czas przyspiesza niebezpiecznie. Jak mi się dłużyło jeszcze niedawno, tak teraz mam wrażenie, że czas leci na łeb na szyje! Nie jestem gotowa. Tzn, jestem w sensie, że poprane, urządzone, na Leośka wszystko już czeka, ale to nie idzie w parze z przygotowaniem psychicznym.
Co trzeba w sobie 'poprasować i przygotować' żeby być gotowym????
Wczoraj były kuzynki i kuzyn. Posiedziały <kuzyn spał>, pozacieszały jak im przyłożyłam ręke do brzucha w czasie kiedy młody miał czkawkę. Leo zaszczycił je też wiekszymi wygibasami widocznymi przez bluzkę. A ich zdziwienie w tym czasie było przepiękne i zupełnie serio zadane pytanie: "To on!!!!???", juz chciałam powiedzieć: "nie to ja sobie tak jelita wypycham". Urocze, takie to dla nich nowe i niecodzienne
Z objawów ciążowych doszła zgaga taaaaak, w dzień to jeszcze nic zajmę się czymś i zapominam, w nocy za to, np. dziś po łyku wody, rozpalił się ogień w moim przełyku. Ale zanotowałam fakt, potem mnie zalało i jak to zwykle bywa w róznych przypadłościach nieprzyjamnych, typu bóle i nie bóle, zasnęłam aby sprawę przespać. Czy prześpię poród??? Nie zdziwiłabym się, gdybym nie miała problemu z zaśnięciem między skurczami.
Są sprawy trzy jeszcze:
1. Torba. Oczywiście nadal nie spakowana. Trzyma się mnie myślenie magiczne, że jak juz będzie spakowana to przegwizdane. Poza tym jedną z moich 2 torb będzie mój magiczny plecak, który był ze mną w różnych miejscach na świecie i musze go wyprać, więc przyjnajmniej mam sensowną wymówkę.
2. Zmieniliśmy szpital. Nigdy w nim nie byliśmy i musimy urządzić sobie wycieczkę chociażby na parking, także to chyba jest plan na jutro. Co z tego wyjdzie zobaczymy.
3. PLAN PORODU. To jest dopiero sprawa, która jest prawdziwie poważna, lub na równi poważna co torba i silnie powiązana z tym, że psychicznie gotowa nie jestem jeszcze. Jak pisac o czymś do czego sie nie jest za bardzo przekonanym w ogóle? A może to jest ten punkt, którego realizacja pozwoli się trochę bardziej 'poprasować i przygotować'. Zacznę ralizację w poniedziałek i zobaczę.
A z punktów do realizacji na dziś:
-kupić szlafrok
-posegregowac na rozmiary rzeczy młodego i poukładac w komodzie.
-koniec.
<aleeeeeee lista huhu długa jak nie wiem, czuję sie jak w czasie nauki do egzaminu, kiedy to wszystko jest bardzo ważne oprócz samej nauki, dawno tak nie prokrastynowałam>
W związku z tym dziś znów mam gościa
Aaaaaaaa i czekam z niecierpliwością na wieści od kumpeli, która termin ma na dwa tygodnie przede mną. A że to juz jej drugie dziecko liczy, że akcja rozwinie się na dniach więc siedze jak na szpilkach i czekam na wieści. Leoncjiusz będzie miał super rówiesnika
A druga historia jest taka, że mojej najlepszej przyjaciółce też się udało, to na razie począteczek bo jakoś 8 tc, ale jak na razie wyglada na to, że wszystko jest w najlepszym porzadku. A że to bardzo bliska mi osoba to czuję, jak bym drugi raz swoją ciążę przechodziła
Kończe na dziś wywody i idę odrobinę ogarnać hmmm cośtam .
<gdzie mój syndrom wicia gnazda ja sie pytam????>
Miłego dnia!
plecy bolą w nocy, młodziak leży tak, że uciska jakiś nerw i odczuwam to przy kręgosłupie na wysokosci żeber. Taki głupi ból. Cieżko się ułożyć przez co od kilku nocy ze spaniem jest różnie. Mam nadzieję, że nie będzie już teraz tak zawsze. Bo jak tak, to ja chce juz rodzić.
W ogóle to w piatek weszłam sobie na moje konto Medi, był juz wynik GBS i zgłupiałam: nie wyhodowano. super! Tylko, że jakies 3 miesiące temu 'wyhodowano'- tak twierdziła gin i tak mam wpisane w karcie ciąży. I teraz co? Hipotetycznie: zaczynam rodzić jadę do szpitala i dostaje antybiotyk czy nie dostaje? W piątek się dowiem co to za czary. Wątpie, że magicznie GBSy zniknęły.
