Październikowe mamy 2017
-
WIADOMOŚĆ
-
Ewa25 wrote:Pola dziękuję, chyba na to wychodzi ze ten sam u mnie 25.10. Ale cc pewnie będzie planowane około 11 października.
Co u mnie wklejam z fb :
Hej dziewczyny. Jestem już po wczorajszej wizycie. I jakoś tak zrobiło się poważnie. Przypomnę ze poród planuje w prywatnej klinice. Wczoraj już mój lekarz zapisał tam na wizytę. Formalnie nie jestem już jego pacjentka Ale powiedział że zawsze mogę do niego przyjść, że zawsze pomoże itd . Poczułam się dziwnie bo jednak czułam się bezpiecznie pod jego "nadzorem", gbs pobrany, dal skierowanie na wszystkie wyniki żebym już miała dla tamtego doktorka . Szyjka ciutke się skrocila, Ale na 3,60 i trzyma. Powiedział że jeśli chce dotrwać do terminu cc to muszę odpoczywać bo podobno dopiero po skończonym 37 można rodzić w klinikach i zwykłych szpitalach bo inaczej tylko wojewódzkie. Sprawdziliśmy jeszcze raz przepływy. Wszystko ok.z wrażenia tylko zapomniałam spytać o wagę małej. Ale już 26 września wizyta w klinice
Właśnie przyszła mi wanienka i ręcznik, takie małe rzeczy a jak cieszą. Czekam jeszcze na paczkę z gemini i hubiworld i po niedzieli pakuje walizkę czuję delikatny stres
A przed cesarka masz robic jakies badania krzepliwosci krwi albo poziom elektrolitow?Bo mi ginka nic takiego nie kazała robić, a w necie wyczytałam, że tego też w szpitalach wymagają. -
Witam dziewczyny!
przed chwilą się zarejestrowałam, lepiej późno niż wcale dopada mnie powolutku lekki stresik przedporodowy, więc takie forum chyba dobrze mi zrobi
E_w_c_i_a lubi tę wiadomość
-
Barbie24 wrote:A przed cesarka masz robic jakies badania krzepliwosci krwi albo poziom elektrolitow?Bo mi ginka nic takiego nie kazała robić, a w necie wyczytałam, że tego też w szpitalach wymagają.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 września 2017, 07:47
Barbie24 lubi tę wiadomość
-
Witajcie dziewczyny.
Dziś rozpoczynam 38 tydzień chociaż, wolę chyba myśleć tak jak mój lekarz i mówić 37tc, mniej się stresuję
Od rana sprzątałam łazienkę i chyba przesadziłam ze środkami do czyszczenia a już najbardziej z domestosem. Wiem, że nie powinnam w ogóle go wdychać ale musiałam domyć zabrudzenia, które niczym nie chciały zejść. Teraz mi niedobrze, łazienka się wietrzy ale mnie zemdliło
-
hej, a mnie od jakiś 2 tyg strasznie boli kość łonowa ;/ najgorzej mam przy wstawaniu...gin mi kazał zrobić usg tej kości czy nie za bardzo się rozchodzi, ale mało która przychodnia nawet prywatna wykonuje takie usg i ide dopiero w pon...ciekawa jestem co mi wyjdzie, podobno jak rozejdzie się na więcej niż 2cm to trzeba cc;/
od jakiegoś czasu bolą mnie tez biodra i to tylko w nocy, ale podobno to normalne, pomaga mi choć trochę poduszka ciążowa, ale jak zaboli to musze wstawac bo leżeć się nie da... tez tak macie? -
India26 wrote:Ktoś wie jak tam poród Smeg? Jak się czują mama i maluszek?
Co do samego porodu - opiszę ze szczegółami, jeśli ktoś jest wrażliwy to proszę nie czytać Ale to pozytywna historia.
