Październikowe mamy 2017
-
WIADOMOŚĆ
-
Słuchajcie czy któraś wie jak.wyglada sprawa porodu sn przy grzybicy pochwy ? Odkąd mam cukrzycę ciążowa nie mogę doleczyc grzyba. Ewidentnie z tym zwiazane... ilekroc cukier skacze grzybek wraca najgorzej jest z cukrem nocnym mam juz insulinę ale nie wiele pomag. Dzis w nocy myślałam ze oszaleje teraz lepiej...
-
Hej laseczki ja wczoraj miałam baby shower wszystkie koleżanki spisaly się na medal, było rewelacyjnie najpierw w domu ciasto, kawa i prezenty a potem imprezka w sushi barze
A wieczór niestety na pogotowiu bo młody nagle dostał gorączkę 39,3. Niestety podejrzewają angine więc biedactwo leży przykryty po szyję.
Smeg gratulacjemimoza, kiti, smeg lubią tę wiadomość
-
Hej dziewczyny,
Smeg, gratuluję z całego serca i wszystkiego dobrego Wam życzę Szybkiego powrotu do formy i jak najwięcej radości w macierzyństwie. Pamiętam, jak tak dla mnie całkiem niedawno zaczynałyśmy ten wątek ciążowy, a tutaj proszę już kończymy powoli.
Ja jeszcze pozostaje w dwupaku, ale bardzo bym chciała mieć to za sobą. Stresuję się okropnie, zarówno samym porodem jak i tym co będzie po porodzie. Jak damy sobie z mężem radę i jak mocno nasze życie się zmieni. Troszkę przyzwyczaiłam się do tego wolniejszego trybu życia i możliwości długiego spania w ciąży jak była nieprzespana noc. Boję się, jak to będzie po porodzie z obowiązkami, brakiem czasu, organizacją dnia czy wszystkimi dobrymi radami, które będziemy mieli przyjąć.. . Ciąża już od tygodnia donoszona, mały czasami napiera dosyć w środku, ale co gorsze czuję się ostatnio bardzo zmęczona i taka bez siły. W głowie tylko ciągle myśl.. "ile jeszcze?"smeg lubi tę wiadomość
-
smeg wrote:Od wczoraj jesteśmy w domu, wszystko dobrze Gaba ma żółtaczkę fizjologiczną, ale ssie tyle, że mam nadzieję, że szybko jej przejdzie. Na szczęście do tej pory dobrze nam idzie karmienie piersią, nie dokarmiałam mm.
Co do samego porodu - opiszę ze szczegółami, jeśli ktoś jest wrażliwy to proszę nie czytać Ale to pozytywna historia.
Jak już pisałam wcześniej, w piątek trafiłam na patologię ciąży w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku z powodu niereaktywnego KTG. Bujałam się z tym już ponad tydzień, kontrolując zapisy co kilka dni, bo każdy lekarz miał inną opinię i dwóch chciało mnie kłaść do szpitala, dwóch twierdziło że jest ok. W końcu opinia lekarzy z Medicoveru i na Izbie Przyjęć się pokryła i mnie zatrzymali na obserwację. Przez weekend w szpitalu wszystko było ok, zapisy wychodziły prawidłowo, pobrali mi przy okazji wymaz na GBS i w poniedziałek mieli mnie wypisać, ale rano wyszedł znowu niereaktywny. Zrobili mi tzw. test Manninga, czyli oprócz KTG dodatkowo ocenę stanu płodu na USG. Przepływy były prawidłowe, ale mała ruszyła się tylko dwa razy w czasie półgodzinnego badania, powtórka po zjedzeniu słodyczy też nic nie dała (mimo że dzień wcześniej szalała w brzuchu, nie zaniepokoiła mnie nigdy ilość ruchów dziecka w tej ciąży). Padła decyzja o wywołaniu porodu.
Lekarz zbadał mi jeszcze stan wód płodowych (dość boleśnie robiąc mi rozwarcie, bo wcześniej nie było żadnego) - na szczęście były czyste. Na noc przed porodem założono mi balonik na rozszerzenie szyjki, prawie od razu po założeniu zaczęły mi się lekkie skurcze. Dostałam też czopek Bisacodyl, ale już po samych skurczach mnie wcześniej czyściło, więc tylko dokończył robotę Próbowałam rozkręcić poród gorącym prysznicem, piłką i chodzeniem, ale doszłam do wniosku, że lepiej pójść spać i nabrać sił. Przez noc skurcze całkowicie ustały.
