X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Na wszystko jest czas pod Słońcem.
Dodaj do ulubionych
‹‹ 5 6 7 8 9 ››

28 maja 2015, 14:28

Porada
żeby nie umknęło...

1. Antygen tocznia ( lupus antykoagulant) we krwi
2. Przeciwciała antykardiolipinowe IgG, IgM
3. Przeciwciała przeciw beta-2 glikoproteinie 1 IgG, IgM
4. Przeciwciała przeciw fosfatydyloinozytolowi IgG, IgM
5. Przeciwciała przeciw fosfatydyloserynie IgG, IgM
6. Przeciwciała przeciw protrombinie IgG, IgM - PIERWSZE 6 BADAŃ TO PEŁNE ROZPOZNANIE ZESPOŁU ANTYFOSFOLIPIDOWEGO, JEŚLI WSZYSTKIE BADANIA NIE BYŁY ROBIONE NIE MOŻNA GO WYKLUCZYĆ Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ.
7. Przeciwciała przeciwjądrowe ANA 1 oraz ANA 2
8. Przeciwciała przeciwłożyskowe
9. Mutacja czynnika V Leiden
10. Mutacja genu protrombiny 20210
11. Mutacja genu MTHFR C 766 T
12. Mutacja genu MTHFR A1298 C
13. Przeciwciała Allo- MLR+ test cytotoksyczny - ocena obecności przeciwciał blokujących ALLO-MLR.
15. Kariotypy partnerów
16. Wymazy z szyjki macicy w kierunku mycoplasma, ureplasma i chlamydia
17. KIŁA
TOXOPLAZMA IGG, IGM
CYTOMEGALOWIRUS IGG, IGM
18. Aktywnośc białka C
19. Aktywność białka S
20. Prolaktyna, progesteron, pozostałe hormony
21. Krzywa cukrowa i insulinowa
22. TEST potrójny nasienia lub badanie nasienia metodą TUNEL- inne badania nic nie wnoszą. Warto też zrobić badania w kierunku bakterii w nasieniu.
23. HOMOCYSTEINA
24. HSG lub laparoskopia w celu oceny budowy macicy oraz wykluczeniu obecności zrostów wewnątrzmacicznych.

To pełna lista badań w celu zdiagnozowania przyczyn poronień. Na podstawie tych wyników dobiera się dawki leków. Większość lekarzy daje Clexane 40 jako profilaktykę, a czasem potrzebne są wyższe dawki...
Należy także pamiętać, że przyczyn poronień należy szukać w odniesieniu do pary, nie tylko do kobiety- stąd ważne jest badanie nasienia o którym wspominam.

I Jeszcze to:

Inseminacja jest metodą, którą ze względu na ograniczoną skuteczność powinno się stosować jedynie w przypadku określonych wskazań (wrogość śluzu szyjkowego lub trudności z upłynnieniem nasienia). Inseminację zaleca się wyłącznie jeżeli fragmentacja DNA plemników (metodą TUNEL) jest prawidłowa – w ten sposób ograniczamy ryzyko poronień lub urodzenia chorego dziecka - oraz jeżeli test wiązania plemników z hialuronianem wypada prawidłowo (plemniki potencjalnie mają szansę samoistnie zapłodnić komórkę jajową).
Warto też, by miała Pani świadomość, że statystycznie metoda inseminacji zastosowana zgodnie ze wskazaniami jest skuteczna jedynie w 10-12% przypadków. Jeżeli tych wskazań nie ma, efekty inseminacji nie różnią się od rezultatów uzyskiwanych w wyniku naturalnych starań. Zapłodnienie pozaustrojowe daje zazwyczaj znacznie większe szanse na ciążę, a przy leczeniu obejmującym okres 2 lat mogą się Państwo starać o kwalifikację do rządowego programu, w ramach którego procedura jest bezpłatna.

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 maja 2015, 18:02

29 maja 2015, 18:48

Porada
Kolejna porcja dobrych rad.

Z forum ovu. Tak napisała Ania_84

Po pierwsze długie starania kwalifikują się do zrobienia badan pod katem genetyki - z racji tego ze możecie być niezgodni genetycznie.. tak nam to lekarza mówił
drugi czynnik który kieruje na badania genetyczne to azoospermia ( lub ogólny problem z nasieniem ) lub poronienia..

na kariotyp wydaje skierowanie nawet lekarz I kontaktu tylko
Ty na kariotyp(tego nie piszą w skierowaniu) musisz mieć wypisane skierowanie do poradni genetycznej z jednym z tych kodów ICD 10 w rozpoznaniu
N97.4 Niepłodność kobieca związana z czynnikami męskimi
N46 Niepłodność męska
N97 Niepłodność kobieca

Mąż osobne skierowanie na kariotyp i mutacje ( jeśli chcecie zbadać dodatkowo CFTR - gen mukowiscytozy - który może utrudniać plemnikom dotarcie - po prostu się sklejają bo jest zwiększona lepkość - tego nie piszą w skierowaniu )
tez napisane musi mieć do poradni genetycznej i w rozpoznaniu najlepiej niech walną ; albo oba rozpoznania albo jedno z tych dwóch
N97.4 Niepłodność kobieca związana z czynnikami męskimi
N46 Niepłodność męska


Jak idziecie do poradni genetycznej weźcie wyniki badan jakie tam macie - dr Kępczynski w Łodzi w geneos jest bardzo fajny i na wstępie się pyta jakie chcecie badania .. bez problemu wydaje skierowanie na badania :)
powiedzcie ze sprawdziliście już wszystkie możliwości i jeszcze to wam podpowiedzieli :) wiec chcecie sprawdzić

Tam w Łodzi to nas się zapytał, co chcemy zrobić :) czy tylko kariotyp czy tez mutacje, a ze niby nam kazał zrobić tylko kariotyp lekarz to powiedzieliśmy ze te mutacje też :) i tak nam zrobił ;) od razu pobrali krew i heja teraz czekamy.

