Kwietniówki 2015 :)
-
WIADOMOŚĆ
-
Lwica wrote:Synek zasnął od 12.30 wkońcu hurra, mogę zjeść obiad
Lwica, widzę, że taki dziś dzień. Julek też dopiero zasnął od 13. Matko. Pierwsze dwie godziny taki fajniutki, nie marudził ani nic a później się zaczęło. Noś mama a jak spróbujesz odłozyć to będzie ryk. Później już nawet noszenie na płacz ze zmęczenia nie pomagało. Do cyca co godzinę, piersi miękkie, mleka na 2 minuty ssania. Ja już nie wiem co z nimi. Raz po dwóch godzinach kamienie a innym razem pusto.
I znowu nie wykąpię go o normalnej godzinie, bo teraz pewnie będzie odsypiał.
Idę odgrzać obiad.Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 kwietnia 2015, 18:20
-
haneczka wrote:Psotka biedna dużo wycierpiałaś. Jak czytam Twój poród, to przypomina mi się mój:( Ale byłaś dzielna. Gratuluję maluszka :* Postaraj się zapomnieć o tych przeźyciach. Ja swoje wyparłam z głowy. Może wrócę do nich, żeby Wam opowiedzieć.
No wlasnie ja od porodu staram sie o tymnie myslec ale co jakis czas to przezywam. -
Psotka, dopiero przeczytałam. Pomyśl sobie, że najważniejsze, że wszystko już za tobą. Z czasem przestaniesz pamiętać szczegóły i będzie tylko jeden.
Ewelcia, no to pięknie. Przepłaciłam 130 zl, bo też mieliśmy pentaximem. Mogłabyś mi napisać na priv albo tutaj, co trzeba zrobić, zeby mieć te szczepienie darmowe. To już się o następne postaram. -
nick nieaktualny
-
Cześć laseczki.
Przepraszam że nie nadrabiam wszystkiego, ale w ostatnich dniach sporo latania, wizyt lekarskich itp. Na szczęście wszystko pozytywnie. Mieliśmy usg główki wczoraj i torbielka pokrwotoczna jest wielkości 2mm, powiedzieli ze bez zmian i że została tylko jedna i że się wchłonie. Było też usg brzuszka i też wszystko super, miedniczka nerkowa zmniejszyła się do 5cm (było 7,6cm), także też elegancko. U pani doktor na bilansie też super, mały rośnie jak na drożdżach. A jutro ortopeda nas czeka.
Psotka, gratuluję mimo ciężkiech przeżyć. Zapomnieć w 100% się nie da (wiem coś o tym w związku z pierwszym porodem), ale dzieciaczek wynagrodzi Ci wszystkoWiadomość wyedytowana przez autora: 29 kwietnia 2015, 18:52
-
Psotka strasznie mi przykro
jednak dobry pierwszy poród to dużo bo ja już planuję drugie a gdybym przeszła taką traumę to pewnie nic z tego
Potówki przemywam wodą przegotowaną i wycieram do sucha i staram się nie przegrzewać, chociaż Baśka jest straszliwie ciepłolubna. My zawsze mieliśmy otwarte okna, nawet balkon ostatnio a teraz mamy jakieś 26 stopni bo ta cipka jak się ją przewija od razu ma czkawkę i sine ustajak trochę przytyje może będzie lepiej
Mi zeszło 9kg, zostało 6 ale szczerze to co drugi dzień się ważę i co drugi dzień jest jakieś pół kilo mniejno ale ja poza tymi ciążowymi to jeszcze 30 kg chce zrzucić
Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 kwietnia 2015, 18:53
NY lubi tę wiadomość
-
Psotka trzymaj się dla Dominika, z czasem wspomnienia zaczną się zacierać.
Co do wyjazdu nad morze, to my chyba będziemy się wybierać na kilka dni w drugiej połowie czerwca, a w maju będziemy jechać do mojej rodzinki prawie 400 km.
Nasze karmienie od kilku dni trwa w większości przypadków około godziny - muszę przyznać, że momentami zaczyna mnie to dobijać; w ogóle mam jakieś huśtawki nastroju ostatnio -
Zdecydowałam się opowiedzieć Wam mój poród. Dla dziewczyn o mocnych nerwach.
10.04 o 12:30 zaczęły mi odpływać wody w domu. W szpitalu byłam już o 14:00. Na ktg nie było widać żadnych konkretnych skurczów, a ja czułam silny ból podbrzusza regularnie co 5 minut i wiedziałam, że to już to, mimo wcześniejszych straszaków. Rozwarcie ledwo na 2 cm. Przez dziurkę w worku owodniowym wypłynął loczek Arturka, który dostrzegła lekarka podczas badania
W związku z tym, że sala do porodu rodzinnego była zajęta, pierwsze kilka godzin od 15:00 do 20:00 spędziłam w sali przedporodowej bez męża. Kręciłam się na piłce, pochylałam się oparta na łokciach przy szafce szpitalnej, ale ból był jeszcze do zniesienia. Ciągle odpływały mi wody. Byłam pewna, że jest postęp, bo skurcze były regularne przez 5 godzin. Nikt mnie nie badał w tym czasie, bo położne i lekarze byli zajęci przy innym porodzie.
