Znowu nie mogę spać... dziś od 4 przewracam się z boku na boku... może uda mi się jeszcze zasnąć na godzinkę. Zaczynam się stresować - pokój dla dziecka jeszcze nie urządzony, nie mam łóżeczka, wózka ani wanienki... Wpadam w lekką paniką. A wszystko przez to, że w środę zadzwoniła do mnie położna. Zapytała co słychać i dlaczego nie chodzimy do szkoły rodzenia... No więc poszłam. Był akurat wykłada o baby bluesie po porodzie i jak bumerang wróciło wszystko sprzed 12 lat. Uczucia, troski - to wszystko z czym wiąże się połóg i poród. Nie zrozumcie mnie źle - to nie było traumatyczne przeżycie, ale ... nie było też sielankowo i różowo jak w telewizyjnych reklamach czy filmach. Urodziłam bardzo szybko (zaledwie w trzy godziny po przyjeździe do szpitala, a przyjechałam nie mając skurczy ani nie odeszły mi wody płodowe po prostu zszedł czop po prostu mama wybierała się do pracy, więc mnie i męża wcześniej podrzuciła do szpitala - proza życia, było to wygodne rozwiązanie ). Wszyscy byli tym zaskoczeni - łącznie z położnymi. Sęk w tym, że później miałam problemy ze wstaniem (mdlałam nawet próbując usiąść), pęcherzem (po tygodniu potrzebne było cewnikowanie), no i karmieniem syna piersią. Tak boję się powtórki! Pamiętam, że normalnie usiąść dałam radę dopiero ... dwa tygodnie po porodzie. Ale najbardziej przypomniałam sobie ten strach jaki towarzyszył mi kiedy urodził się mój syn - czy na pewno wszystko dobrze zrobiłam, czy będę dobrą mamą, dlaczego on płacze - czy to przez to, że coś zjadłam, czy to moja wina ....I teraz te uczucia wróciły. Bo wydaje mi się, że już zapomniałam jak się pielęgnuje noworodka. Synowi jak był mały przemywałam oczy rumiankiem, nie wiem czy teraz też się tak robi czy to już jest passe, a może to czynnoość niepotrzebna, niezdrowa... I setki pytań - na które przecież nie ma dobrych odpowiedzi. Czy kupić wiaderko do kąpania czy lepsza jest wanienka? I jaki ręcznik - bawełniany, bambusowy, z bawełny egipskiej czy może frotte? Zapomniałam nawet jakich kosmetyków używałam - czy było coś poza żelami myjącymi, oliwką, rumiankiem i spirytusem do pępka (tak już wiem, że jest octisept czy jakoś tak)? I tak mam kołowrotek myśli w głowie, a mój M mówi tylko spokojnie, że będzie dobrze. Chyba wybiorę się do koleżanki w porze kąpania jej córki...nie pogardzi dodatkową parą rąk, a ja może będę spać spokojniej
Wczorajsza wizyta u lekarza udana. Wyniki morfologii i moczu idealne, wręcz książkowe. Jedynie ciśnienie szwankuje 140/80 (lekarz kazał się badać, bo to górna granica normy). Maluszek za to rośnie jak na drożdżach - waży już 1,3 kg Fikał podczas USG i walił mamę rączkami (chyba będzie z niego bokser ). Z największych strachów - waga okazała się nawet łaskawa. W miesiąc przybrałam 1 kg, co daje w sumie przez cały czas 9 kg (dużo, ale co poradzić?). Szyjka długa, choć maluch jest już ustawiony głową w dół - nie zapowiada się więc wcześniejszy poród Jutro wybieram się do Krakowa - starszy syn musi pojechać na badania do przychodni, więc zostaniemy na dwa dni. Dla mnie jest to okazja do zakupów Wybrałam już i kupiłam koszulę do porodu (cena kosmiczna, ale bardzo chciałam taką mieć), brakuje mi jednak koszul do spania, szlafroka i bielizny (nie pisząc nawet o nieskompletowanej wyprawce dla malucha... ) rzeczy dla bobasa muszą poczekać na koniec remontu sypialni, choć nie wiadomo kiedy on nastąpi, bo ekipa remontowa jeszcze nie uzgodniła z nami terminu . Także póki co wielkie zakupy jedynie dla mamy zaczynamy od jutra i pojutrza.
