Wczoraj byłam u pani psycholog. Coraz bardziej uświadamiam sobie, że jej pomoc jest mi potrzebna. Odizolowałam się od wszystkich znajomych. Gdyby nie praca nie miałabym kontaktu z nikim. W pracy jak przypomnę sobie o Gabrysi łzy mi lecą. Dziewczyny w pokoju widzą, że nie nadaję się za bardzo do pracy. Lecz nic nie mówią. Tylko patrzą na mnie jakbym przyleciała do nich z Marsa. Myślałam, że jak wrócę do pracy moja głowa nie będzie tak ciągle zaprzątnięta myślami o dziecku. A ja nie potrafię na niczym się skupić.
Gdy widzę kobietę w ciąży tak jej zazdroszczę. Ale czy tak powinnam reagować na widok ciężarnej? Przecież nie wiem czy ta kobieta bez problemu zaszła, a może tak jak ja bardzo długo czekała na maleństwo. Teraz byłabym w 34tc. Ja chyba oszaleję przez swoje myśli.
Jednego co jestem pewna - zrobię i przetrwam wszystko by zajść w ciążę i donosić ją do końca.
A teraz pomalutku zbieram się by odwiedzić moją ślicznotkę na cmentarzu. Boże jak to boli.
Ja im na prawdę dobrze życzę, ale jest mi strasznie ciężko pogodzić się z tym co się stało.
Zatem będzie nowy dzidziuś w rodzinie. Muszę oswoić się z tą myślą.
Mam okres - jest całkiem inny niż przed porodem. Krwawię jakbym dostała jakiegoś krwotoku. Jak tak dalej będzie to chyba co miesiąc w te superowe dni będę musiała brać wolne.
Postanowiłam nie marnować cyklu. Mimo, że lekarz nie był zbytnio chętny - cóż biedak miał zrobić, musiał się zgodzić i biorę clo. Zatem ten cykl stymulowany. Zobaczymy co będzie.
Po drugiej tabletce clostibegytu odczuwam jajniki. I okres jest dużo delikatniejszy. Czyli hormony powoduję mniejsze krwawienie. I to mi pasuje. Do tej pory od około 8 lat brałam non stop luteinę. Gdy jej nie brałam, na okres mogłam czekać miesiącami.
Byłam w sklepie z dziecięcymi ubrankami. Kupiłam 2 takie śliczne, kolorowe pieluszki tetrowe. Nie umiałam im się oprzeć. Pokładam wielkie nadzieje w tym cyklu. Jeśli prawdą jest, że po porodzie łatwiej zajść, to ja w tym miesiącu sprawdzę te wierzenia ludzi. I albo potwierdzę albo obalę je. Oczywiście liczę na cud, że nam się tym razem uda.
W pracy wszyscy trzymają nadal się ode mnie z daleka. Przykre to jest dla mnie. Nikt nie umie szczerze, albo bardziej nie chce ze mną porozmawiać. Omijają mnie nadal jakbym była trędowata. Nawet mój prezes, co zawsze jak mnie widział dopytywał się różne rzeczy, teraz tylko patrzy na mnie. A ja cierpię. I wierzę, że może w tym cyklu nam się uda.
Dzieciaki są świetne. To one mi dają radość życia. Dzięki im wiem, że będę wspaniałą mamą, jak będzie mi dane doczekać macierzyństwa.
Dziś słabiutko czułam jajniki. Jutro idę po pani psycholog. Jest to jedyna osoba, z którą rozmawiam o Gabrysi. Z mężem jak zaczynam rozmawiać o naszej kruszynce zaraz mamy łzy w oczach i kończymy rozmowę.
Dziś byłam u pani psycholog. Wkurza mnie ta babka. W jednym tygodniu jest super, a w następnym mam jej dość. Tak prawdę mówiąc, nie wiem co mi dają spotkania z nią.
