Plamienie, kawa z mlekiem. Wczoraj zaczątki plamienia (ale to jeszcze nie plamienie). Na testach widzę same omamy - nie do uchwycenia telefonem, nie ciemnieją. Chyba znowu za bardzo mi zależy i za bardzo się nakręciłam na ten cykl. Na pewno tak. I to stało się pewnie przez to że temperatura bardzo ładna od samej owu i miałam bardzo szybką owulację jak na mnie (21dc), poprzedzoną sensownym serduszkowaniem. No i bo w końcu na swoim, to jakoś tak człowiek narobił sobie znowu nadziei jak debil...
No nic. Wjechał drineczek. Czekam na 🦍. Jednak trochę mi smutno, nie będę się oszukiwać że spływa to po mnie jak po kaczce.
Święta spędzam u mamy. Klacz dalej nie urodziła. Jest już miesiąc po terminie. Czemu wyjechałam na święta zamiast pilnować konia? Sprawdzałam pH mleka przed wyjazdem, w ogóle nie zwiastuje porodu w przeciągu najbliższych kilku dni, srom dopiero się wydłużył. 🤷 Jak urodzi w święta to zostanę choinką.
Od przyszłego tygodnia mam wrócić do biura na 2 dni w tygodniu. Nie mam kompletnie na to finansów i ochoty... Muszę znaleźć dobry powód aby jednak być w biurze tylko 1 dzień w tygodniu.
Nie tak to wszystko miało być. Nie tak to miało się układać. Miałam albo mieć inną pracę (full zdalną i lepiej płatną), albo być w ciąży. Nie wyszło ani jedno, ani drugie do tej pory.
Dzisiaj śniły mi się bardzo nieprzyjemne sny, warto dodac że były brał w nich udział. Do tej pory siedzą mi w głowie, chociaż nie powinnam ich analizować - bo po co, psychika lubi czasami płatać figle. Ale jednak myślę nad nimi i otrząsa mnie, psychicznie czuję ogromny dyskomfort.
Chciałam życzyć Wam wszystkim wesołego jajka i smacznej choinki. 🐣😏
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2023, 23:47
Tak mało tych cyklów, a staramy się od lipca. Nic to, chyba się w końcu skracają (tfu tfu) do tych standardowych 35 dni. Oby. 🥺🤞🍀
Po północy skosiły mnie bóle menstruacyjne. Zasnęłam chociaż towarzystwo jeszcze siedziało. Jakbym tego nie zrobiła to i tak bym była zdechła, więc co za różnica.
Kupiliśmy dzisiaj ekspres automatyczny do kawy. W naszym nowym domu nie mamy a kapsułki to przy naszej ilości pitej kawy jest zbyt drogi interes. Taniej wychodzi... Ekspres. 4-krotnie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2023, 16:15
Na świat przyszła mała, urocza klaczka maści siwej (siwieje z izabelowatej), bardzo delikatna, lekki wypłosz ale niesamowicie urocza i miziasta. 💕
Dostała na imię Panna Cotta, w skrócie Pańcia.
Niestety są też mniej przyjemne aspekty tej sytuacji. Aktualnie mam 4 konie i że względów głównie finansowych muszę się pozbyć dwóch. W tym momencie pada na Rudą, która niestety charakterem jest dość trudna a ja nie mam możliwości czasowych i poniekąd finansowych (trenerzy itd.) aby poświęcić jej tyle uwagi i pracy ile ona wymaga. Plus niestety nie donosiła ciąży.
No i młody, mój pierwszy zeszłoroczny źrebak. Jako ogier z cudownym charakterem, dobrym ruchem i możliwościami na pewno znajdzie dobry dom. 💕
Zostają z nami Pańcia - genetycznie ciekawy materiał do hodowli, oraz jej matka siwa, która dobrze zachodzi w ciążę, bezproblemowo się źrebi i jest cudowną matką. Oraz przekazuje naprawdę dobre cechy potomstwu.
W tym roku robimy przerwę. Chcemy zoperować czerniaka u siwej i skupić się troszkę na pracy - chciałabym w końcu coś pojeździć.
Mooooże jeśli ruda się nie sprzeda tak szybko jak zakładamy a finansowo zrobi się ok, to uda się rudą wysłać do kawalera.
Wypalam się za mocno tym wszystkim. Nie tym, że starania trwają dłużej niż myślałam że będą lub tym że jeszcze potrwają.
Wypalam się niewiedzą. Po prostu.
Nie mam siły na pełnych obrotach obserwować się przez dwa miesiące w oczekiwaniu na owulację (bo a nuż może jednak nie będzie 48 dnia cyklu a znowu 21), nie mam też na to ochoty. Tak samo nie mam ochoty i siły na to, aby kochać się przez bite dwa miesiące co 2 dni. Różnie bywa w związku i życiu, wiecie o tym doskonale.