No dobrze, więc napiszę to oficjalnie - zaczynam świrować. Najchętniej wykupiłabym pół sklepów (zwłaszcza z pościelami, ręcznikami, kocykami i innymi rzeczami) - w efekcie - na nic nie mogę się zdecydować! Co już mam? Ubranka (tych mam mnóstwo od 56-68, bo mam rzeczy jeszcze po starszym synu), huśtawkę (taką od narodzin), matę edukacyjną (mąż wygrał), kołyskę, buciki (nie mogłam się oprzeć), trzy pieluchy (były w trójpaku muslinowe, nawet fajne), ręcznik z kapturkiem (potrzebuje jeszcze jeden), torbę na rzeczy dla dziecka do wózka, kocyki (jeden ciepły, drugi lekki plus poduszeczki jako komplety), pościel (3 prześcieradła i poszewki na kołdrę i poduszkę, jeden śpiworek, choć jeszcze nie doszedł), rożek, jeden ochraniacz na łóżeczko. Prócz tego dwie koszule do karmienia, jedną sukienkę do porodu (jak szaleć to szaleć ), nowy szlafrok (z bawełny lekki, w szafie jest też szary ciepły), koszulkę do karmienia i wkładki laktacyjne (wygrałam w konkursie)... to chyba wszystko... Brakuje najważniejszych - wózka, łóżeczka, komody, przewijaka... Mam też chyba za mało body (ale na to muszę dokładnie spojrzeć), pieluszek (wiem to nie jest dramat) i trzeba będzie kupić kosmetyki, środki do czystości... ale to chyba dopiero po remoncie. Na razie jak ta sroczka - patrzę w ścianę i myślę jaki kolor wybrać na ściany...
Wczoraj ze starszym synem poszliśmy do ortodonty. Okazało się, że z jego zębami nie jest najlepiej. Potrzebuje na "już" aparatu stałego na zęby. Niestety - górę i dół. Jestem załamana. Tak jak syn boję się, że będą się w szkole z niego śmiać, żartować... Musi teraz dokładnie myć zęby, a z tym u niego na bakier. Przepłakałam pół dnia... M próbował mnie uspokajać, ale ... jakoś tak hormony robią chyba swoje. Oczywiście za to "narzędzie tortur" trzeba zapłacić. I to nie mało. Na dobry wózek z fotelikiem by starczyło i jeszcze zostało... Nie wiem jak my to wszystko uciągniemy - wyprawkę, aparaty... Bez aparatu się stresowałam teraz myślę, że z oszczędności zejdziemy do zera! Oby tylko to - bo pewnie trzeba będzie także wziąć kolejny kredyt. I to jest dla mnie przerażająca wiadomość. W końcu moje zarobki spadną o 20 proc. Musimy zaciskać pasa, a ja chyba nie wiem jak. Babcie jakoś naszymi problemami się nie przejęły - zero info, że pomogą, dorzucą się, że mogą coś kupić... No cóż zawsze tak jest. Mają kasę, ale dzielić się nią nie lubią (teściowa prędzej, ale moi to ewentualnie 10 jajek nam dadzą i obiad). Z pozytywów byłam tak roztrojona, że zaczęliśmy z mężem sprzątać. "Ogruzowaliśmy" sypialnię zyskując dwie półki w szafie i trzy szuflady w komodzie. Brawo my! Stare ciuchy wreszcie trafiły do kontenerów... Muszę też napisać o moim M. Wiele kobiet się skarży w pamiętników na swoich mężczyzn. Ja nie mam właściwie na co - jest moją ostoją i spokojem. Teraz też jest dla mnie ogromnym wsparciem. Naprawdę. Do moich lęków podchodzi z uśmiechem i zrozumieniem. Zawsze mnie pociesza, przytula, choćby moje lęki były bardzo najbardziej absurdalne. W pracach domowych jest niezastąpiony - jeśli tylko powiem, że mam ochotę na zupę od razu biegnie i ją gotuje, ani razu chyba w ciąży nie odkurzałam... A wczoraj... oglądał ze mną na necie filmiki o tummy tubs. Wsysło go na amen. Teraz chce zapytać o rady położną... Chyba tylko dzięki niemu jeszcze nie zbizikowałam
