X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Niepłodna niemama 🥀
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4

25 października 2023, 08:49

Po wczorajszej wizycie we Wrocławiu mam trochę newsów. Aby było bez zbędnego lania wody to sobie to wypunktuję.

1. USG jąder na plus - wszystko drożne, zero problemów.
2. Nasienie oddane na badania, poza podstawą mamy tam HBA, przeciwciała i chyba coś jeszcze? Czekamy na wyniki 3 tygodnie, podeślą je wszystkie naraz.
3. Z pracy dostałam voucher na Pakiet Onkologiczny Damski do realizacji w Diagnostyce. Znajdują się w nim badania CEA, CA 125, CA 15-3, CA 19-9, OB i morfo. W morfo dość mało krwinek czerwonych, eozynofili i bazofili ale wciąż w normie, MCV i MCH lekko za wysokie, RDW-CV za niskie i PDW niskie. Marker CA 15-3 podchodzi pod górną granicę normy. Może to powodować sytuacja z szyjką macicy.
4. Przyszły wyniki moich wymazów. Wyszła mi Ureaplasma. Lubi się z HPV. W czwartek dostanę receptę.
5. Estradiol 54 pg/ml w 16dc. Owulacja się nie zbliża ani trochę, więc biorę od dzisiaj podjęzykowo luteinę. Najwidoczniej poprzedni cykl to była sprawa całkowicie jednorazowa.
6. Stary odkrył, że jego nasienie powoduje plamkową wysypkę na jego członku. Po przeleczeniu ureaplasmy, jak będziemy robić oboje kontrolne wymazy, zrobimy też posiewy nasienia.

W efekcie co się teraz dzieje?
- czekamy miesiąc na wyniki biopsji szyjki macicy,
-czekamy 3 tygodnie na wyniki nasienia,
-będziemy się leczyć na ureaplasmę ~3 tygodnie zgodnie z tym co mówiła koordynatorka programu,
-wciąż nie wróciły owulacje mimo 2g metforminy, 4g mioinozytolu + 0,1g d-chiroinozytolu i 1,8g NAC 3-7dc.

EDIT:
Dostaliśmy doxycyclinum 100mg na 10 dni, ja jeszcze gynalgin 250mg+100mg dopochwowo. Do tego dokupię nam Sanprobi SF oraz ja będę brała sobie Lacibios Femina. Potem po 2-3 tygodniach od kuracji kontrolne wymazy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 października 2023, 15:21

13 listopada 2023, 15:22

Ok ok, potrzebuję napisać post.
Zakończyliśmy 10 dni antybiotykoterapii aby wytępić ureaplasmę (doxycyclinum 1 raz dziennie, ja jeszcze Gynalgin 1 raz dziennie). Cały czas zażywamy probiotyki. Jakoś na przyszły tydzień będę próbować umówić nas oboje na wymazy.
Aktualnie? Mąż nie ma wysypki na penisie, a ja miałam całkowicie bezbolesny okres, trwający ładne 5 dni bez dziwnych, kilkudniowych plamień przed i po.

Nie otrzymałam jeszcze wyników biopsji, wciąż czekam.

Ale za to otrzymaliśmy wyniki nasienia!
I teraz patrzcie. :)

Badania nasienia: styczeń 2023 --> październik 2023
objętość próbki: 5ml --> 5,1ml
liczba plemników ogólna: 8,60mln --> 121,99mln (min. 36mln)
liczba plemników na 1ml: 1,72mln --> 23,92mln (min. 16mln)
ruch postępowy: 14% --> 76% (min. 32%)
żywotność: 74% --> 88% (min. 56%)
morfologia: 1% --> 7% (min. 4%)
IgA 2% (>10%)
IgB 0% (>10%)
Wciąż czekamy na HBA i fragmentację.

Co bierze mąż i w jakich dawkach?
*Mag B6 Forte SFD (280mg magnezu, 10mg B6)
*Witamina C1000 Complex NOW (1000mg witaminy C, 100mg wapnia, 250mg bioflawonoidów, 50mg Aceroli, 50mg rutyny)
*Cynk Pikolinian OtroVit (15mg)
*Selen Selenomethionine OstroVit (200ug)
*Kwas foliowy OstroVit (400ug) nie w formie folianu
*Koenzym Q10 OstroVit (100mg)
*Witamina E aliness (294mg/400IU) od miesiąca - raczej bez wpływu na wynik nasienia
*Omega 3 Ultra OstroVit (1000mg - 320EPA/220DHA)
*L-karnityna 1000 OstroVit (1000mg)
*Astaksantyna Forte OstroVit (4mg)
*NAC aliness (490mg)
*Szafran aliness (1,2mg - 1200ug)
*Maca OstroVit (500mg) od 2 miesięcy

Pamiętam, jak w klinice doktor powiedział, że nie widzi szans na spektakularną poprawę nasienia mojego męża - tzn na tyle, abyśmy mogli próbować starać się naturalnie. Że może uda się dobić do progu pozwalającego na inseminację.
Jestem cholernie dumna i szczęśliwa, bo wiem, że może w końcu coś zacznie się dziać. W końcu ktoś zajmie się mną, a nie będzie szukać problemu tylko w mężu. :)

Oprócz tego ja zrobiłam sobie USG piersi - większość zmian z sierpnia zniknęła (były to liczne drobne torbielki oraz znacznie powiększony przewód mleczny). Po tamtym USG miałam dziwną sytuację... Cycki nabrzmiały pod koniec cyklu i przez cały owulacyjny (!) cykl były takie bolesne i obrzmiałe. Potem, wraz z kolejnym okresem oklapły i mam połowę cycków (autentycznie, wszystkie staniki sporo za duże). Zniknęły torbielki - zostały moje dwie stałe, niepowiększające się zmiany oraz dużo pomniejszony, ale wciąż lekko poszerzony przewód mleczny.
Oprócz tego miałam USG tarczycy - torbiele koloidalne, niezłośliwe. Obraz jak na dodatnie przeciwciała tarczycowe, ale moje były ujemne. Może endokrynolog zleci kontrolne badanie przeciwciał, może nie. Nic groźnego to nie jest i nie ma czym się martwić.