Wczoraj z R wstaliśmy o 7 i o tej jakże cudowanej porze naszło nas na przygotowanie ciuszkow dla młodego do szpitala. Tak więc, kolejna sprawa odhaczona.
Jutro najpierw idziemy na 16 na ostatnie usg, potem robimy wycieczkę do szpitala, a potem dokupić jeszcze kilka rzeczy: szlafrok, śpioszki (bo okazało sie, że mam strasznie mało), jeszcze jeden rtęczniczek dla młodego, podkłady na łózko (nie wiem jakim cudem ich jeszcze nie mam) i troche rzeczy dla nas:) a po piątku, zacznę żyć juz bardziej intensywnie i wtedy musze zanieśc do pralni kurtki zimowe i jesienne, pomyć okna i takie tam przyziemne sprawy
Plan porodu spiszę we środę jak będe wiedzieć co u młodego, a dziś dzień odpoczynku, bo jednak weeked nie dość, że mało spaliśmy, to jeszcze troche pogotowaliśmy więc leżenia było mniej niż więcej. Także dziś akcja regeneracja.
Miłego dnia!
21 dni do tp
Wczoraj było usg, troche się martwiłam czy wszystko będzie w porządku bo poprzednio byliśmy 5 tygodni temu, a wiadomo im bliżej końca tym łożysko starsze itp. Ale co sie okazało? Przepływy jak trzeba, ilość wód w normie a młodzieniec mój waży juz 3140 g! Jak to mówi R korzystając z kulinarnych metafor : "dzidziuś się juz prawie ugotował- jest taki al dente" wytryzmaj jeszcze tydzień" Spoko! Ale juz jestem spokojna i nie będe sie oszczędzac specjalnie.
Po badaniu pojechalismy do szpitala, droga prosta, ale nie wchodziliśmy. Pójdę na żywioł;p
potem pojechalismy kupić śpiochy i szlafrok. ani jednego ani drugiego nie nabyliśmy bo śpiochy drogie <bez przesady 50 zł za parę!>, szlafroki brzydkie. Ale za to kupiliśmy bluze R, ręczniczek młodemu, jeszcze jedną czapaczkę z napisaem w j. ang 'mały orzeszek' i pierwsza książkę naszego dziecka- album do wypełniania na pierwsze 2 latka zycia nie mogłam się powstrzymać i razem z R stwierdzilismy, że raz ten czas będzie nam dane przeżyć i trzeba zapamiętać wszystko:)
Najlepszym zakupem tego wypadu był jednak gofer z bita śmietaną
A dziś idę na łowy szlafrokowe do sh, postaram się wypisać najwazniejsze sprawy do planu porodu i odpowiedzieć na pytania, które zostaną zadane na ip przed porodem, żeby mieć już spisane i w razie mocnych bóli R mógł o wszystkim opowiedzieć.
A no i zdecydowałam, że przychodnie podam osiedlową i pediatrę głównego też będę mieć na osiedlu a z medicovera będziemy korzystać swoja drogą. A jak to położna powiedziała pediatrę lepiej mieć bliżej niż dalej. A szczepić możemy się wszędzie gdzie chcemy.
Poza tym dalej nie wiem co z tymi najnowszymi GBSami i posiewami sprzed 3 miesiacy. Chciałam wczoraj odebrac wyniki ale okazało sią, że jeśli potrzebuję do szpitala, to muszą mi zamówić oryginały z laboratorium. I tak poczekam do piątku. Bo w piątek wizyta regularna i badanie szyjki. Zobaczymy czy się tam coś podziało.
A z objawów różnych:
-plecy raz bola raz nie zalezy od ułozenia księciunia
-młody znalazł nowego nerwa do uciskania i wczoraj bolała mnie cała lewa noga od biodra do małego palca
-brzuch twardy jak był tak twardy jest
-bóle jak na @ to juz standard codzienny
-zgaga- pojawia się i znika
-wielki głód wieczorny i poranny.
a młody?
-mniej się rusza <wczoraj rozruszała go muzyka tak, że nawet te malutke rączki czułam jak od wewnątrz po brzuchu przejeżdzały>, poza tym glownie śpi.
- i czka przeważnie 4-5 x dziennie. Zwykle zaczyna z nienacka, przypuszczam, że na spaniu, po czym ta czkawka go budzi, pokotłuje sie i spi dalej
-poza tym dalej o nim nic nie wiem. A R tylko pyta kilka razy dziennie : 'Jaki ten dzidziuś będzie?'