Zaczynam myśleć że może jednak nie warto. Że skoro przez te x lat bez zabezpieczenia się nie udało, to teraz to całe moje wypalanie się jest na darmo, bo nic nie osiągnę na swoim naturalnym "niewiadomokiedy". A jak wiecie stymulować bez procedury IVF mnie nie będą, bo wyniki męża są złe.
Może trzeba odpuścić sikanie na owulaki, wsadzanie sobie codziennie rano termometru, grzebanie przy szyjce (która ostatnie dni jeździ jak chce), wyciąganie śluzu na palcach i uporczywe macanie cycków. Może trzeba siedzieć grzecznie na tyłku i odkładać grube pieniążki na konkretną pomoc w klinice przez rok minimum.
47 dzień cyklu. Nie wiem co się dzieje. Ostatni tydzień temperatury były w okolicy 36,6 i uznałam że jestem po owulacji (zwłaszcza że mój ostatni pasek owulacyjny był ciemniejszy niż zwykle), teraz trzeci dzień znowu spadły. Objawy... To jeden wielki miks wszystkiego.
Nie chcę mi się jechać nigdzie do ginekologa sprawdzać co tam w trawie piszczy i znowu świecić oczami że mam taki a nie inny dzień cyklu, tłumaczyć się, nie bardzo mam nawet kiedy. Skoro nie mam owulaków to ich nie robię. Czuję się całkiem dobrze z tym częściowym odpuszczeniem. Została jedynie temperatura i czasem sobie poobserwuje szyjkę i śluz.
Forum zupełnie odpuściłam, nie potrafię aktualnie w swojej sytuacji wspierać kobiet które zwyczajnie wiedzą co się u nich dzieje w cyklu.
Walczę wciąż o smukłą i wysportowaną sylwetkę, zobaczymy na jak długo będę miała te chęci. 😁 Oby jak najdłużej.
Urzekła mnie ta wczorajsza chwila i dodała sił. Tak ogólnie, do życia. Oraz chwilowo: do biegu.
Zaczal się delikatnie i szybciej niż myślałam, w końcu luteinę przestałam brać raptem kilka dni temu. Ale to dobrze, bo mamy nowy cykl.
Uznałam że zastosuje terapię luteinowa znowu. Nie mam nic do stracenia w sumie.
Aktualnie lacibios femina zakupiona i jedzona. Nigdy nic lepiej mi nie pomogło niż to.
Byłam u przyjaciółki która ma półrocznego bobasa. Zakochałam się! I chociaż się boje, bo nie wiem jak należy się "tym" obsługiwać (jak to się śmiejemy) to młoda jest cudowna! I chyba mnie polubiła! Wpadło też nam winko wieczorem (jak ojciec dziecka wrócił), bo przyjaciółka zrobiła zapasy pokarmu, aby móc napić się %. 🍷
Ogólnie złapałam się na tym, że wszystko na co wydaje pieniądze, zaczynam przeliczać na skalę IVF.
Żyrandole do domu za 2 tys? Przecież za to mógłby być już transfer. Jakas przyjemnością czy wyjście do knajpy na papu? To mogłyby być takie i takie badania. Nowy kask i bryczesy? Byłoby na stymulację... Fachowiec który położy nam drugą warstwę kleju na dom? Byłaby połowa całej pierwszej procedury. Łóżko do sypialni? A może lepiej się wstrzymać i już wystartować?
Chyba muszę poważnie porozmawiac z mężem, abyśmy postanowili coś w zakresie terminu. Wiem że są aktualnie ważniejsze rzeczy niż odkładanie na IVF i niepokoi mnie to w jakim kierunku zaczynają zmierzać moje myśli.
Każdy płacz małego chłopca jest zbywany słowami "co się mazgaisz" lub "chłopaki nie płaczą". Od dziecka wpaja się im, że mają być silni, twardzi i najlepsi.
A potem mamy efekt tego taki, że jak pojawia się skaza na nieskazitelnym wizerunku to sypie się cały świat.
Mężczyzna przecież nie może mieć problemów z erekcją, musi zawsze chcieć seksu, być turbosztywny na zawołanie a nasienie ma być tak super płodne, że wystarczy iż kobieta wytrze się tym samym ręcznikiem. Każde odstępstwo od normy to porównywanie się z innymi - silniejszymi osobnikami, pogrzebanie własnej samooceny, załamanie nerwowe i myśl że nie nadają się do niczego, że są ciotami.
Mam głęboką nadzieję, że Wasi partnerzy nie wychowywali się w poczuciu, że muszą być tymi najlepszymi samcami w okolicy. Że są w stanie uporać się z trudnymi tematami i widzieć, że partnerka jest w nich wpatrzona jak w obrazek.
