Lipcowe Mamusie 2014
-
WIADOMOŚĆ
-
Mona :) wrote:Misia aż tak zle nie było grunt że nie popękałam
teraz latam jak łania hehe tylko miejsce nacięcia troche boli i przeszkadza jak siedzę
To i tak super Mona, ja do tej pory jeszcze nie siedzę i już mam dość ciągłego leżenia i stania -
Mona :) wrote:tak rodziłam sn ale w sumie to może i lepiej bo na drugi dzień mogłam jakoś funkcjonować
miałam piękny poród jak to określiła położna
10 cm rozwarcia i lekkie nacięcie bo jednak Szymek to kawał chłopa :)a po porodzie zeszło mi 10 kg więc jeszcze duzo zostało
Mona jeszcze raz gratulacje porodu sn i podziwiam że po urodzeniu prawie od razu lataszja trzy tygodnie cierpiałam a dziecko ponad kilo mniejsze
Trzymam za Ciebie kciuki żeby udało Ci się z karmieniem.Wiadomość wyedytowana przez autora: 1 sierpnia 2014, 17:44
-
Paula_29 wrote:Hej dziewczyny
U nas na szczęście noc przespana, mała marudziła do 8, potem kąpiel, karmienie i jak poszła spać o 22 to tylko budziłam ją na śpiocha co 3 h na jedzenie, sama rozbudziła się dopiero o 6. Dziś znowu bije rekordy z jedzeniem, jak wczoraj jadła po kilkanaście minut z jednej piersi to dziś po 30 i nie mogę jej odstawić, tyle że ona je, potem przysypia trochę i znowu je
Tez tak macie?
Dziewczyny ile razy w ciągu doby wasze maluchy robią kupkę?
Lolka co robiłaś że zruciłaś tyle kg tak szybko po porodzie?
U mnie zeszło 5 i koniec, nie wiem co mam robić
Mona, Domi gratulacje
Oj Paula z tym karmieniem to mam podobnie, dziś to jakiś dramat znów, bo Mały usypia przy karmieniu odstawiam go i po trzech minutach już płacz.
A z kupami to jest podobnie jak u Mai, czasem podczas czuwania i trzy razy zmieniam pieluchę.
Jeśli chodzi o chudnięcie, to ja mam tak że na początku szybko zeszło ok 10 kg a teraz od półtorej tygodnia ani drgnie, a tak się cieszyłam że ładnie i szybko wracam do swojej wagi.
Paula_29 lubi tę wiadomość
-
Camilia wrote:Paula a nad czym konkretnie się zastanawiasz czy jest to normalne? Wyburzanie, długość karmienia czy ilość kamienia?
Wszystko po trochu
Położne w szpitalu mówią co innego, położna środowiskowa co innego
Jedni by karmić z obu piersi, Tracy Hogg w języku niemowląt by tylko z jednej, tu że co 3 h, tam że na żądanie itd.
Nie wiem czym się kierować i jak jest najlepiej -
Paula_29 wrote:Wszystko po trochu
Położne w szpitalu mówią co innego, położna środowiskowa co innego
Jedni by karmić z obu piersi, Tracy Hogg w języku niemowląt by tylko z jednej, tu że co 3 h, tam że na żądanie itd.
Nie wiem czym się kierować i jak jest najlepiejkarusia, Paula_29 lubią tę wiadomość
-
Dziewczyny mala dzis zrobila dwie kupki i ewidentnie od kilku godzin nie moze, bo co jakis czas is pręży, czerwona, baki a kupki brak...dalam kropeki, dalam troche koperku, ale nic.
Czy cos mozna jeszcze...?
chyba ostatnie kilka dni przesadziłam z niefajnym jedzeniemgrr
Wiadomość wyedytowana przez autora: 1 sierpnia 2014, 21:45
-
Paula_29 wrote:Wszystko po trochu
Położne w szpitalu mówią co innego, położna środowiskowa co innego
Jedni by karmić z obu piersi, Tracy Hogg w języku niemowląt by tylko z jednej, tu że co 3 h, tam że na żądanie itd.
