Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Muszę uzbroić się w cierpliwoć.
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4

1 kwietnia 2020, 14:55

Długo nie pisałam... Na jakiś czas kompletnie odpuściłam ten portal, bo potrzebowałam się zdystansować od starań. Byłam dzisiaj u mojego lekarza, który potwierdził, że w ostatnim cyklu miałam ciążę biochemiczną :( Wolałabym nie robić tej bety ani testów i wtedy myślałabym, że to tylko bolesna miesiączka, która trochę się spóźniła. Z drugiej strony jest we mnie nadzieja, że w końcu coś ruszyło, że jak raz się udało, to może niedługo uda się w pełni. W tym cyklu odpuściliśmy starania. Nie było żadnego maratonu seksu pod tytułem "majstrujemy dzieciaczka" ;) Jakiś cień szansy na ciążę jednak jest, bo kochaliśmy się jak się później okazało dzień przed owulacją. Ale to był jeden spontaniczny raz w czasie dni płodnych, więc nie liczę na cud.

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 kwietnia 2020, 15:00

5 kwietnia 2020, 09:06

12 DPO
Znowu widzę cień drugiej kreski... Może to jakieś zwidy, nie wiem. Tak bardzo chcę być w ciąży, że może mój umysł spłatał mi figla. Jutro idę na betę. Boję się powtórki z "rozrywki"... Staram się podchodzić to tego bardzo na chłodno, chociaż nadzieja we mnie się tli. Mężowi nie jeszcze nie mówiłam co tam jest na teście (lub czego nie ma). Boję się, nie chcę jeszcze raz tego przechodzić. Postaram się teraz o tym nie myśleć.

6 kwietnia 2020, 14:32

13 DPO
Beta 3,2...
Wartości referencyjne:
kobiety przed menopauzą <1.0
3 tydzień: 5,8-71,2
Znowu nie wiem, co o tym myśleć. Znowu szykuje się ciąża biochemiczna? :( Nie przestaję jeść luteiny i za 2 dni powtórzę badanie. Ale chyba nie mogę liczyć na wiele

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 kwietnia 2020, 15:13

8 kwietnia 2020, 08:27

Powtórzyłam betę i czekam na wyniki. Nie spodziewam się cudu. Piersi przestały mnie boleć, czekam tylko na odstawienie luteiny. Nie będę się oszukiwać, beta 3,2 w 13 dpo nie wróży dobrze. Wczoraj rozmawiałam z mężem o trudach starań i oboje stwierdziliśmy, że doszłam do takiego miejsca, w którym przestaję już normalnie żyć. Wszystko podporządkowane jest walce o to, żeby założyć rodzinę. Powoli gubię się w tym wszystkim i wykańczam i siebie i męża. Coraz częściej zdarzają mi się wybuchy złości, swoje frustracje wyładowuję na nim :( a on biedny to wszystko cierpliwie znosi. Potem go przepraszam, ale co z tego jak wiem, że za chwilę znowu mnie poniesie. źle się z tym czuję...
Postanowiłam, że po każdym nieudanym cyklu zamiast płakać, będę robić rzeczy, których w ciąży bym nie mogła robić, a które sprawiają mi przyjemność. A więc dzisiaj napiję się wina :-)

Mam już wyniki. Beta spadła do 2. Czyli dzisiejsze wino aktualne.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2020, 14:53

10 kwietnia 2020, 09:48

Przepłakałam cały jeden dzień, ale potem wzięłam się w garść i pora na działanie. Mąż w przyszłym tygodniu jedzie zbadać nasienie po 3 miesiącach suplementacji, a za 2 tygodnie mamy wizytę u lekarza, który specjalizuje się w leczeniu niepłodności. Jest on z polecenia, a szukając informacji w internecie widać, że zgłaszają się do niego głównie osoby, które mają problem z niepłodnością. Mam nadzieję, że będzie miał na nas pomysł. Lekarz do którego do tej pory chodziliśmy kazał nam się dalej starać, a jak nic z tego by nie wyszło to invitro. Bierzemy to pod uwagę i na siłę nie będziemy szukać lekarza, który będzie nam obiecywał gruszki na wierzbie. Jednak przed zdecydowaniem się na ten zabieg chcemy wiedzieć, że to będzie najlepsze rozwiązanie naszego problemu. Cały czas czekam na miesiączkę. Chciałabym, żeby już było po wszystkim...

