Wiadomość wyedytowana przez autora 18 marca 2014, 06:41
Ale zlewam już to wszystko. Uznałam, że jesteśmy z mężem parą pechowców życiowych i nic się nie da z tym zrobić. Nie dorobimy się nigdy niczego, bo zawsze "coś" wyskoczy. Dobrze będzie jeśli po prostu opłacimy rachunki i nie umrzemy z głodu. Należy podnieść nogę i olać to. Dosłownie.
Gdybym nie miała wsparcia mojego męża, to chyba bym się pochlastała. A tak, jakoś prę do przodu...
Zanikł mi apetyt i tylko z rozsądku zmuszam się do regularnych posiłków. Ale z trudem zjadam samo drugie danie na obiad. No i pierwsze dżinsy zostaną dziś odłożone na dno szafy (gniotą brzuch).
Jutro wizyta u gina. Nie mogę się doczekać pomiarów Tygryska
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 marca 2014, 14:55
Znów są jakieś machinacje z datą porodu (wpierw 10.11 potem 15.11, raz nawet 24.10, a teraz znów 08.11) - nie przejmuję się tym zupełnie, bo Tygrysek i tak wyjdzie kiedy uzna to za stosowne. Synek zaczął się rodzić w 38 tyg + 4 dni, ale finał wypadł w 38 tyg + 6 dniu.
Następne dwie wizyty ustalone na 18 kwietnia i 9 maja. Mam już założoną kartę ciąży
Ale mam też pecha - drukarka przy USG znów była nieczynna, więc zdjęcia Tygryska nadal brak. Czy tak będzie przez całą ciążę?
Podczas porządków znalazłam swoją koszulę do karmienia i pas poporodowy, który po pierwszym porodzie uważałam za konieczny (no co?, każdy strzela jakąś głupotę), ale wbiłam się w niego max. trzy razy i leży taki nowiusieńki... Chyba tak poleży dalej, bo nie sądzę, bym straciła rozum za drugim razem i na siłę robiła z siebie super-laskę
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 marca 2014, 16:24
Wczoraj myślałam, że znów bawi się w dzwonienie do babci/dziadka/cioci swoją komórką bez karty, ale zdziwiło mnie że w słuchawce słychać czyjś głos. Gdy wzięłam od niego telefon okazało się, że konwersował z panią z linii alarmowej. Zrobiło mi się wstyd, że syn blokował linię Zawarliśmy umowę, że nie będzie już tam dzwonił, chyba że w poważnej sprawie. Ale czy on jest to w stanie zrozumieć?
To wszystko moja wina - mam fobię, że jak zostaniemy sami, to mi się coś stanie, a synek będzie sam z nieprzytomną/martwą matką i nikt nas długo nie znajdzie...
Jak męża nie było jesienią i teściowa się obraziła i przez kilka tygodni nie przychodziła do nas to jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym lęku, a teraz w ciąży to z pewnością będę świrować. Co z tym fantem zrobić?
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 marca 2014, 14:07
Oto ciuszek rozm. 62, który jakieś dwa lata temu zaplątał mi się w rzeczy dla synka podczas zakupów w ciucholandzie. Tą bluzeczkę znalazłam dopiero w domu, gdy segregowałam szmateksowe zdobycze do prania. Sprawdziłam rachunek - kasjerka wyceniła tą rzecz na 1 zł, ale ja po prostu tego nie zauważyłam - kupiłam przecież całą wielką reklamówkę ciuchów dla dwulatka! Wszyscy w domu patrzyli na mnie wymownie, myśląc że jestem w ciąży, a kiedy zaprzeczyłam, Tato roześmiał się i stwierdził, że to po prostu ZNAK! Kiedyś będzie drugie dziecko i tyle... Zachowałam ten ciuszek z nadzieją, że kiedyś faktycznie się przyda, choć były chwile, że chciałam puścić go w obieg, dać czyjemuś dziecku, bo straciłam nadzieję na podwójne macierzyństwo.
Co ciekawe, na dwa lata przed urodzeniem się synka też miałam podobny ZNAK Starałam się o pracę i szukałam jakiegoś eleganckiego stroju na rozmowę i testy. Weszłam do sklepu z butami, który okazał się mieć też w swojej ofercie... tuniki. Podczas przymierzania sprzedawczyni radziła mi: niech pani weźmie większy rozmiar, bo jeszcze pani utyje. Byłam zdziwiona jej uwagami, ale kupiłam tunikę mimo podejrzanie wysokiej ceny (pamiętam to jak dziś - coś ponad 70 zł). Gdy wychodziłam ze sklepu, zamykając drzwi zobaczyłam szyld "odzież ciążowa". Wszystko stało się jasne! Sklep miał dwa wejścia - po jednym do każdej części: obuwniczej i odzieżowej W taki sposób stałam się posiadaczką ciążowej tuniki na ponad rok przed zajściem w ciążę hi hi.
