❓TSH: 2,83 μIU/ml w fazie lutealnej - (euthyrox 25 na wahania) -> 1,150 μIU/ml ✅ -> 2,02 μIU/ml - (euthyrox 50) -> 1,23 μIU/ml ✅ -> 2,17 μIU/ml na weekendy brać euthyrox 75 -> 1,060 ✅
✔️FT4: 1,16 ng/dl (minimalnie poniżej 50% normy, może świadczyć o lekkiej niedoczynności) -> 1,39 ng/dl
✔️FT3: 3,91 pg/ml
✔️Progesteron 7dpo: 14,80 ng/ml 2cs; 15,20 ng/ml 3cs; 17,10 ng/ml w dniu 30.09.2023r.; 11,60 ng/ml 23.11.2023r.; 23,80 ng/ml 12.04.2024 po stymulacji letrozolem i ovitrelle
✔️17-OH progesteron: 1,18 ng/ml
❓Witamina D3 25OH: 31,60 ng/ml -> 33,90 ng/ml
✔️anty-TPO : 12 IU/ml
✔️anty-TG: 17,90 IU/ml
✔️LH : 6,55 mIU/ml
✔️FSH: 5,12 mIU/ml
❓LH/FSH: 1,29
❓SHBG: 40,35 nmol/l (zakres 32,4-128) dość niskie
✔️Androstendion: 3,05 ng/ml (zakres 0,4-3,4) przy górnej granicy -> 1,84 ng/ml
✔️DHEA-SO4: 271,00 µg/dl
✔️ Testosteron 46,70: ng/dl (zakres 6-82)
❓Estradiol 5 dc: 38 pg/ml - dość niski!
✔️Estradiol 7-9dpo: 101 pg/ml - niski❌; 178 pg/ml po stymulacji letrozolem i ovitrelle 12.04.2024r. ✔️
✔️Prolaktyna: 29,90 ng/ml - (po odstawieniu seronilu) -> 21,6 ng/ml -> 16,1 ng/ml
❌AMH: 10,17 ng/ml
❌Inhibina B: 122,9 pg/ml
✔️Magnez: 0,86 mmol/l
✔️Homocysteina: 9,50 umol/l -> 7,30umol/l
❓ Kwas foliowy: 21,8 ng/ml (4,6-18,7)
❌ Witamina B12: 243 pg/ml (197-771)
✔️Żelazo: 110 µg/dl
❌ Ferrytyna: 30 µg/l (13-150)
❓Cholesterol całkowity: 188 mg/dl (115-190)
✔️Cholesterol HDL: 60 mg/dl (>45)
❓Cholesterol nie-HDL 128 mg/dl (<130)
❓Cholesterol LDL: 110,6 mg/dl (<115)
✔️Trójglicerydy: 87 mg/dl (<150)
✔️Glukoza: 80,06 mg/dl
✔️Insulina: 6,73 µIU/ml
✔️Krzywa glukozy: na czczo/1h/2h: 85,8/106,8/104,3 mg/dl - wartość glukozy po 2h mogłaby spaść do wartości "na czczo"
✔️Krzywa insuliny: na czczo/1h/2h: 6,68/30,1/17,4 uIU/ml
✔️Osad moczu
✔️Badanie ogólne moczu
✔️Morfologia
✔️Różyczka IgG
✔️Toxoplasmosa IgG i IgA
✔️MUCHa
✔️ przeciwciała p.plemnikowe - ujemny
❌Trombofilia:
MTHFR C677 nieprawidłowy - MTHFR c.655C>T Układ heterozygotyczny
PAI-1/SERPINE 1 nieprawidłowy - SERPINE1 c.820_-817G(4_5) Układ heterozygotyczny
Dysplazja szyjki macicy -> L-SIL i H-SIL (CIN I - CIN III), wysokoonkogenny HPV-->> elektrokonizacja 8.01.2024r. -->> zmiana usunięta doszczętnie z zachowaniem marginesów✔️
Badania Męża:
❌Glukoza: 111,19 mg/dl - reakcja stresowa na kłucie? u lekarza wysokie cisnienie...