Miałam też kilka badań krwi:
TSH: 1,230 uIU/ml
FT4 1,39 nd/dl (0,93-1,7)
Prolaktyna: 16,1 ng/ml (4,79-23,3)
Żelazo: 110 ug/dl (33-193)
Ferrytyna: 30 ug/l (13-150)
Witamina B12: 243,00 pg/ml (197-771)
Kwas foliowy: 21,8 (4,6-18,7)
OB: 2 (0-12)
Morfologia lekka poprawa wyników, to co było poza granicami albo na granicy, poprawiło się lekko.

Zakupiłam już Ferr C+ i jem na poprawę Ferrytyny. Wstawiłam zakwas z buraka. Oprócz tego zamówiłam B12 z aliness, tam mam dawkę 950mcg. Dietetyk-immunolog kazała mi brać 2mg kwasu foliowego oraz 0,8mg witaminy E do 16 tygodnia ciąży. Chciałabym się z nią skonsultować patrząc przez pryzmat moich wyników.
Gdy zaczynałam brać metforminę, nikt mi nie powiedział, że może obniżyć mi zawartość witaminy B12 we krwi. :) Teraz już wiem, jestem mądrzejsza, zaczęłam ostrą suplementację.

Kilka dobrych wskazówek co do układania suplementacji - czyli jak to połączyć/podzielić i nie zwariować? :D
1. Selen z witaminą E.
2. Metformina nie z witaminami B.
3. Kwas foliowy z cynkiem.
4. Witamina C nie z witaminami B.
5. Cynk nie z selenem.
6. Euthyrox nie z suplami na ferrytynę i żelazo.
7. Suple nie z czekoladą i kawą - czekolada zaburza wchłanianie, podobnie jak szpinak i szczaw. Ale kawę warto pić zagryzając kostką gorzkiej czekolady.

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 listopada 2023, 15:47

16 listopada 2023, 15:13

12 dzień cyklu któregoś tam. PRAWDOPODOBNY dzień owulacji.
Odebrałam wyniki biopsji szyjki macicy.
"Cechy śródnabłonkowej neoplazji małego i dużego stopnia L-SIL - H-SIL (CIN I - CIN III) (...) Diagnostyka IHC w toku."

Koordynatorka ze Szpitala w jakim bierzemy udział w Programie Prokreacyjnym szuka mi terminu do lekarza zajmującego się tym na konsultację. Już wiadomo, że wymagany jest zabieg, CIN III same się ponoć nie cofają i leki nie wystarczą.
W moim mieście wizyta u ginekologa dopiero 7 grudnia.
Będę dzwonić jeszcze do mojego wcześniejszego ginekologa (prywatnego), który pracuje w szpitalu w innym mieście. Głównie po wyniki cytologii sprzed roku, ale zapytam o możliwość pilnej konsultacji w poniedziałek. EDIT: jeśli doktor będzie zdrowy to w 23.11.2023r. będę miała wizytę, wynik poprzedniej cytologii jest i mogę go odebrać - był prawidłowy.

Po IHC mam dzwonić lub sami przedzwonią jak będą mieli przed oczami.

Oprócz tego... Ten cykl był ze staraniami. Jeśli owulacja była to jest szansa na ciążę. Sprawy się komplikują.

EDIT:
Poczytałam, jestem mądrzejsza, dziewczyny na forum też mi służą ogromnym wsparciem i radą.

Mam stan przedrakowy albo raka in situ (nieinwazyjnego, nie wiem czy po tym IHC będzie więcej wiadomo lub czy to się zmienić może).
Zabieg konizacji szyjki macicy jest nieunikniony bo szansa na regresję takich zmian jest niska a ryzyko jest zbyt duże.
Konizacje szyjki macicy można robić w ciazy. Po zabiegu konizacji należy odczekać srednio 3 tygodnie zanim powróci się do starań - w zależności od samopoczucia, krwawienia po zabiegu, bólu i skurczy. Nie wpływa to na płodność - ale jeśli wylyzeczkuja jamę macicy to tu może potem być problematycznie. Oby nie.

Staramy się dalej w tym cyklu i działamy w zakresie zabiegu.
Miałam nadzieję na stymulacje w grudniu i prezent na święta a skończy się na zabiegu. 😅

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 listopada 2023, 18:14

24 listopada 2023, 10:40

W środę było trochę ciężko psychicznie u mnie.
Miałam psychoterapię. Niby nic na niej obciążającego nie robiliśmy, ale opowiadanie o wszystkich sprawach, jakie aktualnie się dzieją, rozchwiało mnie całkowicie i długo nie mogłam się uspokoić oraz pozbierać.
Mówiłam o wszystkim. O wynikach biopsji, o stresach w pracy, o obawach co do tego jak aktualnie postrzega mnie szef, o koniach i problemach z ich sprzedażą, o problemach z sianem i tym, że zamiast skupienia się na swoim zdrowiu aktualnie będę się martwić o to, czy konie będą miały co jeść... Sporo tego się namnożyło.
Skończyłam terapię roztrzęsiona i długo nie mogłam się uspokoić. Uspokoiłam się dopiero leżąc na łóżku w ciemnym pokoju, słuchając ASMR do snu.

