Przeczytałam wczoraj niechcący na jednym z forów internetowych wypowiedź pewnego embriologa, który w chwili zbytniej wylewności powiedział pacjentce (to jej opowieść), że "tak naprawdę to większość zabiegów in vitro się nie udaje, a w szczególności za pierwszym razem, że dopiero wytrwałość i wielokrotne powtarzanie zabiegu może doprowadzić do upragnionego celu"......... Potwornie mnie to przybiło. Nie umiem przestać o tym myśleć. Że niby wszystkie nasze cierpienia na marne? Nie dam rady podchodzić 5 razy... Nie wyobrażam sobie nawet 2 razu! Eh... Na uspokojenie ciągle słucham kilku kawałków, które wg naukowców wyjątkowo oddziałują na pewne obszaru mózgu przynosząc ukojenie (wydaje mi się, że coś w tym jest!). Niestety pocieszanie się, że przecież nieskończoność i miriam zaskoczyły po 1 procedurze nie przynosi pożądanego efektu. Może miały niewiarygodne szczęście (przepraszam! ale czarnowidztwo się mnie znowu trzyma!)??
Głupie ovu. Czy ono zawsze musi mieć rację? Ostatnio choćbym się nafaszerowała niewiadomo czym, stresowała, a lekarz przewidywał jeszcze co innego - ovu zawsze trafia z dniem zakończenia cyklu. Właśnie zaliczam jeden z najdłuższych cykli w ostatnich miesiącach. Aż sama jestem zaskoczona. Zastanawiam się czy mój organizm aby nie pomyślał, że te dziabnięcia scratchingowe to było zagnieżdżenie zarodków i w związku z tym na razie nie musi się brać za akcję sprzątania... Bo cóż by innego mu dolegało?
Dzisiejsza temperatura odrobinę spadła, ale mierzyłam też nieco wcześniej niż w poprzednich dniach. Stresując się, że jednak @ dzisiaj przyjdzie, gdy ja już nie będę miała czynnego laboratorium pod ręką - pobiegłam się ukłuć przed pracą celem zmierzenia czy ten przeklęty progesteron zjechał już do okolic jedynki. Wynik miał być wieczorem, ale najwyraźniej komuś w laboratorium się nie spieszyło i postanowił wystawić moją cierpliwość na próbę. Chyba z tysiąc razy odświeżałam przeglądarkę od godziny 17-21. W końcu o 21:24 przyszedł! 3.61 ng/ml! Dlaczego nadal tak dużo? Czy uda się go zbić do poranka? Cudem przełożyłam dzisiaj 2 wizyty w klinice na przyszły tydzień, ale nie mam już pola manewru. Jeśli jutro nie nadejdzie @ to nie mają terminów by mnie przyjąć w dniu kiedy zaleciła lekarka:( Ona sama za to nie odbiera w ogóle gdy dzwonię, nie odpisuje na smsy, a klinika jest tak genialnie skonstruowana, że nie da się dodzwonić bezpośrednio do recepcji oddziału, który nas obsługuje. Mam jedynie mailowy kontakt z koordynatorkami, które niekiedy gubią moje maile, a często odpisują dopiero po przeszło dobie:( Nie wiem więc co zrobię! Jestem strasznie zestresowana, że się nie uda tego wszystkiego ogarnąć jak trzeba:( Chyba zaraz odtańczę jakiś błagalny taniec!
PANIC MODE!
Zwariuje z moim organizmem!
Udało mi się o 15:00 załatwić badanie progesteronu - wynik 0.99 ng/ml, czyli o 0,01 mniej niż 1, kiedy to miałam oznaczyć 1dc i rozpocząć zastrzyki, ale czy ta jedna setna to już wystarczająco poniżej, skoro nadal nie mam prawdziwej @ tylko brązowe plamienia?! Szlag by to trafił! Brzuch w ogóle nie boli. Nie mam pojęcia co robić! Za godzinę powinnam brać Gonapeptyl, ale co jeśli to za wcześnie? Lekarka mówiła, że to BARDZO WAŻNE BY TRAFIĆ DOBRZE W 1 DC! Wg mnie to jeszcze nie początek cyklu, ale jednak progesteron spadł ciuteńkę poniżej 1! Dzwoniłam do kliniki - nie są w stanie poradzić, a mojej lekarki już nie zastałam. Sama lekarka nie odpisuje. Zaraz zwariuje ze stresu! To jest jednak masa kasy do stracenia + cały miesiąc w plecy, a przy moim niskim AMH każdy się liczy! W dodatku faszerowanie się sterydami, hormonami i te zastrzyki na marne też pewnie rozregulują mój organizm. Ratunku!!!!!!!!!!!(((((
Edit: Stał się cud! Zostałam wysłuchana i los zesłał nam ratunek! Nasza pani dr właśnie odpisała na smsa. Kazała czekać. Ufff. To chociaż kilka godzin spokoju do jutra. Rano znowu biegnę robić progesteron i czekamy do kolejnego wieczora na start!