Nie wiem czym się kierować i jak jest najlepiej
Dokładnie, chyba dziecko samo nam powie, co chce, jednemu wystarczy jedna piers, innemu dwie, dzieci sa rozne, ale ja dopiero teraz widze co ona chce czego nie, co wydaje mi sie lepsze co gorsze, na pewno za jakis czas sama bedziesz wiedziala co najlepszePaula_29 lubi tę wiadomość
-
Lolka pol czopka glicerynowego i kupka bedzie. Mozesz jeszcze sprobowac rumianku....zaparzyc i podawac rozcienczony na pol z wodą.
Ale wydaje mi sie,ze skiro zrobila juz dwie kupki to tragedii nie ma...sprobuj od rumianku:)
lolka83 wrote:Dziewczyny mala dzis zrobila dwie kupki i ewidentnie od kilku godzin nie moze, bo co jakis czas is pręży, czerwona, baki a kupki brak...dalam kropeki, dalam troche koperku, ale nic.
Czy cos mozna jeszcze...?
chyba ostatnie kilka dni przesadziłam z niefajnym jedzeniemgrr
lolka83 lubi tę wiadomość
-
Wróciłam!!!!!!!!
Boże dziewczyny nie wiem czy Was nadrobię, ale postaram się w wolnej chwili, jeśli taką będę miała...
2 tygodnie w szpitalu - jakbym była 2 lata we więzieniu
co ja przeszłam
no ale Wiki już jest, mój skarb największy
Jutro postaram się opisać co tam się wydarzyło...na szczęście już jesteśmy w domku, całe i zdrowe :]Iwo, lolka83, misia_k1, Mandalena, karusia, am, Camilia, Plumb80, Paula_29 lubią tę wiadomość
-
lolka83 wrote:Dziewczyny mala dzis zrobila dwie kupki i ewidentnie od kilku godzin nie moze, bo co jakis czas is pręży, czerwona, baki a kupki brak...dalam kropeki, dalam troche koperku, ale nic.
Czy cos mozna jeszcze...?
chyba ostatnie kilka dni przesadziłam z niefajnym jedzeniemgrr
Kateter windi co Paula pisała wczoraj, a nie masz czopka glicerynowego?
O i to co piszesz o karmieniu mi się podoba, a nie jakiś terror nie dawania piersi na żądanie, bo jak można zmusić dziecko do picia ileśtam minut....Wiadomość wyedytowana przez autora: 1 sierpnia 2014, 22:42
lolka83, misia_k1, karusia, Paula_29 lubią tę wiadomość
-
Karola:) wrote:Wróciłam!!!!!!!!
Boże dziewczyny nie wiem czy Was nadrobię, ale postaram się w wolnej chwili, jeśli taką będę miała...
2 tygodnie w szpitalu - jakbym była 2 lata we więzieniu
co ja przeszłam
no ale Wiki już jest, mój skarb największy
Jutro postaram się opisać co tam się wydarzyło...na szczęście już jesteśmy w domku, całe i zdrowe :]
Karola w końcunawet nie wiesz jak martwiłyśmy się o Was. Dobrze że wszystko w porządku i że już w domku. Ściskam
Karola:), misia_k1, Camilia lubią tę wiadomość
-
Heheh, obeszlo sie bez specyfikow nastepna kupka poszla wiec luzik
No ja na luzie z tym karmieniem, jak mala zasypia to sie najada i tyle...w ciagu dnia czesto mi na piersi siedzi i to niby tez zle, ale skoro chce to niech sobie possie, na poczatku byla schiza a teraz, nic na sileWiadomość wyedytowana przez autora: 2 sierpnia 2014, 00:45
am, Camilia lubią tę wiadomość
-
Karola:) wrote:Wróciłam!!!!!!!!
