Powoli zbliża się kolejny dzień ovu. To niby ten ostatni magiczny cykl po Hsg (trzeci), w którym występuje zwiększona szansa na zajście w ciążę (o ile dobrze wyczytałam?). Mimo, iż żadnej niedrożności u mnie nie wykryto, więc nie miało się co poprawić - nadal jeszcze gdzieś w tyle głowy siedzi mi ta informacja. Nie napalam się jednak już tak jak w poprzednim cyklu. Przygotowania do świąt, same święta i ostatnie dni w pracy kosztowały mnie sporo energii. Czuję się zmęczona i trochę zobojętniała na to co będzie. Może to i lepiej?
Po przekazaniu m. informacji o wynikach mieliśmy nerwową rozmowę na temat in vitro. Nie jestem przeciwko, ale najpierw chciałabym zrobić wszystko co w naszej mocy, by udało się naturalnie\względnie naturalnie. Nie chcę kliniki, igieł, próbówek. Chcę naszego przytulnego mieszkania i trochę intymności. Mój m. natomiast sprawia wrażenie jakby chciał iść na łatwiznę Po co czekać, lepiej wystartujmy z in vitro - tak powinno się udać, a nie będzie musiał dłużej uważać na alkohol, jedzenie, wysypianie się, łykać tych wszystkich suplementów i liczyć na cud. Może jestem trochę niesprawiedliwa, bo w gruncie rzeczy m. się stara. Jednak w pewnych kwestiach jak nie przypilnuję to je olewa licząc, że chyba jakoś nam się upiecze. Kolejne miesiące bezskutecznie mijają i już nie wrócą...
Okazało się także, że rozszerzone badania nasienia, które m. niedawno robił, wcale nie będą rozszerzone... Babki w przychodni źle zrozumiały! Myślałam, że się wścieknę. 5 dni abstynencji, kolejna całkiem pokaźna kwota wydana, a tu wszystko na marne! W dodatku pomyłka następuje w momencie, gdy już wiemy, że przerwy w serduszkowaniu bardzo źle na nasze starania wpływają, bo m. ma olbrzymią ilość plemników w 1ml, która to prawdopodobnie jest przyczyną pojawiającej się ostatnio aglutynacji, a tym samym powoduje obniżony ruch postępowy. Musimy więc serduszkować jak najczęściej, by zbijać ilość plemników i co by się nie pozabijały:> No nic, na szczęście m. zgodził się w końcu powtórzyć badanie w klinice. Tym razem już sam ma dość swojej przychodni.
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 marca 2016, 22:07
Od rana boli mnie prawy jajnik. Nie jest to kłucie, ale taki dziwny tępy ból. Chyba ovu naprawdę się zbliża! Zrobiłam po powrocie z pracy test owulacyjny, który pokazał delikatną drugą kreskę, więc to jeszcze nie za dzień, nie za dwa, ale może już na koniec weekendu albo w poniedziałek? Niestety do drzwi zapukała także nieproszona infekcja pęcherza akurat, gdy chciałam, żeby wszystko było idealnie. Jako, że wcześniej miałam już wyznaczoną wizytę kontrolną u internisty, pobiegłam tam dzisiaj licząc, że coś mi przepisze, co będę mogła przyjmować także w przypadku ewentualnej ciąży. Guzik! Nie ma nic bezpiecznego. Albo antybiotyki jeśli badanie moczu coś wykaże albo muszę liczyć, że jakieś przedwojenne metody i herbatka żurawinowa/woda z cytryną zapobiegną rozwojowi infekcji:( Odkąd jestem w domu wlewam więc w siebie wspomnianych płynów ile wlezie. Zobaczymy czy pomogą... Nie ma jednak tego złego. Pani dr wyciągnęła ze mnie siłą informacje o staraniach, ale dzięki temu zleciła mi ponowne badanie hormonów tarczycy TSH, FT4 (tego do tej pory nie miałam, a na pewno w klinice ucieszą się z dodatkowych danych) oraz anty TPO (zrobię tylko jeśli będę miała w pakiecie, nie zamierzam dopłacać, bo wcześniejsze wyniki i tak nie sugerowały wykonania dodatkowych badań).
Jutro czeka mnie więc bardzo "przyjemny" dzień. Najpierw z samego rana lecę zrobić badanie moczu + 1 kłucie igłą celem sprawdzenia TSH, FT4 i anty TPO. Następnie jedziemy zrobić w klinice badanie AMH i PCT. Wzięliśmy z tej okazji dzień wolnego w pracy, bo niestety nie dało się zapisać na popołudniowe godziny:( Co prawda m. nie jest tam potrzebny, ale klinika oddalona jest od miejsca, w którym mieszkamy o kilkadziesiąt km, a ja jestem taką panikarą jeśli chodzi o prowadzenie samochodu (strasznie rzadko siadam za kółkiem i wyszłam już z wprawy), że sama takiej odległości nieprzejechaną wcześniej trasą nie pokonam... Także m. nie ma wyjścia - musi mnie tam zawieźć
Trochę przeraża mnie koszt całej operacji. AMH -180zł, PCT - 220zł... Do tego lada chwila m. będzie musiał powtórzyć rozszerzone badanie nasienia - 175zł, a nie wiem czy za TSH również nie będę musiała zapłacić z własnej kieszeni:/ Oby to były ostatnie tak drogie badania i oby nasza pani dr prowadząca potrafiła na ich podstawie coś konkretnego postanowić, bo inaczej puszczą nas z torbami, a niewiele się zmieni...