Jeśli będę kiedyś mieć syna, nigdy go nie skrzywdzę takim wychowaniem. Będę go zapewniała o jego wartości cały czas.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 lipca 2023, 18:51
Wykryłam u siebie guzka na piersi. Mój mąż też go czuje. Jest to ta sama pierś, w której 12 lat temu miałam dużego tłuszczaka, a który został usunięty podczas prostego zabiegu. Guzek ulokowany jest tuż przy "bliźnie" czy tam "zapadłości" po tamtym.
Jestem umówiona na USG na 4.08.2023. Jeśli uda mi się wyszarpać inny termin w enel-medzie, oczywiście go przygarnę.
Czy się boję? Nie. Czy to mądre? Nie wiem. Nie mam na to wpływu więc nie chcę się stresować bez sensu.
Moja mama walczyła ze złośliwym nowotworem piersi, walkę tą wygrała.
Być może dlatego się nie boję. Bo wiem, że mam dookoła siebie ludzi, którzy na pewno mi pomogą. Plus już raz guzka miałam - więc moja świadomość na razie bierze od uwagę łagodną zmianę podobnego pokroju, a oprócz tego w piersiach mam jeszcze kilka innych małych torbielek, które w żaden sposób nie rosną i są pod stałą kontrolą.
Co jeszcze mogę powiedzieć... Podjęłam decyzję o sprzedaży koni. Chcemy zostawić tylko najmłodszą Pańcię i wysłać ją na kilka lat na tzw. "łąki". Wiem, że to w tym momencie najlepsza decyzja, bo:
-wszystko się aktualnie sypie u koni, a nie mamy funduszy, czasu i możliwości w tym momencie choćby zbudować nowej stajni,
-mamy budowę, w którą chcemy włożyć uzyskane ze sprzedaży pieniądze,
-chcemy zbierać na wymarzone auto dla męża,
-chcę odłożyć coś na leczenie niepłodności i być może zbierać już na IVF,
-chcemy w końcu gdzieś wyjechać...
Powoli się zbudujemy, uporządkujemy ogród, być może naszykujemy go od nowa na konie - dużo lepiej i trwalej. Być może uda mi się już być po urodzeniu dziecka (oby!). I wtedy pomyślimy czy wracamy do koni w ogrodzie i hodowli, czy zostajemy przy jednym koniku w pensjonacie a ja skupiam się na treningu i frajdzie, jaką miałam za czasów liceum z tego zajęcia, czy może jednak sprzedajemy, bo nie mamy już serca do tego tematu. W każdym razie minimum 2-3 lata, które zostaną nam w tym momencie dane, pozwolą nam odpocząć i wszystko naprostować.
Z jednej strony dużo - rok temu w życiu bym nie pomyślała, że znajdę się tu gdzie aktualnie jestem.
Z drugiej strony mało - na samym naszym dinusiowym wątku jest dużo dziewczyn starających się dużo dłużej ode mnie.
Przez ten rok miałam 6 pełnych cykli (nie liczę lipcowo-czerwcowego w jakim się spóźniliśmy):
1. 5.08.2022-21.09.2022 długość 48dni, owulacja w 34dc (potwierdzona, apka wykasowała mi ją przez nieregularne cykle)
2. 22.09.2022-17.11.2022 długość 57dni, owulacja w 43dc (tak samo jak wyżej)
3. 18.11.2022-17.01.2023 długość 61dni, owulacja w 48dc
4. 18.01.2023-04.03.2023 długość 46dni, owulacja w 46dc
5. 5.03.2023-8.04.2023 długość 35dni, owulacja w 20dc!
6. 9.04.2023-30.06.2023 długość 83dni, brak owulacji - zakończony luteiną
Będę dzwonić do szpitali we Wrocławiu leczących niepłodność na NFZ.
Aktualnie na zalecone przez Invimed IVF nie mamy pieniędzy, żadne dotacje nam nie przysługują, poza tym chcemy zobaczyć czy coś zdziałamy sami. Wiadomo, że szybciej i łatwiej na pewno będzie iść w zaleconą drogę, ale aktualnie sytuacja nam nie pozwala z powodów finansowych - wykańczamy dom.
Mąż będzie szedł na kontrolę nasienia w jakoś październiku. Jest obstawiony suplami przeze mnie i przyjaciółkę od ziół. Obiecał, że jeśli nie będzie poprawy to zacznie się diagnozować u specjalistów i zbada hormony.
W planach mam za jakiś czas wdrożyć i wykupić dietę dla pary z Akademii Płodności.
Aktualnie jestem w 7 cyklu starań, 38dc. Mój wykres jest rozjechany na wszystkie możliwe strony, moja szyjka również (przez tydzień wisiała na wysokości, wczoraj zjechała w dół) - jak prawie za każdym razem jedna wielka niewiadoma. Dzisiaj wzięłam luteinę, zła na siebie o to, że mam dwa dni obsuwy.
Bo miałam to zrobić już dwa dni temu, ale...
No właśnie, co ale?
