Myślałam o tym już od jakiegoś czasu, ale zawsze mówiłam sobie, ze to nie ten czas - wciąż studiuje, mieszkamy ponad 300km od rodziny, jesteśmy tutaj sami w małej kawalerce. Zawsze myślałam ze mamy na to czas, „zaplanowałam” ze za trzy lata gdy wrócimy do rodzinnego miasta to zaczniemy budować dom, i wtedy to będzie ten czas żeby zrobić sobie dziecko. Bo w mojej głowie chcieć znaczy móc. Będę chciec dziecko i tak będzie. Bo przecież każdy tak ma, czyż nie ?
I wtedy dowiedziałam się ze szwagier z żoną też chcą ale nie mogą. Że kuzynka z mężem chce od 1.5 roku, i tak raz się udało, ale poroniła.
Wiec może jednak nie jest tak ze chcieć to móc? Bo może jednak nie da się takich rzeczy planować ?
Dużo o tym myślałam, dużo o tym rozmawialiśmy. I mimo obaw, tak! Chcemy być rodzicami! Pisząc to jestem bardzo szczęśliwa, wzruszona i pełna nadziei! Za 13 dni owulacja. Bardzo wierzę, że w tym cyklu to będzie to. Bardzo wierzę, że w przyszłym roku będę mamą. Bardzo tego chce i mam ogromna nadzieje ze chcieć to znaczy móc.
Jeszcze w święta miałam nadzieje, ze nam się udało - bolały mnie piersi, byłam zmęczona i senna a do tego ciagle mnie mdlilo. Idealne oznaki ciąży, jak i tego ze byłam przed okresem i przejadłam się daniami, ciastami i słodyczami.
Ale to dopiero pierwszy cykl starań, więc przecież nie tak źle. Ale mimo wszystko miałam duża nadzieje ze nam się uda - bo czemu miałoby nie.
Poprzedni miesiąc był kubłem zimnej wody - jasne wiem, to dopiero pierwszy cykl starań. Ale w tym cyklu nie stąpam po ziemi - marzę i wierzę, ze nam się udało. Mimo, że szanse są mniejsze niż w poprzednim. Studiowanie i pracowanie na pełen etat to bardzo wyczerpujące zajęcie. Szczególnie ze teraz jestem w okresie największej liczby zaliczeń na uczelni i wielu nowych projektów w pracy. Wiec i tu i tu brakuje mi czasu, a zmęczenie jest ogromne. To samo mąż, praca i studia - maksymalnie wypełniony czas. Niestety ale bardzo często wracaliśmy do domu i po prostu zasypialismy ze zmęczenia albo ucząc się na kolejne zaliczenie.
Mimo to, wydaje mi się ze mogło się udać. Nie mierze temperatury, ale mniej więcej w 13/14 dniu cyklu czuje bardzo wyraźnie jajnik i podejrzewam ze to dziej owulacji. Jeśli się nie mylę, to w tym cyklu serduszkowanie i owulacja była tego samego dnia - wiec co? Udało się ?
Ale nie mam czasu by o tym rozmyślać - przede mną sesja a potem wyjazd do Lizbony ❤️❤️, a potem pisanie pracy magisterskiej 😱. Mam co robić, planować, zająć myśli w tym miesiącu postanowiłam tez wrócić do moich aktywności fizycznych - musiałam je przerwać gdy w listopadzie zaczęła wychodzić mi ósemka, potem na jej wyrwanie i gojenie. Ale czas zrzucić mały zapas zimowego tłuszczu 🙈 nie ma go jakoś dużo, ale zawsze mogłoby być lepiej.
Wiem, ze narazie nie staramy się wcale tak długo - tak naprawdę to nic w porównaniu do innych osób, których pamiętniki czytam. Ale ja jestem z tych osób, które jeśli coś chcą, coś sobie postanowią to maja to zaraz. I mimo ze zaczynam trzeci cykl starań, to gdzieś tam myśle sobie jak to możliwe? Jak to możliwe, że ja osoba której wszystko zawsze wychodzi, podejmuje trzecia próbę? Przecież poprzednie dwa cykle były idealnie obstawione, ale nie wymuszone serduszkowanie. Sama nie wiem, czasem gdy zostaje sama ze swoimi myślami - nachodzą mnie czarne scenariusze i duże obawy.
