X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Czarodziej i Alicja z Krainy Czarow
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

19 lipca 2013, 22:33

W końcu mam okres. Wizytę musiałam przełożyć, bo za późno przyszedł. Ale najważniejsze, że jest. Do lekarza jadę w czwartek. I zaczynam działania. Boże pomóż by nam się udało.

20 lipca 2013, 22:41

W poniedziałek byłam u dentysty. Tak mnie znieczuliła, że 8 godz po wizycie można by było mi jeszcze zęby wyrywać i nic bym nie czuła. Nigdy jeszcze tak mocnego znieczulenia nie dostałam. Ponieważ buzię miałam cały czas sztywną a ja byłam głodna, to zjadłam kanapkę. I mam teraz za swoje. We wtorek jak rano wstałam niesamowicie usta mnie szczypały. A ja podczas jedzenia pogryzałam sobie usta. Do tej pory mnie szczypią. Najgorzej jak jem pomidora. Nigdy do tej pani stomatolog już się nie wybiorę.
Rozmawiałam ze swoim bratem. Będą mieli synka. Dziwi mnie jak szybko lekarz im powiedział o płci dziecka. Jego żona jest teraz w 14tc. A ja musiałam czekać na taką informację do 20tc. Wcześniej lekarz nie chciał nam powiedzieć.
Zastanawiam się co można kupić dziecku z okazji chrztu. Do rana miałam pomysł zakupu łańcuszka z medalikiem. Nawet wczoraj byłam u jubilera i wybrałam odpowiedni prezent. A tu rano dzwoni to mnie mama i informuje mnie, że babcia dziecka kupiła taki prezent. Zatem mój pomysł spalony. Może kupię jakiś komplet kolczyków z zawieszką? A może Wy byście mi coś doradziły? Nie chcę dawać kasy. Pieniążki rodzice wydadzą i dziecko nie będzie miało żadnej pamiątki. A ja chciałabym by mała miała coś na całe życie. By pamiętała, że chrzestna dała jej ten prezent.
Okres mam niezbyt obfity. Więc pewnie szybko sobie pójdzie. I niech nie wraca przez najbliższy rok.

23 lipca 2013, 20:31

Już po okresie. Żegnam Cię na najbliższy rok. Pa pa nie będę za Tobą tęsknić. Proszę nie przychodź do mnie do maja 2014r.
Wczoraj napisałam za namową pani psycholog list do swojego Zarodeczka. Nie jest łatwo wylać swoje emocje, nadzieje, obawy na papier. Ja to zrobiłam. Raczej nie jest mi lżej, ale na pewno wiem, że otwarcie przyznaję się jak bardzo zależy mi na Zarodeczku - na dzidziusiu który będzie z niego. Oraz jak bardzo cierpię z powodu straty mojej kruszynki.
Rano byłam na badaniach z krwi. Pani w laboratorium zapytała się mnie czy te badania potrzebne są mi do szkoły? Popatrzyłam się na nią jak na kogoś z kosmosu. Ale z drugiej strony wiem, że nadal wyglądam bardzo młodo. Bardzo często jak kupuję papierosy mężowi (ja nie palę) to proszą mnie o dowód. A ja mam przecież 31 lat. Koleżanki z pracy powtarzają mi przy takich okazjach - nasza dziewczyneczka.
W pracy dwie koleżanki na urlopach, więc nie mam czasu na nic. A ja też już niedługo szykuję się na urlop. Więc muszę wszystko co do mnie należy zrobić.
W tym roku niestety nie pojedziemy na wakacje. Swój urlop wykorzystam na zagnieżdżenie się we mnie Zarodeczka. Będę leniuchować na maxa. Na wyjazd nas nie stać. Grób dla Gabrysi kosztował wszystkie nasze oszczędności. Teraz transfer też nie za darmo. Rok musimy jakoś wytrzymać bez żadnego wyjazdu. Za to w następnym pojedziemy na wczasy nie sami ale razem z maleństwem.