To, że w sobotę z pełnym przekonaniem miałam ją wziąć, ale siknęłam na dwa testy proforma - owulacyjny i ciążowy. Nie chwaliłam się tym nigdzie.
Owulacyjny ściemniał troszkę. Od kilku dni zresztą ciemniał powolutku. A na ciążowym zaczęła tlić się delikatna, różowa poświatka w miejscu drugiej kreski. Cień cienia brata cienia, widoczny od początku i na pierwszy rzut oka. Moja przyjaciółka u której byłam pomagać przy bobasie na weekend również widziała bez problemu ten cień. Chciałam wstawić to na forum, wysłać do męża, bo było to perfidnie widoczne. Ale oczywiście zepsutym aparatem to mogłam co najwyżej posmyrać się po piczce a nie uchwycić cień cienia. Nie chwaliłam się tym bo parę razy wmawiałam sobie, że widziałam nieuchwytne cienie widmo i jeszcze by mnie uznano za wariatkę. Niemniej takiego cienia nie widziałam nigdy. No, może raz na jakimś dziwnym no-name teście. Ale ta kreska była na renomowanym DOZie płytkowym...
(Najlepsze zdjęcie jakie udało mi się zrobić, widać na nim jak się oddalam od ekranu - musicie uwierzyć na słowo że była i jest widoczna od razu, a także jest różowa )
Odstawiłam luteinowe plany, odstawiłam niewskazane w ciąży suple i pognałam sobie do apteki po testy (laby dookoła były już zamknięte) licząc na to że w niedzielę kreska będzie ciemniejsza. No i co?
No i niby człowiek wiedział ale się łudził. O dziwo biel w niedzielę nie ruszyła mnie jakoś mocno i piszę to z ręką na sercu. Owulak znowu ściemniał lekko, więc miałam nadzieję że coś się kluje (lub idzie owulacja) - bo tempo ciemnienia miał jednostajne a temperatura była od kilku dni w górze.
I chciałabym Wam coś mądrego tu napisać, ale dzisiaj wszystko padło na podłogę jak w piosence "everybody do the flop". Temperatura zaliczyła zjazd kolejką górską o 0,3 w dół, owulak zrobił się blady jak ściana. To by było na tyle. Wleciała luteina.
Pomarańczowa kreska - poziom LH
Fioletowa kreska - temperatura
Teraz czuję, że jest mi po prostu zwyczajnie przykro. Nie dlatego, że nie jestem w ciąży. Dlatego, że 4 miesiąc (czyli odkąd przeprowadziliśmy się na swoje i nie mamy tylu stresów, żyjemy w komforcie psychicznym) nie mam owulacji... I nie potrafię powiedzieć nawet dlaczego. Wszystkie badania miałam w normie lub bardzo ładne, PCOS zdiagnozowano na podstawie cykli i USG, na wahania TSH dostałam leki (notabene TSH podskoczyło do 2 znowu - będę zgłaszać się do endo i wykorzystam to aby odświeżyć resztę badań), żyję zdrowo, ćwiczę wydolnościowo jak zalecają przy PCOS, moja waga wróciła do normy, piję dużo mniej alkoholu a jak już to czerwone wino, wdrożyłam zioła i suple ukierunkowane pod PCOS. I wszystko to jak krew w piach. Czuję się zapędzona w kozi róg i coraz bardziej mam wrażenie, że im bardziej luzuję głowę, im mocniej chcę wesprzeć swój organizm, tym mocniej on się buntuje.
Ten wpis miał być podsumowaniem roku starań, ale widzę, że musiałam wylać nagromadzone przez weekend emocje.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 sierpnia 2023, 10:22
Źle podeszłam do tej luteiny. Powinnam zrobić sobie minimum 3 miesiące brania jej od 14 dnia cyklu. Już dawno byłabym po prawie pół roku takiej terapii przypominającej (już raz ją przechodziłam) i może organizm przyzwyczaiłby się do tego że należy wydzielać progesteron w drugiej fazie a do tego trzeba owulacji.
Nie mam nic do stracenia poza 3 miesiącami, z których i tak nie wiadomo czy cokolwiek by było u mnie. A tak to metformina oraz luteina może zbiorą to wszystko do kupy.
Ale zobaczymy, bo za chwilę znowu będę obdzwaniać szpitale w programie prokreacyjnym.
EDIT:
W Wojskowym Szpitalu we Wrocławiu uzyskałam informację, że mają tylko program dla endometriozy.
W Klinicznym Szpitalu na recepcji nic nie wiedzą. Na informacje nie idzie się dodzwonić od wtorku.
W Łodzi podali numer do ochroniarza chyba, w każdym razie do niego mnie przekierowało chociaż była 14:30. Spróbuję ponownie w poniedziałek się dodzwonić i czegokolwiek dowiedzieć.
