Estradiol wczoraj 49pg/ml. W tym tempie owu za 14-15 dni.
Niby człowiek wiedział, ale się łudził. 🙈
Nic ciekawego się nie nauczyłam, jedynie pojadłam smacznego jedzenia, wymoczyłam zadek w wannie (mogłam iść do sauny i na basen, ale nie chciałam), wypiłam wino i drinki, pograłam w cymbergaja, pospałam sobie sporo a i tak się nie wyspałam. :p
Dzisiaj chłop, jako że ostatnio bardzo mało śpi, nie odebrał mnie z przystanku (zaspał, nie reagował na moje wydzwanianie) i musiałam iść z buta 2km.
W sumie spoko, nie mam mu tego za złe. Przespacerowanie się dobrze zrobiło na mój wzdęty bebech po dwóch dniach jedzonka.
W domu był bardzo smutny z tego powodu jak go obudziłam, uraczył mnie schowanym gdzieś bukietem kwiatów i dużą dozą czułości oraz słodkich słówek.

Rzuciłam wiesiołka, od wczoraj mam dużo śluzu. Dzisiaj śluz wodnisty z cząstkami lepkiego - typowe u mnie i nie jest związane z żadną infekcją (ot, u mnie ten lepki śluz rozbija się na mniejsze grudki). Zastanawiam się czy to traktować już jako wodnisty, czy właśnie lepki.
I teraz takie pytanie ode mnie do osób badających estradiol w 3-5dc.
Jak szybko z 48pg/ml może estradiol wystrzelić w górę i spowodować owu? Czy skazana jestem na te 14 dni? Czy może jednak są przypadki, które w 5dc miały podobny wynik, a owu była w 12-15dc?
Moja pierwsza wizyta w klinice niepłodności. Mimo, że jeszcze wcześnie od rozpoczęcia starań na poważnie, po usłyszeniu historii inni lekarze mnie tam skierowali.
Jak się z tym czuję? Dobrze. Wierzę, że znajdziemy przyczynę długich cykli i że znajdziemy idealne na to rozwiązanie.
Mój cykl... Nie wiem co się z nim dzieje.
13dc estradiol wynosił 49pg/ml.
16dc temperatura 36,23*C.
17dc temperatura 36,42*C.
18dc temperatura 36,32*C.
19dc temperatura 36,52*C.
Dzisiaj - 21dc, 36,73*C.
Temperatura nieprzerwanie pnie się w górę. Testy, które zawsze wychodziły mniej lub bardziej, przy prawie-piku utrzymującym się przez 2 dni, do tej pory blade... Najmocniejszy był w 19dc.
Jeśli owu była 18-19dc (jeśli w ogóle była) to dupa blada, bo seksy były tylko w 16dc i potem w 20dc. Więc raczej marne szanse na cokolwiek.
Jeśli owu była w 19-20dc to nie tak źle, bo wczoraj i dzisiaj się postarałam.
Dzisiaj może i było bez finezji, ale trafiła mnie wartość dzisiejszej temperatury rano... A miało być tak pieknie i romantycznie. No cóż, życie zweryfikowało. 😕 Info "stary, wiem, że Ci się nie chce, ale chyba miałam wczoraj owulację" zmobilizowało go do roli przyszłego tatuśka.
Kompletnie nie wiem czego się spodziewać, jeśli owulacja faktycznie była to mnie zaskoczyła z ręką w nocniku w trakcie/tuż po kłótni (może to mój objaw owulacji/przygotowań do owulacji?). Jeśli nie było to nie wiem co się dzieje. Tym bardziej wytrwać do jutrzejszego USG w klinice będzie ciężko.
Poniżej teściki. Wykres jest na tablicy.