W marcu mam zeznawać na rozprawie o podział majątku rodziców - gdy sobie o tym pomyśle, to robi mi się słabo, i myśli ciążowe bolą jeszcze bardziej. W takich momentach jest mi najgorzej się z tym wszystkim uporać...
Dodatkowo teraz składając życzenia babci na jej dzień, usłyszałam że ona do szczęścia potrzebuje już tylko prawnuka - nie podobają mi się takie komentarze, myśle ze napewno chciała dobrze, ale mimo wszystko nie wydaje mi się to na miejscu. Nie jest to pierwszy raz gdy tak mówi, wspomina o tym czasem przy okazji składania życzeń przeze mnie i Męża.
Już na samym początku stwierdziliśmy ze robienie testów owulacyjnych, mierzenie temperatury itd jest takim podporządkowaniem sexu tylko do robienia dzieci, zapominając o tej przyjemności - a ja jednak bardzo cenie sobie nasza bliskość. Czy jedno wyklucza drugie? Sama nie wiem jak do końca do tego podchodzić...
Zauważyłam, ze w naszym małżeństwie to ja jestem ta osobą, która się szybciej denerwuje, traci nadzieje, chce się poddać.
Nie to co mój mąż - wszystko nam się uda, przecież sama mówiłaś ze rzadko komu wychodzi w pierwsz cyklu, przecież dopiero po roku powinnismy zacząć się martwić itd itd.
Bardzo mnie cieszy jego optymizm! ❤️
Niestety już wiem, ze w ten cykl jest stracony - mąż wyjeżdża na 3 tygodnie szkolenia, wiec będziemy się widzieć tylko w weekendy
W tym postanowiłam suplementowac olej z wiesiołka, dzięki komentarzom (za które bardzo dziękuje! ❤️) zaczęłam czytać różne artykuły o tym oleju i nie zaszkodzi a może pomoc wiec czemu by nie 🤷🏻♀️
Akurat tak się złożyło ze w tym cyklu mój mąż jest poza domem w związku z delegacjami, a u mnie wiele się dzieje (studia, nowe projekty w pracy, rozwód rodziców) na codzień nie mam czasu myśleć o ciąży.
Te myśli najczęściej nachodzą mnie wieczorem, ale są pozytywne!
Bardzo żałuje ze wspólny wyjazd do lizbony się nie udał. Mój mąż pojechał tam sam - wyjazd służbowy, widząc te piękne zdjęcia bardzo chciałabym tam być, ale mam ogromna nadzieje ze niedługo to nadrobimy!
Czytałam kilka pamiętników w których dziewczyny się zastanawiały czy przerwać starania na czas epidemii - szczerze mówiąc my nawet o tym nie pomyśleliśmy. Dopiero później zaczęłam czytać ze sugeruje się przerwanie działań, ale nie żałuje. Mojego męża do odwołania teraz nie będzie w domu - jako wojskowy pomaga przy koronowirusie. Przez (a może dzięki?) wirusowi nie odbyły się wszystkie poligony które miał mieć zaplanowane, wiec już teraz wiadomo, że gdy życie wróci do normy to wyjdzie na bardzo długi czas. Więc gdzieś tak się liczę z tym ze jeśli nie teraz to może minąć długi czas zanik znów będziemy mieć okazję się o to postarać. Widzę tez, ze czuje się winny przez to , ze nie każdy cykl możemy wykorzystać, ponieważ nie jest obecny w domu. Staram się go pocieszać - sama nje uważam żeby to była kogokolwiek wina, po prostu tak jest. Zdajemy sobie sprawę ze to nie wyścigi, ale chęć ta chęć jest duża
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2020, 14:13
Dodatkowo bardzo dobija mnie fakt, ze nie zobaczę się z mężem do końca kwietnia...
tragiczny dzień
Oczywiście ze cieszę się ich szczęściem i oczywiście ze cieszę się ze są cake i zdrowe. Jednak po uczuciu szczęścia przyszło uczucie smutku i łzy.
Od 3 dni pobolewa mnie lewy jajnik - właściwie to taki duży dyskomfort i uczucie ze on tam faktycznie jest (jakkolwiek dziwnie to brzmi ).
Teraz czas na bardzo popularne zdanie - tak w poprzednich 5 cyklach nie było! Wiec to może oznaczać szkraba ❤️!