24 lipca 2013, 22:00

Jutro wizyta w klinice. Chodzę podekscytowana jakby nie wiadomo co miało się zdarzyć. Mąż również nie może doczekać się wizyty. Rano wróci z pracy i jedziemy. Mamy do pokonania ponad 100km drogi. I wielkie korki by wjechać do Warszawy.
Na jutro umówiona jestem też na wymaz z kanału szyjki macicy. Wynik odpowie mi na pytanie czy pozbyłam się paciorkowca? Teraz już nie ma czasu na walkę z nim. Zapobiegawczo by nie mieć do czynienia z żadną grzybicą jem codziennie wstrętne jogurty naturalne albo kefiry.

25 lipca 2013, 18:08

Jestem po wizycie. Była bardzo krótka. Trwała może minutę... Ale z konkretów to są 2 ładne pęcherzyki i kilka maleńkich. Transfer będzie na cyklu naturalnym. Następna wizyta 2 sierpnia. Wtedy też będzie można coś powiedzieć kiedy zarodeczek zostanie do mnie włożony.
Po wizycie szybciutko jechaliśmy do domu. Miałam wizytę u swojej pani psycholog. Rozmawiałyśmy o mojej roli w życiu mojej przyszłej chrześnicy. I stwierdziła, że lepszej matki chrzestnej koleżanka nigdzie by nie znalazła. Poczułam się tak dowartościowana, jak mało kiedy.
A później znowu szybciutko do laboratorium. Tam umówiona byłam na wymaz z kanału szyjki macicy. Wynik będzie we wtorek. Ale zapowiedziałam pani, że ma nic nie wyhodować. Że nie chcę nic słyszeć o paciorkowcu.
Odebrałam wynik tsh i ft4. I muszę zwiększyć sobie dawkę euthyroxu. A jakieś 2 tygodnie temu zmniejszyłam sobie dawkę o połowę bo chodziłam cały czas senna i zmęczona. Teraz czuję się znacznie lepiej, ale tsh rośnie. Jak endokrynolog nie jest na urlopie to spróbuje w poniedziałek się do niego dostać.

26 lipca 2013, 22:40

Kupiłam prezent chrześnicy na chrzest. Chociaż o tym nie będę musiała już myśleć.
Jeśli będzie ładna pogoda w długi weekend sierpniowy uzgodniliśmy z mężem, że pojedziemy na parę dni nad morze. Jeśli uda nam się zajść w ciąże to będzie piękny początek mojego błogosławionego stanu. Już teraz myślę, jak mu na plaży przy zachodzie słońca powiem o bobasku w moim brzuszku. Było by miło, gdyż w takiej scenerii właśnie mąż mi się oświadczał. A gdy się nie uda to wolę nawet o tym nie myśleć....

28 lipca 2013, 13:50

Wczoraj śniło mi się, że koło mojego domu leciał bocian. Wstałam i zastanawiałam się czy to było we śnie czy na jawie. Mieszkam w mieście i nigdy nie miałam okazji tuż przy swoim domu widzieć bociana.
Przywiozłam na weekend swojego brata. Jest między nami 21 lat różnicy. Niektórzy uważają, że jest to mój syn. Głupim ludziom nie ma sensu tego tłumaczyć. Niech uważają co chcą. Kacperek jest wspaniały. Zawsze uczynny, pomocny. Nieraz się zastanawiam, że taki mały a potrafi humor mi poprawić w maleńką chwilkę. Dla niego od samego początku byłam skłonna do różnych poświęceń i tak jest do dnia dzisiejszego. Mimo, że nie jest moim synem, ja traktuję go nie jak brata, a jak swoje dziecko. I rozpieszczam go jak żadne inne dziecko w rodzinie.

