X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki IGRZYSKA POCZĘCIA - walka o zdrowie - ciąża postrzegana jako efekt uboczny
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5
WSTĘP
IGRZYSKA POCZĘCIA - walka o zdrowie - ciąża postrzegana jako efekt uboczny
O mnie: ciazooporna.music.blog ona:29 on:34 miejsce zamieszkania: odległa kraina... 6 lat po ślubie ...
Czas starania się o dziecko: Ponad 6
Moja historia: długa ... zdiagnozowane: insulinooporność hiperinsulinemia poposiłkowa, hiperprolaktynemia, niedoczynność tarczycy, hiperandrogenizm (zbyt wysoki DHEAs androstendion), nietolerancja glutenu, mleka krowiego, mutacje: MTHFR 1298ac, Leiden, PAI, DTRR, i wiele wiele. JELITA ŹRÓDŁO NIESZCZĘŚĆ WSZELAKICH EDIT 2017 niedoczynność tarczycy, hashimoto w obserwacji mutacje genetyczne: PAI, LEIDEN, MTFRH A1298C JELITA DO NAPRAWY - jako źródło nieszczęść wszelakich mąż wyniki prawie dobre
Moje emocje: ... z każdym dniem jesteśmy bliżej Twojego poczęcia :) spokój - co ma być to będzie...

1 kwietnia 2015, 18:03

Prima Aprilis

Taka mnie dzisiaj naszła refleksja, że jakbym miała dzisiaj robić test pewnie bym się zawahała w obawie że wyjdzie pozytywny - i będzie to taki żart od losu...

Myślę, że gdyby staranie się o dziecko było nieźle płatnym zawodem byłabym bogata i rozchwytywana na rynku.
Młoda, wykształcona i co najważniejsze z doświadczeniem !!! Tak, to już trzy lata.
Oh wiem, wiem, wiem! Są pary które starają się całymi latami. Tylko nie wiem czy mnie ma to pocieszać czy raczej przygnębić?
Dlaczego mam się cieszyć że inni mają gorzej? Mnie nauczono, że mam się nie oglądać na innych.
Mam być dzielna, raczej się nie zwierzać ze swoich problemów innym, oraz iść z podniesioną głową na przód.
Czy płaczę? - rzadko i raczej w ukryciu. Czasami nadmierny wyrzut hormonów przed spodziewaną miesiączką,rozkazuje mi zrobić małą awanturę o nic, lub rozpłakać się nad losem małej biednej zjedzonej kaczki przez wielką rybę na filmiku w internecie.
Po za tym jestem twarda. A w obecnej fazie każda miesiączka jest już spodziewana, nie ludzę się że jest nie dostanę.
Lepiej jest bowiem się pozytywnie zdziwić niż kolejny raz rozczarować.

2 kwietnia 2015, 16:35

Po prawie trzech latach starań po dwóch latach badań i po roku leczenia. Wiem że to wszystko ma jakiś cel... Jest plan zapisany mi przed laty który się realizuje. Jest mi coś pisane i zamiast się buntować muszę się temu poddać... Tak jest łatwiej :) Dziś wiem, że nie mogło się nam udać wcześniej dlaczego?
Bo nie zdecydowalibyśmy się na własne mieszkanie, bo nie wyjechalibyśmy za granicę, bo nie zbliżylibyśmy się do siebie tak bardzo...

Czuję to i wiem. Dziś wiem i zamiast wściekać się, obwiniać wszystko dookoła i płakać nad swoim losem uśmiecham się. To 28- 29 cykli starań o które jestem mądrzejsza... A z każdym dniem jestem bliżej mojego, naszego ukochanego dziecka :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 2 kwietnia 2015, 16:35

2 kwietnia 2015, 22:26

A mnie dzisiaj refleksje nachodzą :) To chyba ta II faza cyklu z prawego emocjonalnego jajnika ( łzy z byle powodu itd...)

Jak byłam małą dziewczynką kiedy się czegoś bałam wolałam żeby był ktoś obok mnie kto bał się bardziej... Dzięki temu mobilizowałam się, pocieszałam i chyba bałam się mniej...

Idąc tym tropem myślę że teraz działa ten sam mechanizm... Pocieszając innych, sama mniej przeżywam porażki :) fajnie że mam kogo będąc tak daleko od bliskich mi osób ...

