X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Na huśtawce
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››

18 marca 2014, 06:42

Napisałam promotorowi o ciąży. Nie było gratulacji - zamiast tego jest wielkie zwątpienie w to, czy zdążę napisać i złożyć pracę w terminie. Niestety, nie będę raczej mieć wsparcia w promotorze... I cały ciążowy optymizm szlag trafił. Posmutniałam.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 marca 2014, 06:41

20 marca 2014, 14:55

To prawdziwa lekcja pokory: myślałam, że wtorek był fatalnym dniem, no to środa okazała się dnem dna.

Ale zlewam już to wszystko. Uznałam, że jesteśmy z mężem parą pechowców życiowych i nic się nie da z tym zrobić. Nie dorobimy się nigdy niczego, bo zawsze "coś" wyskoczy. Dobrze będzie jeśli po prostu opłacimy rachunki i nie umrzemy z głodu. Należy podnieść nogę i olać to. Dosłownie.

Gdybym nie miała wsparcia mojego męża, to chyba bym się pochlastała. A tak, jakoś prę do przodu...

Zanikł mi apetyt i tylko z rozsądku zmuszam się do regularnych posiłków. Ale z trudem zjadam samo drugie danie na obiad. No i pierwsze dżinsy zostaną dziś odłożone na dno szafy (gniotą brzuch).

Jutro wizyta u gina. Nie mogę się doczekać pomiarów Tygryska :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 marca 2014, 14:55

22 marca 2014, 06:03

Byłam wczoraj na wizycie u lekarza, który będzie prowadził moją ciążę. Po badaniu zrobił mi USG, według którego Tygrysek ma 6.2 mm i wiek ciąży dokładnie pokrywa się co do dnia z moimi wyliczeniami (dziś kiedy to piszę jest (dokładnie 6 tydz i 5 dzień). Czyli znów jestem krok przed moim ginem :)

Znów są jakieś machinacje z datą porodu (wpierw 10.11 potem 15.11, raz nawet 24.10, a teraz znów 08.11) - nie przejmuję się tym zupełnie, bo Tygrysek i tak wyjdzie kiedy uzna to za stosowne. Synek zaczął się rodzić w 38 tyg + 4 dni, ale finał wypadł w 38 tyg + 6 dniu.

Następne dwie wizyty ustalone na 18 kwietnia i 9 maja. Mam już założoną kartę ciąży :)
Ale mam też pecha - drukarka przy USG znów była nieczynna, więc zdjęcia Tygryska nadal brak. Czy tak będzie przez całą ciążę?

23 marca 2014, 16:25

Poszalałam wczoraj w ogrodzie i w domu z wiosennymi porządkami. Dziś szarpnęłam prasowanie odkładane od miesiąca. No i w końcu akumulator wyczerpał się i padłam. Zaspałam na ostatnią, popołudniową mszę. Mam zakwasy w nogach i mega pragnienie. Śniły mi się lody karmelowe i ciasto domowej roboty, takie z orzechami... Ale to tylko sen, trzeba się ogarnąć i coś dziś jeszcze popracować :/

Podczas porządków znalazłam swoją koszulę do karmienia i pas poporodowy, który po pierwszym porodzie uważałam za konieczny (no co?, każdy strzela jakąś głupotę), ale wbiłam się w niego max. trzy razy i leży taki nowiusieńki... Chyba tak poleży dalej, bo nie sądzę, bym straciła rozum za drugim razem i na siłę robiła z siebie super-laskę :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 marca 2014, 16:24

25 marca 2014, 09:18

W przedszkolu uczyli dzieci schematu rozmowy przez telefon w razie wypadku, pożaru, nagłej choroby itp - przynajmniej syn tak twierdził, bawiąc w dzwonienie na policję. No i dorzuciłam swoje "trzy grosze" ucząc syna co ma powiedzieć, gdyby musiał zadzwonić na numer alarmowy 112 i jak w ogóle za to się zabrać.