W nocy po przebudzeniu za to znalazłam kolejne zmartwienie. Mianowicie Program Prokreacyjny w jakim bierzemy udział i w jakim trafiliśmy o dziwo na bardzo dobre miejsce i specjalistów, prawdopodobnie zostanie zlikwidowany, a co za tym idzie - no chyba nas zostawią po prostu tak o, co nie? Bez dalszej możliwości diagnostyki i działań.
Statystyki są nieubłagane, wydano 45mln pieniędzy na urodzenie poniżej 700 dzieci w tym programie.
Żeby nie było, ogromnie cieszy mnie to, że prawdopodobnie wejdzie program dofinansowujący in vitro, ale nie samym in vitro przecież człowiek żyje. :( Miałam nadzieję jeszcze na kolejne badania (jak choćby genetyczne mutacje, powoli zaczynam mieć zalecone czy drożność), stymulacje czy kilka IUI. A skończy się na tym, że znowu zostanę bez swojego miejsca, swoich lekarzy i wsparcia. Co wtedy zrobię? Zapewne udam się do kliniki i za to wszystko po prostu zapłacę, bo nic innego mi nie zostanie. Nie rzucę się też od razu na in vitro, bo raz, że wyniki mamy dobre, a dwa, że to też wymaga podobnego nakładu finansowego co reszta rzeczy, mimo wsparcia finansowego od Państwa.
Znowu nie czuję się bezpiecznie, a już myślałam, że miałam swoją ostoję w tym zakresie i nie muszę się o nic martwić. Naprawdę czuję się zaopiekowana w tej placówce, w jakiej jestem.

Oprócz tego, jako że wczoraj był około 7dpo to zbadałam progesteron. Tzn w sumie to mógł być 6dpo i trochę teraz żałuję, że nie badałam tego jednak dzisiaj, ale trudno.
Wynik 11,60 ng/ml. Chyba trochę jestem zawiedziona. I niby wiem, że to kompletnie irracjonalne - w końcu dobrze wiem, że prog też wydziela się pulsacyjnie w ciągu dnia i zbadany 1h wcześniej mógłby być przykładowo dużo wyższy, ale jednak główka pracuje i nic na to nie poradzę. Więc zamiast się cieszyć wynikiem ponad 10, który oznacza na pewno owulację i to, że bez wspomagania tabletkami będę w stanie utrzymać ewentualną ciążę, ja sobie wbijam do głowy że mogło być przecież lepiej. Każda staraczka chyba tak ma. ;)

Wciąż nie ma wyników HBA i DFI. Chyba dzisiaj wieczorem będę po nie dzwonić, bo już równo miesiąc minął.

Za to przyszły wyniki IHC.
"Komórki nabłonka płaskiego wykazują zmiany o typie neoplazji śródnabłonkowej stopnia dużego HG SIL/CIN II - CIN III.
Wynik wybarwienia IHC w opisanym nabłonku: p16(+++), Ki67(+) na całej grubości nabłonka."
Czyli reasumując, mam przetrwałą infekcję wysokoonkogennym typem wirusa HPV, a moje komórki dzielą się nowotworowo. Ja. 28 letnia dziewczyna, która cytologię robiła sumiennie co roku z powodu nadżerki... :/
Czy to rak nieinwazyjny? Nie wiem. Do kwalifikacji stopnia CIN III wrzucili canciroma in situ jakiś czas temu i nie wiem czy podczas rozpisywania wyników stosują jakieś inne oznaczenie. Sądzę, że dowiem się 30.11.

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 listopada 2023, 15:05

26 listopada 2023, 17:38

Uwaga! Dołączamy do teamu słabe HBA!
HBA- 49% 😵
Fragmentacja - 11% (czyli chyba bardzo pięknie).

Plany? Dorzucać będę resveratrol, więcej witaminy e. Może przekonam go do picia oleju z czarnuszki? Wywalę szafran i macę (chociaż macę to nie wiem, tania jest a dobra).

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 listopada 2023, 17:45

28 listopada 2023, 21:22

Trochę mi dziś smutno, trochę mi dziś źle.
Idą z chin hafciki i tym pocieszam się.

Kolejny czas bez powodzenia,
Nie będzie teraz marzeń spełnienia.
Patrzę w przód, gdyż na razie czeka mnie walka,
Niepłodność to już nie jedyna rywalka.
Boję się tego, co wkrótce nadejdzie,
Że słońce jeszcze długo dla nas nie wzejdzie,
Bo walkę przerwać będziemy zmuszeni,
Przez inne problemy okropnie zwodzeni.
Nie będzie w kolejnych miesiącach choć cienia nadziei,
I moje serce na pewno się rozklei.

Kominek już stoi i skwierczy w nim drewno,
Fotela mi przed nim brakuje na pewno.
Usiadłabym w nim z gorącą herbatą,
Owinęła kocykiem i tak czekała na lato.
A tak to cicho siedzę i w ogień sobie patrzę 🔥
Drewno strzela cicho aż sen mi oczy zatrze...
received-892722059154075.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 maja, 16:21

7 grudnia 2023, 15:32

Powinnam tu coś napisać, prawda?
Wypadałoby chyba.

30.11 w czwartek wizyta to była jedna wielka klapa. Nie wnikam czy Pani Doktor była zmęczona obsługiwaniem pacjentów innego lekarza (do którego miałam się udać zresztą) w ramach zastępstwa, czy też nie, ale nie podoba mi się to jak zostałam potraktowana. Nie dowiedziałam się kompletnie nic, zanegowano wiarygodność posiadanych przeze mnie wyników przez to, że były na dwóch kartkach i miały rozpisane wyniki od CIN I do CIN III. Dla mnie to logiczne, że w zależności od skrawka był inny wynik, ale dla lekarki najwidoczniej nie. Musiałam też jej wskazywać, że podczas biopsji jednak wyłyżeczkowano mi szyjkę macicy, bo uznała, że nie (ale nie chciała oglądać zdjęć z wyników kolposkopii, których fizycznie nie miałam przy sobie).
Za to zostałam zapisana na powtórną kolposkopię na 12.12, z uwagą, że zostałam dopchana kolanem na ten termin. Z gabinetu wyszłam totalnie rozbita, skołowana, zdezorientowana i przygnębiona, a także zestresowana. Wpadłam w dół pełen smutku i tak trwałam, trwam w sumie nadal.

Dzisiaj odwiedziłam swojego lekarza, bo na szczęście, nie odwołałam dzisiejszej wizyty. Tu nie było obiekcji co do wyników, wszystko było najwidoczniej klarownie rozpisane.
Zabieg jest wymagany.
Opcje do wyboru?
1. Wycinamy kawałeczek ze zmianą i niewielkim marginesem błędu, ryzykując, że nie wytniemy całej zmiany. Ale dzięki temu będę mogła donosić ciążę, choćby z pomocą chirurgiczną.
2. Wycinamy duży kawałek szyjki macicy i mamy pewność że na pewno nic nie zostało ze zmiany, ale nie będę w stanie utrzymać żadnej ciąży.

