nic, dobre i to, poza tym wciąż są szanse, że prawy jajnik weźmie się do roboty.
IUI albo w sobotę, albo w poniedziałek, choć obawiam się, że najlepiej wypadałoby w niedzielę, a wtedy w klinice nikogo nie będzie Zobaczymy co z tego wyniknie, mam mieszane uczucia i wiele obaw To chyba jakieś fatum z tymi pieprzonymi terminami, nigdy nic nie potrafi się u mnie zgrać jak trzeba, choć mam nadzieję, że i tym razem jakoś z tego wyjdę obronną ręką.
Kolejny monitoring w czwartek g.12:50. Zobaczymy w jakim tempie pęcherzyk rośnie.
No i lipa...
Pęcherzyk jest tylko jeden, na dodatek rośnie zdecydowanie za wolno, bo dziś miał tylko 12,5mm. Prawdopodobnie nic z tego nie będzie. IUI w tym cyklu niemal z pewnością nie dojdzie do skutku. No chyba, ze szanowna owulacja wystąpi późno, tak jak już wielokrotnie się zdarzało, ok 20dc. Jeśli tak miałoby być to szanse nadal są, choć w cyklu stymulowanym spodziewałam się raczej, że owulka będzie wcześniej niż później...
Moja lekarka zasugerowała nawet, że może być taka sytuacja, że pomimo pięknych wykresów owulacja u mnie nie występowała przez wiele miesięcy. Ciężko byłoby mi to jakoś racjonalnie wytłumaczyć i myślę, ze to niemożliwe, by aż tak mój organizm grał ze mną w kotka i myszkę...
Jestem wqrwiona, że tak to wygląda, ale wciąż nie opuszcza mnie nadzieja.
Jeśli ten cykl będzie bezowulacyjny, w nast. miesiącu próbujemy z dawką 2xCLO.
Kolejny monitoring w 17dc a więc w poniedziałek g.17:40.
Nie odpuszczam, w końcu do wakacji mam być w ciąży nie?!
Monitoring g.17:40. Ginka w szoku, ja też, choć jednak bardziej wierzyłam niż ona Pęcherzyk ma 25mm, więc od czwartku się podwoił, choć nic na to nie wskazywało, bo rósł bardzo powoli. Dziś ovitrelle na pęknięcie, choć nie wiem jak ja sobie wbiję ten zastrzyk. Nie mam doświadczenia w tej kwestii, ale jak już go kupiłam i wydałam na niego te 80zł, to się ukłuje, nie mam wyjścia Jutro IUI. Szybki telefon do kliniki i mąż o 8 oddaje nasienie (oby dał radę), ok 10tej IUI. Wykona je osobiście moja gin, co również bardzo mnie uspokaja i cieszy. Chciałabym by pęcherzyk był jeszcze niepęknięty, bo od momentu jak pęknie jest niby te 12 godz. na wykonanie inseminacji, by miała jakąkolwiek szansę powodzenia, a dokładnej godziny pęknięcia przecież nie sposób określić... No nic, decyzję podjęliśmy, jeszcze tylko mąż musi jutro stanąć na wysokości zadania i potem "tylko" dwa tygodnie czekania na wyrok...
Jestem już po IUI.
Nasienie po przygotowaniu: 21mln plemników na ml, więc w normie:)
Inseminacja odbyła się na już pękniętym pęcherzyku, zgodnie z planem o g.10tej. Moja gin uważa, że świetnie wstrzeliliśmy się z czasem, bo była masa śluzu płodnego i dużo płynu, więc pęcherzyk musiał pęknąć stosunkowo niedawno. Oczywiście nie ma 100% gwarancji, że nie było za późno, ale jak to stwierdził mój mąż - lepiej spróbować, niż potem pluć sobie w twarz, że zmarnowaliśmy jakąś szansę. Wczoraj o 18tej pęcherzyk jeszcze był, więc prawdopodobieństwo, że pękł przed 22 jest mniejsze, niż to, że stało się to w późniejszych godzinach. Dostałam dupka, tylko jakoś zapomniałam zapytać, czy mam go brać już dziś, czy od jutra? Hmm... Przejrzę forum i się douczę.
Teraz dwa tygodnie niecierpliwego czekania na cud. Napaliłam się jak szczerbaty na suchary, choć doskonale wiem, że inseminacja nie daje zbyt wielu szans na powodzenie. Statystycznie rzecz biorąc, to szanse wzrastają jedynie o ok 10-14%, ale to i tak moim zdaniem dość dużo. Ciężko będzie znieść porażkę, jeśli tym razem też się nie uda, ale muszę nastawić się również na taką możliwość. W końcu statystycznie IUI częściej kończy się porażką niż powodzeniem. Na razie jednak rozbudziła się we mnie na nowo nadzieja. Odżyły marzenia, że może tym razem, że może jednak zdarzy się i nam ten Cud...
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia 2017, 16:12
Dziś zadzwonili z poradni genetycznej i już są wyniki naszych kariotypów. W poniedziałek jedziemy na wizytę, wtedy dowiemy się, czy nie ma jakiś genetycznych problemów, które sprawiają, że jeszcze nie zaciążyliśmy. Boję się, na serio się tego boję...
No i super :) też mi się wydaje, że niepłodność to bardzo złożony problem pary i zawsze musi być jakaś przyczyna, jakoś trudno mi uwierzyć w niepłodność idiopatyczną (choć wiem że jest). Cieszę się że działasz i że ciągle masz siły - nic tylko brać z Ciebie przykład :)
A co do gór to pewnie że gdybyśmy tylko mogli to byśmy siedzieli w górach ale ostatnio finanse nam nie pozwalają. Ja już w tym roku nie mam dochodów (nie przyznali mi stypendium) a mąż pracuje do lutego i nie wiadomo co dalej. Mamy niedaleko taką siłownię na powietrzu ale właśnie ciągle brakuje tego czasu :/ niestety mąż, póki co przedkłada pracę nad własne zdrowie i nie umiem mu tego wytłumaczyć żeby czasem odpuścił.
A co do gór to pewnie że gdybyśmy tylko mogli to byśmy siedzieli w górach ale ostatnio finanse nam nie pozwalają. Ja już w tym roku nie mam dochodów (nie przyznali mi stypendium) a mąż pracuje do lutego i nie wiadomo co dalej. Mamy niedaleko taką siłownię na powietrzu ale właśnie ciągle brakuje tego czasu :/ niestety mąż, póki co przedkłada pracę nad własne zdrowie i nie umiem mu tego wytłumaczyć żeby czasem odpuścił.