Wczoraj myślałam, że znów bawi się w dzwonienie do babci/dziadka/cioci swoją komórką bez karty, ale zdziwiło mnie że w słuchawce słychać czyjś głos. Gdy wzięłam od niego telefon okazało się, że konwersował z panią z linii alarmowej. Zrobiło mi się wstyd, że syn blokował linię :/ Zawarliśmy umowę, że nie będzie już tam dzwonił, chyba że w poważnej sprawie. Ale czy on jest to w stanie zrozumieć?

To wszystko moja wina - mam fobię, że jak zostaniemy sami, to mi się coś stanie, a synek będzie sam z nieprzytomną/martwą matką i nikt nas długo nie znajdzie...
Jak męża nie było jesienią i teściowa się obraziła i przez kilka tygodni nie przychodziła do nas to jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym lęku, a teraz w ciąży to z pewnością będę świrować. Co z tym fantem zrobić?

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 marca 2014, 14:07

27 marca 2014, 09:46

http://i1271.photobucket.com/albums/jj626/malame99/dscf8169_zps9e54f048.jpg

Oto ciuszek rozm. 62, który jakieś dwa lata temu zaplątał mi się w rzeczy dla synka podczas zakupów w ciucholandzie. Tą bluzeczkę znalazłam dopiero w domu, gdy segregowałam szmateksowe zdobycze do prania. Sprawdziłam rachunek - kasjerka wyceniła tą rzecz na 1 zł, ale ja po prostu tego nie zauważyłam - kupiłam przecież całą wielką reklamówkę ciuchów dla dwulatka! Wszyscy w domu patrzyli na mnie wymownie, myśląc że jestem w ciąży, a kiedy zaprzeczyłam, Tato roześmiał się i stwierdził, że to po prostu ZNAK! Kiedyś będzie drugie dziecko i tyle... Zachowałam ten ciuszek z nadzieją, że kiedyś faktycznie się przyda, choć były chwile, że chciałam puścić go w obieg, dać czyjemuś dziecku, bo straciłam nadzieję na podwójne macierzyństwo.

Co ciekawe, na dwa lata przed urodzeniem się synka też miałam podobny ZNAK :) Starałam się o pracę i szukałam jakiegoś eleganckiego stroju na rozmowę i testy. Weszłam do sklepu z butami, który okazał się mieć też w swojej ofercie... tuniki. Podczas przymierzania sprzedawczyni radziła mi: niech pani weźmie większy rozmiar, bo jeszcze pani utyje. Byłam zdziwiona jej uwagami, ale kupiłam tunikę mimo podejrzanie wysokiej ceny (pamiętam to jak dziś - coś ponad 70 zł). Gdy wychodziłam ze sklepu, zamykając drzwi zobaczyłam szyld "odzież ciążowa". Wszystko stało się jasne! Sklep miał dwa wejścia - po jednym do każdej części: obuwniczej i odzieżowej :) W taki sposób stałam się posiadaczką ciążowej tuniki na ponad rok przed zajściem w ciążę hi hi.

Miałyście takie znaki od losu w różnych sprawach? Piszcie!

1 kwietnia 2014, 17:02

Synek przeziębiony - kaszle i smarka coraz bardziej, uziemiony w domu do końca tygodnia, ale może obejdzie się bez antybiotyku. Wzięłam w robocie opiekę i zwinęłam się do mamy. Ja też podłapałam katar i trzepią mną dreszcze, ale może samo przejdzie.