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 marca 2016, 21:31
No to dzień "pełen wrażeń" już za mną. Badania TSH, FT4, anty TPO i anty TGO zrobione (okazało się, że wszystko mam w pakiecie - hurra!). W klinice załatwiłam też sprawę AMH oraz testu PCT. Okazało się że ten drugi w cenie ma także konsultację oraz USG, dzięki czemu dowiedziałam się, że moje endometrium ma tym razem 9mm (hurra! czyżby dieta zadziałała?), pęcherzyk 20,7mm i ovu nastąpi prawdopodobnie w ciągu najbliższych 24h! Zatem dzisiaj działamy!
Wyniki wszystkich testów poza AMH powinnam dostać już w poniedziałek. Na wynik PCT będę musiała poczekać około tygodnia...
Wczoraj odebrałam część wyników.
TSH 1.284 mU/L (skoro dla starających się dobrze, aby było w okolicy 1, a moje TSH z października wynosiło 1.397, to chyba jest tylko lepiej? )
FT4 1.29 ng/dl (norma 0.89-1.76)
Anty-TPO 30.1 U/ml (norma 0-60.0)
Anty-TG przeciw tyreoglobulinie (TgAb) 21.3 U/ml (norma max. 40.0)
Chyba wyszły dobrze? Tak stwierdziła internistka. Kazała jedynie "pamiętać, że mam tarczycę i robić badania co pół roku"... Tylko skąd te przeciwciała przeciwtarczycowe skoro wszystko jest ok? I po co tak często badania?! Na wielu stronach w internecie wyczytałam, że u zdrowego człowieka nie powinny występować w ogóle. Są jednak jakieś normy, w których się mieszczę, a przecież nie bez przyczyny je podają. Nie wiem do końca co o tym myśleć
Może w klinice coś mi powiedzą...
Wyników testu PCT nadal nie znam:( Wysłałam do mojej pani dr smsa, ale nie otrzymałam jeszcze odpowiedzi. Trochę się martwię, bo były problemy z pobraniem próbki. Przez chwilę nawet rozważano czy w ogóle nadaje się do badania:/ Głupia nie pomyślałam, że przed takim badaniem nie wolno brać prysznica... a powinnam była na to wpaść, bo już miałam tego typu wpadki. Z lekka się więc zestresowałam, bo ciężko byłoby nam załatwić drugi dzień urlopu, a poza tym decyzja o dalszych krokach w leczeniu opóźniłaby się o kolejny miesiąc... Ostatecznie stwierdzono jednak, że próbka nadaje się do badania, więc odetchnęłam z ulgą!
Z pozytywnych wiadomości:
Byłam dzisiaj u gin, która zrobiła mi USG i stwierdziła, że pęcherzyk jednak pękł! Powiedziała też, że to nie jest świeża sprawa, raczej prognozowany wcześniej piątek/sobota, czyli idealnie po mojej myśli! Tylko dlaczego ta temperatura nie chce porządnie skoczyć?!
Wczoraj nareszcie moja temperatura zaliczyła wyraźniejszy skok! Hurra! Z 36.25 przeszła w 36.38 i Ovufriend mógł w końcu wyznaczyć dzień ovu:) Gorzej, że wyznaczył go na sobotę. My za to stosując się do instrukcji pani dr z kliniki, nie serduszkowaliśmy w sobotę w ogóle, a dopiero w niedzielę rano. Za to wcześniejsze serduszkowanie nastąpiło około północy z czwartku na piątek, co było z kolei spowodowane wytycznymi do badania PCT. Wychodzi więc na to, że plemniki czekały od ok. 24-48h w niesprzyjającym środowisku (potwierdzone podczas badania), a przecież są w kiepskim stanie, więc nie miały dużych szans na przetrwanie:( Strasznie mi się smutno zrobiło, gdy to odkryłam. Prawdopodobnie cykl jest stracony, choć dopóki temperatura będzie rosnąć - będzie się we mnie tliła nadzieja.
Wczoraj zamówiłam też w końcu zalecone w klinice suplementy dla mnie, spory zapas preparatów żurowinowych we wszelkiej postaci aby rozwiązać problem infekcji pęcherza oraz zapas Fertilmen Plusa dla m. Dla siebie miałam do wyboru Inofolic lub Ovarin. Ostatecznie, po porównaniu cen oraz składu zdecydowałam się na ten drugi. Ovarin zawiera to samo co Inofolic, a dodatkowo także witaminę D 12, witaminę B6, kwas pantotenowy oraz witaminę B12. Co prawda witaminę D oraz B6 przyjmuję już w innej postaci, ale pozostałych jednak nie. Jeśli więc kosztuje prawie o połowę mniej niż Inofolic, a można coś dodatkowo zyskać to po co przepłacać? Mam nadzieję, że dotrze jak najszybciej! Chciałabym się jak najlepiej przygotować do kolejnego cyklu...
AMH 0,86 ng/ml (norma dla 31-35 lat 0,07-7,35, mediana 1,86)
To znośnie czy źle?! Taka jestem zdenerwowana, że nawet nie potrafię znaleźć odniesień w Internecie! Pomóżcie!