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 sierpnia 2023, 15:00
Chyba domyślacie się, że znowu mój organizm znowu nie dał rady wyprodukować jajka i doprowadzić do owulacji.
Na wizycie u gina widziałam że nie rośnie kompletnie nic, więc od tego czasu zaczęłam aplikować luteinę.
Dzisiaj mam ostatni dzień jej brania. W środę ma być 🦍. Muszę wygotować kubeczek menstruacyjny do tego czasu.
Nie mam owulacji dokładnie od marca i właśnie chyba dobija mnie ta myśl. Wiem że to chwilowy smutek spowodowany hormonami w drugiej fazie "cyklu" (nieistotne, że aplikowanymi), no ale on jest teraz ze mną. A to jedyne miejsce gdzie mogę się uzewnętrznić w tej sprawie.
Nie mogę się doczekać! Na pewno powiem o wielu rzeczach... Cyklach które stały się bezowulacyjne, chyba infekcjach po niemal każdej miesiączce, tym że w sumie plamię (minimalnie ale jednak jest różowo) a jest 8 dzień cyklu, że dalej bolą mnie cycki i że mam bardzo dziwny śluz na początku cyklu.
Mam przygotowaną tabele ze swoimi wszystkimi badaniami, przeniosłam cykle na wykresy, zostały mi tylko ostatnie 3 bezowulacyjne (jeden ponad 80 dni, drugi ok 40-50 i trzeci 30 dni). Wypełniłam swoją ankietę, mąż musi jeszcze wypełnić swoją. Nie mogę się doczekać!
A tak ogólnie to... mój nastrój na pewno jest lepszy. I dwa dni temu przebiegłam swój pierwszy półmaraton. Czas może nie powala bo to 2h i prawie 16 minut ale jak na pierwszy raz to może być. 😇 Kiedyś się zejdzie z czasu na mniej niż 2h. 💕
Moje 28 urodziny. Znowu w jednopaku.
Nigdy nie sądziłam, że starania o dziecko mogą być dla mnie problemem.
(Tzn kiedyś się śmiałam, jak usłyszałam od ginekologa że mam policystyczne jajniki, że będę miała problem, ale zaraz wszyscy mnie dookoła pocieszali że ta i ta ma policystyczne, a ma już 2 dzieci.)
Tyle się w naszym świecie mówi o tym jak się zabezpieczać żeby ciąży nie było, wręcz kobiety są straszone konsekwencjami w postaci wpadki. Aktualnie zastanawiam się jak cos takiego jak wpadka w ogóle może być możliwe? Czemu nikt nie mówi jak zadbać o swoją płodność bo może się okazać że będą problemy?
Sprawa jest o tyle ciekawa i zabawna, że ja jestem z takiej wpadki i moje siostry też. Nikt z nas nie był planowany. Ot, taki chichot losu.
Ponad rok temu kiedy zaczęliśmy się starać na poważnie (to już było w sumie kilka lat po tym jak odstawiłam antykoncepcje, bo uznaliśmy że spróbujemy postarać się o dziecko na luźno), myślałam że wystarczy wbić się w dni płodne perfekcyjnie i pyknie w 1-2-3 cyklu, zwłaszcza z tymi wspomagaczami jakie stosowaliśmy (słynny kubeczek Fertilily). Oh jaka ja naiwna byłam. Jak mnie to frustrowało, że się nie udaje a moje cykle nie są po mojej myśli. To znaczy moje cykle dalej mnie frustrują, ale już nie z powodu tego, że nie zachodzę w ciążę, a z powodu tego, że coś się w nich rozjechało i nie mam owulacji.
Przypominam sobie siebie sprzed roku i trochę mi głupio, jak sobie uświadomię, że to ja.
Dojrzałam w tej trudnej i krętej drodze niepłodności. Wiem, że jestem chora. Że jesteśmy chorzy. Niepłodność to choroba bez gwarancji wyleczenia.
W pracy otrzymałam podwyżkę. Nie z powodu urodzin, ale miły prezent i tak jest.
Z okazji urodzin byliśmy w Kudowie, zwiedziliśmy Skalne Miasto, Twierdzę Kłodzko. Było cudownie, pysznie (bo zwiedzaliśmy cudowne knajpki). Z grupy Merkury, Cech, Cafe Domek i Korona najpyszniej było w Cafe Domek a najlepsze drinki w Cechu i Merkurym. Hotel Willa San Remo również mogę ogromnie polecic. Złotych klamek co prawda nie było, ale było czysto, schludnie mimo wykładziny wszędzie na podłogach, standard był naprawdę w porządku oraz wygląd pokoi. Dobrze się czuliśmy. A właściciele oraz kuchnia byli cudowni. Śniadania codziennie były urozmaicone i naprawdę smaczne!