A no, będzie jaki będzie:)
przygotowania ida zupełnie opornie aż mnie to śmieszy jak widzę jak bardzo przeciągam ten moment w którym powiem 'jestem gotowa' :d
Torba już jest gotowa do spakowania ale na razie leży pusta. Kupiłam też jakieś małe kosmetyki do szpitala i dwie małe paczki pamersów. Śpioszki przyszły, piękne są i juz wiem gdzie będę uzupełniac zapasy
Szlafroka dalej nie kupiłam, zastanawiam się wręcz jak bardzo to jest niezbędny zakup.
Wszelkie strachy mi odpuszczają. Bedzie co ma być.
Odebrałam wyniki GBSa no i 3 miesiące temu jak byk wyszło ze wyhodowane, cały antybiogram do tego zrobiony, oczywiście wszytskie natybiotyki dostac moge, na zadne nie jestem uodporniona. A po 3 miesiącach GBS nieywhodowano. Kopię po internecie czy może to cholerstwo się samo wyleczyć ale nic nie ma. Ciekawe co powie dziś doktorka, będzie miała zagwozdkę. Pewnie każe mi jeszcze raz zrobić. A jak nie to na rzęsach stanę żeby w szpitalu wzięli pod uwagę badanie stare bo równie dobrze ten nowy wynik może być fałszywy.
W ogole totalnie mi sie nic nie chce działam, zupełnie odwrotnie niz by teraz należało. Wiem, że trzeba porobic różne rzeczy i na przekor ich nie robię. Dobrze, że jutro weekend to moze cos sensownego porobimy z R typu pranie, sprzątanie i zamiast to robic cały dzień dziś sama to jutro uwiniemy sie w 2-3 h.
Aaaaa w ogole, R się dzis z bólem gardła obudził, az mnie zmroziło. Bo jak go choroba dopadnie, to na porodówkę nikt go nie wpuści a nie mam planu B z kim innym mogłabym rodzić, w ogóle nie ma opcji rodzić bez niego. Będzie weekendowe uodparnianie:)
I w wogóle zeżarłabym steka, tak bym zjadła steka, że o rany! Myślicie ze taki średnio wypieczony nadal jest groźny???
szyjka bez zmian 3 cm, doktorka zadowolona, kazała już nie tykać magnezu i nospy, pozwoliła zaprzestać oszczędnego trybu życia, ale powiedziała żeby nie biegać ;p poza tym wszystko mi juz wolno
Pierwsze KTG we wtorek o 16:40, kolejne po tygodniu, wizyta następna za 2 tygodnie.
Steki na jutrzejszy obiad zakupione;D
I szlafrok też.
I mcdonald też był.
To na prawdę dobry dzień
Stek skonsumowany!
To był najlepszy obiad na świecie- serio!
Czuję sie spełniona, moge rodzić;P
Jak to mało człowiekowi do szczescia potrzeba;p
Tadam!
Dzieło męża i troche moje ;p
A w ogóle spałam dzis 12 godzin!!! i tylko 2 x siku i to na spaniu.
Moj mądry, kochany organizm zbiera siły. Czuję po kościach. Moze jeszcze troche takich obiadków i nocy przede mną ale to na pewno cos znaczy
Miłej soboty i niedzieli.
Idziemy odpoczywać
edit 15 minut później: oczywiscie juz zaczynam zdychać po takim obżarstwie, ale... jeszcze mnie ciasto z lodówki woła;d
W ogóle planeta zwana brzuchem jest za mała dla dzidka i jedzenia razem, no ale cóż zrobić...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2015, 17:04
15 dni do tp
R rano mówi do młodego żeby już wychodził, a wieczór żeby jeszcze poczekał. Nie może sie zdecydowac. A ja to stwierdzam, że to dobrze, że młody zdecyduje kiedy, bo ja bym chyba nie umiała.
Torba dalej nie spakowana, resztki rzeczy dalej nie poprasowane.
A wczoraj jeszcze miałam jakiś spadek formy i nastroju, aż z tego wszytskiego posprzątałam łazienke, kuchnie, poodkurzałam i sprzatnełam szafę mojego. A tak sie zmachałam, że o matko.
W nocy natomiast tak strasznie bolały mnie żebra, że nie wiedziałam jak się położyć.
Czuję Leonowe plecka i pupkę i nóżki, wiem dokładnie gdzie je ma i jak się nimi bardzo rozpycha. Myślę, że już mu powolutku niewygodnie. Ale jesteśmy kwita bo mnie też.
Przepraszam Cię Leonku, że mama ma taki krótki tłów.