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 stycznia 2017, 20:38
1 dc
I oto stało się! Prawdopodobnie tuż po tym jak w końcu odpisała moja lekarka i kazała wstrzymać zastrzyki, a my poszliśmy spać, Ovufriend postanowiło dopiąć swego i zesłało na mnie @! Rano obudziłam się już pewna, iż nadeszła. Udaję jednak, że nic nie zauważyłam odnośnie godziny i że akcja rozpoczęła się dopiero po północy, bo inaczej całą rozpiskę diabli by wzięli. Niech zatem 12.01.2017 będzie 1 dc w którym podejdziemy do naszej pierwszej procedury in vitro i mam gdzieś całą resztę!
Mimo powyższych założeń, postanowiliśmy z m., że pobiegnę jednak ukłuć się 3 dzień z rzędu i zbadam rano progesteron. Wyniki miały być znowu wieczorem. Jest 21:56, m. zdążył mnie już dziabnąć Gonapeptylem, a wyników nadal nie ma! Co za przeklęty brak profesjonalizmu! Gdy mówią, że będzie danego dnia wieczorem to dlaczego cholera czekają aż do ostatniej chwili?! Przecież babka wczoraj w innym laboratorium powiedziała mi, że czas wykonywania badania progesteronu to chwila na krzepnięcie krwi + 2h pracy jakiejś maszyny! W dzisiejszym lab. musi być podobnie. Badanie zrobiłam o 8:00, kurier zabrał próbki do centrali o 11:00. Minęło już ponad 10h! Grr!
Wracając jednak do zastrzyku... Jeśli ktoś nie miał przyjemności bliżej zapoznać się z Gonapeptylem to ostrzegam - pierońsko piecze!!! Naprawdę pierońsko!!! Gdybym wiedziała, że aż TAK to odstawiłabym przed m. 10x większą szopkę panikarską. Dobrze, że tego nie słyszy, bo chyba nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego co go czeka jutro... Czego oni tam wlali??! Nie chcę więcej! A tu jeszcze 2 zastrzyki czekają mnie przez kolejne 2 dni z rzędu, nie wiadomo też jak zareaguję na Gonal F, który wkracza na scenę od 3dc... Ratunku po raz drugi!!!
3 dc
Dzisiaj 3 i ostatni póki co zastrzyk Gonapeptylu, a dodatkowo muszę się przygotować na nowego wroga - Gonal F. Strasznie się stresuję i zastanawiam jaką igłę dołączyli do aplikatora (nie mam odwagi spojrzeć), czy również będzie parzył jak ogień? Wczoraj nękana wspomnieniami z dnia poprzedniego tak się zestresowałam tuż przed kłuciem, że kilka razy musieliśmy odkładać ten moment, bo stwierdzałam, że nie dam rady. Na szczęście, gdy się w końcu zgodziłam, m. tak się przyłożył, że prawie nie poczułam samej igły! Doszedł już prawie do mistrzostwa i jestem z niego dumna. Jak on to robi, że ręce w ogóle mu się nie trzęsą? Że mimo mojego panikarstwa zachowuje zimną krew?? Jest wspaniały! Myślę, że nikt inny nie zrobiłby tego lepiej, delikatniej. Niestety, gdy zaczął wstrzykiwać płyn pojawiło się ostre pieczenie i czar prysnął, ale to nie jego wina, że takie cholerstwo nam przepisali...
Rozpoczęcie stymulacji sprawiło, że znowu nie mogę przestać myśleć o niczym innym jak o staraniach, zabiegach, o tym jak będzie jeśli się uda, a co zrobimy gdy się nie uda.
Boję się. Boję, że wyhoduję za mało pęcherzyków i całą procedurę diabli wezmą. Boję się, że nawet jeśli wyhoduję wystarczająco pęcherzyków to okażą się puste. Boję się, że komórki się nie zapłodnią, a jeśli się zapłodnią to nie dotrwają do transferu. Boję się, że nie dam sobie rady psychicznie po transferze, a w pracy nie będę mogła wziąć urlopu. Boję się, że w pracy zaczną coś podejrzewać, a sytuacja jest nieciekawa, by o tym rozmawiać. Boję się, że dojdzie do hiperstymulacji, a ja jej na czas nie rozpoznam i źle się to dla mnie skończy:( Boję się, że nawet gdy się wszystko do tego momentu uda to... Nie potrafię nawet dokończyć, bo boję się, że zapeszę Czy ja to wszystko wytrzymam?? Tylu rzeczy się boję..............
Edit: Zastrzyków Gonal F prawie nie czułam! Jednak co się nastresowałam przed to wypłakałam... Teraz znowu doba błogiego spokoju od kłucia!
