Test po zastrzyku ovitrelle
-
WIADOMOŚĆ
-
Ja też 🥹 o bym wytrzymała tyle czasu 🤣 chociaż teraz u mnie tyle urlopow w pracy to będę miała zapiernicz więc liczę że szybciutko zleci tydzień
U Ciebie też zleci 😘 wypocznij sobie ten miesiąc zrob cow dlla siebie, dla was może jesteście przed urlopem to akuratnie a we wrześniu cyk działacie rachu ciachu 🤭🤭 -
PustynnyKwiat wrote:Ja też 🥹 o bym wytrzymała tyle czasu 🤣 chociaż teraz u mnie tyle urlopow w pracy to będę miała zapiernicz więc liczę że szybciutko zleci tydzień
U Ciebie też zleci 😘 wypocznij sobie ten miesiąc zrob cow dlla siebie, dla was może jesteście przed urlopem to akuratnie a we wrześniu cyk działacie rachu ciachu 🤭🤭
Na urlop idę akurat za dwa tygodnie 🤣
Sezon owocowy mamy troszkę żniwny więc głowa zajęta czym innym 😃
-
Bezsilna;( wrote:Na urlop idę akurat za dwa tygodnie 🤣
Sezon owocowy mamy troszkę żniwny więc głowa zajęta czym innym 😃
A no to nawet lepiej jak przed urlopem :😀 my tak samo w połowie sierpnia dopiero więc fajnie by było jak by się udało to odetchnę peeeelna ulga 🤣🥹 -
Czy boli was brzuch po Ovitrelle i jak długo to trwa? Miałam zastrzyk w sobotę rano, w niedzielę czulam lekkie kłucie i ciągnięcie w jajniku (zakładam że to byl okres owulacji). Dzisiaj już prawie nic mnie nie boli, ale czasem mam taki lekko mulący ból w podbrzuszu i się zastanawiam czy to coś niepokojącego.
-
Morena wrote:Czy boli was brzuch po Ovitrelle i jak długo to trwa? Miałam zastrzyk w sobotę rano, w niedzielę czulam lekkie kłucie i ciągnięcie w jajniku (zakładam że to byl okres owulacji). Dzisiaj już prawie nic mnie nie boli, ale czasem mam taki lekko mulący ból w podbrzuszu i się zastanawiam czy to coś niepokojącego.
Nie zwróciłam uwagi, żebym miała takie objawy
Może się stresujesz i rąk reaguje organizm ?
Albo po prostu u Ciebie dłużej utrzymuje się bol pouwolacyjny -
Na szczęście wczoraj przestało i czuję się normalnie 🙂 Pierwsza stymulacja i trochę przesadnie wszystko analizuję 😅
-
Morena wrote:Czy boli was brzuch po Ovitrelle i jak długo to trwa? Miałam zastrzyk w sobotę rano, w niedzielę czulam lekkie kłucie i ciągnięcie w jajniku (zakładam że to byl okres owulacji). Dzisiaj już prawie nic mnie nie boli, ale czasem mam taki lekko mulący ból w podbrzuszu i się zastanawiam czy to coś niepokojącego.
Ja brałam Ovi 4 raz w tym raz miałam biochemia pi nim.
Za każdym razem mielam bol brzucha kłucie jajników ale taka moja natura gdzie w okolicy owulacji mam zaparcia nawet 😃
-
PustynnyKwiat wrote:A no to nawet lepiej jak przed urlopem :😀 my tak samo w połowie sierpnia dopiero więc fajnie by było jak by się udało to odetchnę peeeelna ulga 🤣🥹
Nie kusiło cię zeby za testować 😃😃
Tak czekam na wiadomość od ciebie że jeeeeeeej co chwilę sprawdzam forum 😃😃PustynnyKwiat lubi tę wiadomość
-
Bezsilna;( wrote:Nie kusiło cię zeby za testować 😃😃
Tak czekam na wiadomość od ciebie że jeeeeeeej co chwilę sprawdzam forum 😃😃
Trochę mnie kusi ale stwierdziłam że zrobię to w piątek jak się coś pojawi to pojadę na betę bo w sobotę mamy wesele kolegiii w sumie chciała bym wiedzieć na czym stoję i co mogę 🤣🤣🤣 -
Morena wrote:Na szczęście wczoraj przestało i czuję się normalnie 🙂 Pierwsza stymulacja i trochę przesadnie wszystko analizuję 😅
Pewnie tak 😀 głową do góry i lecimy dalej z tematem 😀Morena lubi tę wiadomość
-
Hej,
Nie zaglądałam tutaj już kilka lat.