Mój wybór był oczywisty, prawda? Trzymam się tego cienia nadziei że opcja 1 wystarczy i że jednak dane mi będzie zostać jeszcze kiedyś biologiczną matką.
Czuję pustkę. Zapycham ją jedzeniem. Zajadam stres.
Do tej pory nic nie układało się po mojej myśli to dlaczego nagle by miał się sprawdzić pozytywny scenariusz?

W poniedziałek jadę do szpitala, gdzie będzie mój lekarz oraz ordynator. Będą mnie oglądać i konsultować w trakcie co ze mną dokładnie zrobić w ramach pierwszej opcji oraz w jakim terminie.

13 grudnia 2023, 14:17

Będę miała wykonywaną elektrokonizację szyjki macicy w dniu 8.01.2024r. Na oddziale mam się stawić dzień wcześniej z samego rana.
Miałam nadzieję, że wykonamy to jeszcze w tym cyklu, zabrakło mi dosłownie jednego dnia, bo aktualnie jestem w 12 dniu cyklu. Szkoda bardzo ale nic już z tym nie zrobię. Nałożyło się na to sporo opóźnień jak słaba wizyta we Wrocławiu, brak możliwości wystawienia skierowania bez decyzji jaki zabieg wykonujemy, brak możliwości wystawienia skierowania bezpośrednio w szpitalu podczas konsultacji (zapewne ograniczenia NFZ, to nie była poradnia).

Wytną mi około 1cm stożka szyjki macicy, po elektrokonizacji powinno się wszystko ładnie goić, bez zrostów. Powinna też zostać wycięta cała zmiana a płodność powinna zostać zachowana i nie powinnam mieć problemów z donoszeniem ciąży. Wycięta próbka pójdzie do dalszych badań, po wygojeniu na kontroli mam się zgłosić na cytologię.
Będę musiała się spytać czy możemy się starać już po wygojeniu, czy trzeba czekać na dalsze wyniki, bo to na oko z miesiąc-dwa kolejne czekania.
Zabieg będzie w znieczuleniu ogólnym, jak będę się dobrze czuć to wypisują mnie tego samego dnia do domu. Zgłosić mam się dzień przed, bo muszą wykonać mi szereg badań przed znieczuleniem. Czas rekonwalescencji to około miesiąc.

Jeśli owulacji nie będzie do 16 dnia cyklu (lub nie pojawi się pik) to od 17 dnia cyklu biorę luteinę przez 10 dni. Okres planowo powinien być wtedy 28/29 grudnia. Powinno być wszystko w porządku i zabieg powinien być wykonany wtedy najpóźniej 11 dnia cyklu, więc gdyby owulacja jednak przyszła sama później lub okres chciał się spóźnić, to mam mały bufor czasowy aby się wyrobić.

Interesuje się szczepieniami na HPV. Widziałam, że jakieś jednego rodzaju jest refundowane w 50% (nie chodzi mi o program bezpłatnych szczepień dla dzieci). Będę się orientować w temacie, bo będę się szczepić.

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 grudnia 2023, 15:04

10 stycznia, 19:04

Mój pamiętnik się zmienia.
Czytając go czuję, że niektórych treści nie powinno tu być, a inne powinny być opisane w zupełnie inny sposób.

Wydaje mi się, że dojrzałam w drodze walki o dziecko i sądzę, że mój pamiętnik musi się dostosować do tego jak aktualnie odbieram otaczającą mnie rzeczywistość i historię. Nie chcę go usuwać i budować na nowo, wystarczy mi przewertowanie aktualnych treści i ewentualna ich modyfikacja. Z tego powodu pamiętnik wrócił do żywych z etapu zawieszenia.

A co u mnie?
Drugi dzień jestem w domu.

7.01 z samego rana pojechałam do szpitala na oddział ginekologiczny. Zrobiono mi wtedy szereg badań przed znieczuleniem ogólnym.
Badania wyszły dobrze, jedyny problem widzę w TSH, mimo brania Eurhyrox 50 poziom TSH wyniósł 2,17. Na poprzedniej kontroli było to 1,25.
8.01 miałam zabieg elektrokonizacji (nazwijmy rzeczy po imieniu: częściowa amputacja szyjki macicy). Zabieg się powiódł, usunięto niedużą część stożka szyjki macicy, materiał wysłano do badań hist-pat.
9.01 wyszłam ze szpitala z zaleceniami, receptą i L4.

Aktualnie czuję się dobrze. Dość obficie plamię i przechodzi to w lekkie krwawienie. Czuję skurcze, czasem uciagania i kłucie tam w środku, ale nic nie boli.
Znowu będę miała fobie przed badaniem szyjki macicy palcami... Na ten moment boję się aplikować sobie gynalgin do środka....
Za 2 tygodnie mam udać się do ginekologa na kontrol. Do tego czasu mam się nie przemęczać po zabiegu i oszczędzać. Mało to realne u mnie na wsi, gdzie mam pod opieką 3 konie, ale wszyscy starają mi się na szczęście pomagać. :)

Założyłam wniosek o wypłatę świadczenia z ubezpieczenia Onkoplan, liczę na to że jednak coś dostanę za cały ten stres i sytuację.

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia, 19:12

2 lutego, 20:28

"Zmiany usunięte doszczętnie".

Świętuję dzisiaj winem oraz ratami 0% na jakiś super telewizor. 😅

14 lutego, 09:44

Trzy wdechy, trzy wydechy.
Nie chcę się tu wywodzić za bardzo nad szczegółami wizyt a bardziej dzisiaj skupić na moich wewnętrznych rozterkach.