Dostała kolki, mocno bolesnej, trzeba było działać. Po dwóch godzinach zaczęło przechodzić. Wet do którego udało mi się dodzwonić właśnie był w drodze do nas, ale po krótkiej rozmowie i ocenie sytuacji (rudej wrócił apetyt, ciekawość otoczenia, przestała się pokładać i tarzać z bólu, perystaltyka jelit była słyszalna, stolec wyszedł) zgodnie ze mną uznał że akcje ratunkową wstrzymujemy, rękę na pulsie trzymamy, on wraca do domu a ja obserwuję. Z końmi został mąż.
Dzisiaj ruda ma dietę, samo sianko.
Potem udało się jeszcze wybrać do kliniki na czas.
Ledwo zdążyłam. Pan Mirosław Jakubów był bardzo miły. Wszyscy w klinice też byli bardzo mili.
USG pokazało, że nie było jeszcze owulacji. Endo cienkie, trójlinijne, jajniki oczywiście policystyczne.
Mamy plan na stymulację letrozolem, do tego potrzeba badań nasienia męża (dzisiaj będę mu zadek suszyć żeby się umawiał) i mojego amh oraz inhibiny b (zrobiłam).
Przed stymulacją jeszcze będę realizować monitoring u mojego gina, żeby zobaczyć czy pęcherzyki na pewno pękają (eliminacja LUF czy jak to tam zwał). Jak w "tym" cyklu pojawi się w końcu owu to pojadę.
Ciekawi mnie czy znowu dostanę plamienia w okolicy 28dc. Owu powitam w 43dc pewnie jakoś. Wychodzi na to, patrząc po wykresie temperatury, szyjce, testach owulacyjnych, śluzie, że wystymulowałam sobie lewy jajnik przy pomocy NAC mocniej niż poprzednio, ale wciąż niedostatecznie, aby doszło do owu.
"Niby człowiek wiedział, ale się łudził".