Jestem dzisiaj w 15dc. Nie wiem na czym stoję. Miałam od dzisiaj brać luteinę przez 12 dni żeby wyrobić się na styk z wizytą w październiku u ginekologa. Prawdopodobnie jutro/w sobotę zbadam progesteron i będę brać 11/10 dni luteinę. Bo temperatura na razie wskazuje na to że mogło cos się zadziać i to w weekend na Kudowie. Byłoby to bardzo zabawne, nie powiem.
Jutro o 10:00 czeka nas pierwsza wizyta z Programu Prokreacyjnego. Na pewno wrócę z informacją zwrotną.
https://youtu.be/WqGOaOHu5uY?si=9R-rs34uh53y5Jn1
"Cultivate your hunger
Before you idealize
Motivate your anger
To make them all realize
Climbing the mountain
never coming down
Break into the contents
Never falling down
My knee is still shaking
Like I was 12
Sneaking out the classroom
By the back door
A man rallied at me twice though
But I didn't care
Waiting is waisting for people like me
Don't try
To live so wise
Don't cry
'Cause your so right
Don't dry
With fakes or fears
'Cause you will hate yourself in the end"
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 września 2023, 12:52
Wczoraj byłam w Szpitalu Falkiewicza na Brochowie we Wrocławiu, na pierwszej naszej wizycie z Programu Prokreacyjnego.
Wrażenia? Bardzo dobrze. Zdecydowanie mamy flow z naszą koordynatorką, to będzie udana współpraca.
Wizyta typowo jak to pierwsza wizyta. Rozmowa o ankietach, regulaminach, wywiady.
Podjęliśmy już kolejne kroki w związku z tym że mąż nie ma żadnych badań hormonalnych a ja mam stare i zamierzchłe (październik/listopad 2022) a owulacji od marca nie miałam (miesiączki wywołane luteiną). Już na wtorek jesteśmy umówieni do endokrynologa i mam nadzieję że mąż zrobi od razu pakiet swoich badań w ten sam dzień. 😇
Miałam zrobić w piątek od razu posiewy z pochwy ale akurat nie było położnych więc odłożyliśmy to.
I uwaga... hit. Badałam dzisiaj progesteron bo moja temperatura z ostatnich dni jest wysoka (okolice 37 stopni). Nie spodziewałam się kompletnie niczego bo już raz miałam sytuację ze temperatura ewidentnie drugofazowa przez 10 dni a progesteron kompletna klapa. Owulacja wtedy przyszła dużo później.
I uwaga... 17,30 ng/ml 😱
Ja nawet nie wiem kiedy owulację miałam... zakładam że weekend temu jak byłam w Kudowie to miałam dni płodne.
Dalej nie wierzę że mój organizm zebrał się w około 11 dniu cyklu po takim czasie przerwy. 🥺
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 września 2023, 19:06
UWAGA: będzie długo i treściwie. Ogólnie to słynne tl;dr.
Wyjechaliśmy dużo wcześniej niż powinniśmy, bo od razu wieźliśmy moje siostry na uczelnię. Finalnie pod szpitalem byliśmy zaparkowani w spokoju 45 minut przed czasem naszej wizyty. Posiedzieliśmy chwilkę w spokoju i poszliśmy.
Pierwsza rzecz jaka nas zaskoczyła? Zerowa kolejka. Jedynie w gabinecie naszej endokrynolog ktoś był.
Z pokoju obok szybko wyszła nasza Pani Koordynator z Programu i widząc nas oczekujących na wizytę, szybko wysłała mnie na badanie do ginekologa - po co marnować tyle czasu.
Ginekolożka przeprowadziła ze mną wstępną ankietę, spytała w jakim dniu cyklu jestem i na moje "po owulacji" oraz wieść o wyniku progesteronu z 30.09.2023r., który wynosił 17,10 ng/ml bardzo pozytywnie się zaskoczyła. Podpytała o moje metody obserwacji cyklu, o tym jak wyglądały moje poprzednie cykle które obserwuję, chwilkę porozmawiałyśmy o hormonach i zostałam zaproszona na fotel. Od razu mi też powiedziała, że skoro jestem po owulacji to nie ma sensu dzisiaj pobierać wymazów na bakterie atypowe, bo może mi się to w ogóle nie przydać, skoro moje endometrium wynosi aż 9,2mm. Powiedziała, że to naprawdę bardzo ładny wynik, dużo lepszy niż poprzedni o jakim jej mówiłam (6-7mm, nie pamiętam dokładnie) a i prog też bardzo ładny, zwłaszcza że niczym nie wsparty.
Co tu dużo mówić, dumna i szczęśliwa jak paw byłam, bo o rety, miałam w końcu owulację! I to jaką i jak szybko! Porozmawiałyśmy chwilę o tym co widać z na moich jajnikach, pokazała mi moje ciałko żółte, zleciła od razu progesteron i estradiol skoro byłam około tydzień po owulacji i poleciła, żeby badania wykonać od razu po endokrynologu, bo ten może coś jeszcze przepisać do zbadania z krwi, to bez sensu żeby kłuli mnie dwa razy. Ogólnie owulka była z lewego jajnika i im dłużej się zastanawiałam nad tym, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że kurcze, no faktycznie coś tam ten jajnik dokazywał, ale no podczas okresu wariatuńco.