Wczoraj byliśmy we Wrocławiu. Odpaliliśmy ponownie program. Co się zadziało?
1. Redukcja ilości suplementów (mąż zostaje przy omega 3, actifolin 2mg i witaminie D w kroplach, ja poza lekami zmieniam może Fertistim, reszta zostaje) - cieszy mnie to bo pozwoli przyoszczędzić trochę pieniędzy.
2. Zwiększono mi dawkę euthyroxu bo w szpitalu TSH po lekach miałam ponad 2. Za dwa miesiące mam wykonać pełen panel tarczycowy.
3. Zrobiliśmy wymazy. Ja wszystkie jakie oferował pakiet NFZ, mąż prywatnie w Diagnostyce MUCHa.
4. NAJLEPSZY SMACZEK! Dostałam rozpisaną stymulację lamettą na przyszły cykl (jakość mojej owulacji nie jest jakoś super dobra patrząc przez pryzmat estradiolu ok 8dpo i proga), zivafert i luteinę dowcipną. ❤️ To się dzieje, działamy.

Wiecie co, nigdy bym nie pomyślała że tyle radości sprawi mi to, że w ogóle coś się dzieje. Że ruszyłam z miejsca. Że nie trwam zostawiona sama jak zepsuta zabawka.
Rok temu usłyszałam w klinice i u ginekologów że z takimi wynikami nasienia i moim PCOS to tylko in vitro. Lekarz traktował mnie lekceważąco jak przychodziłam na kolejny monitoring bez efektu. Nikt nie chciał się mną zająć a ich złotą radą było powiedzenie "proszę zrobić sobie o
In vitro" - jakby to była decyzja czy kupić w sklepie bułki, czy też dzisiaj jednak ich nie zjem i to bez sensu. Nikt nie zaoferował mi żadnej innej pomocy. Nie byłam gotowa na in vitro, ani psychicznie ani finansowo. Załamałam się. I tak trwałam bezczynnie...

Dziewczyny po 6 miesiącach niepowodzeń lub przy mojej sytuacji otrzymywały stymulację, a ja musiałam kombinować jak załatwić luteinę żeby zakończyć bezowulacyjne cykle (nie chciałam chodzić już do jednego z lekarzy, a nie znalazłam jeszcze nowego) oraz metforminę, żeby pobudzić chociaż tak swoje jajniki do roboty. Patrzyłam jak znajome dziewczyny z forum odhaczają kolejne kupony swojej drogi i czasem im się udaje, podczas gdy ja byłam cały czas w tym samym miejscu.

Dlatego fakt tego, że po takim czasie w końcu i ja odcięłam swój pierwszy kupon na tej drodze, napawa mnie szczęściem. Tu już nawet nie chodzi o to czy ta próba się powiedzie czy nie. Tak naprawdę to ja się w ogóle tym nie przejmuję. Sam fakt że mam nadzieję, że nie siedzę bezczynnie podczas gdy inni brną przed siebie, jest niczym jasne światło w ciemnym tunelu.

Nie przeraża mnie dalsza droga jaką widzę. Domyślam się że po kilku symulacjach będzie drożność, potem inseminacja, po drodze może jakieś badania genetyczne. A jak to wszystko zawiedzie to z czystym sumieniem podejdziemy do in vitro. Widzę to przed sobą jak na dłoni, wznosi się stromymi zboczami, ale ja przecież kocham chodzić rekreacyjnie po górach, więc jedynie stoję na pierwszym postoju i głupawo się śmieję.

Na początku sierpnia (nie liczę już końcówki lipca) wybiją nam dwa lata. Jasne, że zastanawiam się czasem czemu my. Patrzę z niepokojem jak przyjaciółka która zaszła w ciążę, urodziła dziecko, dostała teraz pierwszego okresu po tym czasie. Zastanawiam się czy jeśli zdecydują się na drugie to czy powiedzie im się to szybciej niż mi batalia z pierwszym. Mam przeróżne myśli, raz lepsze, raz mniej. Ale w końcu widzę dla nas coś, co to wszystko przezwycięża. NADZIEJĘ. I to niej będę się trzymać.

Mój mąż wczoraj powiedział u lekarza jedno bardzo mocno wbijające się w głowę stwierdzenie. Pozwolę sobie nim zakończyć ten długi wpis.
"Najwięcej o robieniu dzieci to wiedzą właśnie Ci, którym nie wychodzi, a nie na odwrót. To chyba nie tak powinno być".
IMG-20240214-171917.jpg

EDIT:
Wymazy MUCHa męża negatywne. Mój chlop jest czysty. 🍀

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 lutego, 19:56

20 lutego, 15:12

Mam wyniki swoich wymazów.
MUCHa czyste.

Ale...
Mam grzybka Candida albicans średnio liczne, wrażliwe na flukonazol.
Do tego mam Lactobacillus spp. liczne (ale to dobrze chyba skoro to pałeczki kwasu mlekowego) i pojedyncze streptococcus agalctiae, wrażliwe na erytromycyne, klindamycyne, benzylopenicyline.
Nie ma gardnerelli.

W czwartek koordynatorka skonsultuje się z lekarzem co do tego wszystkiego. Nie miałam jeszcze owulacji, więc ciekawi mnie czy wyrobimy się w następnym cyklu ze stymulacją, czy jednak się nie uda. W razie czego, gdyby wymagana była moja obecność to w poniedziałek 26.02 mam wizytę na 13:00.

Nie dziwię się, że po tylu lekach coś mi przylazło na ten jałowy padół, za późno zaaplikowałam sobie Lacibios Feminę.

13 marca, 16:58

Aj aj, a jednak usunęłam wpis. W pamiętniku mam więcej usuniętych wpisów niż tych które się ostały. :)

No więc pozwolę sobie sprawę podsumować krótko.