Temperatura nadal rośnie - jest dobrze. Rano termometr wskazał 36.58°C co w porównaniu do 31.12°C 1dpo wygląda zdecydowanie lepiej:)
Dzisiejsza nerwówka związana z kupnem nowego "starego" auta skutecznie odciągnęła moje myśli od wyniku AMH. Rodzice i co rozważniejsi koledzy w pracy, wiedząc, że nie mamy dzieci pytają - "Po co wam takie duże auto?! Na waszą dwójkę wystarczyłby przecież mały miejski samochód!"... Nie chcę się przyznać, że to w dużej mierze z powodu szkrabowych planów. Nie chcę się przyznać, że chcielibyśmy dużo miejsca na wózek, na foteliKI, bo przecież docelowo nie zamierzaliśmy skończyć na jednym szkrabie... Gdy tylko zdradziłabym plany, zaczęłoby się z ich strony gadanie, oczekiwanie, poczułabym jeszcze większą presję i zażenowanie, że innym w około wychodzi, a nam nie:( Dlatego zwalam winę na m., mówiąc, że to on nie lubi małych, a ja nie mam na to wpływu:> Na szczęście wtedy milkną, bo o gustach się już nie dyskutuje...
Wracając jednak do mojego badania AMH, wklejam poniżej rozpiskę ze względu na wiek (dostałam razem z wynikiem od laboratorium). Może komuś się przyda?
AMH (wykonane metodą CLIA):
Wiek Mediana 95% RI ng/ml
18-25 lat 3,71 0,96-13,34
26-30 lat 2,27 0,17-7,37
31-35 lat 1,88 0,07-7,35
36-40 lat 1,62 0,03-7,15
41-45 lat 0,29 0,00-3,27
>46 lat 0,01 0,00-1,15
Jeśli dobrze to interpretuję, badając pewną grupę kobiet, odnotowali, iż 95% miało wyniki od min. do max. Nie są to jednak prawidłowe wartości jakie powinnyśmy osiągnąć?
Wnioskuję na podstawie innych informacji, które w końcu znalazłam w Internecie:
Normy poziomu AMH:
powyżej 3,0 ng/ml – wysoki poziom hormonu, mogący świadczyć o zespole policystycznych jajników;
powyżej 1,0 ng/ml – poziom prawidłowy;
poniżej 1,0 ng/ml – niski poziom, mogący świadczyć o menopauzie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 kwietnia 2016, 21:41
Ciągle nie mogę przestać myśleć o śnie Ewelinki. Strasznie się nakręciłam, że coś z tego cyklu wyjdzie. Nadzieję dały także wyniki testu PCT - prawidłowe! To znaczy, że mój organizm nie działa na naszą szkodę! Wbrew postanowieniom, że będę mniej obsesyjnie analizować wszelkie możliwości (jestem chyba niereformowalna), obliczyłam z m. na podstawie wyników ile potencjalnych plemników o prawidłowej budowie oraz ruchliwości postępowej przetrwało te 13h i wyszło nam 20000... To chyba całkiem sporo szans na pozytywne zakończenie? Choć co ja tam wiem...
Ovufriend dzisiaj napisał: "Jeśli jesteś w ciąży, to prawdopodobieństwo pozytywnego testu wynosi dziś 80%. Termin porodu przypadałby na 24 grudnia 2016.".
Nie wytrzymałam - zrobiłam test, gdy tylko wróciłam z pracy. Niestety wyszedł negatywny:( Pocieszam się, że może dlatego, iż był z lekka przeterminowany (do 09.2015), a pora popołudniowa przy ewentualnej bardzo wczesnej ciąży zmniejszyła szansę wykrycia...
Jutro rano zamierzam powtórzyć z testem innej firmy, który tym razem będzie miał spory zapas terminu przydatności. Proszę, proszę, proszę, niech pokaże inny wynik niż dzisiejszy! Miałabym taki piękny prezent na Święta...
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2016, 22:51
Chyba idę na rekord fazy lutealnej. Do tej pory nigdy nie przekroczyłam 15 dni, a to jedyne 15, które kiedyś osiągnęłam było zasługą Duphastonu... Zazwyczaj cieszę się, gdy dotrzymam do 12 dni, bo często kończy się i po 10-11.
Temperatura zjechała dzisiaj do 36.33°C, czyli ewidentnie @ się zbliża... Pa pa szkrabie 2016! Przestałam się już łudzić, że będzie dobrze. Przechodzę wręcz powoli w stan, gdzie jestem wkurzona, że nowy cykl, w którym mogłabym coś zmienić tak długo każe mi na siebie czekać! Przecież zmniejsza tym samym liczbę cykli, które zmieszczą się w tym roku, a nie wiadomo ile mam jeszcze czasu patrząc po ostatnich wynikach:(
Od kilku dni trwają przygotowania do rodzinnej imprezy, którą dzisiaj wyprawiam. Jestem wiecznie przemęczona, zestresowana i niewyspana. Wczoraj, a właściwie już dzisiaj, rzeźbiłam tort do 1 w nocy... Całkiem możliwe, że to jest przyczyna opóźnienia w nadejściu nowego cyklu. Miejmy nadzieję, że jutro, gdy już będzie po wszystkim, organizm także odpuści.