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 stycznia 2017, 21:29
6 dc
Przebrzydłe zastrzyki Gonapeptylu nareszcie za mną! Od 3 dni przyjmuję już tylko zastrzyki Gonal F i dzięki kontrastowi wobec pierwszych, palących - mogłabym nawet powiedzieć, że polubiłam te nowe (nie wierzę, że napisałam coś takiego o zastrzykach!). Nadal nie mogę patrzeć na igłę, nadal zamieram w momencie jej wbicia w fałdkę, ale jestem już o niebo spokojniejsza niż byłam na początku:)
Pojechaliśmy dzisiaj do kliniki podejrzeć jak tam rosną moje pęcherzyki. Wstępnie naliczono ich 10 (4 w lewym jajniku, 6 w prawym jajniku), z czego jedynie 3 przekroczyły rozmiar 10mm. Czy to dobrze??? Pani dr powiedziała, że może się jeszcze wyhodować więcej, ale równie dobrze część z obecnych może przestać (tfu tfu tfu!) rosnąć... Generalnie jest raczej zadowolona. Ja za to podejrzałam sobie w międzyczasie wyniki monitoringu z 7 dnia cyklu z 1IUI, stymulowanego Lamettą. Tam pani dr naliczyła 9 pęcherzyków, z czego aż 8 miało już wtedy powyżej 10mm, a 3 z 9 miały aż powyżej 14mm! Nie nastraja mnie to optymistycznie... Kurczowo będę sobie powtarzać komentarz Elarii o jej znajomej co to wyhodowała tylko 3, przyjął się 1 i już jest w ciąży... Skoro jej się udało to nam tez musi! Może jakoś przetrwam.
Poza monitoringiem zrobiono mi także dzisiaj badanie progesteronu i estradiolu, ale na tym etapie chyba i tak niewiele powiedzą skoro pęcherzyki są jeszcze takie maleńkie... W każdym razie na ich podstawie zostanie podjęta decyzja czy zwiększamy dawkę Gonalu, czy pozostajemy przy obecnej.
Następne podglądanie już w czwartek... Czekamy w napięciu!
Edit: Mam wyniki...
Progesteron 0,05 ng/ml (norma faza pecherzykowa: 0,2 - 1,5) - dlaczego cholera mam tak mało?!
Estradiol 61,79 pg/ml (faza pecherzykowa: 12,4 - 233) - pęcherzyki są maleńkie, trudno, żeby Estradiol był wysoki...
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 stycznia 2017, 19:57
Noc praktycznie nieprzespana. Gdy tylko na chwilę udawało mi się ślepia zmrużyć, zaraz śniło mi się, że kłują mnie olbrzymią igłą celem zbadania estradiolu i progesteronu... Wyniki wychodzą oczywiście fatalne, więc znowu kocioł myśli w głowie i nie mogę zasnąć... Odkąd wróciłam z pracy także myślałam tylko o tym, że ten estradiol jednak za niski jak na pęcherzyki powyżej 14mm i nic z tego nie będzie... Przeczesałam fora internetowe i porównując się z nimi sytuacja zaczęła mi się jawić naprawdę nieciekawie. Aż tu przed chwilą, gdy zaczęłam biadolić m. o tych 14mm pęcherzykach, on zaczął mnie przekonywać, że przecież największe miały wczoraj 11mm! Biegnę więc sprawdzać kartotekę, patrzę, a tam faktycznie 2x11mm, 1x10mm, reszta poniżej 10mm i tyle! Jest jeszcze szansa, że pozostałe podrosną, a dominujące jeszcze się nie wykształciły! Najbliższa noc uratowana! Ale ze mnie panikara...
9 dc
2 kolejne monitoringi za nami! Pani dr bardzo się przykłada, jesteśmy z niej naprawdę zadowoleni i ufamy jej jak mało komu. Jedynym elementem, który może trochę nawalać to mój organizm, ale mam nadzieję, że ONA coś na to poradzi!
W ostatnich wpisach nieźle namieszałam odnośnie pęcherzyków. Tyle o nich myślałam, o poziomach hormonów i całej reszcie, że w końcu wszystko mi się pomieszało, a ja nawet nie zauważyłam... Normalnie wariatka ze mnie! Dobrze, że m. przywołał moją głowę do porządku! No i Wy oczywiście;)
Dzisiejsze "podglądanko" ujawniło, iż chyba nie będzie więcej niż 10 konkurentów w wyścigu, którego główną nagrodą jest dłuższy pobyt w moim miejmy nadzieję wypaśnym "hotelu". Staram się jak mogę. Podkarmiłam endometrium do rozmiaru 6,9mm. Może powinnam jeść więcej orzechów? Czerwonego wina pić już nie mogę, bo sterydy (eh!)...
Pęcherzyki nadal mają ok 10-12mm. Jeden trochę wymięka i trzyma się poniżej 10mm - podobno marna szansa, by coś z niego jeszcze wyrosło. Zostaje nam więc 9 pęcherzyków: 5x12mm,2x11mm,2x10mm. Mam nadzieję, że do samego końca będą szły łeb w łeb.