Nie wiem czy pamiętacie moją historie.
W lutym 2018 zaczęliśmy starania o dziecko.
Już na studiach miałam zdiagnozowane policystyczne jajniki, wcześniej mi tłumaczono, że "taka moja uroda".
Na początku podchodziłam na spokojnie do tego, ale im bardziej zbliżaliśmy się do roku bezowocnych staran tym bardziej mnie dobijała biel vizira na testach ciążowych. Zaczęłam drążyć u ginekologa.
Tu wielki ukłon dla mojej lekarz z NFZ, pokierowała nas do kliniki leczenia niepłodności. Poleciła dwa nazwiska i tym sposobem umówiliśmy się do lekarza w klinice.
Zabraliśmy ze sobą wszystkie podstawowe badania.
To był luty 2019. Lekarz rozpisał badania konieczne w dalszej diagnostyce dla mnie i dla męża. Usg potwierdziło policystyczne jajniki ale dostaliśmy plan działania więc to nas trzymało przy nadziei.
Kolejna wizyta to było omówienie dodatkowych badań i usg. Miałam umówić się w odpowiednim czasie na sono hsg.
Dostaliśmy zalecenie wykupić leki na stymulacje i mnóstwo innych (miały być dostępne w konkretnej aptece). I to był po części nasz błąd. Właścicielem apteki była żona lekarza.
Po wykupieniu leków i pojawieniu się w klinice była duża obsuwa. Lekarz zapomniał, że mam mieć badanie drożności. Wszystko było w wielkim zamieszaniu, szukanie na szybko położnej... jak czekaliśmy w poczekalni jedna z pacjentek była odprowadzana pod ręce z gabinetu, jakby wcześniej zasłabła.
Nie powiem, trochę mnie to zastanowiło ale ludzie mają różne dolegliwości..
Sono hsg miałam robione bez użycia przeciwbólowych.
Myślałam, że umrę z bólu. Kontrast nie przechodził przez jajowody tylko cofał się. Gdy lekarz poprosił o wejście męża to zaczął omawiać sytuację. Bolało mnie nadal bardzo mocno. Lekarz powiedział, że przerywa moje leczenie (gdzie miałam wykupione leki- co się okazało z krótkim terminem ważności).
Próbowałam dopytać o inne sposoby udrażniania jak laparoskopia ale powiedział, że on nie uważa to za dobrą metodę. Jego pacjentkom żadne udrażnianie nie pomogło więc u mnie też na pewno się nie sprawdzi. Tylko in vitro.
Ja poczułam, że zasłabne, tym sposobem zemdlałam i zanieśli mnie do innego pomieszczenia. Ból był dużo gorszy niż miesiączkowy (a miewam do tej pory bolesne miesiączki). Dostałam wtedy ketonal domięśniowo.
Całą drogę płakałam, wręcz wyłam. Mąż bardzo wspierał i podjęliśmy decyzję o in vitro.
Na jednym z forum dziewczyny mi poleciły spróbować udrożnienia metodą selektywnego hsg.
Wtedy skontaktowałam się lekarzem dr Zychem i dr z radiologii.
Wizytę miałam umówioną na czerwiec, w międzyczasie zaczęłam pic zioła na udrożnienie jajowodów (ohydne ale co się robi dla przyszłego dziecka).
Lekarz zakwalifikował mnie do zabiegu w szpitalu, w sierpniu miałam incydent z pęknięta torbielą podczas urlopu. We wrześniu był zabieg, byłam mocno zestresowana. Zabieg przebiegł szybko, personel przecudowny. Miałam ogromne wsparcie. Oba jajowody drożne.
W październiku po wizycie u ginekolog na NFZ (to ona mnie namówiła iść za ciosem) udaliśmy do drugiego lekarza.
Lekarz był zaskoczony, że tak łatwo przedostał się kontrast i padła propozycja podejścia do stymulacji.
To trwało kilka miesięcy. Za każdym razem brak ciąży.
Miesiaczka kojarzyla mi sie z pogrzebem mojego wymarzonego dziecka. W styczniu 2020 już miałam dosyć, już było mi obojętne. Potrzebowałam przerwy, żeby podejśc do inseminacji. Moja psychika cierpiała, czułam się jak "niekobieta". Bo robie wszystko a ciąży brak. Próbowaliśmy diety z Akademii Plodnosci, tak dla siebie.