3 kwietnia 2015, 00:36

Jaka rola faceta w tym wszystkim?

Tak się składa że mój małżonek nie należy do osób specjalnie wylewnych i niezbyt często mówi o swoich głęboko skrywanych uczuciach. Z każdym kolejnym cyklem kończącym się niepowodzeniem frustracja ma narastała... pierwsze pytanie jakie przychodziło: Dlaczego nam się nie udaje? a potem już egoistyczny bełkot myśli: jaka JA jestem nieszczęśliwa, co jest ze MNĄ nie tak, dlaczego los MNIE tak doświadcza itd itp ...

Jak przychodziły dni płodne to przecież jego obowiązkiem było się kochać... kurcze potrafiłam się popłakać bo mąż nie miał siły i ochoty. Dlaczego - a dlatego że przecież Ja tak bardzo chcę dziecka...

To nic że mąż robił wszystko, żeby mnie pocieszyć. Ja tego nie widziałam. Dlaczego? bo nie chciałam widzieć - Chciałam się użalać nad sobą, bo przecież to JA jestem nieszczęśliwa.

Już wiecie czemu los płata nam figle? Bo musiałam zrozumieć. Bo musiałam przestać być egoistką bo matka nie może być egoistką. Bo gdy zostaje się matką to już nigdy nie ma tylko JA.

Miałam całe 4 miesiące na to aby do tego dojść. Cztery długie miesiące rozłąki... Kiedy dałabym wszystko żeby tylko Go dotknąć. Żeby być obok niego nie dlatego że ja tęskniłam - dlatego że on tęsknił bardziej ... Kiedy w końcu nadszedł kres naszej męczarni zrozumiałam jak bardzo jestem jemu potrzebna i że to czego ja pragnę jest na drugim planie ... Bo najważniejsze jest to czego MY pragniemy i do czego MY dążymy

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2015, 00:36

3 kwietnia 2015, 12:51

Święta... Pierwsze z dala od rodziny ...

To chyba będzie trudniejsze niż myślałam... Emocje związane z rozłąką plus emocje związane z owulacją z mojego wrażliwego emocjonalnie prawego jajnika i wszelakimi następstwami w FL jakie aktualnie odczuwam równa się nic innego jak płacz z byle powodu...

Muszę się ogarnąć żeby nie rozkleić się przy rozmowie z rodzicami w niedzielę na Skype... Im też jest ciężko że nas nie ma. Może nawet to trudniejsze bo nie ma ich dziecka obok?

5 kwietnia 2015, 01:59

U mnie jeszcze Wielka Sobota... Jestem szczęśliwa, mam obok największe szczęście. A patrząc na mojego ukochanego męża starającego się pomóc we wszystkim w przygotowaniach do Świąt - czego mogę chcieć w tym momencie więcej? Mamy dach nad głową, kochającą rodzinę, odzyskałam utracone kiedyś zdrowie, skończyłam wbrew wszystkiemu studia, jesteśmy w miejscu które pozwoli nam spełnić nasze materialne marzenia... Boję się czasami, że szczęście które mam to zbyt wiele i dlatego nie mogę dostać, a przede wszystkim dać ukochanemu upragnionego dziecka...

To nasze pierwsze od 9 lat święta przygotowane w 100 % samodzielnie... Jakie to cudowne usłyszeć od mamy, teściowej od wszystkich jestem z Ciebie, jestem z Was dumna ...

7 kwietnia 2015, 09:56

I po świętach... Trochę szkoda bo mąż wrócił do pracy i znów muszę czekać do weekendu żeby cieszyć się nim 24 h na dobę. Całe szczęście że czas szybko leci i ten tydzień jest krótszy:)

Mam nadzieję że dostanę dzisiaj @. Po pierwsze to będzie oznaczało że cykl przebiega wzorowo, po drugie chcę zacząć już kolejny cykl, po trzecie jak dostanę dzisiaj @ to są duże szanse na to że w weekend będzie można lekko zaszaleć :)

Cykl który się rozpocznie, będzie poniekąd wyjątkowy. Biorąc pod uwagę że Polak ze wszystkiego jest w stanie uczynić święto, (bądź okazję do napicia się) ogłaszam wszem i wobec że owy cykl jest jubileuszowy --- 30 cykl starań o dziecko :)