Estradiol póki co niewiele się poprawił. Jak dla mnie wygląda trochę słabo, ale nasza lekarka nic nie zmienia w kwestii dawkowania Gonalu, więc postanowiłam jej zaufać, iż tak właśnie powinno być. Uspokajała mnie wczoraj, że idziemy w jakość, a nie ilość i że podczas stymulacji do in vitro rosną zupełnie inaczej niż przy wcześniejszej stymulacji letrazolem do IUI. Przyjmuję zatem do wiadomości i nie zamierzam się zamartwiać! Na wszelki wypadek przed snem łyknę sobie ziołową tabletkę na spokojność i powinno być dobrze;)
14dc
Nie jestem już w stanie zliczyć ile wizyt z monitoringami odbyliśmy w klinice od rozpoczęcia stymulacji. Jeździmy tam co 2 dni, bywało nawet codziennie. Kolejna 4-godzinna kroplówka z intralipidów również za mną. Na żyłach obu rąk powoli nie jestem w stanie znaleźć miejsca, które nie byłoby posiniaczone lub pokłute. Brzuch też nie wygląda lepiej. Dostał już 3 zastrzyki Gonapeptylu, 11 zastrzyków Gonalu i 2 zastrzyki Cetrotide (dzisiaj kolejne 2). To ostatnie biorę od 2 dni na powstrzymanie pękania pęcherzyków. Dostaję po nim strasznie swędzącej pokrzywki. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Na szczęście znika po kilku godzinach. Kupiłam w aptece wapno. Mam nadzieję, że coś pomoże!
Same pęcherzyki zaczęły nawet żwawiej rosnąć. Jestem aż zdziwiona. Przestałam się jednak emocjonować jak wcześniej. Po chwilach smutku przychodzi zobojętnienie. O dziwo dzisiaj odkryliśmy, że ruszyły 2 najmniejsze pęcherzyki, na których zarówno ja jak i nasza lekarka postawiłyśmy już kreskę. Jeszcze w poniedziałek miały po 10 i 11mm, a dzisiaj ze zdziwieniem zaobserwowałyśmy na monitorze 13mm każdy! Reszta pęcherzyków w przedziale 14-17mm. Niestety wraz ze wzrostem pęcherzyków nie idzie proporcjonalny wzrost Estradiolu:( Właśnie odebrałam najświeższy wynik z dzisiaj. Estradiol zmalał do 335,12 pg/ml wobec 341,04 pg/ml w poniedziałek! Co się stało?? Czyżby to Cetrotide coś namieszało? Lekarka liczyła na wzrost co najmniej do 500 pg/ml. Chyba szykuje nam się zwiększenie dawki Gonalu, o ile coś pomoże... Jestem już tym zmęczona i zniechęcona... W piątek mamy prawdopodobnie ostatnią wizytę z monitoringiem i badaniami krwi. Punkcja w przyszłym tygodniu, o ile będzie co pobierać...
Edit:
Przyszło polecenie zwiększenia dawki Gonalu. Od dzisiaj wbijamy 175j...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 stycznia 2017, 10:20
15dc
Mam dzisiaj trochę nadzwyczajny dzień, dzięki czemu wytworzyły się warunki, bym mogła sobie pobuszować w Internecie i rozeznać się nieco bardziej w kwestii poziomu Estradiolu w stosunku do liczby i rozmiarów pęcherzyków. Przecieram oczy ze zdumienia, gdy widzę wartości ponad 1000pg/ml (nie mówiąc o 2000-3000), nawet przy podobnej co moja ilości pęcherzyków, podczas gdy mój Estradiol w 12 dniu stymulacji wynosił ledwie 335 pg/ml i możliwe, że nadal (tfu! tfu! tfu!) spada... Ufam naszej lekarce, ale zastanawiam się jednocześnie, czy aby nie podchodzi do naszej stymulacji zbyt spokojnie. Może dałoby się włączyć jeszcze jakieś zastrzyki, aby nieco rozruszać dojrzewanie komórek?? Przecież wg jej kalkulacji pozostał już góra tydzień do punkcji, a ona nie zaplanowała już więcej niż 600j Gonalu przy tak marnych wynikach Estradiolu. Skoro zgodnie z jej doświadczeniem musi być 150-200pg/ml na każdą dojrzałą komórkę to wychodzi że mam góra dwie rokujące, a tu żadnych zmian, odwoływania procedury itd. Toż to nie będzie czego pobierać, a nawet gdyby pobrali 2 to ile z tego się zapłodni?? Obawiam się również, że nie pozwolą mi podchodzić do kolejnej stymulacji w obecnie opłaconym pakiecie:/ W takiej sytuacji kilka tysięcy zł pójdzie do piachu, a za chwilę trzeba będzie wyłożyć kolejne tyle... Eh do kitu to wszystko...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 stycznia 2017, 10:40
16dc
Byliśmy dzisiaj znowu w klinice. Tym razem z samego rana przed pracą. Największy pęcherzyk ma już ponad 18mm, a najmniejsze mają 14mm. Pojawił się także nowy, który albo nagle wystrzelił, albo wcześniej się ukrywał! Estradiol niestety ledwo drgnął - 361,9 pg/ml w związku z czym znowu podwyższono mi dawkę Gonalu (kolejny pen w aptece)... Tym razem o 12,5j, czyli od dzisiaj biorę 187,5j.
Powoli zaczynam się już we wszystkim gubić. Muszę jutro zrobić jakieś podsumowanie i ogarnąć temat!
18dc
Czas na małe podsumowanie dotychczasowej stymulacji. Lekarka niestety nie odpowiedziała na mojego smsa w sprawie niedzielnego monitoringu, który rozważała:/ Oznacza to, że widzimy się dopiero we wtorek, czyli w 20dc, a gdzie tam w ogóle termin punkcji... Zaczynam się zastanawiać czy mój krótki protokół nadal można nazywać krótkim, skoro zastrzyki brać będę co najmniej 20 dni... No ale przejdźmy do podsumowania.