Wczoraj wieczór miałam wysokie cisnienie jak na mnie, ale pól godziny zmalało. Ale głowa pobolewa wiec mierzę co jakiś czas, bo wiem, że teraz różne reczy z ciśnieniem dziać sie mogą. A ja mam fobię na pukcie odklejenia łożyska i niedotlenienia okołoporodowego wiec wole dmuchać na zimne już teraz.
Dziś ide na pierwsze KTG. Zobaczymy czy coś się dzieje.
I czekam, bo nie znam dnia ani godziny.
I już mowię R, że nie mam nic przeciwko żeby poszedł na imprezę ale wolę żeby nie pił, bo teraz to już nie można powiedziec że mało prawdopodobne, że dzis się zacznie, bo prawdopodobieństwo jest raczej takie samo każdego dnia...
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 września 2015, 11:57
38+0
Wczorajsze ktg nic nie wykazało.
Myślę, że nie urodzę wcześniej. A przynajmniej dobrze byłoby nie rodzić jutro, bo strajk taksówek, akurat na trasie do szpitala.
No to w zasadzie tyle na dziś.
Planów brak, bo zauważyłam, że jak mam plan to go nie realizuję.
Nie mam dzis nastroju na nic.
A pierwsza myśl po przeburzeniu to: puding czekoladowy.
Zejść trzeba do sklepu.
Ale to raczej poźniej.
Na razie kawa i łóżko bo zimno.
Miłego dnia!
38+2
Nie czuję się jak na ten czas.
Za to znajomi i rodzina węszą.Z dniem 1 października zaczęliśmy dostawać dziwne smsy od rodziny.
Zamiast zapytać co słychać smsy typu: 'czy życie toczy sie tak jak dotychczas???'
Albo akcja z telefonem też 1 października. Wysłałam zwolnienie do pracy, wiem, że może ktoś będzie chciał zadzwonić i wyciszyłam dzwięki <bo temat pracy dalej wywołuje u mnie wysokie ciśnienie>. Siedzę sobie spokojna i nagle patrzę 3 nieodebrane smsy, 7 nieodebranych połączęń wszystko akcje z 20 ostatnich minut. Patrzę kto dzwonił: tata 2x, następnie mama 3x i R 2x, do tego smsy 2 od R i 2 wiadomości na fb, że czemu nie odbieram, bo mama się martwi. Hmmm nie mama sie martwi tylko tata się martwił, zadzwonił do mamy, mama w panikę dzwoni do mnie nie odbieram, wiec dzwoni do R , ten normalnie by sie nie przejął gdybym nie odebrała ale oczywiście alarm wszczęty więc się bieda zestresował. No i w końcu zadzwoniłam do niego i sie pytam co? A on mi, że mam zadzwonić do mamy bo sie martwi. Oczywiscie nie do mamy zadzwoniłam tylko do taty, opieprzyłam go, że co to za ruszanie wszechświata, że 2 telefonów w odstepie 5 minut nie odbieram. Kazał meldować się codziennie o 12. Oni liczą na to, że jak się bede meldować, to zamelduję w środku akcji porodowe, że 'jest 12:00 melduję sie właśnie z porodówki'. A w życiu nigdy. Dlatego postanowiłam meldowac nieregularnie. Wiec dziś meldunku nie będzie.
<a trzeba wiedzieć, że mój tata zadzwonił do mnie w ciągu całego mojego życia może ze 2 razy>
Albo mama dzwoni do mnie jak jechałam na ktg i mówię jej, że jadę do lekarza, a ona już w głosie panika:' ale to już? już? sie zaczyna?' a mnie ręce opadły, mówię jej, że nie, i że tak im nie dam znać jak się zacznie.
No bo nie dam im znać, niestety, jak się zacznie. Wiem, że się będą martwić, a mi jeszcze tego będzie brakować akurat, myśli że sie rodzice martwią. Dowiedzą sie w pierwszej kolejnosci z teściami jak się akcja skończy. I tyle. poza tym są zdolni do tego żeby przyjechać i pod drzwiami czekać porodówki, więc wolę nie ryzykować.
Jestem nieczuła chyba ale mam poczucie, że poród to sparawa moje i R, poza tym jest to tak intymne wydarzenie dla mnie, że na prawdę nie mam ochoty w trakcie rozkręcania akcji dzielić tym wszystkim z kimkolwiek a szczególnie z rodzicami, którzy jak by nie ptrzyć mieli swoje akcje. A już to, że mój ojciec był wtedy za granicą, mama rodziła pod narokozą a pierwsza osobą, która widziała mnie i siostrę była nasza babcia, no to już trudno...historia i przeszłość. My chcemy miec swoją historię.