wciąż myślę o finansach - głupia jestem... w końcu to nie one są najważniejsze, a dzieci. Tylko by były zdrowe. Aparat starszemu ściągną na 14 urodziny - akurat aby zaczął chodzić na pierwsze randki i iść z równymi ząbkami do liceum W końcu to nie żaden dramat - nawet gwiazdy noszą aparaty na zęby (chyba dla szpanu)... Strasznie matkuję synowi... Mój M uważa, że za bardzo. Kiedyś był bardziej samodzielny, a teraz jestem niczym kwoka nad nim. Non stop go usprawiedliwiam, rozczulam się nad nim itd... Trudno jest wychować syna - tak, aby był męski, opiekuńczy, a przy tym samodzielny, dobrze poukładany. A teraz do niego dołączy brat. Ciekawe jak to będzie. Zaczynam o tym myśleć - czy nowy członek rodziny to będzie wyzwanie? Czy będzie tak spokojny jak starszy syn? A może będzie cierpiał na kolki? Czy czekają nas bezsenne noce? Czy uda mi się karmić piersią (to moje marzenie)? Czy będzie rozwijał się prawidłowo? Czy będzie wysoki (mój syn obecnie mierzy już ok. 158 cm a nie skończył jeszcze 12 lat (buty nosi rozm. 40)? Czy urodzi się z włoskami? Czy pies zaakceptuje dziecko? Czy będzie o niego zazdrosny? I jak wyglądać będzie relacja między braćmi? Czy się pokochają? Czy będą podobni? Za dużo pytań, a odpowiedzi wciąż brak....
wciąż myślę o finansach - głupia jestem... w końcu to nie one są najważniejsze, a dzieci. Tylko by były zdrowe. Aparat starszemu ściągną na 14 urodziny - akurat aby zaczął chodzić na pierwsze randki i iść z równymi ząbkami do liceum W końcu to nie żaden dramat - nawet gwiazdy noszą aparaty na zęby (chyba dla szpanu)... Strasznie matkuję synowi... Mój M uważa, że za bardzo. Kiedyś był bardziej samodzielny, a teraz jestem niczym kwoka nad nim. Non stop go usprawiedliwiam, rozczulam się nad nim itd... Trudno jest wychować syna - tak, aby był męski, opiekuńczy, a przy tym samodzielny, dobrze poukładany. A teraz do niego dołączy brat. Ciekawe jak to będzie. Zaczynam o tym myśleć - czy nowy członek rodziny to będzie wyzwanie? Czy będzie tak spokojny jak starszy syn? A może będzie cierpiał na kolki? Czy czekają nas bezsenne noce? Czy uda mi się karmić piersią (to moje marzenie)? Czy będzie rozwijał się prawidłowo? Czy będzie wysoki (mój syn obecnie mierzy już ok. 158 cm a nie skończył jeszcze 12 lat (buty nosi rozm. 40)? Czy urodzi się z włoskami? Czy pies zaakceptuje dziecko? Czy będzie o niego zazdrosny? I jak wyglądać będzie relacja między braćmi? Czy się pokochają? Czy będą podobni? Za dużo pytań, a odpowiedzi wciąż brak....