15 kwietnia 2020, 13:16

Jak to jest, że odczuwa się tęsknotę za czymś, czego się nie zna, czego się nie doświadczyło? Tęsknię za byciem matką. Pragnę tego z całych sił. Dla mnie esencją życia jest rodzina. Nie kariera ani pieniądze. Zawsze o tym wiedziałam. Od dziecka prowadziłam pamiętniki i już jako 15 latka pisałam, że nie wyobrażam sobie życia bez dzieci... (przy okazji, gdy ginekolog nastraszył mnie że trzeba będzie wyciąć jajnik, długa historia, która skończyła się dobrze). Kochający mąż, dwójka-trójka dzieci, dom z ogródkiem, pies i kot. Już po paru miesiącach bezowocnych starań nachodziły mnie obawy, że coś może być nie tak, ale cały czas zakładałam, że w końcu się uda, że tak naprawdę nie mamy problemu. Teraz doszło do mnie, że jednak problem jest. Coś co było dla mnie oczywistością przeobraża się w marzenie, które może się nie spełnić. Próbuję na nowo to wszystko poukładać. Pewnik przestał być pewnikiem. A co będzie, jeżeli przyjdzie nam iść przez życie tylko we dwoje? Cholernie się tego boję. Boję się samotności na starość, tego że w pewnym momencie życia któryś z nas zostanie całkowicie sam. O to się spieramy z mężem. On ma nastawienie takie, że w końcu nam się uda i nie chce na razie rozmawiać o tym, co będzie jeżeli tak się nie stanie. Ja z kolei myślę o tym, próbuję to sobie ułożyć w głowie. Może jak stworzę jakiś alternatywny plan na życie będzie mi lepiej? Na chwilę obecną wiem, że moje życie na pewno będzie puste i żadne podróże, rzeczy materialne tego nie wypełnią...
Myślę też, że los mnie ukarał za to, co kiedyś mówiłam. Na przykład nie rozumiałam osób z otoczenia, które w bardzo młodym wieku rodziły dzieci, ja w tym czasie pukałam się po czole i mówiłam, po co im to było, przecież są tacy młodzi. Albo, gdy ktoś inny rodził 3 dzieci, każde ma innego ojca. Gdy byłam młodsza myślała tylko, żeby nie zostać młodą matką. Pokarało mnie... Poza tym gdy byłam mała dość dużo chorowałam i babcia szczególnie mówiła jaka jestem słaba, chorowita itp. I pamiętam, że już będąc dzieckiem myślałam, że jestem tak słabą osobą, że nawet nie dam rady donosić i urodzić dziecka (sic!). Czasami mam do siebie pretensje, że moje ciało mnie zawodzi. Czuję się wręcz ułomna. Musiałam to z siebie wyrzucić....

23 kwietnia 2020, 14:13

Dziękuję Wam bardzo za wsparcie w moich dołkach. Już z ostatniego się odkopałam na szczęście. Wiem, że będą kolejne, ale tak wyglądają niestety długoterminowe starania. Jestem na nie skazana dopóki się nie uda. Póki co jest dobrze. Ostatnio usłyszałam od znajomej jedną z najbardziej okrutnych rzeczy, jaką można powiedzieć osobie mającej problemy z płodnością. Otóż najpierw rozpływała się nad tym, jak to z mężem mamy dobrze, jesteśmy sami, mamy dużo czasu, możemy robić co chcemy itp. A ona ma męża, oboje pracują i jeszcze na dodatek mają dwójkę dzieci. I na koniec dodała, że jej przynajmniej na starość będzie miał kto podać szklankę wody, a u nas nie wiadomo jak to będzie. Wryło mnie totalnie, zwłaszcza, że nigdy nie zaczynałam z nią tematu dzieci, tak naprawdę nic o mnie nie wie. Jakby z góry założyła, że nie mamy dzieci dla wygody. Próbowałam zrobić dobrą minę do złej gry i nawet tego nie skomentowałam, ale potwornie przykro mi się zrobiło.