Ale wracając do poczatku, pytania czy to już i rytują mnie bo po pierwsze:
-doterminu jak by nie patrzyć jeszcze prawie 2 tygodnie
a po drugie:
-w ogóle nie czuję żeby cokolwiek się zbliżało;/
Z tej okazji wyciągnełam wczoraj piłkę ponownie i skakałam ze 2 h. Dziś powtórka.
Poza tym wychodzić sie boję sama jakoś dalej, tyle co przejdę po osiedlu i pozałatwiam jakies sprawy. Mam nadzieję, że jutro będzie ciepło i ładnie i pojdziemy na jakiś długo spacer z R bo już kisnę w mieszkaniu ;p
z objawów niezbliżającego sie porodu:
nie chce mi się spać
nie jestem zmęczona
nic mnie nie boli
brzuch się prawie nie spina
nie puchnę
nie mam huśtawek nastrojów
nie odchodzi czop
nie mam biegunki ani mdłości ani wymiotów
śluzu innego też nie zaobserwowałam
ani działania jakichkolwiek nowych hormonów <a hormonalny wgląd w siebie posiadam i działa całkiem nieźle>
z objawów potencjalnych:
młody bardzo spokojny <podobno dzieci zbierają siły przed godziną 0> <dobrze, że mam detektor>
wpieprzam co się da <podobno matki magazynują siły na godzinę 0>
No nic, tak sobie spokojnie czekać będę, zajadając różne smakołyki. Dziś mam ochotę na rosół. Zejść po jarzynke trzeba i będzie drobiowo-wołowe mniam, mniam;)
9 dni do tp
Zacznę od ostatniego wpisu. Moi rodzice mieszkają 120 km od krk więc za szybko by nie byli acz w 3 h się wyrobią. O ile mama jest taka, że by poczekała, to tata by jej żyć nie dał i na bank chciałby przyjechać. A wiem, że mi wybaczą jak dowiedza sie zaraz po A co do codziennego meldowania. To owszem, mam bardzo dobry kontakt z mama, 2-3 razy w tygodnoiu gadamy przez telefon, tata wie, że dzwonie ale nie zawsze ma mi coś do powiedzenia. Także przyzwyczajanie ich teraz przed porodem, że sie melduję codziennie o tej a o tej godzinie to jak strzał w stopę, bo jak tylko sie nie odmelduję to będa wiedzieć, że cos jest na rzeczy. Wiec powiedziałam, że utrzymam stan jak dotychczas- nieregularnie regularnych telefonów
Przechodzac do spraw dzisiejszych:
Melduję, że po weekendzie u nas bez zmian.
sobota była taka, że w koncu jedyny spacer, na który się wybraliśmy to do sklepu po zakupy. Poza tym cały dzień sprzątaliśmy. Zrobiłam porzadek generalny w sypialni. Wywaliłam troche ciuchów w których juz bardzo dawno nie chodziłam, pościerałam kurze w szafie, trochę podzwigałam pudeł <dokładnie 3>, poodkurzałam co umiałam, resztę zrobił R. To oto sprzątanie poskutkowało regularnymi, nieprzyjemnymi acz bezbolesnymi skurczami wieczór. 2 godziny co 6-7 minut oblawała mnie fala gorąca, brzuch się spinał na jakieś 40-60 s.
Powiem szczerze, że wprowadziło mnie to w tak dobry nastrój, że nawet się nie spodziewałam ;p Za to R sie mega zestresowała, chodził po mieszkaniu 'wyczekująco', ale jak sobie w głowce co nie co poukładał, to stanął przede mną, zatarł rece i z byskiem w oku zapytał :" To co? Jedziemy?". Nie pojechaliśmy, ale wzięliśmy się za poakowanie torby! Taaaaaaaaaaaaaak mam spakowaną torbę !!!! Podczas pakowania była cisza, botem znów skurcze, więc wzięłam nospę i popiłam melisą i tak sie skurcze skończyły.
Niedziela była bardziej leniwa, pół dnia przeleżeliśmy na kanapie, a w drugiej połowie udało nam się wybrać na miasto. Poszliśmy na obiad do włoskiej restauracji <uwielbiam>, pojedliśmy i na piechote ile się dało zaczelismy iść w kierunku domu. A udało sie przejśc wiecej niż połowę drogi, a może udało by sie więcej ale niestety R sie źle poczuł. W mieszkaniu stwierdziłam jednak, że dobrze, że wsiedliśmy do tramwaju, bo jak bym przeszła tę resztę drogi to już bym chyba w ogóle ręką ani nogą nie ruszyła. I tak kiepsko czułam się wieczór. Ale skurczy nie było. Dopiero jak poskakałam na piłce to poczułam, że cos się tam na dole ruszyło. duży nacisk, taki trochę jakby młody główką napierał na szyjkę i kłucie.