✔️Prolaktyna: 8,60 ng/ml
✔️Testosteron: 604,00 ng/dl
✔️TSH: 2,190 mIU/ml
✔️FT4: 1,38 ng/dl
✔️LH: 4,50 mIU/ml
✔️FSH: 3,90 mIU/ml
✔️Estradiol: 35,00 pg/ml
❓Witamina D3 25OH 37,50 ng/ml
✔️USG jąder
✔️MUCHa
Badania nasienia:
styczeń 2023
✔️objętość próbki: 5ml
❌liczba plemników ogólna: 8,60mln (min. 36mln)
❌liczba plemników na 1ml: 1,72mln (min. 16mln)
❌ruch postępowy: 14% (min. 30%)
❌ liniowość ruchu: 31,8% (min. 46,8%)
✔️ żywotność: 74%
❌ morfologia: 1% (min. 4%)
kontrola 24.10.2023r. 😱📈🥳🥳🥳🔥
✔️objętość próbki: 5,1ml
✔️liczba plemników ogólna: 121,99mln (min. 36mln)
✔️liczba plemników na 1ml: 23,92mln (min. 16mln)
✔️ruch postępowy: 76% (min. 32%)
✔️ żywotność: 88% (min. 56%)
✔️morfologia: 7% (min. 4%)
✔️IgA 2% (>10%)
✔️IgB 0% (>10%)
❌HBA 49%
✔️Fragmentacja 11%
💊Suplementy i leki💊
👩🦰
Glucophage XR 2x1000, Euthyrox 5x50/2x75, acard 75, D 4000 + K 150 µg, mioinozytol 4000mg, kwas foliowy metylowany 800µg, B12 500µg metylowane, resweratrol 250mg, magnez+B6 chelat,, kwasy omega 3 - min. 1000 EPA, w dniach płodnych ACC Optima 2x1, po owulacji heparyna 0,4, witamina e+selen na endometrium;
Stymulacja:
I lametta 2,5mg 5-9dc ❌
II lametta 5mg 3-7dc + ovitrelle ❌
III lametta 5mg 3-7dc + zivafert + luteina ❌
IV lametta 5mg 3-7dc + ovitrelle + luteina 💔 💔 9t+1 puste jajo płodowe + nierozwijający się pęcherzyk ➡️ 🏥 poronienie
Historycznie:
Glucophage XR 2x1000, Euthyrox 50, D 6000 + K 150 µg, E~0,6g, kwas foliowy 2mg (1mg metylowany, 1mg zwykły), NAC (3-7dc 1500mg), selen, olej lniany, Fertistim (4g mioinozytolu, 0,1g d-chiroinozytolu, 2000 wit. D, astaksantyna 2mg, kwas foliowy metylowany 400 µg), Ferr C+ (30mg żelaza, 200mg laktoferyny, 350mg witaminy C), B12 950µg
👩🦲
*Wit D3 4000 + K 150,
*kwasy Omega 3 - 2g,
*Acitfolin 2mg.
*witamina C1000,
*orzechy brazylijskie (i inne);
Historycznie:
*Mag B6 Forte SFD (280mg magnezu, 10mg B6)
*Witamina C1000 Complex NOW (1000mg witaminy C, 100mg wapnia, 250mg bioflawonoidów, 50mg Aceroli, 50mg rutyny)
*Cynk Pikolinian OtroVit (15mg)
*Selen Selenomethionine OstroVit (200ug)
*Kwas foliowy OstroVit (400ug) nie w formie folianu
*Koenzym Q10 OstroVit (100mg)
*Witamina E aliness (294mg/400IU) od miesiąca - raczej bez wpływu na wynik nasienia
*Omega 3 Ultra OstroVit (1000mg - 320EPA/220DHA)
*L-karnityna 1000 OstroVit (1000mg)
*Astaksantyna Forte OstroVit (4mg)
*NAC aliness (490mg)
*Szafran aliness (1,2mg - 1200ug)
*Maca OstroVit (500mg) od 2 miesięcy
📑Plan na ten cykl:
*przetrwać
🍳🍳🍳🍳🍳🍳🍳
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 sierpnia, 14:52
Waga dalej stoi, chęci dalej brak, dom dalej się buduje (no ale w środę w końcu ma być robiona kuchnia, wow), mąż bardzo drażliwy ze zmęczenia.
I cały pozytywny nastrój w pizdu. Nawet odeszła mi ochota na seks i czuję się jak kupa. Bywa.
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 października 2022, 15:21
33 dc
USG od 10.10 bez zmian, błona śluzowa macicy wygląda na drugą fazę cyklu. Brak pęcherzyków dominujacych.
Badania z piątku:
-Estradiol 54 pg/ml
-prog 0,49 ng/ml
-shbg 40,35 nmol/l (zakres 32,4-128) kapkę niskie
-androstendion 3,05 ng/ml (zakres 0,4-3,4) przy górnej granicy
-dhea-so4 271 ug/dl (98,8-340)
-testosteron 46,70 ng/ml (6-82)
I nie wiem. Czy to ma szansę jeszcze ruszyć? Jajniki co rusz cholernie kłują. W poprzednim cyklu miałam podobny estradiol w 21 dc, owu przyszła w 33/34. Nie wiem tylko jak wyglądala błona śluzowa... Nie wiem czy warto czekać te dwa tygodnie, czy na pewno nie ma szans na owu w tym cyklu i trzeba poprawić koronę, zacząć żreć luteinę na wywołanie krwawienia. 🤕
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 października 2022, 15:37
Estradiol 148 w poniedziałek. 🥰 Dzisiaj test jeszcze nie pikowy, ale pozytywny. Nie wiem czy złapię pik i czy w tych testach w ogóle mogę złapać pik. Niemniej, do wczoraj na pewno estradiol urósł do minimum 200. Wierzę w to. 🤞
Zakładając, że w 27-28dc miałabym miesiączkę (plamienie w 27dc), byłabym dzisiaj w 15-16 dc. Ciekawe czy teoria dwucyklowa będzie prawdziwa.