23 kwietnia 2020, 20:02

Byłam u specjalisty od niepłodności, o którym pisałam parę wpisów wcześniej. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego wiedzy, sposobu patrzenia na problem, dociekliwości. Już na wstępie wyznaczył 3 czynniki, które mogą przyczynić się do tego, że się nie udaje:
1. Hormony tarczycy - TSH powinno być bliżej 1 a u mnie jest bliżej 2. W jego ocenie mogę mieć ukrytą niedoczynność tarczycy i włączyłby leczenie. Tak samo zwrócił uwagę na podwyższona prolaktynę. Inni nie widzieli w tym problemu. Wczoraj miałam konsultację z endokrynologiem i on stwierdził, że wszystko jest ok...
2. Mam polipa w macicy. Jeżeli nie zniknie trzeba będzie obejrzeć go kamerą bo ewentualnie wyciąć. Przez to prawdopodobnie mam plamienia przed i po miesiączce. Nikt na to nie zwracał wcześniej uwagi, a mówiłam o tym 2 poprzednim lekarzom. Nikt nie zauważył tego polipa.
3. Morfologia męża skacze i powinien jeszcze wykonać badania hormonalne.
Generalnie podejrzewa, że problem nie tkwi w zapłodnieniu, a implantacji. Rozmawialiśmy o in vitro. Mówił, że nie skieruje nas na zabieg dopóki nie będzie miał pewności, że wszystko zostało sprawdzone. Trochę to potrwa, ale czuję, że jest to osoba, która może i chce nam pomóc. Jeżeli nie będzie nam się udawać to z czystym sumieniem podejdziemy do in vitro.
I na koniec stwierdził, że parę godzin wcześniej musiałam mieć owulację ;-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 kwietnia 2020, 20:13

6 maja 2020, 13:40

Ostatnio miałam bardzo oczyszczającą rozmowę z mężem odnośnie niepłodności. Wypłakałam się i wylałam wszystkie żale i obawy. On również powiedział, co leży mu na sercu. Upewniłam się dzięki temu, że jedziemy na tym samym wózku. Czasami miałam wrażenie, że on jest mniej zaangażowany i nie zależy mu tak bardzo jak mi. Ale to nieprawda, tak więc warto rozmawiać ;) Przechodzimy kryzys, ale musimy się z nim razem zmierzyć. Nie ma innej opcji. Oboje doszliśmy do wniosku, że jak by nam się udało to pokochamy nasze dziecko jeszcze bardziej i docenimy to, jaki cud nas spotkał. Tak, dziecko to cud i dar, który trzeba docenić i kochać najbardziej na świecie. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego bardziej niż osoby, których dotknął problem niepłodności...
Od paru dni czekam na miesiączkę, na razie co dwa dni plamię. Może to ten polip daje o sobie znać? A może na taki wpływ ma to, że przez ostatnie 2 cykle brałam luteinę, a w tym sobie ją odpuściłam? Mimo, że ginekolog na ostatniej wizycie powiedział, że parę godzin wcześniej miałam owulację to nie staraliśmy się tego dnia, ani wcześniej. Nie miałam ochoty, nie chciałam się zmuszać. I tak szanse na poczęcie byłyby marne. Nie chcę już seksu na gwizdek.
Poza tym w pracy średnio... Ile bym dała za to, żeby móc to wszystko rzucić i nie przejmować się... Zamiast siedzieć nad papierami i użerać się z problemami, czytać ile mój maluszek miałby już centymetrów w danym tygodniu i co by potrafił już robić w brzuchu, kompletować wyprawkę, urządzać mu mały kącik w naszym mieszkaniu. Ale niestety jest tylko moja szara rzeczywistość.
Z ciekawości policzyłam. Właśnie kończy się 17 cykl starań 😩🤷