Dopiero o 20 trafiłam z mężem na salę porodów rodzinnych, wtedy mnie zbadano i okazało się, że......nie ma żadnego postępu!!! Byłam bardzo zła. 5 godzin bólu na marne. Szyjka twarda, dalej 2cm. Załamka. Dostałam zastrzyk w pupę na rozwarcie. Średnio to pomogło, dlatego lekarka zdecydowała się podać mi kroplówkę z oksytocyną. Nasiliły się u mnie bóle krzyżowe. Poprosiłam o tensy. Na początku włączyłam niski poziom, na skurczach podkręcałam elektrody. Po oksytocynie skurcze zdecydowanie się nasiliły i były już bardzo bolesne. Próbowałam wszystkich możliwych pozycji. Na klęczkach, pochylona, na piłce, wisząc na mężu...dosłownie wszystko. Położna pokazała mężowi jak ma masować mi plecy. Na skurczu brałam wdech przeponą i na wydechu on wbijał mi palce w krzyż. Cierpiałam coraz bardziej.
O północy okazało się, że mam dopiero 5 cm rozwarcia!Myślałam, że się załamię. Dostałam kolejny zastrzyk w pupę na szyjkę. Ból podbrzusza i krzyża nasilał się z minuty na minutę. Skurcze co 3 minuty. Tensy ustawiłam na maksa, przestałam czuć prąd. Ból był tak silny, że elektrody nie dawały rady. Zaczęłam krwawić od rozwierającej się szyjki. Było mi już wszystko jedno.
Było już nad ranem 11.04 (godzina 2:00 może 3:00) kiedy rozwarcie osiągnęło 7cm. Jęcząc z bólu wybłagałam gaz rozweselający. Wtedy też położyłam się na fotelu ginekologicznym, żeby móc korzystać z gazu. Na fotelu przybierałam przeróżne pozycje. Na czworaka, na piłce, na boku, na plecach. Mąż był cały czas przy mnie i na skurczach wbijał mi kciuki w krzyż. Bez tego nie wytrzymałabym bólu. Aż mu spuchły palce na drugi dzień. Krzyczałam do niego, że idzie skurcz i że ma być w pobliżu. Naoglądał się mojej pupy po wsze czasy :p Cały czas krwawiłam. Byłam padnięta również ze zmęczenia.
Gaz spowodował, że czułam się trochę ogłupiała, mniej świadoma bólu. Skurcze były hardcorowe, co 2 minuty, a ja pomiędzy nimi zasypiałam. Niesamowite. Nie kleiłam co mąż do mnie mówi. I tak na zmianę, wyłam z bólu, albo spałam. Gaz mnie uratował.
Około godziny 5:30, czyli po 15,5h wysiłku i bólu osiągnęłam pełne rozwarcie. Już przy 9cm chciałam przeć, ledwo się powstrzymywałam. Zabrano mi gaz. Niestety byłam w pełni świadoma.
Przy 10 cm leżąc tradycyjnie na plecach na łóżku gin parłam z całych sił, jak kazała położna. Ale, że parcie było nieefektywne, położna kazała mi się położyć na boku, żeby dziecko lepiej schodziło do kanału rodnego, a sama sobie wyszła. Został ze mną mąż. Poczułam, że nie dam rady, nawet położna mnie zostawiła i kazała się męczyć na boku zamiast wreszcie wypluć to dziecko. Płakałam z bólu. Ta pozycja była dla mnie o wiele bardziej bolesna niż na plecach. Krzyczałam do męża, że nie chcę mieć więcej dzieci.
Po półgodzinnej męce ze skurczami partymi co 2 minuty dalej nie było postępu. Mąż wreszcie zapytał, czy mogą mi zrobić cc, bo widział, że ja już powoli tracę świadomość. Było mu mnie ogromnie żal. Położna powiedziała, że PROCEDURA każe czekać 2 godziny od pełnego rozwarcia. Znowu się rozpłakałam. Mąż się załamał. A położna cały czas uparcie wierzyła, że urodzę naturalnie...
Ale przyszła lekarka i powiedziała, że zrobią mi cc. Podpisałam ledwo dokumenty w przerwie między skurczami. Marzyłam, żeby w końcu mnie znieczulili. Tylko o tym myślałam. Zanim mnie zabrali na salę operacyjną i dali znieczulenie miałam jeszcze ze 4 skurcze. Starałam się już nie przeć. Choć położna chciała, żebym dalej parła, głupia.