Dawno nie pisałam. Ostatnio mamy ciężki okres. Impreza już dawno za nami, a i tak ciągle coś trzeba załatwiać, gdzieś gonić, o czymś myśleć. Nie udaje się wygospodarować nawet dnia odpoczynku. Nadal chodzę przemęczona fizycznie i psychicznie. Odpuściłam już nawet martwienie się o wyniki, nie mam też siły tu zaglądać, więc troszkę zawaliłam z wspieraniem Was:( Przepraszam. Muszę się w końcu zebrać do kupy. Jutro jedziemy na 2 dni w góry, nieco oderwać się od cywilizacji. Może to pomoże się zregenerować? Tzn. psychicznie, bo fizycznie, gdy ja coś planuję nigdy nie da rady... Zawszę chcę zbyt wiele zrealizować, a potem wracamy jeszcze bardziej wycieńczeni niż przed urlopem:> Tym razem jednak bierzemy psa i być może jego dobro i ograniczone możliwości trochę przystopują moje zapędy;)
Byliśmy dzisiaj w klinice na kolejnej wizycie niepłodnościowej. M. odebrał przy okazji wyniki badania nasienia. Wszystko wyglądało pięknie, ani śladu po aglutynacji, ruchliwość postępowa skoczyła z 9% na 36%... i nagle bum! Tuż przed zaproszeniem nas do gabinetu ujrzałam parametr, o którym zapomniałam. Przeklęta morfologia... Na samym początku, rok temu było 6%. Potem przez kolejne badania utrzymywało się 5%. Aż tu nagle dzisiaj patrzę - 2,75%! Piiiip! Przecież bierze już nawet Fertilmen Plusa, a tu pogorszenie? Wcześniej przynajmniej mogłam się pocieszać, że jest powyżej min. normy (4%), ale teraz już nawet to mi zabrano:( Efektem odkrycia było chwilowe rozklejenie się na oczach pani doktor i straszny wstyd z zaistniałej sytuacji:( Nie cierpię tego u siebie. W ostatnich latach zupełnie nie jestem w stanie opanować stresu... Może powinnam iść do jakiegoś psychologa? Łzy potrafią mi polecieć nawet gdy ktoś w pracy opowiada np. o zabiegach chirurgicznych. Momentalnie, mimowolnie wszystko sobie wizualizuję, zaczynam potwornie się stresować, a gdy ten ktoś nie chce przestać mówić - rozklejam się i czym prędzej muszę uciekać z pomieszczenia. Coś naprawdę jest nie tak jak trzeba. Przecież normalny dorosły człowiek w ten sposób nie reaguje!
Wracając do kliniki. Po analizie wyników, zrobiono mi usg i niestety okazało się, że nie ma dominującego pęcherzyka mimo 13dc, czyli dnia w którym często miałam już ovu. W dodatku pęcherzyki, które się pokazały są strasznie małe:( W jednym jajniku pęcherzyk 10mm, w drugim 2 pęcherzyki ok. 10mm. Mogę więc odpuścić już ten cykl do końca i skupić się na wykonywaniu badań, które mi zlecono. I tak cykl byłby pewnie stracony, gdyż cytologia wykazała u mnie infekcję, którą muszę zaleczyć
Zapytałam naszą panią dr o mój wynik AMH (0,86) i tempo w jakim może się pogarszać. Powiedziała, że nie jest za dobrze, ale najważniejsze aby AMH było powyżej 0.7. Podrążyłam więc temat i dowiedziałam się, iż przeciętnie spada ono ok. 0.1 na rok. Czyżbym więc miała jeszcze tylko 1.5 roku szansy na naturalne zajście w ciążę?! Jakaś makabra:( Na pocieszenie mam brać modulator homocysteiny przez 3 m-ce. Ponoć ma on odrobinę podreperować AMH. Jestem jednak trochę sceptycznie nastawiona po tym jak się naczytałam w Internecie, że zwiększenie poziomu AMH jest niemożliwe, ale może to jakaś nowinka?! Oby zadziałała! I oby nie zrujnowała mnie finansowo...
Ustaliliśmy również, że nie ma co czekać i szykujemy się do pierwszej inseminacji. Mamy przez najbliższy cykl porobić wszelkie badania przygotowawcze i gdy będą w porządku - udać się z nimi w następnym cyklu do kliniki, gdzie rozpoczną stymulację lekami.
Tymczasem skoro mamy długi weekend, a cykl jest do niczego nie zdatny - zamierzam nadal odpoczywać od zamartwiania się i skupić się na innych sprawach. Będę jedynie mierzyć temperaturę z czystej ciekawości.
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 maja 2016, 12:27
Uzbrojona po zęby wyczekuję już z utęsknieniem nowego cyklu. Zrobiłam dzisiaj niezbędne zakupy w aptece internetowej, uwzględniając nowe zalecenia z kliniki oraz dobrą radę Ewelinki33. Tym sposobem 500zł poszło się... paść. Jeszcze nie mamy dzieci, a już kosztują nas fortunę!
Do nowego zapasu Fertilmen Plusa dla m. i Ovarinu dla mnie dołączyły:
- plastry chłodzące Fertilmate (ponoć poprawiają morfologię plemników) - zalecone 2 dziennie (przy czym 1 nosi się 8h), ale ich cena sprawiła, iż postanowiliśmy ograniczyć noszoną ilość do 1 dziennie w najgorszym okresie, gdy m. jest w pracy i siedzi przy biurku;
- modulator homocysteiny Solgar - to zalecenie dla mnie na poprawę AMH, ponoć daje świetne efekty, choć nie jestem przekonana, bo to głównie witaminy z grupy B, które już wcześniej brałam tylko w mniejszych ilościach. Dodatkowo dorzucili jakąś trimetyloglicynę z buraków (?!);
- koenzym Q10 - to również dla mnie po tym jak Ewelinka33 podpowiedziała mi, że pomaga na AMH:) Postanowiłam nie czekać na konsultację z panią dr, bo czas zbyt szybko ucieka.