30 lipca 2013, 17:06

Odebrałam wyniki wymazu z kanału szyjki macicy. Byłam wręcz pewna, że wyjdzie wynik jałowy. A tu dupa. Wynik identyczny jak przed leczeniem. Zjadłam tyle leków i nic do nie dało. Jem codziennie te obrzydliwe kefiry i jogurty naturalne, zero seksu, prowadzę tak higieniczny tryb życia jak nigdy dotąd, a mój ulubiony paciorkowiec nadal jest ze mną. A oprócz niego jeszcze grzyb. Mój gin jest na urlopie, więc nie pójdę do niego. Pozwoliłam sobie na napisanie mu smsa z pytaniem co ja mam teraz robić? Ale dostałam odpowiedz, że trudna decyzja. I żadnych konkretów. A mnie to interesuje, czy gdybym zaszła teraz w ciąże to czy jej nie stracę przez to paskudztwo? Z drugiej strony nic nie czuje by mnie coś piekło, swędziało itp. Żebym miała pewność, że po kolejnych lekach to wytępię. Ale pewności żadnej nie mam. Z paciorkowcem użeram się latami. Są nieraz momenty, że nie wychodzi na wyniku, ale jak robię kolejny jest z powrotem. Lekarz twierdzi, że jestem nosicielką jego. Żebym przez in vitro miała jałowy wynik czekałam na to 1,5 roku. Co ja mam teraz robić? Czy podejść do transferu bez względu na wynik, czy czekać miesiąc lub rok by uzyskać wynik mnie zadowalający. Poradźcie coś dziewczyny?

31 lipca 2013, 21:50

Rozmawiałam ze swoim ginekologiem. Kazał brać penicylinę. Więc pobiegłam dziś do przychodni po antybiotyk i już o przyjmuję. Powinnam wyrobić się z nim przed transferem. W piątek lekarz z kliniki podejmie jeszcze decyzje co dalej robimy. Zawsze jak się za coś zabieram, to robię to na wariackich papierach. Teraz widzę, że zaczyna się dokładnie tak samo. W trakcie procedury po punkcji tak przyszło do płacenia w klinice okazało się, że mam limit na karcie i nie mogę zapłacić. Biegałam wtedy tuż po narkozie po bankach. To był czad....
Moja pani internistka opowiadała mi dziś o dziecku urodzonym z masą 540g. Moja córcia urodziła się z wagą 510g. Tamto dziecko miało więcej szczęścia niż moje gdyż w rodzinie był ginekolog. I mimo, że sam nie wierzył, że to dziecko przeżyje, zrobił wszystko by mała była zawieziona do tego szpitala co ja tak bardzo prosiłam w szpitalu o przewiezienie. Tam ją uratowano. Ma teraz 6 lat i jest całkowicie zdrowa. Mnie nie chciano słuchać. Ja nie mam ginekologa w rodzinie. Jakim prawem ktoś decyduje, że tej osoby dziecko warto ratować, a tej nie? Do tej pory nie umie tego zrozumieć. Gdzie te osoby mają sumienie? Czy te osoby uważają się za katolików? Pani dr powiedziała mi, że pani ordynator neonatologii to kobieta, która ma takie zdanie, że nie warto takich dzieci ratować, bo często później są niepełnosprawne. Lepiej żeby rodzice trochę pocierpieli niż męczyli się całe życie z takim dzieckiem. Jeszcze raz pytam jakim prawem ktoś decyduje za mnie o moim życiu? Ja dla swojej Gabrysi zrobiłabym wszystko. Tylko aby była teraz ze mną.

4 sierpnia 2013, 13:03

W piątek byłam w klinice. Był to 15dc. Lekarz nie widział, by coś wskazywało, że będę miała owulację. Najprawdopodobniej transferu w tym miesiącu nie będę miała zrobionego. Wizytę mam jeszcze we wtorek. Będzie to już 19dc. Wtedy na 100% dowiemy się czy robimy to teraz czy w następnym cyklu.
Co do paciorkowca lekarz powiedział, że skoro go leczyłam i wyszedł znowu to jestem jego nosicielką i nie przeszkadza mu to. Żebym nim się nie przejmowała. Żebym wybrała sobie tą pencylinę i nie myślała o nim.
Wczoraj byłam na chrzcinach. Zostałam po raz kolejny matką chrzestną. Mała jest cudowna. Tuliła się w moich ramionach, a ja rozpływałam się ze łzami w oczach jak to będzie jak będę miała swoją taką księżniczkę. Nawet raz nie zapłakała. Mówiono mi, że pasuje mi taki maluszek. Żebym pomyślała o swoim. A ja nie myślę? Wypruwam flaki, by stać mnie było na kolejne etapy leczenia, by mieć maleństwo. Takie komentarze nie są mi potrzebne.