Co u nas? Hm... Aż niemożliwe. Tak szybko, a ja już jestem w ósmym miesiącu ciąży! Czuję się dobrze, choć wczoraj nie było fajnie. Chyba za późno zjadłam śniadanie - w efekcie ranek spędziłam nad toaletą. Straszne mdłości niemal przez pół dnia. Dziś obudziłam się znów ze strachem. Za tydzień zaczynamy remont sypialni, w którym miejsce ma mieć również synuś. Będę wtedy w 32 tygodniu ciąży, a mam nadzieję, że nowy kolor na ścianie i gładzie będą gotowe gdy będę w 34 tygodniu ciąży. Potem zakupy - łóżeczko i komoda. I tu rodzi się pytanie - czy zdążymy ze wszystkim? Ja na czas remontu wyprowadzam się z mieszkania do domu rodziców (ok. 40 minut autem od naszej miejscowości). Zastanawiam się czy już nie zacząć zakupów dla malucha (choćby pieluszki, kosmetyki itd) i dla mnie (np. staników do karmienia - których mam w liczbie zero... Myślicie sobie co to za problem kupić stanik? Ano jak się ma biust 85g to okazuje się, że jest to nie lada wyzwanie). Z plusów - na szkole rodzenia oglądaliśmy kąpiel noworodka (3 tygodniowego bobaska - był uroczy!!!) w wiaderku tummy tubs. Strasznie mi się podobało. Serio! Położna robiła to nie spiesząc się z taką delikatnością i czułością do dziecka. Zaczęła od masażu oliweczką (fajna sprawa uczyła nas go krok po kroku), a dopiero później kąpiel. I to wycieranie ręcznikiem (przy starszym spieszyliśmy się z tą czynnością, aby dziecku nie było zimno), a ona tuliła go w ręczniczku i pieluszce kilka minut zanim nie wyschnął i nie było mu ciepło... Poczułam się spokojniejsza - już wiem co robić Z minusów - zaniedbała trochę dietę - po prostu nie chce mi się gotować Pewnie odbije się to na wadze
na początku ciąży czas się dłuży - czekamy z niecierpliwością na ustąpienie mdłości, pojawienie się brzuszka, skończenie pierwszego trymestru czy pierwsze ruchy maluszka. Potem czas niestety galopuje. Tak przynajmniej było ze mną. Jak ja nie mogłam się doczekać, a teraz... chyba nie jestem gotowa na poród. Co dzień mówię do maluszka, aby siedział tam jak na dłużej. Sypialnia nie gotowa (dopiero za kilka dni wchodzą malarze), wyprawka nie skompletowana (ta lista nie ma końca...), a problemy zaczynają się mnożyć. Jak to jest, że planują ciąże byłam tak wielką optymistką - a teraz... jej... właśnie uspokoiłam się po tym jak okazało się, że starszy syn potrzebuje aparatu ortodontycznego na już (ok. 2400 zł), a rachunki dla młodego nie mają końca (ok. 2 tys. zł remont, 2 tys. zł wózek, komoda 850 zł, łóżeczko 450 zł, materac 200 zł, przewijak 150 zł.... nie licząc drobiazgów jak kosmetyki, wanienka, pieluszki, pampersy, staniki dla mnie i inne) . Do tego doszło zmiana regulaminu wynagrodzenia i daty wypłaty (z ostatniego dnia na 10-ty - niby nic, ale jak się ma 200 zł na koncie to jakoś kolejne 10 dni bez kasy jest mi wybitnie nie na rękę...)! To dziś dobił mnie rachunek za wodę. Normalnie raz na pół roku dopłacamy ok. 200 zł (czynsz za nasze M4 wynosi już 620 zł), a teraz przyszło 700 zł... tak właśnie teraz na dwa m-ce przed urodzeniem dziecka i na kilka dni przed remontem, założeniem aparatu.... Po prostu to chyba nie mój rok. Ciąża daje mi też sporo w kość - zasypiam popołudniami, miewam mdłości, a po kilku krokach mam dość wszystkiego. Normalnie powiedziałabym bobasku jeszcze chwilę i się widzimy, ale teraz mam ochotę krzyczeć siedź tam jak najdłużej zanim rodzice nie uporają się ze wszystkimi kłodami jakie los chce nam pod nogi rzucić... Oszz... ale pesymistyczny wpis. Wiem narzekam strasznie - ale taka jestem, siedzę, liczę, kalkuluję, martwię się, przeglądam z każdej strony rachunki, myślą jak oszczędzić. W nd pokłóciłam się o to z mężem - on jest takim trochę niebieskim ptakiem - kasa... pfff... jakoś to będzie, wyprawka wszystko kupimy nie martw się... I tak wyliczyłam mu, że ostatnio w ciągu miesiąca wydał co najmniej 300 zł na przyjemności, a ja od półtora roku nie byłam u fryzjera, z ciuchami nie szalałam (wydałam ok. 100 zł na ubrania ciążowe i 30 zł na bluzkę - w ciągu 8 m-cy) i naprawdę nie pamiętam kiedy kupiłam sobie coś dla siebie. Obiecał, że się zmieni, ale tak jest zawsze - on obiecuje, a ja siedzę z kalkulatorem .. czasem chciałabym mieć trochę jego luzu Tylko jak to zrobić?