Boże dziewczyny nie wiem czy Was nadrobię, ale postaram się w wolnej chwili, jeśli taką będę miała...
2 tygodnie w szpitalu - jakbym była 2 lata we więzieniu
co ja przeszłam
no ale Wiki już jest, mój skarb największy
Jutro postaram się opisać co tam się wydarzyło...na szczęście już jesteśmy w domku, całe i zdrowe :]
Wreszcie jestes, martwiliśmy się, ale całe szczęście, ze wszystko ok :*Wiadomość wyedytowana przez autora: 2 sierpnia 2014, 00:45
-
Oooo Karola super....najwazniejsze ze juz jestescie w domku a Malutka zdrowa.
Ja dzisiaj probuje podac Jasiowi koperek aby ulzyc przy tych gazach. Co do kateter windi, kurczaki jakos nie jestem przekonana...u mnie zalecaja czopki ale moze tylko dlarego,ze na wsi mieszkam i takich rozwiazan jak windi to dla nich cos nowego:/ -
Am i jak nocka?
My Jasia wykapalismy o 20.30. O 21.15 spal juz.wstal o 23.40, potem, 2.40 ale wzielam go do lozka i dospal do 4,potem karmienie i do 7 spal.
Bierzecie tez Swoje Malenstwo do Waszych lozek...zauwazylam, ze u Nas nawet jak brzuszek boli szybciej zasypia Skarbus.lolka83, am, Camilia lubią tę wiadomość
-
Tak misia i to normalne. Dzidzie to lubią. Nasza zasypia w lozeczku a jak karmie w nocy to wtedy ja biore do nas intak spimy.
Moja Zasnęła o 22.30. Obudziła się o 3.30. Karmienie do 4 i pobudka o 8.30. My wczoraj z m zrobiliśmy sobie wieczorek jak za starych czasow i poszlismy spać o 3. Cos czuje ze będę w ciągu dnia odsypiac jeśli się damisia_k1 lubi tę wiadomość
-
A więc opiszę Wam w skrócie co u mnie się zdarzyło. Miło, że się martwiłyście, miałam problem z internetem w telefonie niestety, a później to już nawet nie miałam do tego głowy.
Tak więc do szpitala trafiłam 8 dni po terminie porodu jak wiecie. Zrobiono usg i badanie - rozwarcie 1,5 cm, waga dziecka 4030. W sobotę podano mi oksytocyne, aby sprawdzić jak dziecko na to reaguje no i mój organizm (podłączona pod ktg byłam). Leżąc na patologii ciąży dowiedziałam się, że nie jestem po terminie, gdyż termin okołoporodowy to plus minus 2 tygodnie. Więc wg lekarzy i położnych to bardzo normalna sytuacja, że dzidzia się spóźnia. W kolejnych dniach miałam włożony balonik na rozwarcie - który wywołał potworne skurcze (prawie jak porodowe) krzyżowe i nic, żel, który miał rozpulchnić szyjkę, no i 2-krotnie jeszcze oksytocyne. Po baloniku i żelu odszedł mi czop - faktycznie nie da się go pomylić z niczym innymAle oprócz tego nic się nie działo, lekarze patrzyli na mnie jak na idiotkę, gdy pytałąm ile to jeszcze potrwa, bo nie daje rady psychicznie (lęk o dziecko, frustracja w związku z pobytem w szpitalu, non stop smsy "kiedy" i "czy już") i za każdym razem uzyskiwałam odpowiedz - DO SKUTKU. W tym szpitalu nie ma cięć cesarskich na życzenie, dopóki z zdieckiem jest okej, oni czekają. Byłąm załamana, non stop ryczałam, coraz bardziej bałam się porodu sn i marzyłam o cc. W czwartek - 24 lipca - kiedy minęło już 2 tygodnie po terminie - byłąm tak zdesperowana, że rozważałąm poważnie wypisanie się na włąsne życzenie i przeniesienie się do innego szpitala i rozwiązanie