X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe z pamiętnika (nie takiej już) młodej mężatki- przygoda z macierzyństwem
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

31 sierpnia 2015, 21:19

Od wtorku leżę w szpitalu, dwie nieudane indukcje, balony, oxy- 4 butelki i masaż szyjki-3 razy. Nie chcą mi zrobić cc bo jak twierdzą na fanaberie się cc nie robi. A jak się popłakałam to nazwali mnie histeryczką i chcieli wezwać psychologa. Jest jedna wielka masakra, chaos informacyjny i brak lekarza prowadzącego. 6 dni leżałam na porodówce głodna, uwiązana KTG, prawie nie śpiąc. teraz jestem na patologii ciąży, są lepsze warunki, mogę mieć chociażby laptopa. Moja psychika, poczucie wartości zostały zryte kompletnie i jak stąd wyjdę to chyba mnie czeka terapia. Nie zgodziłam się na 3 indukcję- bo co to da, więc teraz mam leżeć i czekać aż się zacznie naturalnie bo nie chcą mnie wypisać ze względu na zaburzenia tętna u Małej. okresowo ma tachykardię 180-200 ale myślę, że to moje nerwy tak działają. Robię to tylko dla niej i o niej myślę. Pomódlcie się za nas albo coś bo ja się boję, że to się źle skończy :(

1 września 2015, 09:51

Jak urodzić i nie zwariować??

Tu na patologii ciąży jest raj na ziemi w porównaniu do tego koszmaru porodowego :). Sale 2 osobowe, łóżka wygodne, jedzenie smaczne (choć średnio na czas co przy insulinie skutkuje lekkim rozstrojem cukru), można spacerować, mieć laptopa itp. Koszmarem jest Oddział obok za wielkimi otwieranymi automatycznie drzwiami. Boże na co ja się napatrzyłam przez te kilka dni i czego sama doświadczyłam. Nie sądzę, żeby ktoś stąd czytał mój pamiętnik ale napiszę o tym dopiero jak urodzę zdrowo i bezpiecznie moją córcię i pójdę do domu (wolę dmuchać na zimne). Jak na razie zalecania dla mnie są dość proste: 4 x dziennie KTG, spacery po parku, chodzenie po schodach i masaż brodawek. Da radę zrobić. Emocje są we mnie różne ale stwierdziłam, że muszę się uspokoić i dać radę dla Małej. Tylko dla niej to wytrzymuję i wiem, że jej widok mi to wynagrodzi :)

1 września 2015, 21:18

Po zabiegach w spa szpitalnym :p (masaż szyjki i brodawek), schodoterapia, mała kawa i cukierek (ale o tym sza bo mnie zatłuką) szyjka zgładzona, miękka i rozwarcie na 2 palce. No nie wiedziałam, że można się tak cieszyć z rozwarcia :P. Za to skurczy brak :/

2 września 2015, 09:00

9 dzień w szpitalu

nie tak sobie wyobrażałam poród i spotkanie z moim dzieckiem. Zazdroszczę kobietom, które do ostatniej chwili siedziały w domu z mężami, mogły wejść pod prysznic, zjeść kanapkę, wyprzytulać psa czy kota, zabrać spakowaną torbę i dopiero wtedy pojechać. Mnie codziennie tabuny ludzi pytają czy: skurcze są- odpowiadam nie ale jak to nie ma?, codziennie ktoś sprawdza czy jest rozwarcie- no coś tam jest ale kiepskie ale jak to?. Niestety z racji cukrzycy wpadłam w tryby maszyny szpitalnej, która nie chce mnie teraz puścić. Powinnam założyć taką kartkę na której będę stawiać kreskę za każdym razem kiedy ktoś powie "no i co nie chce pani urodzić?" a potem pójść z tym do kasy szpitalnej i niech mi wypłacą złotówkę za każde stwierdzenie- została bym milionerką a Ala mogła by pójść na studia w Oxfordzie.
No i przejrzeli mnie taki mam podły plan, że nie chcę urodzić. Z brzuszkiem mi ładnie, czuję się sexi i postanowiłam nosić go do końca życia. Ala ma tam dobrze, ciepło, przytulnie a jak skończy 18 lat i będzie pełnoletnia to może załatwi sądowy nakaz uwolnienia :)
Powyższe tylko potwierdza, że Polska to kraj absurdów. Wszędzie na świecie (mówimy o tych bardziej cywilizowanych obszarach) medycyna przenosi się poza mury szpitali. Tworzy się zespoły środowiskowe złożone z pielęgniarek, położnych, lekarzy, psychologów, pracowników socjalnych i całej masy innych ludzi, którzy odwiedzają pacjentów w domu. Tak jest w psychiatrii, położnictwie, pediatrii itp, itd. To jest po prostu tańsze. Udowodniono również że pacjent w domu dochodzi do siebie szybciej (mniej stresu). Przecież ja tu jestem również za Wasze pieniądze (no moje też) i mam wrażenie, że zajmuję miejsce komuś kto go potrzebuje, nic nie zagraża mojemu ani dziecka zdrowiu ale muszę tu być, przez to że w Polsce nie ma opieki środowiskowej. Co za problem, żebym była w domu i raz dziennie przyjechałaby położna i mnie zbadała i zrobiła KTG? Albo np. wypożyczono by mi KTG żebym je robiła sama i raportowała wyniki? To by było o niebo tańsze.....
Ciągle mówi się u nas o oszczędzaniu, o tym że opieka zdrowotna kosztuje krocie a wszędzie pieniądze przeciekają przez palce. Oj Panie Ministrze Zdrowia poczytaj Pan mój pamiętnik albo zadzwoń bo mam kilka ciekawych koncepcji :P