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 listopada 2022, 10:56
I co?
I jajo.
Raz że od wczoraj zaczęłam testować, wyszedł cień cienia cienia na Facelle który dzisiaj się nie powtórzył... Ale to jeszcze nie złamało mnie i w ogóle nie ruszyło.
Co mnie ruszyło?
Od 3 dni mam mdłości i zawroty głowy (te dzisiaj nasilone), zgagę, cycek podswędzi, zakłuje mniej lub bardziej w podbrzuszu czy jajnik uciągnie czy napadnie ogromne zmęczenie i senność, niezależnie od tego ile tak naprawdę śpię w ciągu dnia. Ale to jeszcze nic. Naprawdę nic. Da się to zignorować i być zwyczajnie ciekawą.
Ruszyło mnie tak naprawdę to, że dzisiaj zaliczyłam spadek temperatury z 37,02 na 36,72, a do tego w nitce bardzo gestego, kremowego, rozciągliwego śluzu obecna była strużka krwi. I przy kolejnych wizytach w toalecie w rozciągliwym śluzie również są strużki krwi.
I już wiem że do ewentualnej porażki w tym cyklu nie podejdę na chłodno. 🙈
Przepadłam.
PS Aha warto dodać do tego że dzisiaj rano najpierw byłam zirytowana i zdrzazniona na męża, potem się popłakałam jak zostałam na chwilę sama w pokoju, a na końcu zaczęłam śmiać z czegoś bardzo zabawnego. 🙄 Ale nie wiem czy już na tym etapie w ogóle mają prawa być jakieś wahania nastroju, czy to tylko moja podświadomość.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 listopada 2022, 18:19
Nie czułam nic, chyba tylko lekkie zaskoczenie.
Wzięłam sprawy w swoje ręce, chłodno do wszystkiego podchodząc. Zweryfikowałam czy płód z łożyskiem wyszedł w całości, czy srom i drogi rodne klaczy są całe. Zleciłam mężowi zrobienie zdjęć, bo mój aparat szwankuje, zbudziłam swoją weterynarz (niestety). Wyniosłam płód poza okólnik, a ruda nie odpuszczała mnie na krok. Byłaby dobrą matką, widziałam to wtedy po jej zachowaniu.
Na przykaz weterynaryjny rozcięłam łożysko, aby udało się nam zweryfikować, czy płód nie owinął się pępowiną, czy nie została ona skręcona niefortunnie. Od razu pozwoliłam sobie z ciekawości spojrzeć na małe zawiniątko i doszło do mnie, że to była mała, docelowo ruda klaczka o białych skarpetkach i białym pasku na łebku. Duża strata, taka klaczka by z nami została...
Potem zawiozłam płód do weterynarz, ponieważ miałam możliwość wysłać tkanki na Uniwersytet do badań, praktycznie za darmo (koszty odczynników jedynie pokrywam). Zrobiłyśmy małą sekcję, pobierając co należy.
Jak to przetrwałam? Nie wiem. Wiem, że rozkleiłam się zupełnie dopiero jak zostałam sama, w samochodzie.
Czy to mnie boli? Owszem, moje konie to członkowie mojej rodziny.
Czy są poważniejsze tragedie? Owszem. Wiem, że z perspektywy kobiet, które doświadczyły tego samego, poronienie u konia ma dużo mniejszą wagę i ja to szanuję. Dlatego też pozbierałam się dość szybko do kupy i zajęłam rudą - niedoszłą matką.
Ruda na szczęście ma się dobrze. Nie występuje żadna infekcja, temperatura jest w normie. Nie potrzeba na ten moment żadnej interwencji weterynaryjnej.
To zdarzenie zweryfikowało wiele rzeczy, w tym plany na najbliższy sezon hodowlany. Wiem, że teraz mam idealny czas, by zając się rudą, a siwej zrobić przerwę. Chciałabym całą sobą zapewnić rudej w kolejnym sezonie i kolejnej ciąży jak najlepsze samopoczucie psychiczne i fizyczne, więc wrócimy do stałej pracy.
Mam też wybranych potencjalnych kawalerów. Zaczniemy sezon jak najwcześniej, ponieważ konieczne będzie pobranie wymazów z pochwy i wdrożenie leczenia.
Siwa dostanie przerwę po porodzie i skupimy się na wycięciu czerniaka (niezłośliwego guza siwych koni).
Mąż bardzo mnie wspierał po wszystkim. Sprawdzał jak się czuję, czy mocno przeżywam stratę (niestety - to mroczna strona hodowli, tu trzeba być twardym, nie "miętkim") i uświadomił jedną ważną rzecz.