Trzepią mną też niestety nerwy - deadline złożenia pracy coraz bliżej i chociaż pracuję na pełnych obrotach, nie jestem ani trochę przekonana czy dam radę. Problem tkwi w tym, że jeśli chcę aby recenzenci zostali wyznaczeni na czerwcowej radzie, co daje mi szansę na egzamin i obronę przed porodem, to muszę złożyć całość najpóźniej 9 maja. Przesunięcie tego terminu oznacza, że recenzenci zostaną oficjalnie wyznaczeni dopiero we wrześniu i cała sprawa opóźnia się o kilka miesięcy, więc egzamin i obrona pewnikiem wypadną w okresie połogu :/

No, ale i ja mam swoje ograniczenia kondycyjne i czasowe. Co ma być, to i tak będzie. Nie chcę przez pośpiech zepsuć ostatniego - bardzo ważnego rozdziału. Nie chcę też płacić zdrowiem (swoim i Tygryska) za dotrzymanie jakiegoś tam terminu, o którym za rok nawet ja nie będę pamiętać.

Trzymajcie kciuki, bo jak to powiadają: "to ostatnia prostata" ;)

3 kwietnia 2014, 09:47

Zaczęło się "obstawianie" płci Tygryska. Notuję na pamiątkę pierwsze typy:
AMŻ: dziewczynka
AS: dziewczynka
MF: dziewczynka
KŻ: chłopiec
ŁP: chłopiec
MM: dziewczynka
Maxi: chłopiec

Czekam na kolejne typy :)

BTW: właśnie kliknęłam sobie na coś takiego: http://www.ciazowy.pl/kalkulator,plci-dziecka.html
Podobno opierają się na chińskim kalendarzu płodności. Teraz wyszło, że urodzi się dziewczynka, a za pierwszym razem poprawnie wytypowano chłopca.
Ale mam ubaw :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2014, 13:51

5 kwietnia 2014, 13:18

Z okazji soboty byłam na zakupach i... kupiłam pierwsze dwa ciuszki dla Tygryska :) Dosłownie nie mogłam się powstrzymać! Wiem, że dostanę mnóstwo ubranek (mam też trochę po synku), ale i tak chcę kilka rzeczy mieć tylko dla Tygryska...
To takie relaksujące zajęcie - oglądanie małych ubranek :D

Wiem wiem, oszalałam - to dopiero 9 tydzień...
I kupiłam jeszcze sobie kolorową sukienkę na lato - spokojnie może uchodzić za ciążową :) Każdy brzuch pod nią się zmieści.

Najlepsze jest to, że za ciuszki zapłaciłam 4 zł, a za sukienkę 2,50. Taka rozpusta to rozumiem :)

8 kwietnia 2014, 16:16

Zaczęłam 10 tydzień ciąży - suwak pokazuje, że to już 23% ciąży. Wow, czas mija tak szybko...

Do tej pory - straciłam tylko około 1 kg, ani raz nie wymiotowałam (sic!!!), tylko mam takie jedzeniowe niechciejstwo - zmuszam się z rozsądku do regularnych posiłków (dla dobra Tygryska).

Ta ciąża faktycznie jest inna: jestem już trochę bardziej świadoma i o wiele spokojniejsza, ale też nie mam wolnego czasu, by ją celebrować :/
Trochę mi tego żal, ale jak się odrobię, to może uda mi się nie przeoczyć finału ;)

Postanowiłam spać minimum 6 godzin i choćby miało się walić i palić, to nie będę zarywać nocek, ani zmuszać się do wstawania, jeśli odpoczynek miałby być krótszy niż wyznaczone minimum. Koniec kropka.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2014, 17:18

9 kwietnia 2014, 15:40

Jak nie urok to...
Okazało się, że w zeszłym tyg. ja i mój syn spędziliśmy 4 dni w towarzystwie 4,5 latki chorej na rumień zakaźny. Objawy choroby ukazały się oczom pediatry dopiero wczoraj, więc potencjalnie mogliśmy się zarazić. Okres inkubacji choroby 4-12 dni. Przeciwciała we krwi pojawiają się dopiero około 12-14 dni po zakażeniu, więc nie ma nawet sensu iść teraz na badania. Gin na urlopie - nie odbiera telefonów. Wizyta i usg diagnostyczne dopiero w następny piątek. Oczywiście dzieci przechodzą to łagodnie, zagrożone są tylko kobiety w ciąży, a dokładniej płód. Do czasu wizyty lub badań z krwi oczywiście będę gryzła paluchy ze stresu. Że też takie rzeczy wydarzają się w moim pierwszym trymestrze?!
K***a mać.