ciąży. Jednak po konsultacji ze znajomymi ginekologami, każdy to odradzał. Byłam coraz bardziej załamana, mój mąż, teściowie, wszyscy byliśmy bezradni. Ja non stop dopytywałam czy nie ma wskazań do cc, na przykłąd ze względu na wagę dziecka - to wyobraźcie sobie, że zrobili mi usg 25 lipca i wyszła im waga 3350, ewidentnie próbowali mi udowodnić, że przesadzam i histeryzuje. W piątek również poszedł do ordynatora aby zapytać się ile to jeszcze potrwa, bo jestem na skraju wyczerpania psychicznego itp. itd. Ordynator uspokajał, że z dzieckiem jest wszystko okej, więc czekamy, ale zasugerował, że jeżeli nie ruszy samo w ciągu 3 dni to podejmą "inne kroki". Nie wiem jakie...W piątek wieczorem dowiedziałam się że w sobotę kolejna oksy. Nawet się nie przejęłam, bo wiedziałąm że i tak na nią nie reaguje. Gdy rano wstałam - usłyszałam od położnej - "Pani Karolino dzisiaj proszę się nastawić na to, że rodzimy, bo jest pani PO TERMINIE". 16 dni po terminie usłyszałam w końcu pierwszy raz że jestem po terminie. Prędzej oczywiście udowadniali mi, że termin porodu jest źle wyliczony, nie pomagały argumenty że z om i usg wychodzi tak samo, że staraliśmy się o dziecko itp.
Tak więc do godziny 10 rano w zeszłą sobotę nie spodziewałam się, że faktycznie urodzę...
Po 10 podłączono mi oksy, po około godzinie zaczęły się delikatne skurcze, oczywiście krzyżowe - po prostu parcie na odbyt i ból krzyża - co 7 minut. Na ktg one się prawie w ogóle nie pisały. Ale położna mówiła, że najważniejsze jest to co ja czuje. Zadzwoniłam do Łukasza, chciał przyjechać, ale ja mu powiedziałam, że z tych skurczy to na bank porodu nie będzieOkoło 12 zaczęły się skurcze już tak co 4-5 minut, krzyż zaczął bardziej boleć, a ja nadal nie wierzyłam, że w sumie to zaczął się poród. Przyszłą położna, spojrzała na mnie i powiedziałą, proszę dzwonić do męża, Pani dzisiaj urodzi. Wtedy się zestresowałam
ale w sumie nadal nie wierzyłam
Zadzwoniłam do Łukasza, położna mnie zbadała - 4 cm rozwarcia.
o 14.15 trafiłam na porodówkę, skurcze były dość silne, ale do wytrzymania, w przerwach nabierałam sił, wtedy już wiedziałam, że odwrotu nie ma :]
o 14.30 - rozwarcie 6 cm. Nie pozwolono mi iść pod prysznic, bo stwierdziła położna, że może wtedy tak szybko postąpić, żę nie zdążę na łóżko. Więc kazała mi leżeć - byłąm załąmana - wiedziałąm, żę to opóźni akcje, ale ona sugerowała, że najlepszy zapis ktg jest na leżąco, leżałam na prawym boku. Skurcze cały czas były krzyżowe i parte typowo na odbyt. Trochę skakałąm na piłce, ale to jakoś wyciszyło akcje. W przerwach miedzy skurczami piłam dużo wody, bo było mi strasznie gorąco. W skurczach mąż mnie wachlował. Bez niego nie dałabym rady. Po 17 zbadano mnie po raz kolejny - 8 cm. Niestety do godziny 19 już mnie nie chcieli zbadac, a myślę, że rozwarcie wtedy już szybko postąpiło do 10, gdyż zmieniała się położna...a że skurcze cały czas były parte więc oni nie widzieli po mnie żadnej zmiany. Wreszcie po 19 usłyszłąm, że rodzimySpodziewałąm się jakiejś ulgi w tym parciu, że będzie łątwiej, inaczej chociażby w