Poza tym ten mój młodzieniec tak mnie wczoraj nastraszył, że jak udało mi się w końcu znaleść jego tętno to sie popłakałam. Męczyłam sie z tym chyba z 15 minut tak się ułożył mała franca.
Pół godziny później odwzięczył się i mnie skopał
A noc? Noc była boląca, ale to był bliżej niezidentyfikowany ból, w każdym razie zarejestrowałam i nie przeszkodził mi w spaniu jak suseł do rana.
Tak nam oto mijają te ostatnie dni przed porodem.
Październikowe mamcie się rozpakowują. Jedne w terminie inne przed terminem. W sumie nie ma dnia żebym sie nie zastanawiała kiedy przyjdzie pora na mnie. Chciałabym, żeby to był weekend wtedy jestem z R i jestem spokojniejsza, ewentualnie po godzinie 17.
A prawda jest taka, że im bardziej jestem zrelaksowana, tym mniej widzę jakichkolwiek objawów.
Ale postanowiłam sie i tak nie spinać. Urodze na pewno, innej opcji nie ma:)
A jestem już strasznie ciekawa tego naszego małego człowieka:)
Tak oto Zelmo u nas
I jak Tobie, tak też mi trudno sobie wyobrazić, że to już tak blisko:)
Przesiedziałm i przenicnierobiłam wczoraj cały dzień. O 18 mężu wyciągnął mnie na spacer, który zajął nam jakąś godzinkę. JAk wrócilismy dzidziol się obudził i zaczał się ruszać ale tak jakoś inaczej, niżej i te jego ruchy powodowały kłucie jakby w szyjce, chociaż tego nie jestem pewna. W każdym razie bardzo nisko. Od niektórych ukłuć aż mnie otrząsało z zaskoczenia i z bólu. Serio jak by ktoś noż wbijał. Brzuch oczywiście twardy jak kamień.
Zasnęłam o 22, w nocy był spokój.
A dzis od rana znowu. Siedzę młody się kokosi i kłuje.
Czy to z szyjką się coś dzieje czy nie dzieje się z nią nic?
Dziś KTG.
A w piątek wizyta.
Niech się cos dzieje, bo jużem trochę zmęczona...
Aaaa i żebra mnie bolą, po prawej stronie i chyba mięśnie w każdym razie cos pali no i czasem mam uczucie zdrętwiałego brzucha zaraz pod cyckami.
...i co? I nico!
Po KTG wiem tylko tyle, że 'piękny zapis'. yhm. Piękny to znaczy, że coś sie zaczyna, czy piekny bo się nie zaczyna?
Z tego co ja umiem z tego wyczytać. To jak się skurcz jakiś pisał (a pisały się do 80% przeważnie) to młodemu skakało tętno ze 140 do 160. Tyla, wiem.
No nic trzeba czekać do piątku.
Dowiedziałam się tez, że młodziak zmienił miejsce bytowania z lewej na prawą stronę I stąd ten piekący ból pod prawym żebrem <to juz mój wniosek>;] Feśko nie wiem skąd to wiedziałaś
Karmar, ja myślę, że druga odpowiedź to ta właściwa Jak nam bolesci porodowe przyjdą to potem już żadnego byle bólu, bólem nie nazwiemy A przynajmniej tak się wolę nastawiać.
Dziś dzien lenia. Zaraz wstaje ide po ciacha do cukierni, bo kumpela przychodzi o 18, załaduję zmywarkę i wskakuję pod koc. Taki dzień dziś będzie, kolejny leniwy dzień. Na polu zimno, wieje i nie ma słonca. a ja nie mam co na siebie ubrać bo wszytsko się nie zapina
I mam plan kolejnych leniwych dni juz z młodym.
Będziemy się leniwie karmić.
Leniwie przewijać.
Ucinać drzemki.
I leniwie spacerować.