W 16dc pęcherzyki miały następujące wymiary:
lewy jajnik: 1x14mm, 4x15mm, 1x16mm, 1x 18mm,
prawy jajnik: 1x14mm, 2x15mm, 1x16mm.
Łącznie sztuk 11.
Endometrium: 10mm.
Biorąc pod uwagę, że ich ostatni wzrost wynosił ok. 1mm na dobę, w dniu dzisiejszym, czyli w 18dc powinny mieć następujące wymiary (zakładając, że wszystkie nadal rosną):
lewy jajnik: 1x16mm, 4x17mm, 1x18mm, 1x20mm,
prawy jajnik: 1x16mm, 2x17mm, 1x18mm.
Wyniki Estradiolu z 16dc: 361,9 pg/ml przy takiej liczbie pęcherzyków, każą podejrzewać, że jedynie w 2-3 największych pęcherzykach rozwijają się prawidłowe komórki, a reszta niestety może być pusta... Wyczytałam, że istnieje coś takiego jak "zespół pustego pęcherzyka", który trapi m.in. osoby z niskim AMH, a objawia się rozwojem pozornie prawidłowych pęcherzyków, które osiągają dorodne rozmiary, ale nie uzyskuje się z nich żadnej komórki jajowej. Muszę dopytać naszą lekarkę, czy da się coś na to poradzić. Z informacji znalezionych w Internecie nie płyną póki co dobre wieści:(
Dotychczasowa stymulacja:
1-3dc - Gonapeptyl 0,1
3-11dc - Gonal F 150j
12-15dc - Gonal F 175j + Cetrotide
16-18dc - Gonal F 187.5j + Cetrotide
19-Xdc - prawdopodobnie Gonal F 187.5j + Cetrotide
Dotatkowo:
Intralipid 100ml x2
DHEA Eljot 3x1
Medrol 2x0.5
Agapurin 2x1
"Witaminy" (cała reszta zaleconych tabletek)
Dotychczasowe wydatki:
Gonal F + Gonapeptyl + Cetrotide + DHEA + Agapurin + Medrol + Ovitrelle + Estrofem + Unidox =~2600zł (już z refundacją), a szacowaliśmy nieco ponad 1000zł
Ovarinu, Modulatora oraz Fertilmen Plusa nie wliczam, bo są to wydatki, które ciągną się już prawie od roku, tak samo jak reszta "witamin".
We wtorek musimy jeszcze dokupić miejmy nadzieję ostatnią paczkę Gonalu 350j, czyli +150zł.
Potem dojdą już ponoć niedrogie leki po punkcji.
Uff! Ależ się napisałam i naliczyłam! Mam jednak nadzieję, że dzięki temu podsumowaniu nie utonę w ogromie informacji, które muszę zapamiętać.
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 stycznia 2017, 14:13
19dc
La la la 827! La la la 827! La la la! Niech cały świat usłyszy tę cudowną liczbę!
Zrobiłam rano badanie estradiolu w naszym lokalnym punkcie pobrań. Gdy wychodziłam z pracy przyszły wyniki... 827ng/ml!!!!!!!!!!!!!!! A jeszcze w piątek było 362ng/ml! Aż się poryczałam ze szczęścia. Dobrze, że nikogo już nie było w pokoju;) Uśmiech nie schodził mi z gęby, odtańczyłam taniec radości, po czym znowu się poryczałam i tak jeszcze w kółko przez 10 minut kiedy to próbowałam zakończyć kilka spraw i pozamykać wszytko:> W drodze do wyjścia zakradłam się do łazienki by nieco się ogarnąć i zobaczyłam, że z tego wszystkiego dostałam wypieków jakbym jednym tchem wychyliła co najmniej butelkę wina;) Na szczęście spotkałam już tylko sprzątaczkę i portiera...
Nie mogę uwierzyć, że w końcu porządnie drgnęło! To mój najszczęśliwszy dzień w tym miesiącu, o ile nie jedyny naprawdę szczęśliwy! Teraz jeszcze tylko niech estradiol podciągnie się powyżej 1200ng/ml do czasu punkcji (a w marzeniach osiągam nawet 1600ng/ml!) i będę zadowolona:) Dumna jak paw, wysłałam już wynik naszej lekarce. Kazała nic nie zmieniać. Nie mogę się doczekać jutrzejszego monitoringu! La la la la la!!! i znowu płaczę ze szczęścia:P
20dc
Czyżbym zapeszyła? Chyba nie może być zbyt różowo. Byliśmy dzisiaj na kolejnym monitoringu. Największe 2 pęcherzyki osiągnęły 20mm. Reszta w przedziale 13-19mm. Jest jednak niespodzianka. Dotyczy najmniejszych. Przecież ja nie miałam już pęcherzyków o rozmiarze 13mm... Poza tym tych nieco większych też jest o 1 za dużo. Okazuje się, że wyprodukowałam 3 nowe, które mają szansę podrosnąć!
Teraz gorsze wieści. Endometrium spadło z 10mm do 7.6mm. Nasza lekarka uspokaja, że jego grubość może się wahać, ale wcale mi się to nie podoba.