Następnego dnia poszłam na porodówkę, o 6 rano podłączono mi kroplówkę z oksytocyną i KTG. Od razu zaczęły się regularne skurcze. Miałam nadzieję, że po pół godzinie mnie odłączą od zapisu, ale nie podobał im się i musiałam być podłączona przez cały poród, a przez to leżeć. Radziłam sobie ze skurczami oddychaniem torem brzusznym - odruchowo miałam ochotę nie ruszać się przy skurczu, ale specjalnie oddychałam głęboko tak, żeby brzuch się unosił i bardzo mi to pomagało. Ok. 8 miałam pierwsze badanie rozwarcia, myślałam że balonik nie wypadł, ale jednak był już w pochwie i było rozwarcie na 3 cm. Przy badaniu chlusnęły mi wody - lekarka chyba specjalnie przebiła pęcherz płodowy. Ekipa cały czas bała się chyba wstrzymania akcji albo braku postępu. Niedługo później skurcze zaczęły być już na tyle bolesne, że ok. 9 zaczęłam przebąkiwać coś o znieczuleniu. Położna zaproponowała mi gaz, ale działał na mnie tylko przez chwilę - raz nawet zachciało mi się po nim śmiać, ale to chyba dlatego, że akurat mąż dojechał Poza tym wdychanie go głównie przeszkadzało mi w ustalonym rytmie oddychania.
Skurcze robiły się coraz częstsze i bardziej bolesne, poprosiłam o możliwość wstania z łóżka i położna pozwoliła mi poskakać na piłce tuż obok, tak żeby być cały czas podpięta pod KTG. Mąż przykleił mi TENS na plecy i wciskałam sobie guziczki, ale przy tych skurczach już niewiele pomagało i tym razem stanowczo poprosiłam o znieczulenie. Lekarka ostrzegła mnie, że akcja może stanąć albo tętno dziecka spadać i może skończyć się cesarką, ale w tamtym momencie to nie wydawała się taka zła opcja Obiecała że zbada mnie jeszcze za chwilę i jeśli będzie dobry postęp, zadzwoni po anestezjologa. Udało się, pani anestezjolog przyszła w momencie gdy miałam już 8 cm rozwarcia i skurcze tak częste, że martwiła się że nie zdąży mi się wkłuć pomiędzy nimi. Z jeden czy dwa skurcze musiałam przetrwać nieruchomo, nie sądziłam że dam radę, ale mąż mnie dobrze trzymał Znieczulenie miało zacząć działać po 10 minutach, ale nie wiem czy zdażyło, bo zaczęły mi się skurcze parte. Lekarki były zadowolone, że to dzięki niemu tak szybko szyjka puściła. Ja też byłam zdziwiona, że to już, widziałam jak zrobiło się trochę zamieszania i położne zaczęły przygotowywać narzędzia - była ok. 11:30. Położna powiedziała mi jak mam przeć - najpierw trochę na boku, żeby główka zeszła niżej, potem na plecach bez marnowania siły na krzyki :p
Pod sam koniec mała nagle zaczęła tracić tętno (spadło do chyba 60), więc na kolejnym skurczu mnie nacięto. Bolało jak diabli, a czytałam że niby nic nie czuć Dzięki temu szybko wyszła główka, chwilę potem barki, a reszta dziecka dosłownie chlusnęła - myślałam że dłużej będzie trwało to rodzenie. Natychmiast ją odpępniono żeby zbadać, na szczęście okazała się być w dobrym stanie, dostała 9 punktów. Dostałam ją na pierś, dzięki czemu trochę lepiej zniosłam szycie (dość bolesne mimo znieczulenia).
Ogólnie mój poród był kompletnym zaprzeczeniem tego, co sobie zaplanowałam - nawet nie wyjmowałam planu porodu. Chciałam naturalnie, aktywnie, a miałam prawie każdą procedurę medyczną. Mimo wszystko zaufałam lekarzom, którzy się mną zajmowali i cieszę się, że dmuchali na zimne. Niby wszystko było dobrze z dzieckiem, ale kto wie, co by się stało, gdyby nie podjęto decyzji o indukcji. Cóż, nie wszystko da się w życiu zaplanować Nie mam traumy, mogę rodzić kolejne dziecko, bo skoro po oksytocynie nie było tak najgorzej, to bez niej tym bardziej Obawiałam się, że będę rodzić 24 godziny jak moja mama mnie, więc 6 to dla mnie super wynik.
Zdecydowanie mogę polecić Szpital Wojewódzki, bo lekarze tam nie straszą na zapas, ale też nie czekają na boskie zmiłowanie gdy coś się dzieje. Pomoc laktacyjna mogłaby być trochę lepsza i jedzenie bardziej urozmaicone, ale do pozostałych aspektów opieki nie mogę się przyczepić. Wyszłyśmy po 2 dniach, po przeprowadzeniu wszystkich badań i upewnienia się, że z dzieckiem wszystko w porządku.smeg lubi tę wiadomość
Zauza -
A może by... wrote:Hej dziewczyny,
Smeg, gratuluję z całego serca i wszystkiego dobrego Wam życzę Szybkiego powrotu do formy i jak najwięcej radości w macierzyństwie. Pamiętam, jak tak dla mnie całkiem niedawno zaczynałyśmy ten wątek ciążowy, a tutaj proszę już kończymy powoli.