Po powiedzeniu lekarzowi planowałam starać się o awans i zająć się sobą. Bez seksu na zawołanie.
W marcu 2020 zaczęły dochodzić informacje o covidzie.
W pracy czułam, że chyba jestem przeziębiona. Na polecenie pracodawcy zgłosiłam się do rodzinnego. Po zmianie przychodni miałam teleporade. Coś okres się spóźniał 2 dni, myślałam że przez chorobę. W końcu tyle testów było negatywnych. Poszłam zrobić kawe i jak wróciłam to zobaczyłam 2 kreski. Pierwsze 2 kreski. Rozpłakałam się i powiedziałam mężowi, że chyba jestem w ciąży.
Poszłam na l4 i miałam dbać o siebie i zrobić betę. Beta pozytywna.
Ciąża niestety była zagrożona, podejrzenie padaczki przez nagle omdlenia, skracającą się szyjka.
Dzięki mojemu lekarzowi udało się donosić. Córka się urodziła w terminie. Mimo początkowych jej problemów ze zdrowiem (wzmożone napięcie mięśniowe i niedosłuch) wszystko wraca do normy.
Jest rezolutną 2 latką.
Teraz do brzegu, od stycznia staramy się o drugie dziecko. W tym cyklu stymulacja letrozole i wczoraj zastrzyk. Były dwa pęcherzyki 19 i 2, w piątek kolejną wizyta
PustynnyKwiat lubi tę wiadomość
-
PustynnyKwiat wrote:Trochę mnie kusi ale stwierdziłam że zrobię to w piątek jak się coś pojawi to pojadę na betę bo w sobotę mamy wesele kolegiii w sumie chciała bym wiedzieć na czym stoję i co mogę 🤣🤣🤣
Ja cię tyle jeszcze karzesz mi czekać ,😃😃😃
Trzymam mocno kciuki 🙂😋PustynnyKwiat lubi tę wiadomość
-
pastele wrote:Hej,
Nie zaglądałam tutaj już kilka lat.
Nie wiem czy pamiętacie moją historie.
W lutym 2018 zaczęliśmy starania o dziecko.
Już na studiach miałam zdiagnozowane policystyczne jajniki, wcześniej mi tłumaczono, że "taka moja uroda".
Na początku podchodziłam na spokojnie do tego, ale im bardziej zbliżaliśmy się do roku bezowocnych staran tym bardziej mnie dobijała biel vizira na testach ciążowych. Zaczęłam drążyć u ginekologa.
Tu wielki ukłon dla mojej lekarz z NFZ, pokierowała nas do kliniki leczenia niepłodności. Poleciła dwa nazwiska i tym sposobem umówiliśmy się do lekarza w klinice.
Zabraliśmy ze sobą wszystkie podstawowe badania.
To był luty 2019. Lekarz rozpisał badania konieczne w dalszej diagnostyce dla mnie i dla męża. Usg potwierdziło policystyczne jajniki ale dostaliśmy plan działania więc to nas trzymało przy nadziei.
Kolejna wizyta to było omówienie dodatkowych badań i usg. Miałam umówić się w odpowiednim czasie na sono hsg.
Dostaliśmy zalecenie wykupić leki na stymulacje i mnóstwo innych (miały być dostępne w konkretnej aptece). I to był po części nasz błąd. Właścicielem apteki była żona lekarza.
Po wykupieniu leków i pojawieniu się w klinice była duża obsuwa. Lekarz zapomniał, że mam mieć badanie drożności. Wszystko było w wielkim zamieszaniu, szukanie na szybko położnej... jak czekaliśmy w poczekalni jedna z pacjentek była odprowadzana pod ręce z gabinetu, jakby wcześniej zasłabła.
Nie powiem, trochę mnie to zastanowiło ale ludzie mają różne dolegliwości..
Sono hsg miałam robione bez użycia przeciwbólowych.
Myślałam, że umrę z bólu. Kontrast nie przechodził przez jajowody tylko cofał się. Gdy lekarz poprosił o wejście męża to zaczął omawiać sytuację. Bolało mnie nadal bardzo mocno. Lekarz powiedział, że przerywa moje leczenie (gdzie miałam wykupione leki- co się okazało z krótkim terminem ważności).