Miałyście takie znaki od losu w różnych sprawach? Piszcie!
Trzepią mną też niestety nerwy - deadline złożenia pracy coraz bliżej i chociaż pracuję na pełnych obrotach, nie jestem ani trochę przekonana czy dam radę. Problem tkwi w tym, że jeśli chcę aby recenzenci zostali wyznaczeni na czerwcowej radzie, co daje mi szansę na egzamin i obronę przed porodem, to muszę złożyć całość najpóźniej 9 maja. Przesunięcie tego terminu oznacza, że recenzenci zostaną oficjalnie wyznaczeni dopiero we wrześniu i cała sprawa opóźnia się o kilka miesięcy, więc egzamin i obrona pewnikiem wypadną w okresie połogu
No, ale i ja mam swoje ograniczenia kondycyjne i czasowe. Co ma być, to i tak będzie. Nie chcę przez pośpiech zepsuć ostatniego - bardzo ważnego rozdziału. Nie chcę też płacić zdrowiem (swoim i Tygryska) za dotrzymanie jakiegoś tam terminu, o którym za rok nawet ja nie będę pamiętać.
Trzymajcie kciuki, bo jak to powiadają: "to ostatnia prostata"
AMŻ: dziewczynka
AS: dziewczynka
MF: dziewczynka
KŻ: chłopiec
ŁP: chłopiec
MM: dziewczynka
Maxi: chłopiec
Czekam na kolejne typy
BTW: właśnie kliknęłam sobie na coś takiego: http://www.ciazowy.pl/kalkulator,plci-dziecka.html
Podobno opierają się na chińskim kalendarzu płodności. Teraz wyszło, że urodzi się dziewczynka, a za pierwszym razem poprawnie wytypowano chłopca.
Ale mam ubaw
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2014, 13:51
To takie relaksujące zajęcie - oglądanie małych ubranek
Wiem wiem, oszalałam - to dopiero 9 tydzień...
I kupiłam jeszcze sobie kolorową sukienkę na lato - spokojnie może uchodzić za ciążową Każdy brzuch pod nią się zmieści.
Najlepsze jest to, że za ciuszki zapłaciłam 4 zł, a za sukienkę 2,50. Taka rozpusta to rozumiem
Do tej pory - straciłam tylko około 1 kg, ani raz nie wymiotowałam (sic!!!), tylko mam takie jedzeniowe niechciejstwo - zmuszam się z rozsądku do regularnych posiłków (dla dobra Tygryska).
Ta ciąża faktycznie jest inna: jestem już trochę bardziej świadoma i o wiele spokojniejsza, ale też nie mam wolnego czasu, by ją celebrować
Trochę mi tego żal, ale jak się odrobię, to może uda mi się nie przeoczyć finału
Postanowiłam spać minimum 6 godzin i choćby miało się walić i palić, to nie będę zarywać nocek, ani zmuszać się do wstawania, jeśli odpoczynek miałby być krótszy niż wyznaczone minimum. Koniec kropka.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2014, 17:18
Okazało się, że w zeszłym tyg. ja i mój syn spędziliśmy 4 dni w towarzystwie 4,5 latki chorej na rumień zakaźny. Objawy choroby ukazały się oczom pediatry dopiero wczoraj, więc potencjalnie mogliśmy się zarazić. Okres inkubacji choroby 4-12 dni. Przeciwciała we krwi pojawiają się dopiero około 12-14 dni po zakażeniu, więc nie ma nawet sensu iść teraz na badania. Gin na urlopie - nie odbiera telefonów. Wizyta i usg diagnostyczne dopiero w następny piątek. Oczywiście dzieci przechodzą to łagodnie, zagrożone są tylko kobiety w ciąży, a dokładniej płód. Do czasu wizyty lub badań z krwi oczywiście będę gryzła paluchy ze stresu. Że też takie rzeczy wydarzają się w moim pierwszym trymestrze?!
K***a mać.
Na wszelki wypadek chyba zrobię jutro choć zwykłą morfologię - zobaczymy co CRP nam powie...