PS ..jeśli ktoś nie ma wyników to również może powiedzieć, że nie wziął albo nie pomyślał żeby wziąć bo myślał ze wystarczy skierowanie :)

Oszczędność jest, bo sam kariotyp to koszt około 500 zł za jedna os =1000 już nie mówię i o tych mutacjach, bo za każdą mutację znowu od 500 -700 zł.

Dlatego nie raz warto pokombinować ;)

Jak uzyskać skierowanie do poradni genetycznej?
Jest kilka możliwości:
1) lekarz POZ - tam gdzie przynależycie
2) poradnia leczenia niepłodności - tu dostajecie oboje osobne skierowania od jednego lekarza
3) Ginekolog - Ty dostajesz skierowanie.

30 maja 2015, 10:00

15cs
13dc
sobota

Wizyta u pani doktor o 8:15. Jadąc na wizytę mąż się śmiał, że będziemy mieć bliźniaki (bo w środę w obu jajnikach były pęcherzyki po około 13 cm). Kładę się na leżance, usg. Okazuje się, że pęcherzyk w lewym jajniku się zatrzymał i ma nadal 13 cm, a w prawym ma 18,7 mm, więc bliźniaków nie będzie. ;) Pani doktor podała mi Pregnyl domięśniowo. Owulacja ma być jutro lub pojutrze.
Usiadłam. Na siedząco zrobiła mi pierwszy instruktażowy zastrzyk w brzuch z Clexane'u 0,2. Jeszcze czeka mnie 9. Ehh, strasznie to stresujące. Ale generalnie czuję się dobrze (a jest już 1h po zastrzykach).

Mam sobie zrobić badanie na mutację genu MTHFR C677T. Robi się z krwi.

Oprócz tego od 16dc - Duphaston 1x dziennie przez 10 dni.

Gdy wracaliśmy na naszej bramie czekała taka oto niespodzianka :)

45c5842b997d0efamed.jpg

7e01e9ed4edf0537med.jpg

No to czekamy.

Weekendzik :)

8 czerwca 2015, 15:26

15cs (16 cykl)
22dc
7dpo
poniedziałek

Zmieniłam ustawienia pamiętnika na "widoczny tylko dla mnie". Świadomość, że inne osoby od czasu do czasu czytają to, co tu piszę, sprawia, że nie mam odwagi pisać wszystkiego, co mi w duszy gra.

No to jedziemy. Co mi w duszy gra?
Smutno mi. Wkurzają mnie dziewczyny, które ledwo co zaczęły się starać, a już są w ciąży. Myślę wtedy, że to bardzo niesprawiedliwe. Choć bronię się przed takim myśleniem, wydaje mi się, że mam żal do Boga. Tracę wiarę, że On jest. A nawet jeśli wierzę, że jest, to mam wrażenie, że Bóg specjalnie rzuca cały czas kłody pod moje nogi, żebym specjalnie cierpiała. Przecież on jest wszechmogący. Jednym pstryknięciem palca mógłby mnie uczynić płodną. Nawet gdyby to miało być CUDEM po ludzku. A jednak tego nie robi. Jakieś 15 lat temu Bóg przemówił do mnie, że jestem Matką Narodów, że jestem Sarą (wtedy jeszcze dość intensywnie się modliłam i starałam się słyszeć Boga i słuchać Go). Wtedy się cieszyłam, że znam swoją tożsamość... Dziś traktuję to jako przekleństwo. Sara Abrahamowa była bezpłodna. :( Urodziła Izaaka w swej starości, bo tak powiedział Bóg, ale ja mam wrażenie, że nie doczekam swojego Izaaka. Brak mi wiary.
Wkurza mnie moja pani dyrektor pytając o plany rodzinne. A co ja kur** mogę planować? Wkurzają mnie koleżanki, które wypytują o ciążę. Wkurza mnie rodzina, mama, tata, teściowa. Wszyscy mnie denerwują, irytują.

Staram się w tym momencie tylko ze względu na męża. Bo wiem, że jemu zależy, bo chce zostać ojcem. Ja chcę ponad wszystko być matką, ale mam już taki charakter, że jak czegoś nie mogę osiągnąć, jak ponoszę ciągle porażkę i klęskę to najchętniej przestaję się starać. Przestaje mi zależeć. Zależy mi, bo innym zależy. A gdybym była sama na tym świecie - to najchętniej pogrążyłabym się w smutku i w bólu i na zawsze zamknęła bym ten rozdział mojego życia.

Ale nie jestem sama. Uwikłana jestem w różne relacje, zależności, oczekiwania.
No więc, zależy mi.

A to już 15 cykl starań. Ileż jeszcze. Gorycz, smutek i brak sensu działań, planów, marzeń. Wszystko pęka jak bańka mydlana.
Jeszcze tydzień. 7 długich dni. Z nadzieją i ze smutkiem z powodu jej braku. Czekam. Czekam. Ciągle czekam. Na wszystko czekam. Nie jestem żadną księżniczką. We wszystkich sferach życia zawsze mam pod górę. Życie się ze mną obchodzi jak z ochłapem, a nie z księżniczką. :(

edit:
Dobra czas na objawy (pseudo)ciążowe:
- jestem pełna - dosłownie pod korek mimo, że dużo nie zjadam, ale czasami mam wrażenie, że zaraz mi się uleje...
- w sobotę odbiło mi się tak, że miałam w ustach wymiociny,
- mam bardzo mocno wzdęty brzuch (to znaczy nie mam wzdęć jako takich, ale brzuch się powiększył), który od około tygodnia boli jak na okres, delikatnie,a do tego zaczął mnie łaskotać w środku (macica jakby),
- kuje mnie podbrzusze od czasu do czasu, np. szczególnie podczas siusiania,
- śluz kremowy lub lepki (nie wiem dokładnie, bo nie rozróżniam) jest go dużo, mam mokro.
Na dziś starczy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 czerwca 2015, 21:50

9 czerwca 2015, 22:02

15 cs
23 dc
8 dpo
wtorek

Rano zrobiłam test ciążowy. Negatywny. Wiem, że niby za wcześnie, ale i tak wiem, że w tym cyklu nic z tego. Czuję to. Już znam swoje ciało i sygnały jakie mi wysyła.