Ja jeszcze pozostaje w dwupaku, ale bardzo bym chciała mieć to za sobą. Stresuję się okropnie, zarówno samym porodem jak i tym co będzie po porodzie. Jak damy sobie z mężem radę i jak mocno nasze życie się zmieni. Troszkę przyzwyczaiłam się do tego wolniejszego trybu życia i możliwości długiego spania w ciąży jak była nieprzespana noc. Boję się, jak to będzie po porodzie z obowiązkami, brakiem czasu, organizacją dnia czy wszystkimi dobrymi radami, które będziemy mieli przyjąć.. . Ciąża już od tygodnia donoszona, mały czasami napiera dosyć w środku, ale co gorsze czuję się ostatnio bardzo zmęczona i taka bez siły. W głowie tylko ciągle myśl.. "ile jeszcze?"
no to mamy podobnie z jednej strony już bym chciała mieć ten poród za sobą bo mała coraz bardziej i częściej się wierci kopie i chyba tańczy Salse a z drugiej strony boje się jak to wszystko ogarniemy...przede wszystkim z godzinami bo moj facet czesciej pracuje na nocki, ja wstaje jak on przyjezdza, nie moge pozniej usnać i spie pozniej z nim do poludnia...jak Lenka nam się urodzi to przeżyjemy niezły hardcore -
MałaMi88 wrote:Witam sie. Tak dobrze mi sie spalo ze myslalam ze nie zwleke sie z lozka
Paskudna pogoda za oknem. I my w domu wsztscy zakatarzeni ehhh
Tak patrze na suwaczek i zostalo 5 tyg.... A dopiero co to byl 5 tydz i sie myślało jak daleko do końca....
Biore sie dzis za ost prasowanie beciki i ost ubranka 68.
Torby juz spakowane macie? Ja sie chyba jeszcze wstrzymam. Uloze wszystko w jednym miejscu zeby szybko wrzucic do torby ale chyba z pakowaniem torby zapeszala nie bede. Poprzednim razem pakowalam torbe dzien przed pojsciem do szpitala.
Wczoraj rozmawialam z dziewczyna rodzila 2 dziecko bardzo polecala masc maltan. I ze warto smarowac juz kilka tyg przed porodem. Powiedziala ze w I ciazy stosowala bephanten i ze nadaje sie jedynie do pupki dzieci a nie na sutki. Za to maltan dzialal na nia w II ciazy rewelacyjnie. Juz bólu nie czula.
I faktycznie jak urodzilam corke stosowalam bepanthen i poczatek kazdego karmienia to byla tragedia i zaciskanie zębów jedynie co to faktycznie nie były poranione.
ja też się coś nie mogę zabrać za ta torbę i narazie wrzucam wszystko co mi sie przypomni do torby z Ikei, ale w przyszłym tyg musze się już jakoś ogarnąć i spakować wszystko ładnie do walizki, ale chce to zrobić razem z moim facetem żeby pozniej wiedzial co gdzie jest
co do maści- to ja mam 2, jedną z Ziajki a drugą z Linoderm, zobacze sobie ktora lepsza, położna ze szkoły rodzenia mówiła, że niby nie trzeba smarować przed porodem, więc kazdy chyba ma do tego inne podejście...moja mama mi radziła żebym hartowała sutki przez całą ciąże pod prysznicem twardą gąbką dobrze ze jej nie posłuchałam -
Hej Kochane. Dawno już tu nie pisałam ale cały czas jestem oczywiście!
Ja torbę w końcu spakowałam w ten czwartek. Szybko mi poszło o dziwo a tak się zbierałam do tego jakby mialo mi to zająć wieczność Pokoik mam prawie uszykowany i jest tak piękny że nie chce mi się z niego wychodzić w ogóle dobrze że to jednocześnie moja sypialnia
Ja jutro "wejdę" w ciążę donoszona takze zaczyna do mnie powoli docierać powaga sytuacji i tak samo jak Wy mam obawy. Nie boje się samego porodu co prawda, ale tego jak i kiedy się to u mnie zacznie, czy Mąż zdąży dojechać jak będzie w pracy itp, no.i oczywiście tego co potem. Jak to będzie wyglądało i czy podołamy. Ale z drugiej strony myślę że takie obawy są całkiem naturalne i tylko dobrze o nas wszystkich świadczą
-
Hej Kochane. Dawno już tu nie pisałam ale cały czas jestem oczywiście!