Lekarz powiedział, że daje nam 3 cykle za zajście w ciążę po zabiegu... Fakt od zabiegu mija właśnie 7 miesięcy. Nieobecność męża jednak pokrzyżowała plany rozrodcze na 4 dłuugie jesienne miesiące. Swoją drogą szkoda że nie można zajść w ciążę jakoś tak eksternistycznie, mailowo albo zaocznie... Myślę że byłabym już wtedy na półmetku ciąży :P

7 kwietnia 2015, 16:42

Porada
Progesteron a insuliooporność

Insulinoodporność występuje wtedy, gdy organizm nie jest w stanie efektywnie korzystać z insuliny. Komórki ciała nie są w stanie działać z progesteronem, gdy poziom cukru we krwi jest za niski lub zbyt wysoki. Dodatkowo wszystko, co powoduje nagłe spadki czy wzrosty poziomu insuliny (czyli na przykład węglowodany rafinowane i cukry proste) może spowodować spadek poziomu progesteronu. Odporność na insulinę może być powodowana przez cukrzycę, otyłość i zespół policystycznych jajników.

8 kwietnia 2015, 17:08

Właśnie dzisiaj nadszedł ten dzień kiedy muszę czytać samą siebie żeby się pocieszyć:P Miesiączki dalej nie ma, i jak nie dostanę jej przez następne 32 minuty to oszaleję chyba. Temp jest już niziutko więc proszę rozpocznijmy już nowy cykl ...

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2015, 19:04

8 kwietnia 2015, 19:04

nooo łaskawa @ nadeszła ... Do moich sposobów wywoływania @ po za seksem, szamańskimi tańcami, dołączam również porządnie się wybeczeć :P uwolnić się od złych emocji i od razu się organizm mobilizuje :)

8 kwietnia 2015, 22:47

usłyszeć od męża: "podziwiam Cię za cierpliwość i siłę - ja bym tego wszystkiego nie zniósł" - bezcenne, motywujące i piękne :)

10 kwietnia 2015, 22:54

Właśnie za oknem mam pół metra śniegu :) i to nie żart - to Islandia :)
Szkoda że mam okres bo zapowiada się baaardzo miły wieczór. Wino, pyszna sałatka z krewetkami ( które są tu tańsze od kurczaka), lody truskawkowe ... no żyć nie umierać ... myślę że ten wieczór mógłby się zakończyć jeszcze milej, ale nieee, musimy poczekać ... dobrze że cierpliwość wyostrza zmysły ;]

11 kwietnia 2015, 00:57

Większość z Was wie co to znaczy czekać... Czekanie ponoć uszlachetnia i to prawda, czasami czuję że zdobywam kolejne levele do szlacheckiego pochodzenia :P

Ja myślałam że umiem czekać, do czasu największej próby... wyjazdu mojego męża... To prawda, że zaczynasz doceniać to co masz dopiero jak zaczyna Ci tego brakować... To, bez wątpienia były, 4 najgorsze miesiące mojego życia. A wiem co mówię to nie była zwykła tęsknota, bo przeszłam wiele... Będąc nastolatką przez błąd w szpitalu - zarażenie mnie paskudną bakterią prawie przywitałabym tamten świat - było trudno ale On, przyjaciele i rodzice byli obok. A tu nagle jego zabrakło. Panika, słuchajcie ogromna panika - mimo że wiedziałam że to nie będzie trwało wiecznie... Czułam jakbym pozbyła się części samej siebie ... Pierwsze dwa tygodnie wspominam tak jakbym była wciąż pijana... kręciło mi się w głowie... Myślałam o nim 120 sekund na minutę... Czułam się nieszczęśliwa... Później z każdym dniem, każdą kolejną samotną nocą przyzwyczajałam się do tego stanu. W pewnym momencie tak po dwóch miesiącach zaczęłam się obawiać jak to będzie jak znów będziemy razem... Ja jestem dzielna, poradziłam sobie z nową sytuacją, udało mi się opanować większość umiejętności jakie mężczyzna robi w domu. Z jednej strony byłam z siebie mega dumna, a z drugiej miałam co raz większe obawy jak to będzie dalej... Dziś wiem że to był mechanizm obronny, przed ogromnym smutkiem. Starałam się pokazać że sobie świetnie radzę. I rzeczywiście udowodniłam to wiele razy... Chciałam żeby ludzie widzieli że daję radę bo nie znoszę litości ... Dzięki temu doszłam do jednego z ważniejszych momentów w moim życiu ...
mój ból, moje cierpienie, nasze rozstanie i samotność - pozwoliły mi pozbyć się egoizmu ...