Mój codzienny zestaw będzie więc wyglądać wkrótce następująco:
- Żuravit Complex,
- witamina C,
- magnez +B6,
- Ovarin (tu wszedł kwas foliowy, więc chociaż 1 tabletka odpadła,
- tran z wit. D,
- co 2 dzień dodatkowa witamina D (Mam zbyt dużą dawkę i nie chcę przesadzić. W Ovarinie i tranie jest go o 500 IU za mało w stosunku do zaleceń z kliniki.),
- modulator homocysteiny,
- koenzym Q10,
- łyżeczka siemienia lnianego w pierwszej fazie cyklu.
OSIWIEJĘ OD TYCH WSZYSTKICH MEDYKAMENTÓW!!!
Ile można ich łykać?? Jak długo?? Przecież sporą część biorę już od kilku lat. Mam z lekka dość Trzeba jednak zacisnąć zęby! Skoro rezerwa jajnikowa leci w dół i zostało nam jeszcze ok. 1.5 roku (tfu tfu tfu!) to trzeba się spieszyć i robić wszystko co w naszej mocy, by się udało...
No nareszcie! Myślałam już, że Ovufriend się nie podniesie... Od kilku dni nie mogłam nic zrobić, gdyż od razu po zalogowaniu strona się wysypywała:( Wy też tego doświadczyłyście? Próbowałam na różnych przeglądarkach, różnych komputerach - wszędzie to samo... Dobrze, że już sobie poradzili z problemem.
Dzisiaj otrzymałam paczkę z pewnej sprawdzonej apteki internetowej, mającą zawierać nowo zalecone leki. Jakież było moje przerażenie (a właściwie nadal we mnie siedzi), gdy odkryłam, że zamiast pudełka 32 plastrów Fertilmate - przysłano nam tylko jedną saszetkę! Na nieszczęście wszystko zostało z góry opłacone (same plastry ponad 200zł), gdyż ufałam tej aptece:( Podłamałam się również z innego powodu. Cieszyliśmy się, że może zdążymy podratować plemniki przed inseminacją, którą planujemy najpóźniej za ok. 2 miesiące, jeśli uda się zrobić wszystkie badania. Niestety apteka w regulaminie napisała, iż reklamacja może być rozpatrywana aż 14 dni:( Nawet jeśli pozytywnie ją rozpatrzą to kiedy dotrą zamówione plastry??
Eh, jakbym mało stresów miała w ostatnim czasie to jeszcze kolejnych musieli mi dołożyć...
Na szczęście apteka po zwróceniu jej uwagi, szybko przyznała się do błędu i w ciągu doby dosłała brakujące plastry:) M. rozpoczął więc walkę o poprawę wyników.
Ulotka mówi:
"Naukowo zostało udowodnione, że obniżenie o 2-5 stopni C temperatury jąder pomaga w leczeniu niepłodności".
Nie wiem jak zmierzyć, o ile obniżają temperaturę w rzeczywistości. Ktoś ma jakiś pomysł? Obawiam się, że m. nie będzie zadowolony:P Chyba pozostaje zaufać i testować. Spróbujemy przez 3 miesiące, a potem m. zrobi test i może na tej podstawie będzie się dało stwierdzić ich skuteczność...
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 maja 2016, 21:59
Plasterki znikają jeden za drugim. Oby męka m. nie poszła na darmo! Następny test nasienia chyba dopiero w okolicy sierpnia. Najtańszym badaniem nie jest, a przecież w międzyczasie trzeba jeszcze uzbierać pieniądze na inseminację, dodatkowe wizyty, leki...
Wczoraj zrobiłam większość zleconych w klinice badań z krwi, wymaganych przed inseminacją. Okazało się, iż prawie wszystkie mam w pakiecie (hurra!). Dzisiaj przyszły wyniki wszystkich poza trzema. Okazało się, że tak jak wiele dziewczyn, również ja sama przechodziłam kiedyś Cytomegalię, mimo iż nie miałam dotąd pojęcia o istnieniu takiej choroby. Ponoć 80% procent kobiet w wieku rozrodczym widzi na swoim wyniku dodatnie IgG, więc się uspokoiłam:) Najważniejsze, że nie pokazało IgM, które świadczyłoby o walce organizmu z chorobą i wtedy mogłoby zagrozić ewentualnemu płodowi. Mój organizm zdołał wykształcić armię, która przynajmniej w teorii powstrzyma wroga, gdyby znowu (tfu tfu tfu!) chciał się do mnie zbliżyć
Jutro jedziemy z m. dorobić resztę badań z krwi. Gdy się z nimi uporamy, zostanie jeszcze tylko znalezienie miejsca, gdzie zrobią mi badanie na chlamydię trach. metodą PCR. Miałam robione już inną metodą bodajże rok temu i nic nie wykryły, dlaczego więc upierają się do powtarzania metodą PCR? Nie mam siły zagłębiać się w szczegóły - posłusznie wyciągnę portfel, wyłożę kolejne prawie 2 stówki i zrobię... Przeklęte procedury.