tych skurczach. Niestety ból się nie zmienił. Usłyszałam od położnej, że u pierwiastki II faza porodu może trwać nawet do 3 h...trochę się załamałam, bo byłam już padnięta. No ale wiedziałam, żę już bliżej niż dalej. Po godzinie parcia, już na serio ledwo żyłam. Ale nie klrzyczałam, nie dopuszcałam myśli, że nie dam rady itp itd. Wiedziałam że nie ma odwrotu. Po 20 podjęto decyzję, że mnie natną bo dziecko jednak duże - prędzej stwierdziłi, że będzie ważyć pewnie jak ostatnie usg wskazuje - około 3400, bo mały brzuszek. Szkoda, że nie powiedzieli mi, że jak zrobią nacięcie, to już w sumie będzie finał. Ja się bałam że to faktycznie będzie trwało jeszcze jakieś 1,5 h. Nacięcie nie bolało, zrobili znieczulenie. Ale jak nacieli to myślałam, że mnie rozerwie - ból taki, że szok, normalnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje...a to po prostu rodziła się dzidzia. Trwało to chwilkę nie wiem, jeden skurcz, może 2 w maxie i położyli mi ją na brzuszku
Była taka czyściutka, i taka długa jakaś, ślicznotka
I po tych całych męczarniach na patologii ciąży - 26.07.2014 o godz. 20.45 urodziła się Wiktoria - sn - 3818 gr, 59 cm. W końcu
cdn.Wiadomość wyedytowana przez autora: 2 sierpnia 2014, 09:37
am, madzia84, karusia, lolka83, misia_k1, Camilia, Plumb80, Paula_29 lubią tę wiadomość
-
Korola, tęskniłyśmy!! Jak dobrze, że już wróciłyście całe i zdrowe!!
Dziewczyny, nie uwierzycie! Ja sama do końca w to nie wierze..Po wszystkich ostatnich nieprzespanych i przetańczonych nocach, moja córcia przespała CAŁĄ NOC!!
od 21 do 6 rano!! przez sen ją karmiłam ok 3 bo jednak bałam się o laktację i jej głód..
Poza tym wiecie co odkryłam? Nie daję od dzisiaj witamin małej na noc (d+k)! Prawdopodobnie u nas one były przyczyną większości problemów... Dzisiaj dałam je z rana i znowu prężenie, nie może puścić bączka, nie może zasnąć i tylko na cycku by siedziała... I od wczoraj piję hektolitry mixu w postaci: majeranek, koperek włoski i rumianek. Ale to dosłownie szklanka za szklankąI pieczone jabłka zaczęłam jeść i wprowadziłam więcej błonnika do diety
i gdzieś w tym wszystkim znalazło się coś, co pomaga mojemu dziecku
am, Camilia lubią tę wiadomość
-
Po urodzeniu - 2 h kontakt skóra do skóra, póżniej przewieźli nas na oddział. Mała nie chciała ssać w ogóle. Położne mówiły, że w ogóle nie mam się tym martwić bo pierwsze 24 h dziecko jest najedzone. Jedbak okazało się że przyczyna była inna - mała była opita wodami, pluła, ulewała wodami, w pierwszej dobie zrobiłą chyba z 10-15 razy smółkę. Nie chciała ssać. Przez to spadłą z wagi. Wtedy już wiedziałam, że w poniedziałek nie wyjdziemy. W drugiej dobie walczyłam z przystawainiem, było cieżko, położne niektóre pomagały, niektóre miały to gdzieś ;/ Walczyłam o ten pokarm dla niej, bo chciałam już do domu. Jednej nocy podałam mleko z banku mleka kobiecego, nie chciałam wprowadzać mieszanki. We wtorek zaczęłam odciągać, okazało się, że mam bardzo dużo mleka, więc kazały nie przesadzać z laktatorem, gdyż rozbujam laktacje. Mała zaczęła pić i z piersi i z butelki - mój