Czuję się lekko niekompletna z powodu tego, że potrzebuję wsparcia medycznego w czymś w teorii tak naturalnym jak poczęcie dziecka. Wiem, że jest ono w tym momencie mimo wszystko niewielkie, ale jednak gdzieś to mi urąga godności.
Czuję podskórnie też, że to dopiero początek dłuższej drogi. I cieszę się, że wybrałam się do kliniki tak szybko i nie czekałam na zbawienie.
Godzinny spacer z kliniki na dworzec sporo mi pomógł poukładać myśli.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 grudnia 2022, 15:50
Zgłosiłam się do unijnego projektu dla PCOS, zobaczymy, może mnie zakwalifikują, chociaż moje inne badania hormonalne to tak w normie są.
Wczorajsza wizyta była w Invicta we Wrocławiu u dra Mirosława Jakubówa. Zastanawiam się czy iść jeszcze na umówiona 10.01 wizytę do Invimedu (też promocyjna) do dra Żurawskiego, posłuchać co on miałby do powieszenia w naszym przypadku.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 grudnia 2022, 09:56
Glukoza na czczo/1h/2h: 85,8/106,8/104,3 mg/dl
Insulina na czczo/1h/2h: 6,68/30,1/17,4 uIU/ml
TSH: 2,83 uIU/ml
FT3: 3,91 pg/ml
FT4: 1,18 ng/do
Estradiol: 69 pg/ml (Boże jak to się ślamazarzy...)
Progesteron 0,23 ng/ml (nie mam pojęcia co spowodowało w takim razie wzrost temperatury 😂)
Kortyzol: 5,1 ug/dl
Różyczka IgG: >500 IU/ml
No i tak. Mam 27dc. Owulacji nie było. Temperatura wysoko. Estradiol wskazuje że owulacja może być za 6 dni (patrząc na doświadczenie z poprzedniego miesiąca).
Chciałam wysłać chłopa na badania nasienia w środę, ale tak to będzie ciężko. Niech się umawia, jak nadejdzie owulacja to się przelozy po prostu i tyle. 🤷 Poza tym nie jest powiedziane że się na tą środę umówi, bo nie wiadomo jak z terminami.
Wczoraj zdechł też mój laptop służbowy. Dzisiaj go zabrałam do serwisanta. Zdechł. Nie jedyny ponoć. Jutro znowu muszę jechać na Wrocław, bo dostanę zastępczy sprzęt.
Przynajmniej zahacze o endo i wymoge euthyrox bo nie podoba mi się to co się dzieje z tym TSH. I gdzieś mam te nowe normy i inne cuda. To już prawie 3 jest, tyle nie chce.
Jednocześnie Endo straciła troszkę w moich oczach. To ta wcześniejsza do jakiej chodziłam.
Według niej AMH bardzo ładne (😳), SHBG również, nie ma żadnego PCOS i ona nie stymulowalaby broń boże letrozolem, co najwyżej clo, ale w ogóle to ona nie widzi sensu w stymulacji, lepiej od 14dc brać luteinę/duphaston na regulację cyklu (nie wspominała nic o monitoringu czy potwierdzeniu owulacji: w moim przypadku takie działanie zablokuje przecież owulację która występuje bardzo późno).
Stara szkoła trochę. Plus oczywiście euthyrox euthyroxem, ale żadnej choroby tarczycy nie ma (gin-endo w klinice niepłodności dziwił się że nikt nie zdiagnozował mi niedoczynności - osobiście uważam że bardzo lekką mogę mieć patrząc na FT4 poniżej 50% i TSH wariujace i grubo powyżej 2, teraz prawie 3).
10.01 idę do Invimedu skonsultować wyniki i posłuchać co do powiedzenia ma inny gin od niepłodności. Wtedy wybiorę klinikę w jakiej będę działać.
21.12 chłop w końcu umówił się na badania! 🍀💪 Jest ryzyko że w tym czasie jakoś będę miała owulację. Ale innego terminu przed klinika nie mamy na nasienie w tym świątecznym okresie. 🙄 Jestem w stanie poświęcić ten cykl, jeśli owu wypadnie akurat tak mocno niefortunnie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 grudnia 2022, 22:27
Nie wiem czy i kiedy mam owulacje do czasu w sumie samej owulacji, kiedy jest pik LH j kiedy rośnie temperatura ciala.
W teorii mój pik LH trwa dwa dni (a przynajmniej trwal do tej pory), ale jaką mam pewność że teraz też będzie tyle trwał? Że będzie miał intensywność wybarwienia pasków taką samą jak wcześniej?
W tym cyklu wzrost temperatury nie znaczył kompletnie nic, progesteron rzędu 0,2. Nic się nie działo.
Przed świętami na USG cisza - ale jaką mam pewność że nic nie urosło w parę dni?
Mam dość trwania w zawieszeniu, myślenia czy akurat ten rozciągliwy, ale kremowy śluz cokolwiek będzie u mnie oznaczał, czy może jednak będę miała znowu sucho.
Chciałabym mieć jasna sytuację i nie zastanawiać się czy owulacja przyjdzie magicznie w 20 dniu, czy może jednak w 35, a może po 50.
Przez święta byłam chora. Działo się wszystko. Od gorączki 39 stopni, podczas której zalewało mnie śluzem, przez owulaki intensywnie na 0,5 kreski testowej, po brak ❤️ od tygodnia. Chyba dochodzę do ściany samej siebie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 grudnia 2022, 16:58
45dc,
10 dni po 14dniowym wzroście temperatury który nie oznaczał nic (progesteron 0,2, cienkie endo, brak pęcherzykow czy śladów po owu), tydzień po chorobie.
Śluz znowu się ze mnie leje, rozciąga się. Owulaki znowu minimalnie ciemniejsze. I co z tego? Całe 40 dni co rusz tak mam, z przerwami po dzien-dwa-trzy. Nie ważne.
Jak minął mi ten rok?
Różnie. Kompletnie nie schudłam a wręcz przytyłam, nie wprowadziliśmy się na budowę, straciłam źrebaka od jednej klaczy.
Kilkukrotnie dumałam nad sprzedażą koni i myślałam, jak to by wyglądało gdybym przekreśliła połowę swojego życia.
Bujam się z jednego epizodu depresyjnego do drugiego. Zagryzam zęby żeby żyć w zgodzie, próbuję się starać aby wszystko było dobrze ale wychodzi jak zawsze - a dobrymi chęciami to ponoć piekło jest wybrukowane.
W sprawie zdrowia dalej nie ma jasnej i konkretnej diagnozy długich cykli i niepowodzeń. Coś tam nie gra z TSH, może minimalna niedoczynność, coś tam nie gra z AMH i obrazem jajników, cykle leżą i płaczą. Wykresy rozjechane, coraz bardziej wyglądają dwucyklowo będąc jednym cyklem, a ja nie wiem czy brnąć dalej w te suplementację, którą sobie zaplanowałam. Niby owu wypada przez to coraz później, ale jak wspominałam: cykle wyglądają coraz bardziej jak dwa cykle w jednym. Czy ta teoria w ogóle ma jakiś sens...
Wkręciłam się za to w planszówki. Mąż ostatnio ze mną chce grać, a ja nie wiem czy chce faktycznie i mu się to podoba, czy gra przez wzgląd na mnie. Ale cieszę się. 🙈 Ogólnie to chyba chcą mnie pożreć za to że się tak odpaliłam w tym zakresie i męczę bułę.
Plan na przyszły rok?
Schudnąć. Wprowadzić się. Bardzo chciałabym częściej odwiedzać mamę... I chciałabym zebrać w sobie zdecydowanie więcej chęci i czasu, aby szczerze pracować z konmi, jak kiedyś.
Kiedyś miałam pełno planów, marzeń i nadziei. Byłam ambitna. Chciałam zdawać wszystkie trzy odznaki jeździeckie. Trenowałam pod to, najpierw z trenerem, potem sama ze sobą i dawałam nawet radę! Blokował mnie tylko brak funduszy na wyjazd (a teraz jak sobie pomyślę to jednak je miałam...).
Chciałam jeździć na zawody, szkolenia, treningi...
A teraz? Gdzie jestem? W jakim miejscu? Gdzie stoję? Nigdzie.
Chłop umówiony na nasienie 13 w piątek. Ciekawe czy będzie to szczęśliwa data. Jadę z nim, potem odstawia mnie do biura do pracy (niestety) i wraca do swojej pracy.
Ja 18.01 mam wizytę w Invimedzie u dra Żurawskiego. Powinno idealnie się zgrać i 🐒 powinna przyjść dzień później. Prawdopodobnie zatestuję 17 stycznia rano, żeby w razie czego w rozsądnym terminie odwołać (mhm jasne).
Byłam dzisiaj na monitoringu. W sumie ogromnie żałuję, że nie byłam przed Nowym Rokiem albo w poniedziałek kuknąć co tam w kurniku... Miałabym jaśniejszy obraz.
Endo 7-8mm, więc już nieźle, w okresle owulacyjnym właśnie takie być powinno. Na pewno jeszcze urośnie, wino kupione, ananasa mi dzisiaj dokupią jak będzie, zaraz zjem garść migdałów. Ostatnio było cieniutkie jak papier, więc coś się zadziało.
Nie ma żadnej torbieli na USG, nie ma też niestety płynu w zatoce Douglasa ani ciałka żółtego, więc mając te dane stwierdzam, że owu wystąpiła faktycznie wczoraj i jestem ok dobę po niej. Płynu ma prawa już nie być, a ciałko żółte wytwarza się 28-32 po owulacji. To by się zgadzało też z książkowym pękaniem pęcherzyka po piku LH.