Godzina 6:00. Cesarka była największą ulgą, nawet się nie zastanawiałam nad tym, że mnie kroją, szarpią, choć na co dzień mdleję na widok igły. Leżałam na tym łózku operacyjnym, pamiętam tylko, że było jasno, wreszcie nie czułam bólu, płakałam ze zmęczenia, wzruszenia, miałam tętno 160. Miałam pustkę w głowie. Godzina 6:11. Dzidzi zapłakał, nie zobaczyłam go, zabrali go na mierzenie i ważenie. Mąż przy tym był. Przynieśli mi go na chwilkę, przytulili do twarzy i zabrali. Dostałam go dopiero po 2 godzinach na sali wykąpanego i zaszczepionego. Od razu się dossał. Miałam siarę.
Diagnoza porodu. Wysokie ostre stanie główki. Źle się wstawił w kanał rodny. Męczyłam się 16 godzin, mogłam się męczyć jeszcze 20 i i tak bym nie urodziła. szkoda, że diagnoza była tak późno. A moja twarda szyjka jak się okazało mogła być wynikiem zabiegu, który kiedyś miałam. Farmakologicznie usuwano mi nadżerkę u ginekologa jakieś 5 lat temu. Niby nic, a blizna może powodować właśnie taki brak podatności szyjki na rozwieranie. Ale to tylko domysł.
Murraya, Gosha, Aguś86 lubią tę wiadomość
-
Dziewczyny rodzące naturalnie jesteście meeeeega mocne babki - podziwiam Was! Ja bym chyba nie dała rady
Mantissa i Angela, napiszę tutaj bo Wam się to może przydać a nie bede pisała na priv. Informacje dostałam w Głównym Inspektoracie Sanitarnym. Zadzwoniłam z pytaniem o szczepienia obowiązkowe i refundowane dla wcześniaków i dzieci z niską wagą urodzeniową, pani poinformowała mnie że refundowane mamy pneumokoki i że jeżeli mamy kwalifikacje to też DTPa (kwalifikacją jest niska waga urodzeniowa lub poród przed 37 tyg). Oznajmiła też że z racji tego że nie ma na rynku dostępnych DTPa to możemy dostać Pantexim 5w1 ale o tym musze porozmawiać z lekarzem pediatrą. Zadzwoniłam do przychodni i tam połączyli mnie z Panią zajmującą się szczepieniami i zamówieniami szczepionek z GIS. Ona po wysłuchaniu historii urodzeniowej chłopców powiedziała że mamy po prostu przyjść na szczepienie i że One już będa wiedziały że dzieci kwalifikują się na refundowaną 5w1, natomiast wcześniej mamy zgłosić na rejestracji że szczepimy się 5w1 żeby przygotowali nam szczepienie.
Musicie po prostu męczyć ludzi w przychodni i powołać się na GIS!mantissa, misia83 lubią tę wiadomość
-
Ehh HANECZKO twoj porod to prawdziwy horror
. A mialo byc tak pieknie no nie?
Ja w sumie nie wiem co ile mialam najczesciej skurcze. Tez pamietam to podpisywanie papierow.
Mnie bardzo przeraza mysl ze w jakims niecywilizowanym kraju albo w sredniowieczu nie przezylybysmy pewnie porodu.
Moj nie zszedl do kanalu bo mial za duza glowke 37,5cm.
Powiedz mi jak sobie dawalas psychicznie rade po porodzie? Bylo zle czy sie szybko pozbieralas?
-
Juz zapomniałam ten ból. To prawda, ze się zapomina. Dobrze ze wczesniej nie opisałam, bo jeszcze by sie pozostałe zniechęciły
Arturek był wart tego wysiłku.
Jedyne co mnie frustrowalo po porodzie zanim sie dowiedziałam ze to wina ustawienia główki plodu to fakt, ze nie dałam rady i ze cos ze mną nie tak. Ale juz wiem ze nie.
No i mąż. Bałam sie ze żałuje ze był ze mną i ze musiał patrzeć na to wszystko. Ale mówi, ze nie. Ze cieszy sie ze mogl mi pomoc i ze przy następnym porodzie tez chce byćPsotkaKotka, Gosha lubią tę wiadomość
-
Psotka jakos sobie poradziłam głównie dzieki mężowi i bliskim którzy mówili ze bylam dzielna:) no i to ze karmilam od poczatku piersią, a malutki byl grzeczny i byłam w stanie go ogarnąć, dawalo mi sile i kazało myśleć ze dobra ze mnie matka i ze warto bylo
mimka84, Gosha, KasiaKwiatek lubią tę wiadomość