5 sierpnia 2013, 23:22

Ciekawa jestem co przyniesie jutrzejszy dzień? Sobie i mężowi właśnie uprasowałam ubranko na jutro. Mąż w pracy na nocce. Wróci i od razu jedziemy do lekarza by zdążyć.
Siedzę i zastanawiam się czy transfer będzie teraz czy za miesiąc? Jestem niecierpliwa. Najchętniej to chciałabym, żeby było już 2 tygodnie po transferze. Żebym znała już wynik. A ja póki co to nawet nie wiem, czy teraz do niego dojdzie. Sądzę, że owulację jednak miałam. Czułam w piątek i w sobotę jajniki. Co prawda delikatnie, ale czułam. Ovu pokazało mi owulację znacznie wcześniej, co oznacza, że się pomyliło. Do piątku na pewno jej nie miałam. A co będzie jutro? Może transfer będzie w środę? A może dopiero za miesiąc? Ach żebym była wróżką to bym już wiedziała. A tak to muszę cierpliwie czekać. Jutro wszystko się wyjaśni.

6 sierpnia 2013, 15:51

Jestem po wizycie. I nadal nic nie wiem. Zastanawiam się sama jak można było wybrać sobie takiego lekarza? Niby zajebisty spec od niepłodności, ale dogadać się z nim ni w ząb mi nie wychodzi. Więc miałam usg i widać było pęcherzyk 22mm. Pan doktor się uśmiechnął i stwierdził, że coś z tego będzie. Dał skierowanie na badania z krwi i kazał czekać na telefon od siebie ok 14 jak wrócą do niego wyniki. Wróciliśmy z mężem do domu i gdy zbliżała się wyznaczona godzina siedziałam jak na szpilkach. Nagle telefon dzwoni, lecę szczęśliwa, że zaraz wszystko będę wiedziała a tu koleżanka. I tak sobie czekałam czekałam aż się wkurzyłam o 15.30 i sama zadzwoniłam. Ileż można czekać na jeden telefon? Pan doktor odebrał i powiedział, że sprawdzi i oddzwoni. Oddzwonił i stwierdził, że cykl nadaje się do transferu. Od jutra mam brać leki. A jutro jak przyjdzie do pracy to zadzwoni do mnie i powie mi kiedy i o której transfer.

7 sierpnia 2013, 14:50

Transfer mam umówiony jednak na sobotę na 12. Zdążyłam się tylko zapytać czy będzie on mi robił. Powiedział, że przyjedzie specjalnie dla mnie w sobotę do pracy.

8 sierpnia 2013, 17:21

Odliczam godziny do sobotniego południa...
Boli mnie ząb. Zastanawiam się czy dentysta wszystko w porządku z nim zrobił. W kwietniu po porodzie poszłam do dentystki i okazało się, że mam 8 do leczenia. Na kolejnej wizycie rozwierciła mi ją i powiedziała, że nie podejmuje się leczenia tego zęba. Bym poszukała sobie innego stomatologa. Poszłam do innego i prawie że to samo usłyszałam, bo nie ma dostępu. Najlepiej bym go usunęła. Zapisałam się do kolejnego. Tym razem wiedziałam, że mi tak nie powie, bo już kilka razy byłam u tego pana. Zawsze z jakimiś problemami byłam odsyłana do niego. I ten śmiał się jak mu powiedziałam jak byłam odsyłana. W piątek byłam na jednej wizycie. Ale ponieważ mam transfer, lekarz stwierdził, że tego zęba trzeba skończyć przed transferem. I we wtorek mi go skończył. Ale zapowiedział, że przez kilka dni mogę go odczuwać. I tak od wtorku mnie boli. Jak biorę leki przeciwbólowe to pomagają, ale ileż można brać te tabletki?
Ostatnio trochę zaniedbałam się w mierzeniu temperatury i uzupełnianiu wykresu. Chyba dam sobie z nim teraz spokój. Będę spokojniejsza jak nie będę widziała, czy temperatura rośnie czy spada? Jak bym mierzyła temperaturę, to będę ją bardzo wnikliwie analizować. Dla swojego lepszego samopoczucia przez najbliższe dwa tygodnie nie będę używać termometru.