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 maja 2020, 15:21

7 maja 2020, 12:37

Zazdroszczę Lewandowskiej, że urodziła córeczkę, zazdroszczę Larze Gessler, Barbarze Kurdej-Szatan (chociaż ona wspominała, że trochę się starali), Maffashion (jeżeli się to potwierdzi), Małgorzacie Rozenek (wiem, że ona też miała problemy, ale miała też nieograniczone zasoby finansowe) i innym celebrytkom, które są w ciąży lub niedawno urodziły. Kurcze, muszę ograniczyć czytanie pudelka. Źle na mnie wpływa. Mam wrażenie, że powoli przeistacza się w portal parentingowy :P Aktualnie panuje jakiś baby boom w show businessie i wiem, że się mylę, ale odnoszę wrażenie, że zachodzenie w ciążę to bułka z masłem i tylko ja mam problem. Zazdrość to wstrętne uczucie i powinnam się jej wyzbyć, ale jest to silniejsze ode mnie. Jedynie Wam dziewczyny, które tu jesteście nie zazdroszczę i gorąco kibicuję i trzymam kciuki za każdą z Was. Serio.

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 maja 2020, 15:01

14 maja 2020, 09:07

W ciągu 8 miesięcy AMH spadło z 2,94 do 2,070. Zaniepokoiło mnie to bardzo. Wciąż jest w normie, ale taki spadek w tak krótkim czasie?! Boję się, co będzie za rok :(

17 maja 2020, 22:20

Regularnie czytam artykuły i wywiady na ovu i ostatnio przeczytałam wywiad z Agnieszką Mans. Napisała ona książkę o swojej, na szczęście, wygranej walce z niepłodnością. Po przeczytaniu tego wywiadu pod wpływem emocji zamówiłam tę książkę. Mogę obiema rękoma podpisać się pod nią. W większości miałam wrażenie, że czytam o sobie... Jedna rzecz szczególnie dała mi do myślenia i sprawiła, że zaczęłam inaczej postrzegać nasz problem. Agnieszka zadawała sobie pytania dlaczego ich to spotkało. Ale w pewnym momencie zadała pytanie, dlaczego nie? Właśnie, dlaczego nie? Dlaczego my nie mielibyśmy się z tym zmagać? W swoim bliskim otoczeniu też mamy parę, która zmaga się z niepłodnością i na początku byłam pewna, że to schorzenie zdarza się tak rzadko, że statystyczne nie ma szans, że nas też to spotka. A jednak. Nie ma co rozkminiać. Jest jak jest i trzeba się z tym zmierzyć, a nie użalać się nad sobą.

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 maja 2020, 22:37

31 maja 2020, 09:38

Bliska mi osoba z rodziny podesłała niedawno artykuł o kobietach, które żałują, że mają dziecko. Zaszły w ciążę, bo czuły presję i teraz są nieszczęśliwe, albo są w nim opisane historie o kobietach, które nie czują instynktu macierzyńskiego, nie mają dzieci i są z tego powodu piętnowane. Ta osoba wie, że staramy się o dziecko i nam nie wychodzi. Pytam się jej, po co mi to wysłała. A ona na to: poczytaj bo tu piszą jak jest naprawdę. Czyli przekaz jest taki: macierzyństwo to ciężka sprawa i po co się w nie pakować. Sama ma 2 dzieci i pomoc z każdej strony (pomoc, czyli pranie, prasowanie ogarnia jej mama, gotowanie często też, jedno dziecko praktycznie cały czas przebywa u jednych dziadków, dziadkowie są na każde zawołanie itp.). Czasami śmieję się, że powinna sobie załatwić stopień niepełnosprawności, bo zachowuje się jakby posiadanie dzieci było najtrudniejszą rzeczą na świecie nie dostrzegając, że inni też mają dzieci i sobie radzą bez tej pomocy, którą ona otrzymuje. Tak, czy inaczej przykro jest mi, gdy w teorii osoba, która powinna mnie wspierać podsyła mi takie artykuły. Czy ona myśli, że nie będę nadawać się na matkę? Albo próbuje mi wmówić, że macierzyństwo jest straszne i żebym się w nie nie pakowała? To z drugiej strony po co ona zdecydowała się na 2 dziecko, skoro jest jej tak ciężko (mimo takiej pomocy, na którą większość rodziców nie może sobie pozwolić). Może myśli, że ona daje radę, ale ja już nie podołam? Nie chcę z nią nawet zaczynać tematu, bo to bez sensu. Ale muszę to z siebie wyrzucić, bo zabolało mnie to. Nie chcę jej pokazać, że mnie to ruszyło. Mam z tą osobą bardzo skomplikowane relacje i chyba to się nie zmieni. Jedyne, prawdziwe oparcie mam w mężu i jego rodzinie. Moja rodzina żyje życiem tej osoby i tylko jej problemy się liczą. Co tam nasza niepłodność, ta osoba to ma ciężko, bo ma dzieci...