Jak już pisałam wcześniej, w piątek trafiłam na patologię ciąży w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku z powodu niereaktywnego KTG. Bujałam się z tym już ponad tydzień, kontrolując zapisy co kilka dni, bo każdy lekarz miał inną opinię i dwóch chciało mnie kłaść do szpitala, dwóch twierdziło że jest ok. W końcu opinia lekarzy z Medicoveru i na Izbie Przyjęć się pokryła i mnie zatrzymali na obserwację. Przez weekend w szpitalu wszystko było ok, zapisy wychodziły prawidłowo, pobrali mi przy okazji wymaz na GBS i w poniedziałek mieli mnie wypisać, ale rano wyszedł znowu niereaktywny. Zrobili mi tzw. test Manninga, czyli oprócz KTG dodatkowo ocenę stanu płodu na USG. Przepływy były prawidłowe, ale mała ruszyła się tylko dwa razy w czasie półgodzinnego badania, powtórka po zjedzeniu słodyczy też nic nie dała (mimo że dzień wcześniej szalała w brzuchu, nie zaniepokoiła mnie nigdy ilość ruchów dziecka w tej ciąży). Padła decyzja o wywołaniu porodu.
Lekarz zbadał mi jeszcze stan wód płodowych (dość boleśnie robiąc mi rozwarcie, bo wcześniej nie było żadnego) - na szczęście były czyste. Na noc przed porodem założono mi balonik na rozszerzenie szyjki, prawie od razu po założeniu zaczęły mi się lekkie skurcze. Dostałam też czopek Bisacodyl, ale już po samych skurczach mnie wcześniej czyściło, więc tylko dokończył robotę Próbowałam rozkręcić poród gorącym prysznicem, piłką i chodzeniem, ale doszłam do wniosku, że lepiej pójść spać i nabrać sił. Przez noc skurcze całkowicie ustały.
Następnego dnia poszłam na porodówkę, o 6 rano podłączono mi kroplówkę z oksytocyną i KTG. Od razu zaczęły się regularne skurcze. Miałam nadzieję, że po pół godzinie mnie odłączą od zapisu, ale nie podobał im się i musiałam być podłączona przez cały poród, a przez to leżeć. Radziłam sobie ze skurczami oddychaniem torem brzusznym - odruchowo miałam ochotę nie ruszać się przy skurczu, ale specjalnie oddychałam głęboko tak, żeby brzuch się unosił i bardzo mi to pomagało. Ok. 8 miałam pierwsze badanie rozwarcia, myślałam że balonik nie wypadł, ale jednak był już w pochwie i było rozwarcie na 3 cm. Przy badaniu chlusnęły mi wody - lekarka chyba specjalnie przebiła pęcherz płodowy. Ekipa cały czas bała się chyba wstrzymania akcji albo braku postępu. Niedługo później skurcze zaczęły być już na tyle bolesne, że ok. 9 zaczęłam przebąkiwać coś o znieczuleniu. Położna zaproponowała mi gaz, ale działał na mnie tylko przez chwilę - raz nawet zachciało mi się po nim śmiać, ale to chyba dlatego, że akurat mąż dojechał Poza tym wdychanie go głównie przeszkadzało mi w ustalonym rytmie oddychania.