Nigdy nie chorowałam na choroby zakaźne - przez większość życia byłam z tego zadowolona, ale w ciąży to boję się już doprawdy wszystkiego. Nawet głupich leków przeciwwirusowych nie mogę brać, a łyka je mój czterolatek, grrrr...
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2014, 15:50
Wolnego czasu nadal brak - trzymam się przez to z daleka od forum, bo szkoda mi każdej chwili. Prócz incydentalnych zakupów (2-3 ciuszki) nie robię jeszcze żadnych większych zakupów, czy planów. Czekam na przełom lipca/sierpnia - wtedy chyba zacznę już coś gromadzić, o ile finanse na to pozwolą.
W ten piątek mam wizytę u gina i USG - już się nie mogę doczekać, bo od poprzedniego spotkania z Tygryskiem miną wtedy 4 tygodnie!
A no i mamy zawirowania, jeśli chodzi o ustalanie imion. Totalny mix się z tego zrobił - zmiana faworytów, szczególnie w wersji żeńskiej
Ale dzisiejszy dzień to nie tylko radość, ale też smutek... Dowiedziałam się, że koleżanka z Ovu, która miała termin porodu na ten sam dzień co ja, straciła swoje maleństwa.
Dobrze, że mam wizytę u gina już jutro, bo sama zaczęłam się niepokoić o Tygryska!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 kwietnia 2014, 16:33
http://i1271.photobucket.com/albums/jj626/malame99/tygrysek_zps5ea213a8.jpg
Boję się powikłań. Pierwszy poród to była dla mnie trauma, ale jakimś cudem skończył się happy endem (opiszę to innym razem). Nie wiem czy mam znów liczyć na łut szczęścia? Trudne to wszystko. Bardzo trudne
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 kwietnia 2014, 14:05
https://www.youtube.com/watch?v=AK5_AJRFS5Q
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 kwietnia 2014, 11:36
Stawiam na Szpital św. Elżbiety w Roztoce.
http://www.sw-elzbieta.pl/
Jakie plusy według mnie ma szpital im. św Elżbiety w Roztoce?
- jest stosunkowo niedaleko mojego domu (zdecydowanie bliżej niż Krynica Zdrój) i jedzie się tam trasą krakowsko-tarnowską, która nawet w środku dnia ma dużą przepustowość, więc nie powinno być problemu z dojazdem
- sale do porodu są pojedyncze, a po porodzie jedno lub dwuosobowe (każdy z łazienką), opieka nad dzieckiem według życzenia rodzącej: albo zabierają bo chcesz odespać, albo zostawiają dziecko na sali.
- nie muszę wcale chodzić tam do przychodni, ani nikogo znać z personelu, by po prostu zgłosić się do porodu i być traktowaną normalnie, jak inne pacjentki
- w razie komplikacji stamtąd jest najbliżej do Krakowa (mają oddział neonatologiczny, ale tylko II stopień referencyjności, podobnie z resztą jak wszystkie szpitale w okolicy, bo tylko kilka krakowskich ma III stopień)
- nie muszę za nic płacić. A dowiedziałam się, że w Limanowej bezpłatne ZZO to ściema, bo zawsze mówią babkom, że jest "za wcześnie", a chwilę potem "za późno" - znany trik. Poza tym do Limanowej nie wybrałabym się bez "swojej położnej", której trzeba zapłacić min. 500 zł. Nie chodzi tu o samą kasę, tylko o to, że nigdy nie wiadomo, jak takie sprawy załatwiać i czy faktycznie personel szpitala taką położną by dopuścił na 100% do akcji porodowej
- ten szpital w Roztoce wydaje się najlepszy jeśli miałabym nadal trzymać się wersji o SN, bo gdyby było zalecenie do CC to niby Limanowa ma punkt przewagi z racji tego, że tam mógłby mnie operować mój lekarz prowadzący, ale i to nie jest dla mnie jakimś szczególnym argumentem. Limanowa zapadła mi w pamięć jako masówa i rzeźnia i cała trauma związana z porodem to właściwie kontakt z tamtejszym okropnym personelem i w ogóle całym budynkiem - intymność to miałam jedynie pod prysznicem
- Nowy Sącz jako ewentualność skreślam całkowicie (mają najwyższy wskaźnik zakażeń paciorkowcem i ogólnie mają jeszcze gorszą opinię niż Limanowa)
- Krynicę rozważałam z uwagi na kameralność, dobre warunki i bliską odległość od domu Rodziców (mama zna ponoć tam jakieś położne), ale po pierwsze w razie powikłań to o 90 km dalej do Krakowa niż z Roztoki, po drugie szefuje tam "bóg" Stettner, który ostatnio popełnił kilka błędów i podjął kilka złych decyzji, ale inni lekarze nie postawią mu się, nawet jak się z nim nie zgadzają To całkiem tak, jak w Limanowej względem ordynatora Pieniążka i jego zastępcy Widomskiego (tylko, że tu poważniejszy kaliber, bo obaj mają sprawy o błąd w sztuce - czwórka dzieci zapłaciła za to życiem).