Mogło być dużo gorzej, a tak straciliśmy tylko dość wcześnie płód. Mogła poronić za kilka miesięcy, a wtedy prawdopodobnie byłoby sporo komplikacji (i nie moglibyśmy tak szybko zacząć sezonu jednak). Mogła paść podczas porodu wraz ze źrebakiem (kilka lat temu zdarzyło się to u sąsiada, robili wszystko by pomóc, jednak nie udało się nikogo uratować...).
A tak? Mam wciąż zdrową, silną, młodą klacz i stracony "tylko" jeden sezon hodowlany. Ale tu koń jest dla mnie najważniejszy, nie "produkcja" źrebiąt.
Odstawiłam wiesiołek, bo sprawa wyglądała tak, że rano mam śluz po przebudzeniu (kremowy z reguły), biorę wiesioła i po godzinie przez x czasu jest Sahara, wieczorem śluz znowu wraca, czasem nawet jakiś taki wodnisty, czy kremowy-rozciągliwy, czasem szyjka się zaślimaczy, a potem jak znowu wezmę wiesioła na wieczór to znowu Sahara jest do rana.
Jadę w czwartek z samego rana na szkolenie, nie będzie mnie do piątku. Słabo mi się chce, wolałabym posiedzieć w domu i potulać się z mężem.
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 listopada 2022, 23:33
Nic ciekawego się nie nauczyłam, jedynie pojadłam smacznego jedzenia, wymoczyłam zadek w wannie (mogłam iść do sauny i na basen, ale nie chciałam), wypiłam wino i drinki, pograłam w cymbergaja, pospałam sobie sporo a i tak się nie wyspałam. :p
Dzisiaj chłop, jako że ostatnio bardzo mało śpi, nie odebrał mnie z przystanku (zaspał, nie reagował na moje wydzwanianie) i musiałam iść z buta 2km.
W sumie spoko, nie mam mu tego za złe. Przespacerowanie się dobrze zrobiło na mój wzdęty bebech po dwóch dniach jedzonka.
W domu był bardzo smutny z tego powodu jak go obudziłam, uraczył mnie schowanym gdzieś bukietem kwiatów i dużą dozą czułości oraz słodkich słówek.
Rzuciłam wiesiołka, od wczoraj mam dużo śluzu. Dzisiaj śluz wodnisty z cząstkami lepkiego - typowe u mnie i nie jest związane z żadną infekcją (ot, u mnie ten lepki śluz rozbija się na mniejsze grudki). Zastanawiam się czy to traktować już jako wodnisty, czy właśnie lepki.
I teraz takie pytanie ode mnie do osób badających estradiol w 3-5dc.
Jak szybko z 48pg/ml może estradiol wystrzelić w górę i spowodować owu? Czy skazana jestem na te 14 dni? Czy może jednak są przypadki, które w 5dc miały podobny wynik, a owu była w 12-15dc?
Dostała kolki, mocno bolesnej, trzeba było działać. Po dwóch godzinach zaczęło przechodzić. Wet do którego udało mi się dodzwonić właśnie był w drodze do nas, ale po krótkiej rozmowie i ocenie sytuacji (rudej wrócił apetyt, ciekawość otoczenia, przestała się pokładać i tarzać z bólu, perystaltyka jelit była słyszalna, stolec wyszedł) zgodnie ze mną uznał że akcje ratunkową wstrzymujemy, rękę na pulsie trzymamy, on wraca do domu a ja obserwuję. Z końmi został mąż.
Dzisiaj ruda ma dietę, samo sianko.
Potem udało się jeszcze wybrać do kliniki leczenia niepłodności na czas na pierwszą wizytę.
Ledwo zdążyłam. Wszyscy w klinice byli bardzo mili.
USG pokazało, że nie było jeszcze owulacji. Endo cienkie, trójlinijne, jajniki oczywiście policystyczne.
Mamy plan na stymulację letrozolem, do tego potrzeba badań nasienia męża (dzisiaj będę mu zadek suszyć żeby się umawiał) i mojego amh oraz inhibiny b (zrobiłam).
Przed stymulacją jeszcze będę realizować monitoring u mojego gina, żeby zobaczyć czy pęcherzyki na pewno pękają (eliminacja LUF czy jak to tam zwał). Jak w "tym" cyklu pojawi się w końcu owu to pojadę.
Ciekawi mnie czy znowu dostanę plamienia w okolicy 28dc. Owu powitam w 43dc pewnie jakoś. Wychodzi na to, patrząc po wykresie temperatury, szyjce, testach owulacyjnych, śluzie, że wystymulowałam sobie lewy jajnik przy pomocy NAC mocniej niż poprzednio, ale wciąż niedostatecznie, aby doszło do owu.
"Niby człowiek wiedział, ale się łudził".
Czuję się lekko niekompletna z powodu tego, że potrzebuję wsparcia medycznego w czymś w teorii tak naturalnym jak poczęcie dziecka. Wiem, że jest ono w tym momencie mimo wszystko niewielkie, ale jednak gdzieś to mi urąga godności.