Ja cierpiałam? tak cierpiałam ale On będąc sam daleko cierpiał bardziej...
Ja tęskniłam? tak tęskniłam ale On będąc sam daleko tęsknił bardziej...
Mi brakowało? tak brakowało ale Jemu daleko brakowało bardziej...

A wiecie kiedy tak na 200 % to zrozumiałam, kiedy pierwszy raz po tylu miesiącach rozłąki, wtedy kiedy byłam podekscytowana, a za razem wściekła, że tyle czasu byłam sama, kiedy wziął mnie w ramiona i szczerze powiedział "pięknie pachniesz - jak ja za Tobą tęskniłem"... A powiedział to tak takim tonem że nikt, nigdy, i nigdzie, nie zależnie od języka, nie miałby wątpliwości...

Przestałam być dzięki temu egoistką, bo ja w tym wszystkim to tylko połowa ... a bez niego brak mnie pół



11 kwietnia 2015, 23:58

Jakie życie bywa śmieszne i zaskakujące - i jak bardzo nie można mówić nigdy :)

Kiedyś byłam święcie przekonana że chcę mieć córkę i wręcz byłam obruszona jak ktoś mi mówił że może być inaczej... Bo przecież jak ja sobie zaplanuje TO TAK MA BYĆ i już. Nie wyobrażałam sobie jakbym miała usłyszeć od lekarza że będzie syn ... I to był kolejny powód dla którego muszę tyle czekać... Musiałam pojąć że nie ważne co się urodzi - ważne że się w ogóle urodzi... Moim obowiązkiem jest przyjąć dar z góry i najmniej istotna będzie płeć.

To całe czekanie jest po to żebym się nauczyła i zrozumiała ...

Bo jak Bóg miałby mi zesłać syna jak go wtedy nie chciałam, na głos mówiłam że chcę mieć córkę? Przestać być egoistką - to był cel który miałam zrealizować i zrozumieć ... Nie liczy się czego ja chcę ...

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 kwietnia 2015, 23:59

13 kwietnia 2015, 15:42

W końcu @ odeszła w niepamięć :) Świat jest piękny - pomimo paskudnej islandzkiej pogody jaką nas dzisiaj uraczono... Cudowne zakończenie wczorajszego dnia w łóżku z moim mężem i równie cudowna pobudka dziś rano ... bo żyć nie umierać ... Nigdy nie sądziłam że po 9 latach bycia razem można mieć dalej motyle w brzuchu po pocałunku ukochanego :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 kwietnia 2015, 21:56

15 kwietnia 2015, 23:05

Moja koleżanka Islandia, bo do przyjaźni jeszcze trochę nam brakuje, dziś rozpieszczała nas pogodą :) Aż miło było pójść "walczyć z insulinoopornością" w terenie. Zaliczyłam dwa długaśne spacery, co pozytywnie wpłynęło na moje samopoczucie i motywację do walki... Tak moje drogie hormony koniec zabawy... Samokontrola i tyle... Myślę że moja wyrywna insulina powinna zapisać się na zajęcia jogi. To ponoć pozwala wyciszyć się i zastanowić nad otaczającą rzeczywistością... I insulinie ewidentnie taki trening się przyda :) Nie dość że odzywa się nie proszona to jeszcze judzi i miesza u innych... a co jej taki progesteron w drugiej fazie cyklu zrobił. Stara się poróżnić go z prolaktyną a jak wiemy koleżanka bywa również wybuchowa... A w pierwszej... no proszę bardzo nasza insulinka potrafi tu równie mocno namieszać ... taka impreza z owulacją ... zapiją i koniec owulka się spóźnia, albo co gorsza zgubi na Amen... Także koniec cierpliwość się skończyła i nie ma że boli... Trzeba dojrzeć w końcu mój drogi organizmie ćwierć wieku za nami... Wystarczy