Szanse są, ale to najgorszy cykl pod względem seksu od początku starań - przez koronowirusa i wyjazdy męża widzieliśmy się tylko jeden dzień w tym miesiącu, był to dzień około 3/4 dni przed owulacja. Szanse bardzo małe - ale mimo to nadzieje ogromne ❤️
Ostatnio czytałam jakiś artykuł na blogu mamy ginekolog apropo poziomu TsH, ze powinno być poznizej 2.5 a nawet 2.
Zapaliła mi się czerwona lampka, sprawdziłam swoje wyniki, moje tsh wynosi 2.7. Przeczytałam mnóstwo publikacji naukowych - zgadza się, powinno być poniżej 2.5 dla kobiety planującej ciąże.
Jest mi tak potwornie przykro, przykro że lekarz to po prostu olał. Może nie jest bardzo podwyższone, ale na Boga! Jest!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 kwietnia 2020, 22:18
No i jako prezent na rocznice, i żeby cieszyć się ta wiadomością zrobiłam test ciążowy - no cóż nie ma się z czego cieszyć, tego chyba nie brałam pod uwagę, albo po prostu nie chciałam.
Nie wiem co mnie podkusiło, ale z miesiąca na miesiąc jest mo smutniej. Już czekając na wynik testu uderzyła mnie myśl, skoro poprzednie razy się nie udało, to czemu teraz by miało.
Skonsultowałam swoje wyniki tsh z endokrynologiem, dostałam leki i mam nadzieje ze pozwoli to mi i mojemu organizmowi ruszyć do przodu - mam nadzieje ze również w tym miesiącu wyjazdy się tak ułożą żeby ten jeden dzień gdzieś koło O wróciła do domu moja druga połówka. Muszę tutaj przyznać, ze poprzedni cykl spisalam na straty kompletnie, wiedziałam ze nie będzie mojego męża, wiec stwierdzialam no okej, nie uda się. Gdzieś tam wiedziałam ze będzie musiał wrócić i się przepakować między jednym a drugim wyjazdem, ale jakby wgl tego nie policzyłam, nie sprawdziłam. I tutaj jestem tak kompletnie rozczulona, że to on o tym pomyślał, wypytywał kiedy są te dni, cxy jak będzie wtedy i wtedy to czy mamy szanse. Zawsze chyba miałam wrażenie ze ja chce bardziej, ze ciagle o tym myśle i liczę, ale to mnie tak bardzo zaskoczyło, że mimo wielu obowiązków i pracy która ma, to myśli o tych dwóch godzinach jako o małej szansy dla nas w tym miesiącu. ❤️
mimo, ze chciałbym wierzyć se jestem w ciąży, to jednak czekam na okres... niestety nie tym razem. Przyszły tydzień spędzę u koleżanki w Krakowie - z czego bardzo się cieszę! Mnóstwo plot i wreszcie nie sama! Plusem tej kwaranntany jest chociaż ta praca zdalna, dzięki której mogę spędzić u Niej tydzień bez konieczności wykorzystywania urlopu.
Boję się robić test. Mam wrażenie ze mniej boli gdy przychodzi okres, niż gdy widzę ta okropna jedna kreskę.
Dzieciątko jest piękne! Malutkie śliczne! A rodzice w pełni zakochani w sobie i w małej perełce.
Jestem strasznie szczesliwa, ze wszystko u nich się układa, tez nie było im łatwo - koleżanka poroniła pierwsza ciąże. Wiem, ze bardzo długo się o to starali i bardzo się cieszę ich szczęściem. Ale uczucie które ogarnęło mnie po powrocie do domu było straszne - nigdy nie czułam takiego strachu. Nie umiem tego do końca opisać....
Przez pandemię, a co za tym idzie zawód mojego męża to wszystko się tak strasznie rozmyło. Drugi miesiąc koedy nie ma go w domu. I prawdopodobnie nie ostatni. Bo w czerwcu zapowiada się tak samo. To nawet nie kwestia braku starań mnie dobija, a kwestia braku bliskości - smsy, telefony, kamerka, zdjęcia. Jasne, ale to nie jest ta bliskość..
Fakt, że starania są niemożliwe i odroczone w czasie na nie wiem ile wcale mi w tym wszystkim nie pomaga.
Dodatkowo nie mam z kim o tym porozmawiać. Nie mam po prostu komu pisać o moich objawach ciążowych, nadziejach, smutkach. Moje koleżanki albo są szczęśliwymi mamami albo szczęśliwymi singielkami.