Na 3 czerwca jesteśmy umówieni w klinice na wizytę. Omówimy wtedy przygotowania do zabiegu i ponoć dostanę rozpiskę leków stymulujących, które mam zażywać. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to w połowie czerwca powinnam mieć pierwszy zabieg inseminacji:) Oby się udało za pierwszym razem... Wczoraj przypadkiem dowiedziałam się, że partnerka szwagra znowu jest w ciąży... Jakbym oberwała obuchem w łeb:( Przecież oni nie chcieli dzieci! Pierwsze było wpadką... W dodatku nie mają czasu i pieniędzy na pełną opiekę nad tym jednym, a tu już tak szybko kolejne? Ona znowu będzie się prężyć przy nas i pokazywać przed teściami, że jest w czymś lepsza... a ja będę się dołować, że zawiodłam:( Jakie to życie jest okrutne:(
Z dobrych wieści mogę się jedynie pochwalić, iż dzisiaj na USG zobaczyłam piękny, duży pęcherzyk 18,9mm! Nareszcie fabryka wzięła się do roboty! Ovu spodziewana jest lada dzień, ciekawe czy test coś dzisiaj pokaże?
Edit: Test owulacyjny pokazał kreskę testową PRAWIE tak samo ciemną jak kontrolna!! Jest zatem zbieżny z tym co pokazało USG! Nie zaznaczam jeszcze +, bo przecież ma być tak samo ciemna lub ciemniejsza. Tak czy siak bardzo się cieszę, bo dawno już nie widziałam na testach kreski innej niż naprawdę blado różowa i powoli zaczynałam myśleć, że kupiłam jakieś wadliwe albo ze mną jest coś nie tak...
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 maja 2016, 21:11
No to zamknęliśmy sprawę badań z krwi potrzebnych do inseminacji. Ileż czasu i nerwów natraciliśmy z powodu wadliwie działających przychodni i strasznych kolejek:( W pierwszej po 45 minutach czekania, pielęgniarki najpierw nie chciały robić badań zgodnie ze skierowaniem, twierdząc, że taki rozszerzony zakres jakiegoś badania nie jest konieczny i wpisywały do zeszytu własny typ badania, potem kazały wypisywać jakieś dodatkowe oświadczenia, a gdy już miało dojść do badania okazało się, że nie działa im Internet i nie mogą sprawdzić czy mamy te badania w pakiecie! Szlag nas prawie trafił. Wsiedliśmy więc do auta cali zdenerwowani (i głodni!) i pojechaliśmy do innej przychodni. Gdy ją w końcu znaleźliśmy (nigdy wcześniej nie korzystaliśmy z jej usług), naszym oczom ukazała się kolejka 2x większa niż w przychodni nr 1, gdzie z kolei myśleliśmy, że gorzej być nie może... Znowu więc pędem wróciliśmy do auta i tym razem nie kombinując już wiele, pojechaliśmy do przychodni, gdzie zazwyczaj robimy badania, z tym, że za 1 musieliśmy zapłacić z własnej kieszeni. Mieliśmy jednak tak dość, że zgodzilibyśmy się chyba na wszystko... Najważniejsze, że w naszej przychodni panie pielęgniarki są miłe, a kolejek praktycznie się nie uświadcza:) Tym sposobem zostało mi jeszcze tylko badanie na chlamydię trach. met. PCT, którego w moim mieście wykonać się nie da, więc zamierzam je zrobić w klinice, w dniu kiedy i tak mamy odbyć wizytę wprowadzającą do inseminacji.
Mam nadzieję, że już większych przeszkód nie napotkamy...
Póki co wydaje mi się, iż wczoraj była ovu:) Rano temperatura podniosła się w stosunku do wcześniejszych 2 dni o 0.15 st. Po powrocie z pracy przez ok. pół godziny dość mocno bolał mnie prawy jajnik (czyli dokładnie ten, gdzie rozwija się pęcherzyk), a ok godz. 18-tej zrobiłam test i obie kreski były prawie tak samo intensywne, choć ta kontrolna była trochę grubsza. Namówiłam więc m. na szybkie serduszkowanie, co by jeszcze plemniki miały czas na aklimatyzację Miejmy nadzieję, że nie było już za późno! Dzisiaj temperatura znowu skoczyła w porównaniu do wczorajszej o 0.18 st. i myślę, że jutro pokaże już poziom moich temperatur fazy lutealnej:)
Poza tym od kilku dni znowu myślę o pamiętnym śnie Ewelinki33, gdy to wyśniła, że już miałam mieć inseminację, gdy okazało się, że zaszłam w ciążę (wiem, wiem, że to trochę głupota, ale gdy człowiek jest zdesperowany, zaczyna się chwytać wszystkiego). Myślę więc i tak się zastanawiam, czy to może nie chodziło o obecny cykl, bo to w końcu on jest ostatnim przed planowaną inseminacją, a nie ten w którym Ewelinka miała sen... Hmm. Tak czy siak to moja ostatnia nadzieja w najbliższym czasie na naturalne zajście w ciążę, więc straaasznie chciałabym, żeby się udało. Obstawiam, że od tych wielkich chęci ujawnią się wszelkie urojone objawy;)
No nic, to czekamy! Trzymajcie kciuki!