Na wszelki wypadek chyba zrobię jutro choć zwykłą morfologię - zobaczymy co CRP nam powie...
Nigdy nie chorowałam na choroby zakaźne - przez większość życia byłam z tego zadowolona, ale w ciąży to boję się już doprawdy wszystkiego. Nawet głupich leków przeciwwirusowych nie mogę brać, a łyka je mój czterolatek, grrrr...

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2014, 15:50

14 kwietnia 2014, 13:43

25% ciąży za nami. 10 tygodni minęło jak z bicza strzelił. Bilans na plus, bo nadal nie dolega mi nic poważnego - ot, czasem mam większego "lenia" niż zwykle, więcej śpię, miewam jedzeniowe zachcianki (np. teraz wyjadam własnemu dziecku żelki), a częściej miewam po prostu jadłowstręt. Czasem czuje się "rozmemłana" i "rozlazła", ale to ostatecznie jeszcze nie jest takie uciążliwe.

Wolnego czasu nadal brak - trzymam się przez to z daleka od forum, bo szkoda mi każdej chwili. Prócz incydentalnych zakupów (2-3 ciuszki) nie robię jeszcze żadnych większych zakupów, czy planów. Czekam na przełom lipca/sierpnia - wtedy chyba zacznę już coś gromadzić, o ile finanse na to pozwolą.

W ten piątek mam wizytę u gina i USG - już się nie mogę doczekać, bo od poprzedniego spotkania z Tygryskiem miną wtedy 4 tygodnie!

A no i mamy zawirowania, jeśli chodzi o ustalanie imion. Totalny mix się z tego zrobił - zmiana faworytów, szczególnie w wersji żeńskiej :/

17 kwietnia 2014, 16:33

Mój synek kończy dziś 4 latka! na samo wspomnienie jego narodzin mam łzy w oczach - to było najważniejsze wydarzenie w moim życiu, choć poród był koszmarny, ale za to nagroda najwspanialsza na świecie!

Ale dzisiejszy dzień to nie tylko radość, ale też smutek... Dowiedziałam się, że koleżanka z Ovu, która miała termin porodu na ten sam dzień co ja, straciła swoje maleństwa.
Dobrze, że mam wizytę u gina już jutro, bo sama zaczęłam się niepokoić o Tygryska!

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 kwietnia 2014, 16:33

19 kwietnia 2014, 19:37

Byłam wczoraj na USG. Wreszcie mam zdjęcie! Tygrysek ma 4.52 cm i rozwija się prawidłowo. Cała reszta też ok. Następna wizyta za 3 tyg. Badanie prenatalne usg zrobię prywatnie - bo jednak zależy mi na jakości aparatu usg, a ten w przychodni to niezbyt dokładny :/

http://i1271.photobucket.com/albums/jj626/malame99/tygrysek_zps5ea213a8.jpg

23 kwietnia 2014, 14:04

Przez ten wpis: http://polozna.blog.pl/ , zaczęłam na nowo rozmyślać ku czemu się skłaniać tym razem? SN czy CC? Wiem, że jeszcze sporo czasu do decyzji o tym, ale u mnie metoda oznacza też wybór szpitala/położnej itp. Jeśli będą wskazania do CC to dyskusji oczywiście nie ma, ale jeśli takowych wskazań nie będzie to co wtedy, a?
Boję się powikłań. Pierwszy poród to była dla mnie trauma, ale jakimś cudem skończył się happy endem (opiszę to innym razem). Nie wiem czy mam znów liczyć na łut szczęścia? Trudne to wszystko. Bardzo trudne :/