Do tego nieszczęsny Estradiol.......... Już wczoraj odtańczyłam taniec radości, bo poranny wynik z lokalnego punktu wydawał się przepiękny wobec niedawnych wyników, aż tu dzisiaj robię po 1.5 dobie badanie w klinice, czyli inne, dotychczasowe laboratorium i nie dość że nie urosło to jeszcze spadło! Wychodzi na to, że wyniki w moim punkcie pobrań wychodzą inaczej (zawyżone) i wczorajszy wzrost wcale nie był taki spektakularny... Pani doktor liczyła dzisiaj na 1000ng/ml, niestety nie dane jej było tyle zobaczyć Nam również. Obecny wynosi 815ng/ml. Punkcja odwleczona aż do przyszłego wtorku/środy, a tymczasem nadal mam brać zastrzyki Gonalu + Cetritude:( Mój brzuch krzyczy "dość!". Każdy zastrzyk coraz bardziej boli przez zrosty, który się prawdopodobnie porobiły od zbyt częstego kłucia (tak usłyszałam od babek z punktów pobrań). Nie mam pojęcia jak dziewczyny wytrzymują na długim protokole....... ale chwileczkę? Toż to dzisiaj 20 dzień zastrzyków, a jeszcze co najmniej 7 dni kłucia przede mną. Na co wygląda jak nie właśnie na długi protokół!? Nie wiem co tu się wyprawia:(
Od dłuższego czasu mam też problemy z zasypianiem. W ciągu dnia, a także przed snem pojawia się dziwne kołatanie serca. Nie kłucie jak kiedyś z nerwów, ale taki krótkotrwały łomot i potem przerwa. Strasznie mnie to stresuje, tym bardziej iż przeczytałam, że może to być skutek uboczny zażywanych leków. Nie mogę przez to spać i jestem coraz bardziej wykończona całą tą procedurą... Ile jeszcze?
22dc
Zaczynam coraz mocniej czuć jajniki. Od godziny prawy jakoś dziwnie mi "mruczy" i tak jakby coś w nim pulsowało/drżało. Strasznie denerwujący objaw. Nie umiem się na niczym skupić. Ciekawe czy w ogóle dzisiaj zasnę... Dziwi mnie również fakt, że to prawy jajnik daje bardziej o sobie znać, podczas gdy to w lewym jest 8 pęcherzyków, a w prawym tylko 6 (w tym 2 najmniejsze 13mm). Lewy czuję tylko podczas chodzenia.
Dzisiaj odpuściłam badanie estradiolu. Jutro i tak zrobią mi w klinice. Ciekawe jak tam się miewają pęcherzyki... Nie mogę się doczekać monitoringu!
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lutego 2017, 21:46
23dc
Hurra! Nareszcie jest dobrze! Naprawdę dobrze jak na moje AMH! Po pracy pojechaliśmy na kolejny monitoring, który ujawnił następujący stan pęcherzyków:
lewy jajnik: 1x15mm, 1x16mm, 1x17mm, 1x18mm, 3x19mm, 1x20mm (czyli do wyboru do koloru;));
prawy jajnik: 1x15mm, 3x16mm, 1x17mm, 1x21mm;
endometrium: z powrotem 10mm;)
Co jednak najważniejsze (bo z pęcherzykami wyglądało nie najgorzej już wcześniej) to fakt, iż Estradiol w dniu dzisiejszym popołudniu wyniósł..... tamtaradam... 1323ng/ml!!! W 3 doby wzrósł o 500ng/ml! Toż to istne szaleństwo jak na mnie!:> Progesteron też trochę wzrósł, ale nadal jest poniżej 1ng/ml, a to pozwala ponoć nadal na świeży transfer. Obym go utrzymała na tym poziomie.
Po dzisiejszym dniu zaświtała we mnie myśl, że możemy kierować się badaniami, statystykami, wybierać to co niby dla nas jest najlepsze wedle tych danych (w moim przypadku przy niskim AMH - krótki protokół, by nie marnować czasu), a organizm i tak zrobi tak jak uważa, że jest dla niego najlepiej, dając nam często pstryczka w nos. Chciałyśmy z naszą lekarką pójść krótkim protokołem, ja cieszyłam się, że uniknę sporej dawki zastrzyków, a moje ciało stwierdziło, że nie ma mowy, nikt mnie tu nie będzie zmuszał do czegoś, czemu nie podołam. Wybrał długą stymulację i zaskoczył dopiero po 20 dniach, dzięki czemu jest szansa na ładne komórki:) Może większe dawki od początku przyspieszyłyby efekt, ale kto wie, czy wtedy komórki nie byłyby gorszej jakości?