Skurcze robiły się coraz częstsze i bardziej bolesne, poprosiłam o możliwość wstania z łóżka i położna pozwoliła mi poskakać na piłce tuż obok, tak żeby być cały czas podpięta pod KTG. Mąż przykleił mi TENS na plecy i wciskałam sobie guziczki, ale przy tych skurczach już niewiele pomagało i tym razem stanowczo poprosiłam o znieczulenie. Lekarka ostrzegła mnie, że akcja może stanąć albo tętno dziecka spadać i może skończyć się cesarką, ale w tamtym momencie to nie wydawała się taka zła opcja Obiecała że zbada mnie jeszcze za chwilę i jeśli będzie dobry postęp, zadzwoni po anestezjologa. Udało się, pani anestezjolog przyszła w momencie gdy miałam już 8 cm rozwarcia i skurcze tak częste, że martwiła się że nie zdąży mi się wkłuć pomiędzy nimi. Z jeden czy dwa skurcze musiałam przetrwać nieruchomo, nie sądziłam że dam radę, ale mąż mnie dobrze trzymał Znieczulenie miało zacząć działać po 10 minutach, ale nie wiem czy zdażyło, bo zaczęły mi się skurcze parte. Lekarki były zadowolone, że to dzięki niemu tak szybko szyjka puściła. Ja też byłam zdziwiona, że to już, widziałam jak zrobiło się trochę zamieszania i położne zaczęły przygotowywać narzędzia - była ok. 11:30. Położna powiedziała mi jak mam przeć - najpierw trochę na boku, żeby główka zeszła niżej, potem na plecach bez marnowania siły na krzyki :p
Pod sam koniec mała nagle zaczęła tracić tętno (spadło do chyba 60), więc na kolejnym skurczu mnie nacięto. Bolało jak diabli, a czytałam że niby nic nie czuć Dzięki temu szybko wyszła główka, chwilę potem barki, a reszta dziecka dosłownie chlusnęła - myślałam że dłużej będzie trwało to rodzenie. Natychmiast ją odpępniono żeby zbadać, na szczęście okazała się być w dobrym stanie, dostała 9 punktów. Dostałam ją na pierś, dzięki czemu trochę lepiej zniosłam szycie (dość bolesne mimo znieczulenia).
Ogólnie mój poród był kompletnym zaprzeczeniem tego, co sobie zaplanowałam - nawet nie wyjmowałam planu porodu. Chciałam naturalnie, aktywnie, a miałam prawie każdą procedurę medyczną. Mimo wszystko zaufałam lekarzom, którzy się mną zajmowali i cieszę się, że dmuchali na zimne. Niby wszystko było dobrze z dzieckiem, ale kto wie, co by się stało, gdyby nie podjęto decyzji o indukcji. Cóż, nie wszystko da się w życiu zaplanować Nie mam traumy, mogę rodzić kolejne dziecko, bo skoro po oksytocynie nie było tak najgorzej, to bez niej tym bardziej Obawiałam się, że będę rodzić 24 godziny jak moja mama mnie, więc 6 to dla mnie super wynik.
Zdecydowanie mogę polecić Szpital Wojewódzki, bo lekarze tam nie straszą na zapas, ale też nie czekają na boskie zmiłowanie gdy coś się dzieje. Pomoc laktacyjna mogłaby być trochę lepsza i jedzenie bardziej urozmaicone, ale do pozostałych aspektów opieki nie mogę się przyczepić. Wyszłyśmy po 2 dniach, po przeprowadzeniu wszystkich badań i upewnienia się, że z dzieckiem wszystko w porządku.gingera, Mika2009, Nieśmiała, BurzaHormonów, almaanies, India26, MałaMi88, E_w_c_i_a, pola89, kiti, madlene88, Dziobuś, patulla, Caro, dżdżownica, A może by..., Zuzia_2017, kaka470, AlicjaaA lubią tę wiadomość
Gdańsk, 31 l., kp -
Kochana gratulacje fajnie.ze wszystko dobrze. Nawet sie usmiechnelam jak pisałaś o planie porodu. Takich spraw jak sama.wiesz czesto nie da sie zaplanowac.podczas pierwszej ciąży też mialam plany ale życie zweryfikowalo. Przy porodzie z M. Tez wyglądało nie tak jak chcialam..teraz nic nie planuje...
Ja wczoraj byalam na wizycie. Oczywiscie obsuwa 3 godziny!!! Ale ktg ok bez skurczy, mala waży 2 kg nie wiem czy nie.za mało a ponoc przy cukrzycy dzieci sa wieksze. Teraz co.tydzien. mam chodzicwna ktg. Wizyta 8.10. Najlepsze bylo jak zapytałam gina o szyjke powiedzial ze jego juz szyjka nie interesuje bo teraz.dziecko i tak przezyje w razie porodu. A i odstawiam acard a w kolejny tydzien salbutamol lek na skurcze.Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 września 2017, 18:35
smeg lubi tę wiadomość
-
smeg wrote:Od wczoraj jesteśmy w domu, wszystko dobrze Gaba ma żółtaczkę fizjologiczną, ale ssie tyle, że mam nadzieję, że szybko jej przejdzie. Na szczęście do tej pory dobrze nam idzie karmienie piersią, nie dokarmiałam mm.