Czuję podskórnie też, że to dopiero początek dłuższej drogi. I cieszę się, że wybrałam się do kliniki tak szybko i nie czekałam na zbawienie.
Godzinny spacer z kliniki na dworzec sporo mi pomógł poukładać myśli.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 stycznia, 19:39
45dc,
10 dni po 14dniowym wzroście temperatury który nie oznaczał nic (progesteron 0,2, cienkie endo, brak pęcherzykow czy śladów po owu), tydzień po chorobie.
Śluz znowu się ze mnie leje, rozciąga się. Owulaki znowu minimalnie ciemniejsze. I co z tego? Całe 40 dni co rusz tak mam, z przerwami po dzien-dwa-trzy. Nie ważne.
Jak minął mi ten rok?
Różnie. Kompletnie nie schudłam a wręcz przytyłam, nie wprowadziliśmy się na budowę, straciłam źrebaka od jednej klaczy.
Kilkukrotnie dumałam nad sprzedażą koni i myślałam, jak to by wyglądało gdybym przekreśliła połowę swojego życia.
Bujam się z jednego epizodu depresyjnego do drugiego. Zagryzam zęby żeby żyć w zgodzie, próbuję się starać aby wszystko było dobrze ale wychodzi jak zawsze - a dobrymi chęciami to ponoć piekło jest wybrukowane.
W sprawie zdrowia dalej nie ma jasnej i konkretnej diagnozy długich cykli i niepowodzeń. Coś tam nie gra z TSH, może minimalna niedoczynność, coś tam nie gra z AMH i obrazem jajników, cykle leżą i płaczą. Wykresy rozjechane, coraz bardziej wyglądają dwucyklowo będąc jednym cyklem, a ja nie wiem czy brnąć dalej w te suplementację, którą sobie zaplanowałam. Niby owu wypada przez to coraz później, ale jak wspominałam: cykle wyglądają coraz bardziej jak dwa cykle w jednym. Czy ta teoria w ogóle ma jakiś sens...
Wkręciłam się za to w planszówki. Mąż ostatnio ze mną chce grać, a ja nie wiem czy chce faktycznie i mu się to podoba, czy gra przez wzgląd na mnie. Ale cieszę się. 🙈 Ogólnie to chyba chcą mnie pożreć za to że się tak odpaliłam w tym zakresie i męczę bułę.
Plan na przyszły rok?
Schudnąć. Wprowadzić się. Bardzo chciałabym częściej odwiedzać mamę... I chciałabym zebrać w sobie zdecydowanie więcej chęci i czasu, aby szczerze pracować z konmi, jak kiedyś.
Kiedyś miałam pełno planów, marzeń i nadziei. Byłam ambitna. Chciałam zdawać wszystkie trzy odznaki jeździeckie. Trenowałam pod to, najpierw z trenerem, potem sama ze sobą i dawałam nawet radę! Blokował mnie tylko brak funduszy na wyjazd (a teraz jak sobie pomyślę to jednak je miałam...).
Chciałam jeździć na zawody, szkolenia, treningi...
A teraz? Gdzie jestem? W jakim miejscu? Gdzie stoję? Nigdzie.
Chłop umówiony na nasienie 13 w piątek. Ciekawe czy będzie to szczęśliwa data. Jadę z nim, potem odstawia mnie do biura do pracy (niestety) i wraca do swojej pracy.
Ja 18.01 mam wizytę w Invimedzie u dra Żurawskiego. Powinno idealnie się zgrać i 🐒 powinna przyjść dzień później. Prawdopodobnie zatestuję 17 stycznia rano, żeby w razie czego w rozsądnym terminie odwołać (mhm jasne).
Byłam dzisiaj na monitoringu. W sumie ogromnie żałuję, że nie byłam przed Nowym Rokiem albo w poniedziałek kuknąć co tam w kurniku... Miałabym jaśniejszy obraz.
Endo 7-8mm, więc już nieźle, w okresle owulacyjnym właśnie takie być powinno. Na pewno jeszcze urośnie, wino kupione, ananasa mi dzisiaj dokupią jak będzie, zaraz zjem garść migdałów. Ostatnio było cieniutkie jak papier, więc coś się zadziało.
Nie ma żadnej torbieli na USG, nie ma też niestety płynu w zatoce Douglasa ani ciałka żółtego, więc mając te dane stwierdzam, że owu wystąpiła faktycznie wczoraj i jestem ok dobę po niej. Płynu ma prawa już nie być, a ciałko żółte wytwarza się 28-32 po owulacji. To by się zgadzało też z książkowym pękaniem pęcherzyka po piku LH.
Skok temperatury wysąpił, zastanawia mnie tylko to, że cykl po wykresie temperatury wygląda na dwucyklowy... Na pewno przeniose go na kartkę i przedstawię w invimedzie.