1.Wywołanie okresu nie powiodło się - nim skończyłam brać luteinę, @ sama mnie nawiedziła. W sumie spoko.
2. 5-9 dzień cyklu brałam lamette 1x1. Zakupiłam ovitrelle i pełna nowych nadziei czekałam na monitoringi.
3. w 10 dc okazało się, że jajniki śpią i stymulacja nie podziałała, endometrium 5,4. Zdołowana zakupiłam za grube pieniądze trzy sztuki Gardasil 9 i niedługo rozpocznę proces szczepienia przeciwko rakowi szyjki macicy. Jedna przygoda z HPV mi wystarczy. Nie chcę, żeby dziad nawrócił.
4. Mam się pojawić w 17 dc (wtorek 19.03) aby ostatecznie potwierdzić, że nic się nie dzieje na jajnikach i kończymy te farsę, a od przyszłego cyklu inna stymulacja: 2x dziennie lametta od 3 do 7 dnia cyklu.
5. Suple. Odstawiam Fertistim na rzecz Ogestanu (chwilowo albo i na dłużej). Dodatkowo dowalam dawkę 1000mcg pikoliniany chromu i dowalę Omega 3 z 1000 jednostek EPA. Dokładne info na temat supli w pierwszym poście.

Z innych rzeczy: kupiłam sobie w końcu Elizabeth Arden Zielona Herbata (bo Euphoria Blossom chwilowo za droga) i zastanawiam się, dlaczego dopiero po tylu latach się na to zdecydowałam (a czaiłam się z 12). Przecież to przepiękny zapach jest a cenowo naprawdę przemiły, żeby pryskać się tym codziennie. :) Chyba wyprze moje ukochane Betty Barclay Tender Blossom (ciężej dostępne, droższe, maksymalna pojemność 50ml).

Diagnozujemy kitku, bo ma duże problemy ze zdrowiem. Zainteresowanych odsyłam do zrzutki, każdy grosik się przyda, mamy świadomość że pewnie wszystko się nie zwróci, ale na lodzie go nie zostawimy: https://zrzutka.pl/c4ke2d

4 kwietnia, 15:57

Witam się w 13dc.

Dzisiaj podałam sobie pierwsze w życiu ovitrelle. Nie było tak źle. Straszna była tylko igła i świadomość tego, że trzeba sobie ją wbić w brzuch.

Ten cykl był stymulowany lamettą 2x1 3-7dc. Na lewym jajniku urosły mi łącznie 3 pęcherzyki: pierwszy najładniejszy, okrąglutki 24mm wczoraj wieczorem, drugi spłaszczony pod nim (może ten pierwszy się rozpychał :) ) 22mm, trzeci schowany za nimi 15mm. Endometrium 7mm.

Kolejny monitoring odbędzie się w Poradni w poniedziałek, nie u mojego ginekologa, bo mam jeszcze kilka ważnych pytań i kilka badań do zrobienia (glukoza, TSH, anty-tpo, anty-tg). Do mojego ginekologa mogę się wybrać w dowolnym momencie. :) Być może zrobię to faktycznie w środę. Wcześniej niestety się nie dało umówić monitoringu - jutro może być za szybko i jeszcze nic nie pęknie, idealnie byłoby podejrzeć sobota-niedziela, ale no... Nie ma jak. Cykl idealnie wstrzelił się zarówno w święta, jak i weekend.

Dodatkowo zrobiłam sobie w testdna pakiet na trombofilie.
Czynniki V Leiden, V R2, II Protrombina, MTHFRA1298 prawidłowe.
MTHFR C677 nieprawidłowy - MTHFR c.655C>T Układ heterozygotyczny.
PAI-1/SERPINE 1 nieprawidłowy - SERPINE1 c.820_-817G(4_5) Układ heterozygotyczny
Miałam nosa, że coś może być nie tak. :) Acard 75 już zakupiony, reszta do decyzji lekarza.

Zapewne wrócę do Fertistimu, bo zarówno Ogestan jak i Miositogyn mają zwykły kwas foliowy, a ja muszę brać metylowaną formę. Dodatkowo glicynian magnezu z B6 jaki biorę też musi zniknąć, bo ma zwykłą formę witaminy B6. No trudno.

Co teraz? Oczekiwanie. 10dpo (na oko 16.04) pierwszy test na obecność ovitrelle we krwi. Potem 12dpo test weryfikacyjny - czy i jak ciemnieje, czy coś jest. Plus pewnie zatestuję sobie jakoś 7dpo aby podziwiać jak wybarwia mi się test ciążowy.

Co poza staraniami?
Od kilku dni mam jakieś kołatania serca. Czuję, że chodzi nierówno. Być może to efekt lametty, ale czy po takim czasie to jest możliwe? Będę kombinować wizytę u kardiologa. U męża wyszła jakaś alergia skórna, myślał, że na orzechy i morele, ale jadł je wczoraj a czerwone plamy pojawiły się dzisiaj.
Święta spędziliśmy w gronie rodzinnym, leniuchując całkowicie. Pogoda była przepiękna, bardzo dopisała. Pograliśmy sporo w planszówki, pośpiewaliśmy na singstarze. Jedyny zarzut jaki mam do tych świąt to to, że były za krótkie.
Marzę o wyjeździe w góry z moim chłopem, ale jedyny wyjazd jaki się teraz szykuje to na ślub mojej przyjaciółki z dzieciństwa. Oczywiście, że pojedziemy. I pojemy, wybawimy się, w końcu się z nią zobaczę, chociaż czasu pewnie będzie miała dla nas malutko.

W pracy powiększam swoje kompetencje zawodowe, czekam na awans - nie ukrywam. Chociaż dalej w tej pracy po prostu trwam, zamiast się realizować zawodowo. To jeszcze nie czas na zmianę. Nie ukrywam, że pod kątem zaplanowania ciąży umowa na czas nieokreślony jest wygodna, ale bardziej tu chodzi o fakt spłaty ZFŚŚ. Za dwa lata ten problem zniknie i niezależnie od etapu w życiu, jeśli praca dalej nie będzie mnie satysfakcjonować, będę szukać innej. Jestem za młoda, żeby obrać tryb "byle ciągnąć do emerytury".

Mąż w lany poniedziałek dobił 33 lat. Starość nie radość. Dom zbudowany, drzewo zasadzone (i to nie jedno a teraz wejdą kolejne), wciąż nie ma spłodzonego dziedzica, już nawet nie syna. Ale pracujemy nad tym.