9 sierpnia 2013, 21:47

Jestem oburzona zachowaniem ludzi. Pojechałam na grób do swojego maleństwa. A tam grób brudny jak nie wiem co. Wczoraj byłam i pięknie się lśnił. Sprzątam go co tydzień. A dziś wymazany jakimś błotem. Lampion, który stoi na grobie cały brudny. Wiązanka wszystkie białe kwiatki zmieniła na kolor brązowy. Ręce opadają. A mianowicie grób obok był myty. Owszem posprzątany ładnie. Nowa wiązanka, nowe świeczki na nim zostały postawione. Ale jak można sprzątając swój grób, komuś tak pobrudzić nagrobek. Jak tylko spotkam kogoś przy tym grobie, zamierzam zwrócić uwagę.
Jakoś wyjątkowo spokojna jestem przed transferem. Cieszę się, że to już jutro. Zaraz zamierzam wyszorować jeszcze łazienkę i odkurzyć w całym mieszkaniu. Dałam sobie słowo, że przez najbliższe 2 tygodnie nie wezmę do ręki nawet wilgotnej szmatki by zetrzeć kurze. Zamierzam ten okres spędzić na prawdziwym lenistwie.

10 sierpnia 2013, 17:30

Właśnie wróciłam. Transfery były robione dziś z lekkim opóźnieniem. Na sali było nas 4. Jedna babka pierwszy raz w życiu podchodziła do ivf, dwie inne tak jak ja zabierały mrozaczki. Te które miały transfery mrozaczków mają już z poprzedniej próby maleństwa w domach.
Dojechaliśmy tam ok 11.20 i poszliśmy do lekarza. Ten pokazał nam w komputerze zdjęcie naszego zarodka i kazał podpisać zgodę na transfer. Zarodek jest 8-komórkowy i klasy A. Czyli najlepszy jaki może być. Po czym zapłaciliśmy i poszliśmy pod salę zabiegową. Tam pani poinformowała mnie, że pielęgniarki już wiedzą, że czekam i zaraz przyjdą po mnie. Więc ja szybko zaczęłam pić wodę. Była wtedy 11.45. A pielęgniarka przyszła około 12.40 po mnie. Pęcherz dokuczał mi strasznie, ale cóż począć. Trzeba było wytrzymać. Transfer minął momentalnie i 40 minut leżakowania. Jechałam do domu na leżąco. Mam nadzieję, że zarodek zechce zamieszkać w moim brzuszku. Jak wracałam do domu to wymyśliłam, że jak się uda i będzie to chłopiec to będę nazywała go Horteksik, a jak dziewczynka to będzie Śnieżynka.

11 sierpnia 2013, 20:21

Wczoraj jak wróciliśmy cały wieczór leżałam. Dziś też z łóżka nie wychodzę. Jedynie na siusiu. Od wczoraj czuję raz na jakiś czas kłucie jajników. Wczoraj miałam wrażenie, że mi ktoś wpuścił powietrze do brzucha. Był jakby napompowany. Czułam ściągniętą skórę na nim. A dziś z racji, że nic nie robię, ciągle tylko upominam się u męża o jedzenie. Tyle co dziś zjadłam, normalnie przez tydzień zjadam. Nie jestem przyzwyczajona do takiego lenistwa. Ale pomalutku zaczynam się przyzwyczajać. Mąż spełnia moje wszystkie zachcianki, więc jest dobrze.