Skok temperatury wysąpił, zastanawia mnie tylko to, że cykl po wykresie temperatury wygląda na dwucyklowy... Na pewno przeniose go na kartkę i przedstawię w invimedzie.
Rozważam czy zbadać dla pewności progesteron 7dpo, ale chyba nie ma sensu już 3 raz tego robić, po objawach, piku LH i grubości Endo jestem niemal pewna że owulacja wystąpiła. Na pewno wykluczyłam LUF.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 stycznia, 03:34
Zbadałam wczoraj tego proga żeby wiedzieć na 100% co z tą owulacją.
Wynik 6,51 ng/ml więc szału nie ma ale oznacza że owu była. Byłam o innej porze niż zwykle, więc ciężko to porównywać do dwóch poprzednich wyników, bo wartości proga przecież są zmienne w ciągu dnia. Plus tak naprawdę nie wiem czy faktycznie owulacja była idealnie 24h po piku.
Ale nie zależy mi na tym wyniku, miał tylko jedną funkcję.
Jutro mąż ma badanie nasienia w klinice, a ja przez wzrost ciśnienia w ciągu dnia mam ból głowy.
Nie ciągnie mnie w ogóle do testowania, nie nastawiam się i w sumie dobrze mi z tym.
Będziemy iść w: witaminę C, witaminę D+K, selen + E, cynk, astaksantynę, l-karnitynę, koenzym Q10, być może jeszcze NAC, olej lniany do sałatek i orzechy do dziubania.
Mąż się ogólnie mocno załamał. Próbuję go wspierać całą sobą.
Zapewne będzie konieczne wizyta u androloga i badania krwi.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że infekcja górnych dróg oddechowych przebyta miesiąc temu ostro przetrzebiła populację żołnierzyków. Niby minimalny czas nawet po zażywaniu antybiotyków to 2 tygodnie, ale proces spermatogenezy trwa 3 miesiące. Aktualnie 3 miesiące bez jakiejkolwiek infekcji przy chacie pełnej ludzi to coś nieprawdopodobnego.
Wierzę, że kolejne badania będą dużo lepsze.