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 kwietnia 2014, 14:05

24 kwietnia 2014, 10:47

Mam pierwsze typy jeśli chodzi o wybór szpitala - oczywiście pojadę tam z mężem dopiero w sierpniu/wrześniu na rekonesans (by sprawdzić czas przejazdu od nas z domu), ale już teraz pozbierałam mnóstwo opinii, które w 90% są pozytywne! Strasznie jestem tym podekscytowana, bo zaświeciło się dla mnie światełko w tunelu - jest tam możliwy poród SN ze znieczuleniem lub w wodzie, a w razie konieczności nie robią kłopotu z CC (jak trzeba to trzeba). Mały, kameralny (i prywatny!) szpital z umową na NFZ. Bajka!!! Szkoda, że nie nie mówiło się o nim nic 4 lata temu (dopiero zaczynali działać w tej filii bliżej mnie).

https://www.youtube.com/watch?v=AK5_AJRFS5Q

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 kwietnia 2014, 11:36

24 kwietnia 2014, 13:06

Rozmyślań ciąg dalszy: Roztoka?

Stawiam na Szpital św. Elżbiety w Roztoce.

http://www.sw-elzbieta.pl/

Jakie plusy według mnie ma szpital im. św Elżbiety w Roztoce?

- jest stosunkowo niedaleko mojego domu (zdecydowanie bliżej niż Krynica Zdrój) i jedzie się tam trasą krakowsko-tarnowską, która nawet w środku dnia ma dużą przepustowość, więc nie powinno być problemu z dojazdem

- sale do porodu są pojedyncze, a po porodzie jedno lub dwuosobowe (każdy z łazienką), opieka nad dzieckiem według życzenia rodzącej: albo zabierają bo chcesz odespać, albo zostawiają dziecko na sali.

- nie muszę wcale chodzić tam do przychodni, ani nikogo znać z personelu, by po prostu zgłosić się do porodu i być traktowaną normalnie, jak inne pacjentki

- w razie komplikacji stamtąd jest najbliżej do Krakowa (mają oddział neonatologiczny, ale tylko II stopień referencyjności, podobnie z resztą jak wszystkie szpitale w okolicy, bo tylko kilka krakowskich ma III stopień)

- nie muszę za nic płacić. A dowiedziałam się, że w Limanowej bezpłatne ZZO to ściema, bo zawsze mówią babkom, że jest "za wcześnie", a chwilę potem "za późno" - znany trik. Poza tym do Limanowej nie wybrałabym się bez "swojej położnej", której trzeba zapłacić min. 500 zł. Nie chodzi tu o samą kasę, tylko o to, że nigdy nie wiadomo, jak takie sprawy załatwiać i czy faktycznie personel szpitala taką położną by dopuścił na 100% do akcji porodowej

- ten szpital w Roztoce wydaje się najlepszy jeśli miałabym nadal trzymać się wersji o SN, bo gdyby było zalecenie do CC to niby Limanowa ma punkt przewagi z racji tego, że tam mógłby mnie operować mój lekarz prowadzący, ale i to nie jest dla mnie jakimś szczególnym argumentem. Limanowa zapadła mi w pamięć jako masówa i rzeźnia i cała trauma związana z porodem to właściwie kontakt z tamtejszym okropnym personelem i w ogóle całym budynkiem - intymność to miałam jedynie pod prysznicem :/

- Nowy Sącz jako ewentualność skreślam całkowicie (mają najwyższy wskaźnik zakażeń paciorkowcem i ogólnie mają jeszcze gorszą opinię niż Limanowa)

- Krynicę rozważałam z uwagi na kameralność, dobre warunki i bliską odległość od domu Rodziców (mama zna ponoć tam jakieś położne), ale po pierwsze w razie powikłań to o 90 km dalej do Krakowa niż z Roztoki, po drugie szefuje tam "bóg" Stettner, który ostatnio popełnił kilka błędów i podjął kilka złych decyzji, ale inni lekarze nie postawią mu się, nawet jak się z nim nie zgadzają :/ To całkiem tak, jak w Limanowej względem ordynatora Pieniążka i jego zastępcy Widomskiego (tylko, że tu poważniejszy kaliber, bo obaj mają sprawy o błąd w sztuce - czwórka dzieci zapłaciła za to życiem).