Byłam dziś u ginekologa na NFZ, czyli u ginekologa nr 1 zgodnie z moją numeracją ginekologów z 2 kwietnia w pamiętniku. Założyłam specjalnie dłuższą bluzkę, żeby doktorek nie zobaczył sinego od zastrzyków brzucha. Nie zamierzałam mu powiedzieć o większości badań i leczenia. Zauważyłam, że jak za dużo mówię ginekologowi na NFZ, wtedy nic z siebie nie daje. I tak mi nic on nie pomoże, to może chociaż uda się załatwić parę badań czy skierowań i dzięki temu popchnąć coś do przodu nie koniecznie płacąc za to.

Powiedziałam ginekologowi, że staramy się już ponad rok, że w międzyczasie zrobiłam hsg i badanie nasienia oraz miałam kilka razy monitoring. I wszystko to wyszło ok. Poprosiłam go o cytologię i skierowanie na badanie usg piersi. Zaprosił mnie na fotel, żeby pobrać cytologię. Jednak okazało się, że mam stan zapalny, co generalnie od ostatniej infekcji czuję (tzn. czuję się niedoleczona). Lekarz stwierdził, że cytologii nie zrobi, ale za to pobrał wymaz na posiew tlenowy, beztlenowy, mycoplasma i chlamydia. Dostałam też skierowanie na usg piersi. Za 2 tygodnie mam dzwonić w sprawie wyniku posiewu, jak wyjdzie coś, to lekarz przyjmie mnie bez kolejki (żeby wdrożyć leczenie). Jak wszystko wyjdzie negatywnie, to spokojnie będę czekać do kolejnej wizyty planowej. Dziś zapisałam się na tę wizytę - uwaga, uwaga - 28.08. (godz. 8:50) czyli za 3 miesiące - terminy na NFZ zwalają z nóg. Generalnie jak za 2 tygodnie będę dzwonić w sprawie wyników, to zapiszę się na kolejną wizytę - pewnie wypadnie w połowie września... eh.

No, narzekam, narzekam, ale generalnie jestem zadowolona z tej wizyty. Zobaczymy co dalej doktorek zleci.

Dziś trochę mi duchowo i emocjonalnie lepiej. Chyba dobrze tak czasem nazwać dosadnie to, co człowiek ma w sercu. Przecież Bóg i tak wie, co tam siedzi...

A teraz przyziemniej.
Muszę pisać świadectwa. Jak zwykle jak coś muszę, to ciężko idzie. Ale trzeba i tak mnie nie ominie.
Zaczęłam uczyć męża angielskiego :) Wyliczyłam, że za 3 lata spokojnym trybem będzie w stanie zdać FCE. Czekam już z niecierpliwością na wakacje. 28 czerwca wyjeżdżamy z mężem na 5 dni nad jezioro. :)

11 czerwca 2015, 14:16

15cs
25dc
10dpo
czwartek

USG piersi mam na 14.07. na godzinę 14:25.

Temperatura mi spadła. Jutro lub w niedzielę krew mnie zaleje. Jakoś mnie to nie dziwi. Postanowiłam, że muszę robić wszystko, co w mojej mocy, aby wpływać na swój rozwój. Tylko to zależy ode mnie. Może nigdy nie będę mieć dzieci, ale nie mam na to wpływu, więc żył sobie nie wypruję i potomka nie wyczaruję. Mogę natomiast robić to, za co jestem sama odpowiedzialna i co sama kształtuję.

1. Na tyle na ile potrafię wziąć łaskę i miłosierdzie - zbliżenie się do Boga.
2. Zdrowie i szczupła wysportowana sylwetka
3. Doskonalenie j. angielskiego.
4. Nauka j. szwedzkiego i szykowanie się do emigracji.
5. Rozwijanie swoich pasji. A ja w ogóle je mam? Może zacznę od tego: co lubię robić i robić to regularnie.

Zrezygnowałam z podjęcia pracy w Helen Doron. Stwierdziłam, że nie chcę pchać się do pracy z 2-3 latkami pod czujnym okiem rodziców. Nie mam nic do ukrycia, ale cotygodniowa wizytacja na moich zajęciach na nic mi nie jest potrzebna - po co mi ten dodatkowy stres? Z resztą ciągle jęczę, że mam dość pracy z dzieciakami (i ich rodzicami) za takie marne grosze, to jeszcze sobie dowalę Helen Doron? Licencja metodyczna kosztowałaby mnie 2500 zł na dzień dobry, wszystkie materiały muszę sama sobie przyszykować (za własne pieniądze kupić papier, laminaty i inne pomoce dydaktyczne)... Jakoś chęć na uczenie w HD mi przeszła... Odmówiłam w poniedziałek i czuję w tym pokój, więc myślę, że wybrałam właściwie. Od września zamierzam sobie wziąć kilka grup dzieciaków na angielski bez żadnej licencji i bez żadnych pośredników. Mam też od marca już grupę 4 dorosłych kobitek od podstaw i uczę też męża od podstaw. Babki tak się zaangażowały, że chcą kontynuować w wakacje i koniecznie po wakacjach.