Czekamy jeszcze na wyniki morfologii.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 stycznia, 09:23
Oczywiście biel, nawet się nie łudziłam. Wczoraj zaczęłam konkretnie plamić, bo przecież @ musi przyjść przedwcześnie jak na czymś mi zależy (w tym przypadku wizyta), więc przeniosłam jutrzejszą wizytę w Invimed o tydzień w przód.
Teraz zapewne @ pojawi się kilka dni później żeby znowu pokrzyżować moje plany.
EDIT:
Doszedł pillbox i suplementy z medverity. Przy dźwiękach Gry o Tron, żalwinie (mąż też dostał, dawka antyoksydantów dobrze mu zrobi) posegregowałam piguły (w zależności od tego co z czym można brać, czy do czegoś można kawę i w jakiej porze dnia najlepiej coś wziąć) i przykleiłam do wieczka instrukcję.


Wiadomość wyedytowana przez autora 17 stycznia, 22:39
2dc. 5cs. 7 miesiąc za nami.
Przyszła @ cała na czerwono, mordując mnie wczoraj w drodze do biura.
Zgodnie z przewidywaniami, przez luty będzie stagnacja, owulacja nastąpi na początku marca a kolejna @ w połowie marca.
Może to i dobrze? Zaczęłam chudnąć, to do marca powinnam już wkroczyć w normalną, prawidłową wagę i nawet zbić troszkę więcej.

Wizytę w Invimed mam 25.01.2023. Nic się nie spodziewam, na nic nie nastawiam. Nie wiem czy ktoś będzie chciał mnie stymulować, a jak tak to kiedy. Wiem, że na USG nie zobaczę żadnego pęcherzyka dominującego.
Plany na ten cykl? Zrobić w lutym i marcu zęby u dentysty. Pewnie trochę do roboty tam jest.
Chciałabym zbadać ostatnie rzeczy z pierwszej strony - homocysteinę, ferrytynę, witaminę B, kwas foliowy, żelazo, elektrolity chyba nie.
TSH miałam jakoś w marcu chyba sprawdzić kontrolnie.
NAC znowu będę jeść w 3-7dc, chyba że w środę lekarz zasugeruje, żeby kontynuować resztę cyklu. Wprowadzę sobie siemię lniane.
Dzisiaj czuję się jak kupa, wyglądam jak kupa, jestem kupą. Zjadłabym... nutellę łyżką ze słoika. Sernik... Kebaba...
Dobrze że chociaż budyń mogę na legalu, bo mam w diecie. Mam nawet budyń o smaku sernika.