Chciałoby się rzec: cóż za wspaniały dzień! W końcu pogoda przepiękna, ja mam wolne i nie muszę pędzić do pracy... Jednak wcale nie jest tak różowo, bo właśnie moje ostatnio w miarę pozytywne nastawienie do starań legło w gruzach przez jeden jedyny czynnik. Temperatura delikatnie spadła (jakim cudem?!), pomimo faktu, iż nie udało mi się wczoraj uniknąć % świętowania z matką. Nie mam ochoty jej mówić o naszych problemach, a bez tego powoli kończą mi się już wymówki tłumaczące dlaczego nie mam ochoty napić się szampana czy lampki wina:( Strasznie to męczące. Żeby nie ryzykować, zaczęłam tak planować wszelkie spotkania z rodziną i znajomymi, by wypadały jedynie w dni okresu lub resztę początkowej fazy cyklu. Nie jest to jednak takie proste, bo świąt\urodzin i wszelkiego typu uroczystości niezależnych ode mnie nie przesunę Tym sposobem wczoraj nie wiedząc jak wybrnąć trochę nabroiłam:( Mam nadzieję, że nie zepsułam cyklu:(
Na pocieszenie zaczęłam sobie czytać fioletowe forum, gdzie dziewczyny raportują jak to im się udało po stymulacji clo zajść w ciążę już w 1 cyklu! W dodatku sporo tam informacji o ciążach bliźniaczych, o których sobie ostatnio marzymy, bo to idealne rozwiązanie skoro chcielibyśmy się dorobić trójki dzieciaków, a przy moim AMH nie zostało nam już wiele czasu... Uh, obyśmy do nich szybko dołączyli!
Dla równie zainteresowanych, ku pokrzepieniu - wklejam linka;)
https://bellybestfriend.pl/forum/w-ciazy-ogolne/ciaza-po-clo-komu-sie-udalo,2646,1.html
Ovufriend wyznaczył mi w końcu dzień ovu! Jego typowanie zgadza się z moimi podejrzeniami. Był to dzień po tym jak test ovu wyszedł mi prawie pozytywny, dzień po tym jak na USG pęcherzyk miał ok. 19mm, a dodatkowo jedyny dzień, gdzie przez jakieś pół godziny kłuł mnie prawy jajnik (potem już tylko ćmił). Na szczęście namówiłam m. po ok 3h do serduszkowania, a jakieś 1.5 doby wcześniej też było, więc jest całkiem spora szansa na zakończenie misji sukcesem! Pod warunkiem, że żołnierzyki się spiszą... No właśnie. Oglądałam dzisiaj znowu szczegółowe badania m., poczytałam o wynikach w Internecie i znowu strasznie się zestresowałam, a nie powinnam! 97,25% plemników ma wadę główki, z czego 86,24% ma nieprawidłowy akrosom, czyli nie jest w stanie rozpuścić osłony komórki jajowej:( Nie chcę zwalać winy na czyjąś stronę, ale nie da się ukryć, że z takimi wynikami nie dziwne, iż od 2.5 roku nie potrafimy naturalnie doprowadzić do ciąży:( Jeśli jeszcze się zdarzy, że akurat w cyklu, gdy u niego ten mały ułamek zdrowych się spisał - u mnie endometrium będzie cienkie albo nie będzie owulacji - niepowodzenie murowane:/
Uh, miałam nie kalkulować! Chciałam też się nie stresować, a nic mi nie wychodzi! Od teraz do wizyty w klinice koniec! Muszę odciąć się od czytania wszelkich stron związanych ze staraniami, przestać myśleć, tylko pomiary temperatury!
Do wczoraj plan nie kalkulowania wychodził mi całkiem dobrze. Już nawet miałam chwile spokoju, gdy czułam, że raczej znowu się nie udało i z akceptacją tego faktu czekałam na kolejny cykl. Do czasu. Po południu usłyszałam w radiu audycję o kobiecie, która będąc na sali w szpitalu z inną ciężarną tak przejęła się jej nagłą akcją porodową w 20-tym tygodniu, że sama poczuła skurcze i zaczęła rodzić w 25 tygodniu... Jej dziecko niestety nie przeżyło. Dalsza część audycji mówiła o jej emocjach w tamtym okresie, sposobach radzenia sobie ze stratą. Zestresowałam się. Na myśl o tym, że też może mi się coś takiego przytrafić, gdy tak długo staraliśmy się o dziecko przeraziła mnie na tyle, że momentalnie zaczął mnie boleć prawy jajnik, a przecież ewentualny zarodek jeśli już istnieje siedzi w zupełnie innym miejscu. Od tego momentu ciągle się boję, że co jeśli udało mu się zagnieździć i już jestem o 1-2 dni do przodu, a przez stres spowoduje, że znów nic z tego nie będzie! Tym sposobem zaczyna mnie znowu boleć prawy jajnik, a to powoduje, że jeszcze bardziej się stresuję i wszystko się nakręca. Zwariuję jak tak dalej pójdzie, a nie wiem jak się z tego wygrzebać!