12 czerwca 2015, 22:37

15cs
26dc
11dpo
piątek

Odblokowałam pamiętnik. Pomyje wylane. Już mi lepiej. Generalnie najgorszą gehennę przechodzę zawsze nie 1-2 dni przed kolejnym cyklem, ale około tygodnia przed. Wtedy nadzieja, która jeszcze gdzieś tam siedzi zderza się z przekonaniem, że będzie jak co miesiąc i jest MASAKRA.

1-2 dni przed kolejnym cyklem, nie wierzgam nogami, nie jęczę, nie bluźnię. Jestem pogodzona z tym, że znów trzeba zacząć wszystko od początku.

Dzisiejsza poranna temperatura obudziła we mnie na krótko nadzieję. Mierzyłam o 6:00 było 36,70, potem spałam prawie do 9:00 - było 37,0. Jednak nadzieja poszła sobie już do następnego cyklu, bo po pierwsze test ciążowy wyszedł negatywny (to białe pole w miejscu, gdzie powinna stać kreska testowa aż raziło po oczach swoją bielą), a po drugie zaczęłam plamić. Jajnik prawy mnie pobolewa.

Jutro idę na badanie krwi. Muszę zrobić tę mutację genu MTHFR C677T. Przy okazji zastanawiam się, czy nie zrobić bHCG. Nie dlatego, że mam nadzieję, że jednak jestem w ciąży, ale po to, aby sprawdzić, czy "byłam" w ciąży w tym cyklu. Boże jak ja bym chciała choć raz zajść w ciążę tylko po to, aby się upewnić, że ja w ogóle mogę zajść w ciążę. Na razie czuję się taka jałowa, zbędna, zbrakowana.

Cały czas jestem niezdiagnozowana. Nie wiadomo, co mi jest. Mąż ma nasienie super, ja drożna, owulacja jest, cykle regularne, temperatura wzrasta, hormony ok. No to ja się pytam: gdzie jest przyczyna?

Sosenko, ja też wzięłam dziennik na weekend. Kupa roboty mnie czeka.

A tymczasem kot usnął na swoim foteliku, ulewa i grzmoty za oknem, mąż właśnie wraca z pracy do domu, a ja siedzę i smęcę, wylewając przed sobą i Wami moje serce.

13 czerwca 2015, 15:12

15cs
27dc
12dpo
sobota
prawdopodobnie ostatni dzień cyklu

Drugi dzień plamię. Nie byłam na badaniach, bo dzwoniłam i okazało się, że pani jest mało zorientowana i kazała zadzwonić w poniedziałek w sprawie tego genu.
Ogólnie nastrój podły. Nie mam już siły.

17 czerwca 2015, 00:11

16cs
2dc
wtorek (no prawie środa)

Jestem aspołeczna. Tak, to prawda. Nie mam dużego kręgu znajomych, ba, ja nawet nie mam potrzeb mieć wielu znajomych. Nie mam potrzeb spotykania się z ludźmi. Nie wchodzę w układy, kliki itp. Taka Zosia-Samosia. Generalnie nigdy się nie nudzę. Lubię być sama. Chyba nigdy nie czułam się samotna. Trochę się tym martwię. Że to nie jest normalne. Czasem mi przykro, że taka aspołeczna jestem. Bo chciałabym zobaczyć jak to jest chcieć szukać kontaktu, mieć dużo znajomych, być "gwiazdą". Ale nie chcę się zmuszać, żeby tę aspołeczność mą przełamać. Bo to by było wbrew mnie. Taki gwałt na mojej osobowości.

Ale czasami szczerze brakuje mi przyjaciółki od serca.
Mam kilka z czasów młodości (dosłownie kilka, no 3). Ale jakoś drogi nam się rozeszły. Spotkania nie dają już tyle radości, co kiedyś. Gdzieś to granie na jednej fali minęło...
I zastanawiam się czasami, czy w wieku 30 kilku lat można jeszcze poznać kogoś "od serca" i zaprzyjaźnić się?

Tylko jak i gdzie? Skoro ja odludek.

19 czerwca 2015, 20:26

16cs
5dc
piątek

Rano przed pracą, zadzwoniłam do przychodni. Pomyślałam, a nóż widelec uda mi się dostać do internisty. Ku mojemu zadowoleniu zostałam zapisana na 16:40 - idealnie. :) Muszę się pochwalić, że mam super internistkę - tzn ludzka babka, o co się ją prosi, to daje.

Dostałam skierowanie do:
1. Poradni genetycznej :D :D (bo chciałam ze względu na brak efektów starań o ciążę)
2. Poradni chorób metabolicznych (bo chciałam ze względu na to, że muszę schudnąć)
3. Laryngologa (bo rentgen zatok wyszedł źle)
4. na badanie TSH (bo chciałam) i na cukier na czczo (bo pani doktor chciała).

Przeprosiłam ją, że tyle od niej chcę, a ona na to: Nie ma za co przepraszać. Jak ma pani potrzebę, to trzeba prosić.
Na nasze starania, które nie przynoszą rezultatu Pani powiedziała, że może powinniśmy pojechać w jakieś święte miejsce i się pomodlić, albo wykupić wczasy w Grecji i wyluzować. Na do widzenia, pani doktor życzyła mi powodzenia i powiedziała: życzę Ci Takiegooooo (pięść zaciśnięta, gest siły) chłopaka.

Generalnie u Pani doktor jest tak, że o co ją nie poproszę, nigdy nie odmówiła. Jest cudowna. Z powołania. Na emeryturze już, pewnie ma z 80 lat, ale mam nadzieję, że będzie jak najdłużej w przychodni, bo to jedyny ludzki lekarz.