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 kwietnia, 16:14

14 kwietnia, 15:30

Za każdym razem niezmiernie wzrusza mnie to, że tabletki acardu to malutkie, urocze serduszka.
Ktoś wpadł na pomysł, by w tak tanim leku postawić na taki kształt. I dzięki temu nawet nie wie, że sprawia mi tym radość przed snem, gdy tylko wyciągam blister by zażyć tabletkę.
acard.jpg

Moje przyszłe niedoszłe i nieistniejące w żaden sposób do tej pory dziecko - powoli idę do Ciebie.
Poświęcam siebie w nadziei, że w końcu któraś droga mnie do Ciebie doprowadzi, skoro pierwsza i najprostsza tego nie zrobiła.
Mam ogromne nadzieje, że to poświęcenie nigdy się na tobie negatywnie nie odbije...


pannacottasellznak5.jpg

Oddaję się w wir przemyśleń podyktowanych muzyką.
https://www.youtube.com/watch?v=ahV2wjO48vA&t=148s

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 kwietnia, 15:31

19 kwietnia, 11:06

Porada
"Prawidłową płodność szacuje się na 20–22% na cykl oraz prawie 50% po trzech cyklach. Dlatego też w normalnej populacji kobiet w przybliżeniu 60% zachodzi w ciążę po 6 miesiącach, 80% w okresie 12 miesięcy oraz 90% w ciągu 18 miesięcy. W badaniach dotyczących cykli „ukierunkowanych na zajście w ciążę” ciążę uzyskuje się w 76%, 90%, oraz 98% przypadków odpowiednio po jednym, trzech i sześciu cyklach [4]"
Obrazowanie ultrasonograficzne w niepłodności
Roger A. Pierson

6 maja, 01:53

Czuję, że życie stawia przede mną prawdziwki. Szkoda tylko, że okazuje się, że to robaczywki... 🍄
No ale zawsze to mogły być trujaki, które "produkują" me leśne chojaki. 🌲💀

Wiecie co, staramy się już prawie dwa lata. To jednocześnie wiele i nie wiele. Dużo i nie dużo...
Są osoby, które starają się dużo krócej, a są osoby które starają się 3-4 razy dłużej niż my.

I przeszliśmy przez te 9 lat (7 jako małżeństwo) już naprawdę wiele razem... W życiu i staraniach... Tylko ja nie wiem, ile jeszcze tak dam radę. Naprawdę.
Oby jak najdłużej.

Stan po 3 symulacjach letrozolem:
1. Stymulacja 5-9dc 1x1: owulacja 7-9dc, słaba ❌
2. Stymulacja 3-7dc 2x1 + ovitrelle 13dc o 16:00: 3 pęcherzyki na lewym jajniku (24mm, 22mm, 15mm) w 12dc, 17dc o 10:00 widoczne resztki płynu w zatoce douglasa, prawdopodobnie owulacja w nocy z 16 na 17dc po ponad 72h od podania zastrzyku ❌
3. Stymulacja 3-7dc 2x1 + eutrig 12dc o 20:00: 1 pęcherzyk na lewym jajniku, 2 na prawym jajniku (ok 20mm i 17mm) w 12dc, 14dc widoczny wzgórek jajonośny na jednym pęcherzyku, 16dc widoczny zapadnięty pęcherzyk bez płyn w zatoce douglasa, prawdopodobnie owulacja w nocy z 14 na 15dc, ponad 48h po podaniu zastrzyku ❓

Do omówienia i analizy z lekarzem:
-czas pękania pęcherzyków (i ich ilość) w stosunku do podanego zastrzyku - czy zwiększamy dawkę?
-brak śluzu płodnego podczas stymulacji mimo bardzo dobrej jakości owulacji (potwierdzone badaniami)
-dalsze kroki - HSG w maju? Histero? Biopsja? Laparo?

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 maja, 15:27

8 maja, 16:39

Napisałam znowu jakiś długi wpis, uznałam, że nie oddaje perfekcyjnie moich uczuć, które mną targały i... go usunęłam całego. :D Przepraszam za sytuację, nie obiecuję poprawy.

Tak to jest, przespałam się kilka dni z tymi myślami, to zupełnie inaczej je postrzegam. Musicie wybaczyć. Dalej jest to dla mnie ciężkie, dalej bardzo w głowie biją się ze sobą dwa wilki:"-idź na in vitro -nie! -czemu? -bo wtedy będzie oznaczało, że na tym poletku się poddałam a ja tak lubię walczyć!". Wynik drożności pt. "niedrożne oba" zdjąłby mi z barków duży ciężar i rzucił w wir, o którym aktualnie trochę marzę - przyznam się. :) Ale co ma być, to będzie.

14.05 wizyta z moją prowadzącą lekarz w poradni.

Wróciłam do biegania. Nie lubię biegać jak jest widno... Stałam się sensacją wiejską, ludzie wychodzili specjalnie po to, żeby popatrzeć jak biegam. Jeszcze żeby było na co... Balansuję na granicy z nadwagą, do tego mam wielki brzuch, który mimo braku nawet nadwagi już kwalifikuje się jako otyłość brzuszna, ja zasapana i zasmarkana, zipiąca jak parowóz, czerwona, bo kondycja nie taka, a oni perfidnie WYCHODZĄ do płota, żeby się jopić jak walczę o życie. Szkoda, że pół roku temu jak trzaskałam półmaraton bez zadyszki to nikt nie widział... I wiecie, żeby to jeszcze tylko stare dziadki, znudzone życiem obserwowały tą jakże niesamowitą atrakcję... No nie, jakieś młode łebki też wychodziły. Gdyby nie to, że byłam walcząca o życie, pewnie zapadłabym się pod ziemię. 🥴

Nie ciągnie mnie do testowania w ogóle. Oby jak najdłużej. Teraz chcę udowodnić przed samą sobą, że absolutnie NIE PĘKNĘ. 🍀 Póki nie mam testów to nie sikam, bo nie ma na co. Najprostsze rozwiązanie.