Aby uczcić tę wspaniałą nowinę, wypiłam dzisiaj pierwszą od ponad miesiąca malutką lampkę czerwonego wina. Rocznik 2013, portugalski region Duoro. Było przepyszne! Nie wiem czy to dlatego, że tak bardzo mi się chciało, czy faktycznie było tak dobre jak je odczułam, ale najważniejsze, że poczułam iż wszystko jest tak jak być powinno i jestem szczęśliwa:) Żeby nie było, wcześniej uzyskałam zgodę naszej lekarki na tą małą dawkę "uszczęśliwiacza"
24dc
Rozochoceni wczorajszymi wynikami Estradiolu i dobrym tempem przyrostu, zapytaliśmy naszą lekarkę, czy nie moglibyśmy wydłużyć stymulacji jeszcze o jeden dzień, aby podbić Estradiol na jeszcze wyższy poziom niż byłby po dzisiejszych zastrzykach. Mając wszystkie nasze dane przeliczała to i owo i dzisiaj dostaliśmy zielone światło aby przedłużyć dodatkowo o 1 dzień Problem tylko w tym, że nie przewidzieliśmy Gonalu i musimy jutro jechać po receptę oraz same zastrzyki do apteki, w której na pewno go będą mieli. Zdecydowaliśmy jednak, że ponieśliśmy już tak wysokie koszta leków i paliwa, iż ten jeden dodatkowy kurs + zastrzyk niewiele zmienią. Wobec tego wszystkiego wychodzi chyba na to, że Ovitrellem kłujemy mnie dopiero jutro, a punkcja odbędzie się w środę. Ciekawe kiedy w takim razie odbędzie się transfer. Coś kojarzę, ze była mowa o 2-dniowych zarodkach, ale ile to znaczy 2-dniowe? Równe 48h po dokonaniu iniekcji? A może dopiero 48h po zaobserwowaniu zapłodnienia? Nawet nie wiem ile czasu potrzebuje taki plemnik, by się dobrze połączyć z komórką, gdy już siedzi w jej środku i nie musi nadtrawiać osłonki... No nic, wszystkiego na pewno dowiemy się w dniu punkcji.
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lutego 2017, 22:23
26dc
No i znowu dostałam pstryczka w nos... Trzeba było tak się cieszyć, robić plany odnośnie rzeczy na które nie mam wpływu? Teraz przez to wszystko doznałam większego zawodu. Rano zrobiłam badania Estradiolu + Progesteronu. Niestety ten pierwszy praktycznie nie zmienił poziomu od piątku, co oznacza, że żadnych komórek więcej nie da się z moich jajników "wycisnąć" pomimo 14 ładnych pęcherzyków. Musimy się zadowolić tym co mamy, a przecież nie jest źle... 1344ng/ml wobec niedawnych 362ng/ml wygląda już o wiele lepiej. Nasza lekarka powiedziała, ze jak będzie 1500ng/ml to będzie zadowolona, a naprawdę cieszyłaby się gdyby udało się dobić do 2000ng/ml. Pewnie z tego powodu zgodziła się wydłużyć o 1 dzień stymulację, skoro świetnie szło. Niestety ona również się trochę zawiedzie, ale cóż poradzę. Dzisiaj biorę Ovitrelle i w środę rano punkcja. Czekam jeszcze tylko na potwierdzenie godziny...
Edit: Lekarka po odczytaniu wyników chciała chyba wydłużyć stymulację, ale okazało się, że nie mamy już Cetrotide:( Ovitrell wstrzyknięty. Mam doła i boję się, że nawet ona nie wierzy, iż coś z tego będzie:( Dziewczynom na forum też się nie udaje... Wszystko jest do d***!
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lutego 2017, 22:28
27dc
Całą noc śniły mi się jakieś koszmary. Rano wstałam niewyspana, połamana i czułam wręcz, że łapie mnie jakieś choróbsko:/ Nie dałam nawet rady usiedzieć w pracy do końca dniówki. Pewnie hormony w zastrzykach, sterydy i inne medykamenty po tylu dniach znacznie osłabiły mój organizm i mam szczęście, że i tak trzymałam się nieźle do tej pory... Dobrze, że od jutra mam mieć zwolnienie.
Trzęsę strasznie portkami przed narkozą. Świadomość braku kontroli nad swoim ciałem strasznie mnie przeraża. Nigdy nie dałabym się namówić na jakiekolwiek narkotyki z tego samego powodu. Dopóki czuję, że jestem w stanie zareagować - czuję się bezpiecznie. Poza tym mam może głupie myśli, ale jednak nęka mnie, że się nie obudzę Jakby tych strachów jeszcze było mało, to pomyślałam sobie, że pewnie im spadnę ze stołu gdy będą mnie próbowali nieprzytomną przerzucić na łóżko po zabiegu:P M. mnie wyśmiał, że takie rzeczy się nie zdarzają. Wystarczyła chwila i w "Faktach" pojawił się reportaż na temat człowieka, który w trakcie operacji ześlizgnął się ze stołu razem z materacem, pomimo rzekomo zastosowanych zabezpieczeń Los ewidentnie się ze mnie naigrywa!
Sama sytuacja w pracy również niezmiernie mnie stresuje. Nie dość, że od jutra 3 dni będę przebywać na zwolnieniu, to jeszcze bez żadnej zapowiedzi nie przyjdę im przez kolejny tydzień po transferze (zalecenie naszej lekarki). Niby starałam się podomykać co się dało, ale nie wszystko mogłam. Część spraw pewnie wyskoczy w trakcie mojej nieobecności i współpracownicy będą wkurzeni, że mnie nie ma. Niech jednak będą wkurzeni, byleby nie pytali co mi dolegało! Nie wpadłam jeszcze na mądre wytłumaczenie, a przecież prawdy im nie powiem!