W poniedziałek dzwonię do poradni genetycznej w Łodzi zapisać się na wizytę. :)


Konkurs dla klas trzecich wypadł super. Koleżanka przyszła po konkursie i powiedziała, że poprzeczkę podwyższam. :)

Padnięta jestem, spałam tylko 5 godzin.
Zaczynam odczuwać (tym razem LEWY) jajnik. W środę, a więc za 5 dni wizyta u gin.
Właśnie dostałam maila ze Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach, gdzie 2 lata temu miałam wycinane migdałki, że kolejna wizyta u nich będzie 15.12.2015 na 16:00. Parę dni temu odezwałam się do nich, czy mogłabym zostać przyjęta, bo ciągle mnie boli gardło mimo wyciętych migdałków. No - pół roku czekania na wizytę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 czerwca 2015, 21:08

25 czerwca 2015, 20:17

16cs
11dc
czwartek

Dawno nie pisałam, bo końcówka roku szkolnego w szkole to jedna wielka masakra, bieganina i papierologia.

Co u mnie nowego w sprawie starań? Ano nic. Czekamy, ten cykl naturalnie jedziemy, bo jest infekcja. Objawów jako takich nie mam, ale gin na NFZ zlecił mi posiewy i wyszedł grzybek. Tyle, że przepisał słaby lek. Na szczęście moja gin prywatna przepisała leczenie z prawdziwego zdarzenia. Zaczynamy leczenie w niedzielę, albo poniedziałek, bo chcemy jednak jeszcze dać szansę temu cyklowi naturalnie.
Okazało się, że chlamydii na NFZ od takiego zwykłego doktora nie da rady zrobić. Laboratorium odrzuciło skierowanie i wyniku na chlamydię brak.

Co do grzybka (candida albicans) leczenie takie:
Ja: 7x Mycosyst tabletka na noc + Natamycyna globulki dopochwowe 20 szt. (po 1 na noc przez 7 dni, a potem co 2-3 dni).
Mąż: Mycosyst 7x tabletka na noc.

W lipcu jak zdążymy się załapać na monitoring to będzie Pregnyl + Clexane znów, ale nie wiem czy zdążymy, bo pani gin wraca z urlopu 22 lipca, a u mnie to już pewnie będzie po owulacji. W razie co, zostanie nam 1 cykl lipcowo/sierpniowy na starania ze wspomaganiem, a potem wizyta w Poradni Leczenia Niepłodności.

Ku pamięci:
14.07. 14:25 - usg piersi
24.08. 8:00 - zgłosić się do Poradni Leczenia Niepłodności
28.08. 8:50 - gin na NFZ (lokalny)

Dzwoniłam do poradni genetycznej do Łodzi. Moje skierowanie na nic, bo zapisy na ten rok się skończyły i pani powiedziała, żeby ewentualnie dzwonić jeszcze pod koniec września, ale raczej w styczniu. Eh.

Byłam wczoraj u kosmetyczki. Moje brwi w końcu znów są ucywilizowane. ;) Dziś natomiast byłam na manicure hybrydowym i kupiłam sobie kreację na zakończenie roku szkolnego. Nic szczególnego - tunika i leginsy. Do tego założę czółenka na obcasie i będzie dosyć elegancko i bardzo wygodnie.
Jutro na 8:00 mam czesanie u fryzjerki a na 19:15 robię pedicure hybrydowy. Jak szaleć to szaleć.
Na powtórkę manicure zapisałam się na 11.07. na 12:30.

Moja przyjaciółka ze Szwecji jest w Polsce. Spotkałyśmy się dziś. Usilnie mnie namawia i zachęca do emigracji. Nie powiem, żebym nie miała chętki większej po tej rozmowie. :) Ma się dowiedzieć dla mnie jak to jest z invitro w Szwecji, no i przede wszystkim z refundacją invitro i procedurą kwalifikacji do invitro.

Jutro po 13 zaczynam wakacje. :) Miło.

Sosenko, ale Pan Bóg Ci nie szczędzi błogosławieństw. Bliźniaki to super nowina, ja bym bardzo chciała. Naczekałaś się Kobietko, to masz! Podwójnie. "Niewyczerpana jest łaska Twa Panie".



29 czerwca 2015, 22:01

16cs
15dc
4dpo
poniedziałek
Mazury

No. Jesteśmy na Mazurach. Poranek deszczowy, ale popołudnie piękne. Spędziliśmy je nad jeziorem, na basenie, na bilardzie, w restauracji hotelowej. Od kwietnia pierwszy raz odstawiałam leki (oprócz leku na TSH) i pierwszy raz od kwietnia również piję alkohol. Pełen luz. Siedziałam sobie z kieliszeczkiem wina na pomoście, nad jeziorem. Cisza i spokój. Gdzieś tam z daleka muzyczka gra, a my tu na pomoście... samotnie, razem.

1b7dcf412b770c45med.jpg

e5110a4ed856a0d1med.jpg

Tak to My. Mąż. I ja.
Cisza, spokój, odpoczynek, zapomnienie, pokój.

Dostałam od jednego z moich uczniów książkę "Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu." Od piątku nie mogę się oderwać, czytam różne lekcje na wyrywki, powtarzam, wracam.
Jeden z rozdziałów (26) ma tytuł: Każdą tak zwaną katastrofę kwituj słowami: "Czy za pięć lat to będzie miało jakieś znaczenie?" i dalej czytam:
"Przyjrzyj się temu, co dziś nazywasz problemem, katastrofą, albo kryzysem, i zadaj sobie następujące pytanie: Czy za pięć lat to będzie miało jakieś znaczenie? Odpowiedź najczęściej brzmi: Nie."
Dziś i wczoraj wiele było takich sytuacji. Brak ciąży, poranna niepogoda, skrzypiące drzwi sąsiedniego pokoju w hotelu, niewygodny materac, zamknięta droga w Olsztynie i pogubienie drogi (bo oczywiście nie wzięliśmy żadnej mapy).
Nasze problemy. Czy za pięć lat to będzie miało jakieś znaczenie? NIE. Absolutnie NIE.
Za każdym razem, gdy spotykaliśmy "przeszkody" mówiłam do męża, żeby wyluzował, że to za 5 lat nie będzie miało znaczenia... Na początku dziwił się mocno. Pytał, co ja tak teraz mam takie podejście "Czy za 5 godzin, 5 dni, 5 miesięcy, 5 lat.... itd.?" Potem przywykł i sam zmienił nastawienie...