A' propo komentarzy (nie wiem dlaczego dodało mi do wpisu zamiast komentarz) - u nas niestety szpeci stara tapeta, która trzeba zedrzeć gładzie zrobić i potem malowanie... także tydzień jak nie więcej prac, do których my się raczej nie nadajemy ... komodę wybrałam taka dużą z Ikei z sześcioma szufladami, aby wszystko pomieściła stąd taka cena. Sypialnia, która połączona będzie z kącikiem maluszka ma w sumie nieco ponad 12 mkw - także nieco miejsca jest. Planujemy dać komodę i łóżeczko z przewijakiem (oba meble białe) - kolory szare na ścianach, nasze meble - duże łózko, szafa i komoda to drewno bodajże orzech.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 stycznia 2018, 18:05
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 stycznia 2018, 21:23
Odpoczęłam. Od złych emocji, stresu, zmartwień... Serio. W piątek pojechałam na wieś do rodziców zostawiając męża z remontem sypialni. I wyszło mi to na dobre. Rodzice nas rozpieszczają - co dzień ugotowany obiadek, zakupy zrobione, zero zmartwień o pieniądze - oni wszystko kupują . Co dzień uczę się też ze starszym synem - staram się być konsekwentna, za te problemy w szkole ma do nadrobienia sporo nauki, więc co dzień uczy się rozdziału książki z przyrody, rozwiązuje dwie strony ćwiczeń z historii, ma też nieco rachunków i czyta lekturę (po jednym rozdziale). W przyszłym tygodniu zabierzemy się za język angielski. Wczoraj byłam u okulisty - mam sporą wadę wzroku, więc wolałam się upewnić że mogę rodzić naturalnie. Kolejka... po prostu mega długa. Miałam na 10.10 siedziałam w poczekalni ponad półtorej godziny. Wszystko hołduje się zasadzie - kto pierwszy ten lepszy... większość ludzi przychodzi o godzinie o której lekarz zaczyna przyjmowanie (niezależnie od umówionej godziny), rejestratorka daje karty lekarzowi w kolejności przyjścia. I tak przesiedziałam półtorej godziny, bo zarejestrowałam się przedostatnia... ta... maluch w brzuchu wariował, ja nie mogłam prosto usiedzieć, a od kropli kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze. Starałam się nie narzekać - średnia wieku u okulisty to 70 plus (a to i tak zawyżam wiek pacjentów...). Dramat. No ale mam to z głowy - rodzić mogę, choć mam - zdaniem lekarza - naciągniętą i cienką siatkówkę...(tak to ta część oka, która może się odkleić podczas porodu i wywołać ślepotę). Z nowości - przestałam martwić się o kasę. Mama kupiła mi firanki i zasłony do nowo remontowej sypialni - moim zdaniem śliczne (niecałe 100 zł za wszystko, więc nie jakaś astronomiczna kwota). W weekend jedziemy z mamą do Ikei (mój mąż wciąż nie ma prawka) po komodę, jakieś drobiazgi (są świetne pojemniczki i kosz zawieszany na łóżeczku - chciałabym sobie to wziąć). Co jeszcze? Kupiłam od przyjaciółki kołyskę - także dzidzia ma gdzie spać jakby się wcześniej u nas pojawiła Braki wyprawkowe jeszcze spore, ale nadrabiam na spokojnie analizując każdy zakup (ostatnio przez 5 godzin myślałam o pieluchach - jakie wybrać - tetrę, muślin, bambus czy flanelę - w końcu nie kupiłam nic). No nic ... wracam do leniuchowania - jakiś serial, nauka z synem, później obiad i może shoppping Prawda że fajne mam plany ?