Ja torbę w końcu spakowałam w ten czwartek. Szybko mi poszło o dziwo a tak się zbierałam do tego jakby mialo mi to zająć wieczność Pokoik mam prawie uszykowany i jest tak piękny że nie chce mi się z niego wychodzić w ogóle dobrze że to jednocześnie moja sypialnia
Ja jutro "wejdę" w ciążę donoszona takze zaczyna do mnie powoli docierać powaga sytuacji i tak samo jak Wy mam obawy. Nie boje się samego porodu co prawda, ale tego jak i kiedy się to u mnie zacznie, czy Mąż zdąży dojechać jak będzie w pracy itp, no.i oczywiście tego co potem. Jak to będzie wyglądało i czy podołamy. Ale z drugiej strony myślę że takie obawy są całkiem naturalne i tylko dobrze o nas wszystkich świadczą
-
Z tą torbą to widzę ,że nie jestem sama, też jeszcze nie spakowałam.
Łóżeczka nie skręciłam bo jakoś tak mi się nie chce...
Komoda mi przyszła, skręciłam , poukładałam wyprawkę i stwierdziłam ,że szuflady są beznadziejnie małe, albo ja mam za dużo ubranek...
Jedyne to wrzuciłam do fotelika ciuchy dla małego na wyjście żeby mój M już miał przygotowane.
Ogólnie mam przykaz w tym tyg. nie rodzić :jutro- bo zebranie w szkole u jednej córki,wtorek mam fryzjera i spotkanie z koleżanką, w środę- drugie zebranie, czwartek bo jedna jedzie na wycieczkę, piątek- wizyta gin i endo, sobota-syn na urodziny do kolegi jedzie...na razie i tak mi się nie spieszy...MałaMi88 lubi tę wiadomość
-
Ja to się nie boję w sumie tego co będzie po porodzie. Na pewno ma na to wpływ fakt, że to nasze drugie dziecko i "wiem z czym to się je".
W ten weekend był też mój brat z bratową i 6 miesięczną córeczką. Mój maluszek spisał się na medal Był bardzo delikatny, głaskał i przytulał swoją małą siostrzyczkę cioteczną. To sprawiło, że jeszcze bardziej nie mogę się doczekać Nikosia
Natomiast jednak boję się trochę porodu bo co by nie mówić nie jest to fizycznie miłe doświadczenie. Martwię się też czy mąż zdąży z pracy przyjechać...i modlę się żeby nie urodzić przed środą bo we wtorek przyjeżdża moja mama i wtedy odpadnie mi jedno zmartwienie - opieka nad starszym synkiem.
A maluch się strasznie rozpycha. Przy każdym jego ruchu czuję jakby mi miał rozwalić szyjkę.
-
Ech Noc mija, ludzie do pracy wyjeżdżają, a ja jeszcze oka nie zmruzylam.Mała szaleje w brzuchu, najgorzej jest jak się poloze do łóżka.Naprawdę to boli i mam wrażenie, że zaraz pęcherz przebije i zacznie się poród, do tego zgaga, bóle brzucha i w sumie to już chyba wszystko mnie boli.Mam dość.Ile to kobieta musi w życiu wycierpiec.Jeszcze ta cesarka mnie martwi, im bliżej tym bardziej panikuje.Zostało już tylko 10 dni jeśli wytrwam do wyznaczonego terminu.
-
gratulacje rozpakowanym kobietkom ;*
ja też się boje okropnie porodu. Może nie samego bólu ale tego co mam zrobić ze starszakiem. Jak on zareaguje na to że pierwszy raz mamy nie będzie. Do tej pory nie rozstawaliśmy się nawet na godzinę a tu kilka dni rozłąki. Do tego ja samiutka w szpitalu bo mąż będzie z małym a w szpitalu obowiązuje zakaz odwiedzin przez dzieci. Na porodówkę będę najprawdopodobniej jak e dzień jechać z mężem i juniorem i najnormalniej mnie zostaei pod szpitalem. W nocy gorzej bo sama będę musiała sobie dać radę i jechać taxi. Przeraża mnie to wszystko chce mi się płakać...
synuś ma już 18 miesięcy a w brzuszku Madziunia
nasz Bartuś
-
mimi87 wrote:gratulacje rozpakowanym kobietkom ;*
ja też się boje okropnie porodu. Może nie samego bólu ale tego co mam zrobić ze starszakiem. Jak on zareaguje na to że pierwszy raz mamy nie będzie. Do tej pory nie rozstawaliśmy się nawet na godzinę a tu kilka dni rozłąki. Do tego ja samiutka w szpitalu bo mąż będzie z małym a w szpitalu obowiązuje zakaz odwiedzin przez dzieci. Na porodówkę będę najprawdopodobniej jak e dzień jechać z mężem i juniorem i najnormalniej mnie zostaei pod szpitalem. W nocy gorzej bo sama będę musiała sobie dać radę i jechać taxi. Przeraża mnie to wszystko chce mi się płakać...Wiadomość wyedytowana przez autora: 18 września 2017, 08:06