Wiadomość wyedytowana przez autora 31 maja 2020, 10:18

3 czerwca 2020, 14:21

29 dc, 12 dpo
Czekam na miesiączkę. Na razie nie mam nawet plamień. Z tyłu głowy myśl "a może się udało", po czym szybko próbuję sprowadzić siebie na ziemię. Mówię "nie nakręcaj się, to bez sensu". Kolejny etap to płacz, gdy miesiączka już się zjawi. I co miesiąc ta sama historia. Moje życie toczy się od miesiączki do owulacji, a później znowu do miesiączki. Budzę się i chodzę spać z myślą, że nie możemy mieć dzieci. To przy mnie jest cały czas. Czasami myślę, że jestem już na granicy kompletnej rozsypki, że dłużej tego nie zniosę. A potem okazuje się, że znoszę jeszcze więcej. Mam tego dosyć. Tak, leczymy się, szukamy przyczyny, ale to trwa mam wrażenie, że nieskończoność. Wiem, wiele dziewczyn stara się tutaj o wieeeele dłużej. Podziwiam, jak wiele z Was zachowuje przy tym względny spokój i pogodę ducha i nadzieję, że się uda. Ja mam tylko przebłyski optymizmu, a staramy się raptem 15 miesięcy. Tylko jak przestać o tym wszystkim myśleć? To już się stało moją obsesją.

3 czerwca 2020, 18:52

Od niechcenia zrobiłam dziś test i wyszła 2 kreska!!! I to nie cień, tylko kreska! Cała się aż trzęsę i powtarzam to niemożliwe... Męża nie ma, jestem sama. Po ostatnich cieniach staram się podchodzić na chłodno do tego, ale jest kreska!!!! Boże, obym była w ciąży...

EDIT pół godziny później.
Już trochę ochłonęłam. Kreska pokazała się od razu i widać ją gołym okiem choć jest jaśniejsza niż kreska kontrolna. Ale na zdjęciu bez problemu się pokazuje ;) Jutro idę na betę. Na spokojnie, na spokojnie...

Rano powtórzyłam test. 2 grube kreski bez dwóch zdań. Czy to się dzieje naprawdę?

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 czerwca 2020, 16:37

4 czerwca 2020, 16:43

30 dc, 13 dpo
Beta 253,28 mIU/ml
Progesteron 30,40 ng/ml

Nie mogę uwierzyć. Myślałam, że ogarnie mnie strach, gdy dowiem się, że jestem w ciąży, a czuję spokój... :)
Tylko co dalej? Kiedy umówić się do lekarza, czy brać luteinę (mój lekarz mówi, że włącza luteinę po pozytywnym teście ciążowym), jestem jeszcze zielona... Ale jaka szczęśliwa!

5 czerwca 2020, 14:31

31 dc, 14 dpo
Beta 435,54 mIU/ml
Sprawdziłam, że przyrost jest w normie :) To się dzieje naprawdę. Tyle łez wylanych, tyle żalu i smutku i w końcu się udało. Zadzwoniłam wczoraj do lekarza, który polecił zrobić parę dodatkowych badań i jutro jedziemy na wizytę. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, bo powiedział, że jeżeli jutro miałby komplet pacjentek to przyjąłby mnie w niedzielę. Mimo, że jego gabinet mieści się w innym mieście (ok 1,5 h drogi) to zdecydowaliśmy, że przy nim zostajemy :)

5 czerwca 2020, 14:31

Ciąża rozpoczęta 6 maja 2020
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii
1 2 3 4