Już po remoncie... jutro wracam do domku sporo rzeczy kupiłam naszemu syneczkowi - ma już kołyske, komode, mnóstwo ciuszków i drobiazgi - pieluchy, chusteczki jednorazowe, ręczniki, kilka kosmetyków... jakoś wszystko się poukładało, choć dzisiaj nie miałam najlepszego dnia. Spadłam. Upadłam. Straciłam na chwilę równowagę. Wyszłam od lekarza, który sprawdzał czy nie mam kamieni nerkowym. Na parkingu z takich malutkich kamyków upadlam.. Spadłam na ręce, kolana. Chroniłam brzuch, ale najadłam się sporo strachu - maluch sięrusza, mam tylko pocharatane ręce... w poniedziałek idę do lekarza. Mam nadzieję, że wszystko w porządku...
Byłam dziś u lekarza. Maluch waży ok. 2,1 kg Wszystko z nim w porządku Także mój upadek nic mu nie zrobił. I jeszcze jedna dobra nowina - od miesiąca nic nie utyłam! Zero! Normalnie szok... zwłaszcza, że puchną mi stopy, mam zatwardzenia, więc myślałam że waga będzie szaleć... A tu taka niespodzianka. Z nowin - mam skurcze. Dziś były dość silne i trwały ok. 20 minut. Później spokój. Lekarz mówił, że szyjka jest długa (dziś bolało podczas badania - nie wiem dlaczego) i nic nie wskazuje na poród przed czasem... Z ciążowych dolegliwości doszły też bóle kręgosłupa... Ale ogólnie nie jest źle - oszczędzam się jak mogę (choć mąż mógłby więcej sprzątać, bo po remoncie mamy sajgon...), mam nieco energii i chęci do życia. Maluchu siedź w brzuszku jak najdłużej
Dziś przeczytałam rodzisz za 46 dni... wciąż wydaje mi się to dziwne i abstrakcyjne. Wczoraj M skręcił łóżeczko i przewijak (wybraliśmy marki woodies - nawet fajne) i ukończyliśmy kurs szkoły rodzenia Co nam jeszcze brakuje do zakończenia akcji wyprawka? Otóż wózka z fotelikiem (wybrałam 3 w 1 marki joie mytrax) - czekamy na 13-nastkę z zakupem, wkładek poporodowych dla mnie (chciałabym Molimed firmy Hartman, ale nigdzie nie mogę ich znaleźć - poza netem, ale tam dochodzi koszt wysyłki...), klapek pod prysznic (moje są już stare i brzydkie), majtek poporodowych (nie wiem które wziąć), środków do prania (Yelp jest okrutnie drogi, ale przy pierwszym używałam właśnie jego), pampersów, szczotki do włosów i do zębów, nożyczek do paznokci, aspiratorka do noska, jakiś zabawek (gryzaczków, książeczek), ochraniacza na materac, płynu do mycia dziecięcia (mam kilkanaście butelek próbek ). Jak widać lista jest już króciutka... Jak będę miała kiedyś chwilkę zrobię Wam listę rzeczy którą kupiłam ... a jest tego sporo. Z rzeczy które bym jeszcze chciała to półeczki białe w kształcie domków, pieluchy bambusowe (taki luksus), piękny otulacz, dzianinowy kocyk i misia whisbear, żyrafa Sophie... ale tę listę zostawiam jako prezenty a co - może babcie albo znajomi nam coś kupią