A pomiędzy tym przytulać, przytulać i jeszcze raz przytulać
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2015, 09:03
Staram się przygotowywać R na różne możliwości. Bo ja wiem, że biedak będzie sie bardzo stresował, sama sytuacja i też tym żeby jak najlepiej ogarnąć. On sam z siebie róznych rzeczy nie przemyśli, a i zasobów poznawczych nie starcza mu na wielogodzinne obgadywanie różnych spraw porodowo tacierzyńskich. Więc edukuję go co nieco pomiędzy ubieraniem koszulki a zakładaniem spodni. I tak mu dziś o godzinie 7 rano opowiadałm o tym jak będzie wyglądać cała sprawa gdybym w razie czego musiała miec cesarkę. Wysłuchał, zrozumiał, a ja kontynuowałam swoje przemyślenia i co...i się popłakałam.
Albowiem:
Nie wyobrażam sobie, że moje dziecko zostanie mi zabrane i w konsekwencji wszystkiego będzie samo w nocy w innej sali, samo, beze mnie, bez R. Tak nagle wyciągnięte z brzucha z ciepełka, samo w wielkim świecie, o nie nie nie!
Muszę urodzić sn!
____________________________________________________________________________________________________
I tak oto obudził się we mnie jakiś pierwotny instynkt opiekuńczo-obronny.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 października 2015, 10:09
Pozdrawiamy w 39+1
[img][/img]
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 marca 2016, 13:14
Dziękuję za miłe słowa Dziewczyny
_____________________________________________________________________________________________________
Skakanie na piłce ewidentnie sprawia, że dzieć staje sie dosyć niespokojny. Mam wrażenie, że wkeca się głową w dół, albo ja sobie wkręcam. W każdym razie znów zmienił stronę z prawej na lewą. To już na 100% bo wczoraj wiercił się strasznie a i prawe żebro przestało boleć
Się zobaczy. O 16 wizyta u doktorki.
" jak się pani czuje? Jak Pani nie urodzi do piątku to proszę się zglosic do szpitala"
Sprawdzając szyjke:
" o może pani urodzi. Szyjka skrócona o połowę, wewnętrznie otworzona, na zewnątrz nie...ale może pani urodzi a jak nie to szpital."
Także tak sprawa wygląda.
Ostatnie ktg mam we wtorek a potem w piątek szpital.
Wolałabym jednak żeby syn mój się zebrał w sobie i nie szargal nerwów matce i jednak się ewakuowal w ciągu tygodnia.
Nie rodzę.
Sprzatm w najlepsze:)
Czekam na spagetti bolones i gołąbki które R własnie tworzy w kuchni:)
Na kolację za to czeka pizza.
Jest miło:)
Leon prostuje kości.
Gadałam z nim dziś, że ten weekend dobry jest na ewakuację.
I żeby był dobrym chłopcem i oszczedził jeżdenia do szpitala po to żeby się odmeldować tylko i sprawdzic czy ok.
Myślę, że posłucha.
Poza tym wczoraj sie trochę zestresowałam tym szpitalem,, nie dlatego że to cos poważnego i w ogóle, tylko dlatego że ja lewniwa i nie chce mi się najnormalniej w świecie jezdzic co drugi dzień na ktg na drugi koniec miasta.
Ale odpuszczam wszelkie stresy bo stres to adrenalina a ta blokuje oksytocynę, a tego byśmy nie chcieli.
Im większa spina tym mniejsza szansa, że się zacznie naturalnie.
Także keep calm i nie czekaj na poród.
Także nie czekam idę sprzątać dalej a potem ...
... jeść, jeść, jeść ...
Tak więc:
2 dni do tp (USG)
4 dni do tp (OM)
Rożnica po byku.
Nic sie nie dzieje. Nawet pól skurcza. Nawet dziś tyle razy w nocy sikać nie wstawałam, bo zawsze jak wstaje to mi sie myśli czy może zaraz się zacznie. Więc dzis siku tylko 2 x reszte przebudzen olałam i spałam dalej.
Staram się radośnie czekac i cieszyć sie każdą chwilą jeszcze tylko z R.
I w sumie bardzo fajny weekend za nami:)
sobotnie sprzątanio- gotowanie <ach co to były za gołąbki!> i niedzelna wyprawa po buty dla R a potem leniuchowanie <dawno tak spokojnie nie odpoczywałam, w tygodniu to siedzę raczej jak na szpilkach, dopóki R nie wróci z pracy> przed TV a na końcu mecz <BRAWO My!>. Wszamaliśmy też przy okazji małą pizzę, która czekała na nas w lodówce i dopiliśmy pyszną herbata z miodem, cytryną i imbirem. Mniaaaaam.
A dziś? Dziś śpiewam sobie:
"Coraz bliżej Święta..."
Pada sniego od rana. Mam ochotę wejść na allegro i kupować ozdoby świąteczne i w ogóle gdzie jest choinka!?