Mąż był mocno niepocieszony, że go zostawiłam, tym bardziej że został zaproszony do gabinetu endokrynologa jeszcze zanim ja skończyłam nieplanową wizytę ginekologiczną.
Wpadłam szybko do gabinetu, mąż był już odpytywany. Oczywiście moje trzy grosze za każdym razem same się wtrącały i bardzo musiałam się hamować, żeby nie odpowiadać za starego, no ale cóż. Wykazałam się tylko przy naszych suplementach, zapomniałam dawkowania witaminy D, ale jakoś to wykoncypowałam.
Endokrynolog śmiała się, że ten mój chłop to chyba jeszcze tylko glutaminy nie bierze z tego wszystkiego co mógł, to jej zaprzeczyłam, że halo, jeszcze L-karnityna została do kompletu. U mnie zaś ucieszyła się słysząc, że biorę Fertistim, więc duży plus, że wiedziała co to za twór. Oprócz tego skomentowała, że moje 3x750 glucophage XR to tak mało wygodnie jest brać, więc przepisuje 2x1000 oraz zwiększyła mi dawkę euthyroxu, bo skoro latem miałam ponad 2, to zimą mi wywali do 3, a tak wysoko do starań to my nie chcemy.
Przepisała nam stos badań hormonalnych, zleciła badania nasienia, usg jąder i MUCHa z wymazami na bakterie atypowe u męża oraz konsultację urologiczną. Na urologa mają etat (nie tylko oni we Wrocławiu z Programu), ale nie mogą znaleźć, więc polecają udać się gdzieś indziej. Sprawdzimy enelmedowe rozwiązania, tylko zweryfikuję czy ten mój chłop tam faktycznie jest zapisany przez moją pracę.
Endokrynolog bardzo spodobała się moja tabela wyników, spytała czy może ją zachować i dołączyć do naszych dokumentów- no kurczę, czemu nie? Powiedziała, że ja to się w sumie już zdiagnozowałam sama (gdzie hehe, część ginekologów mówiła, że mam PCOS, część, że nie mam, analogicznie z niedoczynnością tarczycy - kociokwiku szło dostać). Co mnie zaskoczyło, ale dopiero dzisiaj jak przeanalizowałam wyniki z dziewczynami, to zlecenie mi homocysteiny do zbadania. Widziała mój podwyższony cholesterol i wiedziała perfekcyjnie gdzie uderzyć. Okazuje się, że moja homocysteina również jest wysoka, bo to jest ze sobą powiązane. A cholesterol mam przez PCOS. Jestem teraz niezmiernie ciekawa dalszych działan w związku ze mną i tą homocysteiną. Czy i jak będziemy zbijać, czy zbadamy np. b12 i kwas foliowy? Ta sytuacja jeszcze bardziej zweryfikuje jakim lekarzem ona jest. Na razie ma same duże plusy!
Aktualnie towarzyszące mi łatki to słynne N97 (niepłodność kobieca), niedoczynnośc tarczycy i PCOS. U męża to N46 (niepłodność męska). Także oficjalnie przyjęto nas do klubu niepłodnych chyba?
JA
glukoza: 80,09 ng/dl
homocysteina: 9,50 umol/l norma niby do 12, ale powyżej 7 wzrasta ryzyko poronień, nieudanych implantacji i Zespołu Downa...
witamina D3 25OH: 33,90 ng/ml bez szału zupełnie mimo suplementacji, chyba muszę dokoptować więcej jednostek
estradiol ok 7-9dpo: 101 pg/ml norma dla lutealnej 22,3-341 - ponoć mogło być lepiej
progesteron ok 7-9 dpo 13,50 ng/ml (3 dni wcześniej był 17,10)
androstendion: 1,84 ng/ml
Mój stary:
estradiol: 35 pg/ml (widełki 11,3-43,2)
FSH: 3,90 mIU/ml
LH: 4,50 mIU/ml
TSH: 2,190 mIU/ml
FT4: 1,38 ng/dl
prolaktyna: 8,60 ng/ml
Testosteron: 604 ng/dl
glukoza: 111,19 mg/dl nie wiem co on z nią odwalił, ze stresu mu skoczyć musiała jak wariatka... nic nie jadł i nie pił, pilnowałam go!
witamina D3 25OH: 37,50 ng/ml mimo suplementacji lekiem o dawce 4tys jednostek.
Po wizycie podjechaliśmy do Pasażu Grunwaldziego, głodni jak jasna cholera, opędzlować sobie KFC. Ja wszamałam jakiś słynny wtorkowy kubełek raptem w połowie i odpadłam. Ale pyszne było.