Czuję się praktycznie cały czas zmęczona. Od kilku dni nie wychodzę z domu. Do 13-14 leżę sobie w łóżku - nie chce mi się gotować (wczoraj zamówiłam pizzę). Boli mnie kręgosłup (szczególnie dolna jego część) i czuję się nie zdarna. Nie zliczę nawet razy kiedy coś mi upadło na podłogę, kiedy się ubrudziłam (wszystko ląduje na brzuchu- który o dziwo nie rośnie w tak ekspresowym tempie jak w drugim trymestrze) i ile razy uderzyłam się o wystające przedmioty czy kanty np. łóżka czy szafki. Tak sobie wyobrażałam ostatnie tygodnie, choć po udanych tygodniach (zakupowy szał, non stop gdzieś jeździłam czy łaziłam) miałam wrażanie że będę miała znacznie więcej energii i sił. No trudno - może mi minie i dziś ruszę się na jakieś zakupy (lodówka świeci pustkami...). Jestem spokojniejsza od kiedy wiem, że większość wyprawkowych spraw jest zapięta na ostatni guzik (kupiłam pampersy, majtki do porodu, choć tylko 2 sztuki oraz wkładki poporodowe). A dzidzia? Cóż jakby się uspokoił - rusza się nieco mniej niż dawniej, choć co dzień kopniakami daje znać, że wszystko jest Ok. Pozostaje czekać aż w końcu go poznamy
Wczoraj byłam na zakupach. Takiego buca jak w tym sklepie już dawno nie spotkałam... Nigdy nie domagałam się specjalnych przywilejów dla ciężarnych. Grzecznie czekam na badania czy w sklepie w kolejce (no dobra raz w Rossmannie przed świętami się wepchnęłam - była okropna kolejka, a mnie znów chciało się iść do łazienki), ale uznałam, że to przesada. Zrobiłam spokojnie zakupy - od czasu do czasu oddychając głośniej, bo chwytają mnie skurcze. Do kasy była kolejka, ale pomyślałam - wyszłam z domu - dam radę. Przede mną były jeszcze trzy osoby, gdy za mną stanął jakiś facet. Oczywiście zapytał czy go nie przepuszczę, bo on ma tylko kilka rzeczy, a ja pół koszyka (choć oczywiście przesadził). Popatrzyłam na niego spod byka - really? Nie dość, że nikt dotychczas nie był uprzejmy mnie przepuścić w kolejce to ja mam kogoś puścić i to będąc w ciąży?! Jakbym stanie w kolejce było dla mnie przyjemnością, relaksem... jakbym nie była w połowie 8 miesiąca, nie puchły mi nogi, nie bolał kręgosłup i nie chciałabym się jak najszybciej położyć. Byłam wkurzona... bo przecież nie będę facetowi wszystkiego opowiadać, mówić, że mi też się spieszy, bo zaraz M kończy pracę,a syn szkołę. Że też mam dość... Ale to nic - mężczyzna uznał, że w takim razie on nie potrzebuje zakupów, odłożył wszystko koło lady, a następnie próbując przejść popchnął i przycisnął mnie do wózka!! Rzucił przepraszam, a ja poczułam się okropnie... nie potrafię przecież wciągnąć brzucha gdyby dał mi czas przepuściłam go! Najgorszy był strach o dziecko - mi się nic nie stało, ale przycisnął mnie za mocno do wózka... nikt oczywiście nie zareagował!I tak ostatnim czasy uważam, że wychodzenie z domu jest dla mnie kłopotliwe - muszę uważać, aby się nie przewrócić (już to w końcu zrobiłam) i aby mnie nikt nie staranował (o to znacznie trudniej!).