Rozważam to tak dokładnie, bo w moim przekonaniu ta ciąża i poród są ostatnimi w mojej karierze bycia mamą. Nie chcę ulegać presji rodziny, że muszę "załatwić" sobie CC, ani nie chcę czuć się przymuszona do SN.

Po pierwszym (bardzo ciężkim) porodzie zostało mi wysiłkowe nietrzymanie moczu, przez ponad rok walczyłam z wypadającym jelitem grubym (4 godziny parcia zrobiły swoje), blizna po nacięciu krocza do dziś mnie ciągnie (pewnie przez to zapalenie wywołane złymi nićmi, które nie chciały się rozpuścić). Mam obniżone dno macicy i pękniętą szyjkę, a przecież jeszcze nie wiadomo jak to wpłynie na drugą ciążę. Uważam, że wystarczy tych "pamiątek".

Dlatego choć pierwsze chwile z synkiem po porodzie uważam za najcudowniejszą rzecz jaka mnie w życiu spotkała (m.in to, że mąż przeciął pępowinę, że mogłam go tulić przez dwie godziny i przystawiać do piersi), a było to możliwe dzięki porodowi SN z udziałem męża, i generalnie nie boję się bólu - już wiem, że choć straszny, jest on do przeżycia (to nie ból był traumą, ale ludzie wokół mnie podczas porodu i przez te kilka dni pobytu w szpitalu z Małym), to zamierzam wykorzystać wiedzę, jaką zdobyłam przez te 32 godziny spędzone na porodówce za pierwszym razem.

Niech to przeżycie się nie zmarnuje! Nawet jeśli finalnie będzie to oznaczało po prostu prośbę o znieczulenie lub o CC.

Nic nie muszę i mam prawo decydować o swoim ciele i rodzącym się dziecku. Amen.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 września 2016, 23:53

28 kwietnia 2014, 13:53

Przyznam, że jest mi ciężko: w pisaniu doktoratu wielkie zaległości (zawalam kolejne terminy), w pracy czeka mnie nawał obowiązków od 5 maja, synek rozchorował się i bierze antybiotyk (uziemiony w domu od zeszłego czwartku do następnego poniedziałku), a maż wyjeżdża na 3 miesiące do Francji już w tą środę... Chyba zapłaczę się do cna. Po prostu nie wiem w co mam ręce włożyć. Oficjalnie zaczynam odliczanie: BYLE DO DRUGIEGO TYGODNIA SIERPNIA!!!

MUSZE JAKOŚ PRZEŻYĆ / WYTRZYMAĆ TEN DRUGI TRYMESTR, KTÓRY ZACZNIE SIĘ JUŻ W PRZYSZŁYM TYGODNIU...

28 kwietnia 2014, 17:34

Pocieszam się drobnostkami - na przykład tym, że wczoraj pojechałam z mężem na rekonesans do Szpitala im. św. Elżbiety w Roztoce i w rzeczywistości okazał się on jeszcze lepszy niż na zdjęciach w necie! Miła pani położna bez problemu oprowadziła nas po całym budynku - pytając przy tym delikatnie na jaki poród się nastawiam, co bym sobie życzyła, a czego absolutnie nie... Odpowiedziała na wszystkie nurtujące mnie pytania. Personel miły i uśmiechnięty, położne przewracały oczami tylko wtedy, gdy powiedziałam kilka słów o swoim pierwszym porodzie, ale to już mnie nie dziwi ;)

I wiecie co? Widziałam takie maleństwa w inkubatorach i dzidziusie wypisywane do domu! I rozkleiłam się zupełnie, oczywiście twierdząc, że nasz synek taki mały nie był! :)

Wzięło mnie na całego!