Dzisiaj odbyliśmy też wizytę z psychologiem w formie online. Podobało mi się, już dostałam kilka ciekawych wskazówek i chciałabym spróbować terapii w ramach programu. Mąż mniej zachwycony, nie rozumie w ogóle tego rodzaju instytucji jak psycholog i psychoterapia. Taki męski mężczyzna co to nie płacze, wiecie...
11.10.2023r. mamy umówionego dietetyka online, 24.10.2023r. mamy USG jąder i badanie nasienia full pakiet. Zaś 19.10.2023r. mam swojego ginekologa stąd na NFZ, więc od razu wpadnie jakiś monitoring i przekażę mu aktualne badania, informacje.
A co u mnie dzisiaj? Cycki mnie przestały boleć po miesiącu przerwy. W momencie kiedy powinny zacząć. Oprócz tego mam wrażenie, że coś mnie łapie. Faszeruję się większą dawką witaminy C, ale chyba trzeba sięgnąć po nagietka z miętą, bo boję się zarazić chłopa... Tyle czekaliśmy na kontrolne badania, na moją owulację, a jakaś durna choroba chce mi to zniweczyć wszystko, rozpanoszyć się u mnie, zarazić go i zaorać jego armię akurat w takim momencie... Trzymajcie kciuki aby ten scenariusz się nie ziścił.
Teraz to w ogóle mam ciekawe przemyślenia. Dochodzi do mnie, że jak okaże się, że ten cykl wypalił, to... Będzie mi trochę smutno że nie zdążyliśmy się bardziej zdiagnozować. Autentycznie. Na myśl, że mogę wysikać dwie kreski czuję ukłucie żalu że będziemy musieli iść sobie z Programu. To już chyba powinni nazwać chorobą?
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 października 2023, 17:06
1 dzień cyklu. Przeczochrał mnie srogo, bez paracetamolu ani rusz a pozycja embrionalna to mój dobry przyjaciel. Kilka razy zastanawiałam się czy będę się turlać do kibelka na rzyganko. Na szczęście obyło się bez tego.
Poprzedni okres też mnie ostro przeczochrał. Może to oznacza że ten cykl też będzie owulacyjny? 🤞🍀
Najbardziej boje się że po tym spektakularnym, 25 dniowym cyklu z owulką w 11dc teraz znowu będę czekała na darmo... okropnie się tego boję. Wizja ponownego trwania w zawieszeniu mnie po prostu przeraża. 😞
Nie chcę znowu skończyć z luteiną i wywoływać okresów...
W marcu również miałam fajny cykl. 35 dni, owulacja w 22. I po tym pół roku ciszy w jajnikach. Nic się nie działo... oby teraz nie było podobnie. 🥺
W poniedziałek miałam monitoring. Pęcherzyki do 7mm (dużo różnych jak to u mnie), endometrium 4mm. Udało się wyłapać infekcje więc dostałam Pimafucin na nią. Pobrano również wymazy. Nadżerka zaczęła krwawić.
W czwartek na monitoringu nic nie urosło (11 dzień cyklu), dalej pełno takich samych małych pęcherzyków. Z każdym USG mam wrażenie że jest ich więcej. Endometrium 2mm.
Czyli owulacji jednak nie będzie? Ja na pewno nie będę czekać.
Wyszła mi zła cytologia. L-SIL (HPV) i CIN1. Lekka dysplazja szyjki macicy, w kodzie stał nowotwór 1 stopnia. Straszne to nazewnictwo ktore nowotworu nie oznacza. 😪 Dostałam wczoraj na wizycie skierowanie na kolposkopie do szpitala, udało się ją wykonać dzisiaj.
Okropnie nieprzyjemne badanie. Najpierw oglądają szyjkę macicy pod wielkim powiększeniem na sucho (wycierają wszystko), potem przecierają ja roztworem 5% kwasu octowego, a na końcu jodyną.
Oczywiście na kolposkopii moja szyjka macicy po kwasie zabarwiła się na biało (nie powinna), a po jodynie się nie zabarwiła (a powinna).
Zrobiono mi od razu biopsję i pobrano 5 wycinków (nie bolało za specjalnie, porównywalne z uszczypnieciem, ale czuć było każde naciągnięcie szyjki i każde ucięcie tkanki, okropnie nieprzyjemne badanie...) oraz wyłyżeczkowano kanał szyjki macicy, co było najmniej przyjemną częścią badania i zrobiło mi się wtedy niedobrze i słabo.
Miesiąc czekamy na wyniki. Tydzień mam wstrzemięźliwości. Dalej mogę brać Pimafucin który dostałam na infekcje (udało się ją wyłapać).
Czekam aż się wygoję, zrobię monit/estradiol i zacznę brać luteinę. Chyba że lekarz z programu zaleci inaczej, koordynatorka ma się go podpytać.
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 października 2023, 17:45