Rozważam to tak dokładnie, bo w moim przekonaniu ta ciąża i poród są ostatnimi w mojej karierze bycia mamą. Nie chcę ulegać presji rodziny, że muszę "załatwić" sobie CC, ani nie chcę czuć się przymuszona do SN.
Po pierwszym (bardzo ciężkim) porodzie zostało mi wysiłkowe nietrzymanie moczu, przez ponad rok walczyłam z wypadającym jelitem grubym (4 godziny parcia zrobiły swoje), blizna po nacięciu krocza do dziś mnie ciągnie (pewnie przez to zapalenie wywołane złymi nićmi, które nie chciały się rozpuścić). Mam obniżone dno macicy i pękniętą szyjkę, a przecież jeszcze nie wiadomo jak to wpłynie na drugą ciążę. Uważam, że wystarczy tych "pamiątek".
Dlatego choć pierwsze chwile z synkiem po porodzie uważam za najcudowniejszą rzecz jaka mnie w życiu spotkała (m.in to, że mąż przeciął pępowinę, że mogłam go tulić przez dwie godziny i przystawiać do piersi), a było to możliwe dzięki porodowi SN z udziałem męża, i generalnie nie boję się bólu - już wiem, że choć straszny, jest on do przeżycia (to nie ból był traumą, ale ludzie wokół mnie podczas porodu i przez te kilka dni pobytu w szpitalu z Małym), to zamierzam wykorzystać wiedzę, jaką zdobyłam przez te 32 godziny spędzone na porodówce za pierwszym razem.
Niech to przeżycie się nie zmarnuje! Nawet jeśli finalnie będzie to oznaczało po prostu prośbę o znieczulenie lub o CC.
Nic nie muszę i mam prawo decydować o swoim ciele i rodzącym się dziecku. Amen.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 września 2016, 23:53
MUSZE JAKOŚ PRZEŻYĆ / WYTRZYMAĆ TEN DRUGI TRYMESTR, KTÓRY ZACZNIE SIĘ JUŻ W PRZYSZŁYM TYGODNIU...
I wiecie co? Widziałam takie maleństwa w inkubatorach i dzidziusie wypisywane do domu! I rozkleiłam się zupełnie, oczywiście twierdząc, że nasz synek taki mały nie był!
Wzięło mnie na całego!
Obliczyliśmy czas dojazdu: 38 km pokonaliśmy w 35 minut, nie łamiąc przepisów, w normalnym ruchu (dużo ludzi wracało z weekendu w stronę Krakowa). To brzmi dobrze, a wygląda jeszcze lepiej, jak hotel albo jakieś SPA! Mąż zachwycony - cały czas powtarzał, że lepiej późno znaleźć taki szpital-skarb niż wcale i że właśnie po to, było nam potrzebne doświadczenie z Limanowej, z pierwszego porodu.
Przyznam, że jak obejrzałam salę operacyjną - to tylko trzy kroki od sali porodów rodzinnych (tam nie ma ogólnych, zbiorowych sal porodowych!!!hura!), to przeszedł mnie dreszcz i pomyślałam, że zrobię wszystko by tam nie trafić, tylko urodzić naturalnie.
Oczywiście zobaczymy za pół roku jak to wyjdzie w praktyce...
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 kwietnia 2014, 17:35
W samą porę coś tam się dowiedziałam, bo pobrałam 2 tygodnie temu w Rossmanie kartę "Rossnę" i zaczynam powoli kupować kosmetyczną wyprawkę dla siebie i dzidziusia (dla starszaka i małża też kupuję ale nazwać tego wyprawką się raczej nie da . Mam nadzieję, że metodą drobnych kroczków doczekam się 10% rabatu jak przyjdzie czas na kupowanie pieluch w większych ilościach.