:) Ta książka to prezent od Ojca, który jest w niebie. Podnosi mnie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 czerwca 2015, 22:03

10 lipca 2015, 22:08

17cs
2dc
piątek

Skończyłam pracę podczas "Lata w mieście". Od dziś oficjalnie zaczynam wakacje.
Wczoraj wieczorem dostałam miesiączkę. Smutno mi, choć nie liczyłam na inny scenariusz. W poprzednim cyklu leczyłam infekcję grzybiczą, ale i tak mi smutno. Moja bezpłodność mnie osłabia i przytłacza. Nie wierzę, że to się kiedyś zmieni. Nie mam nadziei. Idę za ciosem, chodzę do ginekologów, pójdę do poradni leczenia niepłodności, bo co mam zrobić?
Jestem zepsuta, a lekarze nie wiedzą co mi jest, bo zamiast mnie kompleksowo diagnozować, to wszystko jest takie połowiczne, byle jakie.

Jutro, pojutrze i w poniedziałek będziemy malować mieszkanie moich rodziców, także czeka nas intensywne parę dni.

Nic ciekawego się nie dzieje.

To już 17 cs. Będzie naturalny, bo nie zdążę z owulacją na wizytę, moja doktorka wraca z urlopu 22 lipca, co u mnie oznacza drugą fazę cyklu.

Pod koniec sierpnia pierwsza wizyta w Poradni Leczenia Niepłodności.

15 lipca 2015, 10:55

17cs
7dc
środa

"Jedz i ćwicz" #1
Dziś zaczynam na nowo dietę (styl odżywiania) i aktywność fizyczną. Chciałabym, aby to stało się stylem mojego życia. Chociaż na to mam wpływ. Tu nie mogę zwalić winy na Boga, na mój organizm itp. Tu praktycznie wszystko jest zależne ode mnie. Tu ja, swoimi decyzjami, kreuje swój wygląd i swoje zdrowie. Chciałabym móc powiedzieć po kilku miesiącach, że zrobiłam od 15 lipca swoje 100%.

Dieta jak to dieta. Po prostu zdrowe odżywianie. 1800 kcal dziennie, co przy mojej wadze, wzroście i wieku i tak stanowi min. 300 kcal niedoboru, więc głodzić się nie będę.

Moja mama chodzi do poradni chorób metabolicznych i leczenia otyłości. Chodzi tam do lekarza i do dietetyka. Ja ostatnio też wzięłam skierowanie od internisty, ale zapisano mnie dopiero na 30.05.2016. Wklejam poniżej plakat, który dostała od dietetyczki:

6a51f316ca2820bdmed.jpg

Na plakacie jest piramida żywienia dla człowieka z podziałem na porcje. Po prawej stronie jest tabela, w której wyjaśnione jest, co to jest 1 porcja. Np. 1 porcja owoców to 37g banana (bez skóry), co stanowi może pół banana, a 1 porcja warzyw to np. ok 300 g pomidora (co stanowi ok 3 pomidorów - dziś przetestowałam na śniadanie).

966fa7bc103020ccmed.jpg

Zgodnie z piramidą powinno się jeść 5 posiłków dziennie (co 3 godziny) i tak:
produkty zbożowe - 5x
warzywa - 4x
owoce - 3x
mleko i produkty mleczne - 3x
mięso, drób, ryby - 1x
tłuszcze dodane - 2x
płyny niesłodzone - 8 szklanek

A oto mój dzisiejszy jadłospis ułożony zgodnie z piramidą na 1800 kcal, z odpowiednią ilością białka, węgli i tłuszczów (stosunek BWT liczyłam na kalkulatorze na stronie potreningu.pl, potem się wpisuje w jadłospis i samo się liczy).

2c7499092c7371camed.png

Wrażenia po śniadaniu? Obfite, syte i smaczne. :)

16 lipca 2015, 09:29

17cs
8dc
czwartek
#2

dcdde4f06902af0cmed.jpg

Powyżej mój dzisiejszy jadłospis. Wczoraj wykonałam swoje 100% - zjadłam co do grama i ćwiczyłam znów z Chodakowską.

Kurcze, cały czas mam problem z infekcją intymną. Mimo przeleczenia się w zeszłym cyklu, czuję dyskomfort, a szczególnie po wczorajszym <3 Już nie wiem co mam robić. Będę musiała dalej aplikować globulki, które dostałam (jeszcze mi zostało). Dziś od rana brzuch mnie boli i czuję, że rozwija się infekcja. Eh.

Znalazłam dziś ofertę sprzedaży działki z domem (starym) w miejscowości, która nas interesuje. Dzwoniłam do Pani, ale Pani jeszcze nie wie, ile za to wziąć, ma się odezwać. Podejrzewam, że ile by to nie kosztowało, to i tak mąż mój się nie zdecyduje. Generalnie on bardzo powolny jest jeśli chodzi o kluczowe decyzje. Zmiana miejsca zamieszkania, zmiana pracy, emigracja itp... to jest masakra. Dla mnie to pstryknięcie palcem i już. Nie mam z takimi WIELKIMI decyzjami najmniejszego problemu. Raczej działam spontanicznie. Jak chciałam zmienić pracę, to zmieniłam. Jak chciałam jechać do Irlandii to pojechałam (3x po 4 miesiące). U niego idzie znacznie wolniej. W ogóle nie myśli o tym, co za miesiąc czy rok. On żyje DZISIAJ. Nie mówię, że to złe, bo przynajmniej żyje DZISIAJ na 100%, a tymczasem ja każdego dnia DZISIAJ, myślę o JUTRZE. Po prostu jest inny pod tym względem. I czasem to trudne dla mnie. Chyba potrzebuję takiego hamulca do regulowania moich spontanicznych decyzji.