Zastanawiam się czy ona rozumie mój problem. Czy umie mnie zrozumieć kobieta, która nie miała problemu z zajściem? Czepia się mnie, że czekam tylko do września. Że moje życie skupione jest tylko, aby dotrwać do jesieni. A ja na wrzesień planuję transfer mojego jednego jedynego zarodka. Czy to takie dziwne, że żyję nadzieją, że na jesieni znowu będę w ciąży? Przecież swoimi marzeniami nie robię nikomu krzywdy. Zresztą gdyby nie ta nadzieja - nie miałabym sensu życia. Ja póki co uważam, że przegrałam życie. Nic mi nie wychodzi. Ach szkoda słów.
Wzięłam dziś ostatnią tabletkę clo. W ciągu dnia czułam odrobinę jajnik prawy.
Po pracy pojechałam na cmentarz. Jak zawsze płakałam przy grobie. Już niedługo moje maleństwo będzie miało nowy nagrobek. Może jak on się pojawi, to ja inaczej zacznę patrzeć na to co się stało. Zakończę ten etap życia.
Na razie żyję zazdrością do innych kobiet, że są w ciąży, albo że mają swoje maleństwa. I co najgorsze - osoby, które nie mają warunków ani mieszkaniowych ani finansowych mają dzieci bez żadnych problemów.
Wczoraj zapobiegliwe postanowiłam się dodatkowo ubezpieczyć. Zawsze to po narodzinach maluszka przydadzą się dodatkowe pieniążki.
Od rana nie czuję jajników. Od dziś zaczynam molestowanie męża.
Byłam u mamy - dziś jej święto. Także moje - ale moje maleństwo nie może mnie nawet przytulić. Byłam dziś w odwiedzinach u mojej Gabrysi. Tak ją bardzo Kocham.
Nie czułam nic a nic przez cały dzień moich jajników. A tak bardzo wsłuchuję się w swój organizm.
Jutro czeka mnie rozmowa z prezesem. Rozmyślam właśnie jak najlepiej przedstawić swoje argumenty, by prezes poszedł mi na rękę. Kurcze to bardzo inteligentny facet.
I zamiast cieszyć się jej szczęściem, ja zaczynam mieć doła.
Wczoraj cały dzień czułam jajniki. Może jednak w tym miesiącu coś z tego wyjdzie? Na razie dziś ich nie czuję, ale pewnie to kwestia czasu.
Wczoraj kupiłam w smyku śliczny pajacyk. Te malutkie ciuszki dają mi wiarę, że kiedyś założę je swojemu bobaskowi.
Zebrałam w jedną szafkę wszystkie ubranka, które do tej pory były kupione i stwierdzam, że na początek mam ich wystarczającą ilość. Zostaje tylko czekanie na ciąże.
A odnośnie ciąży to umówiłam się na 10 czerwca do swojego lekarza w klinice leczenia niepłodności. Ciekawa jestem jego zdania na temat tego co się u mnie wydarzyło.
Czytałam dziś o porodach przedwczesnych i dowiedziałam się, że mam od 20 do 35 razy większe teraz ryzyko porodu przedwczesnego. Czyli będę musiała chuchać strasznie na siebie. I czeka mnie wielkie leżenie całe 9 miesięcy. Zniosę oczywiście wszystko by mieć taką małą istotkę przy sobie.
Ja już nie czuję jajników. Chyba już po owulacji. Męża "męczę" cały czas. Choć ani ja ani mąż nie wierzymy, że naturalnie nam coś z tego wyjdzie.
Dochodzę do wniosku, że jestem opętana myślami o dziecku. Jak kładę się spać i zamykam oczy, to widzę śpioszki, pajacyki i inne ubranka dziecięce.
Dziś daję mężowi spokój. I niestety muszę przyznać rację pani psycholog, że moje życie seksualne ostatnio jest skierowane tylko w jedną stronę. Nie daje mi żadnej radości. A przez to męża traktuję jak chodzącego plemnika, a siebie jak inkubator. A może ta babka coś mi pomoże? A ja jestem tak negatywnie do niej nastawiona. W każdym bądź razie daję jej albo sobie bardziej ostatnią szansę w czwartek. Jak mnie w czwartek wyprowadzi z równowagi i będzie upierała się nad swoimi racjami to będzie to moja ostatnia wizyta u niej.