W nocy zanim zasnęłam to troszkę porozmyślałam.
Już wiem, że moje dziecko nie będzie rówieśnikiem Hani przyjaciółki. Wątpię, że uda się w marcu wysikać dwie kreski.
Jakbym zaszła w poprzednim cyklu w ciążę, wstępny termin porodu pokrywałby się z moimi urodzinami 28 września.
Do zaliczenia pełnego okrążenia (roku intensywnych starań) zostały mi... dwa cykle, bo trzeci od teraz już będzie z finałem tuż PO roku czasu.
Pierwsze wrażenia? Dużo lepsza atmosfera niż w Invicta (chociaż punkt pobrań w Invimed dzisiaj się troszkę nie popisał - najpierw nikogo w środku nie było, potem strasznie długo czekałam na swoją kolej, przez co uciekł mi jeden bus do domu).
Doktor bardzo miły, pożartowaliśmy sobie nawet z naszego beznadziejnego przypadku...
Ogólnie to ja standardowo: PCOS. Chyba zwiększyła mi się ilość mikropęcherzyków na jajnikach z tego co widziałam na USG i z tego co mówił. Doktor był w szoku że przy moich cyklach występuje u mnie owulacja.

Mąż... No cóż, skwituję to żarcikiem, że dobraliśmy się bardzo dobrze - ja 6 owulacji w roku (zakładając wszystkie cykle owulacyjne), mąż z krytycznie małą koncentracją plemników.

Jedyna dobra wiadomość to mój wiek. 27 lat, a nie 37 jak to większość zgłaszających się do kliniki kobiet. Tu muszę przyznać mu rację, mamy chwilę czasu.
Przy tych wynikach badań wyjście mamy jedno - co mnie zupełnie nie zaskoczyło. In Vitro.
Według lekarza owszem, choroba mogła wpłynąć na wynik badań męża, ale mimo wszystko po miesiącu czasu jednak te wyniki już powinny być lepsze niż są aktualnie...
Dostaliśmy listę badań koniecznych do zrealizowania przed zabiegiem In Vitro, doktor opowiedział mi o tym jak to wygląda i jak to będzie prawdopodobnie wyglądać na moim przypadku (przy takim AMH i takiej ilości pęcherzyków bardzo prawdopodobna będzie hiperstymulacja, więc transfer nie będzie odbywał się w tym samym cyklu, tylko zarodki zostaną zamrożone, mój organizm ustabilizowany i w następnym cyklu mogłabym już podchodzić do transferu).
Mąż dostał zalecenie spotkania się z urologiem niepłodnościowym.
Ogólnie w związku z tym, że mamy czas ze względu na wiek, omówiłam z lekarzem próbę poprawienia nasienia męża. Raczej nie spodziewa się szybkich i na tyle spektakularnych efektów, aby za pół roku możliwe były starania naturalne na indukcji owulacji.
Mimo to ustaliliśmy że poczekamy do badań kontrolnych do maja i wtedy podejmiemy decyzję co dalej robimy.
Jedno jest pewne, ani ja ani mąż nie odczuwamy strachu przed ewentualną procedurą In Vitro. Zaczynam się zastanawiać, czy jeśli nasienie poprawi się na tyle, żebyśmy nadawali się do inseminacji, czy będę chciała w ogóle jej próbować.
Plan na teraz? Zorientowanie się w cenach badań, leków, płatności za IVF, ewentualnych warunkach refundacji (tu będzie zapewne konieczne zameldowanie się we Wrocławiu...), przemyślenie na spokojnie.
Z kontrolnymi wynikami mąż wybierze się do urologa lub androloga.
Tak między nami, nie chcę czekać 2 lat na poprawę nasienia do poziomu zadowalającego, wydawać cały czas kasy na suplementy, lekarzy, paliwo, kontrolne badania, leki a potem przeprowadzać inseminację, mając z tyłu głowy świadomośc, że szansa na powodzenie w naszym przypadku jest niska. Kosztowo może wyjść bardzo podobnie do procedury IVF, czasowo bez porównania. Nie wiem czy jest zwyczajnie sens.
Muszę to bardzo dobrze przemyśleć... na pewno wszystko wyklaruje się już w maju plus dodatkowo i tak będziemy potrzebować chwili czasu na wykonanie niezbędnych badań, więc wiadomo - różnie to może być i oby było jak najlepiej... Ale chyba się nie boję tego, a nawet jestem zadowolona że mamy konkret. Teraz już w końcu może być tylko lepiej, nie? 💕
Wiadomo, jeśli będzie efekt wow w kolejnych badaniach, to plan się całkowicie zmieni. Ale jeśli takiego efektu nie będzie, to przecież nic straconego i żaden powód do smutku.
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 stycznia, 03:11
W pracy gorący okres, x projektów się kończyło testować, nie chciałam zostawiać koleżanek z tym wszystkim samych i... Finalnie ja została z tym wszystkim sama, robiąc za trzech i przeplatając w to szukanie dokumentów do audytu.