5 września 2015, 07:07

Ciąża zakończona 4 września 2015

8:05 po 36h na świat przyszła SN ważąca 3730 i mająca 54 cm Alicja. Z Małą wszystko dobrze 10/10 za to mama bliska była zejścia z tego świata bo straciła dużo krwi. Obecnie leżymy na położniczym, Ala musi być dokarmiana. Mnie czeka transfuzja krwi jeśli morfologia poleci jeszcze bardziej. Na razie dużo piję, sok z buraków i inne wynalazki. Opis porodu niebawem :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 września 2015, 07:12

6 września 2015, 16:45

No to jestem gotowa opisać to co się działo. Kto ma słabszą psychikę niech nie czyta :P

25,08 zostałam przyjęta do IP bo dostałam informację, od swojej pani dr że ciąże cukrzycowe rozwiązuje się wcześniej. Na IP nie czekaliśmy długo, podłączono mnie pod KTG- panie położne super. Przyszła pani dr R. pokiwała głową i zaprosiła do badania. Tak mnie zbadała, że zrobiło mi się słabo po zejściu z fotela a ona miała powód do radości. Z racji tego że w posiewie wyszedł C.albicans zadecydowano o indukcji tylko oxy i pobrano wymaz kontrolny. O 11 na bloku porodowym podłączono mi KTG i oxy. Masakra, zero ruchu, do toalety nie można bo oxy się leje a KTG trzyma. Dostałam delikatnych skurczy. PO 11h zdecydowano, że indukcja się nie udała i przeniesiono mnie na salę obserwacyjną. Cały czas pod KTG bez jedzenia. O 4 skurcze się wyciszyły, dostałam jeść ale co próbowałam zasnąć przychodziła położna i mnie opieprzała, że ona zapisu dziecka nie widzi (kurcze nie spałam chyba 24h i ledwo siedziałam). Na szczęście tylko jedna była taką zołzą (nie tylko dla mnie) i została szybko spacyfikowana przez panią dr. Zasnęłam. Następnego dnia trafiłam na Patologię Ciąży niestety wieczorne KTG tętno Małej>180 oraz moje ciśnienie 150/100 i wymioty spowodowały powrót na blok porodowy. Padło hasło cc. Obserwowano mnie całą noc i nic się nie powtórzyło. Środę, czwartek i piątek spędziłam uwiązana w łóżku na bloku porodowym. To była gehenna, do łazienki na 3 minuty, od piątku na czczo bo w sobotę zakładanie balonika (posiew jałowy). Balonik założyła mi koleżanka w sobotę dopiero w godzinach wieczornych. Cały czas byłam na czczo. Bolało jak diabli, w niedzielę oxy od rana i koło 14 wyjęcie balonika. O 18 uznano, że indukcja nieudana i przeniesiono mnie na Patologie. Na PC zupełnie inna bajka, swoboda, nowe 2-osobowe sale, cisza, spokój. Leżałam sobie i odpoczywałam i nie było koncepcji co tu ze mną zrobić. Obiecywano rozwiązanie w piątek ale nikt nie podawał szczegółów. W środę wieczorem zaczęły się delikatne skurcze, które się nasilały. Rozwarcie marne 1 palec. Czwartek skurcze coraz gorsze, musiałam spacerować i chodzić pod prysznic. W wieczornym zapisie spadek tętna Ali do 70. Decyzja, że dziś rodzimy. Na bloku porodowym rozwarcie 2 cm, skurcze bolesne, nawet parte ale jak tu przeć jak szyjka zamknięta. Dostałam gaz (podtlenek azotu) i położna przebiła pęcherz płodowy. I się zaczęło.