Dzisiaj byłam w klinice zrobić ostatnie badanie na chlamydię trach. met. PCT. Odfajkowane. Wyniki za ok. 2 tygodnie, ale ponoć nie ma problemu, bym rozpoczęła od przyszłego cyklu stymulację i abyśmy podeszli do inseminacji! Myślałam, że moje średnie wyniki wymazu tzn. brak pałeczek kwasu mlekowego przeszkodzą w rozpoczęciu procedury, jednak pani dr powiedziała, że nie powinno być problemu. Mam tylko kontynuować branie probiotyków. Oby w końcu zadziałały, bo to już 3 tydzień jak je biorę/aplikuję (z krótką przerwą po 2 tygodniu) i jakoś efektów nie widać W każdym razie plan jest taki, że teraz czekam na okres. Od 2dc mam brać jakiś zupełnie nie znany mi lek: lamettę, a 7-8dc muszę zgłosić się na USG, by zobaczyć jak tam pęcherzyki się sprawują. Miejmy nadzieję, że ten specyfik świetnie sobie poradzi! Jeśli nie to czeka mnie dodatkowa porcja zastrzyków na podrasowanie pęcherzyków, a tego mogę nie przeżyć
Temperatura leci na łeb, na szyję, a w głowie zaczęła rozbrzmiewać pewna znana piosenka Elektrycznych Gitar: "to już jest koniec, nie ma już nic...". Porzuciłam wszelką nadzieję, że coś się z tego cyklu "wykluje". Za ok. 2 dni powinien wystartować następny cykl. Muszę czym prędzej nabyć zaleconą lamettę oraz umówić się na 13-14.06 na USG w klinice, celem określenia stopnia przyrostu pęcherzyków i wyznaczenia dnia inseminacji:/
Dzisiaj czeka mnie jeszcze rodzinna impreza, gdzie wszyscy oficjalnie zostaną poinformowani o 2 ciąży partnerki szwagra. Zupełnie nie mam ochoty udawać się na nią Teściu jak go znam, będzie podskakiwał z radości, rzucając przy tym pytaniami w naszą stronę o to kiedy doczeka się wnuka od nas... Skoro i tak już nie jestem w ciąży to może mogłabym sobie choć wypić lampkę wina na uspokojenie? Gdy tylko myślę o tym spotkaniu mam na wino wieeelką ochotę... Wyrzuty sumienia pewnie jednak nie pozwolą mi tego zrobić do czasu przypieczętowania własną krwią 1 dnia nowego cyklu. Będę tam siedzieć jak skazaniec, zmuszając się do sztucznego uśmiechu, by nikt się nie domyślił, że mamy jakieś problemy:( Nie chcę ich litości i porad. Sama wiem dobrze co powinniśmy robić. Co za paskudny dzień!
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 czerwca 2016, 11:34
Słusznie porzuciłam nadzieję na pozytywny finał kilka dni temu. Dzisiaj organizm boleśnie potwierdził moje przypuszczenia. Rozpoczynamy nowy cykl. Cykl inne niż wszystkie poprzednie, bo kończymy z naturalnymi próbami zajścia w ciążę. Startujemy z IUI, a jeśli 3 próby się nie powiodą to z IVF. Ten cykl i prawdopodobnie następne mają być stymulowane Lamettą. Przeczytałam dzisiaj ulotkę. Po przebrnięciu przez listę skutków ubocznych i częstotliwości ich występowania zrobiło mi się słabo i zemdliło mnie ze stresu. W dodatku to ciągłe podkreślanie, że lek jest przeznaczony WYŁĄCZNIE DLA KOBIET PO MENOPAUZIE, które chorują na raka piersi. Dlaczego więc lekarze aplikują go nam, kobietom, które jeszcze do tego etapu nie doszły? Czy ten lek na pewno nie zepsuje czegoś w moim organizmie? Uważam, iż pani dr powinna była mnie ostrzec, a powiedziała jedynie, że jest on mocniejszy od Clo, że ma lepsze efekty i że stosują go w leczeniu raka. Poza tym wyczytałam, że przynajmniej u samic szczurów, którym podawano lek, zaobserwowano wady płodu, choć nie są w 100% pewni, czy było to spowodowane lekiem. Odnośnie ludzi tego typu danych nie znalazłam, ale i tak się boję
Umówiłam się dzisiaj do kliniki na 8dc na USG. Ponoć niektóre dziewczyny po Lameccie w 8dc miały już 20mm pęcherzyki, mimo iż normalnie owulacja występowała u nich dopiero ok. 14dc. Ciekawe jak będzie u mnie. Tak ekspresowej ovu jeszcze nigdy nie miałam. Może już w tym dniu dostanę zastrzyk na pęknięcie, dzień później inseminacja i jeszcze przed następnym weekendem będzie po wszystkim?
Wspieram cię mentalnie, islanegra! Pierwszy raz czytam o za dużej ilości plemników, zwykle dziewczyny piszą o za małej. Czegoś nowego się dowiedziałam.
Za mała na pewno nie jest:) Gdy przedziały referencyjne wskazują za prawidłową liczbę plemników min. 15mln/ml - "u nas" w ostatnim badaniu wyszło 62mln/ml, a w poprzednim, gdy ruch postępowy był jeszcze gorszy i zwiększona aglutynacja 77mln/ml. Stąd moja być może mylna teoria, że jest ich za dużo. Gdy było o kilkadziesiąt mln mniej to aglutynacja nie występowała, a ruch postępowy był wyższy...
Mam dość intymne pytanie, czy takie zagęszczenie plemników wpływa na wygląd spermy? W sensie, czy jest gęstsza?