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 kwietnia 2015, 01:26

17 kwietnia 2015, 15:43

Normalnie uśmiałam się z siebie jak głupia :p Od rana miałam ochotę na ciastko... Mam takie herbatniki pełnoziarniste. No powtarzam sobie - "Nie, samego ciastka nie możesz, poczekaj zrobisz sobie jogurt to zjesz z jogurtem" (nie można jeść przy diecie z niskim IG owocowych jogurtów bo są sztucznie dosładzane, dlatego sama robię z naturalnego i teoretycznie ładunek glikiemiczny potraw się zmniejsza jeśli przykładowo herbatnik będzie zjedzony z nabiałem - no nie ważne)
I tak od rana chodzi za mną ten herbatnik, ale to tu na forum coś napiszę, 5 raz podchodzę do zlewu żeby, naczynia umyć, miotłę też z 6 razy już odkładałam. W końcu sobie przypomniałam że przecież jogurt miałam zrobić, więc jak pomyślałam tak zrobiłam. W między czasie znów z 5 razy weszłam na forum. I co jogurt wypiłam...

A ciastka zjeść - ZAPOMNIAŁAM :P

Mój organizm sobie wziął do serca te groźby i przejął nade mną kontrolę chyba :P

18 kwietnia 2015, 00:13

Może i jestem silna... ale wejść na fioletową stronę pamiętników - nie potrafię ... Tzn poradziłabym sobie, zacisnę zęby i poradzę sobie... Tylko po co? Są słabości których nie chcę przełamywać skoro nie muszę i choć jestem ciekawa niektórych Waszych historii jak się zakończyły - zdrowy rozsądek każe mi odpuścić ...

18 kwietnia 2015, 23:21

No dzisiejsza wycieczka zafundowana przez mojego męża sprawiła że czuję się zmęczona jak koń po westernie, ale poziom mojego zmęczenia jest równoważny z poziomem szczęścia i endorfin w mojej krwi :) Widziałam dzisiaj po raz pierwszy otwarty ocean - robi niesamowite wrażenie. Skały, urwiska, głazy a w dole ogrom wody. Cisza, przerażająca cisza zakłócona jedynie przez delikatny szum fal i odgłos przelatującego ptaszyska. Na zboczu góry pasły się owce i kuce islandzkie. Niesamowite przeżycie ... Nagle poczułam się mała, chwilami wręcz przytłoczona tym. W jednym momencie czułam z jednej strony cudowne zespolenie z naturą i strach, niewyobrażalny strach. Ciężko jest to opisać słowami.
Jestem prze szczęśliwa, że jest mi dane być w tym miejscu z najukochańszą osobą. Z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że to właśnie przyjazd tu był jednym z powodów dla których do tej pory się nam nie udało ... Żebym mogła przeżyć tak magiczne chwile zespolenia z ziemią, natura przyrodą i niczym nie skalaną energią, jak bohaterowie z książek Coelho ...

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 kwietnia 2015, 23:22

20 kwietnia 2015, 16:08

Z każdym kolejnym dniem czuję co raz więcej pozytywnej energii:) Pierwszy raz czuję że wszystko u mnie jest w porządku i jest nadzieja :) Pierwszy raz od wielu lat czuję i wiem że nic ani fizycznie ani psychicznie nie stoi na przeszkodzie... To tak cudowne uczucie że nie umiem tego opisać słowami :)

1. Jestem w cudownym miejscu, gdzie życie toczy się zgodnie z naturą. Idąc ulicą ludzie już z daleka z uśmiechem się witają - mimo że widzą mnie pierwszy raz na oczy. Tu uśmiech na mojej twarzy potrafi wywołać wszystko: Słońce wyłaniające się zza chmur, śpiew ptaków, kwiatki przedzierające się na siłę z pod wymęczonej po zimie trawy...

2. W sumie to powinien być punkt pierwszy. Mój mąż, który po 9 latach bycia razem potrafi mnie zaskakiwać i dzięki któremu przy każdym pocałunku dalej mam motyle w brzuchu. Wiele trudnych chwil za nami. I wiem że jeszcze więcej jest przed nami ale damy radę. Po za tym widzę, że dojrzał do roli ojca i pragnie tego tak samo jak ja :)

3. Pogodziłam się z tym że muszę trzymać dietę i łykać te cholerne leki. Tu nawet jest to łatwiejsze jak w Polsce - mniej pokus :)

4. Uciekłam od wszechobecnego wzroku ukierunkowanego wprost na mój brzuch, pytań i komentarzy - JESTEM WOLNA od negatywnych fluidów i rad z zewnątrz ...

5. Nadzieja wróciła ... I musi pozostać już ze mną bo będę przecież zaraz "Przy nadziei" :P
1 2 3 4 5