Kupuję uważniej niż kiedyś (nie tylko z uwagi na ograniczony budżet, bo to akurat u mnie się nie zmienia), ale pod kątem składu kosmetyków. Bo wiecie - facjatę mam teraz paskudną, same pryszcze (!) i placki suchej lub przetłuszczonej skóry - zupełnie nie do ogarnięcia. Wszystkie kremy zaczęły mi nagle "śmierdzieć" i od byle głupiego zapachu szamponu boli mnie głowa. No, tego to jeszcze nie znałam Zazwyczaj mogłam stosować wszystko "jak leci" - byłam wierna jedynie szamponom przeciwłupieżowym, bo inne mogę stosować incydentalnie, bo po kilku razach pojawia się łupież
No a teraz? Już słyszę naokoło, że to chyba "córka" zabiera mi urodę. No, jeśli tak to raczej zabiera namiastki urody, bo miss to ja nigdy nie byłam i nie będę
Waga stoi prawie w miejscu - 60.5 kg, czyli od początku minus 1,5 kg, ale w przyszłym tyg. zaczynam II trymestr to powinnam zacząć coś przybierać na wadze. Może wróci mi apetyt? Może mięso przestanie mi "śmierdzieć"? No i zapisałam się na USG prenatalne na 10 maja (prywatnie).
A poza tym...
Synek pojechał dziś z Babcią do domu dziadków, bo dalej bierze antybiotyk, a chcieliśmy uniknąć trudnych scen przy odjeździe męża. Ja powoli pakuję mężowską walizkę i chlipię nad nią.
Cholera, że też pod wpływem życiowych konieczności oboje zgadzamy się na rozłąkę, której przecież oboje nienawidzimy. Co za życie - co za kraj!?
Brzuch mnie boli ze strachu. Nienawidzę pustego domu. Nie znoszę być sama. I już!
Gosia (u nas ok, bylam u doktora dziś jednak) - mam koleżankę, któa tak jak ty robiła doktórat. Zaszła w ciążę. Planowaną. Jej promotor powiedział jej wprost "włąsnie zrujnowała pani sobie życie, ja pani wsród naszej kadry już nie widzę" Od tamtej pory robi jej cały czas na złość i faworyzuje inne, bezdzietne. Nawet ją odsunął od jakiegoś unijnego projektu a jej badania wsadził innej dziewczynie do pracy. Nie znam się na tym za bardzo (doktoraty mi nie w głowie), ale czy tobie się tym przejmować? Przecież obrona twojej "pracy" i tak zależy na twojej pracy (umysłowej). A jego w ciebie zwątpienie powinno cie raczej bardzie zdopingować, żeby pokazać kuta*owi że z brzuchem czy bez jesteś tak samo wartościowa. Pisz, żesz to prace nie szukaj wymówek. Wystarczy że gratulacje największe masz u tego u góry i u nas - staraczek i ciężarówek. Ni i mężulka :) GO-ŚKA, GO-ŚKA, GO-ŚKA!!!!
nie zawraca sobie glowy palantem....koncz ta prace, zdazysz!!! skoro juz tak blisko jestes to do dziela!!! a reszta sie nie martw!!!
Niech zgadne - promotor to facet ?:)
a nie, promotor to babka ;)
No to w tym wypadku dochodzi jeszcze zazdrosc. Pewnie albo A/ jest stara panna z kotem albo B/ ma dzieci i jest najnieszczesliwsza na swiecie :D
cos w tym jest....a moze po prostu chce miec nad kims wladze...moze siedzac w meskim profesorksim swiecie tyle razy ja gnojono, ze teraz chce pognoic innych za to samo, za co jej sie oberwalo....nie wiem...zgaduje....nie przejmuj sie...
Nie ma dzieci, a staż małżeński ma krótszy niż ja. Myślę, że ona ma mnie dość i moich życiowych perypetii przecież na pierwszym roku doktoratu zaszłam w pierwszą ciążę i potem wzięłam dziekankę. Ona chce mnie mieć już z głowy... a tu taki klops.
no niestety tak to jest...ich najczęściej za bardzo nie obchodzi twoje życie rodzinne i osobiste, a praca naukowa jest najważniejsza, dlatego nie bardzo potrafią zrozumieć że ktoś może śmieć myśleć o ciąży, która jawi mi sie jako jawne przekreslenie kariery naukowej...nie mogę powiedzieć, ze wiem co czujesz bo mi się w ciąże zajść nie udało, też jestem na finiszu...ale mam koleżankę, która zaszła robiąc doktorat i też nie nie bardzo potrafili sie wczuć w sytuacje...nie przejmuj sie...z własnej perspektywy na twoim miejscu cieszyłabym sie z ciąży tak, że gadanie promotorki miałabym w poważaniu..