Co do samego porodu - opiszę ze szczegółami, jeśli ktoś jest wrażliwy to proszę nie czytać Ale to pozytywna historia.
Jak już pisałam wcześniej, w piątek trafiłam na patologię ciąży w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku z powodu niereaktywnego KTG. Bujałam się z tym już ponad tydzień, kontrolując zapisy co kilka dni, bo każdy lekarz miał inną opinię i dwóch chciało mnie kłaść do szpitala, dwóch twierdziło że jest ok. W końcu opinia lekarzy z Medicoveru i na Izbie Przyjęć się pokryła i mnie zatrzymali na obserwację. Przez weekend w szpitalu wszystko było ok, zapisy wychodziły prawidłowo, pobrali mi przy okazji wymaz na GBS i w poniedziałek mieli mnie wypisać, ale rano wyszedł znowu niereaktywny. Zrobili mi tzw. test Manninga, czyli oprócz KTG dodatkowo ocenę stanu płodu na USG. Przepływy były prawidłowe, ale mała ruszyła się tylko dwa razy w czasie półgodzinnego badania, powtórka po zjedzeniu słodyczy też nic nie dała (mimo że dzień wcześniej szalała w brzuchu, nie zaniepokoiła mnie nigdy ilość ruchów dziecka w tej ciąży). Padła decyzja o wywołaniu porodu.
Lekarz zbadał mi jeszcze stan wód płodowych (dość boleśnie robiąc mi rozwarcie, bo wcześniej nie było żadnego) - na szczęście były czyste. Na noc przed porodem założono mi balonik na rozszerzenie szyjki, prawie od razu po założeniu zaczęły mi się lekkie skurcze. Dostałam też czopek Bisacodyl, ale już po samych skurczach mnie wcześniej czyściło, więc tylko dokończył robotę Próbowałam rozkręcić poród gorącym prysznicem, piłką i chodzeniem, ale doszłam do wniosku, że lepiej pójść spać i nabrać sił. Przez noc skurcze całkowicie ustały.
Następnego dnia poszłam na porodówkę, o 6 rano podłączono mi kroplówkę z oksytocyną i KTG. Od razu zaczęły się regularne skurcze. Miałam nadzieję, że po pół godzinie mnie odłączą od zapisu, ale nie podobał im się i musiałam być podłączona przez cały poród, a przez to leżeć. Radziłam sobie ze skurczami oddychaniem torem brzusznym - odruchowo miałam ochotę nie ruszać się przy skurczu, ale specjalnie oddychałam głęboko tak, żeby brzuch się unosił i bardzo mi to pomagało. Ok. 8 miałam pierwsze badanie rozwarcia, myślałam że balonik nie wypadł, ale jednak był już w pochwie i było rozwarcie na 3 cm. Przy badaniu chlusnęły mi wody - lekarka chyba specjalnie przebiła pęcherz płodowy. Ekipa cały czas bała się chyba wstrzymania akcji albo braku postępu. Niedługo później skurcze zaczęły być już na tyle bolesne, że ok. 9 zaczęłam przebąkiwać coś o znieczuleniu. Położna zaproponowała mi gaz, ale działał na mnie tylko przez chwilę - raz nawet zachciało mi się po nim śmiać, ale to chyba dlatego, że akurat mąż dojechał Poza tym wdychanie go głównie przeszkadzało mi w ustalonym rytmie oddychania.