Próbowałam dopytać o inne sposoby udrażniania jak laparoskopia ale powiedział, że on nie uważa to za dobrą metodę. Jego pacjentkom żadne udrażnianie nie pomogło więc u mnie też na pewno się nie sprawdzi. Tylko in vitro.
Ja poczułam, że zasłabne, tym sposobem zemdlałam i zanieśli mnie do innego pomieszczenia. Ból był dużo gorszy niż miesiączkowy (a miewam do tej pory bolesne miesiączki). Dostałam wtedy ketonal domięśniowo.
Całą drogę płakałam, wręcz wyłam. Mąż bardzo wspierał i podjęliśmy decyzję o in vitro.
Na jednym z forum dziewczyny mi poleciły spróbować udrożnienia metodą selektywnego hsg.
Wtedy skontaktowałam się lekarzem dr Zychem i dr z radiologii.
Wizytę miałam umówioną na czerwiec, w międzyczasie zaczęłam pic zioła na udrożnienie jajowodów (ohydne ale co się robi dla przyszłego dziecka).
Lekarz zakwalifikował mnie do zabiegu w szpitalu, w sierpniu miałam incydent z pęknięta torbielą podczas urlopu. We wrześniu był zabieg, byłam mocno zestresowana. Zabieg przebiegł szybko, personel przecudowny. Miałam ogromne wsparcie. Oba jajowody drożne.
W październiku po wizycie u ginekolog na NFZ (to ona mnie namówiła iść za ciosem) udaliśmy do drugiego lekarza.
Lekarz był zaskoczony, że tak łatwo przedostał się kontrast i padła propozycja podejścia do stymulacji.
To trwało kilka miesięcy. Za każdym razem brak ciąży.
Miesiaczka kojarzyla mi sie z pogrzebem mojego wymarzonego dziecka. W styczniu 2020 już miałam dosyć, już było mi obojętne. Potrzebowałam przerwy, żeby podejśc do inseminacji. Moja psychika cierpiała, czułam się jak "niekobieta". Bo robie wszystko a ciąży brak. Próbowaliśmy diety z Akademii Plodnosci, tak dla siebie.
Po powiedzeniu lekarzowi planowałam starać się o awans i zająć się sobą. Bez seksu na zawołanie.
W marcu 2020 zaczęły dochodzić informacje o covidzie.
W pracy czułam, że chyba jestem przeziębiona. Na polecenie pracodawcy zgłosiłam się do rodzinnego. Po zmianie przychodni miałam teleporade. Coś okres się spóźniał 2 dni, myślałam że przez chorobę. W końcu tyle testów było negatywnych. Poszłam zrobić kawe i jak wróciłam to zobaczyłam 2 kreski. Pierwsze 2 kreski. Rozpłakałam się i powiedziałam mężowi, że chyba jestem w ciąży.
Poszłam na l4 i miałam dbać o siebie i zrobić betę. Beta pozytywna.
Ciąża niestety była zagrożona, podejrzenie padaczki przez nagle omdlenia, skracającą się szyjka.
Dzięki mojemu lekarzowi udało się donosić. Córka się urodziła w terminie. Mimo początkowych jej problemów ze zdrowiem (wzmożone napięcie mięśniowe i niedosłuch) wszystko wraca do normy.
Jest rezolutną 2 latką.
Teraz do brzegu, od stycznia staramy się o drugie dziecko. W tym cyklu stymulacja letrozole i wczoraj zastrzyk. Były dwa pęcherzyki 19 i 2, w piątek kolejną wizyta
Przykro mi, ale jestem tu nowa i nie kojarzę Twojej historii, że tak na początku musiałaś walczyć..
Ale koniec końców udało Ci się ❣️
I życzę, że uda się drugi raz 🤗
-
Bezsilna;( wrote:Ja cię tyle jeszcze karzesz mi czekać ,😃😃😃
Trzymam mocno kciuki 🙂😋
Dobra namówiłaś mnie 🤣 sikam jutro - a rąk naprawdę okazało się że mój kardiolog idzie na urlop na cały miesiąc i żeby mój stan psychiczny był spokojny to będę musiała lekiw razie co zmienić ( pomimo,że są dobrane dobrze i w razie co we wrześniu też możemy zmienic) ale ja się chyba będę lepiej czuła 🤣
Także trzymaj kochana kciuki, jutro chyba powinnien byc chyba wiarygodny wynik albo bladzooch albo dwie kreski 🙉🙉... ( 15.07 był zastrzyk)
-
Morena wrote:Czy boli was brzuch po Ovitrelle i jak długo to trwa? Miałam zastrzyk w sobotę rano, w niedzielę czulam lekkie kłucie i ciągnięcie w jajniku (zakładam że to byl okres owulacji). Dzisiaj już prawie nic mnie nie boli, ale czasem mam taki lekko mulący ból w podbrzuszu i się zastanawiam czy to coś niepokojącego.