W przyszły piątek miałam jechać do przyjaciółki, intensywnie grać do niedzieli w planszówki a potem pomoc z organizacją baby shower, bo na kwiecień dziewczyna ma termin.
To teraz stoi pod wielkim znakiem zapytania, bo w domu zarazili mnie jakimś dziadostwem i już wczoraj wieczorem czułam że coś się kroi, a dzisiaj obudziłam się z gorączką i bez sił do życia.
Nie chcę jechać do niej żeby zarazić.

Jak przez kilka lat chora nie byłam konkretnie, tak teraz co dwa miesiące mnie łapie.
Najgorzej, że męża też... I całe starania o poprawę wyników nasienia pójdą jak krew w piach, bo to znowu jakaś infekcja górnych dróg oddechowych czy inne zapaleniowo płucne. 😞
Dodatkowo w domu nastroje mocno napięte, przeszkadza im wszystko i wszyscy. Ja już nie komentuje, ustępuje, nie chce mi się bić z wiatrakami.
Nawet to że ktoś stłukł szklankę to moja wina, bo zostawiłam ją na blacie pod ścianą, żeby nie zapomnieć dzisiaj tego wynieść do siebie. 😳🤷
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lutego, 10:19
Spieszymy z budową, mamy deadline. Trzeba się wyrobić.
Przez tydzień byłam chora, potem udało mi się wyzdrowieć na baby shower przyjaciółki i kolejny tydzień full zawalony.
Są chwile lepsze i gorsze. Odpalił mi się syndrom wicia gniazda, chciałam też sama stworzyć paśnik. Jak nikt nie pomoże mi po prostu zdjąć belek które mi są potrzebne, to go nie zrobię bo te w moim zasięgu są po prostu za krótkie.

Słucham sobie podczas gdy coś robię audobiooku "Mundra". Są to relacje położnych które wykonywały zawód na przestrzeni wielu lat, w różnych krajach, opowiadających o codzienności swojej pracy oraz o porodach ich oczyma. Naprawdę bardzo wartościowa lektura, pomagająca wyobrazić sobie jak to właściciel wszystko wygląda i przebiega, jak powinno wyglądać i przebiegać. Zdarzyło się że z kilkoma rzeczami się nie zgadzałam (np. umniejszanie depresji poporodowej przez jedną emerytowaną już położną), ale ogólnie na duży plus.
Mogę polecić.
Owulacja chyba wystąpiła w niedzielę i raczej rano. W sobotę uciagaly mnie jajniki, miałam biegunkę, szyjka już była nisko i otwarta, slimaczyla się. W niedzielę śluz kremowy, temperatura jak widać w górze jest.
Ze staraniami się raczej spóźniłam, bo nie spodziewałam się owulacji tak wcześnie.
Paśnik skleciłam, bez dachu. Powiedziałam że nie będę się mordować znowu tą małą piłką do drewna (nawet nie piłą) i nie robię nic aż nie naprawią spalinowej.
14 marca moja kobyła ma termin. Podgladam już ją na kamerach, patrzę w srom i cycuchy, szukając oznak nadchodzącego rozwiązania. Mam nadzieję, że niee będzie mi znowu kazała czekać do miesiąca po terminie. 🙈