Ja dziś czuję swój prawy jajnik. Nigdy nic nie czułam, a tu po porodzie takie zmiany. Obserwuję swój cykl jak nastolatka. Z zaciekawieniem i niedowierzaniem.
Po niej pobiegłam do dentystki. A tu kolejna niespodzianka. Nie dość że ponad godzinne opóźnienie to pani stwierdziła (po rozwierceniu), że nie podejmuje się leczenia moich zębów. Moja pani dentystka teraz jest na urlopie macierzyńskim i muszę sobie znowu poszukać kogoś innego. Ale miałam okazję z nią chwilkę porozmawiać o moim zakażeniu. I możliwe, że zakażenie zrobiło się od zęba. Zawsze to jakiś punkt zaczepienia.
A później pojechałam spóźniona do dzieciaczków na lekcje.
Nic w przeciągu całego dnia nie czułam by mi dokuczały jajniki. Mogę tylko już odliczać dni do @. Tak bardzo chciałabym by nie przyszła, ale to jednak marzenia ściętej głowy...
Jutro czeka mnie wizyta u pani psycholog.
Ostatnio kupiłam troszkę pięknych ubranek dziecięcych. Nie mogę się na nie napatrzeć. Mam w domu ich tyle, że na początek dla maluszka na pewno wystarczy. Zastanawiam się czy ze mną wszystko w porządku?
Byłam dziś u mojej Gabrysi. Jak zwykle rozpłakałam się przy grobie. Tak mi ciężko jest się z tym pogodzić. Tym bardziej, że najprawdopodobniej w ten piątek miałabym cesarkę. Świadoma jestem, że już za dwa dni miałabym ją przy sobie. Dlaczego tak się stało? Dlaczego to życie jest takie niesprawiedliwe? Dlaczego ja mam zawsze pod górkę?
Moje piersi są pełne, jajniki nie dają żadnego sygnału. Nie ma co się łudzić. Okres na pewno przyjdzie tylko nie wiadomo kiedy. Zresztą w cuda już nie wierzę. Za długo czekam na ciążę, by się jeszcze nie zorientować, że naturalnie u nas to nawet 1% szans nie mamy.
Kochana bardzo mocno przytulam do serca, napewno jest to trudny czas dla Ciebie i nie wiem nie umiem pomóc bo wiem,że słowa tu nie pomogą. Moge zapewnić jedynie,że bede z Tobą myślami i sercem. Dbaj o siebie o męża bo myślę,że córeczka tego by chciała i wierzę, ze patrzy na Ciebie z nieba a za jakiś czas przyśle anioła i obdarzycie Gabrysie rodzeństwem ale już tu na ziemi <3 Pamietam
Bardzo smutna Twoja historia;-((((( Az plakac się chce!!! Z całego serca Ci wspolczuje. Nie potrafie sobie nawet wyobrazić jak wielka tragedia to była dla Was.. Zycze bardzo żeby Wam się udało i nie musielibyście za długo czekac. A na pewno się uda:-))) Powodzenia
Musisz mysleć pozytywnie!!!Sama nie mogę zajść w ciążę - wysoka prolaktyna ale jestem dobrej myśli...boję się ciąży bo moja mama pierwszą córkę straciła w ostatnim m-cu ciąży...długo nie chciała kolejnej ciąży jednak tata nalegał...i jestem ja, mam brata a mama mówi, że Bóg zabrał jedno i dał dwoje....może tak miało być!!!Trzymam mocno kciuki za Ciebie!!!
Witaj Madziu82, doskonale rozumiem twoj bol, jestem w podobnej sytuacji. Tylko, ze poprzednia ciaza byla dla mnie niespodzianka. Mam nadzieje, ze wszystko sie ulozy, tak jak sobie tego zyczysz. Mam nadzieje dla nas wszystkich.
tak bardzo mi przykro....życie jest bardzo nie sprawiedliwe... trzymam za Ciebie kciuki!!!