Ja po Ovitrelle czułam się bardzo źle. Ogolnie brzuch obolały, ale po 4 dniach jakoś zrobił mi się strasznie twardy i bolesny. Na następny dzień nie było już żadnych objawów. -
pastele wrote:Hej,
Nie zaglądałam tutaj już kilka lat.
Nie wiem czy pamiętacie moją historie.
W lutym 2018 zaczęliśmy starania o dziecko.
Już na studiach miałam zdiagnozowane policystyczne jajniki, wcześniej mi tłumaczono, że "taka moja uroda".
Na początku podchodziłam na spokojnie do tego, ale im bardziej zbliżaliśmy się do roku bezowocnych staran tym bardziej mnie dobijała biel vizira na testach ciążowych. Zaczęłam drążyć u ginekologa.
Tu wielki ukłon dla mojej lekarz z NFZ, pokierowała nas do kliniki leczenia niepłodności. Poleciła dwa nazwiska i tym sposobem umówiliśmy się do lekarza w klinice.
Zabraliśmy ze sobą wszystkie podstawowe badania.
To był luty 2019. Lekarz rozpisał badania konieczne w dalszej diagnostyce dla mnie i dla męża. Usg potwierdziło policystyczne jajniki ale dostaliśmy plan działania więc to nas trzymało przy nadziei.
Kolejna wizyta to było omówienie dodatkowych badań i usg. Miałam umówić się w odpowiednim czasie na sono hsg.
Dostaliśmy zalecenie wykupić leki na stymulacje i mnóstwo innych (miały być dostępne w konkretnej aptece). I to był po części nasz błąd. Właścicielem apteki była żona lekarza.
Po wykupieniu leków i pojawieniu się w klinice była duża obsuwa. Lekarz zapomniał, że mam mieć badanie drożności. Wszystko było w wielkim zamieszaniu, szukanie na szybko położnej... jak czekaliśmy w poczekalni jedna z pacjentek była odprowadzana pod ręce z gabinetu, jakby wcześniej zasłabła.
Nie powiem, trochę mnie to zastanowiło ale ludzie mają różne dolegliwości..
Sono hsg miałam robione bez użycia przeciwbólowych.
Myślałam, że umrę z bólu. Kontrast nie przechodził przez jajowody tylko cofał się. Gdy lekarz poprosił o wejście męża to zaczął omawiać sytuację. Bolało mnie nadal bardzo mocno. Lekarz powiedział, że przerywa moje leczenie (gdzie miałam wykupione leki- co się okazało z krótkim terminem ważności).
Próbowałam dopytać o inne sposoby udrażniania jak laparoskopia ale powiedział, że on nie uważa to za dobrą metodę. Jego pacjentkom żadne udrażnianie nie pomogło więc u mnie też na pewno się nie sprawdzi. Tylko in vitro.
Ja poczułam, że zasłabne, tym sposobem zemdlałam i zanieśli mnie do innego pomieszczenia. Ból był dużo gorszy niż miesiączkowy (a miewam do tej pory bolesne miesiączki). Dostałam wtedy ketonal domięśniowo.
Całą drogę płakałam, wręcz wyłam. Mąż bardzo wspierał i podjęliśmy decyzję o in vitro.
Na jednym z forum dziewczyny mi poleciły spróbować udrożnienia metodą selektywnego hsg.
Wtedy skontaktowałam się lekarzem dr Zychem i dr z radiologii.
Wizytę miałam umówioną na czerwiec, w międzyczasie zaczęłam pic zioła na udrożnienie jajowodów (ohydne ale co się robi dla przyszłego dziecka).
Lekarz zakwalifikował mnie do zabiegu w szpitalu, w sierpniu miałam incydent z pęknięta torbielą podczas urlopu. We wrześniu był zabieg, byłam mocno zestresowana. Zabieg przebiegł szybko, personel przecudowny. Miałam ogromne wsparcie. Oba jajowody drożne.
W październiku po wizycie u ginekolog na NFZ (to ona mnie namówiła iść za ciosem) udaliśmy do drugiego lekarza.