Rozważam czy zbadać dla pewności progesteron 7dpo, ale chyba nie ma sensu już 3 raz tego robić, po objawach, piku LH i grubości Endo jestem niemal pewna że owulacja wystąpiła. Na pewno wykluczyłam LUF.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 stycznia 2023, 03:34
Zbadałam wczoraj tego proga żeby wiedzieć na 100% co z tą owulacją.
Wynik 6,51 ng/ml więc szału nie ma ale oznacza że owu była. Byłam o innej porze niż zwykle, więc ciężko to porównywać do dwóch poprzednich wyników, bo wartości proga przecież są zmienne w ciągu dnia. Plus tak naprawdę nie wiem czy faktycznie owulacja była idealnie 24h po piku.
Ale nie zależy mi na tym wyniku, miał tylko jedną funkcję.
Jutro mąż ma badanie nasienia w klinice, a ja przez wzrost ciśnienia w ciągu dnia mam ból głowy.
Nie ciągnie mnie w ogóle do testowania, nie nastawiam się i w sumie dobrze mi z tym.
Będziemy iść w: witaminę C, witaminę D+K, selen + E, cynk, astaksantynę, l-karnitynę, koenzym Q10, być może jeszcze NAC, olej lniany do sałatek i orzechy do dziubania.
Mąż się ogólnie mocno załamał. Próbuję go wspierać całą sobą.
Zapewne będzie konieczne wizyta u androloga i badania krwi.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że infekcja górnych dróg oddechowych przebyta miesiąc temu ostro przetrzebiła populację żołnierzyków. Niby minimalny czas nawet po zażywaniu antybiotyków to 2 tygodnie, ale proces spermatogenezy trwa 3 miesiące. Aktualnie 3 miesiące bez jakiejkolwiek infekcji przy chacie pełnej ludzi to coś nieprawdopodobnego.
Wierzę, że kolejne badania będą dużo lepsze. Postaram się też zmienić mu trochę życiowe nawyki (ograniczenie gorących pryszniców i grzanie jajek, zwiększenie zdrowej żywności w diecie). Ruchu chłop akurat ma. Alkoholu trochę ograniczymy, ja i tak nie piję prawie więc sam też nie będzie.
Czekamy jeszcze na wyniki morfologii.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 stycznia 2023, 09:23
Pierwsze wrażenia? Dużo lepsza atmosfera niż w Invicta (chociaż punkt pobrań w Invimed dzisiaj się troszkę nie popisał - najpierw nikogo w środku nie było, potem strasznie długo czekałam na swoją kolej, przez co uciekł mi jeden bus do domu).
Doktor bardzo miły, pożartowaliśmy sobie nawet z naszego beznadziejnego przypadku...
Ogólnie to ja standardowo: PCOS. Chyba zwiększyła mi się ilość mikropęcherzyków na jajnikach z tego co widziałam na USG i z tego co mówił. Doktor był w szoku że przy moich cyklach występuje u mnie owulacja.
Mąż... No cóż, skwituję to żarcikiem, że dobraliśmy się bardzo dobrze - ja 6 owulacji w roku (zakładając wszystkie cykle owulacyjne), mąż z krytycznie małą koncentracją plemników.
Jedyna dobra wiadomość to mój wiek. 27 lat, a nie 37 jak to większość zgłaszających się do kliniki kobiet. Tu muszę przyznać mu rację, mamy chwilę czasu.
Przy tych wynikach badań wyjście mamy jedno - co mnie zupełnie nie zaskoczyło. In Vitro.
Według lekarza owszem, choroba mogła wpłynąć na wynik badań męża, ale mimo wszystko po miesiącu czasu jednak te wyniki już powinny być lepsze niż są aktualnie...
Dostaliśmy listę badań koniecznych do zrealizowania przed zabiegiem In Vitro, doktor opowiedział mi o tym jak to wygląda i jak to będzie prawdopodobnie wyglądać na moim przypadku (przy takim AMH i takiej ilości pęcherzyków bardzo prawdopodobna będzie hiperstymulacja, więc transfer nie będzie odbywał się w tym samym cyklu, tylko zarodki zostaną zamrożone, mój organizm ustabilizowany i w następnym cyklu mogłabym już podchodzić do transferu).
Mąż dostał zalecenie spotkania się z urologiem niepłodnościowym.
Ogólnie w związku z tym, że mamy czas ze względu na wiek, omówiłam z lekarzem próbę poprawienia nasienia męża. Raczej nie spodziewa się szybkich i na tyle spektakularnych efektów, aby za pół roku możliwe były starania naturalne na indukcji owulacji.
Mimo to ustaliliśmy że poczekamy do badań kontrolnych do maja i wtedy podejmiemy decyzję co dalej robimy.
Jedno jest pewne, ani ja ani mąż nie odczuwamy strachu przed ewentualną procedurą In Vitro. Zaczynam się zastanawiać, czy jeśli nasienie poprawi się na tyle, żebyśmy nadawali się do inseminacji, czy będę chciała w ogóle jej próbować.