Czuję się jak pełnoetatowa mamuśka - mam wrażenie, że starszy syn niemal nieustannie potrzebuje mojej opieki. Non stop chodzę za nim i pytam - umyłeś zęby? posprzątałeś w pokoju? Masz jakieś zadanie domowe? Spakowałeś się do szkoły? Masz jakieś sprawdziany? Kiedy poprawiasz przyrodę/angielski/niemiecki (niepotrzebne skreślić)? Umyłeś się mydłem? Do tego dochodzi oczywiście młodszy synuś w brzuszku... on też potrzebuje troski - dobrego obiadku, witamin, zakupów wyprawkowych, no i odpoczynku To już za miesiąc moje życie zmieni się do góry nogami - boję się tego... skoro już czasem nie wyrabiam (emocje na starszego sięgnęły wczoraj zenitu kiedy uczyliśmy się 4 stron podręcznika historii aż 4 godziny!!! I to powtarzając materiał, który opanowywaliśmy w zeszłym tygodniu....)! to jak to będzie kiedy w domu pojawi się niemowlak? W dodatku high needed, który też jak starszy będzie potrzebował uwagi i troski.... Czy dam rady uczyć się przyrody, pomóc odrobić zadanie po nieprzespanej nocy? Albo z płaczącym dzieckiem na rękach? A przecież nie mogę starszemu powiedzieć - sorry, ale Twój brat mnie bardziej potrzebuje...
Dzień zaczął się nawet przyjemnie - byłam u fryzjera (od półtora roku nawet nie przycinałam końcówek ), pogadałam sobie, poplotkowałam... ale w drodze do domu zaczął mnie dziwnie boleć brzuch. Przy wstawaniu i chodzeniu ból się nasilał. Był tak intensywny, że w pewnym momencie nie potrafiłam się wyprostować gdy chciałam iść do toalety... Dopiero teraz, wieczorem dolegliwości ustąpiły... nie wiem czy to brzuch schodzi nieco w dół czy maluch podrażnił mi jakieś nerw czy gdzieś uciskał. Czułam po prostu ciągnienie w dół i ból (w okolicy linii bikini)... Czy któraś tak miała? Jak leżałam było ok, choć czułam się ciężko i zmiana pozycji była kłopotliwa. Teraz znów na wieczór mam zatwardzenie, czuję, że jelita są pełne, ale pomaga mi tylko kawa (na noc się jej na pewno nie napiję), a próbowałam i kiwi, maślankę, kefir, śliwki czy ziarna oraz otręby.... No nic pozostaje czekać do rozwiązania... w końcu to już za miesiąc...
Czas zaczyna się jakby wydłużać - jakby non stop leżała w łóżku... wyprawka niemal skompletowana, dom przygotowany... nie ma co robić. CZytam, oglądam, leżę - to cały mój dzień. Szybko i zarazem wolno leci. Myśli nieustannie krążą do porodu i czasu po porodzie. Boję się. Przed zajściem w ciąży się nie bałam - teraz tak. Boję się, że coś mi się stanie, że dziecko nie przeżyje albo będzie chore... Wiem - nie mam podstaw, do tej pory wszystko książkowo, ale... wiecie jak to jest. W dodatku non stop puchną mi palce u dłoni. W nocy budzę się i nie mogę zacisnąć pięści - tylko tak do połowy, dopiero jak rozruszam się bardziej ból ustępuje, ręce cierpną mi nawet jak tylko trzymam komórkę i czytam newsy... Dziś lekarz - no i zmora wszystkich ciężarnych - waga. Muszę o tych rękach powiedzieć... Mam nadzieję, że dzidzia zdrowa i rośnie jak na drożdżach (w przeciwieństwie do brzucha, który jakby stoi w miejscu)... Achh... po porodzie i tak będę będę wspominać ten czas z rozrzewnieniem....