Lekarz był zaskoczony, że tak łatwo przedostał się kontrast i padła propozycja podejścia do stymulacji.
To trwało kilka miesięcy. Za każdym razem brak ciąży.
Miesiaczka kojarzyla mi sie z pogrzebem mojego wymarzonego dziecka. W styczniu 2020 już miałam dosyć, już było mi obojętne. Potrzebowałam przerwy, żeby podejśc do inseminacji. Moja psychika cierpiała, czułam się jak "niekobieta". Bo robie wszystko a ciąży brak. Próbowaliśmy diety z Akademii Plodnosci, tak dla siebie.
Po powiedzeniu lekarzowi planowałam starać się o awans i zająć się sobą. Bez seksu na zawołanie.
W marcu 2020 zaczęły dochodzić informacje o covidzie.
W pracy czułam, że chyba jestem przeziębiona. Na polecenie pracodawcy zgłosiłam się do rodzinnego. Po zmianie przychodni miałam teleporade. Coś okres się spóźniał 2 dni, myślałam że przez chorobę. W końcu tyle testów było negatywnych. Poszłam zrobić kawe i jak wróciłam to zobaczyłam 2 kreski. Pierwsze 2 kreski. Rozpłakałam się i powiedziałam mężowi, że chyba jestem w ciąży.
Poszłam na l4 i miałam dbać o siebie i zrobić betę. Beta pozytywna.
Ciąża niestety była zagrożona, podejrzenie padaczki przez nagle omdlenia, skracającą się szyjka.
Dzięki mojemu lekarzowi udało się donosić. Córka się urodziła w terminie. Mimo początkowych jej problemów ze zdrowiem (wzmożone napięcie mięśniowe i niedosłuch) wszystko wraca do normy.
Jest rezolutną 2 latką.
Teraz do brzegu, od stycznia staramy się o drugie dziecko. W tym cyklu stymulacja letrozole i wczoraj zastrzyk. Były dwa pęcherzyki 19 i 2, w piątek kolejną wizyta
Cześć Pastele. Jestem pod wrażeniem Twojej historii. Podziwiam tak silne kobiety jak Ty. Nie wiem czy psychicznie dałabym radę tyle lat, mnie mocno nadszarpnął rok starań.
Jestem pewna, że teraz będzie o wiele łatwiej. Jak już jajowody są drożne to trzeba wierzyć w sukces -
Bezsilna!!!!
Jak myślisz?? mogą być jeszcze pozostałości po zastrzyku ? Test o czułość 10ml z superpharm " life"
A test apteki jakoś babyboom miał 25ml i taka może poświata..ale to może ja ją wymyślam.
Wstawiam zdjęcie
https://ibb.co/PQ3Zt61
https://ibb.co/MCpWMN0
Nawet go otworzyłam, widziałam że nie które laseczki też tak robia 🤣 ( zastrzyk był 15.07 to kurde już trochę minęło, jezuuu sama nie wiem 😳😳😳)
-
PustynnyKwiat wrote:Bezsilna!!!!
Jak myślisz?? mogą być jeszcze pozostałości po zastrzyku ? Test o czułość 10ml z superpharm " life"
A test apteki jakoś babyboom miał 25ml i taka może poświata..ale to może ja ją wymyślam.
Wstawiam zdjęcie
https://ibb.co/PQ3Zt61
https://ibb.co/MCpWMN0
Nawet go otworzyłam, widziałam że nie które laseczki też tak robia 🤣 ( zastrzyk był 15.07 to kurde już trochę minęło, jezuuu sama nie wiem 😳😳😳)
Leć na betę i proga !!!!!
To nie są pozostałości po zastrzyku!!!!! -
Bezsilna;( wrote:L
Leć na betę i proga !!!!!
To nie są pozostałości po zastrzyku!!!!!
Jutro test zrobię raz jeszcze i lecę na betę, dziś miałam taki zapiernicz w pracy że nie było nawet mowy o spóźnieniu czy cos na szczęście biorę dupka
-
PustynnyKwiat wrote:Jutro test zrobię raz jeszcze i lecę na betę, dziś miałam taki zapiernicz w pracy że nie było nawet mowy o spóźnieniu czy cos na szczęście biorę dupka
Odrazu proszę o wiadomość jak tescik ci wyszedł
I tak samo jaki wynik bety;)
Bo ja tu zaraz jajko zniosę 😃😃😃