cdn

Po przebiciu pęcherza skurcze się rozkręciły. Były mocne skurcze parte. Na szczęście rozwarcie ruszyło do 3 cm i dostałam ZZO. Anastezjolog był bardzo sympatyczny, ale musiałam się mocno trzymać żeby nie poruszyć się w trakcie zakładania cewnika. O 23 dostałam pierwszą dawkę epiduralu a potem 5 co 1,5h jak tylko skurcze zaczynały być coraz mocniejsze. Na epiduralu spałam jak suseł aż do rozwarcia 9 cm. Ostatnia dawka poszła ok 6 rano. O 7 panie położne się zmieniły i przyszła taka cudowna, której będę wdzięczna do końca życia. Zbadała mnie i powiedziała, że zaraz będzie 10 cm i ruszamy. O 7:30 wszedł zespół, złożono łóżko do porodu i się zaczęło. Parę razy parłam na łóżku ale położna zaproponowała w kucki obok i to było to. Cały czas była ze mną na podłodze i dopingowała. Na ostatnie 3 parcia wlazłam na to wyrko porodowe i przy minimalnym nacięciu (2 szwy) urodziłam Małą. Jaka to była ulga. Mąż przeciął pępowinę (miało go nie być przy parciu, miał obawy a zaglądał mi ciekawski między nogi jak się główka rodziła :P i był zafascynowany jak kości zachodzą na siebie na ciemiączku i jeszcze był zdziwiony że ja tego nie widziałam). Dostałam córcię na klatkę i mogłam ją przytulać i całować. Niestety okazało się że łożysko było niepełne i trzeba mnie łyżeczkować. Gdzieś trzasnęło naczynie i strasznie krwawiłam, spadło mi ciśnienie, TŻ mówi, że zbladł. Odpłynęłam, podczepili płyny i żel do wypełniania łożyska i wezwali zespół anastezjologiczy do ewentualnej reanimacji. Dostałam tlen i leki i udało się zastopować krwotok. Ciśnienie miałam 50/30 straciłam 700 ml krwi. Jak mnie docucili to leżałam 4h z moją gwiazdką i TŻ. A potem przewieźli nas na położnictwo. Alutek dostała 10/10, jest pulchniutka, pachnąca bobaskiem, ciągle głodna i uwielbia się wtulać. Ja dochodzę do siebie, chcieli mi robić transfuzję krwi ale obyło się bez. Już 6h po porodzie starałam się chodzić i robić przy sobie mimo niewielkich zawrotów głowy. Na pierwszą noc zabrano mi Alusię (za moją zgodą żebym się wyspała) i dobrze mi to zrobiło. Jedyny minus to praktycznie brak pokarmu no ale przy takim ubytku krwi. Ale nie poddajemy się chociaż mój biust cierpi.
Nie wiem jak ocenić to wszystko. Cała indukcja i pobyt w szpitalu z tym związany MASAKRA. Sam poród pomimo powikłań dzięki pani położnej, jej wsparciu i cierpliwości no i zzo bardzo dobry. A teraz i tak o tym zapominam patrząc na mojego puciatka łypiącego okiem. A jutro do domu :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 września 2015, 17:35

7 września 2015, 13:21

I już po obchodzie i pediatrycznym i ginekologicznym. Młoda zdrowa jak rydz, ja powinnam jeszcze zostać ze względu na hemoglobinę 7,4 ale zdecydowałam, że idę do domu bo toczyć mi nie będą a dietę w domu też da się stosować nawet lepszą niż w szpitalu. Muszę podjeść i będzie lepiej. Także w ruch idzie pietruszka, morele, orzechy, szpinak, czekolada gorzka, wątróbka i podroby. Poradzimy sobie. Po 14 dniach home sweet home <3

24 października 2017, 01:20

Kontynuacja pamiętnika w KidzFriend - zapraszamy
1 2 3 4 5