Obliczyliśmy czas dojazdu: 38 km pokonaliśmy w 35 minut, nie łamiąc przepisów, w normalnym ruchu (dużo ludzi wracało z weekendu w stronę Krakowa). To brzmi dobrze, a wygląda jeszcze lepiej, jak hotel albo jakieś SPA! Mąż zachwycony - cały czas powtarzał, że lepiej późno znaleźć taki szpital-skarb niż wcale i że właśnie po to, było nam potrzebne doświadczenie z Limanowej, z pierwszego porodu.

Przyznam, że jak obejrzałam salę operacyjną - to tylko trzy kroki od sali porodów rodzinnych (tam nie ma ogólnych, zbiorowych sal porodowych!!!hura!), to przeszedł mnie dreszcz i pomyślałam, że zrobię wszystko by tam nie trafić, tylko urodzić naturalnie.

Oczywiście zobaczymy za pół roku jak to wyjdzie w praktyce...

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 kwietnia 2014, 17:35

29 kwietnia 2014, 20:20

Po wpisie na blogu położnej o wyprawce kosmetycznej dla maluszków http://polozna.blog.pl/ zaczęłam sprawdzać czym są owe niesławne i groźne parabeny i konserwanty w kosmetykach dla dzieci. I tak klikając od strony do strony znalazłam taki blog http://www.srokao.pl/2013/01/analiza-chusteczki-nawilzane.html, na którym są różne analizy wybranych grup produktów (nie tylko dla dzieci!).

W samą porę coś tam się dowiedziałam, bo pobrałam 2 tygodnie temu w Rossmanie kartę "Rossnę" i zaczynam powoli kupować kosmetyczną wyprawkę dla siebie i dzidziusia (dla starszaka i małża też kupuję ale nazwać tego wyprawką się raczej nie da ;). Mam nadzieję, że metodą drobnych kroczków doczekam się 10% rabatu jak przyjdzie czas na kupowanie pieluch w większych ilościach.

Kupuję uważniej niż kiedyś (nie tylko z uwagi na ograniczony budżet, bo to akurat u mnie się nie zmienia), ale pod kątem składu kosmetyków. Bo wiecie - facjatę mam teraz paskudną, same pryszcze (!) i placki suchej lub przetłuszczonej skóry - zupełnie nie do ogarnięcia. Wszystkie kremy zaczęły mi nagle "śmierdzieć" i od byle głupiego zapachu szamponu boli mnie głowa. No, tego to jeszcze nie znałam :/ Zazwyczaj mogłam stosować wszystko "jak leci" - byłam wierna jedynie szamponom przeciwłupieżowym, bo inne mogę stosować incydentalnie, bo po kilku razach pojawia się łupież :/

No a teraz? Już słyszę naokoło, że to chyba "córka" zabiera mi urodę. No, jeśli tak to raczej zabiera namiastki urody, bo miss to ja nigdy nie byłam i nie będę :D

Waga stoi prawie w miejscu - 60.5 kg, czyli od początku minus 1,5 kg, ale w przyszłym tyg. zaczynam II trymestr to powinnam zacząć coś przybierać na wadze. Może wróci mi apetyt? Może mięso przestanie mi "śmierdzieć"? No i zapisałam się na USG prenatalne na 10 maja (prywatnie).

A poza tym...
Synek pojechał dziś z Babcią do domu dziadków, bo dalej bierze antybiotyk, a chcieliśmy uniknąć trudnych scen przy odjeździe męża. Ja powoli pakuję mężowską walizkę i chlipię nad nią.

Cholera, że też pod wpływem życiowych konieczności oboje zgadzamy się na rozłąkę, której przecież oboje nienawidzimy. Co za życie - co za kraj!?

Brzuch mnie boli ze strachu. Nienawidzę pustego domu. Nie znoszę być sama. I już!
1 2 3 4 5 ››