Dzisiaj planuję zrobić porządek w dokumentacji medycznej. Mam segregator, więc wrzucę tam wszystkie dotychczasowe dokumenty medyczne i opatrzę je stosownymi przegródkami.
Do tego zamówiłam lampkę nocną - dinozaura. Marzyłam o niej kilka miesięcy. Niech będzie na szczęście. 🥺

Screenshot-20240508-164055-pl-allegro-edit-557456941250874.jpg

Założyłam też w akcie desperacji Instagrama, żeby wrzucać tam płodnościowe marudzenia podczas załamania nerwowego. Nie zawsze widzę zasadności opisywania tych smętów tutaj - uważam, że mój pamiętnik jest stworzony do poważniejszych celów, a nie po to, żeby wrzucać zdjęcie nr 10 białego testu i marudzić, jak to mi w życiu źle zwłaszcza, że często szybko po tych depresyjnych stanach się najzwyczajniej w świecie podnoszę. :)
To miejsce również będzie kontynuowane - tak jak dotychczas. IG ma być dodatkiem uzupełniającym. :)
Jakby ktoś reflektował to zapraszam na bezciazowa.kluska. Nie ma tam za wiele ale pewnie się to zmieni.

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 maja, 14:19

17 maja, 12:17

Na końcu cyklu zawsze nadchodzi ten moment, że człowiek nie zdaje testu ciążowego. Zupełnie bez zaskoczenia.

Czasami patrzę przed siebie pełna nadziei...
Ale tam nie ma nadziei.
Nie widzę nic. Widzę pustkę. Zero.

I wtedy zastanawiam się: po co ja w ogóle idę przed siebie?
Do czego ja dążę skoro nic tam nie ma?
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrafię sobie na to odpowiedzieć...
I właśnie patrzę przed siebie. Tym razem jednak bez nadziei.
I tam też nic nie ma...

IMG-20240515-211257.jpg

23 maja, 17:08

Nowy cykl, nowa nadzieja.

Czas mija nieubłaganie. Patrzę na rosnące dzieci dookoła mnie, które przecież niedawno dopiero się narodziły, a już zaczynają chodzić i mówić. Myślę o miejscu, w jakim jestem w życiu i czuję w kościach, że trzeba z niego w końcu ruszyć. Nie mogę cały czas czekać na coś, co w moim przypadku może być albo cudem, albo łutem szczęścia. Nie ma na co czekać... Trzeba iść przed siebie. Niezależnie od tego czy kiedykolwiek będzie mi dane zostać matką, czy też na starość zostanę z mężem i kotami. Powoli przed samą sobą przyznaję się do tego, że biorę pod uwagę taki scenariusz. Że nasza rodzina będzie niepełna. I chyba ta wizja nie przeraża mnie już tak bardzo... A to jest straszne.

Podniosłam się z kolejnej porażki - za każdym razem się podnoszę, wypłukana ze znowu to kolejnych emocji, ze świadomością kolejnej monotonii zadań do realizacji w kolejnym cyklu. Jestem niczym zaprogramowana do tego by uczęszczać w konkretne dni na monitoringi, w konkretne dni się kochać, w konkretne dni myśleć o tym i tamtym i w konkretne nie myśleć o niczym. Zaprogramowana by radzić sobie samemu. By walczyć kiedy życie tego wymaga.

Nie będę udostępniać swojego wykresu innym. Bardzo nie lubię czytać entuzjazmu innych co do mojego idealnego cyklu, który kończy się kolejną porażką, czego się spodziewam. Mój idealny wykres po raz n-ty kończy się na czerwono, nie zielono. :) Dużo łatwiej będzie mi iść przez cykl z psychicznym spokojem, bez czytania komentarzy.

Trzeci raz z rzędu zadbałam o swoje leki na cały cykl, o monitoringi w czas okołowolny (tym razem Boże Ciało - 9dc 29.05, 11dc 31.05, 15dc - 4.06). Zadbałam o zweryfikowanie czy zdrowie pozwala mi na kolejną, czwartą już stymulację. Ale ten czas leci...
Torbiel się wchłonęła, piersi są zdrowe. Psychicznie ch... ale stabilnie. Lecimy z tym koksem. 🦖

Najgorszy dla mnie czas w cyklu, czyli kilka dni przed okresem, kiedy już wiem, że się nie udało i start nowego cyklu spędziłam w doborowym towarzystwie z doborowymi aktywnościami. Było trochę planszówek, absorbującego cały świat bobaska, przyjaciół, standupów (Stuhr i Antoni Syrek-Dąbrowski <3), parków śniadaniowych w deszczu. Wróciłam najarana na kolejne roślinki do domu, przyprowadzając ze sobą Hoye i Sedum. Zadbałam też w końcu o innych zielonych mieszkańców domostwa - zamówiłam łącznie chyba ze 150l podłoża wszelakiego, z którego będę robić sama mieszanki do przesadzania oraz zamówiłam potrzebne rzeczy do moich drzewek owocowych. Teraz siedzę i myślę, czy mam wystarczającą ilość doniczek produkcyjnych. 😳 Oprócz tego w czerwcu zrealizuję plan na dokupienie kilku owadożerów, pierwszego i jedynego storczyka w moim żyćku oraz może zrobię w końcu donicę z ziołami na blacie kuchennym.
IMG-20240521-152912.jpg

Z przyjaciółką mamy plan na własny biznes, sensownie wyglądający na tym etapie. Będziemy sobie na spokojnie go dłubać i ogarniać, w nadziei, że w czasie, kiedy będę już po macierzyńskim (albo nawet w ciąży i z dzieckiem) będę miała spokojne miejsce, w którym z przyjemnością będę przebywać.
Powoli myślę nad swoim pierwszym akwarium, ale to inwestycja bardzo długodystansowa. Chcę na spokojnie rozpisać sobie jak to będzie wyglądało finansowo na słodkowodnym zbiorniku o aranżacji dość minimalistycznej ale na tyle bogatej, żeby było w znacznej mierze samowystarczalne.

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 maja, 17:09

1 2 3 4