Wiem, że gdyby nie była mężatką już dawno emigrowałabym do Szwecji. Ale jestem mężatką (dzięki niech będą Bogu) i podejmowanie decyzji o ewentualnej emigracji trwa u nas już ponad rok. Tak samo sprawa wygląda z kupnem domu, działki czy mieszkania. Mąż twierdzi, że zbieramy kasę, więc czekamy. A ja twierdzę, że owszem zbieramy, ale nie dlatego czekamy, że zbieramy, ale czekamy, gdyż mąż żyje DZIŚ a nie JUTRO. Trochę mnie ta sytuacja dołuje, bo mamy ponad 34 lata oboje. Ile będziemy czekać?

Ze wszystkim czekamy. Na wszystko czekamy.

A obecną pracę też bym zmieniła, ale mam lojalnościówkę jeszcze rok i nie mogę tak po prostu poszukać czegoś innego. No i ewentualny macierzyński też do mnie przemawia. Tu mam świadczenia. W nowej pracy ich nie będzie.

Kiedyś stanę na szczycie góry. Zobaczę drogę, którą szłam przez ostatnie parę lat z szerszej, lepszej perspektywy. Wtedy zrozumiem po co się to wszystko dzieje i ociąga. Dziś jęczę i wzdycham, bo nie rozumiem. Szarpię się i miotam, bo uwiera.

A bardziej przyziemnie już... to dziś czeka mnie wałkowanie ścian, bo remontujemy mieszkanie rodziców. Ihaaa. :)

Na poprawę humoru :)

https://video-fra3-1.xx.fbcdn.net/hvideo-xap1/v/t42.1790-2/758831_259853407490804_2041367102_n.mp4?efg=eyJybHIiOjQ0MiwicmxhIjo1MTJ9&rl=442&vabr=246&oh=076f35e6245c7404676a1b96c6e5ddaa&oe=55A7864D

Warto obejrzeć. :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 lipca 2015, 09:41

28 lipca 2015, 13:56

17cs
20dc
6dpo (moim zdaniem 7 albo 8 )
wtorek

Nie piszę często, bo nie ma o czym.
Ostatnie dwa tygodnie jeździłam z rodzicami do ich mieszkania w Warszawie, aby pomóc przy remoncie. Najpierw byli pracownicy, którzy zrobili przedpokoje, a nam została reszta, czyli pomalować pokoje, wstawić drzwi pokojowe, złożyć meble, pomyć okna, umyć łazienkę, wc. Jednego dnia 4 godziny myłam lodówkę, innego ze 3 godziny sprzątałam łazienkę. Jednym słowem schodzi się. Wszędzie po remoncie został brud, kurz i pył.
W tym tygodniu nie jeździmy, bo rodzice mają ostatni tydzień urlopu i za moją namową po prostu odpoczywają. Następny dzień pracy czeka nas w sobotę i pewnie w sobotę za tydzień. Podejrzewam, że 2 dni na dokończenie remontu wystarczą. A potem trzeba zdjęcia porobić i puścić w net, bo to mieszkanie na wynajem jest. Dzięki niemu, rodzice mają kasę na spłatę kredytu, który wzięli na dom (w którym obecnie mieszkamy tzn. oni na dole, ja z mężem na górze).

Przez ostatnie 2 tygodnie schudłam pewnie ze 3-4 kg. Dietę trzymam, a przy okazji remontu pracuję fizycznie w pocie czoła (co dla mnie jest nowością, bo praca zawodowa raczej niefizyczna, choć czasem i w szkole trzeba się nabiegać, nasiłować itp.), więc kilogramy łatwo poleciały.

Przy okazji codziennych wyjazdów do Warszawy, pracowania w bloku przy remoncie mieszkania, pojawił się w mojej głowie pomysł, aby kupić mieszkanie: małe, 2-pokojowe. Kupić na kredyt i wynająć, dzięki czemu mieszkanie przez 25-30 lat spłaciłoby się samo. Wiadomo czasem trzeba będzie odświeżyć itp., czasem będzie kilka miesięcy przestoju no i trzeba wpłacić kasę na tzw. wpłatę własną (10%). No to niech to wszystko pochłonie nawet i 100 000 zł na przestrzeni kilkudziesięciu lat... to i tak się opłaca. Mieszkania w Warszawie okrutnie drogie, a jak się chce pod wynajem (dla studentów) kupić, to nie może być to mieszkanie gdzieś na obrzeżach, ale raczej dobrze skomunikowane. Od kilku dni przeglądam więc oferty deweloperów. Gdy powiedziałam o pomyśle mężowi, stwierdził, że mu się ten pomysł podoba i to ma sens. :) No zobaczymy, co z tego wyjdzie. My oczywiście nadal chcemy mieszkać na wsi i nadal zbieramy kasę na budowę własnego domu. Gdyby mieszkanie finansowało się samo, nie przeszkadzało by to nam w budowie domu.

Zrobiłam w zeszłym tygodniu badanie na mutację genu MTHFR C677T. Wynik pewnie za tydzień. To pierwszy mój cykl od roku starań, który jest TAK NA LUZIE. Raczej nic z tego nie będzie, bo już mam objawy przedokresowe. Czuję ten brzuch. Zawsze czuję go tak samo już 2-3 dni po owulacji. To nie ból, ale czucie. To czucie z dnia na dzień robi się coraz bardziej wyraźne, aż w końcu przechodzi w ból miesiączkowy.

Nowość w tym cyklu: od wczoraj gorzko mi ustach non stop. Podejrzewam, że to od jagód, bo i przedwczoraj i wczoraj na kolację jadłam jagody, a one mają taki gorzki posmak właśnie.

