Aaa było pieknie!!! Chce jeszcze raz

(szczegółowo opisane weselicho w moim pamietniku tu na ovufriend

zapraszam ^^)
Powiem tak: panikowałam jak głupia i biadoliłam tutaj, ze kto jak kto ale ja ze padne na mszy ze stresu, ale chyba to cud Boży mnie dostąpił, że stres odpuscił jak ubrałam sukienke. Mdliło mnie z rana, u fryzjerki musialam pic wode, u kosmetyczki tez

smiały sie ze mnie

ale jak wrocilam do domu, wszyscy w dobrych humorach, zaczelam z siostra tanczyc dla rozluznienia i od razu mi przeszło;) OSTATNI moment stresu był jak mój mąż przyszedł i zapinałam mu butonierke to mi sie rece trzesly, ale za chwile jakby ktos ze mnie upuscil caaaaały stres i potem aż kipiało ze mnie szczescie, banan na twarzy nie schodził mi do konca wesela! było cudownie

w kosciele zero stresu, owszem biło mi serce tuz przed przysiega, ale nic sie nie stresowałam

na lajcie :)siostra swiadkowa była zdumiona, że tak pieknie dalam rade ( ja panikara ;P) a wszyscy goscie mowili nam ze mysleli ze oboje zaraz wybuchniemy ze smiechu podczas przysiegi tak w glosie slychac było nasze smiejące sie do siebie gebusie

no a wesele bajka;D goscie sie super bawili, nikt sie nie upił, orkiestra super, jedzenie tez. Teraz czekamy na sesje w plenerze i potem oczekiwanie na film, by przezyc to jeszcze raz!