Plan na teraz? Zorientowanie się w cenach badań, leków, płatności za IVF, ewentualnych warunkach refundacji (tu będzie zapewne konieczne zameldowanie się we Wrocławiu...), przemyślenie na spokojnie.
Z kontrolnymi wynikami mąż wybierze się do urologa lub androloga.
Tak między nami, nie chcę czekać 2 lat na poprawę nasienia do poziomu zadowalającego, wydawać cały czas kasy na suplementy, lekarzy, paliwo, kontrolne badania, leki a potem przeprowadzać inseminację, mając z tyłu głowy świadomośc, że szansa na powodzenie w naszym przypadku jest niska. Kosztowo może wyjść bardzo podobnie do procedury IVF, czasowo bez porównania. Nie wiem czy jest zwyczajnie sens.
Muszę to bardzo dobrze przemyśleć... na pewno wszystko wyklaruje się już w maju plus dodatkowo i tak będziemy potrzebować chwili czasu na wykonanie niezbędnych badań, więc wiadomo - różnie to może być i oby było jak najlepiej... Ale chyba się nie boję tego, a nawet jestem zadowolona że mamy konkret. Teraz już w końcu może być tylko lepiej, nie? 💕
Wiadomo, jeśli będzie efekt wow w kolejnych badaniach, to plan się całkowicie zmieni. Ale jeśli takiego efektu nie będzie, to przecież nic straconego i żaden powód do smutku.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 stycznia, 19:42
W pracy gorący okres, x projektów się kończyło testować, nie chciałam zostawiać koleżanek z tym wszystkim samych i... Finalnie ja została z tym wszystkim sama, robiąc za trzech i przeplatając w to szukanie dokumentów do audytu. A mówił sobie człowiek, że nie będzie patrzył na innych jak będzie potrzebował L4.
W przyszły piątek miałam jechać do przyjaciółki, intensywnie grać do niedzieli w planszówki a potem pomoc z organizacją baby shower, bo na kwiecień dziewczyna ma termin.
To teraz stoi pod wielkim znakiem zapytania, bo w domu zarazili mnie jakimś dziadostwem i już wczoraj wieczorem czułam że coś się kroi, a dzisiaj obudziłam się z gorączką i bez sił do życia.
Nie chcę jechać do niej żeby zarazić. A tak się cieszyłam na ten weekend...
Jak przez kilka lat chora nie byłam konkretnie, tak teraz co dwa miesiące mnie łapie.
Najgorzej, że męża też... I całe starania o poprawę wyników nasienia pójdą jak krew w piach, bo to znowu jakaś infekcja górnych dróg oddechowych czy inne zapaleniowo płucne. 😞
Dodatkowo w domu nastroje mocno napięte, przeszkadza im wszystko i wszyscy. Ja już nie komentuje, ustępuje, nie chce mi się bić z wiatrakami.
Nawet to że ktoś stłukł szklankę to moja wina, bo zostawiłam ją na blacie pod ścianą, żeby nie zapomnieć dzisiaj tego wynieść do siebie. 😳🤷
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lutego 2023, 10:19
Spieszymy z budową, mamy deadline. Trzeba się wyrobić.
Przez tydzień byłam chora, potem udało mi się wyzdrowieć na baby shower przyjaciółki i kolejny tydzień full zawalony.
Są chwile lepsze i gorsze. Odpalił mi się syndrom wicia gniazda, chciałam też sama stworzyć paśnik. Jak nikt nie pomoże mi po prostu zdjąć belek które mi są potrzebne, to go nie zrobię bo te w moim zasięgu są po prostu za krótkie.
Słucham sobie podczas gdy coś robię audobiooku "Mundra". Są to relacje położnych które wykonywały zawód na przestrzeni wielu lat, w różnych krajach, opowiadających o codzienności swojej pracy oraz o porodach ich oczyma. Naprawdę bardzo wartościowa lektura, pomagająca wyobrazić sobie jak to właściciel wszystko wygląda i przebiega, jak powinno wyglądać i przebiegać. Zdarzyło się że z kilkoma rzeczami się nie zgadzałam (np. umniejszanie depresji poporodowej przez jedną emerytowaną już położną), ale ogólnie na duży plus.
Mogę polecić.
Owulacja chyba wystąpiła w niedzielę i raczej rano. W sobotę uciagaly mnie jajniki, miałam biegunkę, szyjka już była nisko i otwarta, slimaczyla się. W niedzielę śluz kremowy, temperatura jak widać w górze jest.
Ze staraniami się raczej spóźniłam, bo nie spodziewałam się owulacji tak wcześnie.
Paśnik skleciłam, bez dachu. Powiedziałam że nie będę się mordować znowu tą małą piłką do drewna (nawet nie piłą) i nie robię nic aż nie naprawią spalinowej.
