U nas 4 lata nic i nic, klinika leczenia niepłodności, pierwsza inseminacja nieudana, a dwa miesiące później - jakiś cud, 2 kreski. Bez wspomagania. Byłam przerażona, trochę szczęśliwa, zaskoczona... I ciągle wymyślałam, ciągle się bałam, ciągle było nie tak coś w mojej głowie. Aż w połowie 8 tygodnia NAGLE poczułam, jak przestało mnie mdlić, biust opadł przestał boleć, obudziłam się wyspana. Szybko usg - serce nie biło. Kilka dni później byłam w szpitalu, tabletki nie działały, zabieg... Do domu wróciłam na kilkanaście godzin i znów szpital, zakażenie... Nie mogłam się pozbierać, to był koszmar, dodatkowe prawie 2 tygodnie na oddziale, kiedy tak bardzo chciałam być z mężem w domu. Badania, wyszło że to była córka, potem pochówek - chcieliśmy wiedzieć, gdzie ona jest... I niemal rok depresji. Do kliniki wróciłam w grudniu. 3 inseminacje, przy ostatniej powiedzieli, że dalej nie ma sensu, już tylko in vitro.
Ale udało się. Jest 9 tydzień, ja jestem duuużo spokojniejsza niż w pierwszej ciąży, mam lepsze myśli. Myślałam, że będę wariować po tym, co przeszłam, ale...nie jest źle. Łudzę się, że to się skończy dobrze. Już przeszłam mikrozawał 1,5 tygodnia temu, widząc krew na papierze, skończyło się na strachu,to tylko niegroźne plamienie. Jutro mam usg piersi, przy okazji poproszę o sprawdzenie, czy serce nadal bije...
Jestem na acardzie, luteinie, odkryłam 2 mutacje w genach, ale....musi byc dobrze. MUSI.
9 tc (*) 24.01.2016
3 córki
06.11.2017
01.07.2020
07.01.2023