A potem myślę, że to byłby dobry dzień na rodzenie. Mimo, że nie okołoświąteczny to jakiś taki klimatyczny
Się zobaczy jakie dzieć ma plany:)
lub
3 dni do tp
Juz mi sie nawet nie chce nic pisać.
KTG dziś nie wyszło bo młody spał, skurczu zero, choć w dzień coś tam pobolewało.
Zgaduję, że nie ma to nic wspólnego z porodem.
Płakac mi się chce.
Dobranoc.
zastanawiałam się dziś dlaczego taki mnie dól złapał. I wiem już.
Nie dlatego, że mnie jest niewygodnie czy źle. Bo nieee. Przeciez nic mnie nie boli, apetyt mam świetny, wszytsko mi taaaaaaak smakuje, czuje tego mojego małego ksiecia, a to uczucie uwielbiam. no zyć i nie umierać. Spokój, cisza. Siedzę i robię co chcę. Odpoczywam itp. Naprawde myślę sobie to fantastyczny czas i normalny człowiek puknął by sie w głowę do czego sie tu śpieszyć????
to czym sie martwię?
A no tym że zupełnie nie mam kontroli nad tym co dzieje sie w brrzuchu. Nie wiem czy młody dostaje tyle jedzonka ile trzeba, nie wiem czy jest mu wygodnie (pewnie nie bo już duży). i póki nie pojadę w sobote do szpitala to nie będe spokojna. Na prawdę próbuję wykszesać z siebie jakiś optymizm ale trudno.
Boję się o niego, o tego mojego Leona i tyle.
Porodu nie da sie przegapić. Tak mówią.
Ale czy poznam kiedy będzie działo sie coś złego?
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 października 2015, 15:32
Ja też dziś mężowi powiedziałam, że nie jestem gotowa :D Powiedział, że mamy praktycznie wszystko przyszykowane, więc mu mówię że na poród nie jestem gotowa :D Ale powiedział, że mi we wszystkim pomoże i że spokojnie itp. Hehe, łatwo powiedzieć :D Ale wciąż nastawiam się pozytywnie i będzie wszystko super! O! A jak Twoja lista na dziś taka krótka, to wpadnij do mnie :D Mojej nawet nie spisuję, żeby się nie przerazić :D
Kurcze,jakbyś opisywała moje odczucia :) Łącznie ze zgagą :D A tak serio, świetnie Cię rozumiem. Też nie czuję się gotowa. Jak sobie zdam sprawę,że za 4 tygodnie ciąża będzie donoszona,to skóra mi cierpnie...jak to 4 tygodnie???????? To my tu już tylko tygodnie liczymy???? A co się stało z miesiącami i trymestrami??? Gdzie jest ta 2 z przodu przed liczbą dni do terminu porodu???? Drugi trymestr mi się ciągnął jak flaki z olejem,a ten trzeci to zapieprza na łeb na szyję...gdzie mu się tak spieszy...???
mam podobne odczucia co do planu porodu, Madu, ale moja położna dała mi dosyć przystępny schemat. Jak dla osoby, która nie ma serca do planowania rzeczy nie dających się zaplanować, na prawdę wydaje się być taki, że i ja bym sobie poradziła z ustaleniem takiego planu :D a poza tym, pierz ten plecak i w drogę :D
Tylko 26 dni :) juz tak niedlugo :) a moge zapytac czemu zmieniliscie szpital? dobrze, ze przyjaciolka tez zaciazyla, bedziecie miec wiele wspolnych tematow ;)
Tylko 26 dni :) juz tak niedlugo :) a moge zapytac czemu zmieniliscie szpital? dobrze, ze przyjaciolka tez zaciazyla, bedziecie miec wiele wspolnych tematow ;)
Myślałam, że tylko ja mam takie obawy i nie jestem gotowa. Mało tego, ja się boję jak cholera! Mój mąż twierdzi, że będzie tak super, bo we trójkę, on chyba naprawdę myśli, że urodzę ślicznego różowego dzieciaczka, który w ogóle nie będzie płakał i od razu będziemy wiedzieć jak go uspokoić :O więcej nie piszę, bo mnie to przeraża. Torby jeszcze nie spakowałam, ale ciągle o tym myślę i pewnie w końcu się zbiorę... albo chociaż naszykuję rzeczy i niech leżą na półce póki co...
Jej ja to jutro dostane łóżeczko i Tatusiek nie może się jakoś doczekać a ja mam wrażenie, że jak je postawię to znaczy, że jestem gotowa. Wierz mi, ani trochę nie jestem gotowa, strach mnie ogarnia jak nigdy w życiu!