Myślę już o powrocie do pracy. Dziś miałam 2 sny, że już nowy rok szkolny się zaczął i że pracowałam. Od września dostaję nową klasę pierwszą (Boże miej mnie w swojej opiece) i pewnie dlatego dość mocno podświadomie przeżywam. Oby nowa klasa była łatwiejsza niż poprzednia.

W sierpniu czeka mnie pierwsza wizyta w Poradni Leczenia Niepłodności. Czekam na nią, ale nie nastawiam się na WIELE. To NFZ, mogą się migać, terminy pewnie będą długie... Co ma być to będzie. Wszystko w rękach Boga. Pogodzona jestem. Taki etap widać.

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lipca 2015, 13:56

28 lipca 2015, 19:29

Porada
Spisane od apaczki, której udało się w 22cs. Właśnie skończyłam czytać jej pamiętnik. Pokrzepiający dla takich długodystansowców jak ja.

Psycholog podczas wykładu na temat zarządzania stresem przeszedł się po sali. Gdy podniósł szklankę z wodą, wszyscy pomyśleli że zaraz zada pytanie "czy szklanka jest w połowie pusta czy pełna". Zamiast tego, z uśmiechem na ustach, zapytał "ile waży ta szklanka?".

Odpowiedzi były różne, od 200 g do 0,5 kg

Psycholog odpowiedział: "Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. Jeśli potrzymam ją minutę to nie problem. Gdy potrzymam ją godzinę, będzie mnie boleć ręka. Gdy potrzymam ją cały dzień, moja ręka straci czucie i będzie sparaliżowana. W każdym przypadku szklanka waży tyle samo, jednak im dłużej ją trzymam tym cięższa się staje.

Kontynuował: "Zmartwienia i stres w naszym życiu są jak ta szklanka z wodą. Jeśli o nich myślisz przez chwilę nic się nie dzieje. Jeśli o nich myślisz dłużej, zaczynają boleć. Jeśli myślisz o nich cały dzień, czujesz się sparaliżowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek.

Pamiętaj by odłożyć szklankę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lipca 2015, 19:30

29 lipca 2015, 10:09

17cs
21dc
7dpo (moim zdaniem 8 albo 9 )
środa

Gorzki smak w ustach utrzymuje się już trzeci dzień. Jagody już nie są na mojej liście podejrzanych, bo ostatnie jagody jadłam przedwczoraj wieczorem, a gorzki smak jak był, tak jest. Najgorzej jest podczas posiłków i po nich. Po cichu marzę o tym, żeby to jednak był objaw ciąży, choć na objawy ciąży za wcześnie. Serce się raduje, rozum puka się w czoło i każe zejść na ziemię. Jejciuniu, gdyby się nam udało w tym cyklu, to byłby po prostu mega cud i zaskoczenie dla nas.

Kiedyś mówiłam, że "zrobić sobie dziecko" to bułka z masłem. Dziś wiem jak smakuje: oczekiwanie; długotrwałe oczekiwanie, które sprawia sercu ból; nadzieja, że się udało; rozczarowanie, że się jednak nie udało; złość, że nie wychodzi; bezsilność, bo przecież my robimy swoje 100%; zaufanie do Boga, że ON mimo wszystko ma to pod kontrolą i działa dla naszego dobra; zwątpienie w Boga, że ON tego jednak nie ma pod kontrolą i nie działa dla naszego dobra; pokora, bo człowiek w obliczu tego cudu, na który czeka to marny robaczek, który nic nie może. Niezła lekcja. Ile by mnie stanów emocjonalno-duchowych ominęło gdyby udało się nam zajść w 1 cs.
Już nigdy nie powiem, ani nie pomyślę, że zrobienie sobie dziecka to bułka z masłem.

30 lipca 2015, 19:17

17cs
22dc
8 dpo (lub 9 )
czwartek

Właśnie odebrałam wyniki badań na mutację genu MTHFR:

mutacja genu MTHFR C677T -wynik dodatni
mutacja genu MTHFR A1298C - wynik dodatni

Czyli zastrzyki w brzuch z Clexane-u będą szły.

Boże spraw, żebym trafiła w ręce dobrego lekarza i żebym została właściwie zdiagnozowana do końca.

Mutacje mnie nie cieszą i cieszą. Cieszą, bo w końcu jest coś, co może być przyczyną naszych niepowodzeń.

http://www.medgen.pl/akademia/trombofilia-badania-genetyczne-w-zakrzepicy

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 lipca 2015, 22:05

1 sierpnia 2015, 21:21

17cs
24dc
10dpo
sobota

Zrobiłam dziś Beta-HCG.
Nie dlatego, że liczyłam na to, że jestem w ciąży, ale dlatego, żeby upewnić się, że ja w ogóle ciążę nie zachodzę. Co miesiąc od 17 cykli czuję się tak samo już 7 dni po owulacji. Już 7 dni po owulacji mogę powiedzieć z całą pewnością, że w ciąży nie jestem, bo znam swoje ciało i jego objawy.
Zrobiłam Beta-HCG, bo jeśli by wyszło choć trochę powyżej 5 mIU/ml, to wiedziałabym, że mam problem z mikroporonieniami, z ciążą biochemiczną...
Ale nie.
Mój wynik dzisiejszy poniżej 0,1 mIU/ml mówi mi, że tu nie było ciąży nawet przez godzinę.
Smutne to.

Ale chociaż ustaliłam kolejną rzecz, a mianowicie taką, że ja mam problem z zajściem w ciążę.
Jałowa ziemia, bez życia.

Z tej okazji popijam winko, czekając na 18 cs.

Oprócz tego zrobiłam badanie ANA1 - wynik za kilkanaście dni. Chcę wykluczyć lub potwierdzić problemy z immunologią.
‹‹ 5 6 7 8 9 ››