Eh... chyba dzisiaj nie zmrużę oka. Punkcja jutro ok. 8:30. Trzymajcie kciuki!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lutego 2017, 20:37
28dc PUNKCJA
No i po krzyku! Jestem już w domu:) Punkcja odbyła się planowo ok. 8:30. Wenflon wbijała moja ulubiona pani, więc mimo, iż musiała wbijać 2 razy, zmieniając rękę, bo w prawej trafiła na zrost i nie chciało wejść do końca to i tak było całkiem znośnie:) Potem tylko trochę miałam niewyraźną minę, gdy jechałam z inną lekarką na salę zabiegową, ale na szczęście wymieniła się z moją, gdy już przyszło do zabiegu:) Porządny stres dopiero ogarnął mnie gdy wokół łóżko-fotela zaczęło kręcić się pełno personelu, a jedna z pielęgniarek zaczęła mi przywiązywać nogi taśmami. Anestezjolog widząc moją panikę podał najpierw głupiego Jasia, a gdy już zaczęło wirować - po chwili podał usypiacz. Nic nie pamiętam, nawet przenoszenia na zwykłe łóżko, a ponoć po pierwszym ocknięciu ciągle tylko gadałam o moim niskim ciśnieniu, żeby koniecznie je uwzględnili Pewnie mieli ubaw. To była jednak moja największa schiza, że się nie obudzę, bo podadzą za dużo środka jak na moje niskie ciśnienie i najwidoczniej, gdy człowiek traci kontrole nad sobą to gada pierwsze co mu w głowie siedzi Potem znowu zasnęłam i powiedziano mi, że długo nie chciałam się obudzić, więc może moje obawy były choć ciuteńkę uzasadnione! M. zobaczył mnie dopiero ok. 12:30, bo po zabiegu musiałam jeszcze poleżeć na obserwacji. Na wizycie po punkcji poznaliśmy w końcu ostateczną liczbę komórek, które wydobyli... Nie uwierzycie! 14 dojrzałych!!!!!!! Miałam ponoć 15, ale jedna miała jakąś wadliwą osłonkę. Jak to możliwe by było aż tyle przy 14 pęcherzykach i niskim estradiolu, który pokazywał, że mogę mieć max 9 jeśli liczyć po 150ng/ml a max 6 licząc po 200ng/ml??? Z tych 14 dojrzałych, 4 miały jakieś wielkie dodatkowe wadliwe komórki (zapisałam sobie, później sprawdzę) i zostały odrzucone przy selekcji. Do zapłodnienia poszło jednak 10! To wynik, o którym nawet nie śniliśmy. Jutro rano mam dostać smsa ile z nich w ogóle rokuje i podejmiemy decyzję co dalej. Nasza lekarka stanowczo nas jednak odwodziła od robienia transferu od razy w obecnym cyklu. Nie dość, że crio się lepiej przyjmuje wg ostatnich badań to jeszcze powiedziała, że moja stymulacja była wyjątkowo długa i obciążająca organizm. Ona wolałaby doprowadzić go najpierw do normy i dopiero próbować. Problem w tym, że na początku marca będę miała spore problemy w związku z planowanym urlopem współpracownika. Będziemy musieli mocno pokombinować, żeby transfer przesunąć o tydzień. Może w tym cyklu brałabym progesteron? Mam nadzieję, że da się to jakoś załatwić...
Mi zawsze było bliżej do sceptycyzmu i ostrożności niż rozbuchanej nadziei. Ja znam więcej osób, które miały sukces już po pierwszej procedurze. Trzymam za was kciuki!
Zdarza się i za pierwszym razem. Ciężko w tej sytuacji być zarówno optymistą jak i pesymista. Trzymam kciuki
Ja tez znam kilka osob, ktorym sie udalo za pierwszym razem. Wierze ze Tobie tez sie uda:)
A może spróbuj wyobrazić sobie drugie podejście. Wtedy do pierwszego podejdziesz z mniejszą presją. Mi to pomogło. Też znam kilka osób które zaskoczyły po pierwszym razie. Trzymam kciuki
Eh, dzięki dziewczyny za pocieszanie. Obyśmy z m. dołączyli do tych cudownych przypadków! Miriam ja w ten sposób robiłam już ostatnie inseminacje, nastawiając się właśnie, że i tak tym razem się nie uda... i co? Nie udawało się...:( Potem plułam sobie w brodę, że może gdybym inaczej myślała to organizm by się bardziej postarał... Z drugiej strony mówią, że stres ma zdecydowanie negatywne oddziaływanie na proces zachodzenia w ciążę, więc chyba więcej zyskam będąc spokojnym pesymistą niż próbując zmotywować swój organizm... Taktyka obrana!
Ooooo dopiero po czasie przeczytalam. Pewnie, ze udaje sie za pierwszym razem. Znam dzewczyny, ktorym tez sie udalo podobnie jak mnie. I Ty tez zaskoczysz za pierwszym razem;-)