14 marca moja kobyła ma termin. Podgladam już ją na kamerach, patrzę w srom i cycuchy, szukając oznak nadchodzącego rozwiązania. Mam nadzieję, że niee będzie mi znowu kazała czekać do miesiąca po terminie. 🙈
html site hosting
Szybki update:
Oramy na budowie bez wytchnienia, więc na forum jestem mało i krótko. Nie jestem w stanie nadrobić ale staram się ogarnąć co mogę, więc jeśli ktoś do mnie coś pisał a mu nie odpowiadam to przepraszam! Wrócę do Was mocniej w kwietniu.
Szafę zamowilam wczoraj o 13, przyszła dzisiaj o 9. 😳 A termin 8 dni.
Farby wyceniam, jak z miejscowego sklepu nie będzie taniej to 1200zl papa. 🥴 Nie wspominając o pstryczkach do światła i kontaktach, listwach przypodłogowych.
Chyba zrezygnuję z PrenaCaps na rzecz samego Fertistimu, dodatkowej witaminy D i magnezu z cynkiem i B6. Wczoraj doszłam do wniosku że chwilowo nie widzę sensu brania PrenaCapsów. Tak, szukam oszczędności a tamte suplementy i tak je chłop. 😅
Temperatura w tym cyklu bardzo szybko spadła w dół w fazie folikularnej. Z reguły przez 2 tygodnie bujalam się z temperaturą 36,5 a teraz już 36,2. 😳 Aż muszę zmacać szyjkę. Czyżby w końcu coś się regulowało?
Nie robię sobie nadziei, bo znowu okaże się że to fałszywy alarm i owulką w 40dc będzie. 😅
Kobyła 5 dni do terminu porodu. Oznak nadchodzącego wyzrebienia kompletny brak. Mam konia kiszona. 🥒
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 marca 2023, 10:46
Jesteśmy w trakcie malowania pozostałych pokoi. Jestem wykończona. Ostatnie dwie noce (poza tą) były zarwane - pomijając drzemki w ciągu dnia.
Mój organizm radośnie uznał że to chyba oznacza, że można owulować. Czyli co, żeby mieć regularne cykle o normalnej długości to muszę nie spać? 😂
Aktualny cykl lub pogoda dają mi teraz nieźle popalić, spałabym tylko i spała, ale nie mogę.
Wciąż dopieszczamy co możemy: a to szafę skręcamy, a to sprzątamy, a to gniazdka montujemy wciąż (zdjęcia poniżej z rozpierdzielem gniazdkowym) a to lecimy pralnie bo w koszu się już nie mieści a pralka dalej nie jest podłączona. 🙈
Życzę Ci jak najlepiej. Przede wszystkim szybkiej wyprowadzki i zajścia w ciążę. Ale lepiej dla Twojego stanu psychicznego byłoby, gdybyś nie nastawiała się, że musisz jak najszybciej zajść w ciążę, bo praca, bo przyjaciółka itd. to potem wprowadza człowieka w stan frustracji. Jeśli masz taką możliwość, to lepiej monitorować cykl u lekarza, chociaż trzy cykle, bo testu nie świadczą o tym, że pęcherzyk pękł. Po co stosujesz ten kubek? Życzę powodzenia!
Dziękuję. Będę teraz u lekarza więc na pewno dogadamy monitoring cyklu, wcześniej również zapraszał. Dla mnie też będzie bardziej komfortowo, jak pójdę już z jednym cyklem do niego i pokaże co sama odkryłam i jak myślę, że mogę działać. :) Niby napisałam, że chciałabym jak najszybciej zajść, ale nie odczuwam tego właśnie jako presji. To raczej pozytywny kop do działania. Kilka lat na spontanicznych, niekontrolowanych w żaden sposób staraniach nie przyniósł rezultatu, więc teraz po prostu robię co mogę. Fajnie by bylo, jakby udało się zajść w pół roku, ale wiadomo, że różnie może być. :) Kubeczek używam tuż po stosunku, trzymam go 20 minut w pochwie przy ujściu szyjki macicy. Ponoc zwiększa szanse o 48% na zajście w ciążę "blokując" plemnikom drogę w drugą stronę. Taka ulepszona odmiana trzymania nóg w górze. Znajoma stosowała kubeczek menstruacyjny i akurat wtedy zaskoczyła, więc sobie kupiłam jako mały gadżet. W zestawie z pro-plemnikowym żelem nawilżającym. :)
Osobiście uważam, że to trochę bujdy z tym kubeczkiem. Kobiety mogą zajść w ciążę nawet gdy idą po stosunku pod prysznic. Te badania zostały wykonane chyba przez producenta 😜 ale jak nie szkodzi to może psychicznej czujesz się lepiej, że zwiększysz szansę na zajście.
Też patrzę na to z przymrużeniem oka, ale jeśli niby w jakiś sposób ma pomagać, to niech pomaga. :D Choćby właśnie tylko przez placebo.