html site hosting



Szybki update:
Oramy na budowie bez wytchnienia, więc na forum jestem mało i krótko. Nie jestem w stanie nadrobić ale staram się ogarnąć co mogę, więc jeśli ktoś do mnie coś pisał a mu nie odpowiadam to przepraszam! Wrócę do Was mocniej w kwietniu.
Szafę zamowilam wczoraj o 13, przyszła dzisiaj o 9. 😳 A termin 8 dni.
Farby wyceniam, jak z miejscowego sklepu nie będzie taniej to 1200zl papa. 🥴 Nie wspominając o pstryczkach do światła i kontaktach, listwach przypodłogowych.
Chyba zrezygnuję z PrenaCaps na rzecz samego Fertistimu, dodatkowej witaminy D i magnezu z cynkiem i B6. Wczoraj doszłam do wniosku że chwilowo nie widzę sensu brania PrenaCapsów. Tak, szukam oszczędności a tamte suplementy i tak je chłop. 😅
Temperatura w tym cyklu bardzo szybko spadła w dół w fazie folikularnej. Z reguły przez 2 tygodnie bujalam się z temperaturą 36,5 a teraz już 36,2. 😳 Aż muszę zmacać szyjkę. Czyżby w końcu coś się regulowało?
Nie robię sobie nadziei, bo znowu okaże się że to fałszywy alarm i owulką w 40dc będzie. 😅
Kobyła 5 dni do terminu porodu. Oznak nadchodzącego wyzrebienia kompletny brak. Mam konia kiszona. 🥒
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 marca, 10:46
Jesteśmy w trakcie malowania pozostałych pokoi. Jestem wykończona. Ostatnie dwie noce (poza tą) były zarwane - pomijając drzemki w ciągu dnia.
Mój organizm radośnie uznał że to chyba oznacza, że można owulować. Czyli co, żeby mieć regularne cykle o normalnej długości to muszę nie spać? 😂
A nie da się tego jakoś farmakologiczne przyśpieszyć?? 🤔
Chyba na tym się skończy, tak sobie myślę. Meh, brałam tego NAC tyle w tym cyklu że myślałam że mi przyspieszy coś. 😶
Sisiepy, a konsultowałaś to z jakimś lekarzem? Ja miałam w 3 dc 30,70 pg/ml i endo nic nie mówiła, że to za mało... 🤔
Chyba na Twoim miejscu poszłabym do ginekologa i poważanie przedyskutowała tę sprawę :p
Trzymam kciuki za ciebie !
Teraz za tydzień mam wizytę w Invicta to będę chciała omówić moje wszystkie wyniki estradiolu (cieszę się, że z poprzedniego cyklu mam ich tyle :) ) i tym, że wolno on u mnie w cyklu się rozkręca, przez to mam późne owu. Zobaczymy co na to powie. Jednocześnie swojemu ginkowi podczas monitoringu o tym opowiem. Jestem okropnie ciekawa co mi wyjdzie na badaniu AMH.
Zosis, ja miałam w 3dc w poprzednim cyklu 28pg/ml i gin zwrócił uwagę, że to mało, chociaż jeszcze w normie się mieściło. Nie wiem czemu się u mnie tak wolno rozkręca, ale ostatnio 54pg/ml miałam 14 dni przed owulacją. No mam nadzieję, że może jednak urośnie szybciej, dajesz wiarę, że potrafi. :p Gdyby było mnie stać to bym chodziła przez cały cykl co 2 dni się kłuła i oceniała jak się zmienia estradiol. Może po Nowym Roku tak zrobię?