pokarm. Byłam pewna, że w środę wyjdziemy bo waga na pewno skoczyłą. Faktycznie Wiki przybrała, że okazało się że bilirubina 12,9 i decyzja - pod lampę. Byłąm załamana tą żółtaczką, Nie do końca radziłam sobie z opieką nad nią. Mąż i teściowa mogli być tylko 13-19 w godzinach odwiedzin. Nocki bywały ciężkie, byłam obolała, karmiłąm tylko na ciedząco na rogalu, w innej pozycji ona się denerwowała, miałam presje, że ona musi jeść abyśmy wyszły i aby żółtaczka minęłą. Spałam po 2-3 h na dobę. Byłam wykończona. W czwartek okazało się, że lampa pomogła, bilirubina spadła, mała sporo przybrała - jeszcze tylko badanie moczu i wychodzimy. Byłąm juz taka szcęśliwa. Niestety wynik moczu był zły - podwyższone leukocyty, nie dużo, dlatego chciałam w czwartek się wypisać na własne żądanie, ale lekarka mnie nastraszyła, więc mówię ok - w piątek powtórzą badanie i na pewno będzie dobrze i wyjdziemy a rana. Nocka była tragiczna, mała ryczała od 3 rano, nie wiem co jej było, czy brzuch, czy mój stres się udzielił. Liczyłam na to wyjście do domu. Jednak okazło się, że mocz jest zły i jest podejrzenie infekcji. Diagnoza była taka, że muszą małej założyć cewnik, aby sprawdzić faktycznie czy mocz jest zainfekowany. Jeśli wynik z posiewu byłby zły, to leżymy 2 tygodnie na antybiotyku. Załamałam się totalnie, ryczałam cały wczorajszy dzień, jak na nią patrzyłam to myślałam, że umrę z ropaczy, że czeka ją takie bolesne badanie - ten cewnik. Mąż też się załamałą i do tego ta wizja jeszcze 2 tygodni w szpitalu. Czekaliśmy na lekarkę aby zrobiła to cewnikowanie, abyśmy już znali odpwiedz. Jednak coraz bardziej się przedłużało. Wczoraj na dyżurze w mojej sali była bardzo fajna położna, teraz już wiem, że dzięki niej jesteśmy w domu. Tamta pierwsza lekarka miała jakiś sajgon na erce, nie mogła założyć cewnika, więc ołożna zadzwoniła do pediadry dyżurującego co robić, bo my cezkamy na wyniki itp. I ta lekarka zadecydowałą, że jeszcze jedno badanie moczu zrobimyu przed tym cwnikiem. Więc położna "wyszorowała" Wiki i pobrała jej ten mocz. Na wynik czekaliśmy około 2 godzin. Czas się straszie dłużył, w końcu usłyszeliśy - że WYCHODZIMY DO DOMU - Wynik jest poprawny. Myślałąm, że oszaleje ze szczęścia!!! Także mieliśmy bardzo dużo szczęścia, że wczoraj byłą super położna, że tamta lekarka miała dużo roboty, i że inna podjęła decyzję o jeszcze jednym badaniu. Także jesteśmy z mała w domku od wczoraj wieczora.
Powiem Wam, że dla mnie sam poród nie był tak cięzki jak ten czas "po", to co się dzieje z ciałem, ten brak wiedzy na temat opeiki, że byłam w tych pierwszych dniach, w sumie pierwszym tygodniu sama, się stresowałam. To było straszne. Teraz jesteśmy już w domku. Nocka minęła super, wybudzałąm na karmienie 2 razy (też wybudzacie, wybudzałyście na początku?), mam nadzieję, że z każdym dniem będzie coraz lepiej.
Małą jest cudowna, podobna do męża heh. Wstawie zdjęcie na pewno. Jesteśmy bardzo szczęśliwiWiadomość wyedytowana przez autora: 2 sierpnia 2014, 10:03
karusia, Iwo, am, lolka83, Plumb80, Paula_29 lubią tę wiadomość