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 sierpnia 2013, 08:59

14 sierpnia 2013, 09:20

Codziennie czuję delikatne kłucie jajników. Nie jest to przez cały dzień, ale kilka razy na dobę się odzywają. Żadnych innych objawów nie zauważyłam. Szkoda, że szybciej nie da się wykryć czy jest się w ciąży? Lekarz kazał testować za 12 dni po transferze. Ja jednak jestem niecierpliwa. Rozmawiałam już z mężem i pójdę na betę 10dpt. Jeśli będę w ciąży to po 10 dniach już wyjdzie. Będzie wynik niższy, ale pewny. Zatem za tydzień we wtorek idę na pobranie krwi i będę wiedziała czy zarodek zadomowił się w moim brzuszku.
Póki co stosuję dietę wysokobiałkową i jem na okrągło: jajka, płatki kukurydziane z mlekiem, kanapki z twarogiem, naleśniki z twarogiem, ryby i piję: jogurty, maślanki, kefiry i dużo wody mineralnej. Zobaczymy czy to coś pomoże.
Wczoraj pisałam smsa do swojego zwykłego gina z prośbą o recepty na leki. Bo w klinice wypisują leki wszystkie na 100% i specjalnie nie wpisują numeru pesel na receptach, by wykupić u nich w aptece. A tam ceny są dużo droższe niż w każdej innej aptece. Dlatego wykupiłam tylko po jednym opakowaniu a resztę stwierdziłam, że sobie tu na miejscu załatwię. I dostałam odpowiedz zwrotną od lekarza: życzę szczęścia. Ale zaczęłam się śmiać. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Ale ten lekarz, jak żaden inny dokładnie zdaje sobie sprawę, jak bardzo pragnę tego maleństwa. Znamy się prawie od początku moich starań. Przechodził ze mną różne moje wzloty i upadki. I jestem pewna, że jeśli teraz się uda, to stanie na głowie, bym tą ciąże donosiła.

15 sierpnia 2013, 20:50

Całymi dniami rozmyślam tylko czy się udało? I jeśli mam porównać do tego wcześniejszego podejścia to teraz na razie nie zauważyłam plamienia implantacyjnego (w październiku po nim właśnie wiedziałam, że się udało) ale po każdym posiłku mi się odbija i tak też było w październiku. Wtedy mnie to bardzo dziwiło, a teraz się powtarza. Jajniki nadal raz na jakiś czas czuję, więc coś się w nich dzieje. Piersi zrobiły mi się troszkę pełniejsze, ale żadnych żył póki co nie widać. I całymi dniami ziewam.
Byliśmy dziś na działce i mój mąż stał obok i zapalił papierosa. Gdy doleciał do mnie dym prawie że się nie udusiłam.
Mam nadzieję, że to są objawy spełnienia moich marzeń.
Na razie niczym innym nie jestem w stanie zająć swojej głowy. Przywiozłam wczoraj do siebie swojego 11-letniego brata, ale czas spędzany z nim wcale nie powoduje, że ja nie myślę o zarodeczku. Nawet trafili mi się dwaj uczniowie z poprawkami sierpniowymi. Siedzę z nimi i myślę o maleństwie.

17 sierpnia 2013, 11:13

Jestem dziś jakaś zdołowana. Wydaje mi się, że nic z tego nie będzie. Jakoś nie umie myśleć pozytywnie. Ciężki jest ten czas oczekiwania na wynik. Popadam ze skrajności w skrajność. Mąż co prawda mi mówi, że się udało, a ja jakoś w to nie wierzę. Dopatruję się wszelakich objawów i jakoś ciężko z nimi. Piersi co prawda zrobiły się większe, bardziej nabrzmiałe. Ale żadnych żył na nich nie ma, nie są wrażliwsze. W jajnikach tak około dwa razy na dobę coś poczuję. I jedynie to odbijanie mnie trzyma. Siusiam też częściej, ale na to mam też wytłumaczenie. Skoro więcej piję to muszę i częściej do toalety chodzić. Zatem same widzicie, że szału nie ma. A do wtorku mam wrażenie, że zwariuję.
Na test sikany stanowczo za wcześnie. Widzę, że moja cierpliwość już się wykończyła. I jak tu mam nie stresować się? Przecież to niemożliwe do osiągnięcia.
1 2 3 4 5