Skurcze robiły się coraz częstsze i bardziej bolesne, poprosiłam o możliwość wstania z łóżka i położna pozwoliła mi poskakać na piłce tuż obok, tak żeby być cały czas podpięta pod KTG. Mąż przykleił mi TENS na plecy i wciskałam sobie guziczki, ale przy tych skurczach już niewiele pomagało i tym razem stanowczo poprosiłam o znieczulenie. Lekarka ostrzegła mnie, że akcja może stanąć albo tętno dziecka spadać i może skończyć się cesarką, ale w tamtym momencie to nie wydawała się taka zła opcja Obiecała że zbada mnie jeszcze za chwilę i jeśli będzie dobry postęp, zadzwoni po anestezjologa. Udało się, pani anestezjolog przyszła w momencie gdy miałam już 8 cm rozwarcia i skurcze tak częste, że martwiła się że nie zdąży mi się wkłuć pomiędzy nimi. Z jeden czy dwa skurcze musiałam przetrwać nieruchomo, nie sądziłam że dam radę, ale mąż mnie dobrze trzymał Znieczulenie miało zacząć działać po 10 minutach, ale nie wiem czy zdażyło, bo zaczęły mi się skurcze parte. Lekarki były zadowolone, że to dzięki niemu tak szybko szyjka puściła. Ja też byłam zdziwiona, że to już, widziałam jak zrobiło się trochę zamieszania i położne zaczęły przygotowywać narzędzia - była ok. 11:30. Położna powiedziała mi jak mam przeć - najpierw trochę na boku, żeby główka zeszła niżej, potem na plecach bez marnowania siły na krzyki :p
Pod sam koniec mała nagle zaczęła tracić tętno (spadło do chyba 60), więc na kolejnym skurczu mnie nacięto. Bolało jak diabli, a czytałam że niby nic nie czuć Dzięki temu szybko wyszła główka, chwilę potem barki, a reszta dziecka dosłownie chlusnęła - myślałam że dłużej będzie trwało to rodzenie. Natychmiast ją odpępniono żeby zbadać, na szczęście okazała się być w dobrym stanie, dostała 9 punktów. Dostałam ją na pierś, dzięki czemu trochę lepiej zniosłam szycie (dość bolesne mimo znieczulenia).
Ogólnie mój poród był kompletnym zaprzeczeniem tego, co sobie zaplanowałam - nawet nie wyjmowałam planu porodu. Chciałam naturalnie, aktywnie, a miałam prawie każdą procedurę medyczną. Mimo wszystko zaufałam lekarzom, którzy się mną zajmowali i cieszę się, że dmuchali na zimne. Niby wszystko było dobrze z dzieckiem, ale kto wie, co by się stało, gdyby nie podjęto decyzji o indukcji. Cóż, nie wszystko da się w życiu zaplanować Nie mam traumy, mogę rodzić kolejne dziecko, bo skoro po oksytocynie nie było tak najgorzej, to bez niej tym bardziej Obawiałam się, że będę rodzić 24 godziny jak moja mama mnie, więc 6 to dla mnie super wynik.
Zdecydowanie mogę polecić Szpital Wojewódzki, bo lekarze tam nie straszą na zapas, ale też nie czekają na boskie zmiłowanie gdy coś się dzieje. Pomoc laktacyjna mogłaby być trochę lepsza i jedzenie bardziej urozmaicone, ale do pozostałych aspektów opieki nie mogę się przyczepić. Wyszłyśmy po 2 dniach, po przeprowadzeniu wszystkich badań i upewnienia się, że z dzieckiem wszystko w porządku.smeg lubi tę wiadomość
-
Mamusiom gratuluje, a ja witam sie w kolejnym tygodniu pije kawke zaraz ide robic jakies sniadanko. rani bylam z psem a maz pojechal na grzyby hehe mam nadzieje ze cos znajdzie i przejdzie mu to parcie na nie milego dnia!
pola89 lubi tę wiadomość
-
Czekajaca ale z Ciebie ranny ptaszek. Ja sie.jeszcze w łóżku wyleguje, poki Maja śpi ale zaraz.prysznic śniadanko i trochę porządków nas czeka. We wtorek ma przyjść do mnie pani do sprzatania i muszę dom ogarnąć - haha bo.pani ma myć okna ale na poddaszu sie do.nich nie.dostanie. taki burdelnik mi sie.zrobił ....
Wiadomość wyedytowana przez autora: 17 września 2017, 08:35